2. Kula u nogi
Dziękuję za komentarze i przyjęcie do spisu :)
Ps: Odpowiedzi zostawiłam pod komentarzami, w razie jakiś wątpliwości.
2
Kula u nogi
Nic dziwnego by się tego dnia już nie wydarzyło. Robert najwyraźniej zamierzał swoje groźby realizować. Wyszło na to, że wszystko, co dzisiejszego ranka powiedział, co tak naprawdę później olała, było prawdą.
Gdy tylko podeszła do Nata w towarzystwie swojego przyjaciela, afroamerykanina Davisa i przyjaciółki Harumi pochodzenia japońskiego, od razu ją objął w pasie z zamiarem pocałowania. Kornelia zaś uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go sama w policzek. Nigdy nie lubiła publicznie okazywać takich rzeczy. Zresztą tutaj również był inny powód. Starała się Nata trzymać na dystans, ponieważ w ostatnich miesiącach ich znajomość zmieniła swoją postać. Nate zaczął traktować Kornelię jak swoją własność, pomimo że odmówiła mu związku. Lubiła tego chłopaka bardzo, ale nie na tyle, żeby być z nim w związku... Tutaj miał na to wpływ trochę jej ojciec i jego zawistny stosunek do niego.
To wcale nie było jednak najgorsze...
Gdy już na ustach miała słowa, oświadczające, że ma półtorej godziny wolnego, pod szkołę zajechało czarne, ekskluzywne Audi. Które nikomu nie umknęło przed oczami.
Kornelii wszystkie narządy się spięły w nie miły, odczuwalny sposób. Odwróciła się tyłem do auta, nie ukrywając swojego ogromnego zaskoczenia.
-Nieee... -Zawołał zniesmaczony Nate, również nie ukrywając swojego niezadowolenia. -Tylko mi nie mów, że to znowu ON! -Jego ton głosu brzmiał, jakby się bardzo zdołował. A jego wzrok napierał na Kornelię.
-To sprawka mojego ojca... -Przyznała na wydechu, wcale nie chcąc się odwracać za siebie. Udając, że w ogóle go nie zauważyła. Obawiała się jednak, że jeśli nie podejdzie do auta, on wszystko wygada jej ojcu. Że 'znowu' spotyka się z Natem, gdy oświadczyła Robertowi, że już dawno-nie.
-Muszę iść... -Odrzekła w końcu zniesmaczona.
-Wcale, że nie musisz! -Zawołał wściekły, ruszając w stronę auta.
-Nate, NIE! -Zatrzymała go zestresowana. -Nie możesz!
-Co? Zależy ci na nim? -Zerknął w jej oczy podejrzliwie.
-Dobrze wiesz, że nie.
-Nawet nie wysiądzie, cwel.
-Ogarnij się, Nate. -Odrzekł w końcu Davis. -Jak coś zrobisz, to Nela będzie miała przypał.
-Racja. -Przytaknęła Harumi. -Idź lepiej. -Pogoniła koleżankę.
-...Pa...-Machnęła do nich dłonią.
Jak tylko podchodziła do auta, przypomniała sobie o swoim ubiorze. Miała ochotę zapaść się pod ziemię. A chęć wyzwania swojego ojca za to, co zrobił, był tak wielki, że miała zamiar do niego zadzwonić.
Oczywiście nie zrobiła tego i przełknęła swoje zwykłe legginsy i bluzkę z przeceny, jaka była ostatnio hitem modowym pośród tanich lumpów. Ale przecież nie mogła się ubrać w coś z wyższej półki, wiedząc, że zaraz pół holu w szkole by wieszało na niej swój wzrok. I tak zresztą już to robili, gdy się dowiedzieli, że jest dobrze ustawiona i jeździ do szkoły autem sprzed czterech lat. Dla nich było nowiutkie... Nie miała teraz nawet zamiaru rozglądać się wokoło. Wystarczająco odczuwała ich wszystkich wzrok na sobie, gdy wsiadała do auta wielkiego pana Kaulitz.
-Dzień dobry... -Odrzekła mało entuzjastycznie, wcale na niego nie patrząc.
Harumi jej pomachała jeszcze z wielkim uśmiechem. Wiedziała, że bardzo jej się podobał Kaulitz i w sumie tylko z nią mogła go bez karnie obgadywać, mając przy tym wiele radochy.
-Dzień dobry panno Millian. -Odpowiedział jak zwykle nic nieznaczącym tonem głosu i ruszył spod szkoły.
-Dlaczego się pan na to zgodził? -Nie wytrzymała i dopiero teraz zwróciła na niego swój wzrok.
Jego zaskoczenie było również mało widoczne, choć odczuwalne. Zerknął na nią spokojnie swymi czekoladowymi oczami, które od zawsze jej się podobały.
Ogólnie to ten młody mężczyzna wpadł w gust Kornelii, odkąd go pierwszy raz zobaczyła w swoim domu. Jednakże zamiłowanie Roberta jego osobą, było tak ogromne, że jej po prostu zbrzydł. Tylko Harumi i Davis wiedzieli, że był jej wyśnionym, nierealnym marzeniem. I nigdy temu nie zaprzeczyła. Jak również nie pchała się w nic, ponieważ zdawała sobie sprawę z tego, że jest dla niego tylko córką jego klienta. A raczej nie jego samego, tylko jego brata.
-Dlaczego miałbym się nie zgadzać, jeśli...
-Myślałam, że ma pan poważniejsze sprawy na głowie, niż odbieranie jakiejś nastolatki ze szkoły. -Przerwała mu.
Blondyn aż zaniemówił, po raz kolejny na nią zerkając z uniesionymi brwiami zaskoczenia. A jedyne, o czym pomyślał to to, że Kornelia jest chamska.
-Jak ona może się tak do mnie bezczelnie odzywać!? Jak mogła mi przerwać w połowie zdania!?
Nienawidził tego i normalnie puściłby jakąś ciętą ripostę, gdyby tak bardzo go nie zatkało. Zazwyczaj była dla niego miła i uprzejma. Pierwszy raz w życiu nawet usłyszał w jej głosie oburzenie.
-Powinna pani być mi wdzięczna za to, że nie musi się pani wlec miejskimi. -Syknął.
-Dziękuję, ale poradziłabym sobie. Nie jestem małą dziewczynką. -Odrzekła ironicznie.
Jego zaskoczenie nie schodziło mu z twarzy. Dodatkowo wskoczyła mina niezadowolenia i zniesmaczenia jej odzywkami w stosunku do jego osoby.
-Chciałbym pani zwrócić uwagę na to, że nie jest pani już w gronie swoich znajomych. I przykro mi to stwierdzać, ale chyba pani ojciec ma rację. Pani znajomi mają na ciebie zły wpływ. Choć nie wierzyłem...
Kornelia zacisnęła zęby, zerkając w szybę po swojej prawej stronie.
-Przepraszam... Ale zdenerwowałam się...
-To swoje nerwy proszę schować w kieszeń i nie wyżywać się na mnie.
-Przeprosiłam. -Przypomniała.
Zacisnął mocniej swe smukłe dłonie na kierownicy. Z twarzy nie schodziła mu niezadowolona mina. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że tak na niego naskoczyła. Zresztą odebranie Kornelii ze szkoły było tylko po drodze. Był na dzisiaj umówiony z panem Robertem, ale nie zamierzał się tłumaczyć nastolatce, po tym, jak go potraktowała.
Weszli do jej willi. Od połowy drogi się do siebie nie odzywali i nie zamierzali, gdyby nie fakt, że jest teraz jej gościem, w jej domu.
-Na co ma pan ochotę? -Zapytała znudzona, na siłę uprzejmie.
Kaulitz mógł w końcu objąć ją całą swym wzrokiem. Chwilę się jej przyglądał. Jej dzisiejszy ubiór śmiało mógł skomentować, ale wolał już tego nie robić, czując, że jego komentarz wywołałby poważną kłótnię w tym momencie.
-Co mi pani zaproponuje? -Zajął miejsce przy wyspie kuchennej, nie spuszczając z nastolatki swego przenikliwego wzroku.
-Dlaczego musi mi pan utrudniać? -Skwasiła się, zaglądając do lodówki.
-Ten chłopak... Nate, z tego, co słyszałem, naprawdę jest dla pani taki ważny, że tak bardzo zniszczyłem pani humor?
Kornelia znowu się poczuła głupio. Zerknęła na przystojnego mężczyznę przez ramię.
-Nie... Tylko miałam w planach co innego. A pana wizyta zaskoczyła mnie.
-Z tego, co mówił Robert, wiedziała pani o tym, że po panią przyjadę.
-Nie wiedziałam. To znaczy, mówił coś rano, ale nie przyjęłam tego poważnie... Spaghetti? -Zerknęła po raz kolejny na mężczyznę przez ramię.
On uniósł swą gęstą, idealną brew.
Po jej ciele przeszła fala ciepła. Zwykle reagowała tak na ten jego gest. Nawet gdy był on odtwarzany w formie ironizmu. Wyglądał wtem tak pociągająco i prowokująco, że gubiła się sama we własnych myślach.
Gdy tylko odwróciła się z powrotem, uśmiechnęła się pod nosem, a zły humor zaczynał znikać.
-Ryba? -Kontynuowała. -Kurczak? Sałatka... Frytki... Makaron... -Nie słysząc żadnej reakcji, odwróciła się do niego przodem, przyłapując mężczyznę, jak zerka na jej nogi.
Odchrząknęła zmieszana i oparła rękę na boku, wyczekująco. Blondyn 'obudził się' widząc jej zniecierpliwienie.
-Tak, wiem. Wyglądam nie modnie i kompletnie nie w pana guście. Nie musi pan nic mówić. Gdybym wiedziała, że pan po mnie przyjedzie, ubrałabym się w co innego. -Odrzekła na wydechu. -Więc na co pan ma ochotę?
Blondyn uśmiechnął się nie widzialnie. Cieszył się, że nie musiał jej komentować i sama to zrobiła.
-Po proszę rybę w panierce, sałatkę i frytki. Na deser śmietankowe lody z bitą śmietaną z kawałkami białej czekolady i pomarańczem, jeśli nie będzie problemu.
-W końcu. -Westchnęła w myślach.
-Będzie musiał się pan zająć sobą, jeśli zażyczył pan sobie taki zestaw. Niestety. Włączy sobie pan telewizję... -Kiwnęła głową w stronę salonu. -Albo nie wiem...-Zaczęła wyjmować wszystkie potrzebne składniki.
-Dziękuję. Posiedzę tutaj.
-Prześmiardnie pan smażoną rybą.
-...Przekonała mnie pani. Jak tylko będzie się smażyć, zniknę stąd. Na razie jednak tu zostanę.
Kornelia przewróciła oczami, tak by nie widział.
Nie sądziła jednak, że jego towarzystwo będzie tak krępujące. O mało co nie rozbiłaby jajka na podłodze i nie oblała się olejem, gdy miała zamiar wlewać go na rozgrzaną patelnie, ale to już przez pana Kaulitz.
-Usmaży ją pani na maśle. Ma wtedy delikatniejszy smak.
Kornelia zacisnęła zęby, by nie skrytykować jego wymagań.
-Nie jest pan w restauracji! -Zawołała w myślach. -Upierdliwy... A ojciec twierdzi, że to JA jestem rozpieszczona!
Gdy nagle przypomniało jej się jego pytanie dotyczące Nata. Była zdziwiona, że w ogóle go zna. Raz, czy dwa miał okazję ją widzieć w jego towarzystwie, ale nigdy nie mówiła mu o tym, jak ma na imię i kim jest.
-Panie Kaulitz. -Zaczęła, zerkając w jego stronę.
Blondyn uniósł wzrok znad swojego iPhona.
-Słucham.
-Proszę nie wspominać mojemu ojcu, że zastał mnie pan w towarzystwie Nata.
Blondyn uniósł brew zaintrygowany.
-Ukrywa się pani przed nim?
-Nie. Powiedziałam mu, że nie spotykam się już z nim... -Nie było Kornelii w smak mu mówić o takich rzeczach, ale musiała go zmusić w jakiś sposób, do zachowania tajemnicy. -Zrobi to pan dla mnie?
-Po tym, jak mnie potraktowałaś?
-Przecież przeprosiłam. -Oburzyła się, zdołowana.
Kaulitz się uśmiechnął pod nosem.
-Dobrze, nie wspomnę mu o tym. Choć nie bardzo mi pasuje okłamywanie twojego ojca.
-Nie będzie go pan okłamywać.
-Jeśli zapyta, z kim cię widziałem, powiem, że z nikim-będzie to kłamstwo.
-Powie pan, że ze znajomymi, których pan nie zna.
-Nie leży w mojej naturze kłamstwo.
-Jeśli pan powie prawdę, będę miała karę.
-Aż tak twój ojciec nie lubi Nata?
-Tak. Tak bardzo go nienawidzi.
-Dlaczego?
-Bo nie jest taki jak Pan. -Odrzekła ironicznie. -Obieca mi pan, że dochowa tajemnicy?
-Obiecuję.
-Dziękuję.
-Bardzo proszę. Choć nakłaniam panią do niekłamania.
-Gdyby mnie rozumiał i nie byłby takim cynicznym, powierzchownym pawiem, nie kłamałabym mu.
Kaulitz aż otworzył usta z zaskoczenia, a oczy mu się powiększyły. Zaśmiał się pod nosem, choć za bardzo nie chciał.
Kornelia uśmiechnęła się, widząc jego reakcję.
-Wiem, że żyjecie w konflikcie, ale chyba nie ładnie jest go tak nazywać, tym bardziej za plecami.
-Nie ładnie-ładnie. Nie obchodzi mnie to... Nagadał panu o mnie same najgorsze rzeczy i uchodzę w pana oczach za jakiegoś diabła wcielonego. Więc jeśli chce diabła, to go będzie mieć. -Syknęła.
-Nie chciałbym się wtrącać, ale czy nie moglibyście porozmawiać ze sobą?
-Z nim się nie da rozmawiać.
-Próbowałaś?
-Tak. On mnie nie słucha, więc nie jest to możliwe.
Kaulitz wyczuł w jej głosie żal. A on sam na prawdę się przejął jej smutkiem i nienawiścią do własnego ojca. Zbyt długo znał już pana Roberta, by olać problem Kornelii. A raczej problem ich rodzinny.
Pan Robert zupełnie na początku ich znajomości chciał się spotykać z Kaulitza mamą. Pani Simone niestety była dla niego nie dostępna, a pan Robert-jak twierdził Bill-Zaproponował współpracę Tomowi. Tom na to przystał, ponieważ dzięki znajomości Roberta i ich mamy, dobrał mu najdogodniejsze świadczenia usług w jego banku. Poza tym sam Tom podpisał z Robertem umowę dotyczącą firmowych aut. Ich współpraca trwała od jakiś dwóch lat i, pomimo że już nie było słowa ze strony Simone na jego temat, pan Robert stał się Toma dobrym przyjacielem biznesowym. Przekazywali sobie wzajemnie klientów.
Bill odkąd się dowiedział o ich rozkwitającej przyjaźni biznesowej, sam z chęcią chciał się dowiedzieć, kim jest ten człowiek i czego chciał od jego mamy. Pan Robert był dla niego tak uprzejmy i otwarty, że najzwyczajniej w świecie się polubili. O Kornelii z jego ust słyszał już nie raz. I to nigdy nie było coś mega szczęśliwego, czy godnego do chwalenia. Miał Kornelii obraz nijaki. Była, bo była, bo jest córką Toma przyjaciela i od zawsze tak było. Jednak nie spodziewał się, że Robert nie chce z nią rozmawiać. Bardziej by pomyślał, że to właśnie Kornelia sprawia problem. Dlatego tak bardzo się tym zainteresował.
-Może jednak spróbuje pani jeszcze raz. Aż do skutku...
-Nie. I tak się wyprowadzam za rok i nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
-Ale... To pani ojciec. Z tego, co wiem, ma pani tylko jego... -Mówił ostrożnie.
Przerwała swoją czynność i zerknęła na niego wzrokiem przepełnionym żalu i bólu.
-Mój ojciec nigdy nie chciał mnie słuchać, nigdy nie lubił nawet na mnie patrzeć. Ja mogę zliczyć na palcach, ile razy w życiu się do mnie uśmiechnął. Nigdy mnie nie przytulił i nigdy nie powiedział do mnie nic miłego. Jeśli ma mnie za nic, ja nie będę go traktować, jakby był kimś, bo w moich oczach jest nikim.
Kaulitz kompletnie nie wiedział, że Robert jest takim człowiekiem. Uchodził w jego oczach, za zamartwiającego się ojca. Miał mętlik w głowie. Trudno było mu w ogóle uwierzyć w jej słowa. Jej oczy, jednak nie wydawały się kłamać. To był jedyny dowód na domiar jej słów.
-Nie będę robić tego, czego On chce. Nie jestem żadnym jego pracownikiem i nigdy nie będę. Rządzić się może w swojej głupim banku. A najlepiej by było, gdyby się do niego przeprowadził. Muszę wytrzymać z nim jeszcze tylko rok. Dlatego ma jeszcze nade mną jakąkolwiek władzę... Nie wiem, po co panu o tym w ogóle mówię. -Skwasiła się. -Zapomni pan o tym... Tylko denerwuje mnie, że zgrywa kochającego tatusia, jakim w prawdzie nie jest i nigdy nie był, bo nigdy go przy mnie nie było.
-...Jak to? -Zapytał znowu ostrożnie, lekko oburzony tym, co słyszy.
-Wychowywały mnie jego kobiety. 'Nianie', które wynajmował. Nie chwalił się? On był ciągle na wyjazdach. Zresztą ciągle gdzieś wyjeżdża. Połowa wyjazdów nie jest służbowych, już dawno się o tym dowiedziałam. Za tydzień również wyjeżdża na jakieś dwa tygodnie. Kiedyś się tym przejmowałam. Dzisiaj pragnę, żeby wyjechał i nigdy już nie wrócił... -Zaszkliły się jej oczy. -Przepraszam za to, co mówię... Wiem, że nie powinnam, jest pan w sumie obcy, ale drażni mnie to całe zgrywanie się w pana oczach.
Odwróciła się do niego tyłem, by nie mógł ujrzeć jej doskwierającego bólu wewnętrznego, jaki dusiła.
-Jest mi przykro z twojego powodu... Nie wiedziałem, że aż tak źle jest...
Naprawdę był oszołomiony. Wręcz zaczął mieć do Roberta jakiś dziwny wstręt. Nie wyobrażał sobie, żeby jego matka, tak okropnie go traktowała, pomimo że ojca wcale nie znał i nie chciał poznawać. Brakło mu na to wszystko słów, a obraz głupiej nastolatki zniknął, pojawił się obraz bardzo uczuciowej, zranionej młodej dziewczyny. Na dodatek bardzo samotnej. Prawie tak samo bardzo samotnej, jak on, z czego się nikomu nie odważył zwierzyć. Poczuł w niej jakąś dziwną bratnią duszę...
-...Dokąd chcesz się wyprowadzić?
-Obojętnie gdzie. Byle jak najdalej od niego.
-Robert o tym wie?
-Nie. Choć wiem, że pragnie tego.
Kaulitz pokręcił głową, nie dowierzając. Sam zapadł w lekką zadumę.
-...Myślałam o tym, żeby zamieszkać z Natem...
Serce mu zabiło mocno ze złości, słysząc imię tego chłopaka. A wszystko dlatego, że Kornelia dziwnie nigdy, zbytnio nie ukazywała zainteresowania jego osobą. Więc wychodziło na to, że jakiś czarnoskóry chłopak ze slumsów jest lepszy od niego. Czego w ogóle nie mógł zrozumieć i w ogóle nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby tak być. Pomimo że niczego nie oczekiwał od Kornelii. Była mu obojętna. Choć to poruszenie, jakie doznał, słysząc jej zdanie, dziwnie się z tym kłóciło.
Ponadto, koliły go w oczy jej nieściągnięte łopatki...
CDN
Na początek kilka technicznych spraw. Zauważyłam sporo błędów, i niektóre są niestety bardzo rażące. Polecam przed publikacją prosić kogoś o sprawdzenie lub jeśli nie masz takiej możliwości, to możesz wrzucić tekst na tę stronę: https://languagetool.org/. Myślę, że bardzo pomoże w ogarnięciu większości błędów. Sama z niej korzystam :)
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedna kwestia, Pan Kaulitz zwraca się do Kornelii per Pani, ale czasem zdarza się że zaczyna od Pani a w środku wypowiedzi wkrada się "ty". Nie wiem, czy to celowe, ale gryzie się ze sobą bardzo. Proponuję wybrać jedną wersję, jeśli chcą zachować oficjalny ton :)
Co do samego opowiadania, to powoli się rozkręca i mimo błędów podoba mi się. Jak już wspominałam, jest oryginalne i fajnie się coś takiego czyta. Jestem ciekawa co wyjdzie z tej relacji Pana Kaulitza z Kornelią :D Widać, że dziewczyna mimo wszystko mu ufa, skoro tak się przed nim otwiera. Na pewno nie są sobie obojętni wbrew temu, co próbują sobie wmówić :D
Czekam na więcej i liczę na poprawę odnośnie błędów :p
O mój Boże... :o Dziękuję za podesłanie strony. Nie sądziłam, że aż tyle tego jest :o ! Najmocniej przepraszam i obiecuję korekty przed każdym odcinkiem! I jeszcze raz dziękuję za Twą uwagę :*
UsuńTak myślałam, że ktoś zwróci uwagę na 'per pan' i 'ty' w jednym zdaniu, tylko nie sądziłam, że tak szybko :) Oczywiście jest to zamierzone z mojej strony, ponieważ Kaulitzowi ciężko jest mówić do nastolatki na 'pani', ale z drugiej strony Kaulitz chce utrzymać dystans między nim a Kornelią. Dlatego często się będą pojawiać tego typu 'zgrzyty'. :)
Bardzo mi miło, że ci się podoba historia ^^ Miło się czyta twoje komentarze :*
Dziękuję :)
Moje oko wszystko wyłapie, także miej się na baczności xD
UsuńPodobnie jak Ka. zwróciłam uwagę na to zwracanie się Billa do Kornelii raz na 'ty', raz 'pani', ale jeśli jest to zamierzone, to nie mam się do czego przyczepić. Kiedyś ja w jednym ze swoich opowiadań również w pewnych dialogach używałam zwrotów 'pana', 'pani'. W jednym z komentarzy ktoś napisał, że nie powinnam w ogóle używać takich form grzecznościowych, bo w Ameryce się ich nie używa. Ale ta osoba się myliła. W języku angielskim 'you' może oznaczać zarówno 'ty', jak i 'pani', więc tamta osoba się myliła.
OdpowiedzUsuńAle odbiegłam od tematu... przepraszam!
Odcinek mi się podobał. Niby Kornelia nie lubi Billa, a jednak lubi. Niby on też jej nie lubi, a jednak przejął się tym, że woli 'chłopaka ze slumsów' niż jego. Podoba mi się taka akcja i mam nadzieję, że szybko dowiem się czegoś więcej.
Tata Kornelii w dalszym ciągu ma u mnie wielki minus. Nie lubię go.
Przechodzę do trójki!