41. Niepewna bliskość

Zapraszam na kolejny rozdział, dzisiaj bez zbędnych wstępów.
Miłego czytania :*


41


Niepewna bliskość


Kornelia jak zwykle rano, po porannym prysznicu, nie miała czasu zjeść śniadania, a Adam czekał pod kamienicą. Nie cieszył ją już remont. Cała ekscytacja minęła. Nudziło ją ciągłe chodzenie po pałacu i poganianie robotników. Wiedziała, że uprzykrza im tylko pracę, ale ją samą już zaczęło to denerwować. Od rozpoczęcia prac minął już miesiąc i został tylko miesiąc, a w pałacu nie było skończonego ani jednego pomieszczenia. Stresowało ją to okropnie.
Na dodatek dzisiaj pod bramą wjazdową na teren pałacu, natknęli się na jakichś reporterów. Kornelia zsunęła szybę. Nie miała humoru dzisiaj rozmawiać z Adamem, a co dopiero z jakimiś mediami.
-Dzień dobry, radio BerlinSprech. -Wypacykowana kobieta podeszła do auta, a za nią wąsaty kamerzysta. -Krążą plotki, że przejęła państwowy teren osoba prywatna, czy to jest prawda?
-Nie rozumiem. -Odrzekła do Adama.
-Proszę odejść. Nie udzielamy wywiadów. -Odrzekł głośno Adam.
-Kto jest nowym właścicielem tego terenu? Okoliczni mieszkańcy parku, są zaniepokojeni, że stracą swoje miejsce na odpoczynek.
-Teren pałacu nie był nigdy miejscem na odpoczynek mieszkańców. Stał latami niezagospodarowany. Park zostaje nienaruszony. -Adam się trochę oburzył zarzutami.
-Pałac straci swój unikatowy wygląd? Co w tym miejscu powstanie?
-Pałac zostaje odrestaurowany. To jest prywatna posesja.
-Będzie tu jakiś bank? Jakiś instytut? Jakieś biura? Hotel?
-Dlaczego nie otwierają bramy? -Odrzekł z irytowany do Kornelii.
-Pewnie ją zamknęli, bo widzieli, że są tu media. ...Idź im powiedzieć.
-...Czekaj. -Wysiadł.
-Kiedy się dowiemy, co w tym miejscu powstanie? -Kobieta ganiła za Adamem, który milczał.
-Dlaczego to jest taka tajna informacja? Boicie się przyznać, żeby nie zrazić do siebie mieszkańców?
-Nie proszę pani. Wszystko jest legalne i na wszystko są zgody. Nie musimy się o nic bać. Nie zostaliśmy po prostu uprawnieni do informowania mediów o tym, co tu się dzieje, proszę odjechać.
-Od kogo więc uzyskamy taką informację?
Po wjeździe na teren Adam przetłumaczył rozmowę Kornelii, której nie do końca rozumiała. Stwierdziła, że tylko go podpuszczała z tymi pytaniami, żeby wyciągnąć informację.
Jedyne czym Kornelia mogła się zachwycać na placu remontu, to ułożoną, zdobną kostką brukową przed budynkiem i odrestaurowaną, naprawioną fontanną. Przysiadła tam na ławce. Zdołała uciec Adamowi, choć na chwilę. Przyglądała się ogrodnikom, którzy zasadzali właśnie zdobne drzewa i krzewy. Majster był wściekły, gdy zawiadomiła go o przyjeździe ogrodników. Przez to robotnicy musieli poruszać się po określonych ścieżkach i nie mogli już zagracać dziedzińca.
Nie mogła się doczekać, kiedy ujrzy piękny pałac bez rusztowań. Stresowała się też reakcją Kaulitza, gdy zda mu klucze. Zmieniła jego plany, nie miała pojęcia, czy będzie z tego zadowolony. Gdy w firmie, zmieniono mu jego projekty, o mało co nie pozwalniał za to ludzi i to dzięki Tomowi tego nie zrobił. Teraz Toma nie było, na dodatek się do niej zraził, więc nie miałby, kto powstrzymać Kaulitza przed wybuchem. A gdy właśnie to nadejdzie, być może straci pracę i szansę na te piękne marzenie, żyjące obok niej.
Zakręciła się jej łza w oku. To wszystko zaczynało odbierać jej sił. Nie długo kończył się jej kontrakt. Obiecała, podpisała, zaręczyła, że dopnie remontu do samego końca. Nie chciała zostawiać pana Kaulitz z remontem na głowie, całą przeprowadzką i tym całym gównem, tym bardziej wiedząc, że Toma tu nie ma. Zostałby całkiem sam...
Budynek numer dwa nadal stał nienaruszony. A raczej służył jako przechowywalnia i graciarnia. Nie było śladu również po budynku stróża przy wjeździe. Nic nie grało, jak trzeba.
Podniosła się z miejsca. Zdała sobie sprawę, że z każdym kolejnym przyjazdem w to miejsce, coraz bardziej się dołuje i denerwuje. Wolała już jeździć z Kaulitzem do biura i tam pracować w papierach. Chociaż to sprawiało jej przyjemność, bo wtedy wiedziała, że mu pomaga, a nie wyrzuca w błoto jego oszczędności. Tutaj, w pałacu, czuła tylko nerwy i stres.
Weszła do środka budynku numer dwa. Jeden wielki syf. Paczki na paczkach. Antyki po renowacji czekały szczelnie i bezpiecznie zakryte. Wszystko w tym miejscu czekało na ostatni etap pracy i nie można było nic z tym zrobić.
Stare tynki, nie które ściany okryte tapetami. Wszystko w tym miejscu było do niczego. Nawet zwisające żarówki na gołych kablach. Przechadzała się wąskimi korytarzykami. Włączyła sobie plan budynku w telefonie, który stworzył Arthur. Chwilę z niego korzystała, przemieszczając się z jednego pomieszczenia w drugie, by powrócić do głównej graciarni.

Rano obudziła ją melodia nie z budzika, a z przychodzącego połączenia. Niestety była tak zaspana, że w pierwszej chwili już miała przeciągnąć palcem po czerwonym kółku. W ostatniej chwili zauważyła na wyświetlaczu "Mr. Kaulitz". Od razu się podniosła do pozycji siedzącej i odebrała, głośno się witając, udając, że wcale jej nie obudził.
-Dzień dobry Kornelio. Chciałbym ci przypomnieć o dzisiejszym spotkaniu.
Kornelia wytrzeszczyła oczy.
-Jakim spotkaniu?
Kaulitz westchnął.
-Zapomniałaś.
-Nie zapomniałam! Tylko nie pamiętam, na czym ono polegało...
-To właśnie znaczy, że zapomniałaś. -Odrzekł z ironią.
Kornelia wyszczerzyła się do siebie.
-Ok... Zapomniałam...
-O szesnastej wyślę po ciebie auto. Jedziemy na kolację... -Zastanawiał się, jak ująć to w słowa. -Biznesowo - przyjacielską.
-Tak. Już pamiętam. -Oświadczyła. -Czy to nie miał być jakiś pokaz?
-Dokładnie tak. Po pokazie kolacja. To mnie bardziej interesuje niż sam pokaz.
-Okay. Będę gotowa.
-Strój wieczorowy po proszę z twojej strony.
-Nie ma sprawy. Co ja będę miała tam dokładnie robić, prócz milczenia i ładnego wyglądania? -Nienawidziła takiego typu spotkań. Już raz miała okazję spotkać się z Kaulitzów znajomą na pokazie w Los Angeles. Kaulitz tak ją przedstawiał i tyle mówił, że wystarczyło, że ona tam tylko była miła. Poza tym czuła się jak totalne dno...
-Nie przedstawiłem cię, jako fotomodelka. Zawiadomiłem, że będę w towarzystwie dobrej znajomej, która dopiero wkracza w świat mody. Więc możesz się zachowywać naturalnie.
-Dzięki... -Mruknęła. -To, jeśli tak mnie przedstawiłeś, to nie możemy jechać razem?
-Nie. Uważam pobyt tam za czysto biznesowy, pomimo że będą tam osoby, z którymi się bardzo dobrze znam.
-Okay...
-Nie odpowiada ci coś Kornelio?
-Nie dlaczego?
-Twój ton głosu jest jednoznaczny.
-Nie. Zastanawiam się, czy odwołać Adama, który... Matko! Będzie on za dziesięć minut! Świetnie... Nie zdąrzę go odwołać... -Przetarła swą zaspaną twarz.
-Nie wnikam w wasze sprawy. Kornelio? Liczę na duży wykaz kompetencji z twojej strony na spotkaniu.
-Tak panie Kaulitz. Będzie, jak sobie pan zażyczy.
Czuła, że się uśmiecha, dlatego też się uśmiechnęła pod nosem.
-Cieszę się panno Millian. Więc do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Rozłączyli się. Zaraz potem zatelefonowała do Adama i oświadczyła, że ma wejść do niej, bo jest jeszcze w proszku.
Adam był zaskoczony jej telefonem. Nigdy się jej jeszcze nie zdarzyło nie wstać na czas. Może czasem wybiegła zaspana, nie pomalowana, bez porannej kawy, ale zawsze była. Aż się trochę krępował wejść do jej domu. Nigdy nie miał okazji być w środku apartamentowca.
-Dzień dobry Adamie. -Przywitała go w szlafroku. Podejrzewał, że jest nie ogarnięta, ale żeby aż tak? Na dodatek była bardzo niska. To go monumentalnie zaskoczyło. Również pierwszy raz widział ją bez obcasów. Choć nie chciał, nie mógł oderwać od niej wzroku i odprowadził Kornelię swym spojrzeniem, do momentu jej zniknięcia za jakimiś drzwiami.
Rozejrzał się dookoła. Pomimo bogactwa, jakie narzucało mu się na oczy, zauważył lekki bałagan. Przysiadł na kanapie w salonie i nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić, ujął w dłoń jeden z zeszytów a4. Uśmiechnął się, widząc na pierwszej stronie "Ich heiße Kornelia. Und du? -Meine name ist Nik. Schön dich kennenzulernen. -Wohnst du hier? -Ja. Aber ich bin für einen Moment hier. -Wow. Warum? ..." Ciągnęło się i ciągnęło. Pół zeszytu miała zapisanego. Adam był pod lekkim wrażeniem. Nie sądził, że zna już tyle słówek i zdań. Nawet się tym nie chwaliła ani nie napomknęła, że rozumie jego niektóre rozmowy. Nie rozumiał dlaczego. Testy miała powkładane co parę kartek. Czerwony długopis rzucał się w oczy. Ze słówek miała same dobre oceny. Z pytań i odpowiedzi, było już mniej dobrych, ale stwierdził, że i tak by ją zrozumiał, gdyby odpowiadała mu tak 'po swojemu'. Co jeszcze bardziej go zaskoczyło, sprawdziany miała z umów. Umowa dotycząca kupna - sprzedaży. Umowa przejęcia i zdania własności majątkowej i rzeczowej. Kontrakty. Umowa o pracę. Curriculum Vitae w języku niemieckim. Listy motywacyjne znalazł aż cztery. Maile czysto biznesowe z zamówieniem na dany produkt. Z reklamacją. Z odrzuceniem reklamacji. Mnóstwo sprawdzianów ze słówek typowo biznesowych.  Oficjalne skargi do firmy i odpowiedzi na nie... Sam nawet niektórych listów, by nie napisał! No może by napisał, ale na pewno nie poprawnie.
-Co robisz? -Usłyszał nad swoją głową jej przyjemny, dziewczyński głos.
-Nic. -Zestresował się. -Tak patrzyłem... -Nie chciał, by była zła, że zagląda w jej rzeczy. -Myślałem, że uczysz się tylko języka, a nie pisania Takich rzeczy. -Wskazał na akurat otwartą stronę ze skargą, która dotyczyła przelewu, który został wykonany do firmy, a produkt od trzech miesięcy nie przychodzi.
Kornelia uśmiechnęła się do bruneta. Z jednej strony się wstydziła, a z drugiej była z siebie dumna.
-Hannah mnie krótko trzyma. -Przyznała. -Jeden głupi błąd i już jest niezadowolona. -Poskarżyła.
-Myślałem, że uczysz się języka ot tak, żeby się porozumiewać, jako tako. Z tego, co tu widzę, to ty już chyba normalnie umiesz mówić?
-Nie za bardzo. -Przyznała, czując, jak robią się jej gorące policzki.
-Nie? Umiesz pisać reklamacje, skargi, zamówienia, a mówić nie umiesz? Rozumiesz już chyba wszystko, gdy mówię po niemiecku.
-Wiesz. Ja znam tylko słówka i zdania na pamięć. Hannah nie uczy mnie slangu, skrótów i tak dalej. Gdy mówisz w tym języku, rozumiem jedną czwartą. Gdy Kaulitz mówi w tym języku, prawie nic nie rozumiem. Dziwnie wymawiacie słowa i zbyt szybko je wypowiadacie, żebym ja mogła się zastanowić i przypomnieć, co dane słowo znaczyło.
Adam się uśmiechnął.
-Od dzisiaj będę mówić do ciebie w języku niemieckim.
-Nie! -Zawołała przerażona.
-Dlaczego? Szybciej się nauczysz. Spędzamy ze sobą tyle czasu, że naprawdę mogłoby ci to pomóc.
-Eh nie. Proszę. Mnie po zajęciach z Hanną, tak boli głowa od myślenia, że czuję się wykończona.
Adam się wyśmiał.
-Dobrze, że się przyznajesz, że męczy cię używanie mózgu.
-O ty! -Klepnęła go w ramię. -A ty gdzie się nauczyłeś języka angielskiego?
-W szkole miałem rozszerzony. Oglądałem filmy z napisami i to wystarczyło, żeby pojechać do Anglii i wrócić już potrafiąc się normalnie dogadywać.
-Byłeś w Anglii? -Zaciekawiła się. -Co tam robiłeś?
-Pracowałem. Julia ma tam swoją przyjaciółkę. Załatwiła jej pracę, więc pojechaliśmy tam.
-Dlaczego więc wróciliście?
-Tęskniliśmy za domem. Moja mama ciągle się o nas zamartwiała. To było świeżo po osiemnastce. Myśleliśmy wtedy, że sobie odłożymy funty i kupimy tam dom. Jednak tu ciągle czegoś brakowało i nic nie mogliśmy odłożyć. Moja mama zachorowała... Tak jakoś się potoczyło, że nie zaoszczędziliśmy nic i wróciliśmy. Dzięki temu, że wróciliśmy, Julia poszliśmy na studia, a ja znalazłem pracę jako telemarketer w firmie współpracującej z zagranicą, gdzie język mi się ogromnie przydał.
-Dlaczego tam już nie pracujesz?
-Zmęczyło mnie w końcu ciągłe namawianie ludzi na kupowanie pakietów telewizyjnych, internetowych i stacjonarnych, zwłaszcza gdy wiedziałem, że ludzie mają dosyć takich telefonów. Sam takich nie odbieram. A jeszcze gorsze było słuchanie, że komuś internet się zacina... To było straszne. Zostawałem po godzinach, nic z tego nie miałem. Wtedy Julia wynalazła ofertę pracy u Kaulitza...
Kornelia się zaśmiała, wyobrażając sobie narwaną Julię w tym momencie.
-Tak. -Też się zaśmiał. -Jej zgłoszenie na pakowacza zostało odrzucone, ponieważ potrzebowali mężczyznę, nie kobietę, zarzekając się, że to fizyczna praca. Nie miałem wyjścia, jak już się domyślasz. -Mówił z uśmiechem. Kornelia przysiadła się do niego na kanapę. -Moją pracę równie dobrze mogłaby wykonywać kobieta. Ciężarów tam nie ma, na dodatek trzeba starannie opakowywać, do czego bardziej nadawałaby się kobieta, ale cóż. Nie żałuję. Nie muszę z nikim na siłę rozmawiać. Szwaczki mają zajebiste poczucie humoru. Siedzę sobie, pakuję, rozmawiam. Zdaję. Czasami było ogrom paczek, przez co musiałem zapieprzać jak robot. Jedna za drugą szła, żeby się wyrobić na czas. Ale ostatnio? Więcej pomagałem szwaczką z cięciem materiałów i dawałem się wykorzystywać, jako praktyczny niezawodowy model, niż pakowałem. Pamiętam, jak pani Kaulitz zawiadomiła, że w kwietniu przejmuje jej stanowisko jej syn. Normalnie wszystkie baby w jednej chwili zaczęły sikać. Jeszcze jak się dowiedziały, że to właśnie Bill... To było straszne. Każdego dnia, co rusz się dowiadywałem o nim czegoś nowego. A że Kaulitz jest taki i owaki, że Kaulitz był gościnnie, kiedyś jako gwiazda wieczoru, u Hemmlinga, że Kaulitz pracował u Damiena, że jest takim wybitnym projektantem. -Naśladował kobiety. -Że Kaulitz skończył tyle kierunków, nawet raz się podniecały tym, że Kaulitz powiedział w jednym z wywiadów do Vogue, że "w modzie nie ma granic" i wiele innych 'wybitnych' zdań Kaulitza. Niestety ludzie w firmie i w moim domu są fanami Kaulitza. Lubią cytować jego wypowiedzi przy nadarzonych okazjach. Więc trochę ich znam...
-Sam się stałeś pewnie jego fanem. -Uśmiechała się.
-Nie, ale ludzie, mówiąc o nim same dobre rzeczy, cały czas, bez przerwy, automatycznie po czasie wpływają na twoją opinię. Jeśli mówią tak o nim cały czas, to znaczy, że musi coś w tym być i sam zaczynasz w to wierzyć.
-Cóż... Trochę prawdy w tym jest.
-Ale najbardziej się cieszyłem, gdy w końcu przyjechał, wszystkie baby miały kisiel w gaciach, jak wszedł do firmy. A on po paru dniach zwolnił dwie pracownice, tak naprawdę za nic. -Śmiał się wrednie. -Nagle co poniektórym oczy się otworzyły. "Kaulitz taki wredny?! Jak tak może być?!". Oczywiście są też takie, co twierdzą, że Kaulitz nie robi nic bez powodu. Więc jeśli je zwolnił, miał rację. Choć odkąd je zwolnił, no i teraz tę szwaczkę, to każdy się boi, że mu się narazi i przez to fiksują, gdy tylko go widzą, że idzie. Każdy myśli, że zaraz do niego podejdzie i się do czegoś przyczepi i odprawi, jak tamte.
-Ty się nie bałeś?
-Czego miałem się bać? Gdyby mnie zwolnił, moje uszy by w końcu odpoczęły od słuchania o Kaulitzach.
-Ale przyznaj, że sam się bałeś, gdy wziął cię na rozmowę! -Zarzuciła.
-Nie bałem się, tylko byłem w szoku, że coś ode mnie chce. No i moje plany o kupnie mieszkania ległyby w gruzach, bo nie narzekałem na samą pracę, a w szczególności na wypłaty. Julia by oszalała, jakbym wrócił do domu i powiedział, że Kaulitz mnie zwolnił. Oczywiście ja bym był temu winny, nie on i miałbym gadane i wypominane to pewnie przez długi, długi czas. Ale się rozgadałem...
Kornelia się zaśmiała.
-Miło mi się ciebie słucha. Mów dalej. -Przyznała szczerze.
Adam się trochę zawstydził.
-...Burczy ci w brzuchu. -W końcu to powiedział, by tylko zasłonić swoje zawstydzenie.
Kornelia się uśmiechnęła.
-Nie piłam jeszcze kawy. -Przyznała, wstając z kanapy i kierując się do aneksu kuchennego.
-Raczej nie od braku kawy ci burczy w brzuchu, tylko z nie jedzenia.
-Zjesz ze mną śniadanie i napijesz się kawy?
-Widzę, że nie śpieszy ci się dzisiaj do pałacu.
-Nie. -Przyznała z uśmiechem. -Dzisiaj i tak bym musiała wrócić, gdzieś... Koło trzynastej do domu. Jadę na spotkanie. Wstałam zbyt późno, żeby ci powiedzieć, że masz nie przyjeżdżać dzisiaj, więc... Tak. Pojedziemy tylko zobaczyć, jak tam praca wrze i koniec na dzisiaj.
-Nie świetnie.
-Dlaczego?
-Nie pracowaliśmy dwa tygodnie, a ja mam naliczaną wypłatę z przepracowanych godzin...
Kornelia właśnie się poczuła, jakby była winna jego niskiej wypłaty.
-Dostanę połowę, tego, co dostane za dwa dni.
Musiała przyznać, że nie patrzyła na to z tej strony. Aż nie wiedziała, co ma powiedzieć.
-Myślałem, że będziemy pracować codziennie.
-Adam, czy ty masz do mnie jakiś żal?
Więc, co miała niby zrobić? Odmówić pomocy Kaulitzowi, na rzecz wypłaty Adama?
-Nie. Nie mam do ciebie żalu, ale mam dosyć siedzenia już w domu i u Julii w butiku. Gdzie byłaś w ogóle przez te dwa tygodnie? Cały czas w Paryżu?
-Nie... Skąd wiesz, że byłam w Paryżu? -Zaskoczyła się.
-Masz coś takiego jak Instagram, a Julia cię obserwuje.
-Tak? -Nawet nie wiedziała. Ostatnio bardzo dużo ludzi zaczęło ją obserwować, nawet nie patrzyła kto.
-Tak. Nie mogła przeżyć, że jesteś w Paryżu z Kaulitzem. Nalegała, żebym w końcu cię zaprosił do domu. Czasami zachowuje się jak bezmózga nastolatka. -Westchnął.
Kornelia się uśmiechnęła w myśli. Przypomniało się jej, że Adam nie wie nadal, ile Kornelia ma lat.
-Ale zaraz... Przecież plotkarskie strony opublikowały, że jestem uczennicą publicznego liceum. Matko! -Przeraziła się. -A jeśli Julia tak mnie śledzi, to na pewno już wyśledziła o mnie wszystko!? Kaulitz mnie zabije, jak się dowie o tym... Ale to nie ja się przyznałam do tego! To nie moja wina! - Mówiły jej spanikowane myśli.
Przysiadła się z powrotem do Adama z kawą i grzankami.
-Czemu tak o niej mówisz?
-No bo, jak można się tak zachowywać? Ma dwadzieścia cztery lata, a zachowuje się, jak szesnastka. Już ty się zachowujesz poważniej od niej, a jesteś od niej młodsza.
-Skąd wiesz, czy jestem młodsza?
Adam się zmieszał.
-No... Julia powiedziała mi, że masz siedemnaście lat.
-Skąd to wie?
-Znalazła to na stronie twojej szkoły. Wymienieni byli wzorowi uczniowie, którzy zdali do następnej klasy z wyróżnieniem. Zdjęcia też były...
Kornelia zrobiła oczy. Tego się nie spodziewała.
-Aż mi głupio mówić ci o tym. -Westchnął. -Ale to było logiczne, że nie jesteś pełnoletnia, skoro miałem cię wozić do pracy...
-...Wie pewnie więcej rzeczy, niż mi powiedziałeś? -Zapytała ostrożnie, sama nie wiedząc, czy chce znać odpowiedź.
-Taaa... Zna twojego tatę, zna znajomych... Pokazywała mi zdjęcia z pokazu u Hilary Moon. Mówiła, że jest bardzo znana w Kalifornii.
Kornelia nie wiedziała, co ma myśleć. Zastanawiała się teraz, czy ma przepraszać Adama za kłamstwa, jeśli takie z jej strony wystąpiły. Zawsze starała się odpowiadać, tak, żeby ani nie skłamać, ani nie mówić do końca prawdy. Więc chyba z niczym mu nie skłamała, choć nie była tego pewna. Tyle czasu ze sobą spędzali, że nie wierzyła, że naprawdę udawało jej się dochować tajemnicy wzorowo.
Adam zwrócił uwagę na Kornelię. Była zamyślona. Czuł jej spięcie. Nie chciał przecież, żeby tak się przy nim czuła. Po prostu mówił jej, co go denerwuje w swojej kobiecie.
-Julia uwielbia plotki, wie dużo rzeczy nie tylko o tobie. O wszystkich tych, którzy mają coś wspólnego z Kaulitzami również. Ja tylko muszę słuchać, jaką wynalazła to nową informację o kimś. Nie interesuje mnie to osobiście.
-Nie Adam. Przecież nie mam ci niczego za złe. To było nieuniknione, choć myślałam, że nie jestem kimś takim... Kim mogliby się ludzie aż tak interesować. -Zerknęła na niego z lekkim uśmiechem. -Dziwnie mi po prostu wiedzieć, że osoba, z którą spędzasz mnóstwo czasu, zna twoje życie, choć wcale jej o tym nie mówiłeś.
-Tak... Trochę niekomfortowe... Nie wiem, nie byłem nigdy w takiej sytuacji.
-Ja też jestem w takiej sytuacji pierwszy raz i nie wiem za bardzo, jak mam się zachować...
-Heej. -Złapał ją za ramię. -Nie przejmuj się tym... Przepraszam, że ci o tym powiedziałem. Może nie powinienem...
-Nie. -Zaszkliły się jej oczy. W jednej chwili czuła, jak cała jej wykreowana postać, jaką grała, rozpływa się w niepamięć. Czuła wstyd i zażenowanie. Ale to przecież, też nie było jej pomysłem, żeby się tak ukrywać ze swoim życiem.
-Jest mi po prostu głupio, że znam cię już tak dobrze, a ty się dowiadujesz o mnie, nie ode mnie tylko z sieci. ...Czuję się naga... -Przyznała z uśmiechem.
Adam się zaśmiał.
-Chodź. Przytul się. -Przyciągnął ją do siebie.
Pomimo zaskoczenia, przytuliła się do niego. Czuła się trochę nieswojo.
-Nie chciałem ci sprawiać przykrości. Narzekałem tylko na Julię... Bo denerwuje mnie to, że ty, mając siedemnaście lat, zachowujesz się poważniej i normalniej, od osoby, która ma dwadzieścia cztery lata. Z tobą da się normalnie rozmawiać. Z nią rozmawiam jak z nastolatka... Zresztą... -Prychnął. -Nie ma między wami żadnego porównania... Już nie raz jej to powiedziałem, to, zamiast to zmienić, to się obraża, jak dziecko.
-Adam... Czuję się dziwnie, gdy mi o tym mówisz... -Zaczynała się obawiać. Nie chciała być przyczyną kłótni w czyimś związku!
-Dlaczego?
-Nie wiem... Nie chcę, żebyście się przeze mnie kłócili.
-Nie kłócimy się przez ciebie. Ona jest tylko zazdrosna, że ze sobą pracujemy. Nie raz już chciała ze mną jechać do pałacu. Przyjąłem umowę do siebie i... W sumie ty mnie zmobilizowałaś do tego, żebym traktował ją poważnie, wtedy, gdy byłaś zła, że powiedziałem jej o pałacu. Żałuję, że jej o tym powiedziałem. To był błąd. Dzięki temu może bym sobie oszczędził tych wszystkich domysłów, co ja z tobą robię w pałacu tyle czasu. Bo przecież nie kładę gładzi. Na dodatek matka się wtrąca i pogarsza wszystko, na siłę chcąc rozwiązać między nami konflikt.
-...Widzę, że naprawdę masz jej dosyć po tej dwutygodniowej przerwie...
-Tak. Dlatego nie jest mi na rękę brak pracy.
Kornelia westchnęła. Odsunęła się od niego i popatrzyła mu w oczy. To, co zobaczyła, o mało nie zwaliło ją z kanapy. Adam miał łzy w oczach. Naprawdę się tym wszystkim przejmował. Zmartwiła się strasznie.
-Może lepiej by było, gdybyś wrócił do firmy? Widzę, że twoja praca źle wpływa na twój związek.
-Nie. Dobrze teraz zarabiam, nawet bardzo dobrze. Ona tego nie rozumie, że zbieram dla nas na mieszkanie. Podejrzewa mnie o gówna. O to, co podejrzewają nastolatki. Ona się nawet pyta, czy się często do siebie uśmiechamy. Rozumiesz to?
Kornelia miała ochotę się zaśmiać. Tym jej już wystarczająco uświadomił, że Julia naprawdę zachowuje się dziecinnie. Nie, nie mogła się powstrzymać. Zaśmiała się, a zaraz przeprosiła.
-Spoko... Wiem, że to śmieszne, w takim wieku. Chciałbym, żeby w końcu dorosła, ale tego nie zrobi, bo przecież przesiaduje z Coriną całe dnie w butiku i razem się dopingują w tych wszystkich plotach. Wiesz, co mi ostatnio powiedziała, gdy dodałaś zdjęcia z Paryża na Instagrama?
-Chyba wolę nie wiedzieć. -Przyznała.
-Powiedziała, że pracuję z tobą, a ciebie stać na weekend w Paryżu i zakupy w drogich, znanych markach, a ja jej nawet nad morze nie zabiorę.
-Przecież odkładasz na mieszkanie. -Nie rozumiała.
Adam rozłożył ręce.
-No widzisz?! Ty to rozumiesz. Ona chciałaby wszystko ot tak! -Pstryknął palcami. -Ona nie rozumie tego, że my nie mamy tylu pieniędzy, co na przykład ty, nie wspominając już o Kaulitzach... Bo oni to sobie mogą jeździć, gdzie chcą i kupować pałace...
Kornelia popiła kawę. Zaczynała przyjmować do siebie to, że Adam już ją zna i nie musi już nikogo grać. Było to dla niej krępujące trochę, ale musiała przez to przebrnąć. Poza tym czuła lekki luz, jakby odetchnęła od swojego imagu.
-...Mogłeś powiedzieć jej to samo, co mi. Że zbierasz przecież na mieszkanie, a nie na...
-Powiedziałem. To zaczęło się wypominanie, kiedy ostatni raz ją zabrałem gdziekolwiek.
Kornelia się zaśmiała, a on się zawstydził.
-No co? Zbieram każde euro.
-Oszczędzasz na niej!? -Zawołała ze śmiechem. -Już się nie dziwię, że jest taka zła, jak jej nigdzie nie zabierasz! -Wytknęła mu.
-Ostatnio nie miałem ochoty na spotkania z nią. Mam jej dosyć w domu. W szczególności teraz po tych dwóch tygodniach... -Wybrnął ze wstydem.
-Kiedy ostatni raz ją gdzieś zabrałeś? Przyznaj się.
-Nie wiem... Chyba na jej urodziny w styczniu było ostatni raz.
-W styczniu!? Mamy czerwiec! Adam!
Speszył się.
-Wiesz co? Proponuję ci, na wypłatę za dwa dni zabrać ją na kolację. Byłam dwa tygodnie temu w Hamburgu. Nie wiem, czy lubisz, czy ona lubi takie rzeczy, ale widziałam, że można tam pływać wycieczkowymi łódkami przez kanały. To nie to samo, co Wenecja, ale jest tam pięknie. Byliście tam? -Sama żałowała, że się nimi nie przepłynęła...
-Nie.
-No widzisz. Są tam restauracje Włoskie na pewno. Wystarczy tylko poszukać dobrze w internecie. Hotele? Nie musicie wcale spać w jakimś drogim hotelu. Wystarczy, że poświęcisz jej czas, żeby wiedziała, że ma cię tylko dla siebie i, że myślisz o niej, że ci zależy. Odkładaniem na mieszkanie, nie możesz zaniedbywać swojego związku. A na pewno będzie się cieszyć taką małą 'ala Wenecją'.
Adam patrzył na dziewczynę z lekką ironią.
-Wiesz, ile hajsu będę musiał wydać na sam dojazd tam? Nie mam swojego auta.
-Weźmiesz służbowe. -Wzruszyła ramieniem, nie widząc problemu. -Nic nie powiem Kaulitzowi. Nie musisz się martwić.
Weszła od razu w internet i wpisała hasło 'motel Hamburg'.
-Proszę. Bardzo ładny dwuosobowy pokój z łazienką, w cenie mają śniadanie.
-Widzisz cenę za dobę? Ja na te sto euro muszę pracować...
-Daj spokój! To tylko doba z twoją narzeczoną! Pracujesz na to, żeby choć raz milej spędzić wspólnie czas. Pojedziecie rano, zwiedzicie miasto, a jest cudowne, prześpicie się, wrócicie w niedzielę wieczorem. Nie widzę żadnego problemu.
-Ty nie widzisz. -Mruknął.
-Oh Adam przestań! To jest miłe, gdy mężczyzna zabiera swoją narzeczoną na wspólny wypad. Uwierz mi, że będzie mega zadowolona... Zależy ci na niej?
-...
-Halo?
-...No zależy...
-Zawahałeś się. -Przyglądała mu się. Po czym nie słysząc odpowiedzi, westchnęła.
-Nie kochasz jej? -Zapytała ostrożnie.
-Kocham, ale nie chcę wyrzucać pieniędzy w błoto. Ja mogę się obyć bez takich wycieczek, na rzecz wyprowadzki od moich rodziców.
-Doprawdy? -Obserwowała go.
-...Ona chce się wyprowadzić. Mi nie jest źle u rodziców... Gdyby nie ona, już dawno kupiłbym sobie dobre auto i weekendy moglibyśmy spędzać, gdzie tylko chcemy.
-Ale masz auto do dyspozycji, więc nie rozumiem już, o co ci chodzi... Ty chyba sam nie wiesz, czego tak naprawdę chcesz.
-...Marzy mi się wiele rzeczy, z których rezygnuje na rzecz przyjemności Julii. Nie chciałem jechać do Anglii, ale ona mnie tam zaciągnęła. To był tylko jeden wielki wydatek i całe oszczędności, jakie miałem rozsypały się w Anglii. A to łaziła do Primarków, bo przecież tanio, a to na miasto, na imprezę. A to przeszkadzało jej mieszkanie na pokoju, bo nie mogła korzystać z toalety, gdy tylko miała na to ochotę. To musieliśmy wynająć całe mieszkanie, gdzie całe nasze wypłaty szły na życie... Zacząłem chować pieniądze, ale to, co schowałem, wydałem na leczenie mojej mamy. Zawsze znajdzie się po drodze coś, co przeszkadza mi w planach. Nie winię mamy za chorobę, bo choroba nie wybiera, no i to mama. Logiczne, że każdy by tak postąpił. Naciska na przeprowadzkę od moich rodziców, bo nie dogaduje się z moją mamą. Zawsze twierdzi, że staje w mojej obronie. Ona staje w mojej obronie, bo widzi, że mam rację.
Kornelia się uśmiechnęła.
-Jesteś maminsynkiem. -Stwierdziła.
-Nie jestem maminsynkiem. Ale w moim życiu stało się tyle złego, że po prostu chcę jej to wynagrodzić. Mamy duże czteropokojowe mieszkanie w centrum Berlina. Z jednego pokoju, zrobiliśmy osobną toaletę i garderobę, bo przecież Julia nie mogła mieć zwykłej szafy i dzielić łazienki z moimi rodzicami. Zainwestowałem w to z moich pieniędzy, ale ona nadal jest nie zadowolona, bo chce się przeprowadzić.
-...Sądzisz, że nie docenia cię...-Stwierdziła w końcu.
-Tak. Właśnie tak jest... Nie docenia tego, co dla niej robię i nie docenia wartości pieniądza...
-Dlatego nie chcesz jej nigdzie zabierać?
-Nie, że nie chcę. Fajnie by było spędzić razem czas, ale to nic nie zmieni. Po chwili znowu wyjedzie mi, że mieliśmy zbierać na mieszkanie i że jestem lekkomyślny.
-Przecież sama powiedziała, że nigdzie jej nie zabierasz. -Nie rozumiała z tego już nic.
-Tak. Bo ona chce wszystko od razu. Chce kolacje, chce zakupy, chce weekendy w Paryżu, chce auto, chce mieć swoje mieszkanie, najlepiej ogromną wille, w której będzie się czuć, jak księżniczka...
Kornelia się trochę zdenerwowała.
-Sama daje coś od siebie?
-Nie. Ona nigdy nie ma pieniędzy. Ona musi ze swojej wypłaty kupić towar, pojechać po niego, kupić sobie ciuch, choć ma tyle lumpów, że z jej szafy można by było zrobić secondhand, a to musi zrobić sobie paznokcie, iść do fryzjera, a to zobaczyła jakiś łańcuszek na wystawie i musiała go kupić, bo aż się prosił, żeby go kupiła. -Naśladował. -Nawet do rachunków się nie dorzuca, tylko ja jeszcze ze swoich pieniędzy czasami dokładam do czynszu za jej pieprzony butik. -Ale przecież, to ja za mało pracuję. A gdy nie ma mnie cały dzień w domu, bo pracuje, to wąty, że nie spędzam z nią czasu.
-Wiesz, co Adam? -Zaczęła poważnie. -Ty jesteś po prostu dla niej za biedny. -Stwierdziła. -Ty jesteś chłopie za bie-dny. Nie spełniasz jej wymagań. Julia powinna mieć bogatego frajera, który dałby się jej wykorzystywać na każdym kroku.
Adam był w szoku słowami Kornelii, jednak chcąc nie chcąc przyznawał jej rację.
-Moim zdaniem. Powinieneś z nią usiąść i szczerze porozmawiać. Czy kocha ciebie, czy kocha twoje pieniądze, których ciągle jej braknie, innej opcji nie widzę. Mógłbyś to zrobić podczas wspólnego weekendu w Hamburgu...
-I co ja mam jej powiedzieć?
-To samo co mi. Że cię nie docenia. Że ma dorosnąć i pomyśleć choć raz poważnie. Niech sobie przeanalizuje swoje zachowanie i to, ile dla niej robisz, i ile ona robi dla ciebie. Dojdźcie do porozumienia.
-Ona nic z tego nie zczai. Powie, że szukam pretekstu, żeby się z nią pokłócić.
-Nie. Powiedz dokładnie to, co powiedziałeś mi. Jeśli nie zrozumie to... Nie wiem sama... -Westchnęła.
Tak bardzo się bała być przyczyną upadku związku jej kogoś bliskiego. Przejęła się tym cholernie, a tylko dlatego, że związała się z Adamem. Wspólna praca się do tego bardzo przyczyniła.
-...Jeśli tak jest o ciebie zazdrosna, przeze mnie, to dlaczego nalega, żebym wpadła do waszego domu?
-Skąd ja mam to wiedzieć?
-Chce się do mnie przyczepić?
-Nie wiem. Na pewno by ci nie powiedziała tego, co mówi o tobie do mnie. To logiczne.
-Wiesz co? Ja chyba wpadnę do was. Chciałabym wyjść czysto z tego wszystkiego. Ona zbyt dużo sobie o mnie wyobraża, a ja z chęcią ją zwrócę na ziemię. -Zdenerwowała się.
-Chyba nie zamierzasz jej mówić, tego, co ci powiedziałem? -Zląkł się.
-Nie. Nie martw się o to. Nic nie powiem. Załatwię to po swojemu...
-Czyli?
-Czyli normalnie.
-Może gdyby się z tobą zaczęła trzymać, to by spoważniała. -Westchnął.
-Hej. Ja nie zawsze jestem poważna. Zwróć uwagę na to, że zawsze się spotykamy w sprawach pracy, nie towarzysko.
-Tak. Teraz na pewno pracujemy. -Z ironizował.
-No właśnie, czas jechać do pałacu zobaczyć, co te robaczki już zrobiły... -Zebrała się do kupy. -Mam nadzieję, że może dzisiaj zobaczę choć jeden pokój skończony...
-Pracują niemalże dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie możesz tak po nich jeździć...
-Słucham? -Zaskoczyła się.
-Ostatnio ciągle na nich naskakiwałaś. Nie podoba się im to.
-Nazywasz naskakiwaniem na nich, zwracanie uwagi i pytaniem, dlaczego to jest jeszcze nieskończone?
-Tak. Mają ręce pełne roboty, a ty ich dobijasz.
-Adam. -Popatrzyła na niego poważnie. -Goni mnie czas. Nie mogę ich głaskać, gdy oni nie dokańczają nic. Wiesz co? Teraz mnie dobiłeś...
-Sorry. -Uśmiechnął się. -Mówię tylko, co zauważyłem. Mówiłaś, że cenisz sobie szczerość. -Bronił się.
-Tak. Nie mam ci nic za złe... Jedźmy już.
Oczywiście, że Adam dał jej tym do myślenia. Sumienie ją przez to gryzło. Dlatego po drodze wjechali do jednej z piekarni. Wykupiła prawie pół asortymentu. Pączki, drożdżówki, ciastka, rogaliki i inne pyszności. Tak zapakowana dzisiaj zawitała w pałacu. Mężczyźni nie ukrywali swojego zaskoczenia i oczywiście zarządziła małą przerwę, by mogli w spokoju sobie zjeść.


CDN

Komentarze

  1. Ech! A ja myślałam, że ta bliskość to z Kaulitzem :P Zeszłam na ziemię :P Odcinek mega, choć przyznam, że Julia mnie irytuje.. Adam zasłużył na kogoś kto go doceni :P No czekam na next :D Weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Po przeczytaniu tego rozdziału mogłabym podsumować go jednym zdaniem: Nigdy nie zrozumiem kobiet, dla których aż tak ważne są pieniądze i dobry wygląd.
    Jestem kobietą, lubię od czasu do czasu kupić sobie jakiś ciuch czy coś z biżuterii, chodzę do fryzjera, ale bez przesady! Gdyby mój chłopak zaproponował mi wyjazd na weekend powiedziałabym, że zwariował i wysłałabym go do lekarza! Nie wiem, może ja jestem jakaś dziwna, ale wolę zaoszczędzić pieniądze, żeby przeznaczyć je później na coś, co mi się w przyszłości naprawdę przyda (np. na mieszkanie, samochód, prawo jazdy czy nowy komputer), a nie na jakieś weekendowe wycieczki. Rozumiem, żeby pojechać na wakacje (chociaż i tutaj miałabym pewne wątpliwości), ale i tak jestem chyba raczej skąpa. Szkoda mi pieniędzy na jakieś wyjazdy za granicę, chociaż nie ukrywam, że chciałabym kiedyś gdzieś pojechać (moim marzeniem jest zamieszkanie na Malediwach, ale to już inna sprawa xd). Tylko po co wyrzucać pieniądze w coś, co i tak nie przyniesie mi żadnych korzyści? Fakt, może czułabym się lepiej, przyjemnie by mi było, że mój chłopak gdzieś mnie zabiera i nie szczędzi na tym pieniędzy, ale równie dobrze wolałabym spędzić z nim wieczór w kinie lub zamówić sobie pizzę lub kebab do domu, żeby leżeć w łóżku, obżerać się i oglądać jakieś głupie filmy w telewizji.
    Czasami taki zwykły, wspólnie spędzony wieczór, jest lepszy od wydawania fortuny na jakieś wyjazdy, nie wiadomo gdzie.
    Ale się rozpisałam!
    Jednak znów dałaś mi powód do rozmyślań swoim odcinkiem. :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg