39. Cenna rada

Już przepraszałam na Astral Love, ale tu również to zrobię. Po prostu przeszłam przez przeprowadzkę poza granice Polski i dlatego zaburzył mi się nieco 'mój system codzienności' że tak powiem hehe. Nadal będę, tylko właśnie nie jestem pewna co do regularności dodawania odcinków... Mam nadzieję, że się ustabilizuje tu wszystko w miarę szybko :)

Tymczasem zapraszam do czytania :)

39


Cenna rada


"Wypłakać w samotności. Gdy nikt nie widzi. Wtedy nie dasz po sobie poznać słabości, a za tym idzie mniejszy ból od innych, bo nie wiedzą, gdzie uderzyć, żeby cię złamać. Zapamiętaj..."


Pan Kaulitz nowego domu w miarę możliwości zaczął szukać od razu. W czasie pracy w pałacu tego nie robił, aczkolwiek jak miał chwilę wolną, to przeglądał biura nieruchomości. W domu robił to na zmianę z tworzeniem nowej kolekcji, a czasami nawet i się w tym wszystkim gubił, gdyż za dużo rzeczy rozpoczął niemalże na raz.
Pierwszą rzeczą, jaką się zajął w tym roku, to dopracowanie kolekcji wiosennej, przy czym tworzył swą 'perłową' suknię, ale ją trzymał na boku i nie miał jeszcze zaplanowanej na nią konkretnej daty skończenia, czy w ogóle wypuszczenia jej w świat. Zajmował się nią, gdy miał wenę, czy też chwilę wolną. Dawno stworzona kolekcja 'uliczno-sportowa', którą Kornelia się tak ogromnie zachwyciła, miała wejść w życie już za chwilę, ponieważ krawcowe już ją tworzyły również na boku i miał również powstać do niej film. Kornelia właśnie siedziała w samolocie ponad chmurami, lecąc do Los Angeles. Film ten nie będzie reklamował tym razem pokazu - a raczej tak zakładał od samego początku. Planował stworzyć tę kolekcję bez większego rozgłosu, która nie była połączona z żadnym sezonem, która miała bazować cały czas. Miały to być ciuchy tworzone cały czas przez życie Domu, o ile miałoby ich zbraknąć.
Narzucił na krawcowe zatem kolekcję, która miała wyjść już przed pierwszym dniem wiosny, kolekcję 'uliczno-sportową', na którą jeszcze nie było terminu, ale planował ją wcielić w życie na rozpoczęcie wakacji, doszywanie na zamówienie poprzednich ciuchów z kolekcji, jak i szycie na zamówienie klienta, tak zwane 'zamówienia specjalne'. Do tej pory powiększył liczbę krawcowych tylko o trzy głowy, ale przy jego tempie i nadrabianiu czasu, gdyż za wcześnie wystartował z pierwszą kolekcją, czego cały czas odczuwał skutki i tak praca szła wolno, a pani Barbara schudła pięć kilogramów, czym się podzieliła w pracy ze znajomymi, co bardzo go zaczynało martwić. Teraz wymyślił kolekcję "Cherry Evening", nad którą też już pracował. To była praca na razie nad projektami, także jeszcze nikt o niej nie wiedział. Do tego miał mnóstwo zaproszeń na pokazy, rozsypane po różnych krajach, choć głównie były to kraje zachodnie. Na jeden z nich właśnie jechał za parę dni. Nie mógł odmówić takich zaproszeń. Jeśli chciał się utrzymać na rynku, musiał uczestniczyć w świecie mody i reprezentować tym samym swój Dom Mody. Zebrania w pracy i problemy wynikające losowo w trakcie wykańczały go najbardziej. Dzięki czemu Kornelia wieczorami wysłuchiwała jego narzekań. I oburzał się z każdą informacją Kornelii, gdy zdawała mu relację z przebiegu pracy w salonie, w którym prawie non - stop siedziała, na zmianę w pałacu, by zastępować go podczas wyjazdów, gdy tylko powiedziała zdanie, które już mu nie odpowiadało.
Tom umywał od wszystkiego ręce, jak typowy fotograf, który pracuje na zlecenie. Czekał tylko na zrobioną kolekcję i ruszał ze zdjęciami. Tu akurat pan Kaulitz się cieszył, ponieważ kompletnie o nic nie musiał się martwić. Tom współpracując z Jenny i jej modelami, potrafili zdziałać cuda, także nawet nie zaprzątał sobie tym wszystkim głowy i czekał na efekt końcowy do zatwierdzenia. Niestety to była jedyna sprawa, z której był zwolniony, a cała reszta, której było wiele więcej, niż tylko pstrykanie zdjęć i ubieranie modeli leżała już na nim. Aktualnie czekał już gotowy do zdjęć w Los Angeles.
Pani Simone odpoczywała sobie również w Los Angeles i nie raczyła przyjeżdżać między pokazami, ponieważ nie widziała w tym sensu. Również jak Tom, czekała na pokaz, by przyjechać parę dni wcześniej i wykazać się pomocną dłonią do ich przygotowań.
Pan Kaulitz nie znalazł jeszcze odpowiedniej osoby na swoje zastępstwo, choć rozpoczął śledzenie pracowników i przeglądanie ich cv na nowo, by móc się obeznać jeszcze raz, kto jest, kim. Nagle zaczęło mu braknąć Ali. Była nie do zniesienia, ale jednak zawsze dobrze wywiązywała się z obowiązków i nie musiał się o nic martwić. Stosowała mobbing, ale zawsze trzymała się sztywno kalendarza i wszystko było robione na czas. Nawet ona sama zawsze znajdowała czas na ploty i kawki. Nie miał pojęcia, jak ona to robiła. Co prawda Ala tylko siedziała w firmie. Nigdzie nie musiała jeździć. Robiła to jego mama. Wszystko im sprawnie szło. Był czasem na siebie wściekły, że ją zwolnił tak szybko. Mógł najpierw poczekać na ten 'wielki start' Domu Mody, ruszyć ze wszystkim, nadgonić czas i wtedy ją zwolnić. Wiedział, że to i tak by nie miało sensu, gdyż ktoś musi być w Domu zamiast niego, gdy on wyjeżdżał...


***

"Nikodem" pisało na wyświetlaczu wibrującego telefonu. Zaskoczyła się miło. Nie miała czasu na rozmowy, właśnie przemierzała lotnisko w Los Angeles, kierując się do auta. Jeszcze dzisiaj miały zacząć się pierwsze zdjęcia do nowej reklamy. Jednak nie mogła nie odebrać. Przynajmniej mu powie, że później do niego oddzwoni.
- Halo?
- Jesteś już w LA?
- Tak... - Przytaknęła niepewnie. Nawet się z nią nie przywitał. - Coś się stało? -Skojarzyła.
- Musimy się spotkać.
- Co się stało? - Zmartwiła się na poważnie. Przywitała się buziakiem z Tomem, który na nią czekał tuż przy aucie, a teraz zajął się jej bagażem.
- To nie jest rozmowa na telefon.
- Powiedz mi! - Zlękła się jeszcze bardziej. -Nie mogę się teraz spotkać, dopiero co wysiadłam z samolotu, jadę do domu wziąć prysznic i jadę na plan.
Nikodem westchnął, a Tom zerknął na nią, słysząc jej zdanie i przerażony ton głosu.
- Davis nie żyje...
Kornelia zatrzymała się w czasie. Nawet nie wiedziała, co ma powiedzieć. Zatkało ją.
- Jak to... Jak to, nie żyje? Co ty mi pieprzysz. - Oburzyła się, jeśli to miał być żart, to wcale nie był śmieszny.
Tom otworzył szerzej oczy i wbił w nią swój zainteresowany wzrok.
- Dzisiaj rano Nate... - Przełknął kluchę. - Zobaczył, że ten nie wstał do pracy...
Chyba musiała uwierzyć... Jej przyjaciel ot tak dla żartu przecież, by nie moczył się we łzach. Spoważniała, a serce zaczęło jej mocno bić.
- To nie jest możliwe... - Pokręciła głową.
Tom, czując, że jej rozmowa nie będzie zbyt krótka, odpalił sobie fajkę i oparł się o swe auto, przyglądając się dziewczynie. Po jej minie obawiał się, że to, co mówiła, jednak jest realią.
- Nik! - Zawołała przerażona, łapiąc się za głowę i stąpając z nogi na nogę. - Ale...!
- Nikt go nie postrzelił... Nie miał żadnych ran. Będzie miał robioną sekcję... Lekarze stwierdzili, że stało się to koło drugiej nad ranem... Nie mogę w to uwierzyć, czaisz? - Zawył, uwalniając swoje emocje, co również spowodowało silne emocje u Kornelii. Już w to nie wątpiła. Ręce zaczęły się jej trząść, a ściśnięte gardło uniemożliwiło jej mowy.
Tom się poważnie zmartwił widokiem dziewczyny.

- To nie może być prawda! - Wołała roztrzęsiona do przyjaciela, który musiał się z nią widzieć, dlatego Tom nie był wstanie jej odmówić w takiej sytuacji i pojechał do Nikodema z nią prosto z lotniska. - On by tego nie zrobił! - Wołała. - To ktoś, kto zabił Sheylę! Jestem tego pewna! Nie ma innej opcji!
- Nate jest głównym podejrzanym, bo to u niego mieszkał...
- NATE NIGDY BY TEGO NIE ZROBIŁ! TEGO JESTEM NAJBARDZIEJ PEWNA! - Wrzasnęła, kręcąc się w kółko. - Nie mogę tak siedzieć... - Płakała. - Chcę tam pojechać...
- Po co chcesz tam jechać?
- Nie wiem, po co... Potrzebuję tam jechać... Muszę zobaczyć Nata... Nie chcę tego tak zostawiać... Kto by chciał zabijać takich ludzi jak oni... Przecież oni nikomu nic nigdy nie zrobili... - Nie potrafiła sobie tego wytłumaczyć. A złość ją tak rozpierała, że sama chciała dorwać tego, kto to zrobił, żeby się na nim odegrać.
Nikodem podniósł się z kanapy, wziął kluczyki i ruszyli do wyjścia.
- Pojedźmy moim. Nie bardzo, żebyś w takim stanie prowadził - zauważył rozważny Tom.
Nikodem bez sprzeciwu się z nim zgodził, odkładając kluczyki na bok.
Po krótkiej chwili zatrzymali się w środku slumsów. Dom Nata był niemalże cały okrążony radiowozami i szwendało się tam mnóstwo policji. Wysiedli z auta i już mieli zamiar podejść do policjantów, gdy zawołał ich znany głos. Odwrócili się wszyscy troje za siebie.
Serce jej mocno zabiło na jego widok. 'Kulał' się w ich stronę, swym ulicznym krokiem. Tak bardzo za nim tęskniła, że nie wytrzymała. Ruszyła do niego, już nawet nie ocierając łez. Miała gdzieś, czy ją odepchnie, czy nie. Potrzebowała go w tym momencie.
Patrzyli sobie w oczy i szli w swoją stronę. Nie wyglądał w tym momencie na takiego, który miałby zamiar ją odrzucić. Gdy byli już blisko siebie sam rozłożył ręce, by ją do siebie przyjąć. Rzuceni w swoje ramiona zatopili się mocno w silnym uścisku. Od prawie roku się nie widzieli, a czuli się, jakby minęła wieczność. Nate musiał zerknąć na Toma swym jednym z groźnych spojrzeń. Zabrał mu jego dziewczynę, jak głosiły media, iż są w związku.
Tom się nie przejął jego spojrzeniem. Pierwszy raz w życiu miał w ogóle okazję zobaczyć, kim jest ten cały Nate. Stwierdził, że w ogóle sobie go inaczej wyobrażał. Nie sądził, że jest z niego taki... Typowy facet. Co prawda brakło mu wielkości mięśni do Davisa, mógłby porównać go do siebie, ale jego wygląd i tak stwarzał dystans. Gdyby go poznał w swoim życiu, z pewnością nie wdałby się z nim w żadną dyskusję, z tym się mógł zgodzić z bratem. Kompletnie nie widział podobieństw między nim a Billem, bo oni dwaj byli swoimi przeciwieństwami. Nie miał pojęcia, że dziewczyna może mieć tak zróżnicowany gust.
- To jest ten 'słodki', 'kochany', 'przyjacielski' i 'dobry' Nate, o którym mówiła Kornelia? - Aż musiał zapytać, bo naprawdę w to nie wierzył. Ten chłopak wyglądał, jakby miał za sobą bajeczną przeszłość kryminalną.
Nikodem zerknął na Toma.
- Pasują do siebie, nie?
Tom również zerknął na Nikodema.
- Dobrze, że nie ma tu Billa. Już by liczył jej sekundy przytulania się do niego. - Zerknął na wtulającą się w siebie nadal parę.
Nikodem też ponownie na nich zerknął.
- Wydaje mi się, że ona coś do niego czuje... I to chyba nigdy jej nie minie...
Tom uniósł brew. Wydawało mu się przez chwilę, że Nik zapomniał, że jest bratem Billa. Choć przyglądając się tak dłużej parze, to mógł przyznać mu poniekąd rację. Nawet z Nikiem się tak długo nie witała.
- Nie marz się już... - Usłyszała jego męski głos, tuż przy swoim uchu, gdy chował w jej obojczyk twarz. - Znajdę tego skurwiela i go zabiję... - Wysyczał.
- Nie możesz...
- Mogę i to zrobię... Nie zostawię tego tak... Już wszyscy zbierają się do akcji... I pomszczę go tak, jak się należy... Choćbym miał spędzić życie w pierdlu... On by oddał za nas życie...
- Kochałam go... - Płakała.
- Nie tylko ty go kochałaś... Cała dzielnica idzie za nim...
- Nie chcę, żeby tobie się coś stało...
- Nie? Zależy ci? - Prawie że parsknął.
- Zależy... Tak samo bardzo, jak zależało mi na Davisie...
Przytulił ją do siebie jeszcze mocniej i pogłaskał po plecach. Dopiero po dłuższej chwili odsunęli się od siebie. Złapał ją za twarz i spojrzał w oczy.
- On ciebie też kochał... I nie ważne, że nie żyje... Dla nas zawsze będzie... - Poklepał się pięścią po klatce piersiowej. - I nigdy nie zginie. Nie dam nikomu o nim zapomnieć... Nie pozwolę na to. A tego skurwiela dorwę i będzie konał w męczarniach - wysyczał. Zmierzył jej twarz. - Wyglądasz okropnie, gdy ryczysz. Nie rób tego. - Skwasił się.
Kornelia zaskoczyła się jego komentarzem, a po chwili nawet i przeszedł jej cień uśmiechu.
- Tak lepiej. Tylko szerzej, he? - Przyglądał się jej.
Kornelia mimo woli się uśmiechnęła szerzej i spuściła głowę.
- Nie powinnam się śmiać w takiej sytuacji... - Wyrzuciła.
- Nie? Myślisz, że Davis chciałby, żebyśmy ryczeli?
- Nie... - Pokręciła głową.
- No właśnie... Więc się ogarnij. - Szturchnął jej ramię i zmierzył ją całą. - Wyrobiłaś się...
- Ty też... - Odrzekła z lekkim uśmiechem.
- He? Lecisz na mnie?
- Nie... Bo wiem, że zacząłeś ćpać - wyrzuciła, mrożąc go wzrokiem.
- Ten pedał ci, kurwa, już nagadał? - Aż prawie zapiszczał.
- Żaden 'pedał' mi tego nie powiedział. Przestań to robić i to ty się ogarnij.
- Nie mam dla kogo się ogarniać.
- Dla samego siebie.
- Mi nie zależy na sobie.
Wymieniali się spojrzeniem.
- Cieszę się, że cię widzę... - Wyznała szczerze.
- Ja też... Choć podejrzewam, że gdyby nie Davis, pewnie już nigdy byśmy się nie zobaczyli. Widzisz? Nawet jak umiera, to robi coś dobrego.
Kornelia aż otworzyła usta z zaskoczenia.
- Jak możesz sobie z tego żartować! - Trzepnęła go przez ramię.
- Nie będę za nim płakać. Łzy są dla złamasów. Ból jest tu. - Znowu uderzył się w klatkę piersiową pięścią. - A tu poker face.
- Czasem trzeba się wypłakać.
- Wypłakać w samotności. Gdy nikt nie widzi. Wtedy nie dasz po sobie poznać słabości, a za tym idzie mniejszy ból od innych, bo nie wiedzą, gdzie uderzyć, żeby cię złamać. Zapamiętaj - zaznaczył pół żartem pół serio. - Twój facet mnie zaczyna wkurwiać. - Zerknął przelotnie za nią.
- Tom nie jest moim facetem. - Obejrzała się za siebie.
Tom rozmawiał z Nikodemem przy aucie i z jakimiś innymi chłopakami.
- To po chuj cię tak kontroluje? Ciągle się tu gapi.
- Nie wiem... Może obydwoje mają wrodzone to już... - Westchnęła.
- Kto?
- Nie ważne... Chodźmy do nich. - Odeszła od niego.
Gdy podeszli do siebie, przedstawiła sobie Nata i Toma. Nate już zaczynał powoli cwaniakować do niego, Kornelia bała się, że temu coś odwali i przyczepi się w końcu poważnie do Toma. Nie znała go już tak dobrze, jak kiedyś. Zaczął zażywać narkotyki, więc nie wiedziała, co może mu odbić. Tom jednak traktował go z dystansem, co ją cieszyło.
Długo nie porozmawiała ze swoimi starymi znajomymi. Pan Kaulitz do niej zadzwonił, dlatego odeszła na bok.
- Słucham?
- Kornelio, dlaczego się nie odezwałaś, gdy wylądowałaś? Chcesz, żebym na zawał umarł?
- Przecież Tom do ciebie pisał.
- Co w związku z tym? Ty miałaś się odezwać, nie on - burzył się.
- Przepraszam panie Kaulitz, ale Nikodem mnie wytrącił z równowagi swoim telefonem...
- Słyszałem. Oczywiście nie od ciebie, tylko od Toma... - Wygarnął zły, po czym westchnął. - Przykro mi z powodu Davisa... Myślałem, że sama do mnie zadzwonisz... Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
- Teraz chyba już tak... Porozmawiałam chwilę ze znajomymi, jest trochę lepiej... Nie mogę w to nadal uwierzyć...
- W takie sytuacje często trudno uwierzyć...
- Policja cały czas przeszukuje jego dom... Nikt nie wie, jak zginął...
- Skąd wiesz, że przeszukuje jego dom policja?
- Przyjechałam tu... - Odrzekła niepewnie.
- Słucham!?
Tego się spodziewała.
- Nie martw się, nic nam tu nie grozi... - Skwasiła się.
- Nam!? Tom jest tam z tobą!?
- Tak. Nie krzycz tak, proszę cię...
- Proszę cię, żebyście natychmiast stamtąd zniknęli! Na dniach pochowasz swojego przyjaciela, a ja nie zamierzam chować swojego brata i kobiety! Czy ty sobie zdajesz sprawę, że na wolności grasuje być może jakiś morderca!? A wy się zjawiliście w takim miejscu!? - Krzyczał zły. - Nie obchodzi mnie to, co masz do powiedzenia. Tom razem z tobą ma w tej chwili stamtąd zniknąć! Rozumiesz!?
- Ale tu są moi znajomi. Nic nam nie grozi! - Zawołała, chcąc go uspokoić.
- Twoi znajomi!? Twoi znajomi, którzy giną w niewyjaśnionych okolicznościach! Nie mam ci więcej nic do powiedzenia. Zadzwonię za dwadzieścia minut. Macie być już w domu. NIE OBCHODZI MNIE TO, jak to zrobicie. Ja nie zamierzam was chować w najbliższych dniach i nigdy w życiu. Masz to w tej chwili zrobić. Dwadzieścia minut - zaznaczył i się rozłączył.
Kornelia westchnęła. Żałowała, że mu o tym powiedziała, choć przez niego sama poczuła lekki niepokój. Rozejrzała się wokoło i natychmiast podeszła do grupki znajomych.

Na planie niemalże cały czas była przy telefonie, oczekując jakiejkolwiek informacji. Zrobiła nawet przelew Nikodemowi na konto, by mógł się zająć godnym pochówkiem przyjaciela. Nie mogła uwierzyć, że to naprawdę się stało. W głowie miała istny mętlik. Pragnęła siedzieć teraz ze swoimi znajomymi... Kompletnie nie mogła się skupić. Ciągle jej myśl, gdzieś odlatywała. Tom już się zdenerwował, widząc ją ciągle latającą do telefonu. Zabrał jej go i zapewnił, że jeśli ktoś zadzwoni, powiadomi ją o tym, wsuwając telefon do swoich spodni. To sprawiło, że teraz co chwilę kazała mu sprawdzać, bo może nie słyszał dźwięku wiadomości.
Uliczne zdjęcia z udziałem wielu rozmaitych pochodzeń ludzi, choć więcej było właśnie Amerykanów i Meksykanów, w takiej kolekcji, które miały zrobić szał, do którego Kaulitz nie był zbytnio przekonany, miał być czymś najpiękniejszym w życiu Kornelii. Aczkolwiek przez powstałą sytuację, wcale taki nie były. Davis miał brać udział w tych spotach... Dziwne było to, że Tom nie narzekał tak często na nią. Najwidoczniej wszystko robiła poprawnie. Wieczorne zdjęcia na tle niezbyt zachęcających zakamarków Los Angeles, wychodziły cudownie i efektownie. Kolorowe gumy do żucia, kolorowe włosy, o kolczykowane twarze, wytatuowane ręce, klatki piersiowe, to było coś, co chyba wszystkim w tych czasach się spodoba. Wierzyła w to.

Odłożyła białego kwiatka na miejsce pochówku przyjaciela, po czym odeszła, by stanąć z powrotem u boku starszego Kaulitza, który z nią przybył. Objął ją swym ramieniem w milczeniu. Nie mógł sobie wyobrazić śmierci swojego bliskiego, dlatego z empatią podchodził do bólu dziewczyny i wszystkich 'slumsowatych' ludzi, którzy przybyli na ostatnie pożegnanie.
Kornelia schowała twarz w jego tors odziany w czarną marynarkę, rozklejając się ponownie. Cieszyła się, że przyszedł z nią. Dawał jej siły. Podejrzewała, że gdyby go nie było, pewnie leżałaby tam, przy Davisie.
Nie był to dobry moment na takie chwile w ich sytuacji, ale chyba nigdy, dla nikogo nie były one dobre. To było życie, które płatało gorzkie figle, wyuzdane z uczuć. Na niektórych przychodził już swój czas, ale to nie był czas na tak młodego człowieka. To nie było sprawiedliwe i nigdy nie będzie. Takie nowości w życiu nigdy nie były mile widziane i z pewnością nikt nie chciał ich przeżywać.
Niemalże pół slumsów zjawiło się na cmentarzu. A spotkanie z wychowawcą ze szkoły wyjątkowo nie było miłe. Im dłużej tam stała, tym bardziej było źle. To co, że pochowała go przy jego mamie, w ogóle nie powinna go chować...
- Chodźmy już... - Szepnął Tom, głaszcząc ją czule po ramieniu.
Tom nie widział sensu stania tam tak długo, to nic nie zmieniało, gdy już się wszyscy z nim pożegnali. Nie był nie czuły, ale chciał już odetchnąć i podejrzewał, że Kornelia, jeśli nie zniknie z tego miejsca, siedziałaby tam do końca dnia i cały czas tak cierpiała. Nie chciał tego...
Wrócili do jego domu. Odwołał dzisiaj zdjęcia, a ona spędziła pół dnia na rozmowie z jego bratem, który o dziwo nie narzekał, że Kornelia przeszkadza mu w pracy. Miał jednak trochę serca w sobie.
Spędzili popołudnie wtuleni w siebie na kanapie przed telewizorem. Milczeli pogrążeni w swoich myślach, ale gdy jedno, czy drugie się nagle odezwało, dzieląc się swą myślą, oboje byli gotowi do tego, by od razu sobie odpowiedzieć.
Zasnęli, wykończeni dniem.
Kornelia zbudziła się w środku nocy, czując, że łamią ją kości, ale nie zamierzała iść do udostępnionej dla niej przez Kaulitza swojej sypialni. Nie chciała być sama, a on wyglądał tak samo słodko, jak jej Książę z bajki podczas snu. Nakryła ich kocem i ponownie wtuliła się niewinnie w jego tors. Kiepsko już później spała. Co chwilę się budziła. Trwało to do samego rana, a żeby zająć się czymś, pojechała na zakupy, by przygotować im śniadanie. Gdy wróciła, Tom już nie spał, choć dalej wylegiwał się na kanapie. A do kuchni przywiódł go dźwięk zakupów i ciekawość, co tam ma.
- Dzień dobry Tom - rzuciła spokojnie, zerkając w jego stronę.
Tyle miesięcy już minęło, ale dalej nie mógł się do tego przyzwyczaić.
- Nie możesz po prostu powiedzieć "cześć"?
- Nie - wyjaśniła krótko i postawiła przed nim kubek z kawą.
Tom pokręcił głową i zasiadł do stołu.
Dzisiaj wrócili do pracy. Nie było czasu na siedzenie w domu. Komu jak komu, ale niestety, gdy Tom zarządzał przerwy i wolne od pracy, uciekały pieniądze jego brata. Nie mógł sobie na to pozwalać. Było mu przykro, widząc Kornelię na planie, ale nie mógł inaczej. Trzeba było powrócić do życia, bo ich nadal biegło do przodu. Musieli pracować jak najwięcej, żeby to jak najszybciej skończyć. Wtedy się pojawiała dobijająca myśl. Pracujesz, żeby żyć, czy żyjesz, żeby pracować? I ten dzień skończył się na wypiciu prawie litra Jacka. Na śmiechu i płaczu. Żartach i żalach. Przekomarzaniach się i zgodzie. Na czarnym humorze i czeskich filmach. Dyskusjach i milczeniu.
Obydwoje zdawało sobie sprawę z tego, że się do siebie zbliżyli bardziej, niż w ogóle przez myśl mogło im przejść. To chyba było nieuniknione, gdy wspierali się podczas takiego okropnego okresu. Pożegnanie nie było dla nich zbyt miłe, nawet jeśli spędzili ze sobą tylko te półtora tygodnia.
Wtuliła się w swojego mężczyznę bez żadnych ogródek, gdy przeszła przez bramki. Bardzo tęskniła za jego ramionami. Niby byli braćmi, ale zupełnie różniącymi się od siebie. To były jej ramiona, których nawet Tom nie potrafił zastąpić. Może i łagodził, ale to nie było to samo.
Standardowo uroniła parę kropel łez. Chyba miała to już we krwi i najprawdopodobniej już zawsze będzie witać go i żegnać łzami. Kochała go. To się liczyło. Spojrzeli sobie w oczy, by po chwili zatopić się w nasyconym tęsknotą pocałunku. Uśmiechnęli się do siebie i poprawił czule jej kosmyk włosów. Zamknęła oczy i przyłożyła czoło do jego klatki piersiowej. Jego zapach, ciepło, dotyk i spojrzenie, było wszystkim, co przynosiło jej szczęście. Mogłaby umrzeć za choć jedno z tych rzeczy.

***

Panu Kaulitz szybko udało się wpaść na mało genialny pomysł, ale zawsze jakiś... Wykosztował się trochę, ale to też było mało ważne, gdyż zwróci mu się to w postaci świętego spokoju. Mianowicie. Posłał Kornelię na prywatne szkolenia, gdy wróciła z Los Angeles. Była do tej pory jedyną osobą, która wysłuchiwała jego zmartwień, gdyż nawet Alex, czy Andreas o nich nie wiedzieli. Mówił jej dokładnie wszystko to, co przyszło mu na myśl, co go denerwowało, co irytowało, co cieszyło, ale tego akurat było najmniej, gdyż wpadł w sidła nieustającej pracy, a co najważniejsze, znała jego obawy. Wielu rzeczy nie wiedziała typowo dotyczących jego osoby, ale to nie było ważne... Pan Kaulitz też się czegoś boi i Kornelia mogła być już tego świadoma, podczas gdy spożywał wieczorem schłodzoną whisky, a słowa zaczęły się wylewać, jak z rozwalonej tamy woda.
- Mój główny cel jest dalej, niż się tego spodziewałem. Miałem kupić ten cholerny Dom na własność i stanąć w końcu na jego czele. Nie mogę zrobić tego w najbliższym czasie. - Irytował się, przeglądając dokumenty przy lampce nocnej. - Zwróciły mi się koszta kupna i remontu pałacu. I dopiero zacząłem zarabiać na kupno firmy, co jest tak denerwujące, ponieważ nie mam wynagrodzenia na czysto, gdyż nie ja jestem jej właścicielem. Czy ty to rozumiesz? - Syczał rozdrażniony.
- Może oddawaj swojej mamie swoją wypłatę. Będziesz płacić jej w takich ratach - doradziła niepewnie, odrywając wzrok na chwilę od wyświetlacza swojego iPhona.
Pan Kaulitz zerknął na dziewczynę z politowaniem.
- Te głupie filmy muszą się skończyć. One mnie za dużo kosztują. Teraz już bez nich będę zarabiać tyle samo. To był ostatni film, jaki nagraliście.
- Zmniejszy mi się wypłata. - Uśmiechnęła się lekko, chcąc go choć trochę rozluźnić, ale to nic nie dało.
- W zamian za to zatrudnię więcej krawcowych. - Westchnął po chwili. - To na nic mi się nie przyda. Co z tego, że nadrobię może czas, jak przecież nikt za mnie nie będzie jeździć na spotkania, a ktoś musi być w firmie i tego wszystkiego pilnować... Dostaniesz certyfikat... Odbędziesz następne szkolenie... Będziesz siedzieć ze mną w pałacu, nie w salonie. Nie musisz w salonie przebywać całymi dniami. Wystarczy, że zajrzysz tam raz dziennie albo raz na dwa dni. Może uruchomimy komputery w Toma biurze... On i tak tam nie przebywa tylko w studiu. Zapoznam cię z programami i zrzucę na ciebie parę obowiązków. Nie trudnych, ale irytujących.
- Jestem w ostatniej klasie. Dopiero co udało mi się poprawić oceny z semestru i teraz mam parę zaległości przez szkolenie. Jeśli będę miała niską średnią, nie przyjmą mnie na uniwersytet.
Kaulitz wstał na równe nogi, odkładając szklankę z whisky na szafkę nocną. Przeszedł się wściekły i bezsilny po sypialni. Parę razy przeczesał nerwowo swoje krótkie włosy. Właśnie nadszedł koniec jego genialnych pomysłów.
- Nie będziesz pracować ze mną w pałacu i będziesz jeździć do salonu raz dziennie na chwilę albo co drugi dzień. A TY panno Millian, masz natychmiast z organizować sobie korepetycje najlepiej ze wszystkiego. Kończysz szkolenie i zajmujesz się nauką. Ile zostało do końca szkoły?
- Dwa tygodnie... - Mruknęła z lekką obawą.
- Fuck! - Zawołał głośno, aż się wzdrygnęła. - Nie obchodzi mnie to, jak to zrobisz! Rozumiesz!? Masz skończyć i zdać maturę Tak, żeby cię przyjęli na studia. Rozumiesz!? - Wołał rozzłoszczony, a Kornelia pokiwała wyraźnie głową.
Wcale nie był na nią wściekły. Był wściekły na samego siebie, że tak zaniedbał jej naukę tym wszystkim. Nie wyobrażał sobie tego, żeby nie poszła na studia. W ogóle nie było takiej opcji! Przysiągł sobie, że jej pomoże i tak samo przysiągł Robertowi. Na razie wyszło, że jej tylko w tym zawadzał...
Usiadł na skrawku łóżka i schował twarz w dłonie, podpierając łokcie o nagie kolana, które jedno z nich nerwowo podrygiwało.
Widok pana Kaulitz przyprawiał ją o stres. Już nie raz widziała go zniechęconego, czy opadającego z sił, ale to były tylko przebłyski. Zaraz stawał twardo na nogi. Dzisiaj zaczęła się obawiać... Zbliżyła się do niego i złapała go za ramiona, delikatnie je masując.
- Jeśli mój Dom upadnie, to nie wiem, czym ja się zajmę w życiu... - Wyznał po dłuższej chwili.
- Sprzedajesz przecież teksty piosenek. Możesz wrócić przecież do swojego bandu z dzieciństwa. - Uśmiechnęła się i zawiesiła mu się na plecach, całując jego obojczyk.
- Nie wrócę do tego raczej nigdy - wyznał oburzony. - Moje życie to ciuchy.
- Więc otworzysz jakiś mały, miejski butik... - Zaśmiała się, widząc jego wzrok, jakim ją obdarzył.
- Nie wiem, czemu ci jest do śmiechu, skoro ja mam poważny problem.
- Jeeej. Panie Kaulitz. Wiadome jest to, że jutro wstaniesz, weźmiesz prysznic i znowu będziesz gotowy do życia. Może za dużo wypiłeś już i się przejmujesz sprawami zbyt bardzo.
- Ten prysznic jest toksyczny i jeśli będę tak funkcjonować, to nie długo umrę - poskarżył, a ona się roześmiała, za co było jej wstyd. Nie widziała w tym nic śmiesznego, ale jego niecodzienny ton głosu, poszkodowanego, małego chłopca przy jego wizerunku i osobie, naprawdę było to coś bardzo niebywałego i kompletnie do niego niepasującego.
- Nie lubię cię Kornelio za to, że się ze mnie śmiejesz, gdy ja zwierzam ci się właśnie z problemów i to śmiertelnie poważnie.
- Przepraszam panie Kaulitz. Rozbawił mnie twój ton głosu. - Wtuliła się w jego nagie plecy jeszcze bardziej.
Kaulitz cicho westchnął.
- Podasz mi papierosa?
- Przecież nie palisz. - Znowu się zaśmiała.
- Z chęcią bym to zrobił w tym momencie...
- Nieee... Nie rób tego. To jest dopiero toksyczne.
- Uwierz mi, że prysznic z rana i gotowość do życia jest bardziej toksyczna, niż papieros.
Nie mogła się powstrzymać i znowu zarechotała.
- Zabawny jesteś... - Złożyła na jego obojczyku buziaka.
- Chciałbym otworzyć firmę w Los Angeles i tam mieszkać. To słońce, które tam jest, daje więcej siły do życia.
- Tak... - Rozczuliła się. - Zróbmy to. Jestem jak najbardziej za. - Rozmarzyła się. - Byłabym najszczęśliwsza na świecie.
- Też bym tego chciał. Najpierw jednak muszę się pozbierać tutaj, a ty musisz skończyć studia. Najważniejsze - musisz zdać maturę.
- Zdam ją na pewno - pocieszyła. - A co z tą przeprowadzką? Znalazłeś już coś?
- Tak. Biuro znalazło parę ofert, które już widziałem. Nie satysfakcjonują mnie, ale może, jeśli zobaczę te domy realnie, to może będzie inaczej.
- Co ci w nich nie odpowiada?
- Rozkład pomieszczeń.
- Zawsze można przestawić ściany - zachęciła.
Na tym ten okropny wieczór się zakończył. Kornelia nie była bezmyślna. Pan Kaulitz pomimo odwrócenia jego uwagi od problemów i tak je dusił głęboko, wewnątrz siebie. I wiedziała to już, odkąd pierwszy raz zapytała, co się z nim dzieje, gdy wracali z Los Angeles po pierwszym planie zdjęć, gdy jej tata ją eksmitował. To trwało już tak długo, że czasami nie zwracała już na to uwagi. Przyzwyczajała się do tych jego skupionych, poważnych oczu, które czasem były zaczerwienione od natłoku pracy - jak zakładała. Czasami, w takich momentach, jak ta wieczorna rozmowa, miała zawsze nadzieję, że pęknie i wyjawi naprawdę prawdę. Nigdy się to nie zdarzyło, a myśl, że może już taki jest i że tak naprawdę nie ma problemów, o których jej nie mówi, była czasami wygraną.
Kaulitzowi prawie każdego wieczora przychodziły na usta przeróżne tematy. Mówił o sobie naprawdę dużo. Jednakże szczegółowe opowieści za bycia nastolatkiem, dzieckiem, kończyły się na etapie wyjazdu do Los Angeles, gdy rozpoczął studia. Z tego okresu mówił najwięcej o powodzeniu Toma, o jego pracy w salonach Audi i o swoich przeżyciach na studiach. O ludziach, których tam spotykał. Jakie miał tam problemy. Dużo mówił o nauce u Damiena Hastera we Włoszech. W tych opowieściach nie było nic nadzwyczajnego, ale Kornelia zauważyła jeden istotny fakt. Nie mówił nic, co wiązało się z jego prywatnym życiem. Nie mówił o tym, co robił po szkole, po pracy, po nauce, po udziałach w pokazach. To była jedna wielka dziura. Wydawało się, jakby jego życie wtedy obracało się tylko przy studiach i pracy. A jednak pragnął tam wrócić, pomimo że oświadczał wiele razy, że nienawidził się uczyć. Coś było nie tak. Kiedyś zadała mu pytanie, jak żył, co robił, gdy miał wolne. Gdzie się bawił, z kim spotykał. Odpowiadał oczywiście, ale już z mniejszą ekscytacją i zapałem, jakby w skrócie, gdy z pobytu we Włoszech u Damiena, znała chyba każdy dzień od rana do wieczora i każdy najmniejszy fakt.
Wtedy temat odstawiła na bok, twierdząc już naprawdę, że nie ma żadnego problemu, tylko ona się doszukuje i robi z igły widły. Przecież logiczne, że opowiadamy o czymś z większym entuzjazmem, gdy dla nas było to jakimś większym przeżyciem, niż o tym, co dla nas nie było ważne. Stwierdziła nawet, że zgłupiała tak przy tych wszystkich książkach z psychologii, jakie czasem czytała. Na siłę chciała odnaleźć problem, bo wydawało jej się, że jakiś na pewno jest, o którym nie mówi. Aż czasem się bluzgała za te podejrzenia. Przecież mówił jej o wszystkim więc zakładała, że gdyby miał większy problem, na pewno by jej o tym powiedział. I gdy sobie już to uświadamiała, widywała jego skupiony wzrok, który czasem zamieniał się we wzrok, który jednoznacznie mówił o tym, że myśli o jakimś problemie... Nic z tego nie rozumiała. A na pytania 'o czym myśli' zawsze miał odpowiedź kompletnie odbiegającą od tej, jaką zakładała, że usłyszy.
Parę dni później pozwiedzali parę domów. Kornelii przypadły do gustu dwa, Kaulitzowi żaden. Był bardzo wybredny. Najważniejsze jednak było to, że nie ograniczał się do klasycznego wyglądu, czego tak bardzo się bała. Kaulitz stawiał na wszystkie możliwe style budownictwa, niekoniecznie był taki otwarty przy roku budowy. Chciał jakiś świeży. Doszli wtem do wniosku, że kupią po prostu teren i sami sobie wybudują dom, do którego żadne z nich nie będzie się czepiać. Już prawie się zabrali za projekt. Kaulitz nakreślił parę kwadratów i prostokątów, rozmieścił okna, drzwi, przestrzeń. Wszystko na oko, byle tylko móc sobie to wyobrazić. Po czym stwierdzili, że kompletnie nie wiedzą, o co im chodzi i jak szybko się za to zabrali, tak szybko to odstawili na bok. Doszli do wniosku, że nie będą się z tym wysilać, gdyż i tak planują wrócić w przyszłości do Los Angeles.
Wtem przyszedł czas na egzaminy. Kaulitz tak bardzo się stresował jej maturami, że sam spędzał z nią wieczory na przepytywaniu jej ze wszystkiego, co było możliwe. Nie stresowałaby się chyba tak bardzo, gdyby nie podenerwowanie pana Kaulitz, którego nie ukrywał. Przez cztery dni egzaminów, pan Kaulitz ją na nie zawoził, czekał pod budynkiem w aucie i jechali do pracy, słuchając relacji. I tak trwali w niepewności do ogłoszenia wyników.
W trakcie oczekiwania na wyniki odnaleźli idealne dla siebie miejsce. Co prawda było parę kilometrów dalej i na tej samej dzielnicy, ale nie było porównania. Zwłaszcza gdy Kornelia zobaczyła jezioro i jasną plażę, która tak naprawdę była tak blisko, o której nie miała wcześniej pojęcia. Po prostu się zakochała, a willa na sprzedaż już nawet jak nie była w ich typie, to zapragnęła tam mieszkać i choć trochę przypominać sobie Los Angeles. Tak. Kornelia wczuła się wtem w rolę sprzedawcy, który na siłę chcę wepchnąć swój produkt w ręce klienta. Najważniejsze było to, że mieli swój skrawek plaży, swój ogród, który był przysłonięty drzewami dookoła i drewnianym, wysokim płotem. Mało cieszący oko wygląd willi z zewnątrz i gęste rozmieszczenie w niej pomieszczeń zapewniła, że wiele ścian można się pozbyć, powtarzając słowa mężczyzny, który ich oprowadzał. Pan Kaulitz narzekał, że chciał mieć duże okna, których nie było, ale mężczyzna zapewnił, że można niektóre powiększyć, a Kornelia zapewniała zaraz to samo.


CDN

Komentarze

  1. Kaulitz tak się stresuje studiami i maturą Kornelii, że pewnie już zapomniał, iż to jego wina. Gdyby nie chciał, żeby tak bardzo mu we wszystkim pomagała, na pewno lepiej by jej szło w szkole. I zamiast na nią krzyczeć i wymyślać nowe pomysły na to, by zarobić jeszcze więcej pieniędzy, powinien puknąć się w głowę i pomyśleć nad swoją głupotą i bezmyślnością. Nie zmieniłam zdania co do tego, że Bill nie jest jednym z moich ulubionych bohaterów. Nadal mnie denerwuje i gdybym była na miejscu Kornelii, na pewno nie dałabym sobą tak bardzo kierować, jak to się dzieje przez Billa.
    Ten odcinek trochę mnie zdenerwował. Czekam na ciąg dalszy. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg