14. Miłość

Witam :) Cieszę się, że tak dużo was wchodzi na mojego bloga. Dzięki temu wiem, że jest ktoś, kto często tu zagląda i jest cichym czytelnikiem. Przynajmniej mam taką małą nadzieję. 

Dzisiaj dość emocjonalny odcinek, tylko tyle powiem na wstępie. ;)

Pozdrawiam dzisiaj tych cichych czytelników. Dziękuję, że jesteście :*


14


Miłość



Wyściskała się z Alanem na przywitanie. Identycznie, jak Marcus unióśł ją nad ziemię i się obkręcił.
-Pół roku mnie nie odwiedzałaś! Jak mogłaś!
-Byłam tu na pożegnanie Nikodema no i przyjeżdżam tu na przywitanie Nikodema. -Zaśmiała się.
Swoją drogą była to prawda.
-No masz. -Zerknął na Nikodema. -Gdybyś nie przyjechał, to wcale by mnie nie odwiedziła.
-Wątpię w to. -Uśmiechnął się Blondyn i również się wyściskali.
Kornelia przedstawiła swych dodatkowych dwóch gości. Był miło zaskoczony z ich osoby w tym miejscu. Najwidoczniej nie był w tyle tak, jak Marcus i czasem przeglądał świat mody. Cóż się dziwić, jak na jego ramionach zwisała za duża, modna, śnieżnobiała koszula z kołnierzykiem. Do tego swe naturalne, ciemne blond włosy miał idealnie splecione w długiego warkocza.
Podał im rękę i oficjalnie przywitał Kaulitzów na swym kawałku wyspy. Bracia, w szczególności Bill był zachwycony z takiego wyróżnionego powitania.
-Możesz częściej mnie odwiedzać z takimi sławami. -Napomknął Alan, Kornelii, gdy zaprosił ich wszystkich w swe progi.
-Ze mną to się już nie przywitasz, co?! -Zawołał jak zwykle żartobliwie Marcus.
-Oszczęć sobie czasu! Jesteś tu prawie co dziennie! -Zawołał, ale i tak machnął mu ręką na przywitanie.
-Ale mi zrobiliście niespodziankę. -Przeżywał zachwycony i objął Kornelię ramieniem. -Skąd ich wytrzasnęłaś? -Znowu napomknął po cichu do Kornelii.
Kornelia się tylko szeroko uśmiechnęła.
-No okay. Więc all-inclusiv, rozumiem. -Cieszył się.
-Tak, Alan. Zarobisz sobie trochę na nas tego weekendu. -Zaśmiała się.
-Ależ proszę cię. Dla mojej najpiękniejszej przyjaciółki i jej przyjaciół zawsze mam zniżki. -Puścił jej oczko i w końcu ściągnął z jej ramion rękę. -Zapraszam na obiad. -Weszli do otwartej, pięknej restauracji. Pstryknął palcami do swojego personelu, a ci natychmiast podeszli miło się witając i biorąc od nich wszystkie torby.
Kornelia już zasiadła przy jednym z drewnianych stołów. Musiała przyznać, że trochę ludzi miał w swej restauracji. Nie musieli składać żadnych zamówień. Alan wiedział jak potraktować swych sławnych gości i musiał się pokazać od dobrej strony. Świadomość, że jeden błąd, przy takich osobach, świadczył o porażce gdyby tylko wypomnieli ten błąd w mediach. Straciłby mnóstwo klientów, a dzięki nim mógł zyskać ich mnóstwo. Musiał się postarać. Dlatego uprzedził już kucharzy i swe piękne kelnerki, kogo mają zaszczyt dzisiaj gościć. Trochę ich postresował, dlatego wszystko robili w przyśpieszonym tempie, dodatkowo dbając o jakość wszystkiego, nawet wyglądu posiłków na półmiskach, co było bardzo ważne.
Już po chwili mogli cieszyć się pełnym stołem jedzenia. Jedzenia lekkiego i zdrowego. Alan lubował się w owocach morza i sprowadzał nie które nawet z Hiszpani. Do tego również rzadkie owoce, które były rzadkie w restauracjach. Do tego wieloletnie, dobre wino.
Bill czuł się jak u siebie, gdy go tak traktowali. Nie miał powodów do narzekań, a Kornelia z każdą chwilą go zaskakiwała. Pomimo, że trochę zdenerwował się, że wszyscy ją tak miło i ciepło witali. Czuł się trochę jak dupek, nie doceniając jej osoby, kiedy inni właśnie tak bardzo to robili. Zaczynał mieć na Kornelię zupełnie inne spojrzenie. I nie było to spojrzenie na nastolatkę.
Siedząc przy stole przyglądał się ukratkiem Kornelii znajomym. Wcale nie byli tacy źli jak mówił Robert. A śmiał nawet twierdzić, że trochę ich wyolbrzymiał. W szczególności pozycja Davisa. Miło mu się patrzyło, gdy Kornelia traktowała go równo ze sobą, choć w głębi duszy, czuł, że na to nie zasługiwał. Sam nawet nie wiedział czemu, ale właśnie tak czuł. Ponadto musiał przyznać Kornelii też trochę racji. Gdyby Robert poznał jej znajomych, usiadł z nimi do stołu, na przykład tak jak on teraz, zobaczyłby, że poniekąd się mylił. I właśnie doszedł do tego, że Kornelii po prostu braknie z jego strony ojcowskiej uwagi. Dowód miał nie raz, a chyba największym była ostatnia rozmowa na temat Nata, która również mu utkwiła w głowie. Miał wtedy wrażenie, jakby Kornelia przez chwilę stała się jego podopieczną, przy czym jego obowiązkiem było naprowadzić Kornelię na dobrą drogę, pomimo, że zrobił to z własnych chęci.
Przyglądał się jej. Nie była szczęśliwa, tak jak to ukazywała. Czuł, że coś musiało się wydarzyć i to coś na prawdę poważnego, gdy jeszcze nie dawno witał ją zapłakaną. Nikt jednak nie zamierzał go oświecać, ale on musiał się dowiedzieć o co chodzi. Na dodatek jej wygląd spowodowony najprawdopodobniej odchudzaniem, niepokoił go. I poraz kolejny miał odczucie, że ją pochopnie oceniał. Niestety jednak, wpływ miał na to jej ojciec. Ona aż się prosiła o poświęcenie uwagi, a wspomnienie rozmowy, gdy mówiła, że nie potrafiła się przytulać i Nate z Davisem ją tego nauczyli była okropna. Nie wyobrażał sobie jak można traktować tak swą własną i jedyną córkę. Ona aż się o to prosiła. O chwilę uwagi. Uwagi, którą dostała wśród swoich przyjaciół. Rozumiał jej zaciętość co do trzymania się z nimi. I śmiał twierdzić, że gdyby Robert dopełniał swoje obowiązki ojcowskie, Kornelia nie potrzebowała by ich wszystkich i inaczej by na nich patrzyła. A co gorsze. Jeśli Robert tego nie zmieni w najbliższym czasie, po prostu ją straci. I straci ją na zawsze, bo byle kto, kto da jej choć trochę swej uwagi, ona z nim popłynie. I to niekoniecznie może popłynąć w dobrą stronę.
Bill oparł się o krzesło, chcąc odrzucić te wszystkie straszne myśli. Napił się wina. Smakowało mu. Był przerażony, na myśl, że ktoś nie odpowiedni zawróci jej w głowie, a ona nie będzie wiedzieć tego, że została być może wykorzystana.
Tak, prawie cały obiad przemilczał. Tom się śmiało wdał z jej przyjaciółmi w rozmowę. A Kornelia zaczęła czuć, że ten jej się uporczywie przygląda, co go trochę skrępowało. Nie chciał by odebrała jego wzroku źle. Dlatego przy pierwszym następnym spotkaniu wzrokowym z Czarnowłosą, uśmiechnął się do niej miło, co oczywiście odwzajemniła.
Denerwowali go wszyscy. Miał ochotę pobyć z nią sam na sam i po rozmawiać tak jak tamtego wieczoru. Tak otwarcie i z serca. Bardzo się wtedy do niej zbliżył, a co lepsze sam się otworzył opowiadając o Ali. Nigdy wcześniej nie opowiadał nikomu obcemu o swych prywatnych sprawach. I poczuł tego brak. Kornelia go wysłuchała, powiedziała swoją opinię, on wysłuchał jej i powiedział swoją. Takiego czegoś właśnie mu w tym momencie brakowało. I miał to na wyciągnięcie ręki, a było tak daleko. Przy niej pierwszy raz w życiu nie poczuł się sam. A myśl, że wyjedzie stąd i przez bardzo długi okres jego stopa tu nie postanie, zniechęcała do jakiegokolwiek pożegnania. Nie wyobrażał sobie kolejnego z nią żegnania, gdy ta mu się rozpłacze. Bał się, że sam się rozklei, pomimo, że nie związał się z nią tak bardzo. Jej łzy tak na niego wpływały.
Nie mógł tego znieść. Ich rozmowy nie miały końca. A on przecież jest Billem Kaulitz, który ma w jakiś sposów na nią wpływ, a on to świadomie odczówał. Dlatego zaproponował Kornelii spacer. Nie mogła mu odmówić. Przeprosiła znajomych i odeszła z nim od stołu.
-Coś się stało? -Zapytała niemalże od razu jak tylko oddalili się na bezpieczną odległość od jej znajomych.
-Nie Kornelio, u mnie prawie wszystko w porządku. Chciałbym jednak zapytać ciebie o to samo.
Oczywiście, że się na niego patrzyła. Dlatego on też miał wbity wzrok w piękną, białą plażę i obrośnięte krzewami wzgórze. Podobało mu się to miejsce i wiedział, że nie jest tu ostatni raz.
-U mnie też jest prawie wszystko w porządku. -Wybrnęła, na co on cicho westchnął z uśmiechem.
-Nie wątpię, że masz problemy z nauką.
-Nie mam. -Odrzekła od razu.
-Twój nauczyciel mówił jednoznacznie.
-Na prawdę interesuje cię moja nauka? Moja szkoła? -Zapytała z wątpieniem.
-Oczywiście. Jeśli to było przyczyną twoich łez.
-Nie do końca były przyczyną, ale też się do tego przyłożyło. Panie Kaulitz. -Zatrzymała wypowiedź, by zaczerpnąć oddech. -Nie za bardzo chciałabym o tym rozmawiać. Próbuję o tym nie myśleć i się rozluźnić.
-Przykro mi było witać cię taką zapłakaną. Zmartwiłem się.
-Miło z pana strony... Ale na prawdę nie chciałabym o tym mówić.
Bill zaczął się denerwować. A najbardziej denerwował go fakt, że jej znajomi o wszystkim wiedzą, a jemu nie chce powiedzieć. Czuł się odsunięty, czego nienawidził.
-Gdyby zapytał o to Davis, czy Nikodem, odpowiedziałabyś im. Prawda?
Kornelia zerknęła na niego w górę.
-Do czego pan zmierza?
-Do niczego... -Zacisnął zęby, plując sobie w twarz, że w ogóle to powiedział. -Czy tam jest jakaś ścieżka? -Zapytał wskazując na wzgórze, po którym chodzili ludzie.
-Tak. Możemy tam iść. I nawet lepiej, bo ciężko się chodzi w koturnach po piasku. -Odrzekła z niewidocznym uśmiechem.
Natychmiast pokierowali się na zbitą ziemię. Kawałek drogi milczeli. Szli ścieżkami, w okół których posadzone były zdobne rośliny i dopiero gdy doszli na samą górę, Kornelia się odezwała.
-Lubię tu przychodzić.
Jej szczery uśmiech mówił, że bardzo jej się tu podoba. Bill się rozejrzał. Oczywiście nie mógł zaprzeczyć, że jemu również się podobało, pomimo, że się trochę zmęczył, wchodząc po kawałku stromego zbocza. Dlatego przysiadł na drewnianej ławce i skupił wzrok w Kornelii, na tle zachodzącego słońca. Żałował, że nie wziął ze sobą aparatu i śmiał twierdzić, że gdyby Tom ją teraz zobaczył, wróciłby z nią w to miejsce z całym sprzętem, i to na dniach. Zapisał sobie w pamięci, żeby wspomnieć mu o tym przy nadażonej okazji.
-Sama?
-Sama, z kimś. -Wzruszyła lekko ramieniem, po czym odwróciła się do niego przodem. Zbytnio jej nie widział, przez oślepiające słońce. Ale czuł, że na niego patrzy.
-Dlaczego Prawie wszystko w porządku?
-Ponieważ byłem tutaj tak długo i chcąc nie chcąc pokochałem Kalifornię. Nie mogłem się doczekać końca studiów, bardzo mi się dłużyły, jak wszystko czego się nie lubi, a robi. A teraz mam wrażenie, że to trwało tak krótko... Jestem świadomy tego, że wyjeżdżając stąd jutro, przez dobre długich miesięcy, tutaj nie przyjadę, a co gorsze, przez parę lat będę w domu tylko turystą...
-Wydaje mi się panie Kaulitz, że zasłania się pan zamiłowaniem do Kaliforni, a chodzi panu tylko o Toma.
Bill uniósł zaintrygowany brew.
-Podjął już decyzję?
-Nie podjął jeszcze decyzji, ale za parę dni do mnie przyleci na miesiąc. Skąd tyle pewności, że chodzi mi tylko o Toma? Skąd ten wniosek?
-Żyjesz z nim bardzo blisko. Na dodatek zależy ci, żeby podjął decyzję. Zależy ci żeby był z tobą w firmie. A to wszystko mówi samo za siebie. Ja miejąc obok siebie bratnią duszę, nie chciałabym jej opuszczać, nigdy. -Uśmiechnęła się wstydliwie. -Dlatego tak stwierdziłam. Może się mylę, nie wiem, nie znam pan...
-Masz rację Kornelio. Nie mylisz się. -Kiwnął głową. -Cholernie mi zależy na tym, żeby był tam ze mną. -Przyznał z obawą, czy czasem nikt nie słyszy jego szczerych uczuć i przekleństwa, dlatego rozejrzał się po wypowiedzianym zdaniu. W dali byli tylko jacyś turyści. -I nie rozumiem, dlaczego się nie zgadza. Gdybym ja był na jego miejscu, zgodziłbym się. I śmiem przypuszczać, że to sprawka osoby trzeciej, która manipuluje moim bratem, który jest głupi i tego nie widzi. -Mówił zdenerwowany.
-Nie sądze, żeby Tomem mógł ktoś manipulować. Nie znam go dobrze, ale nie wydaję się taką osobą, którą można manipulować. Zupełnie tak jak pan.
-A jednak zauroczenie, może zdziałać cuda. I nie koniecznie te piękne...
Kornelia wpadła w lekką zadumę. Śmiała twierdzić, że to przestroga dla niej samej.
-I tak myślę, że nikt nie stanie nigdy wam na drodze. Kochacie się bezwarunkowo i nikt wam tego nie zabierze. Sądzę, że nawet jeśli się nie zgodzi. Odczuje pana brak w domu i sam przyjedzie, nawet się nie przyznając do tego, że tęskni, wymyślając mnóstwo innych błachych, bardzo ważnych powodów, dlaczego poleciał do Niemiec.
Bill się uśmiechnął.
-Mam wrażenie, jakbyś powiedziała mi swoje własne przeczucie na głos.
Kornelia odwzajemniła uśmiech.
-Najwidoczniej może coś w tym jest. A pana przeczucia nie zawodzą.
-Mam taką nadzieję, Kornelio.
Kornelia chwilę pokręciła się jeszcze w miejscu, po czym przysiadła się do Kaulitza.
-Przepraszam panie Kaulitz, ale muszę to zrobić... -Było jej trochę głupio, ale nie mogła znieść uwierającego piachu w butach. Ściągnęła sandałki i je wytrzepała.
Bill z uśmiechem wbił wzrok w horyzont, nie komentując i udając, że tego nie widzi.
-Skąd tyle wiedzy posiadasz na temat miłości? -Męczyło go to pytanie. Bo zdąrzył już poznać Kornelię na tyle, żeby wiedzieć, że nigdy bezwarunkowej miłości nie zaznała.
Kornelia się uśmiechnęła słysząc pytanie.
-Lubię miłosne powieści i familijne filmy, przy których się wzruszam bardziej, niż widok złamanych serc. Mało tego interesuję się psychologią i życiem duchowym.
Bill jakby sobie przypomniał. Przecież już mu wspominała na temat studiów w tym kierunku. Poczuł się, jakby w ogóle jej nie słuchał.
-Wiem, dlaczego zadałeś mi to pytanie. Człowiek jest tak złożony, że zawsze ciągnie do tego co dla niego nie osiągalne i nieznane, nie doceniając tego co ma. W moim przypadku nie mogę powiedzieć, że tę miłość mam, dlatego interesuje mnie wszystko to, czego nie mam. Choć myślę, że nie do końca jej nie mam. Mój tata jest po prostu... -Właśnie sobie przypomniała, jego absurdalny zarzut. -Eh... Nie ważne. Mój tata nie ma miłości dla mnie, ale wiem, że zanim się urodziłam, miał jej mnóstwo dla mojej mamy. -Skróciła.
-Mogę spytać, co się stało z twoją mamą? Jeśli nie chcesz odpowiadać nie musisz. Zrozumiem.
-Moja mama zmarła przy moim porodzie. -Odrzekła zzaciśniętym gardłem, wbijając wzrok w horyzont, kiedy Bill się jej zaczął przyglądać. -Podczas porodu wyszły komplikacje... A przed nią stanął wybór, który musiała dokonać. Jeśli ona przeżyje, ja nie... I na odwrót...
-Wybrała swoją... -Przeraził się.
-Tak. -Skupiła na nim swe zaszklone oczy, a poczucie bycia winną narosło.
-Oddała za mnie swoje życie... Zrobiła to na pewno z miłości... Na inny powód nie wpadłam... Myślałam też o tym, że może było jej źle przy moim ojcu... Tak jak mi jest... -Koniec. Gardło się zacisnęło a ona nie była wstanie nic z siebie przez chwilę wydusić.
Bill na prawdę się tym przejął. Serce mu się ściskało z żalu i troski.
-Jeśli nie chcesz, nie mów o tym... -Pomógł przerażony. Nie miał pojęcia jak ma się zachować. Pierwszy raz w życiu tego nie wiedział. Żałował, że w ogóle o to zapytał!
Kornelia jednak pokręciła głową, ocierając łzy. I gdy zdolność mowy powróciła uśmiechnęła się ze wstydem za swoje emocje.
-...Tak jak mi jest czasem źle. -Dokończyła zdanie. -Ale mój tata ją bardzo i to bardzo kochał i śmiem twierdzić, że... To na pewno nie to. A on wtedy przeżył bardzo wielką traume. -Zerknęła na niego zamyślona. -I ta trauma pozostała mu po dzisiejszy dzień. ...Nic o niej nie wiem. Wiem tylko to, że ją kochał. Gdy tylko o niej wspomnę, zaraz się denerwuje. Wiem, że ściska go w środku żal, z którym nie potrafi sobie poradzić. Jest bardzo zraniony... To nie jest tak, że go nienawidzę... Bo na pewno w jakiś sposób go kocham, a on kocha mnie. Tylko nie potrafimy sobie tego okazać... I wiem, że gdyby poznał kogoś, przy którym zaznał by to co przy mojej mamie, byłby szczęśliwy, a nasze relacje... Może by się poprawiły. On jednak twierdzi, że nie ma czasu na kobiety... Mam wrażenie, jakby był małym, zbuntowanym dzieckiem, który nie potrafi sobie poradzić ze swoimi uczuciami, ponieważ go przerastają. ...Ale gdzieś jednak słyszałam, nie bardzo się z tym zgadzam, ale jednak uznałam w jego przypadku za dobre określenie. Na wyleczenie się z kobiety, najlepsza jest druga kobieta. -Uśmiechnęła się. -To samo jest z mężczyznami. Nie wiem czy to prawda... I się nie dowiem, gdy tego nie przeżyję, ale jak na razie twierdzę, że to by było dla niego najlepsze.
Chwila ciszy.
-Przepraszam cię za swoje emocje. Nie wiedziałam, że tak na to zareaguje... Chyba mam jakiś płaczący dzień, dzisiaj. -Zażartowała z uśmiechem.
-Każdy ma takie dni. -Przyznał. -Nie przejmuj się.
Tak bardzo miał ochotę ją przytulić do siebie, że czym bardziej o tym myślał, to w siebie wątpił.
-Chciałabym cię o coś prosić.
-Słucham. -Mówił ciepło.
-Nie powtarzaj tego nikomu... Pierwszy raz w życiu o tym powiedziałam na głos...
-Obiecuję, że zachowam to dla siebie. -Odrzekł szczerze.
-Dziękuję.

Wymieniali się przez chwilę ciepłymi spojrzeniami. Już nie czuł się odepchnięty. Usłyszał coś o czym nikt nie wie. Już było mu dobrze, pomimo, że bardzo poruszyła go ta historia.



CDN

Komentarze

  1. Cudownie piszesz. Nie moge doczekac sie kolejnego odcinka. Kiedy między Billem a Kornelia cos sie wydarzy??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. Cieszę się, że ci się podoba :) Między Billem a Kornelią wydarzy się coś w najbliższych odcinkach, gdy cała historia nabierze zupełnie innego odwrotu. Wiem, że napisałam ci tyle, co nic, ale nie chcę zdradzać szczegółów. :)

      Pozdrawiam serdecznie!

      PS.: Na pewno rozdział będzie nosić tytuł "Guzik". :P

      Usuń
  2. Cieszy mnie, że Kornelia tak otworzyła się przed Billem i jednocześnie mam nadzieję, że on także - chociaż odrobinę - otworzy się przed nią. Tylko co jej teraz po tym, skoro on wyjeżdża? Wydaje mi się, że moment, w którym nastąpi ich rozstanie, będzie bardzo bolesny i przepełniony łzami. :/

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg