1. Kaulitz Fashion House

Witam! Bardzo się cieszę, że to już nadszedł ten czas na udostępnienie 2. Części <3

Dzisiaj rozdział typowo zapoznawczy, który jest poniekąd wstępem. Miejsce oczywiście bardzo ważne w tej historii, dlatego poświęciłam na to cały jeden rozdział.

Już nie męczę ;) Zapraszam i czekam na Waszą opinię :*


1


Kaulitz Fashion House


Widok całej swej postaci w odbiciu lustra, zwłaszcza w tym momencie nie był zbyt pocieszający. Miała wrażenie, jakby nie widziała tam siebie. Odkąd jej tata ją eksmitował z własnego domu, który okazało się, że na dodatek nie jest jej, tylko jego na własność, a ona była w nim tylko chwilową lokatorką, to cały czas nosiła w swoim umyśle ogromny kłębek strachu. To nie było nic dziwnego.
Ludzie mają tendencje do przemyśleń rzeczy, czy spraw, na które już pozwoliliśmy, zamiast przemyśleć daną rzecz przed daniem głosu. Jednak z drugiej strony na to patrząc, to godzimy się, kierując się wyobrażeniami, bo Wydaje się nam, że tak będzie dobrze i wierzymy w to. W rzeczywistości każdy człowiek 'po fakcie', widzi, czy zrobiliśmy to dobrze, czy źle. I z reguły, nawet jeśli zrobimy coś źle albo jest dobrze lub nie tak, jak tego chcieliśmy, to zagryzamy zęby i próbujemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby urealnić nasze wyobrażenia sprzed decyzji. Albo uciekamy i nie chcemy brać odpowiedzialności za nasz głos, zapominamy wtem jak najszybciej o tym, co było, bo przecież przed nami jeszcze miliony takich decyzji, więc jedna zła, nie jest nic warta.
Wpatrywała się w swoje oczy. Widziała w nich doskonale swe uczucie niepewności. Odkąd wyszła ze swojego 'rodzinnego' domu, czuła się, jakby stała na kruchym lodzie i wszędzie dookoła był kruchy lód, przez co nie wiedziała, w którą stronę wyruszyć, by z niego zejść. Typowa lodowa pustynia.
Uśmiechnęła się do siebie kpiąco. Była świadoma tego, że stanęła na nim tylko i wyłącznie dlatego, że sama tego chciała. Całe sześć miesięcy, wszystkie te dni, odkąd zaczęła poznawać pana Kaulitz, rządziło nią pragnienie bycia dorosłą. Bycia kimś, kim wcale może nie jest, gdy teraz tak bardzo się tego bała. Jej zdaniem, dorosły człowiek nie boi się odpowiedzialności. Ona się jej panicznie bała. Wszystkie zdania krytyki ze strony jej guru, czyli pana Kaulitz, przyjmowała twardo na klatę. Tak się tylko wydawało, gdy wewnątrz zbierało się nic innego, jak coraz mniejsza pewność siebie.
-Byłam kimś, kim nie jestem... -Przeszło jej przez myśl, a ironiczny uśmiech się powiększył. -Więc teraz, kim jestem? Byłam Nastoletnią Kobietą, a teraz? Teraz tego parodią? -Skwasiła się. -Po co w ogóle te tytuły? Jestem Kornelią Millian, która ma siedemnaście lat i przeprowadziła się na drugą stronę kuli ziemskiej, eksmitowana z własnego domu, która gna... Za czym? Za miłością? Za pracą? -Przełknęła ślinę. -...To tak, jakbym zasnęła i obudziła się, mając pracę, gdzie mieszkać, gdzie żyć, no i partnera. Wszystko jakby po staremu, ale jednak coś dziwnie innego... Muszę dać od siebie dojrzałość i powagę. Muszę przecież sobie poradzić. No i muszę dać z siebie jakiś seksapil, żeby mój partner się mną nie znudził... Ale jak mam mu to dać, skoro ja nie wiem, jak mam to zrobić? -Zagryzła wargę, a oczy stały się jeszcze bardziej przerażone, niż wcześniej.
-Co jeśli mu się znudzę? ...Przecież powiedział, że mnie kocha, więc... A jeśli kłamał? Ale po co miałby to robić?
Drzwi windy się otworzyły na czternastym piętrze. Czas było pożegnać swoje straszne odbicie i wrócić do świata żywych. Widok tych wszystkich ludzi krzątających się po korytarzu był dziwny. Dziwny, dlatego że wszyscy byli jacyś nadzwyczaj szczęśliwi. Nie miała pojęcia, co się stało, ale wcale nie założyła, że to z powodu powrotu Kaulitza do firmy. Może to okrutne, ale taka była prawda. Żaden pracownik się nie cieszy, gdy wraca szef i wszczyna ten okrutny ład i porządek, a co gorsze, 'wyżywa' się na pracownikach, bo ma 'zły humor'.
Zapukała do jego gabinetu i weszła nieproszona.
-Dzień dobry panie Kaulitz.
-Witam cię Kornelio. Jakie wieści mi przynosisz?
Coś, co było w tym człowieku naj zwyczajne, to właśnie to Kornelia uważała za coś niesamowitego. Uśmiech wkradł się jej na twarz. Myśli odleciały, by zrobić miejsce tylko na jego osobę. On był wszystkim i gdyby go nie było, nie miałaby w tym momencie nic. Tego była pewna.
-Jeszcze dwa dni. -Wyznała.
-Więc nie jest skończone?
-Jest, alee... -Krępowała się trochę. -Wpadłam na pomysł urządzenia dla pracowników miłego powitania. Takiego... Prawdziwego. -Uśmiechała się.
-Prawdziwego? Proszę o wyjaśnienie.
Kaulitz zostawił zajmowanie się komputerem i skupił wzrok na chodzącej dziewczynie po jego gabinecie. Bez problemu zmierzył jej ciało i musiał przyznać, że sam widok jej chudych nóg go bardzo niesmaczył. To nie było to, czego oczekiwał po przyjeździe Kornelii do Niemiec.
-Mam na myśli obiad firmowy. Wszyscy usiądą przy jednym stole i wszyscy będą mogli uczcić otwarcie pałacu przy szampanie, a ty będziesz mógł spokojnie do nich przemówić i oświadczyć im nowe życie firmy i na czym będzie ono polegać. -Bała się, że ją wyśmieje, albo mu się nie spodoba ten pomysł.
-Nie sądzisz, że to dopiero byłoby marnowanie czasu i pieniędzy?
Kornelia, słysząc jego wypowiedź, zdenerwowała się. Chyba tylko w takich sytuacjach, jak nerwy, potrafiła być pewna swoich słów i równie pewnie o tym poinformować otoczenie.
-Marnować pieniądze i czas? To obiad firmowy. Za sponsorowany przez Ciebie, jako prezesa firmy, Dla swoich ukochanych pracowników, bez których Twoja firma by nie istniała! -Zawołała poruszona.
Kaulitz się trochę zgasił, choć nie pokazywał tego.
-Kiedy ostatni raz takie coś robiłeś? To znaczy, twoja mama takie coś robiła?
-Raczej nigdy. -Przyznał z lekkim wstydem.
-Że co?! -Zawołała. -Mój tata ciągle miał kolacje i spotkania firmowe ze swoimi pracownikami. To zmienia relacje pracowników, wtedy czują się, jak prawdziwa załoga i każdy wie, że jest tak samo ważny, jak ten obok. -Gestykulowała, by jak najbardziej efektownie przedstawić prezesowi ten istotny dla niej fakt.- Tworzy się zaufana załoga. Grupa ludzi, która potem lepiej ze sobą współpracuje. Nie traktują wtedy pracy, jak pracy, a też jako przynależność, mają poczucie, że nie idą do pracy, żeby pracować dla kogoś, tylko idą do pracy, bo bez niego inni sobie nie poradzą. To jest odmienny tok myślenia. Dla mnie o wiele lepszy.
-Twój tata ci to wszystko powiedział? -Uniósł brew.
-Nie. Przeczytałam parę książek... -Przyznała lekko zawstydzona.
Kaulitz po raz kolejny się miło zaskoczył, choć nie przypominał sobie, żeby Kornelia siedziała z nosem w książce w ostatnim czasie.
-Dobrze Kornelio. Jeśli ma to poprawić samopoczucie moich pracowników, a co najważniejsze, poprawić efekty ich pracy... Będę musiał się na to zgodzić... Jaki czas i jakiej sumy pieniędzy ode mnie oczekujesz?
Kornelia się zgasiła już dogłębnie, a jej wielkie emocje opadły.
-Ja mam się tym zajmować? Sądziłam, że ty się tym zajmiesz. To twoi pracownicy, nie moi.
-Kornelio. Ja nie mam czasu na takie pierdoły, ale przekonałaś mnie, wniosłaś znowu coś nowego, co mi się spodobało, więc oczekuję, że autor pomysłu zajmie się jego realizacją. -Mówił z lekką ironią.
Kornelia przyglądała się mu nieco rozdrażniona.
-Pierdoły tak?
-Dla mnie to są pierdoły. -Rozłożył dłonie. -Wybacz Kornelio, ale tak, jak już powiedziałem, dla mnie to jest strata czasu i pieniędzy.
Czuła, jak serce zaczyna jej mocniej bić.
-Panie Kaulitz. Nazywasz pierdołą rzecz, która tyczy się pracowników, a nie Ciebie samego. Proszę nie być takim egoistą. -Zagroziła.
Kaulitz ponownie uniósł brew, ale i drugą opuścił, co bardzo śmiesznie wyglądało przy jego tle i osobie.
-Doprawdy na takiego wyszedłem?
-Właśnie tak. Nie tylko ty się tam przenosisz, ale dziesiątki ludzi razem z tobą. Nie traktuj ich jak ludzi mało ważnych. Pracują dla ciebie. Odwdzięcz im się, chociaż tak im pokaż, że doceniasz, że są z Tobą. -Kornelia była rozgoryczona tokiem myślenia Kaulitza. -Jeśli mam tu żyć; pracować u ciebie, to ja nalegam na takie sytuacje w firmie. Jeśli dla Ciebie to pierdoły, to ja chcę te 'pierdoły' wnieść do tej ponurej firmy. -Zastrzegła poważnie.
-Przecież nie powiedziałem, że się nie zgadzam. Chcę, tylko żebyś się tym zajęła i przechodzę od razu do rzeczy i pytam, o jakiej sumie pieniędzy rozmawiamy. Jak widzisz, jestem w pracy i oczekuję szybkiego dialogu i załatwienia sprawy. -Próbował ją uspokoić.
-Nie wiem tego! -Zawołała. -To był tylko pomysł i sądziłam, że ty się tym zajmiesz... -Usiadła w końcu na drugim fotelu.
-Kornelio. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, kolejną lekcję masz teraz. Jeśli pracownik przychodzi do mnie z jakimś pomysłem i chce go wcielić w życie, powinien znać jego cały plan od A do Z i mieć przygotowany kosztorys.
-Ale ja się nie znam na przygotowaniach firmowych spotkań.
-Na remontach też się nie znałaś.
Wymieniali się chwilę wzrokiem.
-I byłaś już nie raz na spotkaniach firmowych swojego taty. Na jednym z nich się właśnie poznaliśmy. Wiesz, jak wyglądają.
-Są nudne...
-To fakt. Więc rób nudne spotkanie, które na dodatek jest wydatkiem i stratą...
-Moje spotkanie takie nie będzie. -Zarządziła pewnie, podnosząc się z miejsca. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że mu przerwała. -Da mi pan chwilę, zrobię cały plan i obeznam się z kateringiem. -Zaznaczyła wymownie. -Mogę sobie zająć te sofy? -Wskazała na róg gabinetu.
-Możesz, o ile nie będziesz głośna.
Kornelia krzywo się na niego spojrzała, ale już olała jego dziwne komentarze.
-Mogę tego laptopa?
-Możesz... -Podał jej wyłączony komputer, leżący na jednej z szafek. -Chciałbym jednak dokończyć rozmowę. Kiedy miałby się odbyć ten obiad?
-Za dwa dni.
-Chciałbym pałac obejrzeć wcześniej. Przed obiadem.
-Więc zobaczy go pan jutro. No właśnie. Chciałam się zapytać, co ci ludzie są tacy szczęśliwi?
-Wysłałem ich na tygodniowy płatny urlop.
-Od kiedy? -Zaskoczyła się.
-Od jutra. No dobrze, zajmij się wszystkim. Ile będzie to trwać?
-Nie wiem. -Rozłożyła ręce. Miała wrażenie, jakby oczekiwał od niej więcej, niż mogła mu dać. Przecież wiedział, że to wszystko robi pierwszy raz w życiu. Nie rozumiała, po co zadaje te głupie pytania.
Kaulitz westchnął w duchu i wyszedł z pomieszczenia. Przekazał swoim pracownikom informację o zebraniu dla wszystkich w studiu, po pracy.

3 godziny później...

-Tak... I wnoszę o umieszczenie w grafiku pracowniczym coroczną firmową kolację wigilijną.
Kaulitz miał już dosyć Kornelii. Nie widziało mu się siedzieć przy jednym stole ze swoimi pracownikami. Twierdził, że naruszy to jego prywatność. Jego mama również nie stosowała takich rzeczy. Nadal miał podzielne zdanie w tym temacie, ale jak już postanowił, skontaktuje się ze swoją mamą po pracy. Przecież i tak musiał ją zaprosić na obiad, a był na nią wściekły za to, co zrobiła z firmowymi pieniędzmi, dlatego podejrzewał, że rozmowa nie będzie zbyt łatwą. Ciężko mu też było przyjąć Kornelii propozycję, jednak też przypuszczał, że pracownicy może polepszą swoje relacje. Chciał tego, ponieważ odkąd była w tej firmie Ala, pracownicy zaczęli na siebie patrzeć pod powierzchownym kontem spojrzenia.
-W piątek mam przyjemność zaprosić państwa na obiad firmowy przygotowany specjalnie dla Was... -Szok na twarzach pracowników i większy uśmiech Kornelii. -Który odbędzie się w pałacu, znajdującym się w parku przy ulicy Budnesstrasse. Czy wszyscy wiedzą, co to za miejsce?
-To jest nie daleko centrum miasta, tak? -Wychyliła się pani Barbara.
-Tak. Czy dojazd dla państwa nie będzie problemem?
-Niee... -Pokręcili głowami.
-Cieszę się. A więc zapraszam na godzinę dwunastą do pałacu. -Kaulitz zerknął na Kornelię, upewniając się, czy tylko tyle miał do przekazania. -Na dwunastą, ponieważ mam mnóstwo rzeczy państwu do przekazania. Tyle z mojej strony. Jakieś pytania? Nie? Świetnie. A więc udanego urlopu państwu życzę.
Szum był niemiłosierny ze strony pracowników. Większość z nich była jednak miło zaskoczona, czym się dzielili od razu między sobą, opuszczając miejsce pracy.
-Co się dzieje? -Podszedł do Kaulitza Alex, osobiście się dowiedzieć, co jest grane.
-W jakim sensie zadałeś to pytanie?
-Nigdy nie było żadnych takich spotkań...
-Teraz już będą. -Wyjaśnił krótko Kaulitz. -W piątek się wszystkiego dowiesz tak jak wszyscy. Do zobaczenia. -Uśmiechnął się do kumpla i odszedł.
-Już myślałam, że tego nie zrobisz. -Odrzekła Kornelia, gdy weszli do jego gabinetu. -Widziałeś ich wszystkich miny, jak to powiedziałeś? Są szczęśliwi.
-Raczej zestresowani.
-Bo nie wiedzą, co się dzieje. Zwalniasz pracowników, karzesz im się pakować, wysłałeś ich na urlop, a teraz jeszcze obiad. Pewnie myślą, że to koniec firmy, a obiad to pożegnanie. -Śmiała się. Przeżywała ten obiad chyba bardziej od zdjęć w Los Angeles. -Fajnie by było, gdyby był ktoś, kto mógłby po robić zdjęcia na tym obiedzie, by upamiętnić tę oficjalną przeprowadzkę.
-Też tak myślę... -Znowu Kornelii pomysł wydawał się bardzo dobry. Zaczynało go to irytować... -Ale ty na pewno się wszystkim zajmiesz. -Odrzekł na wydechu. - A pałac chciałbym obejrzeć już dzisiaj.
-Słucham? Przecież umawialiśmy się na jutro.
-Jeśli coś mi się nie spodoba, jutro będziesz mieć czas na zmianę tego.
-No tak... Ale będę musiała ściągnąć Arthura.
-W jakim celu?
-...Ponieważ skorzystałam z innowacyjnych systemów zabezpieczeń dla firm, które są w trakcie testów, dlatego była promocja i dlatego się na to zgodziłam. Wynalazł je Arthur, ja nawet nie wiedziałam, że takie coś istnieje, on je wszystkie zna, ale też zaprosiłam na prezentację przedstawiciela tej firmy, na jutro.
Kaulitz nie wiedział, co ma powiedzieć. Naprawdę nie wiedział. Przyglądał się jej. Nie wierzył, że ona śmiała naprawdę zrobić takie rzeczy. Po prostu nie wierzył.
-Jedźmy tam... -Zarządził po chwili. Musiał natychmiast to wszystko zobaczyć. Coraz bardziej się obawiał późniejszych kosztów, za posiadanie tego wszystkiego i coraz mniej był pewny, że będzie go na to wszystko stać. W głowie miał same czarne myśli. A tymi czarnymi myślami były puste konta.
Nie odzywał się do niej. Nie wiedział już, czego ma się spodziewać. Całą drogę był spięty. Na dodatek zmieniła jego plany. A ogólnie rzecz biorąc, to chyba wszystko zrobiła po swojemu. Serce mu mocno biło. Kornelia w czasie drogi informowała Arthura, żeby się zjawił natychmiast w pałacu.
-Czekamy na niego? -Zapytała, gdy zatrzymali się przy wjeździe.
-Nie. -Odrzekł stanowczo. -Chcę to zobaczyć.
Pierwszy raz w życiu się tak bardzo bał i musiał jej to dać odczuć.
-Kornelio. Chcę, żebyś wiedziała, że jeśli twoje 'lepsze' plany mi się nie spodobają, nasza współpraca dotycząca projektów poza firmą się zakończy, co więcej - Nie dostaniesz już nigdy więcej do dyspozycji pieniędzy firmy.
Kornelia poczuła nóż na gardle. Już nie była tak pewna tego, że projekt mu się spodoba, tak samo bardzo, jak jej.
-Dobrze... -Odrzekła niepewnie.
-Cieszę się, że się rozumiemy. A teraz zamieniam się w słuch. Masz mi wszystko wyjaśnić.
Kornelia zestresowana poprosiła ochroniarza o otworzenie bram. Tuż za nimi pojawił się rozpędzony samochód. To był Arthur. Naprawdę szybko udało mu się przyjechać. Kaulitz wjechał pierwszy. Zerkała na jego twarz. Na jego reakcję. Od wjazdu było widać jego zaskoczenie.
-Tutaj będzie ochroniarz, który będzie dwadzieścia cztery godziny na dobę tu siedział i administrował ludzi przechodzących przez bramę. Nie wpuści nikogo, kto nie jest pracownikiem i kto nie jest zapowiedzianym gościem. Ponadto, będzie robić w nocy obchody całego terenu.
Kaulitz już analizował koszt zatrudnienia takich ochroniarzy, ale spodobała mu się ta budka na wejściu.
-Skąd będzie wiedzieć, że pracownicy, są pracownikami?
-Będą mieli swoje karty, które będą odbijać przy wejściu i wyjściu z pracy. Dzięki temu również będziesz wiedzieć, kto sobie skraca czas pracy, a kto zostaje po godzinach. Latarnie będą zapalane w godzinach wieczornych i nocnych. Zapalać je będzie ochroniarz.
-Kolejny koszt. -Przeszło mu przez myśl, choć zrobiły na nim wrażenie. Te uliczki, te płyty brukowe, parking, który minął za informacją Kornelii, by jechał dalej, na Jego miejsce parkingowe, ta fontanna, skwer z drzewkami i choinką na środku, to wszystko wyglądało przepięknie. Zatrzymał się przed pałacem na jednym z pięciu miejsc za skwerem, który dzielił obydwa parkingi i wysiedli.
Kornelia się stresowała. Arthur zaparkował tuż obok niego i, gdy wysiadł, od razu się przywitał z Kaulitzem.
-Jak pierwsze wrażenie? -Zapytał śmiało Arthur. Kornelia bała się zapytać o to Kaulitza.
-Pierwsze wrażenie? Jestem w szoku. Nie spodziewałem się kompletnie, dwóch, a raczej trzech parkingów, tej wielkiej choinki, a tym bardziej latarni. -Rozglądał się, oszołomiony.
-Choinka została posadzona specjalnie dla nastroju świątecznego w zimie. -Wyjaśnił Arthur.
-I śmiem zakładać, że był to pomysł Kornelii.
-Tak. -Zaśmiał się Arthur.
-Kocham świąteczną atmosferę... -Wyjaśniła niepewnie Kornelia, robiąc przy tym niewinny ruch ramionami.
-Cieszę się, bo ja lubię przygotowania do świąt.
Kornelia zatriumfowała. Jedno było z głowy.
-Te latarnie są przesłodkie, ale nie jestem ich pewny...
-Wiem, co ma pan na myśli. Proszę się nie obawiać rachunków za prąd. Nela zainwestowała w panele słoneczne. Jest jedna, która znajduje się na dachu budynku ochrony, która rozprowadza energię po wszystkich latarniach na tym terenie. Jeden większy wydatek, by móc w przyszłości zaoszczędzić. Dodatkowo nie włączają się automatycznie. Będzie robić to ochroniarz, jeśli pan zechce ich nie włączać, po prostu się tego nie zrobi.
-...A więc chyba nie mam czego się obawiać... Jaki był koszt tego panelu?
Kornelia wymieniła wymowne spojrzenia z Arthurem.
-Nie wielki, przejdźmy może do budynku numer jeden. -Odrzekł szybko Arthur. -Chyba że chce pan obejrzeć jeszcze drugie podwórze.
Kaulitz odczuł tę grozę, ale już wolał nie pytać.
-Tak. Chcę zobaczyć najpierw to, co się dzieje wokół budynków... Z tyłu też są latarnie?
-Tylko dwie, które oświetlają chodnik, wyjście z budynku i drugą fontannę.
Kaulitz przemilczał.
-Gdzie jest miejsce na bufet? -Nie widział nic, co by takie przypominało, a miało być to właśnie w tym miejscu. Z tyłu budynku.
-Bufet przeniosłam w inne miejsce. -Oświadczyła.
Kaulitz milczał. Nie chciał się wydzierać i złościć, ponieważ nie widział całości. Może jednak przypadnie mu do gustu Kornelii projekt.
Otworzyli przed nim duże drzwi i zapalili światła.
To, co zobaczył, powaliło go z nóg. Czarna ściana po lewej z dużym, złotym napisem "Kaulitz", który wyglądał jak zrobiony w formie 3d. Każda z liter wystawała ze ściany. Recepcja taka, jaką sobie wymarzył. Na bardzo wysokim poziomie. Wszystko błyszczało i było takie ekskluzywne. Na dodatek recepcja była podświetlana żółtym kolorem ledów emitującym kolor złoty. Czerwony dywan na dużych schodach. Drzewa doniczkowe przy wejściu. Plus rośliny palmowate w zabudowanych na stałe doniczkach tuż na końcu głównego holu. Bufet z sofami, które były zrobione na wzór antyków, które znaleźli w pałacu. Bufet nie był zbyt wielki, ale robił wrażenie. Te dwie różnice, nowoczesna recepcja po lewej i bufet w starym stylu, były idealnie połączone i nie raziło w oczy, ponieważ kolorystyka i wielki żyrandol nad ich głowami łączył wszystko. A przede wszystkim, błyszcząca kamienna podłoga.
-Czuję się trochę, jakbym wchodził do jakiegoś hotelu. -Skomentował blondyn, rozglądając się we wszystkie strony.
-Panie Kaulitz, nic dziwnego. Arthur zajmował się projektami hoteli i parceli wypoczynkowych. Choć nie powiedziałabym, żeby to był hotel... Może trochę?
Wyszczerzyła się do Arthura, po którym nie widziała krzty stresu. Nie miała pojęcia, jak on to robi, ale też tak chciała!
Obeszli cały parter. Pan Kaulitz jak dotąd był zachwycony. Gdy jednak zeszli do piwnicy, w której rzekomo miało być studio, Kaulitz doznał kolejnego zaskoczenia.
-Tak, tutaj znajduje się magazyn. Tutaj są wrota, żeby spokojnie można było odebrać towary, lub je spakować i załadować na pakę. -Zaprezentowała, otwierane drzwi, jak te w garażach. -Łatwy podjazd i wszystko jest bezpieczne. Drzwi obok, są dla pracowników. Mała toaleta dla kierowców. Dalej pomieszczenie zwane archiwum. Może pan składować wszystkie niewykorzystane projekty i być bezpiecznym, że nikt się tutaj nie dostanie prócz pana, ze względu na właśnie innowacyjną technologię otwierania drzwi, o której za chwilę się pan dowie. Ze względu, że powstało w tym miejscu, coś, o czym pan nie powiedział, przygotowane zostało jeszcze jedno duże pomieszczenie, na składowanie rekwizytów i dekoracji.
-Typowy magazyn. -Skomentował Arthur.
-Jakie to pomieszczenie, o którym nie powiedziałem? -Bardzo go to zainteresowało.
-Za chwilę się pan dowie. -Stres czuła już mocno w żołądku. -Pozwoli pan, że będziemy iść po kolei.
Przeszli na piętro. Oczywiście pan Kaulitz od razu pokierował się do swojego gabinetu, choć zatrzymał się na chwilę na korytarzu. Szklane ściany w takim miejscu nie były typowe. Pan Kaulitz od razu mógł zobaczyć wnętrza większość pomieszczeń wraz z dwoma salami konferencyjnymi.
-Szyby w pokojach konferencyjnych, mam rozumieć, że można zasłonić.
-Oczywiście. Do tego zastosowane są rolety dzień noc. To, co chce pan zostawić w tajemnicy, tajemnicą pozostanie.
Uśmiechnął się. Wszedł do swojego w połowie oszklonego gabinetu. Uśmiech już mu nie schodził z twarzy. Oczy błyszczały mu tak, jak przy ujrzeniu swoich projektów na wieszakach. Był zachwycony i w tym pomieszczeniu się zatrzymali na dłużej.
-Nazwałam to miejsce puszką pandory. -Zaśmiała się nerwowo.
-Dlaczego? -Rozglądał się.
-Bo z tego miejsca można się dostać na drugie piętro, zrobione z poddasza, jak i do czterech innych pomieszczeń.
Kaulitz się rozejrzał. Widział tylko trzy pary drzwi, przy czym schodów w ogóle.
-A więc. Tak, jak Kornelia wspominała, innowacyjna technologia pozwoliła nam zaprogramować ściany, które łączą się z pilotem. Nie mamy tego pilota, przedstawiciel ma je przywieźć dopiero jutro i sam przedstawić panu, na czym to polega. Dzisiaj możemy tylko pana o tym poinformować. A więc. Ta ściana -Zbliżył się do ściany po lewej, na której była już jedna para drzwi i miejsce na sofę ze stolikiem. Dodatkowo wisiał na niej duży plakat reklamujący chyba największe osiągnięcie za czasów pani Simone, a był to udział w tygodniu mody w Paryżu, na którym pojawiły się największe światowe marki. -Rozstępuje się. Dwie połowy rozchodzą się, chowając w ścianach na bokach. Nie zajmuje to miejsca, a sama ściana jest dekoracją, jak pan widzi.
-Podoba mi się to zdjęcie. Skąd je wzięłaś? W ogóle wszystkie te zdjęcia na korytarzach. Są perfekcyjne. O niektórych nawet zapomniałem.
-Panie Kaulitz. Z internetu, a skąd. Mnie też się bardzo podobają. Na pomysł wpadłam dzięki pani Barbarze, a zdjęcia odszukał Adam, wraz ze swoją dziewczyną. Uważam, że każdy powinien na nie patrzeć, żeby czasem nie zapomnieć o swoich osiągnięciach i pozycji firmy, na jakiej była, a po drugie, żeby motywowały do pracy, by mieć kolejne takie zdjęcia i zasługi.
-Podoba mi się to. To był strzał w dziesiątkę. -Kręcił głową z niedowierzaniem.
-Cieszę się. -Pomimo ogromnego stresu, policzki już ją zaczynały boleć od nerwowego, szerokiego uśmiechu.
-A więc, za tą ścianą znajduje się salon. Miejsce przeznaczony dla ważnych gości, klientów. Znajdują się tam kanapy, stolik, stół z czterema krzesłami i barek. Zaraz obejrzymy to pomieszczenie. Można się do niego dostać z korytarza. Za tą ścianą... -Wskazał na prawo. -Znajduje się gabinet numer dwa. Kornelia nalegała na taki ze względu na to, że ma pan brata, który z panem współpracuje. Że zjeżdża czasami do firmy, będzie miał tutaj swój kont. Ściana nie ma żadnych ozdób, jest pusta i zwykła, dlatego że Nela nie pozwoliła na niej nic zawiesić, twierdząc, że jeśli pan Tom będzie na miejscu, z pewnością będziecie chcieli być razem, a więc drzwi będą cały czas otwarte. Obok, tutaj ma pan już normalne drzwi do gabinetu swojej sekretarki. Nikt do pana nie wejdzie niezapowiedziany i nie będzie panu przeszkadzał w pracy. -Przeszli do pomieszczenia obok, które było również oszklone. -Stąd można wejść drzwiami z korytarza głównego i z korytarza wewnętrznego z biur, jak i do gabinetu drugiego pana Kaulitz.
-Zapomniałeś powiedzieć o najważniejszym...
-O czym?
-O biurku...
-Sądziłem, że opowie o nim przedstawiciel.
-No dobrze...
-Co jest z tym biurkiem? -Zainteresował się Kaulitz.
-Ma parę funkcji, ale rzeczywiście lepiej będzie, jak powie o nim ten, kto się na nim zna. Ma między innymi wysuwający się blat, z którego nic nie spada po zamknięciu. Biurko jest zrobione na zamówienie, ze względu na to, że pan projektuje. -Zaprezentowała.
-Zachwycające! -Zawołał Kaulitz.
-Może pan rysować w każdej chwili, jeśli dostanie pan natchnienie, nie musząc robić miejsca na głównym blacie. Ponadto, zamontowany jest tu panel, który podłączony jest do komputera. Może pan rysować na nim i mieć od razu projekty w formie elektronicznej lub po prostu na kartkach.
-OMG! Chcę tego spróbować! -Cieszył się.
-Niestety teraz nie możemy tego uruchomić. Jutro przedstawiciel wytłumaczy wszystko dokładniej.
-Pewnie się pan zastanawia, dlaczego drzwi są pochowane w ścianach.
-Tak, mogłoby je normalnie widać.
-Właśnie. Podczas remontu natrafiliśmy na mnóstwo takich 'tajemnych' przejść. Jednym z nich było właśnie w tej ścianie. Pomieszczenie obok nie miało swoich osobnych drzwi. Znajdowała się tutaj główna sypialnia, a obok z pewnością biuro, ponieważ znaleźliśmy tam meble, które zostały odrestaurowane i wstawione tutaj. Między innymi stało tam to duże dębowe biurko.
-Jest piękne. -Zachwycał się.
-Znajduje się tam również kominek, z którego również nie zrezygnowaliśmy.
Po przejściu piętra weszli głównymi schodami na poddasze. Już na wejściu usłyszeli zachwyt pana Kaulitz. Znowu oszklone ściany.
-Wiem, że lubi mieć pan oko na swoich pracowników, dlatego też właśnie takie ściany. Po prawej, jak pan widzi dział produkcji, czyli teren krawcowych, tuż obok - dział pakowania z wieżyczką, w której została zamontowana winda, mogąca przewozić towar warzący do pięciu set kilo, która prowadzi na każde z pięter, aż do magazynu, skąd można je łatwo zapakować do samochodu. W drugiej wieżyczce zostały schody, które prowadzą tylko na parter. Po drugiej stronie studio, lokum pańskiego brata. Dzisiaj jeszcze chyba możemy wejść bez czipów? -Zerknął na Kornelię.
-Nie wiem, chyba tak... -Pchnęła szklane drzwi bez klamki. -Można.
Weszli i od razu pokierowali się do zabudowanego w połowie gabinetu. Cztery monitory, wielkie zaokrąglone biurko, a wszystko wygląd recepcji.
-Miejsca jest dużo, jak pan widzi. Więcej niż miejsce dla krawcowych. A to tylko dlatego, żeby mieć więcej możliwości. I tak samo. Wieżyczką po lewej można zejść na każde z pięter i do magazynu. Wieżyczki po drugiej stronie nie widać, ona jest, ale została zabudowana i powiększona. Znajdują się tam garderoby i toaleta. Pan Tom może z tego miejsca widzieć wszystko, co się dzieje dookoła, a co najważniejsze. Znajdują się tu również panele, którymi może w jednej chwili zasłonić wszystkie okna, wzmocnić światła lub zmniejszać ich ton, zmienić ich kolor, wysunąć tła, które znajdują się na ścianie naprzeciwko... Coś jeszcze tu było? -Zerknął na czarnowłosą.
-Nie pamiętam, ale wiem, że dużo było tych opcji...
-Więcej na ten temat powie przedstawiciel. No i o tych drzwiach bez klamek i systemie. Przejdźmy na korytarz. Znajdują się tu już normalne drzwi. Są to drzwi, za którymi znajdują się schody. Jak już pewnie się pan domyśla, schody prowadzą do pańskiego gabinetu. -Zeszli nimi. -Może pan w każdej chwili znaleźć się na planie zdjęć lub przyglądać się, powstającym kreacją. Wiem, że pan chciał mieć oddzielnie...
-Chciał mieć pan dział produkcji w osobnym budynku, w piwnicy studio. Stwierdziłam, że nie będzie się panu opłacać wychodzenie z budynku, a Tom, to znaczy pan Kaulitz, będzie musiał chodzić po ciuchy i wracać z nimi do pałacu, żeby cokolwiek przymierzyć. Wydało mi się lepsze rozwiązanie takie, że nic nie będzie musiało pana obchodzić. Krawcowe będą mogły w każdej chwili zrobić poprawki, a nawet natychmiast. Są blisko siebie.
-Podoba mi się to. Jednak znajdują się tam maszyny...
-Szyby są dźwiękoszczelne. -Odrzekł od razu Arthur.
-Chyba że tak... Wszystko mi się podoba. Wszystko jest genialne i funkcjonalne, a na dodatek piękne i stylowe. Podobają mi się te zabudowane schody w gabinecie. To jest rewelacja. A myśl, że nikt nie ma takiego biurka i takich rzeczy, nie ma drugiego takiego budynku, jest ekscytująca. Winda!? -Zawołał. -Nie chcę już wiedzieć, ile to kosztowało. Proszę mi o tym nie mówić. Chcę się cieszyć. -Zaznaczył, przy czym się wszyscy troje zaśmiali. -Tylko zastanawia mnie jedno. Jeśli cała firma, cały Dom Mody znajduje się tutaj, w tym budynku, to co znajduje się w tamtym? -Wyszedł na taras i rzucił okiem na cały teren.
Kornelii zacisnął się żołądek, a Arthur ją szturchnął w bok z miną, żeby się ogarnęła.
-Panie Kaulitz. Pójdźmy do tego budynku...
Ruszyli.
-Pomysł był w całości Kornelii, ja ten pomysł tylko urealniłem. -Odrzekł z uśmiechem brunet.
-Doprawdy? -Wystraszył się.
-Tak panie Kaulitz... Zainspirowałam się kolacją, na którą pan mnie zaprosił...
-Kornelia własnoręcznie burzyła ściany. -Wtrącił Arthur.
Czarnowłosa się zawstydziła. Tego wolała nigdy nie mówić Kaulitzowi!
-I wyburzyła trzy czwarte ścian, razem z piętrem.
-Z piętrem? Okna więc są pod sufitem i nie można do nich podejść? -Zerknął w górę.
Zaśmiali się. Już nic nie mówili. Kornelia otworzyła drzwi i zaprosiła Kaulitza jako pierwszego do środka.
-Szatnia? -Zapytał po rozejrzeniu się.
-Tak. Zaraz obok toalety i korytarz, z którego można się dostać do pomieszczeń, które może pan sam zagospodarować, jak i schody prowadzące na górę, gdzie również jest wejście do pomieszczenia jak i do loży.
-Loży? -Zawołał zaskoczony.
-Przejdźmy lepiej na główną salę. -Arthur otworzył dwuskrzydłowe drzwi i zaprosił Kaulitza do środka.
Przestrzeń ogromna. Wysoki sufit. Piętro było jakby wycięte na samym środku. Wokół ścian prowadziła podłoga z barierkami.
-Miejsca vipowskie lub dla tych, którzy lubią wszystko widzieć. Okna zostały zabezpieczone z obydwóch stron, jak pan zauważył, a w nich zostały zrobione siedziska. Na końcu są stoliki.
-Kornelio... Czy to jest to, o czym myślę!? -Zawołał.
-Chyba tak... Teraz pan pokazy mody może robić u siebie, nie musząc jeździć gdzie indziej, a co najlepsze, to pan może zapraszać projektantów. Surowy wygląd pozostał, dlatego że może pan je urządzić, według tematu imprezy. Dlatego też obszar magazynu w pałacu jest wielki. Można chować tam rekwizyty. Mam nadzieję, że podoba się panu wystrój, a białe materiały z czerwoną cegłą nie wyglądają źle.
-Kornelio! Tu wygląda cudownie! -Podszedł do jednego z materiałów zwisających z sufitu do samej kamiennej, błyszczącej podłogi. Nie daleko jednej z kolumn, wspierających podest na górze. -Jak mogłoby ich nie być, skoro to Dom Mody? Te ogromne żarówki... Wszystko jest genialne. Jest tu tyle miejsca, że można zrobić pokazy z co najmniej pięcioma projektantami! Zresztą... Jest taki ogromny dziedziniec z tyłu pałacu, że i tam można by było zrobić pokazy. To jest coś cudownego! Kamerzyści mieliby dobre ujęcia z tamtego miejsca. -Wskazał palcem na górę. -Boże... Ja marzyłem o prawdziwym Domu Mody, a ty mi dałaś jeszcze więcej. -Podszedł do niej ze łzami w oczach.
Kornelia nie mogła uwierzyć, że Kaulitz się wzruszył. Przez to i ona tak zareagowała. Spłynęły jej łzy szczęścia, a on najzwyczajniej w życiu przytulił ją, unosząc ją ponad ziemię. Nie zwracał uwagi, czy tam jest Arthur, czy nie. Czuł się jak mały chłopiec, który dostał swój wymarzony piętrowy garaż do swoich resorówek.
-Jestem najszczęśliwszym facetem w tym momencie na świecie! -Wyznał, odstawiając ją na ziemię. -Dziękuję, to mało powiedziane. -Kręcił głową, nadal nie wierząc. -Bardzo dziękuję. Tobie też panie Arthurze. -Podał mu dłoń i przytulili się. -To jest coś pięknego... -Rozglądał się, cały podekscytowany, zasłaniając usta z zachwytu.
-Co do spraw technicznych panie Kaulitz, to sufit został wzmocniony, także może pan wieszać dekoracje ważące razem tonę.
-To jest niemożliwe... Chcę pójść na górę... -Znalazł wzrokiem schody pod jedną ze ścian i ruszył. -A tam za szybą, co jest?
-Tam jest główne pomieszczenie, skąd można zarządzać wszystkimi głośnikami i oświetleniem.
-A garderoby dla gości?
-W piwnicy, tak, jak pomieszczenie medialne, gdzie można odbyć podczas pokazu, przed lub po wywiad, albo porobić sobie trochę zdjęć w spokoju. Jest tam również vipowski salon, dla wszystkich gwiazd, które zawitają u pana na pokazie.
-W tym budynku jest piwnica?
-Oczywiście. Była bardzo niska, ale powiększyliśmy ją, obniżyliśmy teren wokół budynku, dlatego też wstawione zostały okna i dodatkowa wentylacja.
Kaulitz zszedł na dół.
-Chcę to zobaczyć. -Mówił podniecony, już prawie biegał po tym budynku.
Zeszli schodami w dół, które znajdowały się tuż przy wejściu. Oczywiście że ich wcześniej nie widział, bo były zabudowane i za drzwiami tak jak te w jego gabinecie, tyle że dwa razy większe.
Salon zrobił na nim największe wrażenie. Był bardzo ciepły i wyglądał naprawdę jak salon. Nawet dywany się w nim znalazły. Oldschoolowe kanapy, komody i kredensy. Nawet w jednym z rogów stał fortepian. Panował tam lekki chaos. Wystrój antyczny, grube zasłony, dywany w stare wzory, te wazony i świeczniki... Jedna ściana była do pół z dużym oknem na bar, gdzie regały były zapełnione alkoholem i stare hokery przy nim, obite czarną skórą.
-...Tu można robić imprezy... -Zaskoczył się. -Jest osobne wejście z zewnątrz?
-Domówki... Tak. Oczywiście, że takie jest.
-Nie domówki. Tu można robić vipowskie afterparty po pokazach. -Zachwycał się. -Kornelio... Jesteś niesamowita. -Patrzył na nią z niedowierzaniem. -Skąd wzięłaś to wszystko? Wygląda tu trochę jak na wyprzedaży staroci... Dobrze, że tak nie śmierdzi.
-Z pałacu. Te meble stały tam od lat. Zostały przywrócone do życia. Są najdroższymi meblami w całych tych dwóch budynkach.
-Dobrze wiedzieć, jak zacznę bankrutować, będę mógł je sprzedać. -Przejechał dłonią po skórze jednego z foteli. Po czym wszyscy troje się zaśmiali.


CDN

Komentarze

  1. Wow! Nie spodziewałam się takiego opisu, wszystko próbowałam sobie wyobrazić i w mojej głowie też wygląda to niesamowicie. Mam nadzieję, że jak Tom zobaczy pałac po remoncie, będzie chciał pracować razem z Billem.
    Druga część zapowiada się jeszcze lepiej od pierwszej i jeszcze ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg