1. Uwaga


Historia przedstawiona, została stworzona parę dobrych lat temu, przeze mnie i moją koleżankę Miss. K., z którą przyjaźniłam się bodajże siedem lat. Która nie jest już przyjaciółką. Jednak historia zachowała się w mojej głowie prawie idealnie, o której przypomniałam sobie nie dawno. Stwierdziłam, że wydarzenia, które mają miejsce w tej historii są poniekąd absurdalne, kompletnie nierealne i czasem nawet dziecinne, co sprawia, że są one ciekawe.
Dlatego z chęcią się tą historią podzielę z Wami.

Dziękuję za małą uwagę i zapraszam na pierwszy rozdział.


1


Uwaga


Wyciągnęła z łóżka nogę, choć jej reszta ciała jeszcze smacznie spała. Świadomość podpowiadała, że jeśli teraz nie wstanie, spóźni się na zajęcia.
- Kornelio! - Usłyszała stanowczy i gruby głos swego ojca. - Czekam na ciebie!
To znaczyło tylko jedno. Odwozi ją dzisiaj do szkoły i nie ma prawa pojawić się w niej później niż piętnaście minut przed pierwszą lekcją.
Przewróciła w myśli oczami i w końcu zwlokła swe wiotkie ciało z ogromnego łóżka, zdobionego baldachimem.
Pół godziny później usiadła przy jadalnianym, dębowym stole, na równie stabilnym zdobnym krześle.
- Masz pięć minut. - Oświadczył ciemnoskóry mężczyzna. Jego wygląd na dopięty guzik mówił tylko o tym, że dzień zaczął jak zwykle bardzo wcześnie rano.
Zerknął na Kornelię znad tabletu roboczego, by objąć wzrokiem jej wygląd. Jak zwykle mu nie odpowiadały te "łachmany", jak miewał nazywać jej prostackie ciuchy niewyrażające nic, które wtapiały się w tłum. Czasami nawet się wstydził za jej wygląd, ale zagryzał zęby złości. Przecież wyraził zgodę na uczęszczanie jej do publicznego liceum.
Przed nie całymi dwoma laty temat wyboru liceum był wówczas ogromnym konfliktem między nimi dwojga. Kornelia łapała się wszystkich możliwych rzeczy do wyrzucenia swojemu ojcu, by tylko się zgodził na wybranie odpowiedniej szkoły przez nią samą. Z jej ust wtedy można było usłyszeć cały jej - jak twierdziła - absurdalny życiorys, ale głównym argumentem na pozwolenie jej dokonania wyboru były słowa:
- Choć raz w życiu pozwól mi samowolnie podjąć decyzję. Moją własną, osobistą. Choć raz! - Mówiła nieugięta praktycznie przez całe wakacje. Gdy się nie zgadzał również z upartością, oświadczała mu, że jeśli wyśle ją do prywatnego liceum, nie będzie do niego chodzić, nie będzie się uczyć i, że będzie wagarować. Dlatego nie chętnie z wielkim bólem Robert przystał na tę jedną jedyną rzecz, czego żałował od razu po swojej zgodzie.
Przestał mieć nad Kornelią tak wielką kontrolę, jaką wcześniej posiadał. Przestawał mieć swój ostatni głos. Awantury, jak można było się domyślić, nie stanęły w miejscu. A Kornelia zaczęła mu wyrzucać kolejne swoje żale do niego.
- Nie wychowywałeś mnie. Jakieś wredne nianie robiły to za ciebie, więc o jakiej ty kontroli mówisz? Nigdy jej nie miałeś i nigdy jej nie będziesz mieć! 
Ten zarzut był najczęstszym zarzutem, jakie słyszały jego uszy. Poniekąd miał trochę żalu do siebie, do którego się nigdy otwarcie nie przyznał, ale nie potrafił jej traktować inaczej. Natomiast próbował ten zarzut zniweczyć, trochę przysłonić. Odkąd usłyszał go po raz trzeci, stało się coś, czego nie oczekiwał. Zaczął poświęcać więcej czasu Kornelii, ale nie tak, jak ona tego chciała, a Robert nie potrafił tego zrozumieć. Ich nienawiść do siebie, jakby się zwiększyła. Dlatego Robert, nie potrafiąc sobie z nimi poradzić, nie potrafiąc poradzić sobie z pyskowaniem swej córki, z jej buntem, który również urósł, odkąd uczęszcza do publicznej szkoły, zaczął stosować małą przemoc rodzinną. Dzięki której - jak mu się wydawało -zwiększył do siebie szacunek i Kornelia coraz rzadziej używała w jego kierunku absurdalnych słów, czy zachowań oznaczających jej braku kultury.
Poświęcanie uwagi swojemu dziecku zdaniem Roberta zaczęło wyglądać między innymi tak:
- Przyjadę po ciebie po pracy. - Zawiadomił formalnie.
- Kończysz o szesnastej. Ja mam zajęcia do czternastej trzydzieści. - Uświadomiła grzecznie.
- Więc zaczekasz w bibliotece. Może w końcu przeczytasz jakąś książkę i zdobędziesz trochę wiedzy...
Kornelia nie przejęła się jego poniżeniem. Już dawno się przyzwyczaiła do tego, że w jego oczach jest nikim. Że nie jest jego wymarzoną córeczką, jaką chciał mieć. A może i wcale nie chciał, co często przychodziło jej na myśl, ponieważ czasami odnosiła wrażenie, że tylko przeszkadza mu w życiu. Bynajmniej jakby była jego kulą u nogi, która się przyczepiła do niego wraz z jej narodzinami.
- Mogę sama wrócić. - Nie rozumiała zbytnio, posiadała swoje auto i nie przypominała sobie, żeby się uszkodziło tak bardzo, żeby nie mogła nim dzisiaj jechać.
- Nie będziesz jeździć miejskimi. Co to, to nie. Jeszcze cię ktoś okradnie... - Zerknął na swą córkę. - Choć wątpię, w takim wyglądzie... Ale nie. - Wrócił do swojego tableta.
- Więc mogę jechać sama do szkoły, Swoim autem. - Zaznaczyła, przyglądając mu się uważnie.
- Nie. - Odrzekł stanowczo. - Ja cię dzisiaj odwiozę.
Kornelia przez chwilę analizowała jego zaborczość. Śmiała twierdzić, że bez powodu nie chce jej odwozić do szkoły.
- Po co chcesz jechać do szkoły? Nie dawno była wywiadówka. - Zmarszczyła niezrozumiale czoło.
- Muszę po rozmawiać z twoim wychowawcą, na jeden ważny dla mnie temat.
Wiedziała, że coś w tym jest!
- Jaki? 
- Nie twoja sprawa. Zjadłaś? - Pytanie retoryczne, gdyż widział, że nie ruszyła jeszcze nic ze swojego talerzyka. Wstał, zbierając swe niezbędne przedmioty do czarnej walizki, którą miewał nosić ze sobą praktycznie zawsze.
- Zjem w drodze... - Wzięła kanapkę w dłoń.
- O nie, nie. Nie będziesz mi kruszyć w aucie. Dopiero co odebrałem je z czyszczenia. - Zabrał z marmurowego blatu kluczki od auta, poprawił swój idealny już krawat i popędził Kornelię ruchem głowy.
Wzięła parę kęsów na raz. Byle jak najwięcej, żeby mieć na zapas i wyszła. Robert tylko pokręcił karcąco głową, nie dowierzając w to, co widzi.
Wsiadła w jego srebrne, błyszczące Audi.
- Nie rób tego więcej, to jest obleśne. - Skarcił, odpalając silnik, gdy widział jej napchane usta jedzeniem.
- Wrócę... Po szkole sama. - Odrzekła, gdy przełykała jedzenie. - Ktoś mnie podwiezie. - Dokończyła już z pustą buzią.
- Nie masz prawa wsiadać z obcymi do aut. Jedynymi osobami, z którymi możesz wsiąść do auta, są bracia i dobrze o tym wiesz.
Kornelia przewróciła oczami na wspomnienie o braciach.
- Jak ty się zachowujesz!? - Zawołał w końcu, dostatecznie z irytowany jej zachowaniem.
- Bracia... Czemu ciągle o nich mówisz? Zakochałeś się w nich? - Kwasiła się. - Ciągle tylko bracia i bracia...
Robert skarcił swą córkę wzrokiem.
- Nie masz prawa robić takich min, gdy o nich mówisz. - Zagroził zjeżony. - Bracia to porządni ludzie, którzy dbają o swą przyszłość i pomimo małego wieku, nie mają tak nasrane w głowach, jak ty. Powinnaś brać z nich przykład. - Wycedził.
- Mam brać z nich przykład, bo bogacze, dzięki swej matce tak wystartowali? Pf... Ja nie będę lizać im tyłka za to, że ci załatwiają taniej auta firmowe. - Oburzyła się.
- Jeszcze raz się tak odezwiesz, a będziesz miała szlaban! - Warknął.
- Nie przepadam za nimi i nie będę ich lubić tylko dlatego, że masz dzięki nim łatwiej.
- Łatwiej? Dobierają mi takie oferty, że obie strony na tym zyskują. To jest biznes, z którego jestem zadowolony, a ty nie masz prawa ich nie szanować.
- Przeze mnie możesz stracić swe cudne oferty? - Przez jej twarz przebiegł cień wredności.
Robert miał wrażenie, że zaraz wybuchnie.
- Jeśli to zrobisz, będziesz za to płacić największą karę, jakiej wcale się nawet nie spodziewasz. - Syknął.
- Nie możesz mnie już przepisać do innej szkoły. Kończę drugą klasę w tym roku, a w takim momencie nikt mnie już nigdzie nie przyjmie.
- To się zdziwisz. - Zakpił. - Zostaniesz siedzieć w domu na indywidualnych i nie będziesz miała już wcale kontaktu z tymi ludźmi z marginesu, którzy mają tak cholernie zły wpływ na ciebie! - Zawołał ostatnie słowa. - Posłuchaj mnie, moja panno. Jeszcze raz zhańbisz za plecami ludzi, którzy zasługują na szacunek, a tym bardziej, jeśli nie przestaniesz mnie denerwować, dzisiaj będzie twój ostatni dzień w tej cholernej szkole! A dzisiaj. - Zaznaczył. - Przyjedzie po ciebie Kaulitz, przywieziesz go do domu i zaprosisz na obiad, żeby przeprosić za to, co mówiłaś.
- Chyba oszalałeś! - Zlękła się. - On nawet nie wie, co mówiłam! Po co mam mu o tym mówić!? Zresztą nigdy z nimi nie rozmawiałam. Nie mam z nimi żadnych spraw i nie chcę mieć! Nie będę go zapraszać na żadne obiady! Skoro jest taki wielki, szanowany i mądry. - Ironizowała. - To na pewno nie będzie chciał jeść obiadu z głupią nastolatką! Nie zamierzam utrzymywać z nimi kontaktów. Ty chcesz, to sobie z nimi współpracuj i tę współpracę zostaw dla siebie. - Parsknęła.
- Po pierwsze, nie unoś na mnie głosu! - Warknął wściekły. - Po drugie bracia są ułożonymi, schludnymi, dobrze ustawionymi młodymi mężczyznami. W szczególności Bill. Choć jego matka skarciła ich obydwóch tymi dennymi imionami, tak wszystkiego dokonała perfekcyjnie. Taka powinnaś być. Powinnaś brać z nich przykład i to z Takimi ludźmi powinnaś się zadawać.
- Nie obchodzą mnie oni, ich matka i nic, co z nimi wspólnego.
- Do prawdy? Jakoś posiadasz w swojej szafie jego ciuchy.
- To są tylko ciuchy! Na dodatek nie leżą na mnie idealnie. Nie są tacy perfekcyjni, jak ci się wydaje. Otwórz oczy.
- Jeśli jeszcze raz powiesz do mnie z ironią... - Zaczął syczeć z jadem przez zęby. - Zwrócisz mi uwagę, podniesiesz na mnie głos, przewrócisz oczami, westchniesz lub napchasz sobie buzie jedzeniem, TO CIĘ ROZNIOSĘ! - Zawołał z ostatkiem swego spokoju. - To się musi wreszcie skończyć! - Mówił stanowczo i groźnie. - Dzisiaj jest twój ostatni dzień w tej szkole. - Zarządził. - Czas w końcu wrócić do pokory.
Kornelii zacisnął się żołądek od stresu. Chyba nigdy by sobie nie wybaczyła tego, że przez głupią, poranną wymianę zdań miała się dusić kolejne półtora roku w domu! 
- Przepraszam... - Mruknęła z obawą, ale i ze wściekłością zarazem, iż jak zwykle musiał u niej wymusić to słowo.
- Nic mi po twoich fałszywych przeprosinach. Zawsze przepraszasz, a i tak robisz za chwilę to samo. Jeszcze mi nie przeszła złość za to, co zrobiłaś w swoje urodziny. - Syczał.
- Nie chcę uczyć się w domu! Nie chcę być odludem! Lubię moją szkołę! Mam w niej same dobre oceny!
- Bo to szkoła publiczna, która niczego od was nie potrafi wymagać. - Irytował się.
- No przepraszam! - Zawołała już z miną poszkodowanego.
Zerknął na nią.
- Dobrze... Zdecyduję o tym po obiedzie, który przyrządzisz dla mnie i dla Kaulitza, który cię odbierze ze szkoły.
Miała ochotę wydać z siebie dźwięk złości, ale już wolała z tym zaczekać, aż wysiądzie z auta. Nie odzywała się resztę drogi. Trochę głupio się jej zrobiło na myśl, że napchała sobie buzie jedzeniem, ale przecież nikt tego nie widział. Nie było w tym żadnego powodu do złości. Głupio jej było, że nie wyjawiła taką niechęć do ludzi, których tak naprawdę mało zna. Żałowała, że dzieliła się ze swoim ojcem swym szczerym zdaniem, które teraz zbladło, gdyż przyznała sama przed sobą, że zrobiła to całkiem bez sensu, ponieważ nic nie miała do braci. Bracia zjawiali się w jej domu w czysto biznesowym celu, a ich znajomość polegała na powiedzeniu sobie 'dzień dobry' i innych małostkowych słów. "Co słychać?", "Pyszny obiad", czy "Ładna pogoda". Była przyzwyczajona gościć ich tak, jakby co najmniej od nich zależało życie jej ojca. Nic w tym dziwnego, skoro byli kumplami od biznesu, a Robert musiał wypadać zawsze w ich oczach jak najlepiej, by podtrzymać to 'kumpelstwo'. Swoją drogą zawsze przyznawała, że są przystojni. Choć częściej gościła Billa, niż tego drugiego, to oboje jej się zawsze bardzo podobali, przez co, żeby nie zrobić z siebie idiotki, nie wdawała się z nimi w żadne dyskusje, bo tak po prostu było bezpieczniej.
Pan Nadim, wychowawca Kornelii całe ostatnie zajęcia się jej przyglądał. Miała wrażenie, że ją obserwuje, przez co zaczęła konkretnie się zastanawiać nad tematem rozmowy z nim jej ojca. Gdy lekcja miała zakończyć się za dziesięć minut, zerknęła za szybę okna. Widok czarnoskórego chłopaka ze swą błękitną chustką na głowie, zawiązaną na supeł nieco po boku czoła, czekającego już na nią przed szkołą, sprawił na jej twarzy lekki uśmiech. Jednak szybko zniknął, gdy przyłapała pana Nadima na tym, że zerknął w stronę, w którą patrzyła Kornelia.
Zmarszczyła brwi, intensywnie główkując.
- Czy mój ojciec, kazał mu obserwować Mnie, z kim się zadaję, żeby ten mu donosił!? - Zawołała oburzona w myśli, nie mogąc w to uwierzyć. Sądząc po zdolnościach śledczych jej ojca, jakie się rozwinęły, podczas jej uczęszczania do publicznej szkoły, śmiała twierdzić, że to był właśnie powód pojawienia się jej ojca w szkole.
Pan Nadim, dojrzały, posiadający korzenie Arabskie, choć całe życie mieszkał w Ameryce, nie traktował swej uczennicy w sposób wyróżniony od innych swoich podopiecznych. Nawet czasami miała wrażenie, że ją lubi, gdyż często pytał co u niej słychać, ale on już taki był, przyjazny do uczniów. Za co go bardzo lubiła.
Robert traktował go z góry, za jego imię i pochodzenie, ale on nie był jedyny. Nate, który czekał na nią pod szkołą, również był skreślony na jego liście. Zresztą jak prawie wszyscy jej znajomi z tejże szkoły. 
- Mój ojciec kazał panu mnie śledzić? - Zapytała, nie znosząc napięcia w swoich myślach, gdy już prawie wszyscy opuścili klasę.
Pan Nadim przytaknął głową.
- Ale nie musisz się niczego obawiać, jeśli to, co robisz, uważasz za słuszne i nie zagraża twojemu życiu. - Uśmiechnął się lekko.
- Powiedział panu, że coś mi zagraża!? - Prawie zapiszczała.
- Nie. Ja odebrałem tak jego zmartwienie. Uważa, że Nate. - Zerknął za okno. - Ma na ciebie zły wpływ i przez niego się nie uczysz. 
- Przecież się uczę!
- Wiem. To samo mu powiedziałem, ale twój tata jest nieugięty.
- Wiem... - Skwasiła się.
- Nie łam się. Dopóki sam nie zauważę twoich 'zmian', niczego mu nie powiem. - Uśmiechnął się, biorąc dziennik pod pachę. 
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się szczęśliwa.
- Idź, bo się zaczeka na ciebie. - Zaśmiał się nauczyciel, co również wpłynęło na Kornelię. Czasami chciałaby, żeby to pan Nadim był jej ojcem, nie Robert... 




CDN

Komentarze

  1. Muszę powiedzieć, że historia jest bardzo intrygująca i wyróżnia się bardzo spośród innych. Jak na pierwszy odcinek, jest naprawdę wciągające :)
    Pozdrawiam i życzę wytrwałości oraz dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i cieszę się, że się spodobało *_* Co do weny i wytrwałości to uwierz mam jej dużo, ponieważ znam losy bohaterów do samego końca, więc z łatwością się pisze rozdziały (na bazgrałam ich od momentu dodania tego rozdziału, aż piętnaście i nadal się nie kończy wena ;). ) Mogę powiedzieć tylko tyle, że ta historia nie jest zbyt krótka. Jeszcze raz dziękuję za Twoją opinię i serdecznie pozdrawiam! :*

      Usuń
  2. Witaj :) Chciałabym poinformować Cię, że Twoje opowiadanie zostało dodane do Spisu Fan Fiction Tokio Hotel w kategorii Bill i Tom. Możesz znaleźć je pod tym linkiem: http://sffth-billitomkaulitz.blogspot.com/2017/05/im-sorry-mr-kaulitz-mara-kaulitz.html
    Jeśli masz jakieś pytania lub zastrzeżenia, prosimy o informację.
    Zapraszamy również do obserwacji naszej strony na Facebooku, by być na bieżąco ze wszelkimi nowinkami ze świata FFTH :) https://www.facebook.com/sffth/?ref=bookmarks
    Pozdrawiamy i życzymy wytrwałości w dalszym pisaniu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację jak i dodanie do spisu. Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
  3. Zabrałam się już za czytanie i obecnie jestem w połowie drugiego odcinka (dopiero teraz mogę napisać komentarz, ponieważ przez telefon nie mogłam tego zrobić, nie wiem dlaczego). Ale skomentuję najpierw pierwszy odcinek. Muszę przyznać, że zrobił na mnie wrażenie. Mam mieszane uczucia, ale może z czasem wybiorę swojego ulubionego bohatera. Nie podoba mi się zachowanie taty Kornelii. Może mu się nie podobać sposób postępowania córki, ale żeby od razu tak ją wyśmiewać To lekka przesada. Tacy ludzie nie zasługują na mój szacunek.
    Przechodzę do kolejnego rozdziału. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg