45. Nastoletnia kobieta

Witam wszystkich po świętach :) Mam wam do przekazania parę ważnych informacji.

1. Jest to informacja o ankiecie, która znajduje się wyżej. Dajcie znak, czy jest sens prowadzenia dalej bloga, a raczej publikowanie następnej części, tej nierealnej historii. Ankieta zostanie zamknięta z chwilą opublikowania ostatniego - 50. rozdziału części 1. (14 styczeń 2018)

2. Informacją jest to, że pierwsza część dobiega końca. Zostało jeszcze tylko 5. odcinków.

3. Informacja to, jeśli nie wiecie, czy będziecie czytać następną część, bo może nie wszyscy przeczytali tą pierwszą, to nie martwcie się. Druga część jest Nowym etapem życia bohaterów i będą kompletnie inne wydarzenia i sens. Jakby powiedzieć bardziej jasno: To tak, jakbyście zaczęli czytać Nowe opowiadanie :)

4. Jeśli nie jesteście pewni decyzji, a może zbyt mało Was zachęciłam, to możecie kliknąć w stronę 2. Części pt. "Skandal" i się zapoznać, co na pewno będzie się dziać. O wielu wydarzeniach tam nie wspomniałam, a myślę, że zaciekawią.

5. Tak już ode mnie: Przewiduję w 2. Cz. same akcje, a każdy rozdział będzie zupełnie inny. Wiele się dzieje i nie ma żadnego przeciągania i owijania w bawełnę. ;) Zapewniam, ponieważ mam rozdziałów już 30. I nie zmiernie będzie mi miło prowadzić dalej bloga - jest to dla mnie niesamowita przyjemność pisać dla Was.

A teraz zapraszam chyba na najważniejszy rozdział ze wszystkich innych :)


45


Nastoletnia kobieta


Wyszła z sypialni, kierując się do kuchni. Kaulitza drzwi były uchylone. Paliła się w jego sypialni lampka nocna. Nie zaglądała. Nie miała odwagi po dzisiejszym dniu. Nie wiedziała, jak ma z nim dzisiaj rozmawiać. Był dzisiaj chodzącym kłębkiem nerwów.
Wzięła z lodówki wodę mineralną i od razu się jej napiła, ogarniając salon i aneks kuchenny wzrokiem. Bardzo się jej podobał ten dom. Było w nim tak bardzo cicho i elegancko. Pasował do pana Kaulitz idealnie. Minimalistyczny wystrój, bardzo męski i nie zbyt ciepły, porównując z wnętrzem domu mamy braci.
Butelkę wzięła ze sobą. Wspięła się cicho po podświetlanych kamiennych schodach na górę. Tam prawie na paluszkach ruszyła przedpokojem prosto do siebie.
-Kornelio? -Usłyszała stłumiony głos Kaulitza.
Czarnowłosa się zatrzymała. Westchnęła i zajrzała do jego sypialni, zatrzymując się w progu. Widok pana Kaulitz z kieliszkiem whisky w ręku, do połowy pustą butelkę na szafce nocnej i mnóstwo kartek dookoła niego, pozwoliło jej stwierdzić, że pan Kaulitz po prostu znowu ucieka od problemów. Mało tego, jego nagi tors pozwolił jej się zawstydzić i nie patrzeć na niego.
-Dlaczego jeszcze nie śpisz?
-Nie mogę zasnąć...
-Co ci ciąży na sumieniu?
-Nic mi nie ciąży na sumieniu. -Westchnęła. -Martwię się o ciebie... -Przyznała pewnie, choć trochę się stresowała jego reakcją.
Kaulitz uniósł brew.
-Nie masz powodów, żeby się o mnie martwić. -Oznajmił, popijając alkohol.
-...Po raz kolejny widzę cię, gdy popijasz przed snem i to prawie zawsze wtedy, gdy coś pójdzie nie tak w firmie. Dlatego się martwię.
-Nie jestem żadnym alkoholikiem. -Odrzekł oburzony.
-Przecież cię tak nie nazwałam. -Znowu westchnęła. -Jest mi przykro, że sprawiam ci tyle problemów... Chciałabym ci pomóc, ale nie wiem jak... Boli mnie to... -Wyznała cicho.
-Ja nie potrzebuję żadnej pomocy.
-Dobrze wiesz, że się kłócisz sam ze sobą. -Mówiła zniecierpliwiona. -Nie wmówisz mi, że nie czujesz się sam. Wiem to, widzę to doskonale.
Kaulitz milczał, przyglądając się dziewczynie w jego drzwiach.
-...Chciałabym, żebyś wiedział... Że tak nie jest... Nie mogę zasnąć, bo wiem, że myślisz, że straciłeś prawie dwa miesiące na coś, co nie powstanie... Mnie też jest przykro z tego powodu. Nie mogę patrzeć na ciebie, gdy jesteś taki zły i zniesmaczony tym wszystkim... Tak bardzo chciałabym ci pomóc i tak bardzo mnie denerwuje to, że nie mogę, bo nie mam jak. Więc jedyne, co mogę ci powiedzieć i zapewnić, to... Że nie jesteś sam... -Zaszkliły się jej oczy. -Jeśli oczywiście chcesz... To ja będę przy tobie... Zawsze... -Odrzekła ostatnie słowo prawie szeptem. - ...Pójdę już... Jest już późno... -Wycofała się.
-...Kornelio... Słowa nic nie znaczą, dopóki nie zamienimy ich w czyn. -Usłyszała za swoimi plecami. Zdumiła się. Nie sądziła, że pamiętał jej słowa. Odwróciła się do niego. Miał ironiczny wyraz twarzy. Uśmiechnęła się do niego. Weszła do jego pokoju i przysiadła obok niego na łóżku, próbując nie patrzeć na jego nagie ciało. Krępowała się przy nim bardzo.
-Co rysujesz? -Złapała jedną z kartek w dłoń.
-Ciebie.
Kornelia się zaśmiała.
-Przecież nie ma tu mnie, tylko jakieś ciuchy.
Kaulitz się lekko uśmiechnął. Nie spuszczał z niej wzroku.
-Wiesz... Myślałam sobie nad twoim logiem firmy...
-Nie podoba ci się?
-Podoba, ale... Nie bardzo. Biorąc pod uwagę pałac, to napis "Kaulitz" powinien być bardziej zdobny... To jest moje zdanie tylko, nie musisz się nim kierować. -Dodała od razu. -Wyobrażam sobie tylko, taki piękny, złoty napis na czarnym tle. Pisany piórem. Wiesz, o co mi chodzi? -Zerknęła na niego. Jego wzrok ją rozpraszał, więc natychmiast znowu skupiła go w szkicach. -Byłby taki ekskluzywny... Piękny... -Ponownie zwróciła wzrok w jego stronę.
Poczuła, jak Kaulitz zgarnia z łóżka końcówki jej włosów i się nimi bawi. Kornelia miała wrażenie, że zaraz oszaleje.
Kornelii zrobiło się gorąco.
-Tak. Włosy powinnam skrócić... -Odrzekła nerwowo, bojąc się komentarza.
-Nigdy w życiu ci na to nie pozwolę. -Usłyszała jego pewny ton.
Zerknęła na niego ponownie.
-Są zbyt długie...
-Nie. -Przerwał jej. -Są idealne.
Kornelia się oburzyła.
-Sięgają mi już prawie za tyłek. Nigdy w życiu takich długich nie miałam. Zawsze skracałam je na  wysokość pasa.
-Nie pozwolę ci na to. Co najwyżej na wysokość bioder. -Zerknął na jej nagie uda.
Kornelia automatycznie ściągnęła sobie niżej, satynową koszulkę.
Kaulitz się krzywo uśmiechnął, przełykając niewidocznie ślinę.
Kornelii było już tak gorąco, że nie wytrzymała. Podniosła się.
-Pójdę już.
-Nie idź nigdzie. -Odrzekł z uśmiechem, nadal trzymając ją za włosy. Jego wzrok był inny niż zwykle, co sprawiało w niej poczucie obnażenia.
Odstawił szklankę z whisky na nocny stolik i wspiął się na kolana, nie puszczając jej włosów.
-Chciałbym cię poczuć choć trochę... -Odrzekł, łapiąc koniec jej piżamy i przyciągając do łóżka, sam się zbliżając do brzegu.
Jego słowa rozbroiły ją na części pierwsze. To co, że znowu był pod wpływem alkoholu, gdy się do niej zbliżał. W głowie się jej kręciło, ale jego słów nie zapomniała.
-...Przecież wiesz, że nie możemy... -Wyszeptała.
-...Wiem... -Złapał ją za biodra i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej, przez co Kornelia była zmuszona wejść kolanem na łóżko. Inaczej by się przewróciła. -...Ale ty będziesz trzeźwo myśleć i nie pozwolisz na nic...
Kaulitz zatopił się w jej ustach. Jego pocałunki były słodkie z wonią whisky. Uwielbiała, gdy to robił, a najbardziej to, jak wplatał swe palce w jej włosy. Tylko tym razem delikatnie zacisnął na nich pięść, doprowadzając Kornelię bardzo szybko w stan, w którym zapomina się o bożym świecie. Jej oddech się znacznie przyśpieszył, a jej dłonie powędrowały na jego kark. Pocałunki w sekundę nabrały wyrazistości, a Kaulitz w sekundę wciągnął Kornelię na swoje łóżko, od razu ją na nim kładąc. Kornelia nie mogła się opanować, czując jego ciężar na sobie i jego dłoń wsuwającą się pod jej koszulkę. Zacisnął ją lekko na jej pośladku, a jego usta zjechały na jej szyję, by dostać się na dekolt. Kornelia w końcu mogła swobodnie nabrać powietrza. Jego dłoń znalazła się na jej pasie, po czym wjechała na jej brzuch. Tak bardzo się krępowała tego, że zaraz posunie się jeszcze dalej. Nie panowała nad nim, a on tak szybko to wszystko robił.
-...Bill... Pamiętasz o tym, co mówiłeś... -Wydusiła z siebie, patrząc w biały sufit.
-...Więc odejdź... -Mówił między pocałunkami.
-...Nie mogę... -Odrzekła, gdy poczuła jego dłoń nisko na podbrzuszu. Wstrzymała oddech, jej ciało się lekko wygieło, a jej palce delikatnie wbiły się w jego plecy. Kaulitz zrozumiał, że to już nie przelewki.
-...Odejdź... -Odrzekł głośniej, przerywając pocałunki. Jego dłoń jednak się nie wycofała. Ujął na biodrze cienki materiał jej bielizny. Miał ją tak blisko, że nie mógł się powstrzymać. Najwidoczniej ona również, gdy przyciągnęła go do siebie i pocałowała jego usta. Zostawił materiał jej bielizny w spokoju. Za to ujął jej udo i podciągnął ku górze, wsuwając między jej nogi swoją. Kornelia nie przestawała go całować, a on coraz głośniej krzyczał w myśli, że jeśli nie przestanie tego robić, wszystko zaraz może się zmienić. Niestety tylko w myśli...
Napawał się miękkością jej skóry. Nie zostawił jej uda w spokoju. Uniósł jej nogę wyżej, zakładając sobie ją na biodro, a sam jeszcze bardziej wspiął się na łokieć, przygniatając jej tułów swoim.
Zaprzestał pocałunków, choć jego dłoń nadal masowała jej nagi pośladek.
-...Jesteś tego pewna? -Zerknął w jej oczy.
Kornelia chwilę myślała, po czym skinęła lekko głową.
-...Powiedz, że nie...
Kornelia pokręciła lekko głową, przełykając ślinę.
Kaulitz zwiesił głowę. Wzrokiem napotkał jej klatkę piersiową, co mu wcale nie pomagało. Zamknął oczy.
-Przecież i tak w końcu do tego dojdzie... -Mówił w myślach. -Czemu tego nie przyśpieszyć? To nic złego... Ale to dziewica... Ma siedemnaście lat... Nie chcę, żeby tego żałowała... Ale nie będzie żałować, w końcu zrobi to ze mną... ...Ale może dzięki temu, że to się nie stanie, będzie między nami lepiej, a ona nie będzie się czuć tak pewnie... Ja wytrzymam, nie mam piętnastu lat, żeby się tak gorączkować... Może to bezsensu, ale dla mnie ma znaczenie...
Odsunął się od niej.
-Idź położyć się spać...
Kornelia była w szoku.
-Ale...
-Proszę cię... -Spojrzał w jej oczy. -...Wpływasz na mnie tak, że nie potrafię się opanować...
-...Chyba raczej potrafisz...
-...Całe szczęście... Za to ty powinnaś uważać...
-Ale... Ale ja nie chcę uważać... -Wyznała w końcu. -...Chcę to przeżyć...
Kaulitz trochę zwątpił w swoją decyzję. Również pragnął tego bardzo, ale w ostatnim momencie podniósł się z łóżka, by nie być koło niej tak blisko. Splótł palce i założył ręce za głowę, chwilę kręcąc się w kółko po pokoju.
Kornelia się podniosła.
-...Ja też chcę to przeżyć... -Oświadczył. -Ale... Ale masz te cholerne siedemnaście lat i tego nie mogę przeżyć! -Zawołał zły.
-Nie ma to znaczenia.
-Dla mnie ma. Wielkie. I dla ciebie powinno mieć jeszcze większe.
-To są zwykłe bzdury. Zwykłe stereotypy.
-Więc jestem stereotypowy...
Kornelii zaszły oczy łzami.
-Ja też jestem stereotypowa. Dlatego nie zrobiłam tego z nikim, kogo nigdy nie kochałam... -Spłynęła jej łza po policzku, którą szybko otarła. -A miałam już okazję...
Kaulitz zerknął na nią, lekko zaskoczony. Sądził, że Kornelia po prostu daje ponosić się emocjom. Tak jak on.
Kornelia chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnowała. Wstała z łóżka i wyszła z jego pokoju.
Kaulitz był oszołomiony. Nie wiedział, co ma zrobić. Czy iść za nią, czy może nie. Był w kropce. Poza tym, że nie mógł dobrze odczytać jej słów. Przecież nie wyznała mu miłości.
Zdenerwował się. Kopnął swoją komodę, czego po chwili pożałował. Miał bose stopy. Usiadł na łóżku i wplótł palce w swoją już czuprynę, która była już dość duża. Jego włosy zawsze szybko rosły. Miał je już niemalże do ramion. Nie dbał o ich wygląd w tym momencie. Wstał po chwili energicznie i wyszedł z pokoju. Zapukał do jej drzwi. Nie usłyszał odpowiedzi, dlatego sam sobie pozwolił wejść. Nie obchodziło go to, czy chciała go widzieć, czy nie.
Leżała owinięta pościelą i cicho płakała. Przełknął ślinę i wtargnął do jej łóżka. Nie zwracał uwagi na nic. Zagarnął jej ciało pod swoje ramię, przytulając do swojej piersi i całując jej włosy. Kornelia po chwili dopiero przełożyła rękę przez jego nagi brzuch, wtulając się w niego jeszcze bardziej i wygodniej. On głaskał ją delikatnie po włosach.
Oboje nie spali dość długo, ale żadne z nich się do siebie nie odezwało.
Rano również było dziwnie inaczej. Kaulitz nie mógł patrzeć na jej przygnębioną minę. A Kornelia nie mogła się pogodzić z tym, że prawie wyznała mu miłość i nie usłyszała nic, co mogłoby odwzajemniać jej uczucia. Czuła się naiwnie i teraz nawet cieszyła się, że do niczego między nimi nie doszło. Choć miała złamane serce.
Odwiózł Kornelię do pałacu. Adam dojechał trochę później. Miała tego wszystkiego dosyć. Chciało jej się płakać i robić nic. Niestety musiała się na siłę uśmiechać. Nie długo, bo zamknęła się w budynku numer dwa. Adam jak zwykle jej nie zostawił samej, zwłaszcza gdy widział, że zabiera ze sobą duży młot.
Otóż to. Kornelia zaczęła burzyć ściany. Adam nie wierzył w to, co widzi. Musiał to nagrać telefonem. Ścian nie było ciężko wyburzać. Były zrobione z pustaków, a Adam się w końcu do niej przyłączył. Mieli dużo radochy, a Kornelia mogła się wyżyć i odreagować. Zresztą, jak się dowiedzieli o wyczynach Kornelii robotnicy, to aż przyszli zobaczyć to na własne oczy, nie wierząc w to, co słyszą. Jeden z nich, tak zwany 'młody' z nimi został. Był to syn Majstra. Zaopatrzył Kornelię w rękawice i kask. Mieli z niej ubaw.
Chłopcy wywozili gruzy, a Kornelia zawzięcie demolowała budynek. Po południu przyszło chłopaków więcej, dlatego do wieczora, mieli już otwartą przestrzeń. Oczywiście, że odwołała dzisiaj naukę języka, jak w ostatnim czasie dość często jej się to zdarzało. A gdy wróciła późnym wieczorem do apartamentu, wzięła kąpiel, zjadła kolację i padła jak kawka.
Rankiem zbudziła się cała obolała. Jej ręce aż ją ciągnęły od tych zakwasów. Miała wrażenie, że urosła w barkach, ale to było tylko wrażenie, spowodowane bólem.
Dzisiaj ubrała legginsy i T-shirt, jaki dostała z dystrybucji maszyn drukarskich. Niestety nie miała żadnych adidasów, więc botki trafiły na jej nogi. Stwierdziła, że kupi sobie nowe, gdy te zniszczy. Wciągnęła kurtkę, włosy spięła w koka i ruszyła z Adamem na remont.
Dzisiaj kuli stary tynk. Najlepsze było to, że nie musieli się przy tym natrudzić. Tynk był bardzo stary, a ściany okazały się zawilgocone, dlatego, gdy puknęła w jedno miejsce, wielki kawał tynku sam odpadał. Trudzili się tylko z prądem. Co jakiś czas musieli wołać kogoś z pałacu, by przyszedł i odłączył kable, zabezpieczając je od razu. Po południu paru chłopaków znowu przyszło im pomóc z gruzem. I dostała informację od Majstra, o zakończeniu piętra. Od razu musiała je zobaczyć.
Stres zżerał ją dogłębnie. Czasu było coraz mniej, roboty na full, a ona za parę dni miała egzamin i zamiast siedzieć i się uczyć, pracowała przy remoncie. To było coś strasznego.
Dzisiejszego wieczora, gdy w końcu zajrzała na maila, przeżyła wstrząs. Materiału było tyle, że wątpiła, że ogarnie to w trzy dni! Gdy za pięć miała egzamin. Musiała się komuś wyżalić. I tą osobą był nie kto inny jak Adam. Nie przyzna się przecież panu Kaulitz z tym wszystkim. Znowu wyjdzie przed nim nieodpowiedzialnie. Choć siedział jej w głowie cały czas, a najgorsze było to, że nie mogła nikomu o tym powiedzieć, ani się poradzić.
Adam znowu wykazał swoje przyjacielskie oblicze. Z samego rana wpadł do niej i razem zabrali się za naukę. Adam jej pomagał powyodrębniać najważniejsze rzeczy i tak już z najważniejszych rzeczy. Kawa szła jedna za drugą. Gdy w porze lunchu dostała telefon. Dzwonił Kaulitz. Zestresowała się. Telefon leżał na stoliku i nie miała pewności, czy Adam widział nazwę połączenia.
-Tak? -Odebrała, wychodząc z apartamentu.
-Dzień dobry panno Millian. Zapraszam panią dzisiaj na kolację. Chciałbym wyjaśnić sobie z panią parę poważnych dla mnie kwestii.
-Rozumiem...
-Cieszę się. Co robisz?
-Uczyłam się właśnie...
-No tak... Za cztery dni masz egzamin.
-Tak... Za dwa dni wyjeżdżam.
-...Wiem o tym. Tym bardziej zależy mi na dzisiejszej kolacji.
-...Dobrze... O której pan po mnie przyjedzie?
-O szóstej.
-Będę czekać.
-Więc do zobaczenia.
-Do zobaczenia.
Rozłączyli się. Ścisnęła telefon.

***

-Nim pan cokolwiek zacznie. Proszę mnie wysłuchać...
Kaulitz skinął głową i z zainteresowaniem się jej przyglądał.
-...Jak ci to powiedzieć... Nie mam pojęcia. -Serce mocno jej biło, a oczy od razu się zaszkliły. -Może powiem to, co czuję, może to pozwoli zrozumieć panu to, co tak bardzo chciałam panu przekazać od wielu miesięcy... Miałam parę powodów, żeby zgodzić się na przyjazd tutaj, ale najważniejszy był dla mnie ten jeden. Wie pan nie od wczoraj, że stał się pan moim obiektem inspiracji, ale to też nie jest to, co chciałam, żeby pan wiedział. Bez pana, gdy pan wyjechał tutaj, poczułam się bardzo samotnie. Tęskniłam i wyczekiwałam. Czułam się jak idiotka, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Nie mogłam spać, nie mogłam się uczyć, nie mogłam jeść. Nie odchudzałam się wcale. Czekałam, ale w myśli uciekałam od rzeczywistości. Uciekałam od siebie. Wmawiałam sobie rzeczy, które nie miały znaczenia. Pani Simone spadła mi z nieba w tamto popołudnie. To było oczywiste, że się zgodzę na przyjazd tutaj. Dobrze pan o tym wiedział. Zapytał mnie pan, dlaczego witam cię i żegnam łzami. Nie potrafiłam panu tego wytłumaczyć. Gdy pana nie było, płakałam, że pana nie ma, gdy pan był, czułam, jakby pan był dalej, niż jak pana wprawdzie nie było. To trwało i rozwijało się każdej minuty, każdego dnia i każdej nocy. Każda nasza kłótnia podcinała mi skrzydła, a każde nasze zbliżenie, pozwalało mi na powiększenie mojej tęsknoty za panem. Nigdy w życiu tego nie czułam. Bałam się samej siebie. Nie byłam pewna, do czego jeszcze mogę być zdolna, jak już rzuciłam przyjaciół, szkołę, dom, moje życie, by być blisko pana. To jest bardzo złe moim zdaniem. Ostatniej, wspólnie spędzonej nocy, zrozumiałam jedno. Naprawdę jestem w pana oczach nastolatką. Zrozumiałam, że nie jestem tą osobą, która powinna przy panu być. Ja wiedziałam o tym od samego początku naszej znajomości. To nie jest dla mnie nic nowego. Tylko że przestając panować nad sobą, zaczęłam żyć marzeniami, pragnieniami i wyobrażeniami, zamiast widzieć rzeczywistość. Oszalałam po prostu... Nie umiem inaczej tego nazwać. Chcę, żeby pan wiedział, że jednak były to dla mnie najszczęśliwsze miesiące w moim życiu. Wcześniej żyłam z dnia na dzień. Przy panu moje życie miało jakąś wartość, dążyłam do czegoś, co nierealne, ale jednak dałam radę dojść do końca. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz. Czy gdyby pan leciał w kosmos i zaproponowałby mi lot, czy też bym rzuciła wszystko i z takim entuzjazmem wsiadła w tę rakietę. -Zaśmiała się z siebie i pokręciła głową.
-Zgodziłabyś się?
Kornelia zwróciła na niego ironiczny wzrok. Nie spodziewała się takiego pytania.
-Nie wiem. Zapewne tak. -Westchnęła, kręcąc głową. -Jest to straszne, że człowiek może opętać tak bardzo drugiego człowieka. I bardzo niebezpieczne. Ja nie myślałam wtedy o niczym. Nie myślałam o tym, że będę tęsknić za domem, za szkołą. Że nie będę się spotykać ze znajomymi, że lecę na drugą stronę naszej kuli, że będę tak bardzo daleko, że nie znam języka, wie pan, że nawet nie przeczytałam kontraktu. -Klepnęła się w czoło. -Nic mnie nie obchodziło. Spakowałam się i przyleciałam tylko po to, żeby... -Zmniejszyła ton głosu. Nie mogła uwierzyć w to wszystko, co zrobiła.
-Żeby co?
-...Żeby pana zobaczyć.
Popiła czerwone wino, chcąc choć trochę opanować swoje zażenowanie tym, że w końcu odważyła się mu to wszystko powiedzieć.
-Czuł się tak pan kiedyś? Tak bardzo szalony, gdy rządziły panem uczucia? Przeżył pan takie coś?
-...Niestety nie, ale to nie znaczy, że nie kochałem...
-Każdy inaczej przeżywa miłość. -Uśmiechnęła się lekko.
-Muszę przyznać, że naprawdę pani oszalała. -Nabrał powietrza w płuca. Był przerażony tym wszystkim, co usłyszał.
-Bardzo. Dobrze, że nie trafiłam na ludzi, którzy mogliby mnie wykorzystać. Cieszę się, że oszalałam przy tobie i twojej rodzinie. Gdyby to był ktoś inny, mogłabym naprawdę popaść w ogromne tarapaty.
-To prawda. Miała pani szczęście.
Uśmiechnęli się do siebie lekko.
-Uważasz, że było warto? Czy żałujesz tego szaleństwa?
-Hm... Nie żałuję. Jak wspomniałam. Jest to najpiękniejszy okres mojego życia. A pana słowa, że jest pan ze mnie dumny z jakiegoś tam powodu, były najpiękniejszymi słowami, które w życiu usłyszałam. Dzięki panu, w końcu poznałam swoją wartość. Wzbudził pan we mnie wiarę w siebie i w swoje możliwości. Sama jestem w szoku, że podjęłam się remontu pałacu, ale... Dzięki temu i dzięki panu mogę powiedzieć, że jestem sama z siebie dumna. Gdyby nie pan. Nie dowiedziałabym się, że potrafię szczerze kochać i zrobić dla tej osoby tak dużo, ile zrobiłam, a uczucie, że mogłabym zrobić jeszcze więcej... -Pokręciła głową, niedowierzająco. -Wiem, że mogę ofiarować siebie i swoje życie, dla drugiej osoby. ...Było warto. -Skinęła głową, przełykając kluchę bólu. Jej oczy miały tyle łez, że prawie nic nie widziała, ale żadna nie chciała wypłynąć. -Wierzę w to, że mam tę wartość, o której pan zawsze wspominał. Wiem, że nie jestem żadnym pustakiem, za którego się uważałam, przyjeżdżając tutaj.
Kaulitz odchrząknął, poprawiając się na krześle. Zamrugał parę razy, by pozbyć się łez. Zatkało go. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Zrobił się bardzo mały przy niej. Wszystko, co chciał jej dzisiaj powiedzieć, po tym, co usłyszał, nie miało żadnej wartości, ale jedno wiedział na pewno.
-...Mój wizerunek zmienił się w twoich oczach.
-Wie pan co? Nie zbyt. Nadal jest pan dla mnie sztywniakiem, który myśli, że cały świat leży u jego stóp.
Uśmiechnęli się do siebie.
-Podoba mi się to w panu. I to mnie chyba właśnie tak bardzo pociąga. Już chyba zawsze, pan będzie obiektem moich westchnień i pragnień. To się raczej nie zmieni. Zastanawia mnie tylko jedna rzecz.
-Jaka?
-Sprawia pan wrażenie bardzo odważnego, poważnego i pewnego siebie mężczyznę. Jednak, gdy rozmawiamy o uczuciach, pan się zamyka.
-...Nigdy nie byłem otwarty w tej kwestii, ale to nie znaczy, że nie mam uczuć. Przed chwilą mnie na przykład wzruszyłaś swoją opowieścią o ofiarowaniu siebie dla drugiej osoby. -Przyznał, choć mu było wstyd, się do tego przyznawać. -Powiedziałaś Kornelio tyle, że nie widzę sensu rozpoczynać tematów, jakie chciałem poruszyć. Powiedziałaś nawet zbyt dużo, niż chciałem wiedzieć...
-Mógł pan nie słuchać.
Kaulitz się zaśmiał.
-I bardzo podziwiam twoją postawę. Zazwyczaj spotykałem się z płaczem, krzykami, wyrzucaniem gorzkich żalów...
-Jedyny żal, jaki mam, to mam go do siebie. Wiesz dlaczego?
-Nie...
-Mam żal do siebie o to, że nie przeżyłam swojego pierwszego razu z chłopakiem, z którym miałam okazję to zrobić. Może dzięki temu, pan inaczej by na mnie patrzył, byłabym wtedy pewniejsza siebie i potrafiłabym może uwodzić... Może udałoby mi się pana uwieźć tak, jak zrobiła to Ala...
-Nie. -Zaprzeczył stanowczo, kręcąc głową. -Nie, Kornelio. -Uśmiechnął się po chwili. -Podoba mi się to, jaka jesteś. A twoja niepewność siebie przy zbliżeniach jest dla mnie bardzo słodka. To jest coś fascynującego, zbliżać się do kogoś, kto traktuje to inaczej, niż samo dogodzenie sobie.
Kornelia się zaśmiała wstydliwie.
-Tak Kornelio. Mówię, jak jest. Mnie i Alę, można było porównać trochę do zwierząt. -Zaśmiał się sam.
-Kto wie. Może ja też się kiedyś stanę zwierzęciem.
Blondyn zerknął na nią. Miała tak smutne oczy, czuł, że całe to spotkanie jest traktowane, jak zakończenie jakiegoś jej etapu życia. A przecież on wcale tego nie chciał i nadal tego nie powiedział.
-Kornelio. Chciałbym, żebyś stała się zwierzęciem w przyszłości, ale tylko ze mną i tylko przy mnie. Nie wyobrażam sobie, żebyś mogła to zrobić z kimś innym. Powiedziałaś do mnie to zdanie, które ciągle mi siedzą w głowie. "Słowa nic nie znaczą, dopóki nie zamienimy ich w czyn". Nie miałem tak dużo okazji do wykazania się sobą. To, co zrobiłaś dla mnie i to, jak to opisałaś, pozwala mi tylko być pewnym, że mógłbym ci się oświadczyć nawet tu i teraz z miejsca. Niestety nie przewidziałem takiego obrotu sprawy i się kompletnie do tego nie przygotowałem, ale... -Wyciągnął do niej dłoń. -Chciałbym, żebyś wiedziała, że twoje zdanie zasiadło w mojej duszy i postaram się wziąć z Ciebie przykład i pokazać ci to, co czuję ja, zanim ci o tym powiem. Jednak chciałbym formalnie ci się przyznać, do tego... Że ja już nie potrafię pić bez ciebie porannej kawy.
Kornelia się zaśmiała, zakrywając usta dłonią. Łzy w końcu jej spłynęły po policzkach.
-I chciałbym, żebyś była przy mnie teraz i zawsze. Żebym mógł na ciebie patrzeć każdego dnia i słuchać cię każdej nocy. Chciałbym, żebyś ze mną zamieszkała i zaczęła dzielić ze mną swoje życie, jak ja już zacząłem dzielić swoje z tobą... Bez względu na wszystko i wszystkich. Dla mnie jesteś prawdziwą kobietą, w którą wierzę i wierzyć nie przestanę. Chciałbym ci się oddać tak, jak ty oddałaś się mi. Jeśli tylko mi na to pozwolisz i jeśli tylko jeszcze tego chcesz.
Kornelia płakała. Nie wierzyła w to, co usłyszała. Jego oczy błyszczały, mówił to bardzo poważnie, więc musiał mówić prawdę.
-Gdybym się na to nie zgodziła po tym wszystkim, chyba byłabym najgłupszą dziewczyną na świecie.
-To prawda. -Uniósł brew, po czym się zaśmiali.
Kornelia położyła swą dłoń na jego. Kaulitz ujął ją w lekkim uścisku i pocałował delikatnie, zerkając w jej oczy.
-Naprawdę chce pan, żebym z panem zamieszkała? -Nadal nie wierzyła.
-Oczywiście. Czy to coś dziwnego? Chcę mieć swoją kobietę blisko siebie.
Kornelia rozpływała się, słysząc jego słowa. Była najszczęśliwszą dziewczyną w tej chwili na świecie. Miała ochotę wywrzeszczeć całemu światu, jak bardzo jest szczęśliwa.

Nabuzowani emocjami musieli sobie radzić do późnego wieczoru. Do momentu, w którym już od dwudziestu minut próbują się pożegnać, siedząc w aucie pod jej apartamentem. Schodzili z tematu na temat, a ich dłonie były złączone. Co jakiś czas żegnali się, ale jeszcze drugie miało coś do powiedzenia, więc wymieniali się paroma zdaniami i tak w kółko.
Końcem końców, Kaulitz odjechał spod apartamentowca. Zabrał Kornelię do siebie. Zjedli pyszną kolację, a potem rozmawiali pół nocy na przeróżne tematy, wszystko jednak sprowadzało się do tematu firmy. Mogli o niej rozmawiać godzinami, a tematy się nie kończyły.
Wczesnym rankiem, gdy Kornelia się obudziła, zrozumiała, że zasnęła w jego łóżku. Zawstydziła się bardzo, ale i szeroko uśmiechnęła. Pocałowała go delikatnie w policzek i wyskoczyła z łóżka, choć bardzo nie chciała.
Doprowadziła swój wygląd do stanu codziennego i wyruszyła na zakupy. Kaulitz nie wiedział o tym, że te pyszne świeże pieczywo trafiało na jego stół, dzięki temu, że Kornelia zabierała jego auto i jechała na bardziej żywą dzielnicę, gdzie znajdowała się piekarnia. Raz zapytał, skąd je ma. Odrzekła wtem 'byłam w piekarni tu, nie daleko'. W odpowiedzi dostała tylko 'chce ci się tak wcześnie wstawać, tylko po to, żeby kupić świeże pieczywo?', odpowiedziała wtem 'Tak. Piekarnia nie jest daleko.' No bo nie była, gdy jechała tam autem. Pięć minut w tę i pięć minut z powrotem, gdy mocniej wdepnęła w gaz. Ta wyprawa na pieszo, pewnie zajęłaby jej jakieś czterdzieści minut. Co to, to nie. Na dzielnicy, na której mieszkał Kaulitz, był tylko jeden mały spożywczak. Nie mieli tam dobrego świeżego jedzenia. Dostawy były co trzy dni, a Kornelia nie chciała, żeby Kaulitz jadł trzydniowych bułek, czy jakiegokolwiek takiego ciastka, odgrzewanego w mikrofalówce przez ekspedientkę, żeby wyglądał na świeży...
Gdy przygotowała już śniadanie, Kaulitz pojawił się ogarnięty w kuchni. Podszedł do niej, witając się uprzejmie i całując jej usta. Kornelia czuła się jak w niebie. Za takie witania, mogłaby mu zawsze kraść auto.
Rozmowa była bardzo miła, a Kornelia znowu zaczęła czuć ten wysoki poziom, o którym mówił w Los Angeles i w jakim się jej zawsze prezentował. Nie garbiła się. To prawda. Nie kładła łokci na stół i nie zajmowała się telefonem przy nim. Nakrywanie stołu również było perfekcyjne. Teraz jedyne, z czym się pilnowała, to z odpowiedziami i ze słownictwem. Zawsze starała się odpowiadać pełnym zdaniem. Nie zawsze jej to wychodziło, ale cały czas się starała. Zresztą. Zauważyła różnicę, rozmów z panem Kaulitz. Gdy mówiła slangami, jak najęta, to Kaulitz nie był aż tak pozytywnie do niej nastawiony, jak wtedy gdy mówiła coś z sensem, dobrze układając zdanie. Dzięki temu pan Kaulitz nawet częściej się do niej uśmiechał. Zależało jej na tym.
Razem pojechali do pałacu. Pan Kaulitz przeraził się na widok rusztowań i tego całego syfu przed pałacem. Nie chciał widzieć niczego więcej, lecz nie mógł przestać się ciekawić.
-Nie ma pan wstępu do środka budynku do momentu zakończenia prac. -Zagroziła Kaulitzowi palcem. -Kluczy pan też nie dostanie. Zaczeka tu pan chwilę. Pójdę po Majstra. -Kornelia czmychnęła do wnętrza pałacu.
-O jesteście. -Zawołał Majster.  -Gdzie Adam? -Rozglądał się.
-Nie przyjechał dzisiaj ze mną. -Odrzekła w języku niemieckim.
-Pani pójdzie więc ze mną. Muszę pani coś pokazać.
-Słucham?
-Chodź ze mną. -Machnął dłonią ponaglająco, więc ruszyła za nim.
Wzbili się na szczyt jednych ze schodów prowadzących na strych. Drzwi były zamontowane, więc musiało być w środku coś pięknego.
-Gotowa? -Zapytał z uśmiechem.
-Skończone? -Nie wiedziała, czy ma się już cieszyć, czy nie. Była poddenerwowana.


CDN

Komentarze

  1. Odcinek jak zwykle super. Czytając nie dość ze bylam w szoku to jeszcze czulam ich wszystkie emocje. Co do zapowiedzi kolejnej części...powiem jedno, czekam z niecierpliwością bo zapowiada sie świetnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w takim szoku po przeczytaniu tego odcinka, że muszę przemyśleć, co mogę Ci tu napisać.
    Myślałam, że ich rozdzielisz i oboje będą cierpieć, jednak z czasem zrozumieją, że nie są jednak dla siebie stworzeni. Kiedy czytałam wyznanie Kornelii, czułam, że to pewnie będzie ich koniec. Ale Ty musiałaś mnie pozytywnie zaskoczyć. Najmniej spodziewałam się tego, co Bill powiedział Kornelii. Nie sądziłam, że w takim momencie postawi na szczerość, lecz pozytywnie mnie zaskoczyłaś.
    Jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądało teraz życie Kornelii i Billa.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg