7. Napad

Hej :) Myślę, że nie potrzeba żadnych zbędnych wstępów. Ponawiam tylko apelację dotyczącą komentowania. Wyrażajcie swoje opinie, naprawdę miło mi będzie je poznać. 
Pozdrawiam :*


7


Napad



Otworzyła oko. Słońce dostatecznie poraziło jej źrenice, więc szybko je zamknęła.
Wspomnienia z ostatniego wieczoru szybko się pojawiły w jej  głowie, a na usta mimowolnie wskoczył uśmiech.  Miała wrażenie, jakby właśnie dopiero wczorajszego wieczora poznała pana Kaulitz. Jakby wcześniej w ogóle go nie znała. Jego szczery uśmiech, ze szczerych pozytywnych emocji był najpiękniejszym uśmiechem, jakikolwiek w życiu mogła ujrzeć.
-Zależało mu na moim dobrym samopoczuciu. -Przeszło jej znowu przez myśl, a uśmiech na jej twarzy się powiększył. To znaczyło tylko jedno dla Kornelii. Pan Kaulitz myślał o niej inaczej, niż dotąd przypuszczała. I w ogóle to robił! A sądziła, że jest mu całkiem obojętna...
Otworzyła ponownie oko, wiedząc, że już nie zaśnie z podekscytowania.
Realny świat uderzył ją w twarz.
-ZASPAŁAM! -Zawołała na głos, od razu się podnosząc do pozycji siedzącej. Czerwone cyfry zegara wskazywały godzinę dziewiątą dziesięć, tylko ją w tym uświadamiając.
Nigdy w życiu się Kornelii to nie zdarzyło. Była przerażona!
Wyskoczyła z łóżka jak oparzona, od razu ubierając na siebie pierwszą, lepszą rzecz złapaną w garderobie. Niestety był to błąd. Bokserkę, jaką czapnęła, ubrała na lewą stronę, przez co straciła parę cennych sekund na przewrócenie jej na prawą stronę. Jakieś jeansowe spodenki, koturny, pierwsze, lepsze z brzegu no i coś, co zakrywało jej włosy, gdyż nie miała zamiaru ich czesać. Związała je w niedbałego koka i naciągnęła na czoło lekko czapkę, wyjmując parę kosmyków włosów. Szybka toaleta też wydawała się dłuższa niż zawsze, ponieważ musiała ściągnąć z siebie ubrane ciuchy i potem znowu je założyć. Klnęła na siebie pod nosem za tę bezmyślność. Pomalowała tylko rzęsy i usta maznęła błyszczykiem, chwyciła torbę i wyleciała z domu, prawie zapominając go zamknąć. Dwudziestominutową drogę do szkoły pokonała w zaledwie dziesięć. Wiedziała, że gdyby tata o tym wiedział, zabiłby ją.
Wpadła do szkoły i koniec jej nerwówki. Puste hole i cisza. Nawet nie wiedziała, gdzie ma teraz lekcje. Bynajmniej jak wybita z orbity, chcąc na nią szybko powrócić, nie znając drogi.
Gdy już doszła co, jak i gdzie, zrozumiała, że za dwadzieścia pięć minut kończy się jej matematyka, dlatego już bez sensu było na nią wchodzić.
Skryła się za ścianą, słysząc, że ktoś opuszcza pokój nauczycielski. Czuła się jak przestępca! Nikt nie mógł jej zobaczyć. Ale najlepszym schronieniem wydawał się w tym momencie bufet i najlepszym, gdyż nie zjadła śniadania. Dlatego okrężną drogą się właśnie tam pokierowała.
Gdy weszła do bufetu, od razu się z niego wycofała. Przy jednym ze stolików siedziała pani pedagog, która spożywała lunch, przy rozmowie z 'panią bufetową'.
-MILLIAN! -Usłyszała donośny głos kobiety.
Kornelia nie miała wyjścia, musiała już tam wejść.
-Dzień dobry pani Ev.
Pani Eve Hainrich, była z korzeni czystą Niemką. Jej donośny, stanowczy głos był czasem przerażający i wywoływał niemiłe dreszcze na ciele. Piwne oczy były bystre, nienależące do tych, które można w łatwy sposób okłamać. Ta kobieta, można było powiedzieć, że zawsze krzyczała, nawet gdy coś normalnie mówiła, miało się wrażenie, że coś się przeskrobało. Eve miała już taki donośny ton głosu. Miała silną osobowość, którą można było czuć na kilometr od niej. Dzięki czemu wszyscy mieli do tej kobiety dystans. Jednak pomimo jej głosu i przenikliwego wzroku, była miłą kobietą, z którą również można było się pośmiać. Pani Eve robiła tylko takie 'straszne' pierwsze wrażenie.
Tym razem Kornelia i tak się jej obawiała, ponieważ miała świadomość, że najprościej w życiu nabroiła.
-Czemu nie ma cię na lekcji? -Zapytała ostro.
-ZASPAŁAM! -Zawyła, sama w to nie wierząc. -Pierwszy raz w życiu, pani Ev. -Kwasiła się, odkładając torbę na jedno z krzeseł przy innym stoliku.
Pani Eve się zaśmiała, a pni zza bufetu dołączyła do jej uśmiechu.
-Straszne rzeczy Millian! -Zawołała z powagą, choć wiedziała, że się naśmiewa. -Jak mogłaś się spóźnić!? Zostaniesz za to po szkole. -Groziła.
-Pani sobie nie żartuje ze mnie. -Skarciła ją z lekkim uśmiechem i podeszła do bufetu biorąc jedną z bułek, z której wylewał się ser, szynka i duży liść sałaty.
-Puszkę coli po proszę... -Dodała.
-Tata ci pozwolił się spóźnić? -Naśmiewała się.
-Wyjechał w delegację. -Wytłumaczyła. Przecież nie powie jej, że zrobił sobie wakacje.
-Wścieknie się pewnie, jak się o tym dowie.
-Nie wiem. -Usiadła do stolika obok, twarzą do pani Eve. -Pewnie tak.
-Cieszysz się, że Nikodem wrócił, co?
Kornelia się uśmiechnęła.
-Pewnie, że się cieszę.
-On jest niemożliwy. Przyszedł dzisiaj na zajęcia.
-Po co?
-Powiedział, że nudzi mu się w domu. Zatęsknił za szkołą i panem Nadinem. Wiesz, że traktuje go, jak swojego ojca.
-Wiem. -Kiwnęła głową, szamiąc bułkę.
-Tak to bywa w bogatych rodzinach. -Skomentowała z westchnieniem pani z bufetu.
-Sama się cieszę, że wrócił. Lubiłam go. Byście widziały, jak pan Nadim przeżywał, jak go zobaczył. -Śmiała się brunetka. -To było coś niesamowitego. Gdybym ich nie znała, naprawdę pomyślałabym, że są rodziną.
-Chyba z adopcji. -Wtrąciła Kornelia, biorąc pod uwagę różnice koloru skóry.
-To jest nie ważne, czy z adopcji, czy nie. Najważniejsze, że mają do siebie takie podejście. Żal mi czasem tego chłopaka. A ty co?! -Zawołała nagle, a Kornelia aż zgłupiała. -Obydwoje jesteście jego pupilkami.
-Ja? -Zaskoczyła się. -Nie.
-Nie. Swoją drogą, to już dawno nie widziałam Nata. Przestaliście się trzymać?
-Niee... -Pokręciła głową. -Nie wiem w sumie. Jakby to powiedzieć... Pokłóciłam się z nim.
-Szkoda, że tak zawalił szkołę. Mówiłam, chodź do szkoły, chociaż, żeby na te dwóje zapracować, to nie. -Kręciła głową.
-Pani od matematyki powiedziała, że go nie przepuści, jak nie zaliczy przynajmniej trzy czwarte testów... Gnębiła go.
-Pani od matematyki! -Zawołała pobudzona. -Pani od matematyki tylko tak mówiła. Pogadałabym z nią i miałby tylko połowę. Przepuściłaby go. Mówiłam mu to. To olał. -Kręciła głową. -I to jeszcze w ostatniej klasie tak zawalić. Był szogun, ale lubiłam go.
Kornelia się zaśmiała, wspominając poprzedni rok szkolny.
-Więcej czasu siedział u pani niż na lekcjach.
Pani Eve zarechotała.
-Przynajmniej miałam oko na to, czy się uczy, czy nie, Millian. Nie był głupi. Gdyby chciał, to by mógł być dobrym uczniem. Powiedz mi, co z tym Kaulitzem. Cała szkoła huczała w zeszłym tygodniu, że przyjechał po ciebie.
Kornelia się zawstydziła.
-Nic. Podpisywał umowy z moim ojcem, na służbowe auta.
-Ale on się przecież tym nie zajmuje.
-Tak. Ale Tom wtedy nie mógł przyjechać i przyjechał Bill.
-Pewnie masz zniżki na jego ciuchy. -Zaśmiała się.
-Niee... Nie mam. Znam go tylko ze strony mojego ojca, ze strony służbowej. Nie spotykamy się prywatnie.
-Służbowo przyjechał po ciebie pod szkołę? -Wyśmiała się. -Co on w ogóle tu robi? Z tego, co wiem to firmę ma w Berlinie.
-Studiuje. Kończy studia i wraca do Niemiec.
-W Niemczech też są dobre uczelnie. Po co przyjeżdżał aż tutaj?
-Nie wiem. Może dlatego, że Tom tu pracuje. Nie mam pojęcia. Nie rozmawiam z nim o takich rzeczach. -Uśmiechnęła się lekko.
Nie w smak było Kornelii ciągłe tłumaczenie tego samego wszystkim z osobna. Po co w ogóle było im o tym wiedzieć? Od tygodnia wszyscy ją napadali takimi i podobnymi pytaniami. I najwidoczniej nie zamierzali przestawać się interesować. Nie było widać końca. Poza tym, tak jak dziś rano miała wrażenie, że dopiero teraz poznała pana Kaulitz, tak teraz dzięki pytaniom pani Eve, poczuła się kompletnie głupia w jego temacie...
Dostała wiadomość, którą śmiało odczytała z niezanego jej numeru.
"Panno Millian, proszę podjechać autem na adres... Dziękuję i pozdrawiam. Kaulitz."
Zrobiła głupią minę.
"Dobrze. Podjadę. Ale dopiero po szkole. Czy coś się stało?" -Odpisała.
"Panno Millian, przegląd pani auta jest na koszt firmy. Że to najnowszy model, wymagany jest dodatkowy przegląd techniczny. Proszę zabrać ze sobą wszystkie dokumenty auta. O której mogę się pani spodziewać?"
"Około godziny piętnastej. Dziękuję za informację i pozdrawiam."
Nie miała pojęcia czyj to numer. Czy Toma, czy Billa. Ale czy to było ważne? Zapisała kontakt jako "Kaulitz priv", ponieważ już dwa numery "Kaulitz" i "Kaulitz2" posiadała z wizytówki.
Podejrzewała jednak, że to może być Tom. Ale gdyby to był jednak Bill, to jego formalność kompletnie nie pasowała do tego, co było wczoraj. A rozmawiali prawie do pierwszej nad ranem, zapominając o spacerze i o godzinie. Wychodziłoby na to, że Bill nic sobie nie robił z tej kolacji, gdyby to on naprawdę był autorem tych wiadomości.
Uśmiechnęła się do siebie, przypominając sobie ich śmiałe rozmowy na temat wszystkiego. A dzień w szkole minął jej niesamowicie szybko, będąc już jedną nogą w miejscu wskazanym we wiadomości.
Czternasta trzydzieści pięć wsiadła w swoje auto na parkingu szkolnym. Po wpisaniu adresu w nawigację, ponieważ nie miała pojęcia co to za miejsce, na miejscu była o piętnastej piętnaście. Na dodatek adres wskazywał na dzielnicę domków jednorodzinnych, nie jakieś przedsiębiorcze osiedle.
Poczuła nie pewność, wjeżdżając na konkretną, niedużą posesję. Sam domek również nie robił wrażenia. Był bardzo prosty i nierzucający się w oczy. Nie miała pojęcia, co to za miejsce. Choć Billa auto na podjeździe mówiło samo za siebie, czego nie mogła pojąć.
-Czy to jakieś kolejne wyzyskane spotkanie!? -Oburzyła się.
Pan Kaulitz pojawił się w drzwiach wejściowych. Żołądek jej się zacisnął na jego widok. Pomimo że wyglądał całkiem normalnie w tym zwykłym biały T-shircie i jeansach.
Przypomniała sobie o swoim nędznym wyglądzie. Już tylko czekała na komentarz z jego strony, co do jej spodenek z sieciówki.
-Dzień dobry, panie Kaulitz. -Odrzekła, podchodząc na giętkich nogach do wysokiego chłopaka. Przywitała się z nim buziakiem w policzek i zaprosił ją do domu.
-Dzień dobry. -Przywitała Toma. Swoją drogą dawno go nie widziała.
-Cześć. -Odrzekł z lekkim uśmiechem, zerkając na jej nakrycie głowy. -Fajna czapka.
-Dziękuję... -Strasznie się stresowała, nie wiedzą dotyczącą tego spotkania.
-Dobra, żeby nie przedłużać... -Czarnowłosy wstał z kanapy. -Kluczyki. -Wyciągnął do niej dłoń, na której od razu je położyła. -Zwrócę auto za jakąś godzinę, dwie. Dokumenty rozumiem, masz w aucie?
-Tak. W schowku...
-Ok. To narazie. -Uśmiechnął się do nich na pożegnanie i zniknął za drzwiami wejściowymi.
Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Czy usiąść, czy może iść sobie stamtąd... Zerknęła na Blondyna.
-Zapraszam na obiad. -Odrzekł, robiąc teatralny gest dłońmi. -Choć raz mogę się zrewanżować. -Uśmiechnął się.
-Nie trzeba było, panie Kaulitz. -Zrobiło jej się naprawdę miło. Choć nie rozumiała, czemu nie kazali jej jechać do warsztatu.
-Oczywiście, że trzeba. Godność nie pozwala mi na poczucie, że objadałem was tyle razy, a ja nic od siebie nie dałem.
Zaprosił ją do nakrytego, niedużego stołu.
-Dziękuję. ...Wszystkich klientów, zapraszacie na obiad podczas przeglądu auta? -Byłaby chora, gdyby tego nie wspomniała. Musiała zaspokoić swą ciekawość.
Bill lekko się zaskoczył, a nawet i zrobiło mu się trochę głupio. Ale fakt. To jego wina, że jeździła autem bez przeglądu. Teraz musiał się wykręcać.
-Panno Millian, oczywiście, że nie. Ale wczorajszego wieczoru, było miło objadać pani lodówkę z pysznych smakołyków, a chcąc oszczędzić pani czekania w warsztacie, wymyśliłem obiad. Gniewa się pani na mnie za to?
-Nie... -Pokręciła lekko głową. -Tylko trochę mnie zaskoczyliście. Swoją drogą, gdybym wiedziała, że jadę na obiad z Panem, zadbałabym o swój wygląd...
Bill się uśmiechnął.
-Wygląda pani naturalnie ładnie. Nie ma potrzeby się stroić, jesteśmy tylko w moim domu. Nie w miejscu publicznym. -Chciał ją uspokoić.
-Już nie drażnią pana ciuchy z sieciówki? -Wypomniała z uśmiechem. A ten się zaśmiał.
-Oczywiście, że drażnią, ale jak już mówiłem, nie jesteśmy w miejscu publicznym, ściągnąłem panią ze szkoły, więc nie mogę narzekać. Swoją drogą, do twarzy pani w tej czapce. Wygląda w niej pani jak łobuziara, ale uroczo.
Kornelia nie wierzyła w to, co słyszy. Aż nie wiedziała, co ma mu odpowiedzieć. Tak bardzo się zawstydziła!
-...Proszę tak nie mówić, bo nie wiem co mam odpowiadać... -Przyznała szczerze, nie potrafiąc mu spojrzeć w oczy na dłużej niż sekundę.
Bill uniósł brew, czując, że zatriumfował.
-Nie musi pani nic mówić. Pani wstydliwy uśmiech mówi sam za siebie. No i życzę smacznego. Mam nadzieję, że zasmakuje pani choć trochę tak samo, jak pani kuchnia mnie.
-Oszaleję tu... -Przeszło jej przez myśl. -Albo ma dobry humor, albo naprawdę wczorajszy wieczór był w stu procentach udany. -Cieszyła się jak dziecko, próbując zachować emocje dla siebie, ale nie potrafiła.
Cały obiad Kornelia miała uśmiech na twarzy. Aż czuła się z tym głupio. Próbując go ściągnąć, a on na siłę pozostawał nienaruszony. Na dodatek On zawsze patrzył, kiedy ona zwróciła na niego swój wzrok. Czuła się jak idiotka. W końcu nie wytrzymała i się zaśmiała. Jego niezrozumiana mina, jaką ją obdarzył, tylko powiększył jej śmiech. Napadła ją dziwna, niezrozumiana radość. Spalała się ze wstydu za swoje zachowanie, ale naprawdę nie potrafiła tego opanować!
-Co panią tak rozbawiło? -Sam się szeroko uśmiechał, widząc jej roześmianą twarz, którą na siłę próbuje zakryć i wcale jej to nie wychodzi.
-Przepraszam panie Kaulitz, ale naprawdę nie wiem, co mnie tak rozbawiło. Chyba najbardziej całokształt naszej dziwnej znajomości.
-Dziwnej znajomości? Nie rozumiem.
-Zauważył pan, że cały czas spotykamy się przez coś? Bawi mnie to. To jest trochę jak zachowanie dzieci. Na dodatek znowu zaliczyłam wpadkę z ubiorem. To jest żałosne z mojej strony, ponieważ wiem, kim pan jest, a ja i tak nadal zaliczam takie wpadki. To jest tak żałosne i głupie z mojej strony, bo sama sprawiam sobie dodatkowy stres i wstyd, jak przecież mogłabym się skupić tylko na rozmowie z panem, a nie zadręczać się w myśli tym, że pan na pewno mnie skrytykuje. To jest nagminne popełnianie tego samego błędu...
Kaulitz aż otworzył szerzej oczy. Nie miał pojęcia, że Kornelia aż tak przeżywa jego krytykę i tak bardzo się tym przejmuje. Jednak nie przerywał jej monologu. Z zainteresowaniem słuchał jej szybko wypowiadanych słów.
-Jeszcze na dodatek każdy z osobna wypytuje mnie w szkole o pana, odkąd ostatnim razem pan po mnie przyjechał. Oczekują jakichś nowinek, plot i wszystkiego innego, gdy ja przecież nie znam pana od prywatnej strony i nawet nie mogę powiedzieć, że jesteśmy znajomymi, ponieważ nigdy nie spotkaliśmy się sami z własnej inicjatywy. Zawsze jest Coś. Coś, przez co się 'musimy' spotkać. Szukają sensacji, a ja im tylko mówię "przecież ja go nie znam, sprzedaje auta tylko mojemu ojcu" i tyle. Mało tego dzisiaj zaspałam do szkoły, pierwszy raz w życiu! Czułam się jak, jakiś bandyta! Przestępca! -Emocjonowała się. A on się zaśmiał pod nosem rozbawiony. -Wpadłam do szkoły, jak szalona, nie wiedząc, czego mam się spodziewać. Z myślą, że na pewno się ktoś do mnie o to przyczepi i jakoś mnie ukarze. Chcąc się ukryć przed nauczycielami, zeszłam do bufetu, a tam siedziała pani pedagog. Myślałam, że mi zaraz wpisze jakąś naganę, czy coś. A ona się ze mnie śmiała, że tak przeżywam jedno spóźnienie. Czułam się jak idiotka i teraz też się czuję jak idiotka, śmiejąc się jak głupi do sera. Ale bawi mnie po prostu to wszystko. -Skończyła.
-Może po prostu w końcu się pani wyspała i najprościej w życiu ma pani dobry humor.
-Też tak może być. -Uśmiechała się, po czym westchnęła i kontynuowała jedzenie posiłku, kręcąc głową. Aż złapała się za głowę, podpierając się łokciem o stół. Co dopiero po chwili zauważyła i natychmiast je ściągnęła ze stołu, przy czym wyprostowała plecy.
Bill przyglądał się Kornelii z rozbawieniem. Jej zachowanie i te zapominania się wydawały mu się bardzo słodkie z jej strony. Pomimo że innego człowieka już ostro by skrytykował, za brak szacunku do jego osoby. A napad śmiechu, jaki miała, był tak niewinny z jej strony, że aż miał ochotę ją przytulić do siebie. Cieszył się również z tego, że potrafiła sama siebie ostro skrytykować, wyręczając go od tego. To był tylko dowód, że jest świadoma, jak trzeba się zachowywać, a jak nie, a Robert wykonał kupę dobrej roboty z nauką kultury osobistej swojej córki, która czasem jej umykała. Odnosił wrażenie, że jest jeszcze praktykantem dorosłego życia, z którym obchodzi się z lekkim dystansem i humorem. Zaczynało mu to rozgraniczenie imponować. Sam chciałby czasem miewać takie napady śmiechu. Sądził, że rozluźniają człowieka i odganiają złe emocje. Jednak chyba, był zbyt sztywny, by pozwalać sobie na takie zachowanie. Twierdząc, że jemu to wcale nie przystoi. Jednak odczuł ulgę po jej śmiechu. Jakby oddziaływała na niego swoją radością, przez co sam trochę się rozluźnił.
Po posiłku wrócił do tematu szkoły. Chciał się upewnić, czy Kornelia nie wygaduje w szkole o nim nic konkretnego. I jak się dowiedział, nie musiał się o nic martwić, a on sam się uspokoił.
-Swoją drogą, dlaczego pan studiuje tutaj, a nie w Niemczech? Moim zdaniem, to Europa ma bardziej rozbudowany rynek mody niż Ameryka. Może się mylę, ale tak uważam. Na dodatek, podobno ma pan firmę w Niemczech, a pracuje pan z pańskim bratem. Nie rozumiem.
Kaulitz ucieszył się, że zadała w końcu pytanie dotyczące konkretnie jego osoby.


CDN

Komentarze

  1. Kiedy przeczytałam tytuł odcinka, myślałam, że ktoś porwie Kornelię, pobije ją albo stanie się jeszcze coś gorszego... A tu był tylko napad śmiechu w domu bogatego, przystojnego młodego mężczyzny, który zwraca uwagę na każdy szczegół i jest sztywny jak kij od szczotki... Wyobrażam sobie takiego Billa, który w ogóle się nie uśmiecha i jest dumny jak paw.
    Kornelia tak się przejęła tym spóźnieniem, że boję się, czym mogłaby przejąć się bardziej. Wagarami czy może złą oceną z wypracowania? :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg