26. Niewinność

No to przed Wami bardzo wyczekujące momenty, mam nadzieję, że zaspokoję Wasz 'głód'. ;)


26


Niewinność


Sobotę Kornelia przesiedziała w domu. Trzygodzinna lekcja języka, pół dnia na video rozmowie z Harumi i Nikodemem i kolejną książką połknięta w całości na dobranoc. Niezbędne kompendium kierownika. Zapoznała się z sytuacjami, z którymi zmaga się teraz pan Kaulitz. Mianowicie czytała o zarządzaniu zmianą, dyscyplinowaniu pracowników, jak i ich zwalnianiu. Ta książka uświadomiła jej, że nie ma żadnej reguły na zarządzaniu ludźmi. Wnioski, jakie wyciągnęła, były na tyle śmiałe, że twierdziła teraz, że informacje zdobyte ze studiów, są podstawowymi, przykładowymi założeniami, jak wybrnąć z danej opresji, jak odnieść sukces. A to, co dzieje się w firmie jest już indywidualną sprawą każdego menadżera, czy kierownika. To on decyduje o wszystkich ruchach. Nigdzie nie ma napisane, co, jak i gdzie trzeba zrobić i w jakim momencie. Obmyśla to właśnie On. Na podstawie wiedzy uzyskanej ze studiów, błędów popełnionych przez innych, dobrych haczykach, które są przydatne, to tylko wiadomości, co można zrobić i czego można uniknąć. Nie ma żadnych reguł.
Dlatego pan Kaulitz wydawał się Kornelii teraz bardzo... Jakby bardzo trzeźwo, racjonalnie i odpowiedzialnie myślącym człowiekiem. Odważył się przyjąć takie stanowisko. Więc musiał być pewny, że da radę ze zmaganiem się z problemami. A jego mózg musi pracować codziennie na pełnych obrotach. Nie może sobie pozwolić na słowa "dziś mi się nie chcę, nie zrobię tego...". Kornelii zdaniem, mogło być to porównane z uwięzieniem psychicznym. Już się nie dziwiła, dlaczego tak często rozmawiali o firmie. On nią żył. Była dla niego ważna. A ambitny prezes, oddaje się swej firmie w całości. Tak, jak zaczął robić to pan Kaulitz.
Współczuła mu z drugiej strony. Ten człowiek nie mógł się rozluźnić. Dlatego ostatnio, gdy tylko go widziała, widziała u niego zaczerwienione, przemęczone oczy. I nie dosyć, że rozpoczął takie życie, bez pomocy swej matki, z małą pomocą Toma i z pomocą Ali... Ona robiła mu jeszcze pod górkę i na pewno nie była jedyna... Już rozumiała jego gniew.
"-Zamiast iść do przodu, marnujemy czas na cofanie się..." -Narzekał z ogromem pretensji.
Po raz kolejny, leżąc w łóżku, napisała wiadomość.
"Panie Kaulitz. Jeśli Pan nie pozwoli mi się przeprosić, będę żyła z poczuciem winy, że uprzykrzam życie komuś, kto na to nie zasługuje. Nie leży to w mojej naturze. Dlatego nalegam, żeby dał mi Pan szansę. Jeśli nie chce dać mi Pan szansy, niech Pan powie mi to wprost, a przestanę zadręczać Pana swoją osobą... " -Bała się to wysłać. Wiedziała, że sama wyznaczyła sobie cele i wcale ten drugi cel, jej się nie podobał. Wydawało się jej jednak, że postąpi tak rozsądnie i dojrzale. Tak. Książki dawały swój urok... Wysłała i zacisnęła powieki.
Kornelia nie miała pojęcia, jakby wyglądało, przestanie zadręczania pana Kaulitz swoją osobą. Sądziła, że na pewno przestałaby się z nim spotykać prywatnie. Co niezmiernie ją smuciło... Aż żałowała, że w ogóle to napisała. Miała nadzieję, że jednak ich znajomość, ich relacje, ich długie rozmowy w Los Angeles, nie były czymś nieważnym...
Nie oczekiwała na odpowiedź. Ułożyła się do spania z pełną głową burzliwych myśli. Gdyby jednak przystał na tę drugą opcję, zostałby jej kontakt tylko służbowy. Cofnęliby się wtem parę miesięcy w tył, do momentu, gdzie mówiła mu tylko 'dzień dobry', gdy odwiedzał jej tatę.
Podświadomie zerkała na wyświetlacz telefonu. Wsłuchiwała się w przejeżdżające auta za oknem. Co jakiś czas przechodziła grupka ludzi, która głośno ekscytowała się swoimi emocjami. Cóż się dziwić. Była sobota. Zapewne szli na jakąś imprezę, rozluźnić się po całym tygodniu pracy, lub szkoły.
Schowała telefon pod poduszkę, gdy po raz kolejny zerknęła na ciemny wyświetlacz. Już prawie zasypiała, gdy usłyszała stłumione pukanie do drzwi.
W jednej sekundzie serce mocniej jej zabiło, a powieki tak, jak przed chwilą były bardzo ciężkie, teraz wydawały się, jakby wcale ich nie miała. Odsapnęła, gdy usłyszała szczekanie jakiegoś małego psa za ścianą.
-Kto niby miałby do mnie pukać!? -Zawołała w myśli ironicznie. Aż śmiejąc się pod nosem ze swojej naiwności.
Pukanie ponownie się rozległo, na które już nie zareagowała. Ale korzystając z chwili, gdy była przebudzona, powędrowała do łazienki, zrobić co swoje. Gdy z niej wychodziła, dźwięk pukania był nadzwyczaj wyraźny, a serce znowu zadrżało. Po cichu więc przemierzyła krótki przedpokoik do salonu i zerknęła przez judasza, upewnić się, że to nie do niej i wrazie co, gdy ktoś się pomylił, odesłać go.
Niestety nie był to nikt, kogo nie znała. A może stety. Czarna bejsbolowa czapka ukrywała czyjąś głowę. Ciemna bluza z kapturem.
-Adam? -Przeszło jej przez myśl, ale zaraz odrzuciła tę myśl, ponieważ zauważyła kawałek lekkiego zarostu.
-Tom? -Jeszcze bardziej się zaskoczyła. Ta myśl wprawiła Kornelię w lekkie zaniepokojenie. Coś musiało się stać, że przyszedł. Ostatecznie, uchyliła zażenowana drzwi. Zażenowana, ponieważ miała na sobie tylko krótką koszulkę do spania.
Jego błyszczące, znowu lekko zaczerwienione oczy były dla niej ukojeniem. To wcale nie był Tom. To był On. Zamaskowany Bill Kaulitz. Jeszcze nie wiedziała, co ma oznaczać jego osoba, o takiej porze w jej domu, ale już się cieszyła, że w ogóle pozwolił się jej oczom zobaczyć.
Blondyn zmierzył ją bez problemu, wcale się z tym nie kryjąc. Kornelia poczuła się obnażona i odruchowo złapała za koniec delikatnie błyszczącego materiału, ściągając go w dół.
Uśmiechnął się lekko.
-Nie przeszkadzam?
-...Nie. Wejdź... -Mówiła zestresowana, kryjąc się lekko za drzwiami. Pan Kaulitz wszedł do środka. Odstawił na półwyspie papierową torebkę i odwrócił się za dziewczyną.
Kornelia dopiero teraz przypomniała sobie, że powinna zamknąć drzwi i się odziać.
-Przepraszam na chwilę... -Odwróciła się, chcąc zamknąć drzwi. Jednak nie skończyła mówić i nie zdążyła ich zamknąć, ponieważ pan Kaulitz do niej podszedł. Był wyższy niż zwykle, bardzo się jej to rzuciło w oczy, gdy chciała zerknąć na jego kołnierzyk, a spojrzała na klatkę piersiową. No tak. Nie miała na sobie obcasów.
Poczuła na boku swojej głowy jego dłoń. Stado motyli przeleciało przez jej brzuch. Delikatnie pogłaskał ją po włosach, a ona przełknęła zbierającą się w nadmiarze ślinę.
-...Przepraszam... -Odważyła się powiedzieć, po czym zerknęła w górę, w jego oczy. -Jest mi wstyd za to, co powiedziałam... I... Oczywiście... Dostosuję się do pana decyzji...
-Cieszę się... -Wymruczał ściszonym tonem głosu, który spowodował na jej ciele miły dreszczyk.
Kornelia opuściła głowę. Czuła się naga w tym momencie, przy tym mężczyźnie. Przynajmniej tak na nią patrzył. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić.
-Więc poza pracą nie będzie między nami nic... Tak? -Zapytała nieśmiało, wcale na niego nie patrząc.
-A było między nami coś poza nią?
Poczuła piekące policzki.
-...No nie... -Odrzekła na wydechu. Czuła kolejnego kopniaka w tyłek.
-...Odnoszę cały czas wrażenie, że każde moje słowo, odbierasz zbyt dotkliwie... Czy to prawda Kornelio?
-...Można tak powiedzieć... -Przyznała już bez żadnej nadziei na cokolwiek z jego strony. Ale jego dłoń nie dawała o sobie zapomnieć. Miała ochotę zostać w tej sytuacji po wieki, by już nigdy nie raczył jej puszczać...
-Dlaczego tak jest? Potrafisz mi to wyjaśnić?
Zerknęła mu w oczy. Czuła, że robią się jej bardziej wilgotne niż zazwyczaj, jednak nie zamierzała już tego skrywać. Skrywać tak bardzo swych uczuć. Jeśli to miał oznaczać koniec ich prywatnych spotkań, to Kornelia właśnie zaczynała pękać.
-Nie potrafię... Pana słowa... Są po prostu dla mnie ważne...
-To źle z jednej strony, nie uważasz?
Jej oczy zaszkliły się już tak bardzo, że opuściła głowę. Nie mogła już dłużej patrzeć mu w oczy i robić sobie tę cholerną nadzieję, przez którą tak bardzo zaczynała czuć ból.
-Powiem coś... Coś bez namysłu i nawet nie będę wiedzieć, że cię tym uraziłem... To nie jest dobre... Ponieważ nie chciałbym cię urazić w niezamierzonej sytuacji.
-...Nie wiem, jak mam to zmienić... -Przyznała, kręcąc lekko głową.
-Dlaczego znowu płaczesz? -Zapytał znowu bardzo spokojnie i ciepło.
-...Nie wiem... Wzruszam się jak niedoświadczony jeszcze szczeniak z byle gówna.
Jego dłoń się zatrzymała, gdy to powiedziała. A on sam nie mógł uwierzyć, że powiedziała takie zdanie w jego obecności, na dodatek do niego!
-...Kornelio... Chyba nigdy się nie przyzwyczaję, do twoich odzywek. Jak możesz porównywać się do szczeniaka? -Emocjonował się. Ściągnął z jej włosów dłoń.
-Czasami się tak czuję... Jak na przykład teraz, panie Kaulitz... Zachowałam się szczeniacko z tym kontraktem, wiem, że pan tak o mnie teraz myśli, na dodatek ciągle ryczę z byle gówna. Albo nie radzę sobie ze swoimi emocjami, albo może jestem słaba. Nie wiem... -Spłynęła jej łza, którą szybko otarła.
-W życiu popełnia się miliony błędów, ale nie można się z ich powodu tak bardzo załamywać. Będą kolejne, na które trzeba mieć siłę.
-...Nie mam jej... -Pokręciła głową i odeszła od niego, rozpłakując się.
Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że zależy jej na nim. Że to dla niego tu przyjechała... Że to przez niego zrobiła takie głupstwo... Że wyobraża sobie o nim, więcej niż mu się wydaje. Że ciągle o nim myśli. Że zawładnął jej osobą i każde jego źle dobrane słowo, rani ją z podwójną siłą. Że boli ją, fakt, że tata ma ją gdzieś. Że jest tu sama. Zależna. Że dołuje ją jego złe samopoczucie i po prostu sobie z tym wszystkim nie radzi...
Płakała. Szukała szlafroka i jak na złość nie mogła znaleźć. Otworzyła szafę, po jakąś bluzę. Oczywiście, że takich rzeczy nie zabrała ze sobą...
Bill przełknął ślinę z milionem pytań w głowie. Zmartwił się jej stanem psychicznym. Nie sądził, że jest aż tak źle, a najgorsze było to, że nie chciała nic mówić...
Poszedł za nią. Gdy zobaczył ją krzątającą się po pokoju, zapłakaną, tknęło go coś. Podszedł do niej i najzwyczajniej w świecie przytulił do siebie. Ona odwzajemniła gest dopiero po chwili. Dał się jej wypłakać. Głaskał ją po plecach, włosach... Chciał ją uspokoić.
Usiedli na jej łóżku, nie wypuszczał jej z ramion. Zrobił to tylko dlatego, bo musiał się mocno garbić i bolały go plecy po dłuższej chwili.
-...Przepraszam cię... -Usłyszał stłumiony głos Kornelii.
-Kornelio. Przeprosiłaś mnie już nie raz. Nie musisz więcej tego robić. -Przeraził się  na myśl, że to przez niego się tak zachowuje. -Przyjechałem do ciebie... Kupiłem wino, chciałem po prostu spędzić z tobą czas... Powiedzieć ci, że ci wybaczam... -Mówił zdeterminowany.
Rozejrzał się wzrokiem po jej części pokoju. Pierwszy raz był tutaj, w jej sypialni i nawet mu się podobało. Zapalona nocna lampka dawała miły, ciepły nastrój. Nic nie rzuciło mu się w oczy prócz otwartej szafy z samymi sukienkami na wieszakach. Dopóki nie zauważył, wystającego kawałka książki spod poduszki. Przytulał ją, a drugą ręką wysunął książkę spod poduszki. Sądził, że to jakaś miłosna powieść, o której Kornelia mu wspominała, ale widok planszy do szachów, tytułu "zarządzanie przedsiębiorstwem" i napis 'podręcznik akademicki', bardzo go zaskoczył. Nie rozumiał. Przecież został jej jeszcze rok, a to kupa czasu na takie podręczniki. Rozejrzał się dookoła, po pomieszczeniu. Na komodzie leżało wiele więcej książek. Zaintrygował się.
-Powiesz mi, co się z tobą dzieje? Czy nie chcesz o tym rozmawiać? -Kontynuował po chwili, gdy usłyszał, że jej płacz już minął.
-...Nie chcę...
-Nie możesz się tak zamykać, wiesz o tym...
-Wiem, ale nie potrafię jeszcze o tym mówić... -Wyjaśniła, odsuwając się od niego. -Przepraszam cię, za mój wybuch...
-Nie szkodzi... Ale to znaczy, że coś się stało, tak?
-...Nie. -Otarła łzy, przeczesała nerwowo włosy.
Bill skupił na niej swój wzrok. Widok jej wystającej bielizny spod jedwabnej koszulki, pozwolił mu poczuć swą męskość. Jego wyobraźnia zaczynała się wyolbrzymiać. Brak wyczucia zapięcia od stanika na plecach, wydawała mu się bardzo kusząca, a ona sama nawet nie wiedziała, że przeczesując tak niedbale włosy, działała na niego wiele bardziej, niż jakieś seksowne spojrzenie innej dziewczyny. Doszedł do wniosku, że chyba najbardziej z tych wszystkich wymienionych rzeczy, działa na niego świadomość, że ona to wszystko robi bez namysłu. Kompletnie nie świadomie. Ściąganie koszulki w dół przy wejściu, było bardziej podniecające, niż widok nagich piersi. Jej nagie uda, które stykały się z jego udami, dopełniały wszystko. Czuł, jak robi mu się gorąco. Czuł, jak krew zaczyna krążyć w jego żyłach wiele szybciej. Jej rozchylone usta, przez katar, który jej uniemożliwiał oddychanie, były bardzo kuszące i to było tylko dowodem na to, że pan Kaulitz zaczynał przestawać kontrolować swoje myśli. Tak bardzo chciał położyć na jej udzie dłoń. Patrzył na nie, czuł ich ciepło, ich delikatna skóra aż się prosiła, żeby to zrobić.
Zacisnął pięści, biorąc głęboki oddech. Ona nawet nie wiedziała, że siedząc tak, przez przypadek było widać jej bieliznę. Była taka niewinna w tym wszystkim, co robiła. Tak niewinna, że aż kusząca.
Złapał jej dłoń, którą nadmiernie ocierała oczy. Czuł, jak spina się jej ciało, a przez to i jego. Zmierzył jej twarz. Jej wstydliwa mina była, jak kolejny powód, by móc się do niej zbliżyć bardziej niż zwykle. Pogłaskał ją delikatnie po dłoni. Już sobie wyobrażał, że dotyka jej ud... Drugą dłoń przeniósł na jej policzek. Kciukiem pogłaskał ją po nim. Spojrzała na niego. W końcu się odważyła. W końcu ich wzrok się spotkał. Jej oczy połyskiwały, chyba zrozumiała, co się dzieje, bo zamknęła usta. Zmierzył powoli jej twarz. Podciągnęła cicho nosem i oblizała nerwowo usta, zostawiając je jednak otwarte. Widział, jak spuszcza z siebie powietrze. Jego kciuk powędrował na nie, a on zachłannie się temu przyglądał. Przełknął ślinę, czując wydatność jej ust, które przy jego dotyku, zmieniały seksownie swój kształt. To było dla niego już za wiele. Zerknął w jej oczy. Błyszczały jeszcze bardziej, niż przed chwilą i niewinnie, nieśmiało na niego spoglądały. Nie wytrzymał. Zbliżył się do niej ostrożnie. Nie odsunęła się, to był znak, że może sobie na to pozwolić.
Poczuła na sobie jego ciepłe, miękkie usta. Nie myślała o niczym. Z jej głowy wyparowało dokładnie wszystko. Jego ciepły oddech, wprawiał ją o miłe dreszcze, a podbrzusze czuła doskonale. Całował ją delikatnie i zaczepnie. Była pogubiona. Zamarła. Poddała się chwili. To była najpiękniejsza w jej życiu chwila. Tak cudowna, że aż nie wierzyła, że dzieje się to naprawdę. Przymknęła powieki. Jego delikatny zarost delikatnie ocierał się o jej skórę. Pierwszy raz w życiu całowała się z mężczyzną posiadającym zarost. To było bardzo męskie z jego strony. Powoli zaczynała się rozluźniać, ale gdy już to robiła, poczuła na swych ustach koniuszek jego języka. Zakręciło się jej w głowie. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje. Po raz kolejny zamarła. Sprawiał u niej pragnienie coraz odważniejszych posunięć. Jednak na żadne z takich się nie odważyła.
Odsunął sie od niej delikatnie. Obydwoje przełknęli ślinę w tym samym momencie. Ich wzrok ponownie się spotkał. Czuli na sobie swoje oddechy. Jej obecny wzrok, tylko jeszcze bardziej go prowokował, a jego usta miały ciągle mało.
Rzeczywistość uderzyła mocno o jej głowę. Siedziała przy nim pół naga. Spuściła wzrok. Widok swojej bielizny mocno podniósł jej ciśnienie. Natychmiast ściągnęła materiał w dół. Czuła się, jak zwykła kusicielka, a to w tym momencie nie było dobre. Już rozumiała, jak pan Kaulitz musiał to odebrać. Sądziła, że to właśnie ona wywołała wilka z lasu. Myśl, że jednak to Bill Kaulitz, że ta sytuacja może się więcej nie powtórzyć, kusiła, by móc się oddać chwili. Jednak myśl, że mogłaby to zrobić, a on mógłby ją potem uważać za łatwą, za... Za nic, tak naprawdę, była o wiele silniejsza.
Odsunęła się od niego. Nie chciała, żeby czuł się odepchnięty, ale jej myśli mówiły tylko jedno 'uciekaj!'. Dlatego podniosła się na równe nogi, robiąc dwa kroki w tył. O mało co się nie przewróciła o wywalony z szafy przed paroma minutami ciuch. Całe szczęście odzyskała równowagę. Pierwszy raz w życiu była w takiej sytuacji. Kompletnie nie wiedziała, jak ma się zachować, co zrobić, co powiedzieć, czy w ogóle coś mówić, czy wyjść, czy stać tam jak wryta w podłogę, dokładnie tak, jak teraz.
Bill przyglądał się jej chwilę. Opanował oddech. Zacisnął zęby. Klął na siebie w myśli. Czuł się naiwnie w tym momencie, że myślał, że ot, tak dostanie to, czego chce. Czuł, że wyszedł przy niej, jak jakiś napaleniec. Wcale nie chciał, żeby za takiego go uważała.
Podniósł się z łóżka w milczeniu.
-Przepraszam. -Odrzekli w tym samym momencie. Zaskoczyli się obydwoje.
-To ja przepraszam. -Odezwała się pierwsza. Wyszła z pokoju, udając się od razu do łazienki. Czapnęła z wieszaka hotelowy szlafrok i szczelnie się nim owinęła.
Kaulitz zacisnął mocno pięści i uderzył nimi w powietrze. Rozejrzał się ślepo po sypialni. Zawsze miał to, co chciał i zawsze dostawał to, co chciał. Pamiętał, jak się przechwalał bratu, że go nigdy nie odepchnęła kobieta. Czuł się zażenowany. W ogóle się na taką opcję nie szykował. Na dodatek przeprosiła. Przecież nie miała za co go przepraszać, to on powinien to zrobić. Jej słowa go mocno poruszyły.
Gdy się odwrócił za siebie, by móc odszukać Kornelię, zobaczył ją w progu, trzymającą kurczliwie puchaty, biały materiał.
Podszedł do niej i złapał za ramiona. Widok jej zmieszanej twarzy, jej lekko przerażonych oczu, dobił ostatecznie.
-To ja cię przepraszam... Słyszysz? -Odrzekł nerwowo.
Kornelia skinęła lekko głową.
On ujął jej podbródek i uniósł ku górze.
-Spójrz na mnie...  -Rozkazał ciepło. Zrobiła to, a on kontynuował. -Na drugi raz, proszę cię, żebyś szybciej się w coś ubrała...
Skinęła głową, czując się nadal winną.
-Cieszę się, że się rozumiemy. Wszystko okay?
Ponownie skinęła głową.
Pogłaskał ją po policzku.
Cieszyła się, że jednak tak się to skończyło.
-Proszę cię, żebyś nikomu o tym nie wspominała.
Skinęła głową.
-...Kornelio...
-Hmm...?
-...Czuje się jak gówniarz... -Skomentował się i zarazem wyśmiał sam z siebie.
-Wiesz... Każdy ma w sobie coś z dziecka. Nawet taki prezes jak ty.
Bill zmarszczył brwi.
-Co to ma znaczyć 'taki prezes jak ty'?
-Heh. Taki żądny władzy, przez co jest mega... Uroczy... -Wydusiła z siebie. Była w szoku, że z taką łatwością, mogła tak go określić.
-Mów tak częściej. -Uśmiechnął się szeroko. -Dobrze Kornelio. Chciałbym ci życzyć miłych snów. Dziękuję, za... Spotkanie... Dobranoc. -Chwilę jeszcze na nią patrzył. Jej zmieszanie leżało jak na tacy, dlatego wolał się wycofać, by mogła ochłonąć. Wyszedł z jej pokoju. Choć bardzo nie chciał stamtąd wychodzić, tak czuł, że takie zachowanie w tej sytuacji, będzie z jego strony najbardziej odpowiednie.
-Bill! -Zawołała cicho, spoglądając na niego z końca przedpokoju.
Drzwi wejściowe się nie zamknęły, otworzyły się szerzej i stanął w nich.
-Naprawdę musisz już iść? Przyniosłeś coś... -Wskazała głową na blat półwyspu.
Bill zerknął na papierową torebkę.
-Nie chcesz, żebym sobie poszedł? -Pragnął w duszy, żeby go zatrzymała.
-...Jeśli w torebce jest wino, to chyba wcale nie zamierzałeś dzisiaj wracać do domu.
-...To prawda. Nakryłaś mnie. Miałem inne plany dotyczące tego wieczoru... -Stał nadal w drzwiach.
-Jakie?
-Chciałem z tobą napić się wina i wyjść gdzieś do miasta. Ale jest już...
-Jest dopiero dwudziesta trzecia. -Wtrąciła. - I już wiem skąd to przebranie... Jeśli masz jeszcze ochotę, to możemy to zrobić.
Bill uniósł prowokująco brew, przez co Kornelia dopiero teraz zrozumiała, jak to zabrzmiało. Zaśmiała się mega zawstydzona.
-Przecież wiesz, że miałam na myśli twoje plany! -Zawołała z pretensją.
-Wiem, wiem... -Uśmiechał się.


CDN

Komentarze

  1. Bomba bomba mega bomba. Jestes fanstastyczna dziewczyno. Odcinek mega, az czuc bylo pozadanie. Oby wiecej takich...I coz wiecej mowic, czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek. Pozdrawiam i caluje Cie mocno. ;)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi miło *_* W końcu nie przeczytałam "krótki odcinek" hehe :P Cieszę się, że przypadł do gustu, postaram się więcej takich dawać ;)
      Również przesyłam buziaki! :*

      Usuń
  2. Jeeest! W końcu jakiś całus! <3 Doczekałam się :D Odcinek mega, czekam na więcej :D
    Nawet nie wiesz jaką radość mi tym FF sprawiasz :D Uwielbiam je :) No, ale nie zanudzam :P Pisz dalej :)
    Weny życzę i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz pojęcia, jaką radość TY sprawiasz swoimi komentarzami :D Jak zresztą wszyscy, którzy komentują :*
      Dziękuję i wzajemnie kochana :*

      Usuń
  3. Już myślałam, że to jakiś sen, ale na szczęście nie! Super, że w końcu do czegoś doszło między Billem i Kornelią. Liczę na więcej takich sytuacji.
    Mnie też jest trochę szkoda Billa. Jest taki młody i już stał się prezesem wielkiej firmy. To bardzo duża odpowiedzialność i na pewno nie każdy byłby w stanie podołać takiemu zadaniu. Ale super, że ma brata, który zawsze we wszystkim będzie go wspierał. To musi być fajne uczucie, posiadanie kogoś, kto zawsze będzie przy tobie. Na dobre i na złe.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg