4. Winna

Zapraszam na 'bonusowy' rozdział ;) Że dziś święto, a mi zalega mnóstwo rozdziałów, to czemu nie? 

Rozdział pisałam dość dawno... Czytałam go przed dodaniem... Sama stwierdziłam, że początek tej historii, skupia się bardziej na prywatnym życiu głównej bohaterki. Może nie będzie was to ciekawić. Może zniechęcić to 'litowanie sie', ale jednak ma duży wpływ na późniejsze sytuacje. Dlatego proszę o cierpliwość. Nie długo się rozkręci. 
Zapewniam.

Ponadto apeluję do odwiedzających mojego bloga.
Jeśli wchodzicie, oglądacie i wychodzicie ponieważ nie podoba wam się coś, lub czytacie i coś was intryguje. Proszę zostawcie jakąś opinię. Jestem otwarta na wszystko.
Dokładnie 62 osoby zajrzały na mojego bloga przez ostatnie 5 dni. Może to mało, może dużo. Ale uwierzcie mi, że o wiele lepiej się prowadzi bloga, czytając wasze komentarze.
Mam nadzieję, że się ukarzecie. :)

I oczywiście dziękuję Ka. za komentarz. :* Jak wspominałam już wyrzej. Wszystko się rozkręci niebawem. Pozdrawiam.

Pozdrawiam i zapraszam do czytania :) 


4


Winna



Minęły dopiero dwa dni od chwili usłyszenia prawdy z ust Roberta. Czy przyjęła tę gorzką informację do siebie? Nie. I chyba nigdy jej do siebie nie przyjmie. Poczucie bycia winną pozostanie jej chyba już do końca życia.
      -Gdyby nie ja, moja mama by żyła.
Myśli w jej głowie wcale jej nie pomagały w codziennym życiu. Niechęć, jaką miała do wszystkiego i wszystkich była niczym ogromny dół, w który została wepchnięta przez swojego ojca za karę. Za to, że dane było jej żyć.
Zaniechała sama z własnej woli spotkań ze swoimi przyjaciółmi. Wcale nie miała humoru na spędzanie z nimi czasu. A w szkole milczała. Przestała nawet przeszkadzać w czasie lekcji, co zauważył pan Nadim i nie zostawił bez swojego żartobliwego komentarza.
-Źle się czujesz?
Oczywiście zrobił to pod koniec lekcji, kiedy już wszyscy uczniowie byli jedną nogą poza szkołą.
-Nie. -Pokręciła głową.
      -Nic nie mówisz.
     -To dziwne? -Zmarszczyła brwi.
      -W twoim przypadku, oczywiście. -Uśmiechnął się, ale jej wcale nie było do śmiechu. A on widząc jej utrzymującą się powagę, zaniechał żartowania.
      -Coś się stało? -Odrzekł jakby zmartwiony.
     -Nie.
     -...Dobrze... -Kiwnął głową, rozumiejąc, że nie chce rozmawiać na ten temat. -Ale mógłbym jakoś pomóc, przynajmniej bym spróbował.
     -Nie. -Pokręciła głową.
      -Okay... No dobrze. Do zobaczenia w poniedziałek. Miłego weekendu życzę i pamiętajcie o teście z biologii.
      -Dowidzenia! -Wołali wszyscy radośnie, migusiem opuszczając salę.
     -I co? Jedziemy do mnie? -Zapytała szczęśliwa Harumi.
      -Sorry, ale nie mogę. Wyjeżdżam na weekend.
      -Co? Dokąd? -Oburzyła się. -Nic nie mówiłaś...
      Pan Nadim się dyskretnie przysłuchiwał rozmowy swych uczennic. Martwił się o swoją podopieczną. Śmiał nawet podejrzewać, że Kornelii 'dziwne' zachowanie spowodowane było upierdliwym zaczepianiem jej rówieśników, po tym, jak pan Kaulitz raczył zawitać pod szkołą. Jednak i tak nie był pewny, a on sam mógł tylko wzdychać w myśli i kręcić głową...
     -Przepraszam. Dowiedziałam się o tym w czasie lekcji. Spotkamy się w poniedziałek...
     Harumi chwilę się przyglądała przyjaciółce.
      -Spotykasz się z Billem, tak?
      -Co? -Kornelia nie ukrywała zaskoczenia, jakie doznała w tej chwili. -Nie. Nie mam z nim kontaktu, przecież wiesz.
     Pakowała swoje rzeczy do torby.
      -Wiem, że nie masz, ale jakoś przyjeżdża po ciebie do szkoły...
      -Czy ty masz do mnie jakiś problem? -Zerknęła na nią podejrzliwie.
      -Nie. Ale umawiałyśmy się. Wkurzyłabym się, gdybyś nie przyszła do mnie tylko ze względu na spotkanie z nim. Byłam pierwsza.
      Kornelia blado się uśmiechnęła.
      -Nie jestem z nim umówiona i raczej nigdy się z nim nie umówię. Nawet nie mamy do siebie numerów. -Przekręciła oczami, wychodząc z sali.
      -Już myślałam... Dowidzenia panie Nadim! -Zawołała za sobą.
      -Na razie! -Uśmiechnął się wymuszenie.

     Gdy tylko przekroczyła próg domu, usłyszała na powitanie.
      -Zrób szybko obiad! Pan Kaulitz nie długo będzie.
      Kornelia westchnęła. Odłożyła torbę na szafkę przy wejściu i zabrała się za robienie obiadu. I choć zastanawiała się w myślach, po co on znowu tu, tak nie zadała żadnego pytania na głos. Przygotowała obiad, nakryła do stołu i chciała zniknąć i udawać, że nie żyje.
      -Przebierz się i zejdź na dół. Chyba nie zamierzasz nie powitać gościa i nie zjeść z nami obiadu. -Warknął.
     Kornelia znudzona przyjęła zgłoszenie dwoma palcami, które przytknęła do swego czoła  i zniknęła na piętrze.
      Gdy tylko usłyszała głos chłopaka, zakończyła czesanie swych kruczoczarnych włosów. Związała je w warkocz, ponieważ były tak długie, że rozpuszczone przeszkadzałyby tylko w jedzeniu. Ubrała jak zwykle wysokie obcasy pasujące do modnej sukienki i zeszła na dół.
     Pan Kaulitz widząc ją w końcu doprowadzoną do normalności, uśmiechnął się na jej widok.
      -Dzień dobry panie Kaulitz.
      -Dzień dobry Kornelio. Pięknie wyglądasz.
     -Dziękuję. -Odrzekła niemrawo.
      -Zapraszam do obiadu.
      -Przygotowywała go pani sama?
      -Jak zwykle.
      Robert odchrząknął, karcąc swą córkę wzrokiem.
      -Tak, panie Kaulitz. Z przyjemnością mi się szykuję obiad z myślą, że pan go będzie jadł.
      Bill się zaśmiał cicho pod nosem, ale szerokiego uśmiechu już nie potrafił zakryć.
      -Miło mi słyszeć takie słowa z twoich ust. Byłbym prze szczęśliwy, gdybyś zawsze była dla mnie taka uprzejma.
     -Panie Kaulitz, cieszę się, że trzyma pana dobry humor. Życzę smacznego.
      Widząc jego szeroki uśmiech, nie potrafiła się nie uśmiechnąć. W jakiś dziwny sposób oddziaływał na nią swym samopoczuciem.
     -Czy ja o czymś nie wiem? -Zapytał Robert, zerkając na nich obojga.
     W odpowiedzi dostał tylko Kornelii nie śmiały, wymuszony uśmiech i Billa błyszczący, zaciekawiony wzrok.
      Obiad minął dość szybko. Ich rozmowa na temat współpracy nie była zbytnio ciekawa. Pan Kaulitz prezentował mu najdogodniejsze oferty dla firm, a Robert przyjmował wszystko, co ten mu powiedział. Nie mogła znieść Roberta zauroczenia jego osobą. Miała przez chwilę wrażenie, jakby przez Roberta nienawidziła Kaulitza. A może to była tylko zazdrość, że więcej się do niego uśmiechał podczas rozmowy niż do niej przez całe życie.
      Zniknęła stamtąd, twierdząc, że musi zrobić sobie notatki na poniedziałkowy test. Wprawdzie miała na prawdę zamiar to zrobić, by na chwilę zniknąć ze świata.
     Gdy tylko jednak weszła na schody, usłyszała stłumiony dźwięk jej telefonu na holu. Cofnęła się po swoją torbę, od razu wyciągając z niej telefon.
     Trzy nieodebrane połączenia od Nata i pięć wiadomości. Ostatnia wiadomość brzmiała. "Stoję pod twoimi drzwiami".
     Żołądek jej się zacisnął ze stresu. Automatycznie zerknęła na siedzących mężczyzn w jadalni. Bill wymienił z nią nic nieznaczące spojrzenia, gdyż siedział przodem do wejścia. A ona stała wryta w błyszczący parkiet, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
     "Nie możesz tu być. Proszę cię, odejdź!" -Odpisała nerwowo.
     "Mam w dupie twojego starego. Jeśli nie wyjdziesz, sam wejdę. Od tygodnia się nie odzywasz i unikasz spotkania."
      "Proszę cię. Nie teraz..."
      Zapukał głośno w drzwi.
     Ze strachem zerknęła na swojego ojca, który się odwrócił za siebie.
      -Otworze... -Starała się to powiedzieć jak najbardziej normalnym tonem, choć wiedziała, że Kaulitz już coś podejrzewa.
      Wyszła od razu przed swoje drzwi i zamknęła je za sobą.
      -Nate, naprawdę nie możesz tu być teraz. -Martwiła się, mówiąc gorączkowo.
      Nate zmierzył ją od góry do dołu i z powrotem.
      -Dla kogo się tak wystroiłaś? -Zapytał podejrzliwym tonem.
      -Kaulitz przyszedł do mojego ojca. Siedzą w papierach, nie mogę teraz wyjść. Proszę cię, odejdź.
     Nate oburzył się nie na żarty. A jego pięści zacisnęły się w kieszeniach szerokiej bluzy.
     -Spotykasz się z nim, ta?
     -Nie. Nate...
     -To po chuj się tak ubrałaś, skoro przylazł do twojego starego!?
      -Nie krzycz. Proszę cię. Chcesz mieć przypał?
      -Mam wyjebane w te przypały! Chcę, kurwa, normalnie się z tobą spotykać! Jak ludzie! -Rozłożył nerwowo ręce.
      -Nate przestań! -Zawołała coraz bardziej przerażona.
      -Idziesz?
      Drzwi się otworzyły z hukiem, a w ich progu stanął Robert.
      -Co tu wyprawiasz? -Przyczepił się do córki. -Dlaczego on stoi na mojej posesji!? -Zawołał rozwścieczony, ale tak by Kaulitz nie słyszał.
      -Nic. Rozmawialiśmy tylko... Już idę... -Odrzekła przerażona.
      Nate stał zdenerwowany, a jego postawa nie wskazywała na to, żeby miał zamiar odejść.
      -Do domu... -Warknął do córki. -A ty zgiń mi z oczu i nie waż mi się pokazywać. Jeszcze raz przekroczysz próg płotu, pożałujesz. -Groził chłopakowi palcem.
      -Mam wyjebane w tę posesję. Nie przylazłem do pana, tylko do Neli. -Fuknął.
      Mina Roberta była nie do opisania. A jego żyły na skroniach były bardzo widoczne w tym momencie.
     Kornelia tak bardzo się bała o Nata, że było to niepojęte. Chyba nigdy się tak nie bała.
      -Nie masz prawa spotykać się z moją córką oflunie. Wypieprzaj mi stąd! Ale już!
      -Oflunie? -Nate wyśmiał się głośno. -Nela sama chce się ze mną spotykać, kiedy w końcu to z czaisz!?
      -Nate! -Zawołała przerażona.
      -Co?! Niech wie o nas! I niech wie, że nie ma na nas wpływu! I nigdy nie będzie miał! Mam tego dosyć! Idziesz?!
      -Spotykasz się z nim? -Zerknął na swoją córkę wzrokiem mordercy.
      Nate napierał na nią wzrokiem. Nie mogła przy nim skłamać. Straciłaby go!
      -Tak... -Przyznała.
     Robert zacisnął pięści, ale zamiast ruszyć w jej kierunku, ruszył do Nata, łapiąc go za szmaty.
      Kornelia podleciała do niego i próbowała załagodzić sytuację, twierdząc, że to nie jego decyzja, że to ona tego chciała, byle by tylko nic mu nie zrobił. Jednak on szarpał się z Natem. Skończyło się pięścią Roberta na jego twarzy. Dostał tak mocno, że prawie się przewrócił.
      Kornelia znieruchomiała, zakrywając usta dłonią z przerażenia.
      Robert złapał Nata ponownie, nie zważając na wyzwiska lecące w jego kierunku i groźby policją. Wyrzucił go za płot jak śmiecia, zamknął bramkę na klucz i szedł wściekły w jej stronę.
      Kornelia tak bardzo się bała, że prawie wbiegła do domu, próbując zakryć swą twarz przed Billem. Zdążyła jednak wejść tylko na jeden stopień schodów, gdy złapał mocno jej dłoń i szarpnął tak, że o mało co nie spadła. Gdy tylko się odwróciła, dostała w twarz. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje i chyba by upadła z nadmiaru jego siły w dłoni, gdyby jej nie złapał za ramię.
      -Nie toleruję kłamstwa... -Wysyczał prosto w jej twarz. A ona czuła jego przyśpieszony oddech na sobie. -Zgiń mi z oczu. Masz karę do osiemnastki! -Warknął cicho i puścił jej ramię. Miała wrażenie, że Kaulitz swoim pobytem akurat w tym momencie w jej domu, uchronił ją przed najgorszym horrem, jaki by przeżyła, gdyby jego tu nie było.
      Pobiegła do swojego pokoju, dławiąc się rykiem.
      Billowi serce mocno biło.
      -Czy się przewidziałem? Czy on na prawdę ją uderzył? -Powtarzał w myśli, odtwarzając sobie zamach Roberta w jej stronę. Stłumiony dźwięk uderzenia mówił jednoznacznie. Nie był jednak do końca pewny, ponieważ ściana zakrywała Kornelię. No i nigdy nie podejrzewałby o takie coś Roberta.
     Gdy Robert wrócił, zaproponował szklankę whisky, którą Bill był zmuszony odmówić, argumentując, iż jest autem. Więc sam napełnił sobie naczynie i prawie od razu całą wypił. Bill chciał jak najszybciej załatwić sprawy podpisania dokumentów i zniknąć z tego domu, przyznając rację swojej mamie. Nie powinno go tu już więcej być. A branie na siebie pracy jego brata, była błędem.

     Kornelia wyszła ze swojego pokoju dopiero na drugi dzień. Ponieważ była już pewna, że jej ojciec wyjechał już w swoją podróż. Pogrążona wstydem i myśli opętywane jej głowę, twierdzące, że jest nikim, doskwierały jej coraz bardziej.


"Wracam za miesiąc. Jeśli zobaczę tego śmiecia lub kogokolwiek innego w moim domu. Porozmawiamy inaczej. Chyba już wiesz jak. Wszystko widzę. Więc miej się na baczności.
Ps. Kaulitz podarował ci prezent. Nalegał, choć mówiłem, że nie zasługujesz. Doceń to."

     Taką wiadomość zastała na wyspie kuchennej. Zgniotła ją i wyrzuciła do kosza. Po czym się rozejrzała w poszukiwaniu kamer. Żadnej nie znalazła. Albo kłamał, albo na prawdę je gdzieś ukrył. Nie zamierzała jednak ignorować jego groźby.
     Ujęła kluczki w dłoń. Oryginalna zawieszka przedstawiająca logo Audi, mówiła jednoznacznie, co to był zaprezent. Dokumenty oczywiście wszystkie leżały.
      Wyjrzała przez okno. Czarne, nowiutkie Audi z kremowym, skórzanym wykończeniem wnętrza, sprawiające wrażenie modelu ekskluzywnego i z wysoką klasą jakości.
      Odłożyła kluczyki, wcale nie zamierzając przyjmować tego prezentu.
      -Za kogo on się ma!? -Wołała oburzona w myśli.
      Zajrzała do lodówki, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Zdrętwiała z milionem pytań, strachu i wszystkiego innego w myślach. Nawet próbowała olać to pukanie, gdy rozległo się ponownie.
      Zamknęła cicho lodówkę i rozejrzała się po otwartej przestrzeni parteru, próbując się domyślić, kto to może być.
      -Chyba Nate nie byłby taki głupi!? -Przeszło jej przez myśl.
      Rozległ się po wnętrzu dźwięk dzwonka, uświadamiając Kornelii, że ktoś nie zamierza odejść spod jej drzwi, dopóki ona osobiście się w nich nie pokaże.



CDN

Komentarze

  1. Czytam twojego bloga od początku :) bardzo znielubilam postać Roberta...:/ normalny facet który traci żonę pod czas porodu powinien traktować swoje dziecko jak księżniczkę czy księcia bo tylko ono mu po miłości życia zostało a nie tak jak ten cham traktuje Kornelię... przypuszczam ze to Bill z zapytaniem jak sie podoba prezent :) czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze co, to Dziękuję za odzew! Miło mi, że skomentowałaś. I miło mi, że czytasz od początku. :)
      Robert jest specyficzną postacią w tej historii, sama również nie trawię takiego podejścia jakie ma Robert. Ale fakt faktem byłoby bez niego zbyt szczęśliwie no i nudno. Zazwyczaj w takich tragediach jest właśnie tak jak opisałaś. Rodzic traktuje swe dziecko jak bóstwo, jednakże nie wszyscy. Na takie traktowanie, jak znajduje się u Roberta, wpływ ma wiele czynników, jak na przykład nie planowana ciąża lub obsesyjna miłość do tego drugiego członka małżeństwa. Lub jeszcze więcej. Przypadkowa kobieta, z którą ma dziecko, choć wcale tego nie planowali. Jest tego całe mnóstwo. (Muszę przyznać, że jeszcze sama nie wybrałam, co i jak było z jej mamą xD ale na pewno będzie to wyjaśnione) Co do Billa, to owszem, nie mylisz się. :) Ale ten prezent to jedno wielkie głupstwo z jego strony... Nie piszę już więcej, bo zaraz wyjawię co się dzieje dalej. xD
      Jeszcze raz dziękuję za komentarz. Mam nadzieję, że dalej będziesz czytać moje bazgroły. :)
      Pozdrawiam serdecznie.

      Usuń
  2. Że cooo, samochód jej dał!? xd O rany! Też chcę takie prezenty! Ba, chcę takiego Kaulitza. Żadnym nie pogardzę xd

    OdpowiedzUsuń
  3. Z jednej strony rozumiem Roberta - też bym się wkurzyła, gdyby moje dziecko olewało to, co do niego mówię, ale z drugiej - żeby od razu dać chłopakowi w twarz tylko dlatego, że jest zakochany w jego córce i chciał się z nią spotkać? Przesada. No, ale może kiedyś jeszcze Robert się zmieni i będzie częściej trzymał nerwy na wodzy.
    Kaulitz dał jej samochód... Ale... dlaczego? Z jakiej okazji? To chyba mnie najbardziej w tym odcinku zaskoczyło.
    Przechodzę do kolejnego.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg