50. Wyzwanie - Dorosłość

No i nadszedł ten moment. Powiem Wam szczerze, że myśląc teraz o tym, że to miałby naprawdę być ostatni rozdział - koniec bloga, to aż mi się smutno robi. Heh. Gdybym nie miała weny na ciąg dalszy, to pewnie udostępniłabym Wam kompletnie inną historię, która zalega mi na dysku. Bardzo nierealną - cofając się niemalże do średniowiecza, zamków, królów i wiedźm xD Hm... 

Cieszę się, że nie jest to jednak koniec.

Ankieta została zamknięta. Dziękuję za wszystkie głosy :* Jesteście kochani <3
No i przekroczyliśmy 6 tys. wyświetleń <3

Na dniach się pojawi post, który będzie oficjalnym zakończeniem, jak i wstępem do części 2. 
Znajdą się w nim ciekawostki, kilka słów o mnie, związek powieści z moim prywatnym życiem, video, parę pytań do Was, które mnie czasem nurtują podczas pisania rozdziałów, więc mam nadzieję, że odpowiecie na nie :) No i najważniejsze - Ważna informacja dla czytelników, jak i przyszłych czytelników :)

A tymczasem zapraszam na ostatni rozdział części pierwszej :* Mam nadzieję, że chociaż pod tym odcinkiem zostawicie swoje komentarze. :)
Pozdrawiam :*


50


Wyzwanie - Dorosłość


-Może pojechać z tobą? -Zapytał rankiem.
Kornelia chwilę się zastanawiała.
-Niee... -Pokręciła głową. Podejrzewała, że ta rozmowa nie obejdzie się bez kłótni.
-Nalegałbym na to, ponieważ został jeszcze tylko miesiąc do rozpoczęcia roku szkolnego, że jesteśmy tutaj jeszcze, to będziemy mogli odebrać twoje dokumenty, to akurat jest czas na to.
Przyznawała mu rację, ale i tak nie była pewna.
-Przecież nie mam jeszcze dokumentów. Nie znam wyników egzaminu. Poznam je na dniach. -Przypomniało się jej.
-No tak... Będzie musiał je wysłać... I tak nalegam, żebyś to zrobiła. Za dwa tygodnie kończy ci się kontrakt, powrót tutaj po dwóch tygodniach będzie tylko zmarnowanym czasem... -Patrzył jej w oczy.
Kornelia poczuła lekki nie pokój. Bardzo dobrze wiedziała, jak przebiegają jej rozmowy z ojcem, czego się wstydziła... Rozmowa z tatą przy panu Kaulitz, by tylko potwierdziła Kornelii słowa, gdy jeszcze mieszkała w Los Angeles, a Kaulitzowi trudno było uwierzyć, że jej tata jest taki okropny... W końcu dałby jej wiarę... I tak nie była pewna...
-...Mógłbyś zaczekać w aucie... A gdyby nie wyszło... -Zaczęła niepewnie.
-Tak. Oczywiście. -Odrzekł od razu, bardzo poważnie, łapiąc jej ramiona.

-Dzień dobry.
Weszła do domu na giętkich nogach. Tak bardzo się obawiała. A słysząc w odwecie jego gruby głos, dreszcz przeszedł ją po plecach.
Kaulitz stresował się prawie tak samo, jak Kornelia. Nerwowo stukał opuszkami palców o kierownicę, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić. Żałował, że nie poszedł tam z nią. Coś czuł po kościach, że Kornelia nie będzie zbyt bardzo przekonująca.
-Naprawdę tego chcę? -Przeszło mu przez myśl, co spowodowało w nim lekkie napięcie ciała. -Dlaczego nie? Jest całkiem niegroźna... -Tłumaczył sobie. Miał też wielkie poczucie, że dzięki temu wszyscy bliscy będą już na niego patrzeć normalnie, a co najważniejsze, uwięzi się w czymś, w czym będzie musiał trwać, a to znaczy, że nie będzie już powrotu do brudnej przeszłości, przez którą miał trochę problemów. Pragnął zamknąć już tamten rozdział i się w miarę ustatkować. Wierzył w tę miłość i wierzył, że może coś z tego będzie.
-Chcę tego. -Odrzekł pewnie w myśli. -Nie ma sensu wracać... Muszę iść w przód.

-Tato. -Zaczęła niepewnie, ale nabrała powietrza w płuca i kontynuowała już stanowczo. Wiedziała, że od jej postawy może zależeć prawie połowa jego decyzji, już się naczytała o tych zewnętrznych bodźcach o przebiegu negocjacji z książek. -Chciałabym ci powiedzieć, że wracam do Niemiec... -Jej mały złoty pierścionek na palcu serdecznym u lewej dłoni, poszedł w ruch, obracając nim nerwowo palcem. W prawej trzymała teczuszkę z kontraktem na cały rok.
Robert nawet na nią nie spojrzał, wczytany w gazetę z wyciągniętymi nogami na podnóżku w salonie. Dookoła panowała upiorna cisza, która zaczynała dusić Kornelię.
-Na stałe. -Dodała na wydechu. -Będę tam chodzić do szkoły i tam pracować. Chciałabym, żebyś odebrał moje papiery ze szkoły, gdy będą już wyniki z egzaminu i mi je przesłał.
Robert zerknął na swą córkę znad okularów do czytania.
-...Nie rozumiem tu czegoś. Podjęłaś bez mojej zgody taką decyzję? -Zaskoczył się oburzony.
Nie wiedziała, co ma powiedzieć przez chwilę. Zaczynało braknąć jej tlenu.
-Jestem w związku... Chcemy razem zamieszkać. Pracuje nadal w firmie, dlatego chciałam tam dokończyć szkołę. -Wyjaśniła ostrożnie.
-Z kim jesteś 'w związku'? Z Tomem? -Ironizował.
-Nie! -Oburzyła się. -Nie z Tomem.
-To, co w takim razie oznaczają te nagłówki? Z jednym jesteś w związku, a z drugim randkujesz?
-Nie. To tylko głupie media. I od kiedy ty je przeglądasz? -Zaskoczyła się.
-Od kiedy o mojej córce mówią w mojej firmie. -Zarzucił zły.
-...To prześlesz mi te dokumenty?
-Więc na stałe się już tam przeprowadzasz, tak?
-Na stałe, nie wiem... Chyba tak...
-Prześlę ci te dokumenty.
-...
-...?
-... -Kornelia zaskoczyła się, nie sądziła, że obejdzie się bez kłótni. -...Naprawdę? -Nie wierzyła, serce jej mocno biło, ale nie wiedziała, czy to ze szczęścia, czy z obawy, że poszło jej to tak łatwo!
-...
-Dziękuję... Chciałabym, żebyś podpisał te dokumenty. -Podeszła do niego, wyciągając je już z teczki.
-Długopis. -Odrzekł stanowczo, wyciągając rękę.
Kornelia pośpiesznie odnalazła długopis w swojej kopertówce i podała mu.
Zaczął podpisywać każdą ze stron umowy, jak i wizy.
-...Nie przeczytasz nawet...? -Niepokoiła się jego zachowaniem.
-Dlaczego mam to czytać? Taka jesteś dorosła, że już mnie to nie obchodzi, na co się piszesz. -Wyjaśnił, bazgrając swe parafki.
Oddał jej po krótkiej chwili dokumenty.
-Coś jeszcze?
Kornelia nie wiedziała, co ma myśleć. To wszystko wydało jej się bardzo dziwne.
-...Dzisiaj wyjeżdżam...
-Udanego lotu. Coś jeszcze?
-...Nie... -Odrzekła niepewnie.
Gardło zaczynało się jej ściskać. Już rozumiała to bicie serca... Czuła to już trzeci raz... Pierwszy raz był przy żegnaniu się, którego wprawdzie nie było. Drugi na przywitanie... To w ogóle nie miało uczuć... Doszła właśnie do jednego wniosku...
Obojętność jest gorszą rzeczą od kłótni, przynajmniej w kłótni czujesz, że komuś na tobie zależy.
Czy cieszyła się, że teraz mogła rozpocząć naprawdę dorosłe życie u boku jej pierwszej prawdziwej miłości? Oczywiście, że tak, ale to szczęście było zagłuszone czymś bardziej bolesnym. Tata, osoba, która czuwała nad Kornelią, właśnie dosadnie jej pokazała, uświadomiła, że mu na niej nie zależało.
Wycofała się z ogromem bólu. Łez nie mogła powstrzymać. Już przy wyjściu rozpłakała się w dobre.
Kaulitz, widząc swą dziewczynę w takim stanie, natychmiast opuścił auto i do niej podszedł, łapiąc za ramiona.
-Nie płacz. Idź do auta. Ja z nim porozmawiam. -Odrzekł pośpiesznie, wyciągając z jej dłoni teczkę.
Kornelia pokręciła głową, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa.
Kaulitz nie wiedział przez chwilę, o co chodzi.
-Nie...-Zdobyła się na wypowiedzenie jednego słowa. Pociągnęła za teczkę i otworzyła mu ją pod nosem.
Kaulitza oczom ukazał się podpis. Przejrzał kolejne kartki, po czym zwrócił na nią swój wzrok.
-Co się stało? -Nie rozumiał.
Kornelia ponownie pokręciła głową. Wyminęła go, wcale na niego nie patrząc i wsiadła w jego auto. Kaulitz więc zrobił to samo.
-...Jedź już stąd. Nie chcę tu dłużej być! -Zawołała zrozpaczona.
-...Co się stało? -Zerkał na nią zmartwiony. Nigdy nie lubił, gdy w jego towarzystwie ktoś tak bardzo płakał. Rozczulał się...
-Nic... -Burknęła. -Jedź stąd już... -Rozkazała, odwracając od niego twarz.
Zaprzestał po chwili inicjatyw. Odjechał, już nic nie mówiąc.
Telefon się jej rozdzwonił. Widząc napis "Tata" na wyświetlaczu, jej płacz się wstrzymał, jakby w ogóle go nie było, a resztki nadziei powróciły jak za pstryknięciem palca.
Kaulitz tylko zerknął na jej wyświetlacz. Był bardzo ciekaw, co tam się wydarzyło...
-Halo? -Odebrała zachrypniętym głosem.
-Wraz z dokumentami dostaniesz swoje rzeczy.
-...Jak to?
-Skoro się wyprowadzasz i nie będziesz tu mieszkać, to wyślę ci też wszystkie twoje rzeczy. Nie zamierzam ich tu trzymać.
-Ale...! Przecież będę przyjeżdżać! -Nie rozumiała.
-Tak? Świetnie, ale nie tutaj, do mojego domu.
Kornelia aż otworzyła usta z zaskoczenia. Tego się nie spodziewała! Jej płacz na nowo się wznowił, a ból powrócił z większą siłą.
-Co ty mówisz?! -Zawołała.
-Masz problem ze słuchem? Jeśli się wyprowadzasz, zmieniasz szkołę z własnej woli, pracujesz, jesteś w związku, to rozumiem, że jesteś na tyle dorosła, żeby wiedzieć, że możesz liczyć sama na siebie. Miało się to stać z chwilą skończenia szkoły, ale jeśli przyśpieszasz ten czas, to mi to jest na rękę.
Kornelia nie wierzyła w to, co słyszy.
-Temat między nami jest zakończony.
-Ale...! Ty chyba nie myślisz o tym, że...!
-Właśnie tak myślę. -Przerwał jej. -Nasza współpraca dobiegła końca. Życzę ci samych powodzeń w życiu. Dowidzenia.
-Ale tato! -Zawołała zrozpaczona, już mając w dupie, czy Kaulitz to słyszy, czy nie. -Nie możesz ot tak mi tego zrobić!
-Dlaczego nie? Taka jesteś dorosła, więc żyj jak dorosła. Sama podejmujesz decyzje, bez mojej zgody, więc nie jestem ci już do niczego potrzebny, a ty mi. Aha. Wyślij wiadomość z adresem, na który chcesz, żebym to wysłał.
-Ale ja nie chcę tego!
-Więc trafi to na śmietnik.
-Nie! -Zawołała przerażona.
Kaulitz zaczynał się już poważnie martwić. Nie słyszał tak dobrze słów Roberta, ponieważ radio zagłuszało jej rozmowę, jednak nie chciał go tak bezczelnie teraz ściszać, żeby podsłuchiwać, co mówi Robert.
-Więc wyślij mi adres. Tyle z mojej strony. Coś jeszcze? Nie? Więc dowidzenia. -Rozłączył się.
Ścisnęła w dłoni telefon.
-Co się stało? Co ci powiedział? -Nie mógł wytrzymać w tej niewiedzy.
-...Powiedział, że... Prześle mi moje rzeczy... Skoro się wyprowadzam... -Wypłakała.
-...To takie straszne? -Nie rozumiał.
-...Nie... Ale... Pożegnał się ze mną... Powiedział...  ...Powiedział mi, że nasza współpraca dobiegła końca...
-Co to ma znaczyć?
-To, że mnie wyprowadza z domu i nie będę mogła tam wrócić...
-Na pewno nie. -Westchnął, uważając, że Kornelia wyolbrzymia. -Nie powiedział tego w takim sensie. Miał na myśli, że twoje życie nastoletnie...
-Nie! Znam go lepiej niż ty! -Oburzyła się -Powiedziałam, że będę tam przyjeżdżać, a on powiedział, że na pewno nie do jego domu. Pożegnał się ze mną. Powiedział, że mnie już nie potrzebuje, a ja jego. ...Powiedział dowidzenia i się rozłączył! -Wykrzyczała zdesperowana.
-Kornelio, proszę cię, żebyś się uspokoiła...
-Jak mam się uspokoić, skoro nie mam właśnie, gdzie mieszkać!?
-Jak to nie masz, gdzie mieszkać? -Sam się oburzył. -Mieszkasz teraz ze mną.
-Tak! Ale nie mam już do kogo wracać. Nie rozumiesz tego? -Zmrużyła oczy, sycząc zła. -I mogłam się tego spodziewać... Wszystko, co robił w ostatnim czasie, było zapowiedzią na to...
Kaulitz zamilkł.
-Wychodzi na to... Że teraz naprawdę jest nastolatką w dorosłym życiu. -Przeszło mu przez myśl. Przeraził się. -To chyba nie ma sensu, ale wygląda na to... Jakbym zesłał z Tomem na nią taki los. -Nie mógł tego przełknąć. Nie chciał się czuć winny!
Cieszył się z jednej strony, że teraz ma większą pewność, że Kornelia go nie zostawi. Z drugiej zaś strony, czuł lekką obawę. Czuł się, jakby zaadoptował właśnie prawnie dziecko. To nie było miłe uczucie. Jednak, gdy pomyślał o tym, że Kornelia jest już cała, tylko dla niego, uśmiechnął się. Śmiał twierdzić, że należały się Robertowi podziękowania za to. Przecież cały czas do tego dnia dążył. Oczywiście nie do tego, żeby się kłócili, czy wyrzucali z domu, ale do tego, żeby Kornelia była wolna od wszystkiego, by miała tylko jego.

***

Bal minął. Zdjęcia Kornelia mogła sobie tylko pooglądać na portalach społecznościowych. Zazdrościła rówieśnikom, że mogli na nim być i tak świetnie się bawić. Nikodem i Cloe zostali królowymi balu. To było nieuniknione i do przewidzenia. "Gratuluję :*" Skomentowała ich zdjęcie w koronach.
Chwilę później zasnęła.
Pan Kaulitz głaskał Kornelię po włosach. Leżała mu na kolanach. Ślepo wpatrywał się w ciemne, małe okno samolotu. Obawiał się wszystkiego, co teraz ma nastąpić. Nie miał już Ali. To było jego największe zmartwienie. Został kompletnie sam z nastolatką w garści, z przygotowywaniem projektów, z zarządzaniem całą firmą i promocją. Co z tego, że promocją zajmowała się Jenny. To on musiał się pojawiać na spotkaniach w ciele projektanta. Jenny co chwilę informowała go o kolejnym spotkaniu. Jego kalendarz zaczynał się w końcu zapełniać.
-Jeszcze przeprowadzka! -Zawołał w myśli, przypominając sobie o niej. Żołądek zaczynał mu się ściskać. Nie miał pojęcia, jak on to wszystko ogarnie, będąc sam. Najgorsze były właśnie takie momenty jak teraz. Gdy odczuwał brak sił, a jego mózg nie mógł się skupić na jednej rzeczy. To go przerażało najbardziej. Zaczynał się obawiać, że spotka go to samo, co jego mamę.
Jego oczy były bardziej wilgotne niż zazwyczaj. Nigdy nie sądził, że jego plany go przerosną. Zawsze był pewny, że da wszystkiemu radę.
Wczorajsza rozmowa z bratem uświadomiła go w jednym. Tom nie pojawi się w Niemczech i nie zamierza tam pracować. Bolało go to bardzo. Było mu cholernie przykro, że Tom tak postępuje, pomimo że znał przyczynę. Przyczyną była Kornelia. Tom wbił sobie do głowy, że ona nim rządzi, a on jest przy niej, jak kukiełka. Nie zgadzał się z tym kompletnie i ciśnienie mu się podnosiło na wspomnienie słów brata.
Jedyną dobrą jeszcze opcją było skonsultować się z mamą. Choć bronił się od tego bardzo. Nie chciał jej pokazywać, że sobie nie radzi. Uwierzyła w niego, bo gdyby tak nie było, nie przepisałaby na niego firmy. Ufa mu i wierzy, że wszystkiemu podoła, więc musi to zrobić.
-Nie roztroję sie! -Zawył w myśli.
Kornelia poprawiła się na jego kolanach. Skupił na niej swój zmarnowany wzrok. Odgarnął jej ze skroni kosmyki włosów, by móc lepiej widzieć jej profil.
-Gdyby jednak był ktoś, kto zajmie się papierami, odbieraniem telefonów i odsyłaniem ludzi, spokojnie mógłbym jeździć na spotkania i zająć się projektowaniem... Przecież siedzenie za biurkiem i odbieranie telefonów nie wymaga ukończenia studiów...
Pogłaskał delikatnie Kornelii policzek. Podrapała się po nim. O to mu chodziło. Zrobił to ponownie. Zrobiła to samo i otworzyła oczy. Uśmiechnął się pod nosem. Ona rozumiejąc swoje położenie, podniosła się i poprawiła wygodniej w siedzeniu.
-Jeśli zaproponowałbym ci stanowisko swojej osobistej asystentki, zgodziłabyś się?
-...Słucham? -Nie do końca do niej wszystko dotarło.
-Powtórzyć?
Kornelia powtórzyła sobie zdanie Kaulitza w głowie.
-Nie... Że ja?
-Że ty.
-Ale ja...
-Zgodziłabyś się? -Przerwał jej. W chwilę się nastawił, że tak właśnie będzie i nie widział już odwrotu. -Dostałabyś telefon służbowy. Odbierałabyś telefony, zapisywała spotkania w kalendarzu, tak bym nie czuł się, jak robot. -Zaznaczył. -Siedziałabyś w firmie i odsyłała nieodpowiednich ludzi i przyjmowała tych konkretnych. Mnie byś informowała tylko o tych najważniejszych spotkaniach i telefonach, żeby nie zakłócać mi pracy.
Kornelia jeszcze przez chwilę przyglądała się Kaulitzowi z niedowierzaniem.
-I tak w sumie już trochę jesteś  moją wspólniczką. Robisz remont. Mam na myśli właśnie takie coś. Robisz coś pod moją wiedzą, ale informujesz mnie o najważniejszym. Odpowiada ci takie stanowisko pracy?
-Ale...
-Wszystko ci wytłumaczę. We wszystko wtajemniczę i poznasz firmę od drugiej strony. I tak się wybierasz na studia z zarządzania.
-Sądzisz, że...
-Tak. Sądzę, że mogłabyś to zrobić dla mnie, ponieważ mam do ciebie zaufanie, a to jest dla mnie najważniejsze. Sama nie raz dałaś mi do zrozumienia, że liczy się dla ciebie moje dobre samopoczucie, czyli jakby moje dobro, więc wierzę, że byś się wykazała na tym stanowisku.
-Oszalałeś!? -Zawołała w końcu.
-Dlaczego na mnie krzyczysz? Mówię do ciebie spokojnie. -Z irytował sie. -No i jesteś jedyną osobą, poza rodziną, która śmie na mnie podnosić głos. Więc jesteś prawie jak rodzina. To jest jeszcze lepsze.
Kornelia jeszcze bardziej się zaskoczyła. Pomimo że czuła, że to tylko zagranie na uczuciach, co bardzo ją zniesmaczyło, to i tak zrobiło jej się miło. Przecież powiedział, że jest dla niego 'prawie jak rodzina'.
-Skąd ja będę wiedzieć, kto jest odpowiedni, a kto nie? -Stresowała się. Już sobie wyobrażała siebie, ciemnotę w tej firmie, która nie wie, co ma ze sobą zrobić.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie. -Zwrócił się do niej tułowiem. Kornelia podkurczyła pod siebie nogi i również poważnie na niego spojrzała. -Powiedziałaś mi o pałacu. Spodobało mi się to. Powiedziałaś o zmianie loga. To również mi się spodobało. Nie mogę się doczekać, gdy w końcu zobaczę pałac i czuję, że też mnie zaskoczysz.
Kornelia się uśmiechnęła pod nosem.
-...To na pewno...
-Co takiego?
-...Zmieniłam trochę pana plany... -Zaczęła się bawić swoim kosmykiem włosów z nerwów.
Kaulitza trochę zatkało.
-Słucham? -Aż prawie zapiszczał.
-...Były dobre, ale wydawały mi się lepsze moje... -Odrzekła ostrożnie, bojąc się na niego spojrzeć.
Kaulitz zaniemówił.
-...Dobrze. -Odrzekł w końcu na wydechu. -Wstrzymam się z tą propozycją. Miej nadzieję panno Millian, że pani LEPSZE plany, spodobają się także mi. -Odwrócił się od niej.
-Ale...
-Nie mów już nic. -Powstrzymał ją ruchem dłoni. Był zdenerwowany.
Kornelia przyglądała się, jak opanowuje swą złość.
-Co zmieniłaś? -Nie wytrzymał.
Uśmiechnęła się do niego.
-Nie długo sam pan zobaczy, panie Kaulitz.
-Masz mi w tej chwili to powiedzieć.
-Przepraszam panie Kaulitz, ale nie mogę.
-Nakazuję ci to zrobić.
-Przykro mi. -Uśmiechała się lekko. -Na dniach pan na pewno sam to wszystko zobaczy.
-Tom, nie chcę ci przyznawać racji! -Zawołał w myśli.
-...Czy chociaż raz kiedyś zrobisz dokładnie to, o co cię poproszę? Od A do Z? Czy za każdym razem będziesz dodawać coś od siebie?
-Nie wiem, panie Kaulitz. Będę się starać zawsze dodawać coś od siebie.
Kaulitz pokiwał głową zaintrygowany jej słowami.
-...Pomimo że obawiam się twoich cząstek od siebie, to bardzo mnie satysfakcjonuje pani wypowiedź. Chciałbym to słyszeć za każdym razem, gdy przyjmowany zostaje pracownik...
Uśmiechnęła się.
-A już myślałam, że będziesz na mnie zły za to.
-Więc ryzykujesz.
-Można tak powiedzieć.
-Pomimo tego i tak chciałbym, żebyś się mnie słuchała w niektórych sprawach.
-Dobrze.
Ponownie się zaskoczył. Już podejrzewał, że wdadzą się w dyskusję. Uśmiechnął się do niej i pogłaskał ją po policzku. Złapała jego dłoń i przytrzymała przy sobie. Kornelia nie miała pojęcia skąd i dlaczego, ale czuła w tym momencie jego słabość. To było naprawdę dziwne uczucie i bardzo, bardzo rzadkie, ale naprawdę to czuła.
-Leży panu coś na sercu. -Stwierdziła. Jedynie to, by mogło być przyczyną jej odczuć.
Kaulitz po raz trzeci został zaskoczony.
-Skąd ta myśl?
-...Nie wiem. Czuję to...
Kaulitz chwilę milczał. Kornelia ujęła jego dłoń i ją delikatnie pocałowała. Nie kłamał sam przed sobą, że zrobiło mu się cieplej, widząc jej czyn i czując jej usta na sobie. Oczywiście, że też tego tak nie zostawił. Kciukiem musnął jej wydatne usta, by powracając palcem, poczuć je mocniej. Oczywiście, omijając jej plaster.
Serca o wiele mocniej im zabiły, a w podbrzuszach poczuli identyczne miłe uczucie, które mówiło 'Chcę więcej'.
Kaulitz wpadł w trans. Widział tylko swój palec i jej seksowne usta. Zapomniał o wszystkim, nawet o tym, że Kornelia jest niedoświadczoną dziewczyną. Zahaczył opuszkiem palca jej dolną wargę i delikatnie ją odchylił, ona szła z nim w parze. Jej oczy skupione były ślepo w jego spojrzeniu, które nie odrywało się od jej ust. Wsunął koniuszek kciuka między jej wargi. Oczywiście Kornelia 'obudziła się' pierwsza. Nie miała pojęcia, co ma zrobić. Jej wzrok się zmieszał i Kaulitz to dostrzegł. Olśniło go w sekundę, jednak nie chcąc, żeby Kornelia się teraz czuła źle, zbliżył się do niej i zakończył sytuację namiętnym pocałunkiem. Złapał za butelkę z wodą i napełnił nią usta, doprowadzając swoje ciało do stanu normalności.
Kornelia oparła się o jego ramię. Nie chciała spotkać jego wzroku. Nie w tym momencie.
Kaulitz odstawił butelkę i wziął Kornelię pod swoją pachę, całując jej włosy.
-...Cieszę się, że jesteś...
Usłyszał jej cichy, dziewczęcy głos.
Uśmiechnął się lekko. Ponownie pocałował ją we włosy.
-...Ja też się cieszę, że jesteś...

***

Budzik, który Kornelia nastawiła jeszcze w samolocie, zadzwonił prawidłowo o godzinie siódmej. Dźwięk obudził także Kaulitza. Piasek w oczach, rozluźnienie ciała i nawet to, że Kornelia leżała ściśnięta z Kaulitzem na jednoosobowym miejscu, nie pozwolił im się podnieść. Nagle było im bardzo wygodnie.
-...Jeszcze pięć minut... -Wychrypiał Kaulitz z do pół otwartym okiem i przytulił się do Kornelii jeszcze bardziej, żeby czasem mu nie uciekła.
Kornelia nie skomentowała tego. Oczywiście Kaulitza pomysł był jak najbardziej na miejscu.
Kolejny dzwonek. Tym razem nie był to dźwięk budzika. Kornelia nawet nie spojrzała na adresata kontaktu, tylko od razu przyłożyła telefon do ucha.
-...Halo? -Wydusiła z siebie.
-Co ty śpisz?! -Zawołał Adam, tak głośno, że odsunęła telefon od ucha, a Kaulitz otworzył ponownie oczy, słysząc męski głos. W domu było tak cicho, Kornelia miała zbyt głośny telefon i na dodatek leżała obok, także słyszał każde słowo.
-Nie śpię. Nie krzycz tak... -Zamarudziła. -Co się stało?
-Przecież miałaś być na ósmą w pałacu... Muszę ci coś opowiedzieć!
Kornelii żołądek się zacisnął. No tak. Był koniec remontu. Mieli obejrzeć już wszystko gotowe, a co najlepsze, na dniach miała zdać budynek Kaulitzowi. Szybko się pożegnała z Adamem i się podniosła, przecierając oczy. Na palcach zobaczyła ciemne cienie. Przypomniało jej to, o tym, że zasnęli całkiem nieogarnięci na kanapie. Musiała wyglądać jak konkretna panda, a przecież leżał obok niej, jej Książę z bajki! Uciekła.

***

-O czym musi ci opowiedzieć tak bardzo, Adam? -Zapytał Kaulitz, jadąc już do pracy.
-Nie wiem. Pewnie coś o swojej dziewczynie.
-Tak bardzo się do siebie zbliżyliście?
-Czy ja wiem? Nie wiem, chyba trochę...
-Trochę? Nie długo się skończą wasze bliskie relacje, gdy Adam wróci na swoje stanowisko pracy.
Zerknęła na blondyna. Wyglądał tak świeżo i pięknie, pomimo zmęczonych oczu. Nie to, co ona, która czuła się, jakby była spuchnięta od tego niewyspania. Co chwilę również ziewała. Nie miała poczucia nawet, jaka jest pora dnia. Czuła się, jakby był to wieczór, ale w prawdzie był poranek. Miała kompletny bezsił.
-Przyjedziesz po mnie?
-Adam niech cię przywiezie do firmy, jak skończycie.
-...Mam nadzieję, że naprawdę pałac jest skończony... Jeśli nie, termin się wydłuży...
-...Swoją drogą, to tę drogę też by trzeba było naprawić... -Dodał, gdy musiał zwolnić na ubitej ziemi w lasku. -Wjazd nie jest dobry...
-...Tego to ja już nie wiem, gdzie i jak to zrobić. To znaczy, jak, to już wiem, ale gdzie to załatwiać, to nie wiem. Ten teren już nie jest twoją własnością.
-...Będę musiał pisać do miasta. -Westchnął. -Ale to już w swoim czasie... Co tu się dzieje? -Zapytał, widząc przesunięty budowlany płot, zasłaniający większy obszar, niż zwykle był osłonięty.
-Zobaczysz na dniach. -Uśmiechnęła się do niego.
-Zagospodarowałaś maksymalnie kupiony teren?
-Tak. Mogę ci zdradzić tylko tyle, że miejsca parkingowe za płotem, miały ograniczoną liczbę, dlatego drugi parking, został zrobiony przed płotem. A za wszystkie wycięte drzewa na tym terenie, musiałam posadzić wiele więcej nowych. Wyrównało się i nie będziesz musiał płacić kary.
Kaulitz pokiwał głową, że rozumie. Uśmiechnął się pod nosem.
-Zaczynam uwielbiać współpracę z tobą. -Nie chciał się nawet przyznawać, że w ogóle przez myśl mu nie przeszło takie coś, jak wycinanie i sadzenie drzew...
-Miło mi to słyszeć, panie Kaulitz.
-No dobrze. Czekam na ciebie w firmie.
Zbliżyli się do siebie, by złączyć się w czułym pocałunku i wysiadła z uśmiechem na twarzy.
Uśmiech nie znikał. Gdy ochroniarz ją wpuścił na teren, dostała szoku. Wszystkie papierowe plany właśnie widziała na żywo. To było coś pięknego. Nie miała pojęcia, że aż takie wrażenie w niej wywoła ten pałac. Znała każdy metr tego terenu na wylot, ale sam widok, realny widok powalał z nóg. Czuła dumę i nie wierzyła, że Kaulitzowi nie mogłoby się tu coś nie podobać. Była pewna jego szczęścia, jak tego, że niebo było dzisiaj nadzwyczaj błękitne.
Dopięła swego. Stała tak na perfekcyjnie zrobionym chodniku, tuż przy budce ochroniarza i nie mogła się napatrzeć. Miała ochotę wyściskać każdego robotnika z osobna za tę piękną pracę. Jej wysoka choinka, którą zasadziła tuż przy fontannie na środku, robiła na niej chyba największe wrażenie, zwłaszcza że stała już na tle pałacu, który nie był przykryty rusztowaniem.
-Skończyłam. -Odrzekła do siebie w myśli. -...Tak jak skończyłam moje beztroskie życie... -Żołądek się jej zacisnął, odczuwając stres. -Zrobiłam coś tak wielkiego... -Nie wierzyła. -Dokonałam tego... Więc... Dokonam jeszcze więcej... Jeśli myślisz Robercie Millian, że wrócę do ciebie na kolanach, bo sobie nie poradziłam, to się grubo mylisz... Jeśli wy wszyscy myślicie, że jestem głupia i podpisuję kontrakty randkami z Kaulitzami, to ja wam pokarzę. -Zmrużyła oczy i ruszyła pewnie do pałacu, by obejrzeć go od środka.
Koniec prac oznaczał koniec kontraktu. Koniec życia jako singiel i koniec życia jako nastolatka. Teraz czekało na nią nowe miejsce pracy, którego wcale nie była pewna. Teraz rozpoczęła się misja - utrzymać siebie i swoje zachcianki oraz najtrudniejsze w tym wszystkim, dzielić swe życie z kimś, kogo pragną tysiące. Bo chcąc nie chcąc, to była jedyna osoba na świecie, która zaczynała trochę na przymus być dla niej ważna. I to z dwóch cholernie ciężkich względów. Praca i dom - Całe życie.
Przełknęła kluchę strachu, przejeżdżając swą kakaową dłonią po lśniącym, perfekcyjnie czystym blacie jego nowego biurka, w jego nowym biurze. Wzrok niepewności miała wbity w otwarte drzwi tarasowe, za którymi widniał czubek choinki na tle parkowych drzew.
-...Czy ja naprawdę tak szalenie bardzo się w nim zakochałam? Czy zakochałam się w swoich wyobrażeniach? Jeśli to tylko wyobrażenia, to jestem największym debilem świata... Bo przez to straciłam swój dom...


KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Komentarze

  1. Anonimowy14/1/18 10:29

    Ohhhh. Piękne zakończenie dające nadzieje na równie piękny początek. Czekam z niecierpliwością na część o ktorej wspomniałas we wstępie i w ogole na resztę. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W końcu udaje mi się skomentować. Wow. Nie wierzę, że to już koniec części pierwszej! Tak bardzo nie mogę się doczekać kolejnych perypetii Kornelii.. Genialne uwieńczenie tej części historii!
    Weny i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Będę pisać komentarz na bieżąco, żeby nic po drodze mi nie umknęło, chociaż będzie mi ciężko, ponieważ piszę z telefonu.
    Pierwsza część tego odcinka trochę mnie zaskoczyła, ale też spodziewałam się tego. Zaskoczyło mnie, że Robert od razu podpisał Kornelii dokumenty. Myślałam, że będzie kolejna kłótnia. Domyśliłam się za to, że nie będzie chciał jej więcej widzieć.
    Jestem bardzo ciekawa, jak Kornelia poradzi sobie na stanowisku asystentki Kaulitza i czy Tom w końcu jakoś się do niej przekona. Szkoda, że nie chce wrócić do Niemiec i normalnie współpracować z bratem. Myślę, że tworzyliby świetną parę i dobrze by im szło wspólne prowadzenie firmy.
    Końcówka bardzo mi się podobała. Świetnie oddałaś uczucia Kornelii - jej niepewność i strach czy tak naprawdę poradzi sobie w dorosłym życiu, bo przecież nadal ma tylko siedemnaście lat.
    Super, że pałac wygląda tak jak to sobie zaplanowała, ale jak Bill na to zareaguje? Dobrze, że ufa Kornelii, ale przecież nadal nie wie, na co wydała jego pieniądze. Trzymam kciuki, żeby mu się spodobało!
    Co do samego opowiadania, znasz moją opinię, więc nie będę powtarzać, że wcale się nie zawiodłam. Przed przeczytaniem całej pierwszej części, znając tylko streszczenie, bałam się, że 50 rozdziałów będzie dla mnie za dużo. Ale nie. Prowadziłaś akcję w taki sposób, że nie odczułam, iż to było aż tyle odcinków.
    Jak wspominałam w komentarzu pod którymś z poprzednich odcinków, Twój styl pisania bardzo się poprawił i coraz lepiej mi się czytało.
    Bardzo jestem ciekawa kolejnej części i mam nadzieję, że nadrobię wszystko bardzo szybko.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg