50. Zaręczyny
Ok, jestem w szoku, że tu jestem. Znowu mnie naszło. Ciąży na mnie myśl, że tego nie do kończyłam... Byłam tu blisko ponad rok temu i pisałam, że wyświetlenia dochodzą do 15 tys. Dziś napiszę, że wyświetlenia dochodzą do 20 tysięcy. Jestem w szoku, że wgl ktoś tu zagląda.
Dziękuję.
Powiem jasno. Nie czytałam rozdziałów przed. Czytałam rozdziały te nie opublikowane. Trochę je naprawiłam, że tak powiem ale zgubiłam się trochę w czasie. Bym musiała się cofnąć grubo w tył, żeby się odnaleźć... Jeśli ktoś się w tym z orientuje, że tu jest opis, np. 3msc a zaraz pół roku to przepraszam. To i tak nie ma większego znaczenia. O ile wgl ktoś to jeszcze będzie czytać.
Kończę to opowiadanie w sumie dla siebie. Jeśli ktoś to czyta - super, jeśli pisze sama dla siebie - też super i tak zwykle to robię na co dzień.
Miłego czytania, pozdrawiam :)
50
Zaręczyny
Obydwoje przywitali wyczekiwanych gości. Obydwoje byli lekko spięci. Kaulitz równie bardzo przeżywał ten moment, aczkolwiek wierzył w to, że ani on, ani jego mama nie pozwolą im się pokłócić, przynajmniej nie w takim stopniu, jakby mogłoby to na pewno być, gdyby byli sami.
Kornelia zaprosiła ich do pięknie nakrytego stołu, który wyglądał niczym ten z bardzo dobrej restauracji. Robert się z nią nie przywitał uściskami i promienistym uśmiechem
ale nawet tego nie oczekiwała. Powiedzieli sobie dzień dobry i tyle w temacie.
Pani Simone jak zwykle wyglądała powalająco. Pomimo wieku, nadal była atrakcyjna i nawet Kornelia musiała przyznać, że jakby bardziej odświeżona. Chyba te wieczne wakacje naprawdę jej sprzyjały. Prezentowała się bardzo dobrze. Najlepsze było to, że pani Simone od razu zauważyła, że ubrały się podobnie. Blondynka również miała na sobie długą, zwiewną sukienkę, aczkolwiek nie tak elegancką, jak Kornelii, gdyż była w małe kwiatuszki, jak typowo na lato.
Gdy usiedli wszyscy przy jednym stole, Kornelia czuła ogromne skrępowanie. Już nawet nie wierzyła w to, czy przystawki je się łyżeczką, czy może widelcem. Wszystko uciekło jej z głowy. To spięcie przyćmiewała, dzięki Bogu blond włosa kobieta, która od razu, otwarcie zaczęła opowiadać, jak bardzo jej się podobało na Majorce i jak bardzo pan Kaulitz z Kornelią muszą tam pojechać.
Pan Kaulitz wdał się z nią w miłą dyskusję, w której już zboczył na temat natłoku pracy i wielu pobocznych problemach, z którymi musi się spierać, a przez to nie ma wcale głowy do planowania wakacji.
Już jak tylko pan Kaulitz zaczął temat pracy, oczywiście Robert mu przytaknął i przyłączył się do wątku, twierdząc, że po wakacjach czuje się gorzej zmęczony, niż w trakcie pracy.
Pani Simone się zaśmiała razem z jego synem i temat pobiegł dalej, a dzięki pani Simone, Kornelia w końcu mogła zabrać głos, gdyż ta zachwyciła się i zarazem bardzo zmartwiła tym, że Kornelia ma tyle na głowie, przez co również trochę się speszyła. Wyszła na taką, co naprawdę nie ma dla siebie czasu, a przecież jakiś czas, mały, ale jakiś zawsze dla siebie znalazła.
- Aż tak dużo na głowie nie mam, staram się wszystko porozkładać tak, żeby jakąś chwilę wolną mieć - wyznała nieśmiało.
- Czy wy to słyszycie? - Zaskoczyła się blondynka. - Ona otwiera firmę, jeździ na pokazy, zdjęcia, w dodatku studiuje na dwóch kierunkach i mówi, że nie ma dużo na głowie! - Zawołała, jakby to, co powiedziała Kornelia, było absurdem.
Pan Kaulitz się uśmiechnął i zerknął w stronę speszonej Kornelii. Czuł jej zdenerwowanie, dlatego chciał sprawić, żeby się rozluźniła. Czuł, jak bardzo jej zależy na kontakcie ze swym ojcem, dlatego też pragnął jej w tym pomóc.
- Nie studiuję jeszcze na dwóch kierunkach. Jestem na jednym i dodatkowo robię tylko technika - wyjaśniła Kornelia, gdyż pani Simone naprawdę zaczęła przesadzać.
- Nie uważam, żeby Kornelii było tak bardzo ciężko na uczelniach, dlatego twierdzi, że nie ma aż tak dużo na głowie. - Kaulitz stanął po jej stronie, za co mu Kornelia w duchu podziękowała.
- To prawda. Czasami idę tam, żeby tylko podpisać obecność. - Uśmiechnęła się lekko, a pani Simone się zaśmiała.
- Cieszę się, że chociaż ty nie narzekasz na naukę. Gdy Bill z Tomem studiowali, był to dla nich jeden wielki koszmar. Fala narzekań i zniechęcenia, czego czasami nie dało się słuchać.
Kornelia w końcu się zaśmiała, gdy pan Kaulitz uśmiechnął się na wspomnienie i przytaknął tylko głową.
- A co wyszło w końcu z tym stażem? Tomowi nie udało się jednak tego załatwić u siebie w firmie? - Dopytała.
- Nieee... - Pokręciła głową. - Mógłby, ale ostatecznie zrezygnowałam. Chciałam odbyć staż w neutralnym miejscu, z tego względu, że chciałam znać opinię o swojej pracy i o umiejętnościach od osoby, która nie jest ze mną w żaden sposób powiązana. Odbyłam go w firmie logistycznej i też udało mi się tam odbyć praktyki. Wszystko zaliczyłam, więc jak na razie jestem zadowolona.
- Coś niesamowitego. - Podziwiała zachwycona kobieta. - A firma? Znacie już konkretną datę otwarcia?
- Nie... - Odrzekła równo z panem Kaulitz. - Dopiero trwa remont, który skończy się może w następne wakacje. Jeszcze te wszystkie kontrole, zgody... - Westchnęła. - Sądzę, że może od nowego roku... - Zerknęła na Kaulitza, który pokiwał głową, choć też był niepewny. - Mniej więcej za pół roku może w końcu ruszyć.
- To i tak szybko, jak na całkowicie nowe miejsce - przyznała blond włosa.
- Szybko? - Powtórzył Kaulitz. - W Berlinie cały remont i wyposażenie, zgody i kontrole trwały zaledwie trzy miesiące - przypomniał.
- Ale wtedy Kornelia uczyła się tylko do egzaminu i nie pracowała nad niczym innym. Teraz ma wiele więcej na głowie. Zresztą to było przeniesienie firmy, a nie zrobienie jej od podstaw.
- Dokładnie - przytaknęła Kornelia. - Tutaj może i szybko idą sprawy urzędowe, ale jednak nie naciskam na nikogo aż tak bardzo, jak naciskałam w Berlinie. Remont odbywa się w spokoju, a robotnicy nie pracują po szesnaście godzin dziennie, tylko normalnie po osiem i mają wolne weekendy - dodała od siebie już trochę bardziej rozluźniona, dlatego bez zastanowienia wyrzuciła w końcu z siebie to pytanie. - A wam, jak się układa? - Które sprawiło ucisk w żołądku zaraz po tym, jak je zadała, ponieważ Nawet w końcu rzuciła spojrzenie w stronę swojego ojca. Podejrzewała, że będzie to dziwny obiad, ale nie przypuszczała, że aż tak ciężki.
Pani Simone zerknęła z uśmiechem w stronę czarnoskórego mężczyzny, siedzącego tuż obok niej, ale on nie odwzajemnił spojrzenia, gdyż wbił je w Kornelię.
- Układa nam się dobrze, ale uważam, że to nie jest sprawa, którą powinnaś się interesować - odrzekł jak zwykle poważnie, a cała jej krew jakby odpłynęła z ciała.
Zapadła się pod ziemię. Od razu pożałowała, że w ogóle coś takiego wymyśliła, że w ogóle zapytała; że w ogóle skłoniła go spojrzeniem do przyłączenia się do rozmowy. Serce ją zabolało, zachciało jej się płakać i najlepiej zniknąć z tego miejsca, nawet jeśli pani Simone zwróciła mu uwagę.
- Kochanie. Jak możesz tak mówić? Przecież Kornelia jest twoją córką i jest narzeczoną mojego syna. Dziwne by było, gdyby w ogóle się tym nie interesowała.
- Ja mam temat z nią zakończony. Wybacz - odrzekł twardo i poprawił się ospale na krześle.
Pan Kaulitz zerknął na swą dziewczynę i czuł, że zaraz nie wytrzyma. On sam w tym momencie chciał Robertowi wyrzucić wszystko, co w nim siedzi, ale nie chciał się wtrącać w nie swoje sprawy. Analizował chwilę myśl, że może to jednak są już jego sprawy, gdyż przecież już są ze sobą długo, ale jednak zwątpienie wzięło górę.
Kornelia była bardzo zestresowana i z rozemocjonowana, dlatego śmiał twierdzić, że obiad właśnie dobiegł końca, gdyż Kornelia po prostu wyjdzie. Użycie przez Roberta określenia 'z nią', zamiast wypowiedzenie jej imienia, uważał za bardzo niestosowne z jego strony i pokazało właśnie, że brak mu kultury albo może i brak mu szacunku do swojego własnego dziecka.
- Dlaczego uważasz, że mamy temat zakończony? - Wydobyła z siebie grzecznie, co bardzo zaskoczyło Kaulitza i poniekąd ucieszyło, że zdołała się jeszcze odezwać w swej sprawie. Już się szykował psychicznie na jej wyjście, by móc z Robertem porozmawiać albo i mu wyrzucić to, co do niego ma, by wyręczyć Kornelię.
- Ponieważ tak uważam.
- To nie jest żadne wytłumaczenie.
- Jestem w związku z mamą twojego chłopaka, ale to nie znaczy, żebyś musiała się nami interesować. Gdyby nam się nie układało, nie bylibyśmy ze sobą, więc uważam, że powinnaś się od razu tego domyślić i nie wnikać, ponieważ ja ani Simone nie wnikamy w wasze sprawy.
- Przecież zadałam najzwyklejsze w świecie pytanie. To nie jest wnikanie w wasz związek. Nie rozumiem twojego poruszenia.
Robert zerknął na swą kobietę, która również zrobiła minę, jakby nie wiedziała, o co mu chodzi, dlatego ten westchnął.
- Chciałabym się ciebie zapytać, czy już zawsze nasze spotkania będą wyglądać tak, jak teraz, gdy nawet nie potrafisz wymienić mojego imienia.
- Nie będą tak wyglądać zawsze nasze spotkania, ponieważ ich w ogóle nie będzie. Zgodziłem się na ten obiad tylko ze względu na to, że poprosiła mnie o to Simone i jesteś w związku z Billem, z którym współpracuję.
Przełknęła ten kolejny cios, ponieważ była już tak naładowana emocjami, że była mu w stanie wygarnąć dokładnie wszystko, co do niego miała. Pewność siebie jej wróciła i to ze zdwojoną siłą.
- Otóż Ojcze. - Podkreśliła. - Mogę cię rozczarować, gdyż być może nie długo twoja kobieta stanie się moją mamą, a Ty ojcem mojego narzeczonego i chcąc nie chcąc, będziesz musiał się widzieć ze mną jeszcze paręnaście razy albo już nawet i zawsze.
Wszyscy troje się zaskoczyli Kornelii słowami. Jednakże tylko pan Kaulitz zrozumiał, że to była tylko czysta prowokacja z jej strony. Przecież ani razu jeszcze nie rozmawiali na poważnie o ślubie. Jeszcze dzisiejszej nocy myślał o tym, żeby skręcić w swą prawdziwą stronę, na której nie było miejsca dla Kornelii, ale nie był na nią zły. Sam się właśnie zaciekawił tym, co by było, gdyby. Przecież sam nie chciałby spędzać tak każdego wspólnego obiadu, w takiej chorej atmosferze. W ogóle nie był pewny, czy chce poprowadzić tak dalej swoje życie... Za to jego mama aż rozpromieniała.
- Chcecie się pobrać!? - Wyskoczyła, aż się prostując. - Stąd ten obiad, tak? - Już zaczęła sobie wszystko łączyć w całość. - Zaskoczyliście mnie, ale bardzo się cieszę! Chyba nie będziecie kupować sukni i smokingu? To musi być coś wyjątkowego, dlatego musicie stworzyć coś unikatowego na tę wyjątkową okazję!
Kornelia przełknęła ślinę, widząc, co tym narobiła. Zerknęła lekko spanikowana w stronę Kaulitza. Modliła się, żeby tylko się na nią nie gniewał! Nie przewidziała takiego obrotu sprawy!
Pan Kaulitz uśmiechnął się lekko do niej i odrzekł.
- Tak mamo. Będziemy mieli na pewno coś unikatowego w ten wyjątkowy dzień, ale to dopiero rozmowy. Jeszcze nic konkretnego nie uzgodniliśmy. To na pewno nie ten czas. Mamy zbyt dużo na głowie na razie.
Kornelia trochę odetchnęła, za to nie była zadowolona z tego, że odbiegli od tematu, na którym jej zależało.
- Rozumiem, ale takie wydarzenia powinno się planować dużo, dużo wcześniej. My również... - Zerknęła uśmiechnięta na Roberta. - Rozmawialiśmy ostatnio na ten temat. Właśnie planowaliśmy pobrać się we wakacje, gdybyście uzgodnili między sobą wszystko, moglibyśmy połączyć te dwie okazje i zrobić jedno wielkie wydarzenie. Wynajęlibyśmy jeden wielki lokal, zaprosili wszystk...
- Mamo - przerwał jej zszokowany Kaulitz, który wbijał w nią swój lekko przerażony wzrok, ale nie był sam. Identycznym spojrzeniem darzył ją Robert. Kaulitz nawet nie wiedział, czy w ogóle tego chce. Nie wiedział w ogóle, czy ich związek będzie trwać, gdyż miał przez ostatni rok coraz bardziej mieszane uczucia. Kompletnie nie widział mu się ślub w te wakacje. - My mamy jeszcze czas. Nie śpieszy nam się z niczym.
- Ale, czy to nie byłoby dobre wyjście?
- Nie - odrzekł równo z Robertem, a pani Simone się skwasiła.
- Faceci... Wszędzie problem widzą. - Westchnęła, kręcąc głową i rzucając spojrzenie Kornelii.
- Wy widzicie wszędzie problem, nie ja. - Kaulitz poczuł się urażony. - To nie jest dla nas najlepszy czas. Kornelia po prostu wybiegła w przyszłość.
Teraz to się poczuła pogrążona. Poczuła się tak, jakby Kaulitz nie chciał w ogóle się z nią pobierać. Właśnie sobie zdała również sprawę, że w ogóle nie powinna mówić takich słów. Przecież pan Kaulitz nawet się jej nie oświadczył. Poczuła się jak idiotka... Czuła, że właśnie straciła w oczach swojego ojca, gdy ten rzucił okiem na jej dłonie. To było jasne, że sprawdzał, czy są zaręczeni. Chyba, gdyby mieli być, to by musiał iść do jej ojca, a przecież nie było nigdy takiej sytuacji... Spaliła po całości.
- A więc w najbliższym czasie nie przewiduję więcej okazji do spotkań. - Robert zwrócił się do swej córki. - I coś czuję, że jednak się zapędziłaś. Sukcesywny, wspólny biznes, nie oznacza sukcesywnego związku.
Pani Simone również zwątpiła, a jej radość przeminęła.
- To znaczy... To znaczy, że nie układa się wam? - Zmartwiła się bardzo.
Kornelia zerknęła znowu zrównana z ziemią na pana Kaulitz, a ten na nią. A najlepsze w tym momencie było to, że obydwoje liczyli na tego drugiego, żeby zajął głos. Jeden drugiego chciał sprawdzić, co myśli o ich relacjach, przez co nastała chwila niezręcznej ciszy, które przerwało w końcu westchnięcie Roberta, a jego wredny uśmiech dobił ich obydwóch.
- Co wy mówicie? - Pani Simone już nic nie rozumiała. - Planujecie się pobrać, a nie układa się między wami?
- Układa się między nami - zajęła głos Kornelia, twierdząc, że pan Kaulitz nie zajął głosu, tylko dlatego, że sama ich wkopała w ten temat i dlatego stwierdził, że to ona ma się teraz z tego wytłumaczyć. - Gdy powstanie już magazyn, Bill znajdzie swojego zastępcę, to wróci tutaj i wtedy będziemy mogli coś konkretnego zaplanować. Powiedziałam o tym, bo miałam na myśli niezbyt długi czas. Właśnie Bill jest w trakcie sprawdzianu jednego ze swoich zastępców. Jeśli wyjdzie wszystko pomyślnie wraz z otwarciem magazynu, a więc mniej więcej za pół roku, będziemy już ze sobą normalnie - wyjaśniła zgodnie z prawdą.
Kaulitz przełknął ślinę. Teraz już sam nie wiedział, czy to była prowokacja, która miała dobić tylko Roberta. Poczuł się tak, jakby i jego tamtymi słowami chciała sprowokować, co bardzo mu się w tym momencie nie spodobało.
- Nie powinnaś w ogóle mówić takich rzeczy, skoro Bill nawet nie poprosił cię o rękę - wyznał Robert. - Zrobiłaś niepotrzebne zamieszanie.
Pan Kaulitz w całości się z nim zgodził w tym momencie, ale zostawił to dla siebie. Za to jego mama była nadal podenerwowana i zmartwiona.
- Przepraszam was bardzo. - Podniosła się. - Bill. Chciałabym z tobą porozmawiać na osobności - odrzekła tak stanowczym tonem, że Kaulitz nawet nie zamierzał odmawiać. Nie rozumiał, o co chodzi, ale w milczeniu poszedł z mamą do ogrodu za domem. Poza tym stwierdził, że o cokolwiek by jej chodziło, tak dobrze zrobiła. Przynajmniej Kornelia i Robert w spokoju będą mogli się ze sobą spróbować porozumieć.
- Co się dzieje? - Zapytała od razu, gdy wyszli do ogrodu.
- Nic się nie dzieje. - Nie rozumiał.
- Mi możesz powiedzieć wszystko i chciałabym wiedzieć, o co chodzi? Kornelia zaczęła mówić o ślubie, a ty ją znieważyłeś. Pytam się, co się dzieje?
- Znieważyłem? - Zaskoczył się. - Wyjaśniłem, jak jest, bo się zapędziłaś z tym ślubem we wakacje.
- Dlaczego się jej nie oświadczyłeś jeszcze?
To było pytanie w dziesiątkę, na które nie potrafił odpowiedzieć. Prawie w ogóle nie zdarzały się sytuacje takie, w których nie wiedziałby, co mówić. Były one rzadkością, która właśnie znalazła swe miejsce w tej chwili.
- Skoro zajęła głos w tym temacie, to znaczy, że bardzo by tego chciała - stwierdziła.
- Oczywiście, że nie. Powiedziała to tylko dlatego, żeby sprowokować swojego ojca - odrzekł bez przekonania. - A ty się zaczęłaś cieszyć i przeżywać.
- A jak mam się nie cieszyć, skoro dowiedziałam się, że moje dziecko chce wziąć ślub? - Rozłożyła ręce. - Wiesz o tym, że bardzo polubiłam Kornelię i bardzo się ucieszyłam z tej wiadomości. Chciałabym dożyć wnuków, dlatego ta informacja była dla mnie jedną z najszczęśliwszych.
Kaulitz się skwasił i przeszedł w kółko. Nie wiedział, co ma myśleć, a co dopiero, żeby coś powiedzieć.
- Dlaczego się jej jeszcze nie oświadczyłeś? Nie sądzę, że powiedziała takie słowa, tylko dlatego, żeby sprowokować swojego ojca. Takich rzeczy się nie mówi, jeśli nic nie jest wiadomo. To był znak dla ciebie. - Była tego tak pewna, jak pewna była tego, że na zewnątrz był jeden wielki upał. - Bill. - Ponagliła, gdyż bardzo była ciekawa, co się z nim dzieje, a pewna była już tego, że jest coś nie tak.
***
Podniosła się z miejsca, jak tylko Kaulitzowie wyszli z jadalni. Czuła, że to był odpowiedni moment, w którym by mogła wyrzucić z siebie wszystko, co do niego miała, ale gardło jej się tak ścisnęło, że nie była w stanie wypowiedzieć najmniejszego słowa. Zbierała myśli, sprzątając po przystawce, by zrobić miejsce na obiad.
- Po co zrobiłaś ten cały teatr? - Zapytał z naśmiewającym się tonem głosu.
Chyba cieszyła się, że takim tonem to powiedział w tym momencie, ponieważ podniósł jej znowu ciśnienie, a to znaczyło, że musiała się odezwać.
- Cały teatr? - Zatrzymała się naprzeciw niego z talerzykami w ręce. - Ten cały teatr został zrobiony tylko i wyłącznie z twojego powodu - wyrzuciła.
- Z mojego powodu? - Zaśmiał się. - Nigdy nie sądziłem, że z zamiaru będziesz się tak błaźnić.
- Nie ruszają mnie twoje docinki, więc jeśli zamierzasz sprawić mi przykrość swoim wrednym tonem, to nie uda ci się to. - Skłamała, ale chciała być twarda... - Zaprosiłam cię na ten 'teatr' tylko dlatego, żeby z tobą porozmawiać.
- Nie mamy, o czym rozmawiać.
- Mi się wydaje, co innego. - Usiadła z powrotem na swoim miejscu, które znajdowało się naprzeciw niego. - Chciałabym wyjaśnić te nieporozumienia, które między nami w dziwny sposób zaistniały.
- Nie obchodzą mnie żadne wyjaśnienia.
- Dlaczego? Aż tak bardzo ci na mnie nie zależy? - Zmrużyła oczy.
Milczał, wpatrując się w jej oczy.
- Dlaczego nie odpowiesz. Chcę to usłyszeć. Mam już tyle lat, żeby zrozumieć powód tego, dlaczego dla mnie taki jesteś i co ja ci takiego zrobiłam, że tak masz.
- Nie będę z tobą o tym rozmawiać.
- Dlaczego? Ja chcę o tym porozmawiać. Chcę poznać prawdę. Chcę się dowiedzieć, które z twoich wyjaśnień o mamie jest prawdą. Co się stało; co ona ci takiego zrobiła, że tak nienawidzisz mnie? Bo to, że mnie nienawidzisz za to, że się urodziłam, nie jest dla mnie żadnym wyjaśnieniem, dlatego że mogłeś mnie oddać do sierocińca, a jednak tego nie zrobiłeś, bo jak powiedziałeś - nie mogłeś tego zrobić. Chcę to wiedzieć. Chcę być świadoma. Chcę znać powód. Rozumiesz?
Znowu milczał, ale wzroku z niej nie spuszczał.
- Dlaczego tak ciężko ci o tym mówić?
- Nienawidzę tego tematu, dobrze o tym wiesz. Nie będę rozpamiętywał rzeczy, które zniszczyły mi kawał życia.
- Nie sądzisz, że mi, jako twojej córce i córce nieżyjącej kobiety należą się wyjaśnienia?
- Nie.
Zacisnęła zęby z niecierpliwiona, ale zachowywała spokój.
- Dobrze. Więc powiedz mi chociaż, dlaczego nie chcesz mieć ze mną kontaktu? Co ci zrobiłam, że nie chcesz mnie znać?
***
- Nie wiem, dlaczego tego nie zrobiłem - wyjaśnił szczerze. - Nie myślałem o tym wcześniej. - Przysiadł, zniechęcony na ogrodowym krześle, wcale nie chcąc patrzeć na swą matkę. Wiedział, że ta go zaraz prześwietli całego, gdy spojrzy jej w oczy. Nie chciał mówić nic na ten temat, bo sam nie był niczego pewny. Nie chciał robić takiej samej beznadziejnej burzy, jaką przed chwilą zrobiła Kornelia.
- Nie myślałeś o tym wcześniej? To rozmawialiście na takie tematy, a nie wpadłeś na to, żeby się jej oświadczyć?
- Nie rozmawialiśmy ani razu poważnie o tym, czy chcemy się pobrać, czy nie. Mówię ci, że to była tylko prowokacja jej ojca.
- Przecież powiedziała, że za pół roku się tu wprowadzasz i wtedy będziecie planować ślub. - Pani Simone już naprawdę zgłupiała.
- Mamo! - Zawołał z niecierpliwiony. - Ja nawet nie wiem, czy ja za te pół roku się tu wprowadzę. Powiedziała tak, ponieważ są takie plany, ale te plany nie muszą się z iścić w ten konkretny czas, jaki założyła. To są TYLKO plany. Nie mam jeszcze nikogo na swoje miejsce. Rozumiesz? A pałacu nie zostawię samego sobie.
- No, a co z tym sprawdzianem?
- Sprawdzianem... - Skwasił się. - Był jeden mężczyzna, który się może nadawał na moje zastępstwo, ale... Nie byłem go pewny.
- Więc nie ma żadnego sprawdzianu? - Zaskoczyła się.
- Nie - mruknął dogłębnie zniechęcony. - Powiedziałem tak jej, żeby... Nie wiem, czemu jej tak powiedziałem... - Westchnął. - Nie chciałem, żeby myślała, że nie obchodzi mnie nasz związek.
- A obchodzi?
- Tak...
- Bill...
Zerknął w końcu w jej oczy, nie mogąc wytrzymać. Od razu mu się zaszkliły, czując, jak już go prześwietla. Blondynka wzięła drugie krzesło i usadowiła się na nim, na wprost swego syna.
- Nie wiem, co się dzieje - odrzekł z westchnieniem. - Chcę, żeby było dobrze, ale nie mam do tego żadnej motywacji. Ona jest tu z Tomem, ja tam... To nie jest chyba już nawet związek. Bardzo się wciągnęła w ten cały magazyn. Bardzo jej zależy na tym. Wszystko traktuje bardzo poważnie, a ja...
- Boisz się... - Stwierdziła spokojnie, łapiąc za jego kolano. Była bardzo zmartwiona.
- Nie boję się. Tylko nie jestem pewny, czy dobrego wyboru dokonałem...
***
- Gdy na ciebie patrzę, widzę ją. Nic więcej nie mam ci do powiedzenia.
- Tylko tyle? - Nie wierzyła.
- Tylko?
- Więc nic ci nie zrobiłam? Nie masz do mnie żadnego żalu, prócz tego, że wyglądam, jak ona? I całe twoje podłe zachowanie w stosunku do mnie, jest tylko z tego powodu?
- Między innymi. Nie będę z tobą rozmawiać na takie tematy.
- Dlaczego nie chcesz? - Irytowała się.
- One nie mają sensu i nic to nie zmieni. Nie chcę mieć z tobą kontaktu.
- Tak po prostu?
- Tak po prostu.
Nie wiedziała, co ma zrobić. Czuła się tak samo źle oceniona, jak wtedy z sytuacją między Tomem. Jego tak samo bardzo nie rozumiała, jak teraz swojego ojca. Nie miała pojęcia, co zrobiła znowu takiego, że po prostu nie chce. Nie wydawało jej się, żeby była podobna tak bardzo do Sheyli, ale może naprawdę miały jakieś wspólne cechy, o których nie wiedziała...
- Więc przy każdym naszym spotkaniu nie będziesz chciał ze mną rozmawiać?
- Nie będzie ich wiele i postaram się, żeby było ich jak najmniej.
Nie mogła dłużej tego znieść. Pozwoliła swym łzom wypłynąć spod powiek, aczkolwiek zaraz je otarła.
- I, po co ci był ten teatr?
- Żeby zrozumieć, ale nadal nie rozumiem... Dlaczego więc mnie nigdzie nie oddałeś? Gdybyś chciał, od razu byś się mógł ode mnie uwolnić.
- Nie mogłem tego zrobić.
- Mogłeś. Tylko nie chciałeś.
- Nie mogłem. Twoja matka była podłą suką.
Aż jej się dziwnie zrobiło. Teraz już przecież miała świadomość, kim była jej mama, ponieważ okazało się już dawno, że znała ją bardzo długo. Nie uważała Sheyli za podłą sukę.
- Co ci zrobiła?
- Groziła mi.
- A ty się jej dałeś! - Prychnęła. - W to ci nigdy nie uwierzę! - Zawołała, gdyż naprawdę tak myślała. Gdzie taki wielki ktoś, jak on, mógł pozwolić sobie grozić jakiejś kobiecie ze slumsów!
- Groziła, że poda mnie do sądu o gwałt, a moja reputacja upadnie - zaczął zdenerwowany, kładąc głośno rękę na stół. - Zwolniliby mnie z pracy i wylądowałbym pewnie tak samo na śmieciach, jak ona. Nigdy w życiu nie zgwałciłem żadnej kobiety, ale ona była wredną suką, która była do wszystkiego zdolna, nawet do tego, żeby się specjalnie okaleczyć. Powiedziała, że jeśli zrobiłem jej dziecko, to mam się nim zająć. Podrzuciła cię mi pod drzwi. Miałyście obie szczęście, że mój wyjazd w delegację został odwołany, a mi zechciało się wyjść do ogrodu. Bo gdybym pojechał i gdybym nie wyszedł do ogrodu poleżeć na leżaku, to pewnie byś tak z tydzień poleżała pod drzwiami. Była nieodpowiedzialną żmiją, która wyłudzała ode mnie pieniądze przez parę lat. Byłem głupi, że się jej dawałem. A dawałem się jej, bo mając niemowlaka w domu i gdyby zrobiła to, czym mi groziła, to byś wylądowała w sierocińcu na prawdę. Nie miałbym na twoje utrzymanie.
Bardzo była zaskoczona tą opowieścią. Już rozumiała, dlaczego Davis nigdy nie wyglądał, jakby mieszkał na slumsach, a ona praktycznie zawsze była w domu. Czasami chodziła dorobić do jakiejś kawiarni, ale to było rzadkie...
- Groziła, że naśle na mnie swoich ludzi i spalą mi cały dobytek. Że znajdzie mnie, nawet jeśli ucieknę. Parę razy odwiedzili mnie jej psychiczni znajomi, dlatego mieliśmy wysoki płot i monitoring. Dlatego nie chciałem, żebyś szła do publicznego liceum, dlatego nie pozwalałem ci wracać nigdy samej do domu, dlatego nie mogłaś wychodzić z domu, kiedy ci się podobało. Robiłaś mi o to wszystko problem, a ja cię zacząłem nienawidzić przez to, że zaczęłaś się zachowywać jak ona. Wyłudzałaś, groziłaś ucieczką z domu, wrzeszczałaś i miałaś mnie za nic. Miałem cię dosyć. Obydwie zniszczyłyście mi kawał życia i nienawidzę was prawie tak samo bardzo. To chciałaś usłyszeć? To zdziwisz się, bo ci powiem więcej, niż oczekiwałaś. Wiem, że wiesz, kim była twoja matka i powiem ci na ten temat tylko parę zdań. - Wypalał ją wzrokiem, a ona właśnie się poczuła tak, jakby wystawił broń i w nią wycelował.
CDN
Czy będzie to dalej kontynuowane ,jestem ciekawa dalszych losów bohaterów
OdpowiedzUsuń