49. Zagubiona Diva

Mała zapowiedź na start:

Jeśli ktoś, kto czytał tę historię miał ochotę kiedyś dokopać panu Kaulitz, to właśnie w tym rozdziale dostaje mu się za wszystko ;)

Cześć. Jak się macie? 

Tęskno mi za tym blogiem... Mimo, że moje pisanie nie jest idealne ani perfekcyjne,  tak tęskno mi za tym; za tą historią; za tymi bohaterami; za tą firmą; za tym życiem stworzonym tutaj...

Wczoraj weszłam tutaj i cofnęłam się do rozdziału o tytule "Guzik". Zatkało mnie pod względem składania zdań... To było coś strasznego... Ale pamiętam, co ja miałam w głowie. Nie miałam w głowie pięknego dekorowania zdań wymyślnymi słowami, tylko akcje. Może to błąd, ale jednak nadal twierdze, że ważniejszy jest pomysł... (?) bla bla bla...
Mniejsza z tym. 
Ten rozdział również nie jest wybitny, ale niebo lepszy od tych pierwszych. Z każdym następnym pisanym rozdziałem, dojrzewałam w pewien sposób do pisania, więc nie ma co się dziwić. A od "Guzika" minęło prawie 2 lata! :o 

To ostatni z rozdziałów, który czekał w archiwum na publikacje. Reszta jest gdzieś w pliku na dysku i na pewno odkopię ją, by w końcu dokończyć to, co się zaczęło. Nie wiem tylko, kiedy?

W każdym razie widzę, że blog nie został opuszczony, a odcinki mają taką samą liczbę wyświetleń jak za czasów regularnych postów. Jestem szczęśliwa, że nie zapomnieliście o Tym Panu Kaulitz. A wyświetlenia dobijają do 15 TYSIĘCY :o 

Część 4 (1. Nastoletnia Kobieta, 2. Skandal + BONUS "I luv him", który miał być 3. częścią) jest pisana w moim notatniku. Może kiedyś dokończę w końcu ten bonus i zobaczymy, co się później wydarzy.


49


Zagubiona Diva


- Nic takiego - wydusiła z siebie zaskoczona.
- Nic? Tomowi się zwierzasz, a o mnie już zapomniałaś, tak?
- Słyszałeś?
- Co nieco słyszałem - zamroził ją wzrokiem. Widział, jak się denerwuje a najlepiej to, by pewnie z chęcią zapadła się pod ziemię, a on na siłę powiększał to samopoczucie, nie odrywając od niej złowrogiego wzroku. - Dlaczego się z nim spotykasz?
Kornelia nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Dawno już nie była w tak stresującej sytuacji. Nawet najmniejsza myśl wyparowała z jej głowy.
- Nie potrafisz odpowiedzieć na głupie pytanie!? - Zawołał zły. - Okłamywałaś mnie i nawet nie zamierzałaś mi o nim mówić, tak!?
- Nie okłamywałam cię - wydusiła w końcu z siebie. Tak bardzo się stresowała. Nie miała pojęcia, ile słyszał.
- Nie!? Zatajanie informacji, to też kłamstwo moja droga. Dlaczego się z nim spotykasz? Znasz moje zdanie na ten temat.
- Przez przypadek się z nim spotkałam na ulicy. To było...
- Przez przypadek!? - Zawołał ironicznie. - Wiesz, co? Zawiodłem się na tobie Kornelio. - Chciał wyjść, ale ona go zatrzymała.
- Przecież się z nim nie spotykam! Dlaczego tak mówisz!? Przypadkiem się z nim spotkałam raz na ulicy i zgodziłam się wtedy na spotkanie. To było nic innego, jak rozmowa o tym, co u nas słychać. Nic więcej! Dlaczego zaraz się tak denerwujesz?
- Bo wiesz, że go nienawidzę! Nie trawię tego faceta, a ty obiecałaś mi, że nigdy się z nim nie spotkasz!
- Niczego ci takiego nie obiecywałam! - Zawołała jeszcze bardziej zaskoczona.
- Tak? Może i tak, ale zapewniałaś, że on nie ma dla ciebie znaczenia, a teraz słyszę, że jednak jego słowo ma na ciebie wpływ. Jak możesz?
- Nie ma na mnie wpływu, po prostu był kiedyś moim przyjacielem. Dobrze o tym wiesz.
- Ludzie tacy jak on, potrafią tylko ciągnąć w dół. Tom ci dobrze powiedział, a ty się jeszcze ze mną o niego wykłócasz? Co się z tobą stało? Jeśli jeszcze raz się dowiem, że się z nim spotkałaś, albo z nim rozmawiasz, będziesz tego żałować - zagroził poważnie.
- Dlaczego mi grozisz? - Zaskoczyła się.
- Bo widzę, że rozmowy nie skutkują. Minął tylko rok, a widzę, że chcesz wszystko zniszczyć.
- Niczego nie chcę niszczyć! Nie zamierzam niszczyć! To było tylko spotkanie ze znajomym!
- Nie unoś na mnie głosu młoda panno - zagroził. - Widzę, że ci nie w smak mój przyjazd, a teraz jeszcze wybraniasz kogoś, kto na to w ogóle nie zasługuje. Co to za głupie komentarze na mój temat? Słucham?
- Jakie komentarze? Nie wiem, o co ci chodzi? - Czuła jak cała krew z niej spływa. Pierwszy raz chyba widziała tak wściekłego pana Kaulitz.
- Niszczę ci codzienność, tak? Niszczę ci plany i jeszcze czepiam się ciebie o twoich głupich znajomych, tak?
- Przecież żartowaliśmy - wyjaśniła.
- Pytam się ciebie, a ty nie jesteś liczbą mnogą, więc mów za siebie.
Kornelia przełknęła ślinę i zerknęła na Toma, który również rzucił na nią okiem.
- Weź się ogarnij. Przecież wiesz, że żartowaliśmy, a Nate do nas nie przychodzi - odezwał się Tom.
- Nie wtrącaj się - warknął. - Co to za komentarze Kornelio? Jeśli burzę ci całą codzienność, niszczę plany, więc może lepiej swoje niezadowolenie powiesz mi wprost, a nie za moimi plecami.
Kornelia westchnęła.
- Panie Kaulitz, przecież to były żarty. Cieszę się, że przyjechałeś.
- Doprawdy? - Prychnął. - Jesteś fałszywa. Tyle mam ci do powiedzenia. I pamiętaj o tym, co ci powiedziałem - zagroził raz jeszcze.
- Co ty odpierdalasz? - Zaczepny i gardzący głos Toma wypełnił w końcu kuchnię. Stał tam cały czas i nie mógł znieść tego, jak najeżdża na jego współlokatorkę.
- Nie wtrącaj się.
- Już nie zgrywaj takiej divy, bo się zachowujesz, jak idiota - wygarnął mu wściekły. - Nela tylko ze mną rozmawiała, a ty się srasz, jakby cię co najmniej zdradziła. Pojebało cię? Ogarnij się.
- Powiedziałem, że masz się nie wtrącać! - Zawołał pan Kaulitz.
Kornelia nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić, pomimo tego, że zrobiło jej się trochę lepiej, widząc wsparcie w Tomie.
- Przestań na mnie najeżdżać. To są moje sprawy i Kornelii, nie twoje!
- To ty, kurwa, nas wszystkich pojeżdżasz. Za kogo ty się, kurwa, masz? Odbiło ci? Za dużo nagród dostałeś?
Pan Kaulitz się zaskoczył, ale Kornelia trochę również.
- Co się, kurwa, tak gapisz? Udajesz, że nie wiesz, o co chodzi? Biedny Billy.
- Jak śmiesz zarzucać mi takie rzeczy!? Upadłeś na głowę?
- To ty, kurwa, upadłeś na głowę. - Wytknął go palcem. - Bo zjebałeś! Czaisz? Jesteś idiotą i niszczysz wszystko, co nie dotyczy ciebie. Po chuj się tak wrednie zachowujesz do niej?
- Powiedziałem, że masz się nie wtrącać! - Zawołał pan Kaulitz. - Tak cię zabolało to!? Kornelia wie, że nie trawię tego człowieka, a spotyka się z nim za moimi plecami!
- To jest jej przyjaciel z dzieciństwa. Powinieneś mieć gówno do gadania, z kim ona się spotyka, ważne, że kocha ciebie!
- Otóż nie! Obchodzi mnie to, z kim moja dziewczyna się spotyka, bo jest osobą publiczną! A to jest cholernie ważne, żeby się nie szlajała po slumsach z Takimi ludźmi! Jak możesz stać po ich stronie!? Odwróciliście się ode mnie wszyscy, tak?
Kornelii zaczęło mięknąć serce. Naprawdę mógł to tak odebrać. Zrobiło jej się przykro, że tak się poczuł. Nie chciała tego i pomimo że tak na nią naskoczył, miała ochotę zwyzywać Toma za to, co do niego mówi.
- Nie. Twoje zachowanie mnie wkurwia. Twoje traktowanie ludzi. Co ty chcesz osiągnąć człowieku? Weź ty się zastanów nad tym, co ty mówisz - wyzywał go. - Może Nela sobie pozwala na takie traktowanie, ale ja nie mam zamiaru patrzeć, jak traktujesz ją, jak gówno. - Zagroził palcem.
Kornelia poczuła, jak zapada się pod ziemię. Nie sądziła, że on tak o niej  myśli. Nie sądziła, że w ogóle tak to wygląda. Poczuła się w tym momencie jak nic.
- Weź się odpieprz ode mnie! Nikogo nie traktuje jak gówna! Tym bardziej Kornelii! Wypraszam sobie!
- Sraszam sobie - przedrzeźniał go. - Wkurwia mnie twój egoizm, bo każdy lata ci koło dupy, a ty nikogo nie szanujesz. Ta zapierdala dla ciebie przy magazynie, ja się dwoje w robocie, żeby swoje ogarnąć i jeszcze twoje, a ty, kurwa, NIC nie robisz, czekasz na gotowe i jeszcze przyjeżdżasz i robisz awantury o to, że Kornelia ze mną rozmawia! A z kim, kurwa, ma rozmawiać, jak ciebie wiecznie nie ma!? - Zawołał tym razem wściekły Tom.
- TOM! To są brednie! Co ty w ogóle mówisz do mnie!? Jeszcze nie dawno sam odgrzewałeś mi obiad i wciskałeś sernik, bo byłem głodny, a teraz na mnie najeżdżasz za nic!?
- Wiesz, czemu to robiłem? - Syknął zły, zabijając brata wzrokiem. - Bo się cieszyłem, że w końcu przyjechałeś, idioto, ale nie minął nawet dzień, a już mam cię dosyć. W tym momencie wypchał bym ci ryj tym sernikiem, żebyś w ogóle przestał się najlepiej odzywać.
- Przegiąłeś Tom. Lepiej to cofnij, bo...
- Bo co? - Tom podszedł do niego z postawą gotową do walki. - Zagroziłeś jej, teraz mi? Co ty chcesz osiągnąć?
Kornelii ciśnienie skoczyło tak mocno, że aż się cała zatrzęsła. Nie wiedziała, co ma zrobić. Nie chciała przecież, żeby się bili!
- No co, kurwa? Taki mądry w ryju jesteś? - Tom był naprawdę wściekły. - Jeszcze raz mi powiesz jak mam żyć, to ci wpierdolę.
Kaulitz odepchnął go od siebie.
- Nie będę z tobą mieszkać pod jednym dachem, tym bardziej Kornelia. Wyprowadzisz się stąd! - zarządził również zdenerwowany.
- Sram na to! - Również go popchnął. - To jest tak samo mój dom. Jeśli nie chcesz ze mną mieszkać, to wypierdalaj z powrotem do swojego Berlina i pracy. Bo chyba tylko swój jebany Dom szanujesz, wiesz, co jest najlepsze? On cię szanuje, bo musi, a nie, że chce! Ja nie muszę, za to, jak mnie traktujesz.
- Możecie przestać się kłócić? - Kornelia nie mogła wytrzymać.
- To się, kurwa, w końcu odezwij! Jedyne co może ci zrobić, to się na ciebie obrazić! Bo cię nawet nie rzuci, bo straciłby za wiele tutaj tego, co dla niego robisz! - Tom wytknął go znowu palcem. - Sorry, że ci to powiem, ale jesteś szmatą, czy jego kobietą?
Kornelia nie mało znowu się zaskoczyła. Aż nie wiedziała, co powiedzieć. Na dodatek teraz Kaulitz do niego skoczył, popychając go tak mocno, że prawie się przewrócił.
- Ty gnoju! Jak śmiesz poniżać moją kobietę, na dodatek przy mnie!?
- Co? Zabolała prawda, nie? - Warknął Tom, gdy odzyskał równowagę. - I nie wyzwałem jej, tylko zadałem pytanie, debilu.
- Pieprz się! Wypierdalaj stąd! Nie chcę cię widzieć na oczy!
- Nie. To TY tu przyjechałeś i wszystko niszczysz!
- SKOŃCZCIE JUŻ! - Zawołała już dogłębnie roztrzęsiona Kornelia, wkraczając do akcji i wsuwając się między ich ciała.
- To weź go ogarnij! - Zawołał Tom.
- ZAMKNIJ SIĘ JUŻ! - Również zawołała, czując, jak łza spływa jej po policzku. - I ty też się ogarnij! - Zawołała do Kaulitza. - Nikt się stąd nie wyprowadza!
- Wyzwał cię i jeszcze stajesz w jego obronie!? - Oburzył się Kaulitz, na co Tom znowu prychnął, prowokując go.
- Nie! Nie staję w niczyjej obronie! Nie chcę, żebyście się kłócili!
- Więc niech nie szuka dziury! - Wyzwał Kaulitz.
- To ty szukasz dziury! - Zawołał Tom. - Zachowujesz się jak idiota!
- TOM! - Zawołała Kornelia.
- To ty się zachowujesz jak idiota! Naskakujesz na mnie za nic! Braknie ci uwagi!? Chcesz nadrobić ryjem!?
- BILL! - Zawołała Kornelia.
- Ryjem? W ryj to ty, kurwa zaraz zarobisz, divo jebana.
Kornelia się rozpłakała, gdy Kaulitz do niego ruszył, odpychając ją na bok. Najgorsze było w tym wszystkim to, że żadne nie chciało odpuścić, a widok szarpaniny, przy której całe szczęście zarobili po równo, był dla niej katastrofalny. Stała, jak pionek, nie wiedząc, co ma począć. Kaulitzowie wygarnęli sobie chyba wszystko, co do siebie mieli, zjeżdżając również na różne inne tematy ich bolące, a później była już tylko cisza.  Cisza, w której została sama ze swoimi myślami.
- Jestem dla niego szmatą? Traktuje mnie jak gówno? Nie szanuje mnie, mojego zdania, przyjaciół... - Zadręczała się, tak jak dzisiaj w Berlinie, skrywając swe łzy. - Nie szanuje moich decyzji, pragnień, mojej miłości? Nie zależy mu na nas?

Pomimo że ta okrutnie szczera i bardzo przykra kłótnia miała miejsce pół roku temu, tak niekiedy czuła się tak, jakby była przed chwilą. Nawet jeśli została wyjaśniona i wszystko wróciło do ich normy.
Była przy nim zawsze, gdy tylko ją potrzebował, a teraz kazał jej siebie zostawić, bo nie miał humoru jej widzieć, po tym, gdy jej nie widział miesiąc. Bardzo bolało. Łzy spływały jej, jedna za drugą, gdy wpatrywała się ślepo w ogród i jezioro za szklaną ścianą. Czuła się w tym momencie jak prawdziwa szmata, która jeszcze parę godzin wcześniej prosiła go, żeby ją pieprzył, a teraz nie chce jej widzieć ani słuchać. Nie mogła znieść tego uczucia.
Poddała się raz kolejny...
Odwróciła się do niego przodem, gdy otarła łzy i podeszła do wyspy kuchennej.
- Przepraszam panie Kaulitz... Nie chciałam sprawić ci przykrości. Zależy mi tylko na tym, żebyśmy byli w końcu razem - wyznała szczerze.
Rzucił w jej stronę obojętne spojrzenie i odłożył nóż, którym przed chwilą smarował sobie kanapki marmoladą.
- Dlaczego nigdy się najpierw nie zastanowisz, zanim coś do mnie powiesz, tylko pleciesz bzdury, a potem przepraszasz? - Odrzekł takim tonem, jakby wcale nie oczekiwał odpowiedzi.
Kaulitz coraz bardziej odnosił wrażenie, że związał się z Kornelią tylko wspomnieniem z tych dobrych chwil w ich związku. W prawdzie było co innego. Ona dążyła do bycia razem, a on wcale. Miał tego świadomość, jak i też miał świadomość, że bezpodstawnie wywala gniew na nią. Oczywiście, że się nie przyzna jej do błędu, bo miała go za ideał, ale czuł, że jego postać ideału w jej oczach, sam zaczął wymierać. Kornelia nie była już głupią nastolatką, której mógł powiedzieć miłe zdanie, a ona była już jego. Wprawdzie czasem nadal się tak zachowywała, ale coraz więcej zaczynała rozumieć i coraz częściej zaczynała mieć rację. To go dobijało i to tak porządnie, że właśnie tak jak przed paroma minutami, był wstanie wmówić jej, że to ona go zraniła, choć w prawdzie ubolewał z własnych błędów. Znowu czuł się, jak terrorysta, a jedyne, co miał ochotę w tej chwili zrobić, to wziąć swój lek. Lek, który pozwalał mu normalnie żyć. Nie chciał się na nią wydzierać bez podstaw, bo nie mógł znieść jej łez, które sam jej sprawiał. Przecież nie był tyranem. Nigdy nim nie był. Żałował swoich czynów, słów i wszystkiego, co robił, przez co Kornelia cierpiała. Zawsze był bardziej uczuciowy od Toma. Nie miał pojęcia, w którym momencie życia, co się z nim stało, kiedy, że tak zaczął się zachowywać. Nie chciał tego. Czuł się tak, jakby zamieszkała w jego ciele zupełnie inna, obca mu osoba, która zaczynała od bardzo długich miesięcy brać nad nim górę. Mówił, a sekundę później tego żałował. To nie było zdrowe. Obawiał się, że sam sobie z tym nie poradzi, że będzie mu potrzebny lekarz, ale bronił się przed nim z całych sił, pomimo że to już za długo trwało.
Wspomnienia, które powracały do niego prawie za każdym razem, gdy widział rodzinę Alexa i Lenę, której prawił upominki, gdyż nie mógł się oprzeć, widząc ją taką małą i słodką, wspomnienia, które mówiły mu o chwilach, w których Kornelia wspominała mu o dzieciach, wieku, o rodzinie, o ich wspólnym domu, a jeszcze pół roku temu, gdy spędzali jego urodziny w kurorcie i kochali się tak, jakby byli nastolatkami, a potem jej podtekst, który rzuciła podczas pierwszego prawdziwego w ich życiu rodzinnego obiadu w Los Angeles, teraz sprawiał w nim przykrość. A naszła go o tym myśl właśnie teraz, nie musząc oglądać Alexa i jego rodziny, ponieważ zatęsknił za zmianą. Za zmianą o bezpieczeństwie. Pomyślał o tym, że może gdyby, stało się to, o czym już dawno mówili, mieliby już dziecko, nawet jeśli miałoby być przypadkiem, a jej podtekst nie byłby zwykłym podtekstem, mającym na celu sprowokować jej ojca, to przypuszczał właśnie teraz, że byłoby stokroć lepiej. Dlaczego? Dlatego, że po jego egoistycznym myśleniu, twierdził, że mógłby wtem jej wygarnąć wszystko, co go boli, bo wiedziałby, że go nie opuści aż do śmierci...
Jednakże wspomnienie o tym, z czym się spierał w swych myślach dzień przed obiadem, również były jak najbardziej teraz realne i nie podjął jeszcze decyzji, choć tak dużo czasu już minęło od tamtej pory...

Pół roku wcześniej...

Kłótnia z Tomem bardzo mocno na niego wpłynęła. Gdy teraz został sam ze sobą z przyjemnym ciepłym ciężarem na jego torsie, który co jakiś czas głaskał po włosach, mógł w końcu dać upust emocjom. Nawet po tak ciężkim temacie o jej tacie, jaki przed chwilą przebyli na rozmowie, miał jeszcze siłę poużalać się nad sobą do siebie. No bo niby komu?
Przyznawał bratu trochę racji. Kompletnie nie tolerował prywatnego życia i spraw Kornelii. To było dla nich obojga całkowicie jasne od samego początku znajomości. Nie przeszkadzało mu to do tej pory, ale uważając, że ma szmatę zamiast kobiety, dobił się w pełni. Pierwszy raz, odkąd zaczęli ze sobą rozmawiać, w tym momencie postawił się na miejscu czarnowłosej. Gdyby ona nie tolerowała jego prywatnego życia, spraw, przyjaciół i bliskich - po prostu by z nią nigdy się nie związał. Czuł się okropnie z myślą, że jednak był dla niej ważniejszy; najważniejszy ze wszystkich, że aż rzuciła ich wszystkich tylko dla niego, nikogo innego. Zapragnął jej w tym momencie to wszystko wynagrodzić. Wynagrodzić tak bardzo, że aż poczuje się, jak najważniejsza kobieta na ziemi. Tylko nie wiedział jak... W takich momentach zazwyczaj rozmawiał z Tomem, a jego nie było w domu i na pewno, gdyby był, to i tak by z nim nie porozmawiał, bo czuł się przez niego urażony...
Zaczynał czuć, że bycie idealnym w ogóle mu nie wychodzi; że bycie perfekcyjnym jest tak naprawdę kiepskie, bezduszne i nudne. Zaczynał jej nienawidzić. Zapragnął robić i mówić to, co mu się podoba. Robić nieodpowiednie rzeczy w nieodpowiednich momentach.
Doszedł do wniosku, że jego Wisienka, jego kolekcje i całe życie, odkąd zbliżał się czas podczas studiów do zostania prezesem, jest jednym wielkim kłamstwem. Tak wielkim kłamstwem, że aż teraz sam nie mógł w to uwierzyć. Walczył ze stereotypami w świecie mody, gdy sam się ich sztywno trzymał prywatnie. Nagabywał Kornelię do odpowiedniego zachowania, gdy była jeszcze nastolatką. Zlecał jej rzeczy, których nigdy nie powinien zlecić. Przecież ona miała tylko siedemnaście lat. Stawiał ją do pionu za każdym razem, gdy popełniła najmniejszy, czasem niezauważalny dla nikogo błąd.
On, mając siedemnaście lat, marzył tylko o karierze. Myślał o tym, że będzie rysować, a jego projekty będą najlepsze ze wszystkich. Myślał o tym, jak bardzo chciał się wywinąć od nauki i o tym, żeby móc się całować bez opamiętania z jego miłością. Jego życie polegało na spotkaniach towarzyskich, okropnej nauce, wyzywaniu się z rówieśnikami i obmyślaniu, jak wrednie im dokopać. Chciał być wolny i był wolny. Robił, co chciał, buntując się przeciwko całemu otaczającemu go światu. Nie myślał wtedy o tym, że źle wygląda, gdy się garbi i czy zbyt dużo przeklina. Palił papierosy, pił alkohol, palił trawę, wagarował i uwielbiał się pokazywać przed kamerą przy mamie, zżynając wielkiego, jeszcze wtedy niedoszłego projektanta, bo chcąc nie chcąc już wtedy jego niektóre projekty jego mama wykorzystywała w swoich kolekcjach. Był ambitny i nie cieszył się bardzo z małych zasług, ale przede wszystkim walczył o swą wolność i tę walkę wygrywał, nie przejmując się czasem łzami mamy, gdyż sprawiał jej niekiedy przykrość. Jednakże było to dzieciństwo. Miał tylko siedemnaście lat, a przed nim stał cały świat, który chciał uparcie podbić swą pracą i zarazem pasją.
Teraz, nie dosyć, że czuł się jak terrorysta przy boku Kornelii, to przede wszystkim, jak największy oszust na świecie. Kłamał ludziom do kamer, bliskim, ale przede wszystkim okłamywał siebie. Nie miał pojęcia, co chciał tym osiągnąć.
Uśmiechnął się krzywo pod nosem.
Dokładnie wiedział, co chciał tym osiągnąć. Chciał osiągnąć zakłamany spokój, zrzucić z siebie tę cholerną nakładkę, by poczuć wolność od słowa ludzi. Udało mu się to, ale efekty uboczne w postaci cierpienia najbliższych, w tym wypadku na pewno cierpienia Kornelii i przede wszystkim swojego, były bardzo bolesne.
Zerknął na jej śpiącą na nim głowę dziewczyny i ponowił swe delikatne głaskanie jej włosów.
Kochał ją, ale miał świadomość tego, że to również było założone. Cały ostatni czas, który przeżył, był zamierzony i przemyślany. Przemyślany w sposób niedopuszczania do siebie myśli, by mógł kiedykolwiek w życiu z tego zrezygnować. Całe sprowadzenie jej do Niemiec było w całości zaplanowane. Gdyby nie Tom, oczywiście ten plan by nigdy nie powstał...
Czuł się tak, jakby napisał Kornelii los, gdzieś na kartkach, których ona nie widzi i nigdy nie miała ujrzeć. On nawet wiedział, co będzie za dwa, czy trzy lata. Co powie jej, gdy skończy studia. O czym będą rozmawiać i jak jej życie będzie mogło się obrócić. Nie jest jasnowidzem, więc nie wiedział, jak ona do tego podejdzie, ale mógł tylko zakładać różne scenariusze, które najprawdopodobniej zaistnieją, a były tylko dwa. Jedno z nich, mówiło o całkowitej, chyba 'dośmiertnej' współpracy i chyba nie widział zbyt jasno tego drugiego. Nie widział, bo nie chciał widzieć, dlatego że na ten moment był pewny, że sprawił Kornelię taką, której nikt nie będzie w stanie zastąpić, choćby się starał i wypruwał flaki. Nigdy. Bo czyny i zachowanie można odwzorować perfekcyjnie, ale uczucia, w tym momencie mowa o zaufaniu, już nie. Po prostu nikt mu jej nie zastąpi i teraz już był świadomy nawet dlaczego. Dlatego że przez te lata z nią spędzone sprawił ją taką, jaką chciał mieć.
Czarną dziurę widział jedynie w swoim życiu. W Kornelii, w Toma, w jego mamy, Alexa, czy Andreasa życiu, nie, ale w swoim - ogromną.
Miał przed oczami tylko dwie drogi, bez tej trzeciej - powrotnej, gdyż czasu nie da się cofnąć, jak i bez tej czwartej - gdyż ucieczek i tchórzostwa nie uznawał. Tylko przód i nic więcej. Dwa przody.
Żyć, jak do tej pory - zakłamanie, idealnie, perfekcyjnie umierając w gabinecie za biurkiem, tuląc się do swych dzieci, jakimi będą nowe kontrakty. Żyć tak, by co chwilę osiągać sukcesy i tak, żeby bliscy byli z niego dumni, choć samotni bez niego.
Żyć, tak, jak jemu się podoba, a nie innym. - Mieć w dupie tę nakładkę i czuć się wolnym jak niegdyś za nastolatka. Popełniać błędy i mieć w dupie, że je popełnił. Nie dawałby nikomu przykładu, bo żyłby dla siebie, nie dla innych.
Całe życie pragnął skręcić w tę drugą drogę, która w prawdzie była jego pierwszą. Czuł się na niej nieperfekcyjnie idealnie. Jednakże świat stawał mu naprzeciw, przez co zwiększał się jego bunt.
Gdy zmierzył w tę drugą, na której właśnie się znajduje, okazało się, że cały otaczający go świat się do niego uśmiechnął.
- Dobrze robisz. - Klepali go po ramieniu.
- Zobaczysz, że będziesz wiele bardziej szczęśliwy.
- Więcej będziesz mógł osiągnąć.
Nie kłamali. Przynajmniej nie do końca. Szczęśliwy był przez chwilę. Więcej mógł osiągnąć, to prawda, ale czy dobrze zrobił, wchodząc na drogę, o której będąc na tej pierwszej, nigdy nie myślał?
Na tej drodze nikt mu nie stawał naprzeciw. Nikt, prócz jego własnej osoby, którą widział od długiego czasu coraz częściej; którą za każdym razem przewracał, by móc iść dalej. Im więcej ją przewracał, tym częściej się pojawiała. To była walka z samym sobą, której nie mógł rozstrzygnąć.
Z jego obecnych, teraźniejszych refleksji, których świadkiem była ta ciepła, kalifornijska noc wynikały pewne założenia.
Gdyby wrócił na tę pierwszą, to logiczne było to, że znowu świat stanie mu naprzeciw, a on dalej będzie ze wszystkimi walczyć, buntując się jak małe dziecko. Najważniejsze jednak było to, że gdyby w nią skręcił, straciłby Kornelię, a tego nawet sobie nie wyobrażał.
Gdyby miał zostać na tej, na którą się zdecydował parę lat temu, wiedział, że do końca jego dni pozostanie zakłamany i będzie okłamywał.
To był jego najcięższy chyba okres w życiu. Nie potrafił się zdecydować na żadną z dróg, a trzeciej i czwartej naprawdę nie było. Czasami miał dosyć samego siebie.
Burzę mózgów przeżywał niemalże do samego wschodu słońca. Nie czuł się z tym inaczej, gdyż w prawdzie spędzona noc, była dniem w Niemczech, więc zasnął, jakby o właściwej porze.
Gdy się zbudził, zastała go głucha cisza, identyczna, jak w pustym domu w Berlinie. Po obadaniu wzrokiem swojego położenia zrobiło mu się lepiej, gdyż wiedział, że tutaj nie był sam, a Kornelia gdzieś się krząta po domu albo pojechała na jakieś zakupy z myślą o nim. Wiedział, że jest dla niej ważny i dobrze mu się z tym żyło.
Wziął prysznic, przyłożył się trochę do swojego wyglądu, gdyż nie widziało mu się dzisiaj chodzić w dresach. Chciał być dzisiaj uniwersalny, by móc w każdej chwili wziąć portfel, kluczyki od auta, telefon i wyjść z domu. Dominował na nim kolor niebieski, gdyż założył taką czapeczkę i taki T-shirt z jakimś białym nadrukiem. Zwykłe jeansy z zawiniętymi nogawkami i stopki, na które wsunął białe trampki.
Delikatny zapach gotowanego obiadu, przeplatający się na zmianę z pieczonym, na pewno bardzo smacznym ciastem, przyciągnął go do kuchni, a ciało czarnowłosej, odziane w długą, zwiewną suknię z jego kolekcji w odważnym, bordowym kolorze, przyciągnęło go do niej.
Objął ją w pasie, tuląc się do jej pleców i zajrzał przez ramię, by ujrzeć czynność, jaką właśnie wykonywała. Cięła właśnie nożyczkami szczypiorek.
- Dzień dobry, panie Kaulitz - przywitała go jak zwykle ciepłym głosem.
Dopiero teraz również zwrócił uwagę na to, że zajmowała się wieloma rzeczami naraz, gdyż na blatach nie było widać ani jednego wolnego miejsca, a same pyszności, przez które bardzo zgłodniał.
- Wyspałeś się?
- W porządku, dziękuję...
Wkleił twarz w łuk między głową a ramieniem i złożył na jej obojczyku delikatny pocałunek.
Już jak tylko Kornelia poczuła jego ciepły oddech na swej skórze, miły i utęskniony dreszcz przeszedł jej po ciele.
- Coś się stało? - Zerknęła na niego przez ramię.
- Nie.
- Na pewno?
- Tak. Tylko się przytulam. Po prostu. Bez powodu - wyjaśnił lekko zniecierpliwiony.
- Ty nic nie robisz bez powodu. Panie Kaulitz. - Zauważyła z uśmiechem.
Skwasił się i odsunął od niej twarz.
- Długo cię nie widziałem. To dziwne, że się do ciebie chcę przytulić? Potrzebuję tego.
Kornelia się rozczuliła. Takie wyznania z jego ust były rzadkością.
Odłożyła czynność i odwróciła się do niego przodem, wieszając ręce na jego karku i zaglądając mu w jego widocznie, nie dawno zbudzone oczy, które niestety niosły za sobą, jak zwykle coś ukrytego.
- Dlaczego nigdy nie powiesz mi prawdy?
- Jakiej prawdy?
- To, dlaczego się tak często smucisz.
W tym momencie wszystkiego mu się odechciało.
- Czy za każdym razem, gdy się do ciebie przytulam, czy wezmę wieczorem drinka do łóżka, to znaczy, że mam jakiś problem? - Po irytował sie.
- Nie, ale twoje oczy to mówią za każdym razem, gdy jesteśmy sami. Chyba od początku, gdy się poznaliśmy.
- A ja od początku, odkąd się poznaliśmy, odpowiadam ci to samo. Nic mi nie jest. Gdybym miał problem, to bym ci o nim powiedział. Przecież wiesz o tym bardzo dobrze. -Skwasił się w myśli. Cóż. Jeśli był na tej drodze, to kłamstwa były czymś dla niego naturalnym. Prawda? - Co to za wielkie przygotowania? - Rzucił okiem na zapełnione blaty, znajdujące się tuż za nią.
- Pomyślałam, że może dobrze się zachowam, jeśli spróbuję wyciągnąć po raz kolejny rękę do mojego ojca... Ciągle mi mówiłeś o tym, żebym próbowała się z nim dogadać, więc może, jak już mam nieco więcej lat, to on może poważniej na mnie spojrzy i się zgodzi.
W prawdzie to sam Nate dał jej do myślenia. Poczuła przy nim, że ma bratnią duszę, gdyż obydwoje byli sami, ale jednak nie musiała być sama. Do tego doszła porannymi refleksjami. Jej tata przecież żyje i ma się dobrze, a więc warto może zrobić ten krok raz jeszcze.
- Więc chcesz zaprosić tatę na obiad, a robisz przystawki jak na imprezę rodzinną i zapewne jeszcze go o tym nie poinformowałaś, bo czekasz na moje zdanie w tym temacie?
- Dokładnie tak... - Speszyła się trochę. Nawet nie myślała, że Robert mógłby się nie zgodzić, a z nerwów naprawdę trochę przesadziła z tym jedzeniem...
Kaulitz westchnął. Nawet się nie dziwił sobie, że tak dobrze ją zna. Przecież tak ją 'sobie wychował'.
- Jeśli już zrobiłaś tak wiele rzeczy, to na pewno ktoś to musi zjeść, żeby się nie zepsuło, a więc dzwoń i zapraszaj - wyjaśnił, jakby to było logiczne, kradnąc przy okazji trochę sałatki z półmiska.
Kornelia się uśmiechnęła i oddelegowała swojego mężczyznę do stołu, zawiadamiając, że zaraz mu poda śniadanie.
Kaulitz wykonał polecenie, od razu otrzymując w ręce kubek kawy.
- Myślałaś o tym, jak poprowadzisz rozmowę?
- Myślę nad tym cały czas, odkąd się obudziłam, ale wszystko wydaje się felerne, dlatego liczę na samoistne potoczenie się spraw, o ile w ogóle się zgodzi... Zrozumiałam, że na takie spotkania nie da się przygotować, bo to nie sprawy służbowe.
Podenerwowana czekała na połączenie z panią Simone, gdyż nie posiadała numeru do swojego ojca. A gdy tylko kobieta odebrała, Kornelia chwyciła końce swych włosów i zaczęła beznamiętnie się z nimi obchodzić, tak samo, jak się obchodziło w tym momencie jej serce z jej ciałem.
- Dzień dobry pani Kaulitz, mam nadzieję, że nie przeszkadzam?
- Kochanie, oczywiście, że nie przeszkadzasz! Miło, że w ogóle dzwonisz. Dawno się nie odzywałaś.
Uśmiechnęła się, czując to ciepło, bijące z jej tonu głosu.
- Tak. Miałam pełno spraw na głowie z tym magazynem...
- Rozumiem. Wiem, jak to można się upieprzyć z tymi papierami. Współczuję ci.
- Dzięki... - Zaśmiała się. - Pan Kaulitz przyjechał do Los Angeles. Wczoraj dużo rozmawialiśmy...
- Tak! - Przerwała jej. - Rozmawiałam z nim. W końcu zrobił sobie wakacje. Musimy się spotkać.
- No właśnie, dlatego dzwonię. Chciałabym się zapytać, czy ma pani z Robertem jakieś plany na dzisiejszy obiad? Naszykowałam już dużo wszystkiego i chciałabym was obu zaprosić.
- Jej... Dlaczego wcześniej nie zadzwoniłaś? Pomogłabym ci! Nie możesz się tak zaharowywać, dziecko!
- To nie problem. - Machnęła ręką, jakby co najmniej się widziały.
- Kochanie. Na pewno będziemy.
- Robert też? - Serce jej zabiło mocniej.
- Na pewno. Nie martw się o to, ale... Czy coś się stało? Z tego, co mi wiadomo, nie chcieliście ze sobą rozmawiać.
- No właśnie chciałam powiedzieć, że doszłam do wniosku, że jeśli on się nie kwapi, by wyciągnąć rękę, bo być może naprawdę nie chce mnie znać, to chciałabym... Jestem gotowa usłyszeć to raz jeszcze i wtedy dam mu spokój, ale chcę spróbować naprawić nasze stosunki.
- Jezu... Mój Billy cię do tego zmobilizował? - Zapytała dumnie.
- Poniekąd. - Zaśmiała się, choć wydawało jej się, że pan Kaulitz nie miał z tym nic wspólnego...
- Boże. Jestem z was obu taka dumna. Nie martw się kochanie. Na pewno Robert się zjawi na obiedzie, inaczej mu tego nie wybaczę, ale więcej obiecać nie mogę. Również odbyłam z nim dużo rozmów, a raczej próbowałam odbyć...
- Wiem. - Przerwała kobiecie. - On jest ciężki do takich rozmów, ale chciałabym, żeby było w miarę normalnie. Nie muszę mieć z nim mega dobrego kontaktu, ale żeby jakikolwiek był... Nie oczekuję wiele...
- Rozumiem. Dobrze Kornelio. Na pewno będziemy, tylko powiedz mi, o której możemy się zjawić?
- Tak naprawdę możecie już teraz zaraz. - Zerknęła na swe blaty. - Ale żeby było bardziej wygodnie, to może na dwunastą? Trzynastą? Jak wam odpowiada.
- Dobrze. Będziemy na godzinę trzynastą.
- Cieszę się.
- Do zobaczenia w takim razie.
- Do zobaczenia. - Rozłączyła się i odetchnęła na chwilę, po czym znowu się spięła.
- Powiedziała, że na pewno będą. - Aż wzięła ten nieszczęsny kosmyk włosów do ust i ścisnęła go wargami.
- O czym tak długo mówiła?
- Długo? Nie wiem... Mówiła, że jest z nas dumna. - Uśmiechnęła się lekko. - Jej... Co ja teraz zrobię? Ja nawet nie wiem, co mam mu powiedzieć... A Tom? Gdzie jest Tom? - Złapała znowu za telefon.
- Na pewno chcesz, żeby Tom był przy tej ewentualnej kłótni, jaka może zaistnieć? - Zapytał.
- No nie... Nie chcę... Więc nie wierzysz, że uda mi się z nim pogodzić?


CDN

Komentarze

  1. Szczerze mówiąc, to nie jestem zadowolona z przebiegu tej kłótni na początku. Liczyłam na to, że Kornelia wreszcie się odezwie, powie, co jej leży na sercu i w końcu powie Billowi, jak naprawdę się czuje z tym, jak bardzo zmieniło się jej życie. Skoro naprawdę czuje, że uwalniając się od ojca i podążając za Billem, wpadła z powrotem w to samo bagno, to dlaczego nie powie o tym facetowi, z którym już jest w tak długim związku? Tom miał rację, zadając jej takie pytanie, bo Kornelia jest teraz zwykłą służącą dla Billa - pracuje za niego, sprząta mu, gotuje - służąca i niewolnica tak może jedynie robić, a nie dziewczyna, narzeczona czy żona. I gdzie tutaj jest miejsce na jej własne marzenia, które mogłaby spełniać? Bo w sumie to ona nic nigdy dla siebie nie robi, tylko dla Billa.
    I ten obiad, na który zaprasza swojego ojca. Do końca nie wiem, czy to jest dobry pomysł, bardzo mnie ciekawi, jak to się potoczy, ale coś czuję, że mnie zaskoczysz.
    Niemniej jednak, bardzo się cieszę, że nadal zamierzasz skończyć to opowiadanie, chociaż chyba dawno nic nie wrzucałaś. Mam nadzieję, że wkrótce coś nowego się pojawi!
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

18. Fatalny bieg