16. Głodówka

18 kartek... :o Pragnę Was na nie właśnie dzisiaj zaprosić. Rozdział wyszedł taki długi, ponieważ został złożony z dwóch, żeby przyśpieszyć tok wydarzeń.
Nie sądzę, żeby był nudny. Podczas czytania go i doszukiwania się ewentualnych błędów - mnie osobiście się bardzo podobał ;)
Podczas czytania tego rozdziału również narzucił on na mnie chęć opisania szerzej - a może i jakiegoś nawet stworzenia dialogu na temat związku bohaterów, niestety jest już tak długi, że zrezygnowałam. Jednak na pewno później będzie taka sytuacja, która więcej już sobie zasłuży tą całą relacją, na taki wątek i w końcu się może wyjaśni ten cały 'pan Kaulitz'. :)


16


Głodówka


- Ah! Umowy. Przygotowałeś je?
Kaulitz wskazał wzrokiem na swe biurko. Od razu odnalazła konkretną rzecz, a mianowicie czarną teczkę z wygrawerowanym, złotym napisem "Kaulitz Fashion House".
- Ile jest umów?
- Dziesięć.
Kornelia zmrużyła oczy, zastanawiając się na szybko, czy tyle wystarczy. Oczywiście zerknęła w nie.
- Od godziny dziewiątej do godziny dwudziestej. W sobotę tak samo od godziny dziewiątej, ale kończy się godzinę wcześniej, więc o dziewiętnastej, a w niedziele moja droga wszystkie sklepy są pozamykane. Ułóżcie tak grafik, żeby jedna osoba nie przekraczała ośmiu godzin pracy w ciągu dnia. Jedna osoba może pracować po sześć godzin, druga pięć.
- Mam osobę, która może pracować na cały etat. Jest studentką, więc jeśli powiem jej, że nie może na cały etat, to może zrezygnować.
- Zrób jej po siedem godzin, a tamtym po cztery godziny plus soboty.
- Całe soboty? Jedna osoba? To znaczy dwie?
- Tak. To jest tylko dziesięć godzin.
- Tylko? Ma siedem... Osiemnaście musi mieć, skoro ją przyjęłam...  - To co, one robią w szkole? Kiblowały? - Przeszło jej przez myśl. - Nie ważne. - Odrzekła i pokręciła szybko głową. - To by było, gdyby Kaulitz się dowiedział, że zatrudniam takie osoby! - Zawołała przerażona w myśli. - No w sumie jedną... - Wybraniała się przed samą sobą.
- Cztery osoby. - Odrzekł na pożegnanie.
- To, czemu mam sześć umów?
- Żebyś się czasem nie pomyliła. - Uniósł brew.
- Ah... - Uśmiechnęła się. - Do zobaczenia... - Odeszła.
- Do zobaczenia.
- Coś się stało? Wszystko w porządku? -Zatrzymała się w drzwiach.
- Nie. Dlaczego?
- Nic... Dziwnie miły pan był...
Kaulitz ponownie uniósł brew, a Kornelia się zaśmiała pod nosem.
Zbiegła po schodach.
- Co ty tak latasz? - Zawołał Adam.
- Muszę jechać do sklepu. - Czapnęła swą kawę, pożegnała się grzecznie i wsiadła w beemwicę. Bardzo się obawiała tego spotkania, po tym, co się wydarzyło dzisiaj w szkole. Tak samo, jak trochę tego dziwnego taksówkarza.
- Długo mnie nie było?
- Czterdzieści minut.
- Przepraszam więc za spóźnienie.
- Nic się nie stało. Więc, gdzie teraz?
- Na Kurfüstendamm...

***

- Oh... Wolałabym iść do pracy niż do szkoły...
- Masz tylko do czternastej. Możesz po szkole przyjechać do pałacu.
- Ohh... Panie Kaulitz... Mogłabym się uczyć tylko na test. Tak, jak ostatnio...
- Przykro mi. Musisz wytrzymać ten rok i kolejne pięć lat. - Uśmiechnął się pod nosem.
- Oh...
Zagarnął ją do siebie i przytulił.
Po paru minutach wysiadła z auta. Poszła z wielkim zniesmaczeniem na twarzy na pierwsze jej niemieckie zajęcia w szkole. Postanowiła, że nie będzie dla nikogo na siłę miła. Będzie się zachowywać tak, jak jej się podoba. Czyli zamierza być sobą. Dziewczyną prezesa i córką bankowca.
Uniosła podbródek i weszła w wypełniony hol nastolatkami.
- Są tacy jak ja. A raczej ja jestem taka jak oni. - Przeszło jej przez myśl. - Przecież to moje miejsce. Dlaczego tak bardzo wstydzę się tu być? - Marudziła w myśli. - Tu powinnam być... Chyba praca w pałacu nie zryła mi bani... A raczej zatrudnianie ludzi, wypisywanie umów i administrowanie takich poważnych rzeczy... Hm... Może trochę... Ale to nie jest dobre... Jestem nastolatką, taką jak oni wszyscy... A to jest nauczyciel... - Odrzekła do siebie, widząc jakąś kobietę z dziennikiem pod pachą. - Którego powinnam się słuchać... Którego mogłabym zatrudniać. - Uśmiechnęła się wrednie pod nosem. - Oh... Nie chcę tak myśleć... Ale uczestniczyłam w rekrutacji ludzi, którzy mieli poważniejsze stanowiska niż nauczyciel... Jak ja mogę się ich słuchać? - Objęła ogólnie cały hol swoim wzrokiem. - Ich wszystkich mogłabym rekrutować... Jestem asystentką Billa Kaulitz. - Uniosła brew, przysłuchując się rozmowy rówieśników obok niej. - Jej... Jak zacznę mówić, to wszyscy będą mieli mnie za sztywniaka. - Przeraziła się. - Trudno. - Uniosła podbródek. - Nie będę mówić slangiem. Przez slang miałam dużo problemów. Teraz nie zamierzam takowych mieć. Jak się komuś nie spodoba, to niech nie słucha.
Oglądała tych wszystkich ludzi. Nadal nie znalazła drugiego Afroamerykanina. Czuła się samotnie. Wzrok zaciekawionych ludzi jej osobą był nie do zniesienia.
- Mogłam iść do prywatnej szkoły... Znowu nie posłuchałam... Ugh... Co mnie ciągnie do tych publicznych szkół? Chciałam być normalna, tak jak oni a sama się wywyższam, jak jebnięta... To jest chore... Ale nie stać by mnie było na prywatną szkołę. Zostałam sama, bez wsparcia... Ohh... Muszę pracować sama na siebie i to na dodatek się uczyć! Oh! Jak ja będę teraz pracować, jeśli mam się uczyć!? Będę miała mniejsze wypłaty! Przy takim standardzie życiowym nie ogarnę swojego życia! Nie chcę być utrzymanką Billa! OMG! - Żołądek się jej zacisnął. - Moje wypłaty zmaleją do minimum! I co ja zrobię, gdy skończą mi się pieniądze!? Będę chodzić do Billa i mówić "Dasz mi na taksówkę? Bo nie mam, jak wrócić do domu. " OMG!!! "Oh... Kawy nie piłam, dasz mi na nią?" OHHH!!! TAK NIE MOŻE BYĆ! - Zaszkliły się jej oczy. - NIGDY W ŻYCIU!!! - Rozejrzała się nerwowo po holu. - Oni mają lepiej ode mnie... Na nich robią jeszcze rodzice... Mają wszystko w dupie... - Poczuła ogromną zazdrość. - Nie mogę zrezygnować z bycia asystentką Billa... Chociaż tak mogę pracować... Ale jak mam odbierać telefony, skoro będę siedzieć w szkole!? To ze sobą w ogóle nie współgra! Co ja mam zrobić?
Ileż razy wyciągała telefon z zamiarem napisania wiadomości do pana Kaulitz, lecz za każdym razem rezygnowała. Nie chciała wzbudzać w nim litości, nie chciała się nad sobą rozczulać do niego, choć bardzo tego potrzebowała. Zwłaszcza gdy jej oczom ukazały się dwie poznane jej już wcześniej postacie. Była to Syntia i Kim, dwie promotorki, które zatrudniła. Całe ciało jej się zatrzęsło, aż odwróciła się przodem do okna. Teraz Musiała zadzwonić do pana Kaulitz.
- Najlepiej by było, gdybyś w ogóle z nimi nie rozmawiała. - Doradził po zapoznaniu się z sytuacją mu przedstawioną.
- Co, jeśli podejdą do mnie?
- Formalnie, dyskretnie je spławisz.
- Chce mi się płakać... - Odrzekła po chwili, ciszej.
- Słucham? Nie możesz tego robić, będąc wśród ludzi, a tym bardziej wśród swoich pracowników.
- Panie Kaulitz... Co ty na to, gdybym naprawdę zajęła się sklepem i twoimi telefonami i uczyła się indywidualnie? Gdybym tak pracowała, stać by było mnie na to, żeby płacić za taką naukę.
- Stać, czy nie stać, to nie jest ważne. Sklep to Twój projekt, więc raczej powinnaś się nim zająć, ponieważ wiesz dobrze, że ja nie mam na takie rzeczy czasu. - Mówił poważnie.
- Dla mnie nie jest najmniej ważne... Przyjedź po mnie, pliiis... Najgorsze jest to, że mam dzisiaj dać dziewczynom umowy, a jedna z nich tu jest... Jak ja jej w oczy spojrzę?
- Normalnie. Tak jak dotychczas.
- ...
- Kornelio. Wytrzymaj jeszcze ten dzień. W domu porozmawiamy na ten temat jeszcze raz.
- No to, jeśli będę mieć indywidualne nauczanie to, po co mam tu siedzieć?
- Już się nastawiłaś...
- Tak. O ile będę miała pracę. - Odrzekła stanowczo.
- Co to za zdanie? Co to ma znaczyć? - Zdenerwował się.
- Potrzebuję ją mieć, by się uczyć indywidualnie, czy to takie trudne do zrozumienia? - Irytowała się. Za żadne skarby, nie chciała być jego utrzymanką. Tak bardzo właśnie tego się obawiała...
- Kornelio. Czy ty myślisz o tym; zastanawiasz się nad tym, co i jak do mnie mówisz? - Oburzył się.
Kornelia zacisnęła zęby.
- Ehh... Prze... - Rozłączył się. - ...praszam, ale zależy mi na tobie, nie na twoich pieniądzach i nie pozwolę, żebyś płacił za moją naukę, skoro to obowiązek mojego ojca. Nie wywiązał się z tego, więc sama muszę to zrobić... Halo? - Zerknęła w wyświetlacz, na którym widniała wieża Eiffla, przypominająca jej Tę wycieczkę...
- Ohh! - Zawołała w myśli i ścisnęła swój telefon. - Jak możesz!?
Zestresowała się, słysząc dzwonek na lekcję. Nie chciała wpaść na te dziewczyny, dlatego teraz przemknęła do klasy, jak jakiś zbir, chowając się w tłumie.

***

- Oh, przepraszam was za spóźnienie. - Otwierała sklep. - Musiałam jechać dla was po umowy. - Wskazała teczkę.
Weszli do środka. Tak bardzo dziwnie jej było przy Syntii, że aż nie wiedziała, czy w ogóle ma na nią patrzeć, czy nie. Wolała jak na razie omijać jej wzrok, zachowując swoją postawę. Zamknęła za nimi drzwi i odłożyła torebkę na kasę.
- No dobrze, dam wam od razu umowy, żebyście się z nimi zapoznali. Niestety nie zdążyłam ich wypełnić, ale zaraz to zrobię. - Rozdała całej czwórce, po jednym z egzemplarzy. - A od was po proszę dowody osobiste.
Wszystko starannie i z uwagą zaczęła wypisywać, oczywiście razy dwa.
- Będziemy mieli stawkę godzinową? - Zapytała Olena.
- Tak. Ponieważ dostałam informację o czasie otwarcia sklepu, który będzie od godziny dziesiątej do dziewiętnastej, w sobotę od dziesiątej do osiemnastej, w niedziele będzie sklep zamknięty. Że się uczycie i wymiar godzin będzie dla was elastyczny, dlatego będzie to najbardziej sprawiedliwe.
- Więc nie będę mogła pracować tutaj na cały etat? - Zmartwiła się Olena.
- Niestety nie. Chyba że Syntia zgodzi się pracować trzy godziny dziennie. Zaraz do tego przejdziemy. Ułożymy grafik wspólnie.
Olena nie miała zbyt zadowolonej miny, Kornelia już się zmartwiła, że zaraz usłyszy rezygnację...
Po wypisaniu umów przeszli do grafika. To było coś, co zajęło im godziny, by móc dojść do porozumienia. Każdy chciał zarobić, ale żaden nie chciał się przepracowywać. To było coś strasznego. Kornelia stwierdziła, że jeśli sama nic nie zrobi, to będą siedzieć tak do wieczora...

***

Gdy uniosła wzrok, a przed nią stała Syntia, Kim i jakieś dwie inne dziewczyny, chciała się ukryć, ale była czarnoskórą osobą i to jej to uniemożliwiało. To po prostu musiało się wydarzyć...
- Hej, co tu robisz? - Jak zawsze rozpromieniona Syntia, zaczepiła również z wielkim entuzjazmem.
- AAA!!! CO ja mam im powiedzieć!? - Ryczała w duszy. Tak bardzo żałowała, że nie przykuła uwagi do nazwy szkoły w ich cv. Uniknęłaby tego!
Uśmiechnęła się lekko, choć zostawała poważna.
- Tak. Uczę się tu. Miło was widzieć. - Odrzekła prawie że służbowym tonem głosu.
- O jaa...! To więc to prawda, że masz siedemnaście lat? - Zaskoczyły się.
- Tak. Czemu miałoby nie być to prawdą?
- Sądziłyśmy, że gdybyś naprawdę miała tyle lat, to byś nie miała takiego stanowiska w firmie Kaulitza! - Zawołała podekscytowana blondynka.
Kornelia chciała zapaść się pod ziemię. Tak głośno to powiedziała, że teraz dosłownie czuła się, jak czarna owca w spojrzeniach ludzi dookoła.
Nie miała pojęcia, co ma teraz począć.
- Takiego stanowiska? - Wydusiła z siebie, na siłę chcąc utrzymać profesjonalizm, jakiego do tej pory się uczyła od jej guru.
- No kierowniczki... Nie jesteś nią? - Syntia zwątpiła.
- Przedstawiałam się wam jako asystent i to się nie zmieniło. - Uśmiechnęła się lekko, udając, że nie rozumie, o co jej chodzi.
Dziewczyny wymieniły się spojrzeniami.
- Jestem na stażu. - Dodała, widząc ich niezrozumiałe spojrzenia.
- To dzisiejsze spotkanie będziesz prowadzić ty?
- Najprawdopodobniej tak. Mam nadzieję, że przyjdziesz Syntio.
- Pewnie, że przyjdę! A Kim też ma przyjść? Bo ona nie dostała telefonu.
Kornelii żołądek się zacisnął. To było to, o czym rozmawiała z panem Kaulitz.
- Jeśli nie dostała telefonu, to raczej nie. - Starała się mówić bez uczuć, choć było jej tak bardzo głupio, z tego powodu, że nie przyjęła Kim do pracy, a teraz ma się z tego tłumaczyć jej w twarz.
- Co to oznacza? - Zapytała Kim. - Że nie przyjęliście mnie do pracy?
- Na to wygląda... - Przytaknęła twardo, lecz chyba nie wychodziło jej to na dobre. Rady pana Kaulitz okazywały się błędem... - Telefony dostały osoby, z którymi Kaulitz Fashion House, chce nawiązać współpracę. - Chciała wybrnąć.
- Pff! ... Mówiłaś przecież, że się możesz za nami wstawić. - Odrzekła z oburzeniem.
- Powiedziałam, że mogę to dla was zrobić, ale decyzja nie jest przeze mnie dokonywana. Przykro mi.
- Przecież słyszysz, że ona jest tylko na stażu. - Odrzekła do koleżanki Syntia, ale ta miała to gdzieś.
- Więc wstawiłaś się tylko za Syntią, a za mną nie?
- Wstawiłam się za wieloma osobami, które nie dostały telefonu. Nie ode mnie to zależało. - Pokręciła lekko, przepraszająco głową.
- Żal... - Prychnęła, mierząc Kornelię i odchodząc od nich.
Jej koleżanki ponownie wymieniły się spojrzeniami. Wyśmiały się z niej pod nosem.
- Można jeszcze składać cv? - Zapytała entuzjastycznie nieznana jej brunetka.
- Tak. Jak najbardziej. Chciałabyś być sprzedawcą?
- Sprzedawcą nie zbyt. - Zaśmiała się. - Ale pracować u Kaulitza, tak. - Wszystkie się zaśmiały.
Kornelia się tylko miło uśmiechnęła. Już wiedziała, co zrobi z jej dokumentem, jeśli takie złoży... Pomimo że było jej przykro, że Kim tak ją potraktowała i nadal stres z niej nie zszedł.
- Masz z nim kontakt, co nie? - Podniecały się.
- Mam... - Nie czuła się pewnie przy tych dziewczynach... A gdy jedna zaczęła, doczepiały się po kolei inne, zainteresowane rozmową. Oczywiście, że nie rozmową na temat Kornelii, tylko na temat pana Kaulitz, o którym nie wiele mogła mówić. One nie znały granic zadawania pytań. Czuła się jak na wywiadzie...
I całe szczęście, zadzwonił dzwonek na lekcję. Dziewczyny zapowiedziały swoje osoby "Widzimy się na następnej przerwie!", co nie było zbyt miłe. W głowie szumiały jej te wszystkie pytania dziewczyn i swoje własne odpowiedzi. Analizowała, czy czasem za dużo nie powiedziała na temat pana Kaulitz, ale nie wydawało jej się to. Chciała wierzyć w to, że to tylko taka ich pierwsza reakcja, że później będą już normalnie się zachowywać. Niestety następna przerwa wyglądała podobnie. Wyglądały, jakby były tak głodne, a Kornelia miała im dać darmowe jedzenie... Wtedy już się przedstawiły, choć i tak nie zapamiętała ich imion. Nawet strach jej było trochę przyjąć ich do grona znajomych na Facebooku. Jednak co z tego, jeśli jej IG brzmiało co chwilę powiadomieniem o nowych obserwatorach. Już miała świadomość, że chyba pół szkoły wiedziało o tym, że 'ona jest od Kaulitza'. Wszyscy się na nią patrzyli i obgadywali. Nie liczni się z nią poznało. Raczej podchodzili do niej już z kimś, kto z nią rozmawiał, by tylko posłuchać, o czym mówi. Było to bardzo stresujące dla niej. Przez to musiała uważać na każde swoje wypowiedziane słowo. Po zajęciach opuściła budynek w otoczeniu grupki dziewczyn. Wsiadały do autobusu, ale znalazły się takie, które chciały wracać z nią do domu, co było bardzo niezręczne, dlatego zamówiła taksówkę, uświadamiając, że nie jedzie do domu, tylko do pracy. Im to nie przeszkadzało, nawet jeszcze większe chęci miały, żeby spędzić z nią drogę. Niestety pożegnała się z nimi, wsiadając do czarnego BMW. Tam złapała się za głowę.
- Ciężki dzień w szkole? - Zagadnął kierowca w średnim wieku.
- Oh! One wszystkie są fankami Kaulitzów! A nawet jak nie są, to i tak się nim interesują! Pytały nawet, jak wygląda jego pokój! Co mówi prywatnie! Czy często się uśmiecha! Jak się złości! To jest coś niemożliwego! Jeśli tak będzie wyglądać każdy mój dzień w szkole, to ja z niej rezygnuję!
Kierowca się uśmiechnął.
- To, co tam się dzieje? Ktoś jest w szkole, kto zna się z nimi?
- Tak! To jest straszne! One normalnie oszalały!
Mężczyzna się zaśmiał.
- Znudzi im się to. Zobaczysz.
- Mam nadzieję... - Burknęła.
- A ten, co się z nimi zna, prędzej, czy później upadnie w ich oczach. Zobaczysz. Dadzą mu spokój.
- Chciałabym... Pierwszy raz widzę, żeby taksówkarz woził BMW swoich klientów... - Zauważyła.
- Tak. Firma przeszła we władanie prywaciarza, teraz zatrudnia pracowników z własnymi autami.
- Nie żal panu wozić ludzi takim autem?
- Nie. - Uśmiechnął się. - I sądzę, że jeszcze dzięki temu zarobię.
Parę minut później wjechali do parku.
- Tutaj gdzieś?
- Tak, tą drogą prosto i na lewo...
Kierowca zatrzymał się pod bramą. Kornelia kiwnęła dłonią do stróża, a ten otworzył bramę.
- Jaka chawira... Pierwszy raz tu jestem. - Wyznał taksówkarz. - Co tu jest? - Sam po chwili ujrzał zdobny napis nad wejściem, po czym zerknął na dziewczynę. Zrozumiał, że to ona miała takie nie przyjemności w szkole, ale już się nie odezwał.
- Dam ci dzisiaj upust na umilenie dnia choć trochę. - Wyznał z uśmiechem.
- Dziękuję, ale nie trzeba. Kartą będę płacić...
Ten i tak zaniżył koszt.
- Jeśli chcesz, mogę być do twojej dyspozycji. - Podał jej wizytówkę. - Jeśli będziesz chciała gdzieś jechać, to będę na czas.
- Dzięki. Przyda mi się. - Wzięła od niego wizytówkę. - Będę jechać za jakieś pół godziny do miasta.
- To mogę poczekać. Nie mam na razie kursów.
- Naprawdę? - Zaskoczyła się.
- Tak. To mój pierwszy tydzień w tej pracy. Chętnie cię podwiozę do miasta, chyba lepiej jeździć BMW, niż jakiś mercem. - Poklepał kierownicę.
Kornelia się uśmiechnęła.
- Nie jestem blacharą. - Przeszło jej przez myśl. - Ale facet ma rację.
- Przekonał mnie pan.
- Nikt mnie stąd nie wywali?
- Nie. Zadzwonię do stróża i poinformuję go o tym, że na mnie czekasz. Przepraszam. - Uśmiechnęła się speszona. - Pan czeka. - Poprawiła się.
- Haha nie ma sprawy, Vincent. - Podał jej dłoń.
- Kornelia. - Uścisnęła rękę. - Naprawdę będzie pan; będziesz tu tak czekać?
- I tak bym czekał na postoju taksówek, nie ma różnicy w tym, gdzie.
- No dobrze. Pół godziny. Aha. Nie zapłaciłam. - Cofnęła się.
- To zapłacisz, po następnym kursie. Nie ma problemu.
- No dobrze. - Odrzekła nie pewnie.
Miała jakieś dziwne przeczucie, że z tym mężczyzną jest coś nie tak, ale nie miała czasu się w to wgłębiać. Wysiadła i szybkim krokiem popędziła do pałacu.
- Dzień dobry Adamie. - Rzuciła do bruneta. -Dzień dobry. - Zerknęła w locie na panią bufetową, ale jednak się cofnęła do niej. - Zrobi mi pani kawę? Tak, za dwadzieścia minut, na wynos.
- Nie ma problemu. Jaką?
- Podwójną latte. - Uśmiechnęła się do niej miło i popędziła schodami na piętro.
Weszła do gabinetu pana Kaulitz.
- Co tak długo robiłaś w tej taksówce? - Blondyn wrócił ze swojego tarasu.
- Rozmawiałam z nim. Czeka na mnie, żeby mnie zawieźć do miasta. - Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do stróża, by go poinformować o tym.
- Taksówkarz jeździ BMW? To jakaś prywatna firma?
- Tak. Przejął tę firmę jakiś prywaciarz.
- Prywaciarz?
- Osoba prywatna. - Poprawiła. - Teraz każdy z nich... Z pracowników ma swoje auta prywatne. - Rozczesywała włosy przy lustrze.
- Nie żal mu wozić ludzi takim autem?
- Nie. Sądzi, że jeszcze na tym zarobi. Też go o to spytałam. - Związała je w wysoki, koński ogon, by zająć się rozczesywaniem końcówek. Pan Kaulitz stał z założonymi rękoma na piersi i się jej przyglądał.
- Gdzie są te koszulki firmowe, które tu leżały? - Zerknęła na pustą sofę, potem na sztywnego blondyna.
- Schowałem je do szafki. - Wskazał konkretną wzrokiem. Kornelia wrzuciła szczotkę do torby i zajrzała do szafki.
- Wzięłaś już dwie. - Zauważył.
- Tak, ale zapomniałam zabrać z domu... - Wypakowała czarną koszulkę z folii. Wzięła ją, zerkając na odsłonięte szyby i wsunęła się do gabinetu Toma, by tam się przebrać.
Kaulitz wodził za nią wzrokiem. Jej nagie plecy okryte jedynie zapięciem od białego, koronkowego stanika, niezmiernie go pobudziły. Jednakże szybko je zakryła i wyszła stamtąd, stając z powrotem przy lustrze i zapinając małe guziczki. Czuł tylko jej powiewający zapach perfum i zapach nowości koszulki. Wsunęła koszulkę w swe obcisłe jeansy i zabrała się za zmywanie makijażu i robienie go na nowo. Kaulitz był tak oszołomiony tym, co ta dziewczyna wyprawia w jego gabinecie, że aż nie wiedział, jak ma zwrócić jej uwagę.
- Nie chciałam pana w żaden sposób obrazić. Wiem. Czasem mam te swoje durne odzywki, ale to, że się pan rozłącza w trakcie rozmowy ze mną, jest wiele bardziej bezczelne z pana strony. Lekceważy to moją osobę. Wiem, że nie powinnam się tak do pana odzywać, przepraszam cię za to. - Zerknęła na niego zupełnie poważnie. Po czym kontynuowała make-up. - Jak bym mogła cię za to nie przeprosić? Zależy mi na panu i naszych dobrych relacjach, gdyby pan się nie rozłączył, usłyszałby to, a ja nie czułabym się jak idiotka, mówiąc sama do siebie, myśląc, że mnie pan słucha. Nastał taki czas w moim życiu, że czuję się porzucona przez swojego jedynego rodzica, dlatego, jeśli myśli, że sobie nie dam rady sama, to się grubo myli. A pan nie ma obowiązku mi w tym pomagać. I tak już dużo pan dla mnie robi. Dał mi pan pracę i możliwość rozwijania się, za co panu jestem ogromnie wdzięczna, ale nie chcę pana dobrej woli nadużywać i chcę sama dalej prowadzić swoje życie. Dotyczy się to głównie szkoły. Wiem, że to jest mój obowiązek, wiem, że jeśli ją rzucę - stracę pracę, dlatego nie zamierzam tego robić, bo zależy mi na pracy, a teraz wręcz jestem zmuszona pracować, żeby się utrzymać. Niestety... - Westchnęła do swojego odbicia. - Nie będzie mnie stać na luksusy, jakie miałam i jakich nie doceniałam w pewnym sensie. Mój tata mnie w tym dobitnie uświadomił, ale nie zamierzam nigdy w życiu, być twoją utrzymanką, jest to dla mnie pogrążenie siebie,  pogwałcenie mojego sumienia i brutalne zbesztanie mojej godności, jako nastolatki, rzuconej na głęboką, dziką wodę, jaką jest dorosłość. Jestem w związku, który traktuję bardzo poważnie, dlatego wszystkie te sytuacje wpływają na mnie - delikatnie mówiąc - kurewsko stresująco i sama obawiam się, czy wszystkiemu podołam... Być dla ciebie nienaganną partnerką, uczyć się, ponieważ jest to mój obowiązek i jeszcze pracować, żeby zarobić na swoje życie i potrzeby, które zamierzam ograniczyć. Chciałabym sprostać temu wszystkiemu, dlatego wymyśliłam genialną rzecz, która pomoże mi to wszystko zrobić, choć... Wtedy nie będę miała ani dnia wolnego... Mam nadzieję, że wytrwam, a raczej wytrwam, bo planuję to zrobić świadomie. - Zerknęła w końcu na niego, chowając kosmetyki do kosmetyczki i wrzucając je do torebki.
Kaulitz nadal stał z założonymi rękoma, nie odwracając od dziewczyny wzroku. Wiedział, że Kornelia będzie miała zawalone życie tym wszystkim, ale chyba nie myślał o tym tak bardzo poważnie, jak Kornelia. A przekleństwo z jej strony odebrał jako zapieczętowanie swoich obaw i podkreślenie tego, czego wcześniej nie widział. Nie pokazywała wcześniej, że ma tyle zmartwień...
Podeszła do niego i złożyła swe dłonie na jego skrzyżowanych rękach.
- Będę się uczyć weekendowo, a od poniedziałku do piątku będę normalnie pracować. Jest taka możliwość, żeby to zrobić?
Kaulitz się zaskoczył.
- Nie ma takiej opcji Kornelio. - Pokręcił stanowczo głową.
- Dlaczego?
- Też chcę mieć cię dla siebie. A jedynymi takimi dniami są właśnie weekendy.
- Więc wieczorowo. Od rana do popołudnia będę pracować, a wieczorami chodzić na zajęcia.
- Już lepsze, ale nie będę cię widział całymi dniami, a weekendy będziesz zawalać na nauce, to niweczy wspólnie spędzone plany. Zresztą, popołudniami uczysz się języka.
- Więc jaki masz pomysł? - Swoją drogą nie przypominała sobie, żeby mieli jakieś wspólne plany... Była wręcz pewna, że ich nie mieli, aczkolwiek, jeśli tak powiedział, to może jednak coś przeoczyła?
- Jeszcze nie mam żadnego, ale zastanowię się nad tym.
- Nadal jesteś na mnie zły?
- Nie, Kornelio.
- Te wszystkie obowiązki, o których myślę, sprawiają u mnie dziwną niechęć do wszystkiego...
- Wyobrażam sobie, ale nie do końca się z tobą zgadzam. Nie jesteś z tym wszystkim sama. Jesteśmy w związku, a związek polega na wspieraniu się. Ja chcę dać ci to wsparcie, a ty przez to się ode mnie odsuwasz. - Patrzył na nią swym bacznym wzrokiem z góry, na siłę chcąc zapomnieć o tym, że jeszcze nie dawno podtrzymywał ich barierę między sobą. A poza tym, podobała mu się w tej bluzce, dzisiaj nawet bardzo.
- Na wspieraniu się, a nie dawaniu sobie pieniędzy. To jest zupełnie inna kwestia panie Kaulitz. Przynajmniej dla mnie są to dwie różne sprawy i chciałabym, żebyś to wiedział.
- Rozumiem.
- Uważasz, że przesadzam? - Skwasiła się.
- Nie wydaje mi się. Doskonale cię rozumiem, tylko nie wiem za bardzo, co mam zrobić, żebyś nie czuła się z tym wszystkim sama, a w szczególności - żebyś czuła się bezpieczna.
Kornelia uśmiechnęła się.
- Wystarczy mi, że jesteś.
- Doprawdy? - Uniósł brwi.
- Tak. I żebyś mnie rozumiał. Tak jak ja ciebie.
- Jeśli powiem ci, że nie musisz płacić za mieszkanie, zaraz będziesz się denerwować.
- Będę, ponieważ nie chcę być Twoją utrzymanką. - Podeszła z powrotem do lustra, obejrzeć się jeszcze raz.
- Nie mogłaś jechać do domu się odświeżyć tylko tutaj? - Spytał, widząc, jak pryska swą szyję i nadgarstki perfumem.
- Nie panie Kaulitz. Wtedy bym się z panem widziała dopiero wieczorem, a chciałam z panem porozmawiać. - Podniosła swą ciężką torbę i zawiesiła ją na przedramieniu. Zaniechała tego jednak, widząc, że gniecie sobie rękawy.
- Mógłby pan zamówić takie z krótkimi rękawkami na lato. Można się w tym ugotować... Albo bez rękawów.
- Pomyślę nad tym.
- Dobrze. Muszę szybko lecieć. Za czterdzieści minut mam spotkanie. Do zobaczenia wieczorem.
- Na pewno wszystko wzięłaś?
Kornelia cofnęła się i rozejrzała...

***

- Oh... W końcu. Dziesięć minut temu dopiero wyszli. - Odrzekła, dając panu Kaulitz buziaka w policzek.
- Co tak długo robiliście?
- Oh... Omawialiśmy wszystko. Nie mogli się przez ponad godzinę zgodzić, kto, ile będzie pracować. A następną godzinę dyskutowali nad moimi propozycjami...
- Doszliście do porozumienia?
- Tak. Całe szczęście. Gdybym sama nie zrobiła grafiku, nadal by pewnie się sprzeczali. Miałam wrażenie, jakby nie śmiali mi się sprzeciwić.
- No to dobrze. - Uśmiechnął się lekko.
- Jestem taka głodna, że zjadłabym konia z kopytami.
- Dlaczego nic nie jadłaś?
- Jadłam kanapki w szkole. Po szkole jechałam prosto do pałacu. Nie miałam czasu, żeby gdzieś, coś zamówić. Zjadłabym sobie tę sałatkę...
- Jaką?
- Taką pyszną... Nie wiem, jak się nazywa, ale robiłam taką w domu. Jest tam papryka żółta i czerwona, ser żółty, szynka i tortellini z grzybami... Mmm... I świeży ogórek... Z majonezem i odrobiną pieprzu... Jadłeś takie coś?
- Chyba nie.
- Mmm... Muszę to zrobić. Podjedziesz do sklepu? Zrobię ją dzisiaj.
- Oczywiście, że podjadę. Sam jestem głodny.
- Zrobię jej dużo... Napcham się nią.
Kaulitz się uśmiechał pod nosem.
- A jak u ciebie w pracy?
- Trochę harmider. Pokaz ma być w piątek, wszyscy żądają potwierdzeń, umów, moich podpisów... - Ziewnął. - Przepraszam. - Zamrugał parę razy, by ogarnąć łzy. - Nic ciekawego. Przygotowywałem jeszcze zamówienia do sklepu z Jolie i Embers Shoes. - Zerknął na nią znacząco.
- Co?
- Nie powinienem się zajmować sprawami sklepu.
- Ja mam robić zamówienia?
- Powinnaś. Powinnaś mieć szkolenie z zakresu faktur, odbioru i zdawania towarów. Jeszcze dziś ci je załatwię. Nie będziesz musiała jeździć w tę i z powrotem, tylko jak już wypełnisz wszystko, prześlesz faksem albo mailem.
- Świetnie! A kiedy ja będę miała czas na to szkolenie? I kiedy będę mogła cię widzieć?
- Jutro, na przykład po szkole. A my... - Nabrał powietrza w płuca. Sam nie wiedział...
Skinęła głową i zerknęła w szybę. Rzucił okiem na jej wyraz twarzy, który nie był zbyt dobry. Już w głowie układał sobie gatkę, by czymś wybrnąć, ale doskonale wiedział, że byłoby to Naprawdę wybrnięcie, gdyż jego kalendarz cały czas zyskiwał nowe terminy, więc... Nie chciał jej jeszcze gorzej rozczarowywać i postawił na teraźniejszość...
- W czwartek będziesz mi potrzebna. Chciałbym, żebyś zapoznała się z harmonogramem pokazu. Kto, o której wychodzi, gdzie się udać, kierować gośćmi i tym podobne, będzie ci pomagać w tym Adam. Mam zamiar też zrobić licytację moich bonusowych kreacji. Chciałbym, żebyś trzymała kciuki, żeby chociaż połowa się sprzedała.
- Chociaż połowa? Ja bym chciała... Oh... - Przypomniała sobie, że nie stać ją już na takie drogie suknie. - Nie ważne...
- Dokończ.
- Nie... - Zamarudziła. - Nie chcę o tym rozmawiać... - Gardło jej się ściskało, myśląc o tym wszystkim. Zaczynała czuć się jak robot... - Więc ja mam po prostu być i mówić ludziom, gdzie, co jest?
- Na przykład... Mam nadzieję, że chociaż za pokaz mi się zwrócą pieniądze... - Naprawdę miał taką nadzieję, choć w głębi duszy podejrzewał, że może zwrócić mu się wiele więcej na myśl o tym, co będzie...
- I tak nie jest źle, ponieważ robisz go u siebie.
- Tak. - Wyszczerzył się. - Dziękuję ci za to. - Położył dłoń na jej udzie. - Nie masz pojęcia, ile radości mi tym sprawiłaś. Ten budynek przysłania całą resztę defektów.
- Całą resztę defektów?! - Zaskoczyła się, choć bardziej ją skrępował jego dotyk w takim miejscu. Już dawno nikt nie kładł jej dłoni w takim miejscu...
- Tak. Co niektórzy w firmie woleliby rolety, zamiast zasłon, ponieważ są alergikami. Jak dla mnie, to wszędzie mam za daleko...
- Jak się siedzi dziesięć godzin dziennie za biurkiem, to trzeba się trochę rozruszać. - Próbowała nie myśleć o jego dłoni, choć tak naprawdę miała ochotę uciec, przez co doprowadzała się do porządku, powtarzając sobie w myśli "Jestem jego dziewczyną, więc może i to jest normalne."
Kaulitz zerknął na dziewczynę ironicznie. Kornelia się do niego pięknie wyszczerzyła i w końcu położyła dłoń na jego, by choć trochę poczuć się luźniej. Wplotła swe palce między jego, nie zabierając dłoni z miejsca.
- Kocham cię. - Odrzekła.
Zerknął na nią. Może trochę okrutnie się przyznać komukolwiek, ale czasem zapominał, że się 'kochają'.
- Ja ciebie też...
- Co się stało, że jesteś taki miły dla mnie dzisiaj?
- Jestem całkiem normalny. - Nie rozumiał.
- Nie... Mówisz takim spokojnym tonem, że aż... Dziwne to jest...
- Myślałem nad Twoimi obowiązkami. - Zaczął bardzo spokojnie i ciepło. - Miałem tak samo, jak ty, tylko że ja nie miałem zmartwień o to, że muszę mieć pracę... Doszedłem do wniosku, że przeciążyłem cię obowiązkami. Więc poniekąd z mojej winy... - Zatrzymał się na parkingu pod jednym z marketów. Spojrzał wtem na nią już swobodnie. - Wylądowałaś tak, a nie inaczej.
- Jakby tak gdybając i rozmyślając, to nie z twojej winy, tylko z Toma. To on mi zaproponował bycie na okładce katalogu... Ale nie myślę o tym w ten sposób. Zaproponował, czy nie, mój tata nie powinien tak postąpić nigdy...
- To prawda...
- Mam to gdzieś. Chcę temu sprostać. On pewnie myśli, że wrócę do niego na kolanach, przyznając mu rację, że bez niego nie dam rady. Chcę mu pokazać, że nie jest mi potrzebny. - Odrzekła stanowczo.
- Z jednej strony jest to dobre, ale co, jeśli on tak właśnie chce ci pokazać, że jest dla ciebie ważny?
- Nie myślałam o tym w ten sposób... Ale nie. Mam to gdzieś. Nie dał mi nigdy miłości. Nigdy tego nie poczułam z jego strony. Nie istniałam dla niego, więc on nie będzie istnieć dla mnie.
- Chciałbym, żebyś wiedziała, że ja cię z tym wszystkim nie zostawię... - Złapał ponownie jej dłoń. - I choćbym miał płacić za twoje nauczanie weekendowe, to wiedz, że zrobię to tylko i wyłącznie dlatego, że mi na tobie zależy, a jeśli tak bardzo ci zależy na tym, żeby być niezależną, co mnie trochę irytuje, to możemy umówić się tak, że jeśli rozpoczniesz już pracę w normalnym wymiarze godzin, zwrócisz mi to i nie będziesz czuła we mnie długu. Chcę, żebyś wiedziała, żebyś czuła to, że nie jesteś sama. Sprawiłaś to we mnie. Dzięki tobie nie czuję się sam. Dzięki tobie osiągnę więcej, niż myślałem. Dzięki tej hali. Dzięki remontowi, dzięki sklepowi. Jesteś dla mnie bardzo ważna. Chcę ci się odwdzięczyć tym samym.
- Dziękuję... - Zaszkliły się jej oczy. Chyba ostatni raz słyszała takie miłe słowa na kolacji, gdy wyznała mu, że jest jej miłością... Miała wrażenie, jakby to było tak dawno temu...
- Możemy się umówić tak, że za rok, gdy skończysz szkołę, zabierzesz mnie w zamian za to, na mega dobre i długie wakacje. - Uśmiechnął się.
Odwzajemniła uśmiech.
- Jesteś kochany... - Wtuliła się w niego, a ten zamknął ją w swoich ramionach.
- Wątpię jednak, że będzie ci braknąć pieniędzy... Nie długo rusza kampania. Katalogi, będziesz miała pewnie trochę wywiadów, zajmujesz się sklepem. Wiem, że wydałaś mnóstwo pieniędzy na zakupach w Paryżu i w Hamburgu, na dodatek zainwestowałaś w prezenty dla klientów z własnej kieszeni, z czego nie jestem zbytnio zadowolony...
-Nie? Ja zatwierdziłam te ulotki. To był mój błąd. Miałeś rację, że naprawianie błędów, wykorzystując osoby trzecie, to pójście na łatwiznę. Nie chciałam iść na łatwiznę... Zresztą cały marketing przyznał, że parasolki nie są złym pomysłem.
- Te parasolki mógłbym sprzedać za dużą sumę...
- Nie zachowuj się jak pan Krab.
- Już drugi raz mnie do niego porównujesz. Kto to jest? - Z irytował się.
- Nie znasz pana Kraba?! - Zaskoczyła się.
- Nie.
- Pan Krab ma kraboburgery w Spongebobie. Żadnego nie dał nigdy za darmo i nienawidzi promocji i liczy każdego centa. Jest okropnym sknerusem.
Kaulitz nie mało był zaskoczony. Przypomniał sobie właśnie, że siedzi obok niego nastolatka, która jeszcze nie dawno oglądała bajki...
- Porównujesz mnie do kogoś z bajki!? Ja nie jestem sknerą! I nie liczę każdego centa! - Oburzył się z uśmiechem. - To logiczne, że mając firmę, muszę widzieć wszędzie tylko sukces i zysk...
- Rozumiem, ale jak sam mówisz, trzeba coś stracić, żeby coś zyskać. I myślałam na poważnie o tym, żeby dorobić jakieś pięćdziesiąt sztuk ulotek, żeby rozesłać do ludzi, którzy byli stałymi klientami za czasów jeszcze pani Simone. Poczują się wyjątkowo, że o nich nikt nie zapomniał.
- Razem z katalogiem... - Zabłysł mu pomysł. - Kornelio. Zaczynasz myśleć jak marketingowiec.
Kornelia się uśmiechnęła.
- Jestem pierwsza z tym pomysłem?
- Niestety nie. Alex mi wspominał już o tym, ale jakoś wyleciało mi to z głowy, mam inne sprawy na głowie...
- Mogę się zająć tym. - Uśmiechnęła się szeroko. - Lubię dawać prezenty. - Cieszyła się.
- No dobrze. Zajmiesz się tym. Katalogi mają przyjść jutro.
- Zamówili je już? - Zaskoczyła się.
- Tak.
- Widziałeś już wersję testową?
- Tak. - Uśmiechnął się.
- Dlaczego mi nie pokazałeś!? Jestem tam?
- Tak. - Uśmiechnął się szerzej.
- Naprawdę jestem na okładce?
- Tak. - Przyglądał się Kornelii. Była taka uradowana, że oddziaływało to na niego. - Tom nawet zajął się wywiadami, a ja pracowałem przy opisach.
- Jakimi wywiadami? Nie miałam żadnych wywiadów.
- Tom jest taką szują, że ci nie powiedział, że twoje słowa trafią do katalogu. Spędziliście ze sobą cały tydzień, a tam było mnóstwo świetnych informacji, które wykorzystał do katalogu. Ja też dużo rzeczy dorzuciłem od siebie.
- To dlatego nigdy nie wyłączał kamery na zdjęciach! - Zawołała. - Non stop wszystkie były włączone! - Zaskoczyła.
- Nie tylko dlatego. - Uśmiechał się.
- Dlaczego jeszcze?
- Zrobił świetne spoty reklamowe.
- Widziałeś je?
- Tak.
- Dlaczego mi nie pokazałeś?!
- Premiera całego filmu będzie w piątek. Zdjęcia będą kontynuowane, jak już ruszymy ze wszystkim.
- Filmu?! Jakiego filmu? - Teraz ona się czuła jak głodna informacji. Już rozumiała zapał tych dziewczyn ze szkoły. Chciała natychmiast wszystko wiedzieć!
- Świetnego. Tytuł ci się jednak może nie spodobać. - Obserwował ją.
Popatrzyła na niego uważnie.
- "Nastoletnia kobieta"?


CDN

Komentarze

  1. Na początek muszę napisać, że masz trochę powtórzeń w tym rozdziale, w niektórych wypowiedziach bohaterów. Rażą w oczy, chociaż może ich nie zauważyłaś.
    Odcinek mi się bardzo podobał, jak chyba wszystkie w ostatnim czasie. Lubię takiego Billa, który nie krzyczy i nie trzyma Kornelii na dystans. Chciałabym więcej go takiego w Twoim opowiadaniu.
    Od razu wiedziałam, że Kornelia w szkole nie będzie miała łatwo, bo będzie rozpoznawalna. Szkoda tylko, że Bill o tym nie pomyślał. Liczę jednak, że coś wymyśli, żeby dziewczyna tak się nie stresowała przez to, że u niego pracuje a w szkole może coś przez przypadek komuś powiedzieć. Jeszcze do tego teraz wyjdzie katalog, a Kornelia będzie na jego okładce, więc już w ogóle nie będzie miała życia.
    Ja również nie mogę się doczekać filmu i wywiadu. Czuję, że zaskoczysz mnie czymś po raz kolejny.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg