22. Bez granic

Witam, witam :) Bez zbędnych wstępów zapraszam na dziewięć karteczek rozdziału.

I miło mi powitać Cię Wiolu na blogu. :*

Przesyłam również pozdrowienia dla Martyny Szycko, Mistycznej i dla Ciebie Billowa3107 :*

PS. Mam nadzieję, że poradziłam sobie z opisem budynku, co zawsze jest dla mnie trudnością, i mniej więcej potraficie sobie go łatwo wyobrazić xD


22


Bez granic


-To ja lecę. Pamiętaj wziąć leki wieczorem. -Tom uśmiechnął się do Kornelii na odchodnym. -Narazie.
-Dowidzenia Tom i dziękuję za wszystko.
-Spoko. -Puścił jej oczko, dzięki czemu wskoczył na Kornelii twarz uśmiech.  A gdy drzwi się zamknęły za starszym Kaulitzem, Bill od razu zapytał.
-Lubisz go?
-Tak. Lubię Toma. -Poczuła się wręcz napadnięta tym pytaniem.
-Jest miły.
-Owszem. -Zerknęła na blondyna pytająco.
-Martwi się o ciebie.
-Myślę, że się nie martwi, tylko chce być miły i wychodzi mu to. -Czuła się dziwnie, w tej atmosferze, która zawisła nad nimi. Przeanalizowała w skrócie swój czas spędzony z Tomem, ale niczego 'dziwnego' nie wynalazła. -Do czego pan zmierza, panie Kaulitz?
-Proszę się położyć panno Millian. Musi pani wyzdrowieć, słyszała pani, co powiedział Tom.
Kornelia miała dziwne uczucie, że z czymś zawiniła. Tylko nie miała pojęcia z czym.
-...Panie Kaulitz... -Zaczęła ostrożnie i powoli.
-Panno Millian. -Wtrącił. -Chciałbym pani coś pokazać. Jedno miejsce. Dlatego zależy mi, żebyś jak najszybciej wyzdrowiała. -Oczywiście, że chciałby zabrać ją już teraz w to miejsce. Nie chciał tylko, żeby pomyślała, że ma gdzieś jej chorobę. Zamierzał wykorzystać w tym momencie swą zdolność manipulacji.
Pogubiła się w tym momencie. Odniosła również wrażenie, że nie chce już rozmawiać na temat Toma.
-Co to za miejsce? -Zainteresowała się.
-...Nie mogę pani powiedzieć. Musi je pani po prostu zobaczyć. Zależy mi na widoku pani reakcji. -Pragnął, żeby powiedziała, że chce zobaczyć je już teraz. Już się nastawił na to, że tam pojadą, dlatego właśnie został.
Kornelii mocniej zabiło serce. A wyobraźnia się otworzyła na wszystko. Była zachwycona i poczuła się wyjątkowo. Aż nagle przestała się źle czuć. Energia powróciła za pstryknięciem palców.
-Panie Kaulitz, nie czuję się już tak źle, jak rano. Leki mi pomogły. Czuję się w miarę okay. Mała przejażdżka by mi nie zaszkodziła.
Billowi zabłyszczały oczy, a w myślach stwierdził, że Kornelię łatwo można przewidzieć. Pewny siebie uśmiech triumfu utrzymywał się w jego duszy dłuższą chwilę.
-Jeśli czujesz się 'w miarę okay'. -Podkreślił, ponieważ nie byłby sobą, gdyby tego nie zrobił. -To i tak nie jestem pewny. Nie chciałbym mieć cię na sumieniu, gdybyś przeze mnie wylądowała w szpitalu. Jednak z drugiej strony, myślę, że nie nadarzy się w najbliższym czasie taka okazja, w której zrobiłem sobie wolne od pracy. Chyba że dopiero w weekend.
-No więc jedziemy. -Zadecydowała, ściągając z ramion koc i rzucając go na oparcie kanapy. -Tylko ubiorę się. Chwilka. -Pokierowała się do sypialni. Jednak słysząc siebie, odwróciła się jeszcze i rzekła przez ramię. -To znaczy. Panie Kaulitz, będzie pan tak uprzejmy i zaczeka pan na mnie chwileczkę. Pójdę się odziać w ciepłe ciuchy, żeby nie miał pan na sumieniu mojego zdrowia. -Po czym zniknęła w sypialni.
Pan Kaulitz był nie mało zaskoczony, ale i poczuł się dziwnie rozluźniony. Aż się zaśmiał pod nosem, nie wierząc w to, co ta nastolatka wyprawia. A zaciekawienie jej osobą, rosło z każdym kolejnym spotkaniem z nią. Poza tym duma z samego siebie była w tym momencie na wysokim poziomie.
Całą drogę, a trwała po raz kolejny tylko jakieś piętnaście minut, nie rozmawiali. Zerknęła tylko na blondyna, gdy skręcił w jakiś las, albo park. Kompletnie jej to nie pasowało. Nie widziała żadnego związku między przyrodą, a panem Kaulitz. Betonowy las, ze szklanymi, monumentalnymi drzewami, tak. Coraz bardziej była ciekawa tego miejsca.
Po paru chwilach skręcili w jeszcze coś lepszego. W drogę już bez asfaltu.
Już chciała się odezwać, gdy pomiędzy drzewami ujrzała wysoki, zdobny, ale bardzo zrzarty przez czas, płot.
-Jakieś schronisko? -Przeszło jej przez myśl. -Omg! Jeśli chce mi podarować jakiegoś psiaka!? Ma to być kolejny dziwny prezent z jego strony!? -Przeraziła się.
Kornelia lubiła zwierzaki, wręcz je uwielbiała, pomimo że nigdy nie posiadała, ponieważ Robert ich nie lubił. I może dlatego, że nie miała, tak bardzo je lubiła. Nie przeszkadzałoby jej to, gdyby jej podarował jakiegoś psiaka. Jednak nadal nazywałoby się to podarunkiem, którego miał więcej nie robić.
Zatrzymali się przy bramie. Kornelia była zażenowana swoimi głupimi domysłami. Przed jej oczami widniał nieduży pałacyk z czterema wieżyczkami porozstawianymi na rogach. Na froncie, przy głównych drzwiach kolosalne, okrągłe kolumny podtrzymujące niewielki taras na piętrze. Pół sześciany wystawały, uwypuklone i ozdobione oknami, symetrycznie po każdej ze stron. Znajdowały się one po dwa z obydwóch stron frontu, tworząc efekt, wbudowanych wieżyczek od samej podstawy, pięknego budynku, lecz dwie wieże, tuż przy wejściu nie były już wieżyczkami. Jedna czwarta budynku była pokryta dzikimi pnączami. Drugi budynek, mniejszy stał dalej po prawej stronie budynku, nie widziała go dobrze, ponieważ drzewa uniemożliwiały widoczność. Na środku dziedzińca widniała nieczynna, spora, kamienna fontanna.
Popatrzyła na Kaulitza, nic nie rozumiejąc.
-Zaczekaj... -Wysiadł z auta i podszedł do bramy, by otworzyć kłódkę i rozplątać zardzewiały łańcuch.
Teraz dopiero była w szoku.
Gdy otworzył jedno ze skrzydeł bramy, wsiadł w auto i swobodnie przez nią przejechał, zatrzymując się tuż pod wejściem do pałacu. Kornelia wysiadła z auta i natychmiast wbiła się swoimi szpilkami w ziemię. Wydała z siebie dźwięk przerażenia i wydostała się z piachu, znosząc ciężar bardziej na palce. Całe szczęście Kaulitz nie zauważył tej wpadki. Rozejrzała się. Czuła się bardzo mała przy tych budynkach. A gdy poczuła na sobie wzrok blondyna, uśmiechnęła się.
-Robi wrażenie... -Skomentowała, zachwycona pomimo dzikich roślin wyrośniętych niemalże wszędzie dookoła. -To twoje?
-Nie. -Uśmiechnął się. -Jeszcze nie. Właściciel zostawił mi klucz tylko do bramy, za małą zapłatą...
-Czyli, że... Dobrze rozumiem, że chcesz kupić to wszystko? -Mówiła zaskoczona. Widok jego uśmiechu był jednoznaczny, ale wolała to usłyszeć.
-Dobrze rozumiesz, Kornelio.
-Omg! Skąd ci to przyszło do głowy? -Wspięła się na kamienne, poniszczone schody do dużych drzwi. Nacisnęła na zdobną klamkę, wcale nie oczekując, że się otworzą. Przejechała dłonią po gładkich kolumnach. -Zaraz... -Zerknęła na niego, marszcząc brwi. -Czy ty przypadkiem...
-Tak. Kornelio. To były twoje wyobrażenia i o ile się nie mylę, to się zawiodłaś, widząc tę surową infrastrukturę, w której się znajduje moja firma.
-Ależ nie! -Zawołała. -Przecież mówiłam, że wyobrażam sobie włoskie, czy paryskie domy mody...
-Czemu więc nie możesz wyobrazić sobie tak mojej? -Wtrącił.
Wymieniali się chwilę spojrzeniami.
-Kornelio. Spodobało mi się twoje wyobrażenie na temat domu mody. Ja o swojej firmie nie mogę powiedzieć, że jest 'domem mody', ale jeśli znalazłaby się tutaj... -Zerknął w górę na taras, już wyobrażając sobie, że ma tam swój gabinet. -Byłby wtedy to "Dom Mody Kaulitza", "Dom Mody - Kaulitz", lub jeszcze lepiej "Kaulitz - Dom Mody". -Wymyślał na poczekaniu. -Spójrz na to cudo. Wystarczy tylko je odrestaurować, zrobić parking, naprawić fontannę... -Rozłożył ręce. -Usiądźmy na ławce. -Zaproponował, wskazując na kamienną, równie zdobną ławkę przy fontannie. Gdy usiedli, kontynuował. -Tom zapragnął sobie lepszych i większych maszyn do tworzenia własnych wzorów i materiałów. Na czternaste piętro tego nie wniosę, zresztą nie mam pozwolenia na stworzenie tam działu produkcji. To biurowiec. Z paroma, zwykłymi maszynami do szycia był już problem. To, że ściany nie są wyciszone, to, że to biuro nie magazyn i różne inne... Braknie mi tam miejsca i możliwości. Nie chcę też wynajmować magazynu, gdzieś poza biurem, musiałbym tam jeździć w trakcie pracy, by zobaczyć narodziny swoich kreacji. To nie ekonomiczne i traciłbym tylko czas. Chcę mieć wszystko na miejscu. Chce mieć na wszystko oko. -Kornelia słuchała go z zainteresowaniem. -Spójrz... W tym osobnym budynku zrobiłbym dział produkcję i magazyn. Kierownik produkcji miałby swoje biuro na górze i swobodnie mógłby kontrolować pracę krawcowych, pakowaczy i operatorów maszyn. Biuro tak samo zyskałoby osoby zajmujące się tylko produkcją. Logistycy, inżynierowie i specjaliści. Wszystko by było w ładzie. Tutaj. W głównym budynku, na parterze, zrobiłbym w holu głównym ekskluzywną recepcję i poczekalnie. Po prawej znajdowałyby się biura projektowe. Marketingowcy, PR-owcy i graficy. Wszystko od spraw reklamy i katalogów. -Skrócił. -Po lewej znalazłby się dział sprzedaży. Specjaliści, strategicy, konsultanci i doradcy. Jak i również znalazłby się pokój, w którym przyjmowani byliby goście specjalni. Rozumiesz. Na przykład stali klienci, ktoś ważny lub po prostu media. Zrobiłbym również specjalny pokój na rozmowy kwalifikacyjne. Przejdźmy na piętro. -Zerknął na swój taras. -Na środku byłby mój gabinet. Tuż obok po lewej mój zastępca, po prawej, sekretarka. Dalej po lewej znajdowaliby się wszyscy kierownicy i zastępcy, poszczególnych wymienionych już działów. Po prawej to, czego nienawidzę. Dział księgowości, archiwa i dział kadr.
-A co z sesjami? -Dopytała. Sama nie wiedziała, dlaczego jej to wszystko mówi. Stwierdziła, że chyba musi się bardzo cieszyć ze swoich planów. Zresztą było to widać po jego twarzy. A roziskrzone oczy tylko to potwierdzały. Cieszyła się razem z nim.
-Widzisz te wieżyczki? Znajdują się tam normalne pomieszczenia, jak mnie oświecił właściciel, one mają dostęp do całego poddasza. Podobno można śmiało tam zrobić drugie piętro. Znalazłoby się tam archiwum i przechowywalnia. Piwnica ciągnie się pod całym budynkiem. Tam by był raj Toma. Garderoby, światła, wymyślne rekwizyty, po prostu wszystko, co by sobie zapragnął. Z tyłu pałacu poświęciłbym nawet jedno pomieszczenie na bufet ze stolikami w ogrodzie, z zadaszeniem na zimę. Ah... Tam... -Wskazał na osobny budynek. -Musiałaby być jeszcze jadalnia z kuchnią. Szatnie i toalety...
-Wiesz... Bardzo mi się to wszystko podoba. -Przyznała szczerze.
-Mi też. Moja mama jeszcze o tym nie wie. Zresztą nikt prócz ciebie jeszcze o tym nie wie. Zakładam, że mama będzie narzekać, że wydaje oszczędności firmy. Ale... Już się chyba nastawiłem, że ten pałac jest mój. Swoją drogą, chcę zlikwidować parę stanowisk. Uważam, że nie które z nich istnieją bez sensu.
-Chcesz zwolnić więcej ludzi? -Przeraziła się.
-Więcej? -Zerknął na Kornelię uważnie.
-Adam mi wspominał, że wszyscy się boją o swoją pracę, bo robisz 'porządki'. -Wyjaśniła.  Spodziewała się, że będzie zły, że Adam mówi jej o takich rzeczach, ale na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Tyle że tym razem wredny.
-Taak... Powiedz mi Kornelio. Do czego mi kierownik, na przykład działu sprzedaży, jeśli ma swojego zastępcę, który wszystko za niego robi? Hmm?
Kornelia się zaśmiała.
-Nie wiem. -Przyznała szczerze.
-Ja właśnie też nie wiem. -Pokręcił głową. -Moim zdaniem, jeśli ma kierownik zastępcę, to znaczy, że kierownik sobie nie radzi na swoim stanowisku pracy. Jeśli pracuje w jakimś dużym przedsiębiorstwie, to może mieć. Ale moje nie jest duże. Więc zakładam, że nie godne jest mianować takiego człowieka kierownikiem. Zajmuje tylko miejsce komuś, kto naprawdę się na tym zna i jest godny takiego miana. Chcę kierownika jakościowego, który nie potrzebuje zastępców. Rozumiesz?
-Ty też masz zastępcę. -Zauważyła. I dopiero gdy to powiedziała, usłyszała, jak to zabrzmiało. A zabrzmiało to źle. Jakby mu zarzucała, że sobie nie radzi.
Bill obdarzył Kornelię stosownym do sytuacji wzrokiem - gardząco.
-Mam zastępcę Kornelio, nie dlatego, że sobie nie radzę. Tylko dlatego, że mnie tu nie było i zanim się wdrożę odpowiednio w temat i ruszę ze wszystkim, będzie mi on potrzebny.
-Jeśli już to zrobisz, zwolnisz ją? -Ucieszyła się w duszy.
-Nie wiem jeszcze, czy ją zwolnię, ale na pewno nie będzie moim zastępcą... Cały czas wierzę w to, że Tom się zgodzi. -Pan Kaulitz przygasł, mówiąc ostatnie zdanie. -A ja zajmę się tylko projektowaniem i pokazami...
Kornelia znowu czuła ochotę przytulenia się do niego. A raczej przytulenia jego do siebie. Coraz większą miała również ochotę sama porozmawiać z Tomem i spróbować go namówić. Wiedziała, że to nie jej sprawy, że nie powinna się wtrącać, ale może się uda, a Bill będzie wtedy szczęśliwy...
-Dlaczego więc nie awansujesz jej...? Jeśli Tom się nie zgodzi...
-Nie ma takiej opcji. -Uciął od razu. -Chodźmy się przejść wokoło... -Podniósł się, otrzepując od razu swe spodnie w miejscu tyłka. Kornelia wzięła z niego przykład. Przeszli się dookoła budynku, robiąc mały przystanek jeszcze na podwórzu. Druga fontanna była nieco mniejsza. Pan Kaulitz tak jej na opowiadał, że wyobrażała sobie już wszystko funkcjonujące. Wyobrażała sobie siebie w pięknej sukni o wyrazistym kolorze, przechadzającą się po tym ogromnym ogrodzie wśród kwiatów i On piękny Książę z bajki podążający jej ścieżkami...
Pan Kaulitz był już jedną nogą w pałacu. Dzisiaj miał już pewność, że będzie jego. Wystarczyło wykonać jeden telefon, a czekanie pół miesiąca na tę chwilę się opłacało. Miał też okazję, by wyjaśnić między innymi jej pobyt w Niemczech. Jednak gdy zerknął na nią, powstrzymał się jeszcze na chwilę.
Skupiała rozmarzony wzrok w przeciwną stronę pałacyku. Prawie że czarne oczy połyskiwały jej od łez. Bardzo mu się podobała w tym momencie. Wyglądała jego zdaniem tak pięknie, że mimowolnie uniósł dłoń, by pogłaskać ją po kruczoczarnych włosach. W ostatniej chwili się opamiętał. Żołądek mu się zacisnął z lekkiego stresu, ale całe szczęście nie zwróciła na niego uwagi. Dlatego odetchnął w duszy, krytykując się ostro w myślach.
-...Zapewne się zastanawiałaś, dlaczego kontrakt jest na trzy miesiące, skoro miałaś mieć tylko jedną sesję... -Zaczął powoli, nie spuszczając z niej wzroku.
Kornelia przeanalizowała jego słowa. Przyznała w duchu, że kompletnie o tym nie myślała. Jej radość z pobytu tutaj przysłoniła tę sprawę. Choć teraz wydawała się jej bardzo dziwna.
-Dlaczego? -Zapytała, skupiając na nim swój wzrok. Niestety miał identyczne spojrzenie jak w jego gabinecie. Dlatego nie mogła utrzymać z nim kontaktu wzrokowego dłużej niż parę sekund. A motyle zaczynały zlatywać się do jej brzucha.
-Między innymi dlatego.
Kornelia zerknęła na pałac, nie rozumiejąc za bardzo.
-Chciałeś mi pokazać pałac?
-Też... Jednak bardziej myślałem o twojej pracy. Pracy tutaj. Wspominałaś wiele razy, że chcesz otworzyć swój kurort. Nie jeden już, a dwa. W pałacu powstanie moja firma. Więc jakby rodziła się na nowo. Uważam, że to dobry pomysł, żebyś mogła za praktykować tworzenie miejsca pracy od podstaw. Co o tym myślisz?
Kornelii oczy się powiększyły z nadmiaru narastających emocji. Teraz dopiero poczuła się wyjątkowo! Teraz dopiero czuła prawdziwą radość. Właśnie w tym momencie, czuła jak szczęście się w końcu do niej uśmiechnęło.
-Panie Kaulitz! -Zawołała z szerokim uśmiechem, choć lekkim przerażeniem w oczach. -To nie możliwe, że chcesz na mnie zrzucić całą tę posesję! -Pokazała dłońmi.
Bill się lekko uśmiechnął. Podejrzewał, że to właśnie znaczyło 'zgadzam się'.
-Jest możliwe.
-Nie boisz się? -Nie wierzyła.
-Dlaczego mam się bać? Przecież nie zburzysz tego, tylko odrestaurujesz. Nawet nie ty osobiście. Będziesz administrować cały przebieg remontu. Gdy ten się skończy. Dam ci wtedy wolną rękę w wystroju. Chciałbym ci tylko powiedzieć jedną ważną dla mnie rzecz. Gdybyśmy się tu przenieśli, zyskałbym od razu renomę. Ten pałac sam sobą narzuca tchnienie bogactwa w moje projekty. Wszyscy pracownicy mają czuć ten klimat wysokiego poziomu. Mają czuć, że pracują w wysoko postawionej na rynku domu mody. Mają być dumni, że mogą tu pracować. A to wiąże się z szacunkiem. Ty, Kornelio przynajmniej zapoznasz się z moją firmą, dzięki czemu będziesz, choć w jakimś stopniu łatwiej na studiach. Same plusy.
-Mógłbyś mi pokazać swoje notatki z wykładów... -Napomknęła na marginesie.
-Nie Kornelio. Gdy się zapisuje, więcej się zapamiętuje. Przykro mi.
Kornelia przekręciła oczami.
-Kornelio... -Pan Kaulitz z gardził czarnowłosą.
-Przepraszam. Zapominam się... -Wyszczerzyła się, przepraszająco. -Więc dlatego mi mówiłeś, kto, gdzie miałby być, tak? -Zauważyła, już wszystko rozumiejąc.
-Oczywiście. Proszę się określić czarno na białym. Podejmiesz się tego?
Kornelia znowu otworzyła szerzej oczy i jeszcze raz objęła pałac swym wzrokiem.
-Boję się trochę... A jak coś zrobię źle? Albo zrobię coś, co panu się nie spodoba?
-Załatwimy to. Wynajmiesz wszystkie meble, jak się da. Musi się udać, nie ma innej opcji, jeśli mi się spodobają, zostaną, jeśli nie, weźmiemy inne. Jednak wątpię, że mogłoby mi się nie spodobać.
-Skąd to założenie?
-Skąd? Wystarczył mi widok twojego wnętrza domu. Pytałem Roberta, kto urządzał dom. Odpowiedział, że ty Kornelio. Bardzo mi się podoba. Prostota z elegancją i smakiem. Twój dom uświadomił mi, że nawet wyraźne kolory mogą być gustowne. Czego zawsze się bałem stosować, to tak na boku. -Zaznaczył. -Jeśli chodzi o pałac. Nie chciałbym zbyt dużo kolorów. Ma być wszystko stonowane. I nadal nie usłyszałem odpowiedzi. Ponieważ jeśli się nie zgodzisz, bez sensu marnuję swój czas.
-Zgadzam się. -Błyszczały jej oczy. -Jestem prze szczęśliwa, że mogę takie coś zrobić!
-Prze szczęśliwa, że możesz takie coś zrobić? -Uniósł ironicznie jedną brew.
-Oh... -Również się z irytowała. -Uszczęśliwiłeś mnie, panie Kaulitz. Nawet nie masz pojęcia, ile to dla mnie znaczy. Nawet nie marzyłam nigdy, żeby urządzać PAŁAC. To jest coś niesamowitego! -Nadal nie wierzyła. -Zrobię wszystko, żeby było idealnie. -Oświadczyła pewna swoich słów.
-Taka odpowiedź mi się podoba. -Wyciągnął do niej dłoń, a ona z uśmiechem ją lekko uścisnęła. Jednak blondyn jej nie puścił. Zmarszczył brwi.
-Co? To znaczy. Słucham? -Miała ochotę znowu przekręcić oczami, bo znowu coś mu się nie podoba.
-Zakładam, że nikt nie uczył cię witania... -Nadal trzymał jej dłoń.
-Jak można uczyć się witania? -Wyśmiała się trochę.
-Panno Millian... -Pogardził. -Wszystkiego się człowiek uczy i trwa to całe życie. Uważam, panno Millian, że pani jest ze mną nie szczera, niepewna lub po prostu nie chce pani ze mną rozmawiać. -Uwolnił jej smukłą, małą dłoń z uścisku.
Teraz Kornelia uniosła zaskoczona brew.
-Przecież wiesz, że tak nie jest.
-Po pani uścisku dłoni tak właśnie się poczułem. Przekażę ci małą wskazówkę na przyszłość. Gdy podajesz dłoń, łuki kciuków muszą się stykać z łukami kciuków drugiej osoby. Uścisk ma być pewny tego, co właśnie powiedziałaś i wiarygodny twojej osoby. Przy tym, nie tracąc kontaktu wzrokowego. -Wyciągnął do niej dłoń. -Dziękuję, że się pani zgodziła panno Millian.
Kornelia zrobiła tak, jak powiedział, jednak nie mogła powstrzymać głupiego uśmiechu.
-Niezmiernie mnie pan poruszył swym pokładaniem we mnie zaufania. Czuję się zaszczycona panie Kaulitz. Będę robić wszystko, co w mojej mocy, żeby pan się na mnie nie zawiódł.
Bill miał uśmiech na twarzy.
Puścili swe dłonie.
-Potrafisz się wysławiać. Dlaczego więc tego nie robisz?
-Gdy się czuję... Nie wiem, jak to ująć w słowa... Gdy czuję radość i pewność... Gdy czuję się traktowana poważnie, przychodzi mi to z łatwością, ale nie cały czas się tak czuję. Często najzwyczajniej w życiu mi się nie chce. -Przyznała z uśmiechem.
-Chciałbym więc, żebyś czuła się zawsze szczęśliwa i pewnie. I postaram się traktować cię poważnie.
-Tak bardzo ci na tym zależy?
-Oczywiście. Idealizm nie bierze się znikąd. Trzeba zadbać o szczegóły, by taki był.
-No tak... Mówiłeś mi to już...
-Dokładnie.
Obdarzyli się swym głębokim spojrzeniem.
-...Nie wiedziałam, że mój dom zrobił na tobie takie wrażenie... -Przyznała po chwili. -I, że w ogóle zwróciłeś na to uwagę...
-Szczerze mówiąc, to mi się spodobał, gdy pierwszy raz do niego wszedłem. Potem moja mama się zachwycała wystrojem. Spytałem Roberta podczas jednej z rozmów i stwierdziłem z moją mamą, że możesz mieć do tego rękę i nawet o tym nie wiesz.
-...Zaraz... Pani Simone była chyba u mnie tylko raz i to na dodatek dzień przed wyjazdem. To znaczy, że rozmawiałeś z moim tatą później?
-Tak. Jesteśmy w kontakcie telefonicznym.
To było dopiero dla czarnowłosej zaskoczeniem.
-W jakim celu się kontaktujecie? To znaczy...
-Chcesz wiedzieć, o czym rozmawiamy? -Wtrącił.
-Tak... -Odrzekła nieśmiało.
-Kornelio, sądziłem, że to jasne.
-Chyba jednak nie...
-Robert jest klientem mojego brata. -Odrzekł, jakby to było logiczne.
-No tak... -Przyznała z lekkim wstydem.
Tak czy siak, i tak tego nie rozumiała, ale wolała już nie dociekać, nie chcąc wyjść na wścibską, po tym, jak już wpadła z podsłuchiwaniem jego rozmów.


CDN

Komentarze

  1. Ach!!! :D Jak cudownie, że się dzieje :3 Brak mi tu tylko romantycznego zakończenia.. ;-; Zabij mnie, ale faktycznie niemal widzę ich oczami wyobraźni spacerujących razem po tej przyszłej siedzibie domu mody a później całują się w świetle pięknej pełni księżyca! :P Wybacz.. Zapędziłam się :P Zwyczajnie.. Cholera.. Romantyczka ze mnie wychodzi gdy czytam Twoją historię :P Nie mogę się doczekać kolejnej części ;)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ohh, jak miło kochana :* Ja chyba aż taką romantyczką nie jestem, ale postaram się takie urywki powrzucać w tą historię. (Choć nie widzę sobie tego sztywniaka w romantycznej roli xD) Miło mi, że wpłynęłam tak bardzo na twoją wyobraźnię. :D
      Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń
  2. Strasznie mi się podoba, jest świetny.
    Widać że Bill coraz bardziej pokazuje że jest dla niego ważna. Świetny odcinek 😘
    Nie mogę się doczekać kolejnego.
    Pozdrowionka
    Wiolka

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, zaskoczył mnie ten odcinek. Mam nadzieję, że Kornelia podoła zadaniu, które Bill jej powierzył i pięknie urządzi mu nowe biuro.
    Komentuję każdy odcinek i powoli brakuje mi słów zachwytu, lecz mam nadzieję, że będę w stanie jeszcze znaleźć miłe słowa, które określiłyby, jak podoba mi się Twoje opowiadanie. :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg