26. "En mi, no en ti"
Dzisiaj pragnę Was zaprosić na mój jeden z ulubionych, ukochanych, najwspanialszych rozdziałów.
Z początku może tragiczne wydarzenia, ale całość jest dla mnie czymś - czym z dumą mogę się z Wami podzielić <3
Zapraszam i pozdrawiam :*
Z początku może tragiczne wydarzenia, ale całość jest dla mnie czymś - czym z dumą mogę się z Wami podzielić <3
Zapraszam i pozdrawiam :*
26
"En mi, no en ti"
"Jak można kochać człowieka, skoro przez niego straciło się miłość swojego życia?"
"Jak można kochać człowieka, skoro przez niego straciło się miłość swojego życia?"
- Leży na cmentarzu. - Przeszło jej przez myśl.
- Jesteś zwykłą, sprzedającą się szmatą, jak twoja matka... Dawała na prawo i lewo. Ty idziesz w jej ślady. Też zaczynała od zdjęć... Ktoś ją zabił. Zadawała się z takimi jak ty. Ze śmieciowymi ludźmi. Spotkała ją karma... Nie chciała cię. - Syczał wrednie. - Podrzuciła mi pod drzwi jeden wielki problem! Zniszczyła mi życie!
Przełknęła ślinę, wspominając sobie tamtejsze wymiany zdań z tatą. Nie wierzyła w jego słowa. Nie wierzyła w to, że jej matka była dziwką. To się nie łączyło z tym, co mówił wcześniej.
- Tak. Gdyby nie ty, nadal by żyła. - Wysyczał, chyba nie zastanawiając się nad wypowiedzianymi słowami.
- Dlaczego więc... Nie ratowaliście jej, tylko mnie? - Spłynęły jej łzy bólu.
- Bo ona tego chciała... - Dopił alkohol do końca.
- Żałujesz, że ją...
- Przeraźliwie tego żałuję, ale jeśli już jesteś. Oczekuję od ciebie szacunku, dlaczego nie potrafisz tego zrozumieć?! - Rwał się od środka ze swoimi emocjami.
Broda jej zadrżała, a oczy utonęły we łzach. Nie rozumiała, dlaczego Robert oskarża ją o śmierć mamy. Przecież powiedział, że to ktoś ją zabił, ale wcześniej mówił, że to ona ją zabiła swoimi narodzinami... Tak bardzo chciałaby ją poznać i poznać prawdę. Nawet nie wierzyła w to, że nie żyje. Już w nic mu nie wierzyła.
- Nic mi nie zrobiła! - Wysyczał z jadem. - Kochaliśmy się. - Dodał, patrząc na nią wzrokiem, jakby to ona była czemuś winna.
Kolejna fala łez zleciała po jej policzkach. Przyznał się, że ją kochał, a ona jego. Więc pierwsza wersja jest bardziej wiarygodna niż ta druga.
- Skoro go kochała, to nie mogłaby być dziwką... Może pochodziła ze slumsów... Może faktycznie była jakąś... Dziwną kobietą... Ale kochali się. Tak powiedział... Może mieli przez to mnóstwo problemów... A ja jak głupia ciągnęłam go za język... Bolało go to... Boli do dzisiaj... - Przeszło jej przez myśl.
- To wyjaśnia wiele spraw... Ale... To nie moja wina, że mama nie żyje... - Odrzekła, czując się jak małe dziecko oskarżone o coś, czego nie zrobiło.
- Wmawiam sobie to za każdym razem, gdy na ciebie patrzę, ale nie potrafię tego przełknąć. Musisz mi to wybaczyć...
Zamknęła oczy.
- Musiała być do mnie podobna... - Przeszło jej przez myśl.
- Też bym chciał, żeby było dobrze.
Płakała. Ewidentnie Robert chciał zapomnieć o tym, co się stało i nie mógł tego zrobić, widząc swoją córkę.
- Dlatego mnie oddelegował... Chciał w końcu żyć normalnie... - Płakała. - Przeze mnie nie mógł... Tak bardzo ją kochał? Jeśli zrobił takie coś, to chyba tak... Ale przecież zawsze był zdenerwowany, gdy o tym mówił... Może miał to, co Tom miał z Rią? Kochał tak samo bardzo, jak nienawidził... Ale jak można kogoś nienawidzić i w tym samym momencie kochać? - Nadal nie było to dla niej pojęte. - To tak, jakbym nienawidziła teraz pana Kaulitz, chociaż go kocham... To się ze sobą nie łączy! Chyba nigdy tego nie zrozumiem... Ale jedno jest pewne... Tata nie oddał mnie do domu dziecka, 'bo nie mógł tego zrobić' jak powiedział, więc musiał mnie kochać... A może miał tylko nadzieję, że mnie pokocha, a później już było za późno, żeby mnie oddać... Ale nie oddał mnie... Chciał, żebym była przy nim... Może nie spodziewał się wtedy, że przyniosę mu tyle bólu... Ale powiedział, że chciałby, żeby było dobrze... Więc miał nadzieję, a ja go tak paskudnie traktowałam... - Dawała sobie upust emocjom. W końcu była sama w domu w to sobotnie popołudnie.
Miała ochotę do niego zadzwonić i go przeprosić za wszystko, co złego mu powiedziała. Wiedziała, że od samego początku stwarzała mu problem. Jak nie sobą, to z nianiami. Całe życie nie była zadowolonym dzieckiem, ciągle czegoś od niego żądała. Później tylko pragnęła zwykłej rodzicielskiej miłości. Takiej miłości, jaką darzyła Davisa jego mama, którą czasem dawała i jej, taką jak darzyli Harumi jej rodzice, taką jak darzył Nata jego tata, taką jak darzy pani Simone swoich synów, taką, jaką daży Emily, Fabiana i Ninę. Czy tak wiele oczekiwała? Dla Roberta było najwidoczniej zbyt wiele.
- Jak można kochać człowieka, skoro przez niego, straciło się miłość swojego życia? - Przeszło jej przez myśl. - To tak, jak ja bym miała pokochać faceta, który odebrał mi Billa... Zabiłabym go, gdyby to zrobił! - Warknęła. - Nie... To tak, jakby dziecko moje i Billa zabiłoby mojego Billa... - Zawahała się nad wnioskiem. - Omg... Nie umiem sobie na to odpowiedzieć.. Ale mój tata mnie nie zabił... W sumie mógł to zrobić, skoro byłam mała i jeszcze niczego nieświadoma, nawet bym nie wiedziała, że w ogóle żyłam, nic by mnie to przecież nie bolało... Ale nie zrobił tego... Na pewno mnie kochał... Po swojemu, ale kochał... Dlaczego nie potrafiłam docenić tego, co mam? Nie byłabym teraz sama...
Wzięła telefon w dłonie zalana łzami. Wybrała numer taty i z ostatkiem sił pragnęła go przeprosić za wszystko. Za to, co zrobiła i za to, czego nie. On przecież też teraz został sam. Też nie miał rodziny, mieli tylko siebie. Jak mogli tego nie docenić?
Przejechała drżącym palcem po zielonej słuchawce i przyłożyła telefon do ucha.
"Nie ma takiego numeru" Mówiła jej sekretarka. Kornelia nie wierzyła, że aż tak się od niej odciął.
- Tak bardzo mnie nienawidzi!? - Beczała.
Spróbowała jeszcze raz, ale niestety usłyszała to samo.
Opadła na kanapę i skuliła swe ciało, pozwalając sobie na totalne rozklejenie.
I im więcej myślała, tym gorszy był jej stan. Pierwszy raz w życiu czuła się tak samotnie. Na dodatek telefon się jej rozdzwonił. Był to Kaulitz, ale nie mogła teraz odebrać. Nie miała siły, żeby tłumaczyć mu powód jej chwilowego załamania, a tym bardziej go martwić. Niestety Bill był bardzo uparty. Telefon dzwonił jej cztery razy i za czwartym już musiała się ogarnąć. Nie chciała go martwić też tym, że nie odbiera. Opróżniła nos, umyła w kuchni twarz i doprowadziła się do jako takiego porządku.
"Coś się stało? Dlaczego nie odbierasz? Martwię się." - Odczytała wiadomość, która przyszła w chwili sięgania po telefon.
Uśmiechnęła się miło pod nosem. Cieszyła się, że jednak jest ktoś na ziemi, kto się o nią martwi i obchodzi go jej istnienie. Był jej naprawdę jedynym.
Wybrała do niego numer, a on prawie natychmiast odebrał.
- Wszystko dobrze? - Zapytał od razu.
- Tak. Zostawiłam telefon w kuchni, byłam na chwilę w pokoju po zeszyty... - Uśmiechnęła się lekko.
- Nie strasz mnie... Już miałem same czarne myśli... Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
Kornelia zaśmiała się pod nosem.
- Co by mogło się stać? Nic. Nie potrzebnie się martwisz... Choć trochę miło mi jest z tego powodu...
Kornelii spłynęły łzy. Już sama nie wiedziała, czy dlatego, że się tak bardzo cieszyła, czy tak bardzo żałowała, że jej tata nigdy do niej nie powiedział takich słów.
- Tęsknię za tobą... - Głos jej zadrżał, nie mogąc powstrzymać swoich emocji. Wierzyła w to, że gdyby nigdzie nie wyjechał, nie miałaby czasu myśleć o swych bolących i dołujących przeżyciach. Nie miałaby do tego przy nim po prostu głowy. Żałowała, że pozwoliła sobie dać się tak ponieść; że nie zadzwoniła po prostu do pana Kaulitz, by się zająć jego przeżyciami z wakacji, jeśli już nauka jej nie pomagała.
- Ja za tobą też... Dwa tygodnie to z pewnością za długo... - Narzekał. - Chciałbym skrócić mój pobyt tutaj i spędzić resztę wolnego z tobą.
- Naprawdę to zrobisz? - Ucieszyła się.
- Chyba tak. A co słychać u ciebie? Jak w szkole? Uczysz się?
- Tak. Właśnie siedzę nad książkami... Muszę napisać na jutro wypracowanie na głupi temat... Nie mogę się za to jakoś zabrać... Nic mi się nie chce, jestem zmęczona i najlepiej bym poszła spać...
- To napisz to, co masz do napisania i połóż się spać.
- Chyba w ogóle tego nie napiszę... Nie mogę się skupić... Myślę o różnych rzeczach, które mnie dołują...
- O czym myślisz? - Zapytał ciepłym tonem.
- Nie chcę o tym mówić, bo się rozkleję... O przeszłości...
- Tęsknisz za rodziną?
- Jaką rodziną? - Prychnęła z bólem, rozklejając się.
Kaulitz westchnął.
- Za tatą.
- Za nim raczej nie. Bardziej za przyjaciółmi... - Skłamała w połowie i jak się spodziewała ciszy w słuchawce, tak cisza zaistniała. Wiedziała, że Kaulitz nie lubi jej znajomych z Los Angeles. Przynajmniej już teraz nie musiała powstrzymywać łez.
- Za Davisem... On też został teraz sam, już nie ma w ogóle rodziców...
- Też został teraz sam? - Z ironizował. - Kto więc jeszcze został sam?
Kornelia się skwasiła. Przerabiali już ten temat między sobą. Kaulitz się denerwował i obrażał, gdy Kornelia wspominała o tym, że się czuje sama. Uważał wtedy, że on nic dla niej nie znaczy, a przecież wcale tak nie było.
- Nikt więcej... - Westchnęła, przełykając kluchę.
- No właśnie... - Odrzekł niezadowolony.
***
Andreas złapał się za policzek, zaskoczony reakcją Kaulitza. To była krótka gra. Bill wyszedł po prostu z kabiny i usiadł rozwścieczony obok znajomych. Nie uszło to uwadze Toma, który zaraz zapytał, co jest grane.
Andreas nie przestał na jednej kresce, swoją kartą kredytową idealnie zrobił kolejną, po czym wypełniła jego nozdrza. Oparł się o ścianę kabiny i zacisnął powieki, krzywiąc bardzo twarz. Po chwili zjechał plecami po ścianie na posadzkę toalety. Jego policzek dopiero teraz zaczął czerwienieć i pulsować od ciosu, który pozwolił mu na chwilę oprzytomnieć. Niestety w tym momencie, czuł się, jakby dostał kolejnego z rzędu kosza. No bo go dostał. Łzy spłynęły mu po policzkach, a jego tył głowy parę razy obił się o ścianę.
Kaulitz tylko wymienił z bratem i Alexem spojrzenia, mówiące "nie chcecie wiedzieć", co było już dla dwojga bardzo logiczne i wyjaśniające. Jego chude kolano nerwowo podrygiwało. Czuł się ohydnie i nie mógł wyrzucić z siebie przed chwilą zaistniałej sytuacji. W tym momencie bardzo zapragnął wrócić do domu. Żałował, że się zgodził na przyjazd tutaj Andreasa. To było logiczne, że przy nim takie sytuacje będą realiami.
- Wracam do Kornelii. - Odrzekł pewnie.
- Ta... - Zaśmiał się Tom. - Jeszcze tydzień.
- Nie obchodzi mnie to. - Uniósł brwi. - Nie będę znosił tego dupka jeszcze tydzień. Już mam go dosyć... - Kręcił, pobudzony, szklanką z alkoholem po stoliku.
- Więc tęsknisz za nią, że chcesz wrócić, czy uciekasz od Andy'ego, bo boisz się, że nie dasz rady? - Zaśmiał się Alex.
- To i to... - Przyznał bardzo zainteresowany kostkami lodu, obijającymi się o ściany naczynia. Narkotyki już robiły z jego mózgiem swoje.
- Wiedziałem, że tak będzie. - Prychnął niezadowolony Tom.
- Nie obchodzi mnie to. - Powtórzył blondyn jak w transie. - Nie chcę go widzieć na oczy... - Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer do Kornelii.
- Pojebało cię? - Tom wyrwał mu z ręki telefon. - Zaćpałeś się! Chcesz, żeby wyczuła?
- Powiem, że pije alkohol, jestem w pubie. - Wyjaśnił, jakby to było logiczne, rozkładając przy tym ręce. - Zresztą, będzie się cieszyć, że myślę o niej po pijaku. - Uniósł brew i zabrał bratu telefon. - No bo myślę. - Stwierdził, wybierając do niej numer ponownie.
- No weź, kurwa, znowu przegadasz z nią całą imprezę. - Zamarudził Tom.
- Masz jakiś problem? - Blondyn zerknął na Toma morderczym wzrokiem. W takim stanie mógł i jemu strzelić w twarz.
- Nie. Rób, co chcesz. Mam wyjebane. - Tom stwierdził, że naprawdę będzie miał to gdzieś i choć nie potrafił mieć, tak bardzo chciał. Denerwowało go to, że za każdą sprzeczką z Andreasem do niej dzwoni. A jak nie on, to ona do niego wypisuje. Cały pobyt na wyspach, cały czas siedzi z nosem w telefonie.
Toma noga również nerwowo podrygiwała. Jego brat wcale się nie rozluźnił. Chyba że naprawdę się upił. Wtedy to nawet tańczył z jakimiś panienkami na parkiecie. Czasem nawet i nie tylko z panienkami. Latał po klubach jak szalony, a znajomych to miał już tutaj tylu, że chyba już wszyscy go tu znali. Tak. Billy lubił być w centrum uwagi. I najbardziej się cieszył, gdy wszyscy śpiewali mu 'sto lat'.
Wybiła północ, a jego wakacyjnej dziewczyny jeszcze nie było. Napisał do niej wiadomość na messengerze, odpisała, że właśnie wysiada z auta. Cóż. To mu poprawiło humor. Poszedł po nią do wyjścia, odpowiednio witając pół nagą szprychę. Oczywiście, że wyglądała jak modelka. Tom uwielbiał takie dziewczyny. Nie lubił głupich lasek, ale teraz był na wakacjach, więc mu to nie przeszkadzało.
Mizianie się z nią publicznie, obciąganie w toalecie, czy seks na plaży, jak najbardziej był mu na rękę. Nie obchodziło go to, że może robiła sobie jakieś nadzieje. On przecież się tylko świetnie bawił, dzięki czemu zapominał powoli o bólu po stracie Rii. To był dobry lek. Straszny, ale dobry. Trochę naiwny, ponieważ i tak myślał o niej, gdy zasypiał i przypominała mu się w różnych innych codziennych sytuacjach, ale wolał już zajmować się głupią, łatwą szprychą, niż użalać się nad sobą, czy wydzwaniać do niej po pijaku, tak jak praktykował jego brat.
Co dziwne mu się wydawało, Bill prawie zawsze miał banana na ustach, gdy rozmawiał z Kornelią. Pomimo tych sztywniackich zwrotów, jakich używał, to wyglądał za każdym razem, jakby przeprowadzał najszczęśliwszą rozmowę w swoim życiu.
Na widok Andreasa, który w końcu wyłonił się z toalety, już nic nie miał do brata o to, że wisi na telefonie z Kornelią. Wolał sto razy bardziej to niż widok ich razem. Bill oczywiście wyszedł z pubu, gdy ten wrócił do stolika. Wyglądał na załamanego, przez co Alex nie dawał mu spokoju, robiąc sobie z niego żarty, ale końcem końców i tak zamknęli się w swoich ramionach w pocieszającej rozmowie. Andreas był ciężki, gdy się naćpał albo przesadził z alkoholem. Był wtem prowodyrem bójek, jakie zaliczyli już trzy, przez co mieli zakaz wstępu do paru klubów albo też płakał, tak jak teraz, robiąc z siebie ofiarę losu. Dlatego Tom również się ulotnił stamtąd, zabierając swą szprychę na drinka.
***
- Jest tak zimno... - Narzekała do Vincenta. - Nienawidzę, jak jest tak zimno...
- Jest dwanaście stopni na plusie. To nie jest zimno. - Przyznał mężczyzna.
- Nie? Tyle jest w zimę w Kalifornii... - Narzekała, opatulona Billową bluzą i jeszcze skają na to, w której trochę wyglądała, jakby ukradła ją swej młodszej, mniejszej siostrze. Było dobrze, dopóki pan Kaulitz jej tak ubranej nie widział.
- Jeśli teraz ci zimno, to co będzie, jak będzie minus dwadzieścia w grudniu. - Śmiał się.
- Oh matko! Zamarznę na kość albo przezimuję w kominku!
Zaśmiali się.
- W ogóle się nie wyspałam... Nie odrobiłam lekcji... Potrzebuję korepetycję z języka niemieckiego...
- Tutaj nie dają wam korepetycji?
- Dają, ale znam już tych nauczycieli i nie chcę z nimi pracować. Oni by mi kazali czytać wszystkie lektury z trzech lat...
Vincent zarechotał, już wszystko rozumiejąc.
Kornelia tylko obdarzyła mężczyznę znaczącym uśmiechem i się z nim pożegnała. Polubiła go. Pomimo że twarz miał podejrzaną i cała jego postać wyglądała na groźną, może przez liczne tatuaże na rękach, ale poza tym był zawsze dla niej przyjazny. Z pewnością pasował do tego wulgarnego BMW swoim wyglądem, a on sam czuł się w nim, jak ryba w wodzie.
"Muszę wziąć korepetycję..." - Napisała wiadomość Kaulitzowi. Chcąc nie chcąc, nadal był to ich dom, do którego nie mogła nikogo zapraszać, a gdy już chciała to zrobić, co właśnie miało pierwszy raz miejsce, wolała zapytać, by uniknąć niepotrzebnych konfliktów. W końcu Hannah do nich mogła przychodzić, więc czemu nie jakaś inna 'nauczycielka'.
"Jakie korepetycje? "
"Z języka niemieckiego do matury... :/ " - Odpisała, wchodząc na odpowiednie piętro w nie wysokim budynku. Ludzie z jej grupy już siedzieli na holu, więc się z nimi miło przywitała i usiadła na uboczu sofy, czytając kolejną wiadomość.
"Gdybym to potrafił, sam bym ci pomógł... "
"Jakoś zdałeś maturę, więc na pewno to umiesz. Muszę znaleźć kogoś, kto udziela korepetycji 'jełopom' xD" - Zaśmiała się pod nosem.
"Kornelio... Nie jesteś żadnym jełopem. :/ A matura to była lata temu i już nic z tego nie pamiętam, prócz wykutej na pamięć prezentacji. Chociaż powiem ci szczerze, że lepiej pamiętam Toma prezentację, niż swoją. ;) To chyba dlatego, że bardzo się stresował tym egzaminem i to na mnie oddziaływało. "
"Na pewno :D Moją prezentację też zapamiętasz? xD"
"Nie wiem, ale pewnie tak. xD To są stresujące chwile w życiu, od których PONIEKĄD zależy nasza przyszłość, więc trzeba się postarać."
"PONIEKĄD? xD"
"Tak. Bez tego nie pójdziesz na studia, ale zdane studia, nie dadzą ci gwarantowanej pracy w danym kierunku, więc dlatego PONIEKĄD. ;) Co robisz?"
"Jestem w szkole. Czekam na zajęcia... "
" :D Nie masz pojęcia, jak bardzo ci współczuję z tego powodu xD"
"Wiem, że się cieszysz, że masz to już za sobą i chcesz mnie kulturalnie wyśmiać, że ja muszę w tym jeszcze trwać. xD"
"Wybacz :*"
"Oh... Chciałabym się już do ciebie przytulić... :( Jest 12 stopni na zewnątrz, a ja się czuję, jakby był mróz... Tak mi zimno... :("
"Ja się opaliłem :D Tu jest około 25 stopni. Nie ma większych upałów, ale nie narzekam :D Jak przyjadę, to cię ogrzeję :*"
Uśmiechnęła się.
"Zanim przyjedziesz, to zastaniesz kostkę lodu... :("
"Rozpuszczę ją :* Nie martw się o to."
"Kochany jesteś <3 ...Pewnie pięknie wyglądasz w tej opaleniźnie, hm? "
Dostała w odpowiedzi selfie jego brzucha z odchylonymi bokserkami, by pokazać, jak bardzo się opalił. I musiała przyznać, że smakowicie wyglądał, aż się uśmiechnęła szeroko do telefonu i zapisała to zdjęcie.
"Mmm... Jeszcze tydzień i może mi dorównasz :D"
Weszła za grupą do klasy i zajęła swoje miejsce.
"Może tak xD Będziemy wtedy razem zamarzać. "
"hehe jesteś słodki... Miałeś wrócić szybciej... :("
"Tak. Wstępnie, wracamy w piątek, żebym mógł spędzić z tobą, chociaż weekend."
"W piątek? Myślałam, że wcześniej :( "
"Dzisiaj? xD"
"hehe najlepiej by było <3 Tęsknie za tobą :("
"Mhm... Porozmawiam z chłopakami i zobaczę, jak oni do tego podchodzą. Jeśli będą chcieli wrócić w piątek, to wrócę sam w środę. Dobrze?"
"Tak! <3 :*"
- Panno Millian, proszę schować telefon. - Usłyszała głos nauczyciela.
- Już chowam. Przepraszam. - Odrzekła, zerkając w jego stronę, by zaraz po chwili odczytać wiadomość.
"To by nie miało w sumie sensu. Gdybym wrócił w środę, to bym musiał iść do pracy. Nie wyobrażasz sobie tego, że ja bym siedział w domu, a ty za mnie byś pracowała w pałacu xD"
"Oboje byśmy zrobili sobie wolne. <3 " - Odłożyła telefon na bok, czując napierający wzrok nauczyciela.
- Nie dosyć, że masz zaległości z matematyki, to jeszcze nie słuchasz. - Przyczepił się do niej.
- Nie mam zaległości z matematyki. Po prostu w Niemczech inaczej uczycie. - Odgryzła się uprzejmym głosem.
- Trudno. Podjęłaś się nauki w Niemczech, więc musisz się uczyć, tak jak tutaj uczymy.
- Wiem. - Odrzekła pewnie. - Przecież nie narzekam. - Wyjaśniła. - Mówię tylko, że nie mam zaległości.
- W naszym systemie masz. - Nauczyciel chciał postawić na swoim. Kornelia miała wrażenie, że wszyscy Niemcy są tacy twardzi. Zero relaksu w nich było. Skwasiła się, już olewając jego zarzut. Podejrzewała, że gdyby się dalej wykłócała o swoje zdanie, nic by to nie zmieniło, a tylko pogorszyło jej obraz w jego oczach.
Poza tym, że jak się dowiedział, że Kornelia będzie zdawać rozszerzoną maturę z tego przedmiotu, trochę kpił, a na dodatek właśnie się jej uczepił.
Dostała już dwie kolejne wiadomości od swojego chłopaka, których nie mogła przeczytać, dopóki nie zejdzie z oczu nauczyciela. Gdy w końcu przestał zwracać na nią uwagę, odczytała je ukradkiem.
"Oh tak. Drugie wakacje. Chciałbym z tobą gdzieś pojechać. "
"Może pojechalibyśmy do Hiszpanii? Mówiłaś, że często tam spędzałaś wakacje."
Rozczuliła się, czytając te wiadomości. Nie mogła mu na nie nie odpisać!
"Ohh! Bardzo bym chciała pojechać do Hiszpanii! <3 Pojedziemy tam? <3" - Aż serce jej zabiło na tę myśl.
"Możemy kochanie :* Dopóki nie mam nic ważnego w pracy... Od przyszłego poniedziałku zaczyna się harówka, więc przygotuj się na mnóstwo wyjazdów i pracy."
"Wow! Coś się pozmieniało? "
"Tak. Te wakacje nie są w dobrym momencie. Rozpoczęłaś karierę. Masz mnóstwo propozycji. Sekretarka na bieżąco mnie informuje, także wakacje w Hiszpanii przed tą charówką dobrze ci zrobią :*"
"Kochany jesteś... :* Nie mogę teraz pisać. Nauczyciel się mnie czepia... :/"
"Dobrze :* Porozmawiamy później."
Odłożyła telefon, znowu czując na sobie jego wymowny wzrok.
Kaulitz już postanowił. Środa miała być jego ostatnim dniem spędzonym w tym miejscu. Do domu również wrócił Tom, a więc cała reszta także. Zabrał Kornelię do jej ukochanej Hiszpanii, gdzie pierwszy raz w życiu usłyszał ten język z jej ust. Nie mógł się nadziwić, nie mógł się napatrzeć i na słuchać, gdy tak naturalnie władała tym językiem. Jeszcze, gdy się ubrała w swoje ciuchy, które miewała nosić w Los Angeles, już w ogóle mógł twierdzić, że Kornelia właśnie z tego państwa pochodzi. Ameryka była tylko jej przystankiem na mieszkanie.
Tak bardzo za nią tęsknił, że aż był przerażony swymi odczuciami. Niemalże co chwilę, składał na jej policzku, ustach, czole, czy głowie pocałunki. Cały czas trzymał za jej małą dłoń albo w swych objęciach, choć nie w miejscach publicznych. Był prze szczęśliwy, że ją ma. Czuł, że wypad na półtora tygodnia, zdala od niej był dobrą decyzją. Czuł się jak nowo narodzony, pomimo kaca schodzącego z jego organizmu po tych wszystkich toksynach, jakimi się truł na wyspach. Dopiero w Hiszpanii poczuł, że ma wakacje. Cały czwartek spędzili na leżaku na plaży. W piątek cały dzień zwiedzali. Znowu obdarował ją prezentami w postaci biżuterii i ciuchów. Nie mógł się opanować. Miał w garści swą imitację seksownej i zwariowanej hiszpanki, dlatego czuł się z tego dumnie.
Gdy Kornelia zaproponowała wypad do baru wieczorem, odechciało mu się wszystkiego. Po pierwsze - miał dosyć barów, klubów, pubów i potańcówek. Po drugie - nie zamierzał się denerwować, tym, że ktoś podrywa jego dziewczynę. Nie zgodził się, dlatego spędzili wieczór w kurorcie nad basenem, przy lampce czerwonego wina, czułych rozmowach, a potem poszli grzecznie spać, wtuleni w siebie.
W sobotę wybrali się na deptak. Na deptaku spędzili prawie pół dnia, a wieczór okazał się niespodzianką. Plenerowy koncert w środku miasta z tutejszymi gwiazdami muzyki okazał się imprezą urodzinową jednej z hiszpańskich stacji telewizyjnych. A gwiazdą wieczoru był meksykański zespół Vazquez Sounds.
Kornelia, słysząc zapowiedź następnej gwiazdy, zaczęła piszczeć jak prawdziwa, szalona fanka. Kaulitz aż odsunął głowę od dziewczyny, by nie ogłuchnąć.
- Vazquez Sounds! - Zawołała uradowana.
Kaulitzowi aż głupio było się przyznać, że nie znał takiego bandu, widząc jej szczęście.
- Kim oni są?
- OH! Nie znasz ich!? Śpiewają od paru lat!
- Przykro mi, ale nie znam. - Wyznał szczerze.
- To rodzina. Dwóch braci i siostra. Są boscy, a ona jest genialna! Nie pamiętam, jak miała na imię... - Skwasiła się. - Ale są boscy! Ona ma boski głos. Zasłynęli z covera 'Rolling in the Deep' na youtubie. Teraz mają już swoją, hiszpańską płytę. - Wytłumaczyła szybko. - Ale mamy szczęście! - Cieszyła się. - Chodźmy bliżej. Chciałabym cokolwiek widzieć...
Kaulitz parsknął śmiechem. Tyle już tam czasu stali, że dopiero teraz zauważył, że Kornelia prawie nic nie widzi. Aż mu się żal jej zrobiło, że nawet nic nie powiedziała, gdy on sobie w dobre oglądał wszystkich wykonawców. Oczywiście, że dopchali się na taką wysokość, że Kornelia mogła już swobodnie oglądać całą scenę, pomiędzy głowami innych.
- Jaa... Musiał tu stanąć... - Narzekała dziewczyna za Kaulitzem.
Kornelia odwróciła się za siebie, gdy Kaulitz nie był niczego świadomy.
- Masz jakiś problem? - Zapytała, narzekających dziewczyn.
Kaulitz zerknął za siebie. Po widoku wyrazu twarzy swojej dziewczyny i dziewczyn za nim, mógł się tylko domyślić, o co chodzi.
- No bo stanie ci taki na szczudłach przed tobą i zasłania wszystko. - Mówiła oburzona.
- To znajdź sobie inne miejsce, jak ci coś nie pasuje.
- A ty się nie czepiaj tak, bo to wy się tu wepchnęliście.
- Przykro mi. Nie ma tu wyznaczonych miejsc. Każdy staje, gdzie chce. - Odwróciła się od nich.
- Co się stało? - Zapytał Kaulitz.
- Nic. Zasłoniłeś im widoczność. AAA!!! Są już! - Podskoczyła podekscytowana. - Zostaniemy do końca, co nie!? - Zawołała.
Kaulitz westchnął i przytaknął głową. Miał tylko nadzieję, że będzie to coś do ucha. Inaczej umrze.
Muzyka okazała się bardzo lekka i przyjemna. Głos wokalistki bardzo czysty i bardzo dziewczyński. Mógłby ją trochę porównać do Ariany. Muzyka była w sam raz do bujania się. Nie przypuszczałby, że Kornelia słucha takiego czegoś, raczej przypinał do niej coś w stylu Avril, zbuntowanej nastolatki albo tak jak mówiła, Nicole. Cóż. Każdy ma różne gusta i guściki. Zaskoczył się również trochę, ponieważ Kornelia śpiewała razem z wokalistką prawie wszystkie piosenki... Cóż. On by mógł zasnąć przy takim czymś, ale najwidoczniej, co innego było, gdy się rozumie tekst...
Kornelia, słysząc pierwsze dźwięki konkretnej piosenki, ciarki przeszły jej przez plecy na wspomnienie teledysku, a gardło od razu zacisnęło. Zerknęła za siebie w górę. Kaulitz się do niej uśmiechnął.
- To moja piosenka... - Zawiadomiła spokojnie.
- Tak? Cieszę się... - Uśmiechnął się lekko i dodał w myślach. - Jak pewnie każda inna... - Westchnął.
- To jest o miłości, która odchodzi, której nie jesteśmy w stanie zatrzymać... - Wyjaśniła krótko. - A teledysk przedstawia rodzinę, w której jest córka i nie potrafi zatrzymać swojego ojca, który ma ją w dupie. - Dokończyła.
Już rozumiał, dlaczego jest to jej piosenka. Wsłuchał się w nią, brzmiała bardzo przygnębiająco, ale poza tym nic nie było dla niego jasne.
Días que no vuelven,
sueños que se irán
sin alcanzar,
Noches que mis ojos
no sé cerrarán por recordar.
Dolor se quedará toda una
vida en mi, en mi, no en ti.
Nie popłakała się, choć sądziła, że tak właśnie się stanie, gdyż w domu zawsze się to działo. Może zbyt dużo ludzi ją otaczało... A może była już tak twarda, że po prostu już jej to minęło...
Bujała się lekko w ramionach swojego chłopaka. Czuła się jak we śnie, w którym Kaulitz był nieco niepasujący do... Do wszystkiego. Znowu miała poczucie, że świat, który ją otacza, nie dotyczy jej osoby. Że to tylko sen, tylko książka, którą zaczęła czytać, którą zaraz skończy i wróci do prawdziwego świata; jak piękna powieść, która wiedzie ją przez życie, czerpiąc z niej wyśnione przygody, pozwalając na własne refleksje i wyciąganie wniosków. Nie widziała jednak końca tej historii. Nie widziała świata, do którego wróci, gdy zamknie książkę i odłoży ją na bok do swej przeczytanej kolekcji. Że niby wróci do domu? Jakiego?
Rozejrzała się ślepo po tłumie ludzi. Niemalże wszyscy oddali się melodii, bujając się w jej rytm albo przeprowadzali ze sobą niecierpiącej zwłoki konwersacje. Zerknęła za siebie w górę. Kaulitz ponownie zwrócił na nią swój wzrok i się do niej uśmiechnął. Motyle przeleciały przez jej brzuch.
- Naprawdę tu jest... - Przeszło jej przez myśl i zacisnęła mocniej dłonie na jego, ją obejmujących.
Uśmiechnęła się do niego lekko. Czuła, jak coś ogromnego wypełnia ją od środka, co pozwala jej zapomnieć o tych wszystkich ludziach wokoło i o tym, co się dzieje. To chyba była ta prawdziwa miłość. Nigdy nie czuła takiego czegoś, dlatego stwierdziła, że to na pewno musi być to.
- Kocham cię... - Wyszeptała bezgłośnie.
Ten wyczytał zdanie z jej ust, dlatego wyszeptał je tak, jak ona. Po raz kolejny poczuła ogromne ciepło, wypełniające ją od środka. Wszystko przy nim wydawało się tracić sens. Jakby on był tym najważniejszym w jej życiu. Nawet sytuacja z tatą była słaba przy tym, co czuła do tego mężczyzny. Czuła, że opętał ją całą. W końcu zrezygnował ze swoich wakacji, by spędzić z nią te parę dni. Motylki ponownie się zbudziły, a uśmiech znowu wskoczył na jej twarz.
Kaulitz nachylił się nad jej słodką miną, którą mógł porównać do odurzenia i złożył na jej ustach słodki pocałunek.
Przytuliła policzek do jego torsu. Zniknęła.
- Omg! Fajerwerki zaraz będą! - Zawołała, wybudzając się na koniec koncertu, podczas przemowy prowadzących.
- Lubię fajerwerki.
- Ja je uwielbiam! - Rozglądała się po ciemnym niebie.
Wyciągnęła telefon i nagrała kolejne piękne wideo na Instagrama, gdy jej ciało drżało z powodu wybuchów. W ostatniej chwili Kaulitz powstrzymał ją od dodania go.
- Zrób to później, aż wrócimy do domu.
- No tak... Zapomniałam... Ale już dodałam z występu Vazquez... - Zerknęła na niego wzrokiem milusiego pieska, który właśnie coś przeskrobał.
- ... - Tak brzmiał jego komentarz. - Kornelio. Nogi zaraz mi odpadną od tego stania.
- Mi też. Już się nie odzywałam. - Uśmiechnęła się.
- Wracamy do hotelu taksówką. - Zarządził, po czym się rozejrzał. - Albo szybciej będzie na pieszo... - Stwierdził, widząc niekończący się tłum.
Tak to bywało na otwartych imprezach. Nim wyszli z tego placu, to minęło jakieś pół godziny.
Niedzielę spędzili w spa na masażu relaksacyjnym i plotkowaniu. Tam Kaulitz dostał ponownie maila z BellyBell już z większą stawką. Zaczął się grubo nad tym zastanawiać. Na początku olewał te maile, ale teraz, po rozmowie z Tomem, z których zrozumiał, że Kornelia nie ma swojego życia, zaczął się nad tym zastanawiać.
BellyBell znana na cały świat marka drogich kosmetyków wysyłała mu propozycję współpracy z Kornelią. Miałaby reklamować szminki, choć szczegóły kontraktu mówiły o dłuższej współpracy. Zastanawiał się już długo nad podjęciem decyzji, a czym dłużej się zastanawiał, tym zwiększali stawkę. Nie mógł podjąć decyzji sam. Napisał wiadomość do brata.
"Musisz się zgodzić. To będzie z korzyścią dla twojego Domu. Oni mają siedzibę w Nowym Jorku, a chciałeś trafić do Ameryki."
CDN
Och, mnie też podobał się ten odcinek! Nie sądziłam, że Bill poświęci swoje wakacje dla Kornelii, ale przynajmniej pokazał jej tym, że mu na niej zależy. Coraz bardziej się do niego przekonuję, chociaż nie wiem czy to dobrze. Mam nieco mieszane uczucia i wciąż mam wątpliwości co do szczerości Billa wobec Kornelii. Niby mówi, że ją kocha, ale Tomowi przyznaje się, że jest mu potrzebna i ją wykorzystuje do własnych celów. Niby cieszy się, że mogą spędzić razem kilka dni i odpocząć od firmy, ale brzmi to dla mnie jakoś fałszywie. Nie wiem czemu... Chyba jestem uprzedzona i za bardzo mi się wbiła do głowy wizja Kaulitza - skurwiela, który musi mieć wszystko idealnie. Może się mylę, zobaczymy, co przyniosą kolejne odcinki. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i cieszę się, że równie bardzo Ci się podobał odcinek <3
UsuńKaulitz - skurwiel <- rozbawiłaś mnie tym! Aczkolwiek podoba mi się Twa wizja xD I to, co mogę powiedzieć w jego obronie, to... Ma ku temu swoje powody i na pewno nie robi tego bez celowo. Wygląda mi to osobiście na wahanie nastrojów i muszę przyznać, że rzeczywiście tak jest. Ani jedno przyznanie się (do Toma) nie jest kłamstwem ani drugie (do Kornelii). Wydaje się fałszywy, ale wydaje mi się, że wcale taki nie jest. Problem z jakim się zmaga ma ogromny wpływ na jego zachowanie.
Zaczęłam pisać już porządnie część 3. i tam będzie wszystko czarno na białym, bez domysłów i okrążania tematów. Będzie tam wiele więcej rozdziałów prowadzonych 'jego okiem', także w 3. części będzie można go w końcu całego rozgryźć.
Pozdrawiam :*