36. Zatkane usta

Było już 18 pełnych karteczek? Jeśli nie, to przechodzę samą siebie tym rozdziałem.

Zapowiedź rozdziału nosiło wiele tytułów, tj.:

"Manipulacja uczuciami"
"Zabawa człowiekiem"
"Żądny władzy"
"Pijackie wywody"
"Nietrzeźwe posunięcia"
"Rycie bani"
"Cudze życie w obcych rękach"
"Człowiek podany na tacy"

Wybrałam tytuł "Zatkane usta" z celów, czystko przyciągających czytelników. Jednakże uważam, że każde z ww. tytułów o wiele bardziej pasuje do tego rozdziału. Wymieniłam je, ponieważ chciałabym, żebyście sami sobie dopasowali jedno z tytułów, lub nazwali rozdział, jak chcieli. Chętnie przeczytam oczywiście Wasze opinie w komentarzach.

Zapraszam do czytania, pozdrawiając wszystkich czytelników mojego bloga :*


36


Zatkane usta


Kornelia oszołomiona zerknęła w jego oczy głębiej, by móc się upewnić, że nie robi sobie z niej żartów. Nie wyglądał na takiego. A jego błyszczące oczy, spowodowały na jej twarzy uśmiech. Kompletnie nie wyobrażała sobie ich razem w tak pięknym miejscu. Nigdy nie była w tym mieście, ale stereotyp opisujący to miejsce 'romantyczne', sam w sobie zachwycał.
-Za weekend w Paryżu. -Odrzekła nieśmiało.
Jej ciało rozgrzało się na samą myśl, że będzie to ich pierwszy w życiu czas, poświęcony tylko dla siebie. Już nie mogła się doczekać! Aczkolwiek żołądek się jej zacisnął na kolejną myśl, dotyczącą ich miejsca spania... Ponownie na niego zerknęła. Czyżby miał wobec niej jakieś plany? Plany, których tak cholernie się bała. Wierzyła w to, że Tom dochował jej największej tajemnicy. Może, gdyby wiedział, nie proponowałby jej takiego wyjazdu?
-Rozmawiałaś ze swoim ojcem?
Takiego pytania się w ogóle nie spodziewała w takim momencie. Sprowadził ją na ziemię w jedną chwilę.
-...Tak... Czemu pytasz? -Zapytała niepewnie.
-Moja mama zaproponowała ci powrót do domu, skoro 'nie ma zdjęć'. Wolę się upewnić, że nie wzięłaś sobie jej słów do siebie.
-...Nie chcesz, żebym wyjeżdżała? -Teraz dopiero zrobiło jej się duszno. Bała się odpowiedzi, tak bardzo, że zacisnęła zęby. Pragnęła usłyszeć te piękne słowa. Wyczekiwała ich pełna nadziei.
-Podpisałaś kontrakt, więc nie wątpię, że spełnisz jego warunki.
-ALE MI ODPOWIEDZIAŁ! -Prychnęła w myśli, a słodkie napięcie ulotniło się w niepamięć. -On chyba w ogóle nie myśli o mnie w taki sposób, jaki ja myślę o nim... Dlaczego nie mogę tego zrozumieć? Tyle razu już mi dał to jasno do zrozumienia, a ja, jak idiotka ciągle czekam... Czekam i łudzę się, żeby dostać po tyłku znowu i znowu... -Pokręciła niewidzialnie głową.
-Tak? -Dopytał.
Kornelia zrozumiała, że chyba lepiej jej jest rozmawiać z nim wyimaginowanym w swojej głowie, niż realnie. A on na siłę przypominał o sobie, nie dając jej w tych pięknych, nierealnych chwilach trwać...
-...Jeśli podpisałam, to znaczy, że spełnię warunki, a ty nie masz się, o co martwić, o ile się martwisz. -Już sama nie wiedziała, jak ma odebrać jego słowa. Zawiesiła wzrok na białym płynie w naczyniu. Dzięki czemu zwróciła uwagę na swoje paznokcie. Były wręcz tragiczne. Na dniach musiała z nimi coś zrobić! Drugą dłoń wsunęła między swe uda, by Kaulitz przypadkiem nie widział jej odrostów.
-Nie martwię się. Ufam ci.
Zerknęła na niego ponownie. Zastanawiała się, czy on również czuł tą dziwną, sztywną atmosferę, czy tylko ona miała takie uczucie. Poza tym, że nie mogła przeżyć, że człowiek może być aż tak przystojny. Jego profil tak idealny. A jego usta były tak blisko niej, gdy teraz wydawały się być na końcu świata. Czuła je. Wystarczyło na nie zerknąć, by poczuć to, co czuła, gdy ją całowały.
Jego wzrok skupił się w dziewczyny prawie czarnych tęczówkach. Kornelia czuła, jakby ją nim przytulił. Nie chciała już liczyć na cokolwiek innego. Wolała sobie wyobrażać, ale przez to w jej brzuchu zaczynały się budzić motylki. Uśmiechnęła się lekko, podczas gdy on miał poważny, nic niemówiący wyraz twarzy. Nie mogła wytrzymać. Był dla niej chyba zbyt pewny siebie. Odwróciła wzrok zażenowana swoimi emocjami, które na dodatek sama wywołała. Na siłę chciała przestać się uśmiechać. Chciała przestać mieć te głupie myśli.
Kaulitz nie mógł znieść Kornelii zachowania. Miał ochotę się do niej przyczepić, o to, że robi to specjalnie. O to, że kusi go tak bezczelnie, wiedząc, że nie może na nic liczyć. Nie sądził, że kolejne spotkanie w tym apartamencie, będzie tak wyglądać. Różnica była jedna. Teraz była ubrana. W niczym jednak to nie przeszkadzało, z jego wyobraźnią. Jej słodki, zawstydzony uśmiech cholernie prowokował go, żeby drążyć tę chwilę dłużej.
Tak bardzo chciał położyć swą dłoń na jej pół nagich udach, które były seksownie napięte, przez dłoń wsuniętą między nie. Aż go ręka świerzbiła, żeby to zrobić ot tak, po prostu. Najwyżej przecież dostanie w twarz.
Uniósł brew.
-Nigdy nie dostałem w twarz. -Odrzekł ironicznie w myślach. -Ale to nastolatka... Po nich można się spodziewać wszystkiego... -Westchnął cicho.
Serce mu biło coraz mocniej, z każdą kolejną chwilą, nastawiania się, czy zbliży się do niej, czy nie. To było tak dręczące.
-Przecież to tylko nastolatka! -Zawołał do siebie wściekły. -Nie jakaś kobieta z manierami, która by mogła za coś takiego wyrzucić go z mieszkania. -Namawiał się.
-Dlaczego akurat Paryż? Masz tam coś do załatwienia? -Wyrwał go z myśli jej dziewczyński głos.
-Nie mam tam nic do załatwienia. Paryż dlatego, że chciałem cię w końcu zabrać na zakupy. Nie podoba mi się to, w czym chodzisz. Oczywiście nie wszystko. -Dodał od razu. -Niektóre rzeczy mi się nie podobają... -Wziął duży łyk alkoholu. -Chciałbym cię zobaczyć w czymś innym niż tylko sukienki.
Wiadomo już, jak Kornelia zareagowała na jego ostatnie zdanie, które przyćmiło zażenowanie poprzednimi wypowiedziami. I chcąc zakryć tak silny przypływ emocji, od razu zapytała.
-W czym na przykład? -Nie chciała chyba znać odpowiedzi. Nie była gotowa na kolejny napływ wstydu, który tak bardzo odbierał jej pewność siebie. Żałowała, że o to zapytała i chcąc rozładować swoje napięcie, udała bardzo zainteresowaną, pływającym płynem w naczyniu, przez jej delikatne, okrężne ruchy dłonią.
-W spódniczce, w jeansach, kombinezonach, koronkach i w kapeluszu, smoking będzie na deser. -Uśmiechnął się krzywo, wyobrażając już sobie, że Kornelia będzie stwarzać problemy.
-Smoking? -Zaskoczyła się.
-Tak. -Uśmiechnął się bardziej, ukazując swe równe, białe zęby.
Kornelia wolała już więcej nie wiedzieć na ten temat. Jego oczy rozbłysły dziwnym szaleństwem. Zapewne wyobrażała sobie coś strasznie głupiego, gdy on miał na myśli coś naprawdę eleganckiego i bardzo modnego. Przecież już nie raz dał jej do zrozumienia, że jest 'ograniczona' jeśli chodzi o ubiór.
-...Ja bym chciała pójść tylko do kosmetyczki... Nie mam na to czasu tutaj.
-Podoba mi się to. Też muszę iść. -Zerknął na swoje paznokcie.
Kornelia zrobiła głupią minę, po czym się zaśmiała. NIGDY przez myśl by jej nie przeszło, żeby wybierać się z Billem Kaulitz do kosmetyczki! Spięcie zaczynało chyba z nich schodzić.
-Bawi cię to? To, że jestem mężczyzną, nie znaczy, że mam o siebie nie dbać.
-Nie. Po prostu... Nie ważne. -Zaśmiała się jeszcze pod nosem, kręcąc głową. -Miło mi będzie iść z tobą do kosmetyczki. -Wyznała z uśmiechem.
-Do fryzjera też pójdziemy. Ten weekend będzie tylko dla nas. -Westchnął zadowolony i oparł się wygodniej o oparcie.
-Dla nas. -Powtórzyła w swoich myślach. Tak pięknie to zabrzmiało, zwłaszcza gdy wyleciało to z jego ust. Dla niego to może nic nie znaczyło, ale Kornelia już była w Paryżu jedną nogą, robiąc w głowie wstępną listę rzeczy do zabrania ze sobą. Tym razem też miała podzielność uwagi, a pytanie, które ją gnębiło przez ostatnie tygodnie, w końcu wydało się na miejscu, żeby je zadać.
-Zapuszczasz włosy?
-Tak. Chcę mieć je do ramion.
-Tak, jak Tom?
-Nie. Tom ma dłuższe włosy. Ja chcę mieć tylko do ramion. ...Rozumiesz, co oni mówią? -Wskazał głową w ekran telewizora.
Kornelia dopiero teraz 'zauważyła', że oglądała telewizję, zanim przyszedł i cały czas był włączony.
-Tylko niektóre słowa, ale po obrazkach, minach i gestach, można się domyślić.-Zerknęła w telewizor. Leciały wiadomości, ale nic nie było lepszego od oglądania jego osoby.
-Kiedy chcesz jechać do Paryża?
-Myślałem, żeby w piątek wieczorem lecieć i w niedzielę wieczorem wrócić. W piątek zdążymy się jeszcze przejść. Sobotę spędzimy w sklepach, a w niedzielę pozwiedzamy.
-Podoba mi się twój plan.
-Cieszę się. -Obdarzył ją przyjaznym spojrzeniem.
-...Pamiętasz, jak mówiłeś o tym, że szef ze swoim pracownikiem nie powinien utrzymywać kontaktów prywatnych?
-Ja to powiedziałem? -Uśmiechnął się krzywo. Właśnie poczuł, że Kornelia mu wytyka jego błędy, z czego nie był zadowolony. Po raz kolejny...
-Nie dosłownie, ale tak.
-Co w związku z tym? -Uniósł brew, dopijając do końca alkohol.
-Nic... Zmieniłeś zdanie...
-Dałem ci szansę. Zresztą nie rozmawiamy teraz o pracy.
-...Cieszę się, że dałeś mi szansę. -Wyznała szczerze, przyglądając mu się uważnie. Miała ochotę się do niego przytulić. Nie rozumiała, dlaczego do Toma mogła zrobić to ot tak, a do Billa miała takie hamulce. Chciała to przełamać, ale chyba zbyt bardzo się obawiała kolejnego odrzucenia.
Butelkę wypili do końca. Pan Kaulitz miał mało, a Kornelia już miała dobrze. Na dodatek nie mógł usiedzieć w miejscu. Ich głębokie rozmowy na tematy, których na trzeźwo, by nigdy nie poruszyli były bardzo szczegółowo omawiane. A z tematu szalonych imprez, gdzie Kornelia również opowiedziała swą jedną intrygującą, gładko przeszli w temat domu i przyjaciół.
-...Tęsknisz za domem... -Bardziej stwierdził, niż zapytał. Kornelii opowieść i mimika twarzy właśnie na to wskazywała, gdy z taką dokładnością opisywała swoich znajomych.
-Tęsknie za szkołą...
Kaulitz się cicho zaśmiał. Jeszcze nie słyszał takich słów od nikogo. Kornelia jednak poważnie kontynuowała.
-...Jest nudno jak w każdej innej szkole... -Przyznała. -Brakuje mi tej nudy... Tego narzekania na sprawdziany... Lunchów ze znajomymi... Tych bzdur, co ludzie mówią...
Kaulitz zawiesił na czarnowłosej swój wzrok, dokładnie się wsłuchując w jej słowa.
-Wiesz... Boję się, że... Że jak tam wrócę, moi znajomi już nie będą moimi znajomymi...
-Myślisz, że się od ciebie odsuną? -Wprawdzie to pragnął tego na samym początku, ale teraz, gdy czuł jej emocje, zrobiło mu się trochę przykro.
-Nie wiem... Na pewno będą na mnie inaczej patrzeć... Zresztą... -Prychnęła. -Oni zawsze na mnie inaczej patrzyli...
-Dlaczego?
Kornelia się lekko uśmiechnęła. Zerknęła na niego nieobecnym wzrokiem, po czym z powrotem wbiła go w resztę alkoholu w swoim kieliszku. Czy to był dobry czas na otworzenie się przed nim? Miał ją gdzieś. Nie raz to pokazał, ale teraz był tylko dla niej, to ją zmotywowało do rozpoczęcia swojego wywodu.
-Mój tata jest prezesem sieci banków Amerykańskich. Zarabia mnóstwo pieniędzy. To było widać po mnie i po moim domu... -Zaczęła spokojnie. Gdy zrozumiała, że Kaulitz jej widocznie zaciekawiony słucha, kontynuowała swą opowieść. -Odkąd rozpoczęłam naukę, zawsze chodziłam do prywatnych szkół, gdzie każdy dzieciak miał jakieś wielkie tyły... Gdy któregoś rodzice zarabiali mniej od kogoś innego, trafiał do dzieciaków tych mniej ważnych. Wychowywałam się w takim towarzystwie. Te dzieciaki były rozbestwione... Ja byłam taką osobą, która się wszystkiemu przygląda z boku. Mało mówiłam, przez co byłam dyskryminowana. Rozmawiałam, trzymałam się z innymi dzieciakami, wciągnęłam się w to wszystko. Pewnego razu, gdy byłam w ósmej klasie, mój tata po mnie nie przyjechał do szkoły. Wypadło mu jakieś spotkanie. -Gestykulowała. -Nie byłam na niego zła. W końcu pierwszy raz mogłam wracać sama do domu. Stresowałam się bardzo, ale o wiele bardziej się cieszyłam. Znałam drogę do domu. Wiedziałam, jakim autobusem mogłabym wrócić, ale wolałam iść na pieszo. Ten powrót zmienił moje życie. -Uśmiechnęła się, zerkając na blondyna.
Kaulitz odwzajemnił uśmiech.
-Co się stało? Mów dalej. -Popędził.
-Naprawdę chcesz tego słuchać? -Czuła się teraz trochę niezręcznie, wiedząc, co zaraz miała mu powiedzieć.
-Tak. -Odrzekł, jakby to było logiczne.
-Ehm... ...Czułam się wtedy jak turysta w moim mieście. Wszystko było dla mnie takie nowe, inne, zachwycałam się domami, drzewami i zwykłymi ludźmi. -Wstydziła się, ale próbowała to zakryć, wspominając sobie tamtejsze emocje. Gdy się w nie wczuła, już bez żadnych obaw mówiła dalej. -Jedna ładna pani wychodziła z takiego brzydkiego domu. -Zmarszczyła nos w niesmaku. -Była wysoka, szczupła, nie miała na sobie drogich ciuchów, ale wyglądała bardzo elegancko. Miała włosy splecione w warkocz. Pakowała coś do bagażnika, takiego brudnego auta. -Ponownie zmarszczyła nos.
Kaulitz coraz bardziej się uśmiechał, widząc jej mimikę. Stwierdził, że wygląda jeszcze bardziej słodko, gdy tak robi. Nie odwracał od niej wzroku. Skupił się cały na całej jej osobie i na opisywanej przez nią historii.
-...Wtedy wyszła z budynku dziewczynka. Zbiegła ze schodów i jej lalka, którą trzymała w dłoni, wyśliznęła się jej i sturlała się po schodach prosto w małą kałużę. Mnie nie byłoby jej żal, ta lalka barbie miała poczochrane włosy i była ze starej serii, ja bym już dawno ją wyrzuciła do śmieci. A ona się rozpłakała. Przestraszyłam się, z góry założyłam, że jej mama będzie na nią wrzeszczeć za to, tak jak mój tata na mnie, gdy coś zniszczyłam, a ona ot, tak wyciągnęła tę lalkę z kałuży, wzięła chusteczki i ją oczyściła trochę. Powiedziała wtedy do niej: -Co robisz, gdy się pobrudzisz? -Ta mała dziewczynka, ocierając łzy, odrzekła: -Idę się kąpać... -A jej mama uśmiechnęła się i powiedziała: -Więc Rose też się będzie musiała wykąpać. -Pogłaskała ją po włosach. Ona się uśmiechnęła przez łzy. -Jej samej zaszkliły się oczy. Bardzo się emocjonowała, wspominając tamto wydarzenie. -Spojrzała na mnie, na moje ciuchy. Zmieszałam się. Miałam na sobie mundurek szkolny. A ona na sobie wyblakłą koszulkę ze zdartym nadrukiem. Jej mama też spojrzała wtedy na mnie, zmierzyła mnie i pociągnęła dziewczynkę do auta. Czułam się, jakby zabierała ją ode mnie z jakiejś dziwnej obawy. Nie rozumiałam tego. Poczułam się, jakbym była kimś strasznym. Wsiadła. Ta pani ją pocałowała w głowę i zamknęła za nią drzwi. Zrobiło mi się bardzo głupio, odeszłam od nich jak najszybciej, ale odwracałam się za nimi. -Uśmiechnęła się poprzez wzruszenie. -A one odjechały. Było mi smutno. Ja nigdy nie miałam mamy. Bardzo zazdrościłam tej dziewczynce, że ją pocałowała w głowę. Zazdrościłam jej tego, że jej mama na nią nie nakrzyczała. Pół drogi o tym myślałam. Gdy zobaczyłam plac zabaw, a na nim mnóstwo dzieciaków.
-...Poszłaś tam? -Przerwał jej z uśmiechem.
-...Poszłam. -Uśmiechnęła się. -Przyglądałam się im, byli tacy szczęśliwi. Darli się. Śmiali. Nie zwracali uwagi na to, że się pobrudzą, czy przewrócą. Jeden tak wyrżnął, że aż krew mu poleciała z kolana, ale wstał i biegał dalej szczęśliwy. Inni, starsi siedzieli na ławce i palili papierosy. Byli tacy prawdziwi. Zauważyli mnie i zaczęli do mnie krzyczeć, czego się tak gapię. Znowu się zmieszałam. Jakieś dziewczyny do mnie podeszły. Przez tamtych, co do mnie krzyczeli. Zaczęły mnie zaczepiać. Ciągnęły mnie za moją marynarkę. Byłam oburzona. Jak one mogły mnie tak traktować? Były niewychowane. -Gestykulowała. -Wtedy podszedł do nas jeden z tych chłopaków. Pognał je. Chciałam mu podziękować, ale on odszedł. Poszłam za nim. Zaczepiłam go i mu podziękowałam. Chciałam się zachować kulturalnie. -Tłumaczyła. -Wyglądał na zaskoczonego. Wtedy zerknął na moją marynarkę. Również na nią spojrzałam. A on zapytał, co tu robię? Odpowiedziałam, że wracam do domu. Zdziwił się. Zrozumiałam, że ci ludzie traktują mnie tak dziwnie, bo widzą nazwę szkoły na mojej tarczy na piersi, do której chodziłam. Zapytałam więc, do jakiej on chodzi szkoły. A on ze śmiechem odrzekł, że tam, gdzie nigdy nie będę chodzić. Spytałam dlaczego? A on odrzekł, że to nie miejsce dla bogaczy. Tam chodzą zwykli ludzie, tacy jak oni. Ja nie czułam się niezwykła. Też byłam dzieckiem i nie rozumiałam, dlaczego mnie tak postrzegają. Zapytałam się go, czy mogę się do nich dosiąść. Byli niechętni, gadali mi o rodzicach i w ogóle, ale ja miałam to gdzieś. Chciałam udowodnić im na siłę, że jestem normalna. Chciałam udowodnić sobie, że jestem taka sama, jak oni. Miałam wtedy taką myśl, że... Że jeśli udowodnię to im i sobie, to mój tata będzie mnie traktować tak, jak ta pani swoją córkę... -Przerwała, a po chwili się zaśmiała. -Wiem. Głupia byłam. -Przyznała szczerze. -Dowiedziałam się od nich, że zawsze po szkole tam przychodzą, bo mają to miejsce po drodze do domu. Byłam zdziwiona, że rodzice im na to pozwalają. Zapragnęłam w tym momencie poczuć wolność taką, jaką mieli oni. Niektórzy byli w moim wieku, niektórzy starsi. A czułam się, jakby byli dorośli. Jeden mówił, że musi iść mamie na zakupy, czego ja nigdy nie robiłam. Zakupy zawsze robiła nam pokojówka. Jeden przeżywał, że przeszedł jakiś poziom w grze. Okazało się, że grają sobie razem przez internet. Ja mogłam korzystać z internetu, jak potrzebowałam, coś znaleźć do szkoły, albo przeglądałam w nim tylko sklepy. Nigdy w nic nie grałam. Tak świetnie się dogadywali wszyscy. Rozmawiali o takich zwykłych rzeczach, jak na przykład, że pies mu na sikał do plecaka, co mnie bardzo śmieszyło. -Zaśmiała się, czując po raz kolejny zażenowanie, że w ogóle podjęła się opowieści, i to na dodatek Billowi Kaulitz, który ma to zapewne głęboko w dupie - jak twierdziła. -Polubiłam ich. Od tego momentu chciałam wracać ze szkoły sama. Czasem mi się to udawało. I gdy mi się udawało, chodziłam na ten plac zabaw. Nie mówiłam nic o sobie, wolałam słuchać ich. Podziwiałam ich bardzo. Mówili na mnie śmieszek. Ciągle się śmiałam. Mówili o rzeczach, które przez usta by mi nie przeszły. Chciałam być między nimi. Zabierałam do plecaka bluzę i przebierałam się po drodze, żeby nie widzieli mojej marynarki. Rozpuszczałam włosy, ze sztywniackiego upięcia. Moje życie się zaczęło zmieniać. Podobało mi się to, że się tak bardzo cieszyli, że na przykład jeden dostał 'dwie dychy' od taty, za to, że pomógł mu posprzątać w garażu. Szliśmy wszyscy i kupował nam lody. To było coś niesamowitego. Coś pięknego. Dowiedziałam się, do jakiej chodzą szkoły ci starsi i że ci młodsi też tam idą, gdy skończą podstawówkę. Pragnęłam tam iść z nimi... I udało się przekonać mojego tatę. Całe wakacje się o to wykłócałam i dopięłam swego.
-...Dlatego byłaś taka zbuntowana. -Kaulitz pokiwał głową na znak, że już wszystko rozumie. -Na tym placu poznałaś tych chłopaków, z którymi mnie poznałaś?
-Tak. Ten, który mnie wtedy obronił, był to Davis. Nate wtedy też tam siedział. On miał tego psa, który ciągle, wszędzie mu sikał. Reszta to osoby, których nie znasz, ale ja też przestałam z nimi tak dobrze rozmawiać. Nika poznałam już w szkole, on był taki, jak ja. Niepasujący do nich wszystkich, starający się na siłę pokazać, że jednak jest taki, jak oni. Harumi też poznałam w szkole...
-...Uważasz, że dobrze zrobiłaś, zapisując się do takiej szkoły?
-Jeszcze może miesiąc wcześniej, powiedziałabym ci, że tak, ale teraz nie wiem... Gdy myślę o tej szkole i streszczam sobie te całe... Prawie dwa lata nauki, to myślę... Hm... Sądziłam, że jeśli pójdę do takiej szkoły, do takich ludzi, to będę taka, jak oni. Normalna, prawdziwa, ciesząca się z małych rzeczy, ale... Wyszło chyba inaczej. -Zerknęła na blondyna. -Ja się nie zmieniłam, no może w jakimś sensie tak, ale mój tata nie. Zaczęłam wieść podwójne życie. Rozumiesz? Wtedy myślałam, że po prostu moje życie się zamieni, ale się nie zamieniło. Dodałam sobie tylko do mojego życia, życie... "po innemu", które z czasem zaczęło mi wychodzić spod kontroli. Zaczęłam zapominać o wysławianiu się, o manierach, czy o kulturze. Mój tata to widział, zwracał mi uwagę, uważałam, że przesadza. Uważałam, że cały czas jest zły na to, że się uparłam iść do takiej szkoły. Zwalałam wszystko tylko na to. Uważałam, że się uwziął na mnie za to, co zrobiłam. ...W prawdzie to ja myślałam, że zmieni się On. Że będzie, jak mama Davisa, czy, jak tata Nata, albo jak rodzice Harumi. Powstało między nami spięcie. Ciągle się kłóciliśmy. Zaczęłam mu zarzucać rzeczy, które nigdy mi nie przeszkadzały, których wcześniej nie widziałam. ...Trzymając się z tymi ludźmi, obserwując ich rodzinne życie, patrząc, jak często rodzice Harumi ją przytulają, a na wyjściu wołali do niej "uważaj na siebie kochanie". -Ponownie jej się zaszkliły oczy. -Ja tego nigdy nie miałam. Zrozumiałam przy nich, że mój tata mnie tak naprawdę nie kocha. Czułam się pogubiona. Mój tata nigdy mnie nie przytulił, rozumiesz? -Zerknęła na niego. Kaulitz przełknął ślinę. Bardzo przeżywał jej opowieść. -Nie chcę ci się żalić, nie, nie. -Uśmiechnęła się przez łzy. -Mówię tylko o tym, co zaczęłam dostrzegać, będąc z tymi ludźmi. Uważam, że oni mi dopiero pokazali, jak wygląda życie. Oni mi pokazali, co znaczy kochać... Nate... -Zacisnęło jej się gardło, ale uporała się z tym szybko. -Gdy byłam pokłócona z Natem, była taka sytuacja w szkole. Nie pamiętam, o co się z nim pokłóciłam, zazwyczaj były to bzdury, on był bardzo zazdrosny. Zaraz potem pokłóciłam się z Luisem, który często mnie drażnił. Nate wtedy nie patrzył na to, czy jest ze mną pokłócony, czy nie. Podszedł do niego i się do niego przyczepił o to, że mnie wkurza. Pobili się wtedy. Stawał w mojej obronie za każdym razem. Teraz... Myślę, że tak pokazywał to, że znaczę dla niego więcej, niż inni. Davis mi zawsze opowiadał o miłości braterskiej. Więc wiem, że Nate  właśnie ma tę miłość. Oczywiście wtedy pokłóciłam się z Natem, że się wtrąca. -Wyśmiała się z siebie. -Byłam wtedy głupia i nie widziałam tego, co dla mnie robi... Rozumiem już, dlaczego powiedział do mnie tak straszne słowa, gdy po raz ostatni się widzieliśmy... Wszystko było nie tak... Gdyby tata uświadamiał mnie, co to znaczy kochać, nie byłabym taką idiotką. Na dodatek, gdybym nie poszła do tej szkoły. Gdyby tata wtedy po mnie przyjechał do szkoły. Nie poznałabym tych ludzi, nie wiedziałabym nadal, co to jest przyjaźń, co to jest empatia, tolerancja, czy akceptacja. Trzymałabym się nadal z tymi ludźmi, którym w głowie były tylko wakacje na Karaibach, pływanie z delfinami, marzenia o swoim pierwszym Ferrari, którym będzie jeździć tylko do szkoły, żeby się pokazać, bo po mieście to już większy Cadillac, żeby móc pomieścić zakupy, czy studia w najlepszym kampusie. Ze wszystkimi z tych ludzi, z moich 'innych' znajomych zerwałam kontakt. Długo pisał jeszcze do mnie Philip, ale byłam dla niego bardzo nie miła, zaczęłam używać slangu i bluźnierstw i tak mu zawsze odpowiadałam, żeby pokazać mu, że jest dla mnie nikim... Znałam go od przedszkola. Zawsze się wymienialiśmy kanapkami, choć nie zawsze się z nim trzymałam. On był z tych wysoko ustawionych. Zawsze pozwalał sobie na więcej, bo wiedział, że jego rodzice staną za nim murem. Mnie nie zawsze się to podobało. Czasami popisywał się przed kolegami i mówił do mnie sprośne rzeczy. Wybaczałam mu, bo wiedziałam, jaki jest bez kolegów. Potem na osobności mnie przepraszał. Ostatnia wiadomość jeg brzmiała: -Jest mi smutno, że się tak zmieniłaś. Zawsze myślałem, że można z tobą porozmawiać o wszystkim. Jeśli twój tata nie ma pieniędzy na opłacenie tobie dobrej szkoły, to ja to zrobię, byle żebyś wróciła do normalności. Mówię poważnie. Jeśli nie chcesz... To muszę ci powiedzieć, żebyś się nie odzywała do mnie, nigdy więcej, dopóki nie wrócisz do siebie. -Nie odezwałam się już nigdy. -Westchnęła.
-...Żałujesz tego wszystkiego?
-...Tak i nie. Gdybym nie poszła do tej szkoły, nie widziałabym tego, że mój tata mnie nie kocha, ja bym nie cierpiała. W domu byłby nadal spokój. Mój tata nie musiałby się ze mną ciągle kłócić, ale... -Zaznaczyła. -Też nie dowiedziałabym się nic o swojej mamie. Tak przynajmniej wiem, dlaczego zmarła i wiem, dlaczego mój tata traktuje mnie, jakbym była przy nim za karę. -Westchnęła. -A może lepiej by było, gdybym o tym nie wiedziała... Nie byłoby mi przykro... I jemu nie byłoby wstyd za moje zachowanie. Byłoby normalnie. ...Narobiłam sobie i przy okazji jemu wielu problemów... Wiem, że to moja wina...
-...Zamierzasz wracać do swoich znajomych?
-Których?
-Tych, których poznałem.
-Tamtych porzuciłam tak, jak porzucił mnie Nate. Została mi tylko garstka. Uważam, że byłabym głupia, gdybym do nich nie wróciła. Dużo dla mnie znaczą i już nigdy nie skreślę nikogo ot tak. Nate doskonale mi pokazał, co czuł Philip...
-...Uważam, że dobrze byś zrobiła, gdybyś ich zostawiła.
-Dlaczego?
-Jednych zostawiłaś sama, ponieważ byli ustawieni tak, jak ty. Nata zostawiłaś, bo nie był taki, jak ty. Więc zakładając, że podczas twojej nieobecności w LA, Nate zdążył wszystkim powiedzieć, jaka jesteś i...
-Sugerujesz, że jestem cyniczna? -Zaskoczyła się. Wcale się z nim nie zgadzała. Nie chciała uciekać przed problemami, a tymbardziej przed samą sobą.
-Nie. Chcę ci powiedzieć, że błądząc między dwoma światami, porzuciłaś ludzi, dla których być może coś znaczyłaś. Opinia wtedy nie jest zbyt dobra. A żeby zakończyć całe to błędne koło i zacząć żyć w końcu w zgodzie ze swoim sumieniem, najlepsze wyjście by było, gdybyś już nie wracała do tego, co było i skupić się na tym, co będzie. Nie ważne, czy masz żal, czy ból, czy sentyment. Po prostu zacząć wszystko od nowa. Tak, jak tylko ty tego chcesz.
-...Nawet gdybym przystała na takie coś, to nie mogłabym robić nic tak, jak ja chcę...
-Dlaczego? Przecież już wyjechałaś z domu. Jesteś tu, bo ty tego chciałaś. Nikt cię tu nie zna. Możesz być tym, kim chcesz. -Wyjaśnił, jakby było to logiczne.
-Chcę być sobą...
-A nie jesteś?
-...No jestem. -Odrzekła niepewnie.
-Tutaj.
-Tak.
-Masz odpowiedź. Jesteś tutaj sobą. Ani nie tą gorszą, ani tą najlepszą. Po prostu sobą. Wracając do swoich znajomych, jednych, czy drugich, nadal chcąc być sobą, to nie przejdzie, bo każda ze stron, zna cię od innej strony. W jednych przeszkadzało ci brak normalności, uczuć, czy przyjaźni. Przez drugich, narobiłaś sobie mnóstwa problemów, przez które cierpisz. Nie warto już do tego wracać, dlatego że, wyciągnęłaś już swoje wnioski. Nauczyłaś się więcej, niż myślałaś. Poznałaś obydwa życia i stałaś się mądrzejsza o doświadczenia. Sądzisz, że twój znajomy, na przykład... Nie wiem... Powiedzmy Harumi, tak? Sądzisz, że ona by z dnia na dzień wyjechała z własnego domu, rzucając wszystko, będąc pewną, że za granicą, nie znając języka, poradzi sobie? Albo Davis, tak? Zostawiłby wszystkich swoich znajomych, przyjaciół i sobie wyjechał do pracy na koniec świata?
-Nie... Harumi nie zrobiłaby tego, bo ma rodziców, z którymi jest związana. Davis widzi wszystko w czarnych barwach, więc też by tego nie zrobił. Luis by tego nie zrobił, mówił mi to sam, że bałby się, że umarłby z tęsknoty za domem, ale to jest właśnie to, o czym mówię. Ja tego nie mam, więc nic mnie nie trzymało.
-Nawet przyjaciele, którzy znaczą dla ciebie tak dużo. -Odrzekł z lekką ironią.
Kornelia zerknęła na niego bardziej trzeźwo.
-Sugerujesz mi, że tak naprawdę nic dla mnie nie znaczą? -Zmrużyła oczy.
-Nie, Kornelio. Chcę ci zasugerować, że błądziłaś między dwoma światami, wyciągając z tego wnioski, stając się przy tym mądrzejsza, a to znaczy, że bardziej dojrzała i nie martwiłaś się, że nie dasz sobie rady, a nawet jeśli, to zaryzykowałaś, przełamałaś to. Znalazłaś się w kolejnym 'innym świecie', z którego też wyciągniesz jakieś wnioski i staniesz się znowu mądrzejsza o coś. Byłaś na tyle poważna, wiedziałaś, że jesteś na tyle odpowiedzialna, że nie potrzebny ci nikt bliski do życia i sobie poradzisz. Że dasz radę sama. Masz siedemnaście lat. Masz okazję zacząć życie tak, jak tylko ty tego chcesz, więc wykorzystaj ją. Jesteś wolna i zostaniesz wolna tylko wtedy, gdy odstawisz wszystkie swoje złe wspomnienia, gdybania, czy dobrze zrobiłaś, czy źle. Bazując na doświadczeniach, drugi raz nie popełnisz tego samego błędu. Wszystko, co złe cię spotkało, odrzuć i zapomnij, a wszystko, co dobre zachowaj. Nauczyłaś się tyle, że wystarczy ci już odnaleźć tylko siebie i robić to, co lubisz, co uważasz za słuszne i odpowiedzialne.
-...Masz rację... Nie podobało mi się życie bogacza, ale też niedane mi żyć w normalnym świecie, w którym żyje wiele normalnych ludzi... To znaczy, że zostanę pół taka, pół taka.
-Dlaczego odbierasz życie 'bogacza' tak źle. Z tego, co wiem, to twój tata bardzo przykładał się do tego, żebyś wyrosła na kulturalną osobę z dobrymi manierami. Chciał zrobić z ciebie prawdziwą damę. Kultura i maniery nic ci nie odbierają, a wręcz dają poczucie pewności siebie i wartości, co trudne jest dla wielu osób w dzisiejszych czasach. Takie osoby się ceni i traktuje poważnie.
-To fakt. -Przyznała ze śmiechem. -Nigdy cię nie traktowałam jak żart.
Kaulitz zrobił zaskoczoną minę.
-Nie mówię o sobie, tylko o tobie. -Przypomniał dla pewności.
-Ja mówię o tobie. -Uśmiechała się. -I wiesz, co jest najśmieszniejsze? Że Tom kompletnie się od ciebie różni, a ty nawet nie zwracasz uwagi na to, że mówi slangiem, za to, jeśli ja powiem, coś bardzo mało poważnego, na przykład "bo" zamiast "ponieważ", to już się krzywo patrzysz. Tom może mówić "siema", "zwała", "ogarnij się"... Dlaczego nie zwracasz mu uwagi?
-Ponieważ jest moim bratem. -Uniósł brew. -Mówi do mnie tak tylko prywatnie. W miejscach publicznych potrafi się zachować, dlatego nie mam żadnych obaw co do jego zachowania. Zresztą. -Westchnął. -Tom jest moim bratem i jakkolwiek by się zachowywał, nadal nim będzie. Nie obchodzi mnie, jak on się zachowuje.
-Tom jest bardzo czuły, choć na pierwszy rzut oka, wcale tego nie widać.
Kaulitz aż się poprawił na kanapie i spojrzał na dziewczynę uważnie.
-Czuły? Skąd te wnioski?
-Nie wiem... Dał mi się poznać od takiej strony, że po prostu mogę to szczerze przyznać. Zgrywa twardziela, choć jest czuły i śmiem podejrzewać, że ty masz tak samo.
-Ja? -Bardzo go zainteresował ten temat.
-Tak. Musicie mieć coś wspólnego, więc między innymi zakładam, że to właśnie to. Ty jesteś bardzo sztywny, on nie jest sztywny, ale udaje twardziela i zakładam, że to wasze pokazowe maski... -Mówiła z uśmiechem. -Do ciebie mam większy dystans niż do Toma. Tom jest bardziej na luzie, ty jesteś zawsze opanowany. Wiesz, że nigdy nie widziałam cię, gdy się śmiejesz? Tak naprawdę, że się śmiejesz, całym sobą. Zawsze cię widzę w postawie pana prezesa, nawet gdy ubierzesz bluzę i adidasy. Pewnie teraz będziesz zły na mnie, za to, że cię tak oceniam, dlatego powiem ci od razu, że cię nie oceniam, tylko mówię to, co widzę i, co czuję. -Zerknęła na niego niepewnie. -I dodam jeszcze, że to sprawia... -Uśmiechnęła się lekko zestresowana tym, co chce powiedzieć. -Że jesteś w moich oczach wyjątkowy.
-Kornelio... Chyba zbyt dużo wypiłaś alkoholu.
Kornelia się zaśmiała, ale i znowu opadła na dno...
-Jak on może mnie tak lekceważyć, gdy właśnie odważyłam się go skomplementować!? -Serce bardzo ją zakłuło, już nawet nie patrzyła na niego.
-Widzisz? Mówię do ciebie coś miłego, chcąc zmniejszyć choć trochę tą ogromną, grubą barierę między nami, a ty budujesz następną. -Kornelia się sama zaskoczyła tym, co właśnie powiedziała. -Tak, panie Kaulitz. Ma pan rację. Wypiłam za dużo.
-Cieszę się, że znowu się ze mną zgadzasz.
Uśmiechnęła się lekko z ostatkiem nadziei. Zaistniała między nimi chwila napiętej ciszy.
-Naprawdę to powiedział? -Zapytała się w myśli. -Naprawdę. -Przytaknęła. -Jeśli nic nie powie, to znaczy, że zrobiłam z siebie idiotkę. -Zerknęła na niego. -Nic nie mówi. -Odwróciła od niego wzrok. -Naprawdę nic nie mówi! -Przeraziła się. Uśmiech powoli schodził z jej twarzy. Postanowiła jednak, że nie zostawi tego tym razem bez echa. Tyle razy już dał jej kosza i to przemilczała, że teraz nie ma mowy na to!
-Przed każdym stawiasz taki mur? -Spojrzała na niego uważnie, robiąc przy tym bardzo zainteresowaną, poważną minę. -Czy tylko przede mną?
Kaulitz również poważnie spojrzał w jej oczy, słysząc jej dziwny ton głosu, jakby właśnie się go czepiała.
-Oczywiście Kornelio, że nie tylko przed tobą. -Nie chciał, by jakkolwiek czuła się wyjątkowa.
-Więc mam rozumieć, że jesteś po prostu już taki? Czy po prostu nie potrafisz oddzielać stosunków służbowych, od prywatnych?
-To wywiad? -Uniósł brew.
-Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. -Serce jej mocno biło.
Kaulitz aż miał ochotę wstać, słysząc jej komentarz. Jego wzrok momentalnie się zmienił. Kornelia już dobrze znała jego miny, by wiedzieć, że to, co powiedziała, było nie na miejscu. Poczuła lekki stres, ale nie chciała się już od tego wymigiwać. Zrobiło jej się trochę głupio, choć wiedziała, że nie powinno. To chyba była ta słabość...
Kaulitz złapał odruchowo za swój kieliszek, ale niestety był już pusty, tak samo, jak butelka. Dlatego podniósł się, złapał za telefon i zamówił butelkę wina i przekąski.
Kornelia chciała zapaść się pod ziemię. Jego milczenie wprawiało ją w ogromny stres. Tata, gdy milczał w takich sytuacjach, to znaczyło tylko jedno. Był ostro na nią wkurwiony. Dlatego nie chcąc czekać na wybuch, który już sobie wyobraziła, choć tak naprawdę nie wiedziała, czy na pewno tak zareaguje, podniosła się z kanapy i zagrodziła mu drogę swoim ciałem. Zerknęła na niego w górę, a jego wzrok pokierował się prosto w jej oczy. Nie był zbyt miły. Czuła w tym momencie niższość, on był tego sprawką, patrząc tak poważnie.
-Przepraszam panie Kaulitz. -Wydusiła z siebie.
-Wiesz, co mam ci do powiedzenia? -Zaczął poważnie.
Kornelia spuściła głowę, domyślając się, że zaraz usłyszy, jak wielki brak kultury w sobie ma.
-Stawiam ten mur tylko ze względu na to, żeby nie słyszeć z twojej strony takich słów. Wiesz dlaczego?
Kornelia zerknęła z powrotem w górę. Zaskoczyła się jego wypowiedzią.
-Dlatego że gdy jest między nami ten mur. -Przejechał między nimi dłonią, urealniając niewidzialną ścianę. -TY. -Podkreślił. -Zachowujesz się jak prawdziwa kobieta. Gdy go niszczymy, stajesz się z powrotem zbuntowaną, pyskatą nastolatką. Jak już zrozumiałaś. Nie podoba mi się to wcale. -Pokręcił głową, mierząc jej twarz. Przełknął ślinę, powstrzymując się od zrobienia czegoś, co by mur zrównało z ziemią. -Podoba mi się to, że czasem zapominasz o manierach i wysławianiu się, a jeszcze bardziej, gdy sama widzisz, że się zapomniałaś i od razu się poprawiasz. Jest to słodkie z twojej strony. Jednak, gdy używasz nieodpowiednich słów, czy komentarzy świadomie i zamierzenie, to sprawia, że w jednej chwili upadasz z takiego wysoka. -Uniósł dłoń, by pokazać z jakiej wysokości. -Nie lubię patrzeć na takie coś. Wiem, że nie ma tu twojego taty. Nie ma ci, kto zwracać uwagi, dlatego chciałbym, żebyś wiedziała, że polubiłem cię taką, jaką cię poznałem. Nie taką, za jaką mają cię twoi przyjaciele. Jaką cię poznałem?
-...Ze strony mojego taty, który zawsze mi przypominał o kulturze i postawie, gdy miałeś do nas przyjść. -Odrzekła z lekką ironią, przypominając sobie tamte sytuacje.
-Jak się zachowywałaś?
-Z kulturą.
-Masz odpowiedź. Rozumiesz mnie?
-Tak. -Czuła się jak zbity pies. Nie chciała się tak czuć, ale chyba nie była zbyt twarda, żeby wybraniać się z tego. Jej tata nie uczył jej walki o swoje, jej tata uczył ją pokory. To chyba był błąd w tym momencie.
-Burzenie muru, który jest między nami, nie polega na tym, że możesz w stosunku do mnie używać bezczelnych komentarzy. Chociażby ze względu jednej z podstawowych zasad kultury osobistej, którą na pewno znasz i nie wierzę, że twój tata, ci jej nie dał poznać. Jak ona brzmi?
-Mówisz o wieku? -Wolała się upewnić.
-Tak.
-Nie zwraca się uwagi osobom starszym od siebie. -Odrzekła. -Wiem, panie Kaulitz. -Westchnęła. Miała ochotę przewrócić oczami, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
-Jeśli to wiesz, to dlaczego to robisz? Nie rozumiem tego i proszę, żebyś mi to wyjaśniła.
-...Bo... Ponieważ, jestem zła, że ty mi zwracasz uwagę. Chcę ci się odpłacić tym samym. Gdybyś tego nie robił, ja też bym tego nie robiła. -Wyjaśniła szczerze, już pewnie patrząc mu w oczy.
-Więc sugerujesz, że to moja wina, że tak się zachowujesz?
-...Poniekąd...
-Gdybym jednak nie zwracał ci uwagi na twoje zachowanie, zachowywałabyś się wobec mnie tragicznie.
-Nie. Po prostu, gdybym czuła, że masz do mnie szacunek i traktujesz mnie poważnie, ja też bym traktowała cię tak samo. To idzie w dwie strony.
Kaulitz zmrużył oczy.
-Dobrze. -Odrzekł po chwili. -Od tego momentu nie usłyszysz z mojej strony żadnego komentarza, co do twojego zachowania, o ile. -Zaznaczył. -Nie dasz mi powodu, żebym mógł to zrobić. Umowa stoi? -Wyciągnął do niej dłoń.
Kornelia uśmiechnęła się. Nie była pewna, że się kiedyś nie zapomni.
-Nie jesteś pewna. -Stwierdził.
-Nie, panie Kaulitz. Jeśli się zapomnę, to, to nie ma sensu.
-Dałem ci szansę. To od ciebie będzie zależeć, czy będzie między nami dobrze. Ja chcę, żeby było dobrze, bo wierzę, wiem to, że potrafisz być damą.
Kornelia cicho westchnęła.
-Wzdychanie, przewracanie oczami i głupie, ironiczne miny też wchodzą w grę. -Wyjaśnił.
-Nie wiem, czy dam radę, ale też chcę, żeby było między nami dobrze. -Uścisnęła jego dłoń.
-Cieszę się, że ci zależy.
-Zależy mi na tym jak na niczym innym. -Dodała, zerkając w jego czekoladowe, połyskujące tęczówki. Po raz kolejny wyznała mu coś bardzo dla niej ważnego. Chyba nigdy nie strawi tego, że on może ją tak bardzo olewać. Za każdym razem miała tę cholerną nadzieję, ale i też już czekała na odrzucenie.
Rozległo się pukanie do drzwi. Lokaj przyniósł zamówienie Kaulitza, za które od razu zapłacił. Kornelia przysiadła z powrotem na kanapie. Wcale się nie czuła, jakby było dobrze. Czuła się, jakby była od niego dalej, niż przed paroma chwilami. Nie rozumiała, dlaczego to robi. Też jednak się cieszyła, że lokaj nie pozwolił Kaulitzowi powiedzieć, czegoś, co by jej znowu podcięło skrzydła.
-...Mogę się ciebie coś zapytać? -Zapytała spokojnie, gdy przysiadł obok niej.
-Oczywiście. -Nalewał im alkohol do kieliszków.
-O coś intymnego.
Kaulitz zerknął na nią zaciekawiony, po czym podał jej kieliszek.
-Niech będzie. Najwyżej nie odpowiem. -Zaznaczył.
-Naprawdę lubisz starsze kobiety od siebie?
Kaulitz się uśmiechnął, lekko skrępowany.
-Skąd to pytanie? -Nie rozumiał.
-Nie wiem. -Sama się uśmiechnęła ze wstydu, że w ogóle się o takie coś zapytała. -Słyszałam takie słowa, od paru ludzi.
-Jakich ludzi?
-To jest mało ważne. -Uśmiechnęła się, zerkając na niego przelotnie.
-A więc. To nie jest prawda i naprawdę nie wiem, skąd takie wnioski.
-Chyba z tego, że byłeś z Alą.
-Cóż. Byłem z nią, ale to nie znaczy, że ograniczam się tylko do starszych. Jak widzisz, spędzam z tobą wieczór, a jesteś piętnaście lat od niej młodsza...
-Jak to brzmi... -Kornelia się zaśmiała.
-No brzmi to nie codziennie, ale, co zrobić? Takie jest kolorowe życie.
-Zaraz... Więc uważasz nasze spotkania, za spotykanie się ze sobą? -Dopiero teraz zaskoczyła, to co powiedział, robiąc sobie znowu nadzieję.
-Kornelio. Przecież, żeby spędzić miło wieczór, to trzeba się spotkać. -Uśmiechał się, wypatrując jej reakcji. Był ciekawy, czy ona odbiera to spotkanie za coś bardziej znaczącego. Wręcz chyba pragnął usłyszeć to, żeby nie mówiąc o tym osobiście.
Kornelia westchnęła. Mogła się spodziewać takiej nijakiej odpowiedzi. Już nawet nie była zaskoczona, jego głupimi odpowiedziami. Zaczynała siebie nawet krytykować, że on nie odpowiada głupio tylko całkiem normalnie, a to ona ma beznadziejne pytania.
-Kornelio! -Zawołał. -Nie sądziłem, że naszą umowę złamiesz tak szybko! -Zawiódł się, nie słysząc odpowiedzi.
-Co ja zrobiłam? -Przeraziła się.
-Przed chwilą mówiłem o wzdychaniu. -Odrzekł zniesmaczony. Wcale by nie zwrócił na to uwagi. Wiedział, że już przesadza, ale nie wiedział, jak ma inaczej wyładować swoje zażenowanie.
-Oh! Panie Kaulitz! Ale, jak mam inaczej zareagować na taką nic niemówiącą odpowiedź!? -Mówiła przepraszająco.
-Powiedzieć: "Panie Kaulitz, pana odpowiedź nic mi nie mówi." -Odrzekł. -"Proszę powiedzieć konkretniej" -Dodał, mając nadzieję, że jeszcze się dowie, tego, czego chciał.
-Ohh... -Zdenerwowała się. -Każdy wzdycha. Ty też wzdychasz! To jest bez sensu. -Oburzyła się. -To jest ludzki odruch.
Pomimo kolejnego zażenowania, jakie poczuł, rozśmieszyło go jej poruszenie. Nie sądził, że odbierze jego słowa tak poważnie. Nic nie szło jak po jego myśli.
-Proszę się ze mnie nie naśmiewać. -Mówiła zła.
-Przestań... -Odrzekł miło z uśmiechem, choć już naprawdę miał dosyć jej tłumaczeń. -Przymknę na to oko... -Dodał dla jasności, by już zakończyć ten głupi temat.
-Naśmiewa się pan ze mnie cały czas, gdy ja to wszystko odbieram na poważnie... Bawi się pan mną? -Zarzuciła.
Kaulitz poczuł nutkę grozy. Nie chciał, by poczuła się urażona. Żartował sobie przecież! Zdenerwował się tylko na to, że nie pociągnęła tematu dalej.
-Nie bawię się tobą, Kornelio. Proszę mi nigdy więcej tego nie zarzucać. -Zdenerwował się już poważnie.
-To, jak mam odebrać pana dziwne uśmiechy?! -Patrzyła chwilę na niego z żalem, po czym wstała z kanapy.
Kaulitz naprawdę myślał, że się obraziła na niego. Przestraszył się, gdy widział, jak wychodzi z salonu.
-Dokąd idziesz? -Zawołał za nią poważnie.
-Do toalety, zaraz przyjdę. -Wytłumaczyła.
Kaulitz został sam. Chwilę się wpatrywał w swój kieliszek, po czym go odstawił i przetarł dłońmi twarz.
-To jest coś strasznego. -Pomyślał i pokręcił z niedowierzaniem głową. -Czemu po prostu nie mogę zatkać jej ust, żeby nie słyszeć tych nędznych słów? Nie wierzę, że ważniejszy jest dla mnie mur, niż jej ciało... -Ponownie przetarł twarz dłońmi. -Może po prostu wyjdę stąd, żeby nie było ani muru, ani zbliżeń. Napieprzam jej o kulturze, a sam nie kulturalnie nadużywam jej towarzystwa. Może chce już się położyć, spać, tylko mi tego z grzeczności nie powie. Na dodatek rozpijam ją i filozofuje, a ja muszę tego słuchać... W sumie nie muszę, chciałem tego słuchać... Jezu, ale ile można gadać!? Czemu ona jest taka... TRUDNA? Do innej, jakbym przyszedł z butelką wina, to już by wiedziała, o co chodzi. -Zerknął na zegarek. -Boże. Pięć godzin gadania i zero konkretów... Chyba jednak nie leci na mnie, tak jak to pokazuje... Robi sobie ze mnie żarty. Ugh... Wziąłem drugą butelkę alkoholu, może teraz zamilknie... Nieee, o czym ja w ogóle myślę? Uprawiać seks z pijaną nastolatką!? To nie tak miało być! Wyszłoby na to, że nie poradziłem sobie z nią na trzeźwo, że musiałem ją upić! Co to, to nie!
Kaulitz podniósł się energicznie z kanapy. Podszedł do drzwi, by ubrać na siebie kurtkę. Oczywiście czekał, żeby się z nią pożegnać. Niestety ona nie wychodziła z łazienki. Na dodatek usłyszał, że coś spada. Zmartwił się, nie widząc po dłuższej chwili, że wychodzi, ruszył krótkim przedpokojem do łazienki. Chwilę podsłuchiwał. Obawiał się, że albo naprawdę była na niego zła, albo była już tak pijana, że się nie trzyma na nogach, udając przy nim 'normalność'. Słyszał dźwięk strumienia wody, ale nic innego.
Zapukał.
-Już idę! -Zawołała.
-Wszystko w porządku?
Drzwi się otworzyły, ale ona nie wyszła. Wycierała mokre dłonie. Gdy go ujrzała, zaskoczyła się.
-Wychodzisz?
-Tak. Jest już późno, a jutro trzeba wstać do pracy. -Odrzekł, choć już planował zrobić sobie wolne. Czuł, że przesadził z alkoholem.
-Sądziłam, że zostaniesz na dłużej.
-Jeszcze nie masz mnie dosyć? -Uniósł brew. W końcu usłyszał coś, co mu poprawiło humor.
Kornelia się uśmiechnęła szeroko.
-Nie mam cię dość, panie Kaulitz. Uwielbiam z panem rozmawiać. -Stanęła w drzwiach tak jak on.
-OMG! Co to, to nie. -Przeszło mu przez myśl.
Uśmiechnął się lekko. Pomimo odechcenia się mu rozmawiania z nią, jej wygląd z dodatkiem jej słów i uśmiechu, podziałała na niego, jak magnes. Wyciągnął do niej rękę. Ona nieśmiało ją chwyciła. Dziś był już pewny, że jest najsłodszą dziewczyną, którą w życiu poznał i chyba najgorszą osobą, do której tak ciężko mu się zbliżyć. Pogłaskał ją po jej delikatnej, czekoladowej skórze, mierząc odruchowo jej twarz. Gdy ich wzrok stanął na tej samej linii, obydwoje poczuli to samo. Ciepłą falę i ucisk w brzuchu. To był ten moment, w którym rozum kładł się spać, robiąc miejsce na uczucia i emocje. Kaulitz już był szczęśliwy, że za te całe pięć godzin picia, monologów i siedzenia bezczynnego, dostanie w końcu nagrodę i zamierzał sobie ją sam wziąć. A przez to całe czekanie, ta zwykła chwila, zrobiła się najbardziej wyjątkową chwilą między nimi.
Zbliżył się do niej. Serca waliły im jak młotem, a alkohol dawał swe znaki, w postaci braku kontroli nad swoim ciałem. Poczuli na sobie swoje ciepłe oddechy. To była piękna chwila, w której oboje dążyli do tego samego. Ich usta poczuły swój wzajemny smak i delikatność. Obydwoje, kusząc się tym niewinnym pocałunkiem i mocno drażniąc. Zerknęli sobie w oczy. Ich wzrok był inny. Jakby niemo przytakując sobie na kolejny gest, jeden drugiego namawiając do tego samego. Ich usta złączyły się na dłużej, darząc siebie najbardziej delikatnymi pocałunkami, jakie mogli z siebie dać. Niestety to było mało. Kaulitz uniósł swą drugą dłoń, by móc dotknąć jej policzka.
-Może nic nie jest stracone... -Przeszło mu przez myśl.
Kornelia, czując jego dotyk, automatycznie zareagowała na niego miłym dreszczem. I nie mogąc znieść tego bezczynnego stania, sama odważyła się położyć dłoń na jego obojczyku. Tak bardzo chciała się wtulić w jego bluzę i ciało. Zatopić się w jego ramionach na długo, tak, jak pozwalał jej na to Tom.
Ich pocałunki w tym momencie zaczęły stawać się coraz bardziej namiętne, a temperatura zaczynała w przyśpieszonym tempie wzrastać.
Wsunął swe koniuszki palców w jej włosy. Miał ochotę za nie pewnie złapać, ale powstrzymywał się, podejrzewając, jak to może się skończyć. Wystarczająco, że już poczuł ich głębsze oddechy, które dawały mu znak, żeby posunąć się dalej. Tak bardzo tego chciał. Przyciągnął jej biodra do swoich, chciał ją poczuć bardziej. Już miał zamiar przenieść swą dłoń na jej odstający pośladek, gdy zacisnął swoje wszystkie mięśnie.
-Ona jest pijana. -Przeszło mu przez myśl.
Oderwał się od niej w dosłownym znaczeniu tego słowa. Popatrzył w jej oczy roziskrzone oczy. Pogłaskał kciukiem jej policzek. Jej rozchylone usta i cień płomyka w jej oczach, mówił, wręcz krzyczał "Nie zostawiaj mnie!", ale nie chciał być świnią. Nie chciał iść na łatwiznę i wykorzystywać jej braku trzeźwych myśli.
-...Dobranoc Kornelio. -Odrzekł cicho, odsuwając się od niej na siłę. Myśl, że jest tu sama, że nikt, by im w niczym nie przeszkodził, namawiała go do zupełnie innych słów i gestów. Jednak zaciskał zęby. I musiał stamtąd, jak najszybciej wyjść. Wanna za jej plecami wcale nie pomagała mu w ogarnięciu swoich emocji. Odwrócił się od onieśmielonej dziewczyny i wyszedł, przy drzwiach posyłając jej jeszcze ostatnie iskrzące spojrzenie.
Kornelia oniemiała. Dotknęła swoich nabrzmiałych ust.
-...Jeśli tak... To... Dlaczego?  -Nic nie rozumiała. A serce jej jeszcze długo nie przestawało tak mocno bić.


CDN

Komentarze

  1. Naprawdę, czytając Twoje opowiadanie mam przed oczyma tego aż nadto poważnego pana Kaulitz, który toczy wewnętrzną walkę z samym sobą, co w efekcie daje obraz takiego śmiesznego człowieczka. Czyli jednak Bill chciałby posiąść Kornelię, ale po prostu nie umie się za to odpowiednio zabrać? Z drugiej strony Kornelia też niezbyt ogarnięta, chociaż w jej wypadku, to zrozumiałe - w końcu odpowiedzi Billa i ten cały mur, którego znaczenie tak pięknie jej wytłumaczył, muszą być dla dziewczyny niezręczne. Chciałabym, żeby w końcu w nich coś pękło. Jakaś dzika euforia, pożądanie bierze górę i tak dalej. :>

    Ciekawi mnie też wątek, o którym wspomniałaś mi w komentarzu pod poprzednim odcinkiem - coś, czego jeszcze nie widziałaś w opowiadaniu :> Czekam z niecierpliwością! I niedługo zapraszam do mnie! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmieszny? ^^ Jak dla mnie tragiczny xD
      Potrafi się za to zabrać, ale jak można zrozumieć, zechciał tego dopiero po alkoholu. Na trzeźwo raczej nigdy, by tego nie zrobił (Przynajmniej nie w tym czasie ).
      Porządanie będzie brało górę już nie długo, w tym temacie mogę cię zapewnić ;)
      Co do tego wątku, to jak mówiłam, JA nie trafiłam na taką sytuację, może któraś z was tak, ta sytuacja wydarzy się już nie bawem, w najbliższych odcinkach :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. JEST PIERWSZY ODCINEK. <3
    Jakbyś chciała przeczytać i zostawić opinię, będę ogromnie wdzięczna.
    www.california-high.com

    Buziaki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. O mamuniu! W końcu! :D *skacze ze szczęścia i robi fikołki* Kocham ten odcinek! <3 To na chwilę obecną mój drugi ulubiony po sesji fotograficznej w hotelu :D
    U mnie już nowy :) Zapraszam :D
    Weny życzę i pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się! <3 Mam nadzieję, że następne będą również Twoimi ulubionymi xD Mój ulubiony rozdział już jutro <3 Nie mogę się doczekać publikacji <3
      Dziękuję za podniesienie na duchu :*
      Również pozdrawiam :*

      Usuń
  4. Mara, jutro, czyli generalnie 00:01 możesz publikować. :> Akurat wrócę z pracy!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie spodziewałam się takiego zakończenia!
    Ale zanim koniec, musi być początek, a tego nie mogę nie skomentować.
    Zawsze denerwuje mnie takie oddzielanie od siebie ludzi grubą krechą. Dlaczego biedni są tak bardzo oddzielani od bogatych? W czym są niby tacy gorsi? Czy pieniądze są aż tak ważne?
    Wcześniej jakoś tego nie widziałam, nie zwracałam może na to uwagi, kiedy byłam młodsza, ale teraz, gdy mam już te dwadzieścia trzy lata i pracuję w miejscu, w którym codziennie przewijają się setki ludzi, mogę się wreszcie wypowiedzieć otwarcie, bo mam na ten temat niemałą wiedzę.
    To, o czym mówił Bill, że kultura, wysławianie się w odpowiedni sposób, nieprzeklinanie, cechuje ludzi bogatych - to jest, panie Kaulitz, BULLSHIT.
    Duża część tych dobrze wychowanych, bogaczy, nie umie się zachować w stosunku do drugiej osoby. To, że ktoś jest starszy, również nie znaczy, że nie można tej osobie zwracać uwagi. Przykładem może być Kornelia z Twojego opowiadania. Jak jest traktowana przez swojego ojca? I dlaczego nie miałaby walczyć o swoje podstawowe prawo do okazywania jej szacunku?
    To, że ktoś jest ode mnie starszy lub ma więcej pieniędzy w portfelu ode mnie, lub jest lepiej ubrany, nie daje mu prawa do krytykowania mnie, obrażania czy wyśmiewania mnie. A tym bardziej nie okazywania mi szacunku.
    Jeśli ktoś ma dużo pieniędzy, wcale nie musi być kulturalny. Na swojej drodze spotkałam wielu ludzi - bogatych i biednych. Jedni byli dobrze wychowani, inni nie. Jednak czasami zwykły bezdomny spod sklepu, proszący o jakieś drobne, był milczy niż jakiś prezes w garniturze za parę tysięcy.
    Wybacz, że aż tak się oburzyłam, ale naprawdę poruszyła mnie ta kwestia i musiałam dodać coś od siebie.
    Co do dalszej części rozdziału - podobało mi się. Myślałam jednak, że między nimi dojdzie wreszcie do czegoś, ale to, że szczerze sobie porozmawiali, na razie wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak szeroki komentarz i za wszystkie Twoje komentarze :* Uwielbiam je czytać :D
      Aczkolwiek muszę się wypowiedzieć na ten :) Odebrałaś fakt (albo ja źle zrozumiałam xD więc, jeśli tak, nie ma tematu ^^), że Bill jako, że ma pieniądze tzn., że ma być kulturalny itp. itd. i to samo z Nelą. Nieee hehe On po prostu dąży do perfekcji i chciałby, żeby Ona również taka była i tu pieniądze nie mają nic do rzeczy. :)
      Co do oddzielania biednych od bogatych, to oczywiście się zgadzam z Tobą.
      Bill pragnie ją odsunąć od tych ludzi ze slumsów i nawet gdyby nie byli ze slumsów, to też by to robił (tak jak jest napisane w skrócie tej cz. ) On chce mieć ją po prostu dla siebie, co ma swój cel, który się bd wyjaśniał w cz. 3 :)
      Pozdrawiam serdecznie :*

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg