5. Tragiczna sobota cz. 2

Ahh... Witam serdecznie! Mam dziwne wrażenie, jakbym się nieco 'odświeżyła' w pisaniu xD

Cóż. Nie mogłabym nie napisać NIC na temat dyskusji pod postem na FB, który informował tylko o nowym rozdziale. Rozwodzenie się osób nad jakąkolwiek twórczością - które nie znają w pełni historii, a tylko parę akapitów, jest - jak dla mnie - stratą czasu i nosi za sobą niepotrzebne nerwy.
Moi czytelnicy wiedzą doskonale, że krytykę przyjmuję świetnie, gdyby tak nie było, nie rozwijałabym się na Waszych oczach. Wystarczy spojrzeć na odcinek pierwszy, części pierwszej i na aktualny. Gdyby nie Wy, pewnie nadal bym nie wiedziała, że robiłam takie okropne błędy. Całe szczęście zareagowałyście i od razu lepiej się piszę i czyta :) 

Podtrzymuję, że jeśli ktoś, kto posiada jakieś 'ale' co do odcinków, zdań, błędów, czegokolwiek, Proszę, żeby pisał mi na blogu, nie na FB. 
Jeśli widzicie błędy, jakiekolwiek - Proszę, żebyście mnie o tym informowali. To naprawdę pomaga się udoskonalać i daje 99,9% pewność, że więcej takich błędów nie ujrzycie :) To jest dobre dla Mnie, ale przede wszystkim dla Was, gdyż to Wasze oczy na to patrzą podczas czytania.

Prócz tego chciałabym oczywiście podziękować moim czytelnikom za dołączenie do tej niestety przykrej dyskusji. Cieszę się, że ze mną jesteście :* <3 

Także dyskusję uważam za zamkniętą, a teraz zapraszam na 16 karteczek, gdyż słyszałam, że macie niedosyt ;)
Mam nadzieję, że podzielicie się swoim zdaniem na temat odcinka w komentarzach :)


5


Tragiczna sobota cz. 2


"Jej serce zabiło tak znacząco, jakby kawałek materiału zamienił się w jego usta, a zapach w spojrzenie, które tak przenikliwie penetrowało jej duszę... Tęskniła... Można tęsknić za wyobrażeniami, które pragnęło się doświadczyć?"


Zdenerwował się strasznie, aczkolwiek widząc Kornelii załamanie, pchnął jej ciałem lekko do wewnątrz pomieszczenia, trzasnął drzwiami i po prostu ją przytulił. Nie mówił nic. Był pewny, że, jak już się odezwie, to zrobi Kornelii kolejną przykrość. Zbierał swą cierpliwość w ciszy...
- Skończ już tę pracę i jedź do domu. - Wydusił z siebie, starając się powiedzieć to, jak najmilszym tonem głosu.
- Ja mam dziś po prostu pecha... - Odrzekła, załamana.
- Dlatego jedź do domu. Powiem Tobiasowi, żeby cię odwiózł. Podasz mu koszulę dla mnie...
- Przepraszam... - Odsunęła się od niego. - Nie chciałam, przecież cię ubrudzić... -Kwasiła się, dotykając swoich bolących ust.
- Wiem... - Odrzekł na wydechu. - Pokaż... - Zabrał jej dłoń od twarzy, by obadać, czy czasem znowu sobie nie rozwaliła ust... - Nic nie masz... W porządku...
- Nie mogę jechać, już mało paczek zostało...
- Przekażę im, żeby zostawili resztę w magazynie. Jedź, proszę cię, do domu. Potrzebuję ubrania. - Rozkazał.
- Jesteś na mnie zły? - Zerknęła na niego w górę.
- Nie... - Westchnął.
- Widzę, że jesteś...
- Trochę. Dzięki tobie mam kolejną przerwę...
- To chyba dobrze...? Pracujesz od rana, cały czas...
- Nie dobrze. Wolałbym to skończyć jak najszybciej i wrócić do domu...
- Ohmmm... Przykro mi...
- Jedź już, proszę cię. U mnie w garderobie jest jeszcze jedna tego typu, tylko ma sznurki przy szyi. Gdzieś znajdziesz kombinezon, taki z folii. Załóż go na tę koszulę. Pada deszcz. I podaj ją Tobiasowi razem z wieszakiem.
- Dobrze...
- Jak będziesz miała problem, to dzwoń... - Odrzekł zmarnowany. - Najlepiej już nic dzisiaj nie rób. Tak dla bezpieczeństwa...
- Ohh... Panie Kaulitz... Niech pan nie robi już ze mnie Takiej ofiary... - Zamarudziła.
Kaulitz wyśmiał się pod nosem.
- Jedź już. - Pocałował delikatnie jej usta i popędził do wyjścia, po drodze informując o wszystkim jednego z mężnych ochroniarzy.
Z trudem wyjechali spod pałacu. Tobias i Kornelia słowem się do siebie nie odezwali podczas drogi. Od razu założyła, że mówi tylko w języku niemieckim, a już nie miała siły na rozmawianie na migi. Znała już dużo słów niemieckich i potrafiła kleić zdania, ale to i tak nadal przynosiło jej wiele trudu. Podała mężczyźnie rzecz, o którą prosił pan Kaulitz i zamknęła się w domu. Była taka głodna, pomimo kateringowego obiadu w pałacu...
Stwierdziła, że przygotuje pyszną kolację dla Kaulitzów, ale gdy już prawie wyszła z piętrowego domku, przypomniało się jej, że nie ma ani auta, ani parasolki, a deszcz wydawał się padać coraz mocniej.
- Oh... Dlaczego? - Zamarudziła.
Cofnęła się do domu w poszukiwaniu czegoś, co przypominało parasolkę. Nie znalazła nawet w garderobie Kaulitza. Wszystkie skaje, jakie posiadał, nie miały kapturów, a kurtki, czy płaszcze były dla niej sporo za duże.
- Przecież worka na głowę nie będę zakładać! - Zawołała w myśli.
W lodówce nie mieli nic ciekawego. Tom przyjechał i już nie było tylu pysznych rzeczy do zjedzenia.
Kręcąc się tak po domu, w końcu miała przyjemność zajrzeć za drzwi, które nie były - chyba - jeszcze otwierane podczas jej pobytu w tym domu. Znajdowały się na ścianie w głównym przedpokoju, na wprost salonu, tuż obok drzwi do piwnicy i garażu. Jakoś nigdy wcześniej nie interesowało ją, co tam może być. Z góry założyła, że to jakaś spiżarnia.
Znalazłszy się we wnętrzu wcale się nie zaskoczyła, pomimo że to nie była żadna spiżarnia. To był zwykły pokój z oknem na front domu, z którego Kaulitz zrobił sobie pracownię. Stół do szycia, biurko z komputerem, dwa popiersia, próbki materiałów i mnóstwo projektów wiszących na tablicach korkowych. Projekty przedstawiały między innymi teraźniejszą kolekcję, a więc pan Kaulitz musiał z niej korzystać jeszcze wtedy, gdy zamieszkiwała apartament w centrum Berlina. W sumie mieszka u niego oficjalnie zaledwie parę dni.
Wpadła w końcu na genialny pomysł. Ubrała botki, ubrała ramoneskę i wyszła z domu. Wybiegła na chodnik, by skręcić zaraz przy pierwszej bramce obok. Całe szczęście była otwarta, a wejście do domu zadaszone. Nacisnęła guzik, który rozpętał niestandardową melodię dzwonka, a po chwili otworzyła jej jakaś kobieta.
- Dzień dobry. Mieszkam tutaj obok. Nie dawno przyjechałam i nie zabrałam ze sobą żadnej parasolki, a muszę pędzić na zakupy. Czy byłaby pani tak uprzejma i mi pożyczyła jedną? Będę wracać, to ją odniosę... Mówi pani po angielsku? - Zrozumiała na koniec, że kobieta dziwnie na nią patrzy.
- Tak, tak. - Odrzekła zaskoczona. - Do jakiego sklepu się wybierasz? Tutaj? Naszego? - Zagadnęła.
- Nie. Muszę iść tam... - Wskazała za siebie, choć za sobą miała tylko kolejne domki. Znowu poczuła się jak debil. - Do miasta. Tu nie mają świeżych produktów. - Skwasiła się.
- To trochę daleko jak na takie zakupy przy spacerze. Ale... - Zaskoczyła. - Moja córka zaraz jedzie do miasta, więc może cię podrzuci. Wejdź, zimno się zrobiło. - Kornelia zrobiła, jak kazała. - Chwilka. - Poszła na górę.
- Gdyby Kaulitz wiedział, co ja robię, to leżałabym już pewnie trupem. - Przemknęło jej przez myśl. - A może nikt. Dosłownie NIKT, nie mógł wiedzieć, że mieszkam z nim? - Wystraszyła się. - Ale to, co!? To ja mam się teraz cały kontrakt ukrywać, że może w ogóle żyję!? - Zawołała oburzona.
Kobieta po chwili zeszła na parter, nie pozwalając gościowi długo czekać.
A Kornelię dopiero teraz olśniło i prawie że klepnęła się w czoło.
- No, jaka ja głupia jestem!? - Aż nie mogła naprawdę sama uwierzyć w to, co zrobiła. - Normalnie idiotka! - Pluła sobie w twarz i aż chciało jej się śmiać z samej siebie. Miała ochotę walnąć głową w ścianę. Czuła się już nie jak idiotka, tylko, jak prawdziwy głupi debil z krwi i kości. Już rozumiała, dlaczego ta kobieta tak dziwnie na nią patrzyła...
- Przepraszam panią najmocniej za problem, przejadę się taksówką. Naprawdę, przepraszam za zawracanie głowy. - Było jej tak bardzo głupio. - Miałam dziś ciężki dzień w pracy, przyjechałam tutaj nie dawno i kompletnie zapomniałam, że jest coś takiego, jak taksówka.
Kobieta uśmiechnęła się miło.
- Nie szkodzi. Rozumiem, ale dzisiaj to naprawdę nie kłopot, moja córka akurat będzie jechać do miasta.
- Nie, nie. Przepraszam najmocniej. Nie będę zawracać głowy pani córce.
- Jestem. Cześć. - Uśmiechnęła się do niej blondynka, zbiegająca bezdźwięcznie po kamiennych schodach.
Czarnowłosa musiała przyznać, że była identyczna z jej mamą. Teraz patrząc na nie dwie, gdyby spotkała je na ulicy, to by powiedziała, że są siostrami. To było coś fascynującego. Jedynie ubiorem się różniły. Jej mama wyglądała na wysoko postawioną, a jej córka, jak typowa nastolatka. Jeansy, zwykły sweterek i prosty koński ogon.
- Inez. - Wyciągnęła do Kornelii dłoń.
- Kornelia. Miło cię poznać.
- Ciebie również. Mama mówiła, że mieszkasz obok.
- Tak...
- Nigdy cię tu nie widziałam. - Wciągała Airmaxy.
- Bo nie dawno przyjechałam.
- Okay. Chodźmy. Pa mamo!
- Pa. Uważaj na siebie! - Zawołała za nią.
Wszystko się tak wydawało, jak na zwykłą nastolatkę, ale wsiadły w Range Rovera, wysłanego w środku jasną skórą. Ponadto Kornelia śmiała twierdzić, że wyglądała starzej od tej nastolatki, ale jeśli prowadziła auto, to znaczyło, że to ona musiała być starsza od Kornelii. Czuła się naprawdę dziwnie.
- Dokąd cię podrzucić?
- Tutaj do miasta. Jakieś piętnaście minut drogi.
- Okay. - Ruszyła z podjazdu. - Skąd przyjechałaś?
- Z LA.
- WOW! - Zawołała Inez, aż Kornelia się trochę zlękła. - Cool, co nie!? Zawsze marzyłam, żeby tam pojechać. Tam jest tak zajebiście! Całymi dniami leżałabym na plaży. Powiedz, że tam nie ma zimy! -Zachwycała się.
- Jest... Ale nie jest tak zimna, jak tutaj.
- Pewnie jest ci zimno tu, co?
- Trochę tak. - Kornelia przyznała, że dziewczyna dobrze spostrzegła. -Masz ładny manicure.
- Dzięki. -Uśmiechnęła się szeroko. - Jeśli będziesz chciała, mogę ci zrobić.
- Robisz sama?
- Tak. Zrobiłam sobie kurs na paznokcie. Mało się opłaca, bo nie mam swojego salonu, ale robię wszystkim dookoła. Mam fan-page na Facebooku, tam się umawiam z ludźmi.
- To fajnie. Jakiś pieniądz zawsze ci wpadnie.
- Marny pieniądz, ale zawsze jest. To mieszkasz z Kaulitzami?
- Tak, jakby. Chwilowo.
- Nie ma ich w domu?
- Nie.
- Dlatego nie mogłaś jechać na zakupy! - Zawołała.
- Tak. - Zaśmiała się, choć nie było jej do śmiechu.
- Ale wiesz? Oni to jacyś dziwni są. Albo siedzą w tym domu, albo w ogóle ich nie ma całymi miesiącami. Nikt ich nie zna. Ja ich nie znam, a mieszkam obok. To jest dopiero dziwne. Nie są zbyt sąsiedzcy.
- Nie wiem, nie znam ich tak dobrze.
- Mieszkasz z nimi i ich nie znasz? - Spojrzała na czarnowłosą ironicznie.
- Dopiero co przyjechałam tutaj... - Tłumaczyła, zmęczona.
- To znałaś ich z LA?
- Prawie. Parę razy się tam widzieliśmy... - Kornelia nie mogła się doczekać końca tej podróży, choć nie zauważyła żadnej fascynacji ich osobami, co było dziwne. - Ty nie jesteś ich fanką?
- Nie. - Zaśmiała się. - Czemu mam być fanką, kogoś, kto tak naprawdę nic nie zrobił? Bill się pokazuje tylko w mediach, jeździ na pokazy, kolacje jakieś, gdzie są kamery i tyle. - Wzruszyła ramieniem. - Tom nawet nie wiem, co on robi. Kiedyś robił muzykę, teraz nie wiem. Sklep zamknęli. Simone się wycofała, to za kim ja mam piszczeć? - Ironizowała.
Kornelia się uśmiechnęła pod nosem. Cieszyła się, że w końcu poznała kogoś 'normalnego' jej zdaniem. O ile Inez była z nią szczera, ale chyba była, bo mieszka obok, a nie wystaje pod ich domem.
- Tom robił muzykę?
- Tak. Tym zasłynął. Nie wiesz o tym?
- Nie wiedziałam, myślałam, że udzielał się tylko tak, jak Bill, w firmie ich mamy.
- To ty naprawdę ich nie znasz! - Zawołała zaskoczona. - Toć Tom był muzykiem! Gitarzystą dokładniej. Grał też trochę na pianinie z tego, co pamiętam. A ogólnie wszyscy, Bill, Tom, Georg i Gustav mieli w dzieciństwie swój zespół. Bill śpiewał, Tom grał na gitarze, Georg na basie, a Gustav na perkusji. Wszyscy czworo zasłynęli, mając po dwanaście, trzynaście lat. Ja to podejrzewam, że chcieli wykorzystać fakt, że Simone miała kontakty z mediami, bo ta płyta ich była niewypałem. - Śmiała się. - Wiesz, taki zespół 'nic' ze znajomości.
- I co się stało?
- No i nie przeszło. Bill zajął się projektowaniem. Reszta dalej robiła muzykę. Była już nawet spoko. Wiesz, poszli do szkoły muzycznej, więc się w końcu nauczyli grać. - Zaśmiała się. - Ale i tak się rozpadli. Bill odszedł, nie mieli nikogo, kto by im śpiewał, wrzucali samą muzykę na youtuba. Wiem, że później ktoś się do nich odezwał. Gustav z Georgiem dołączyli do jakiegoś innego zespołu, Tom się wyłamał. A później już nie wiem. Słuch o nich wszystkich zaginął. Jeszcze nie dawno słyszałam, że Tom robi muzykę i sprzedaje ją jakimś piosenkarzom, ale nie wiem, ile w tym jest prawdy.
- Jestem pod wrażeniem... Nie wiedziałam tego.
- Nie chwalili ci się?
- Nie. - Pokręciła głową.
- Okay. Powiedz mi, gdzie teraz mam cię wysadzić...

Kaulitz automatycznie dostał wiadomość na swój telefon o użyciu przez Kornelię karty, czego Kornelia nie była świadoma. W końcu miała na koncie wypłatę za dwa miesiące pracy w Domu Mody Kaulitz. W Los Angeles zdążyła tylko się napić za te pieniądze. I właśnie teraz, płacąc za taksówkę, którą wróciła do domu, zrozumiała, że te pieniądze muszą ją utrzymać, a to znaczyło, że koniec na razie z zakupami zachcianek.
Zostawiła zakupy w kuchni. Bardzo nie zmokła, ale za to było jej bardzo zimno. Znowu nie wzięła ze sobą żadnej bluzy, ale skoro Kaulitz pozwolił jej wejść do swojej garderoby, to może wejść tam już dzisiaj po raz trzeci. Jej tata wysłał już jej rzeczy, na które jeszcze trochę musiała poczekać.
Przebierała między nie swoimi ciuchami. Oczywiście znalazła bluzy. Wzięła pierwszą z brzegu i ucieszyła się, że trafiła na taką z kapturem typu kangurka. Aczkolwiek widok Tej czarnej bluzy pozwolił się jej jeszcze zatrzymać. Wspomnienia powróciły jak za pstryknięciem palców. Kaulitz w niej przyszedł do jej apartamentu, w którym przeżyli swój pierwszy pocałunek. To było prawie trzy miesiące temu, a czuła się, jakby od tej chwili minęło zaledwie parę dni.
- O matko! Tam był jakiś Georg. Tańczył ze mną! Inez mówiła właśnie o nim!? - Przypomniała sobie. Stwierdziła, że pewnie tak, innego przecież nie znała...
Przyłożyła do twarzy przytulny materiał i zaciągnęła się jego pięknym, świeżym zapachem, który niósł za sobą jedno z milszych w jej życiu wspomnień. Obrazy tak wyraźne, że wzbudziły w niej identyczne emocje, które wtem odczuwała. Jej serce zabiło tak znacząco, jakby kawałek materiału zamienił się w jego usta, a zapach w spojrzenie, które tak przenikliwie penetrowało jej duszę... Tęskniła... Można tęsknić za wyobrażeniami, które pragnęło się doświadczyć? Tęsknota nie była logiczna, przecież miała go teraz dla siebie... Choć chyba nie tak, jak to sobie wyobrażała... Tak bardzo jej się podobał w tej bluzie. Był wtem taki słodki i niewinny. Taki zwyczajny i prosty. Mega pociągający i kuszący... Jak nie on.
Uśmiechnęła się pod nosem, złożyła starannie rzecz, żeby nie zostawić po sobie śladu.
Pozmywała naczynia i już miała zabierać się za gotowanie, gdy przypomniała sobie o kopercie, którą dostała podczas firmowego obiadu wraz z pięknym bukietem kwiatów, które ślicznie komponowały się na komodzie w salonie. Pobiegła aż do swojej torebki i rozerwała pomiętą kopertę.
- Oh... Nie! - Zawołała na widok premii, która ukazywała jej kwotę dwudziestu tysięcy.
Rozglądała się ślepo po wnętrzu, zastanawiając się, co ma ze sobą począć?
- Czego ja panikuje? Przecież nie zostałam bez pieniędzy... - Walczyła ze sobą. - Inni mają wiele mniej i żyją... Ale, jak żyją!? - Poczuła rozdarcie. - Teraz jestem biedakiem, przy Kaulitzach! OMG! Co ja teraz zrobię, jak znowu Bill wymyśli zakupy!? Powiem, że nie, bo mnie nie stać!? - Nie mogła się z tym ogarnąć. To wszystko przez sumę, jaką wydała na zakupy do domu...
Telefon jej się rozdzwonił. Powędrowała szybko do kuchni. Na wyświetlaczu pisało 'Mr. Kaulitz'. Odchrząknęła i dopiero odebrała.
- Halo?
- Hej. Co robisz? - Usłyszała jego cieplutki głos.
- Nic... Tęsknie...
- ...Co się stało? - Kaulitz wyczuł jej mało radosny głos. - Za kim?
- Za tobą...
- A...
Kornelia się uśmiechnęła lekko.
- Nie długo będziemy. Właśnie skończyliśmy...
- Wiem... Przeze mnie tak długo... - Westchnęła razem z nim. - Przepraszam panie Kaulitz... Wiem... Jest mi głupio... - Dodała, słysząc jego westchnienie.
- Odpoczywasz?
- Tak... Byłam na zakupach. Też nie dawno wróciłam...
- Co kupiłaś dobrego? - Udawał zaskoczenie.
- Dużo rzeczy... Szykuję dla was ciepłą kolację. Pewnie umieracie tam z głodu...
- Tak. Mój żołądek już sam się trawi. Będę musiał, jak najszybciej znaleźć kogoś do bufetu... A co szykujesz?
- Chciałam zrobić zapiekankę taką z makaronem, serem i pieczarkami, ale chyba zrobię jeszcze kawałki kurczaka z warzywami. Sama jeszcze nic nie jadłam. Zrobię sernik na zimno i upiekę babkę kakaową na jutro do kawy.
- Mmm... Już chcę to wszystko zjeść...
- Przyjedź już...
- Czekam, aż wszyscy sobie pójdą. Nie chcę zostawiać kluczy Jenny. -Ostatnie zdanie powiedział ciszej.
- Dlaczego? - Uśmiechnęła się.
- Nie wiem. Nie chcę po prostu. To mój pałac. - Wywyższył się.
Kornelia się zaśmiała cicho, słysząc jego przechwałkę.
- Dobrze. To czekam na was. Muszę wziąć się za robienie, bo chcę zdążyć przed wami...
- Kornelia szykuje dla nas pyszną kolację. - Zawiadomił swojego brata z zadowoloną miną i przeciągnął się.
- To dobrze. Głodny jestem. - Oświadczył starszy bez żadnego wyrazu.
- Jak ci się układa z Jenny? - Nie spuszczał z brata wzroku.
Tom zerknął na brata lekko zaskoczony jego pytaniem.
- Układa z Jenny? Co może mi się z nią układać?
- Piszesz z nią ciągle. - Wyjaśnił. - Pomaga ci w związku?
Nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. Bardzo go ciekawiła sytuacja brata i najgorsze w tym wszystkim było to, że on milczał. Czuł nie od wczoraj, że Tom odsunął go od swoich spraw. Nie rozumiał, czy to było spowodowane tym, że był przeciwko jego związkowi z nastolatką, czy z jakiegoś innego. W każdym razie nie było to miłe uczucie...
Tom nie skomentował słów blondyna. Ponaglił go tylko, twierdząc, że już wszyscy opuścili pałac, a on zamierza już wracać do domu, gdyż jest zmęczony. W dodatku jego buzia się rozdarła, jakby chciała udokumentować teraźniejszy stan samopoczucia mężczyzny.
- O nie... Ona też? - Skwasił się czarnowłosy, zsuwając ze stóp buty w przedpokoju.
- Kocham Britney. - Ucieszył się Kaulitz.
Bracia, widząc Kornelię podrygującą i podśpiewującą sobie w kuchni, i tak wymienili się uśmiechami. Kaulitz od razu wtulił się w jej plecy, wkładając ręce do kieszeni znajdującej się na jej brzuchu. Jego twarz idealnie przylgnęła do jej obojczyka, a dziewczynie przeszedł miły dreszcz.
- Wygodnie ci? - Zapytał stłumionym głosem.
- Tak... Choć ma rękawy za długie... - Przyznała z lekkim uśmiechem. - Strasznie mi jest zimno... - Objęła ręką jego zimną głowę i pogłaskała po sztywnych od lakieru włosach. Zerknęła na niego kontem oka, dzięki czemu wykorzystał sytuację i pocałował ją czule.
- Może znowu chora będziesz... - Mówił tak ciepłym głosem, że Kornelii ponownie przeszedł miły dreszcz po ciele.
- Nie mów tak w ogóle i nawet tak nie myśl. - Zarzekła się.
- Jak pięknie pachnie... Kiedy będzie gotowe?
- Za dosłownie chwilę.
- Zdążę wziąć prysznic?
- Raczej nie. Mogę już nakładać.
- No dobrze...
Kornelia zaśmiała się pod nosem.
- Ale nie zrobię tego, jeśli będziesz na mnie tak wisieć. - Zawiadomiła radosna.
Kaulitz wymruczał tylko coś nieokreślonego.
- Zmęczony jesteś? - Znowu objęła jego głowę i pogłaskała go po karku. Łaskotały go jej pieszczoty. Odsunął się od niej z uśmiechem i 'poprawił' kark. Dłonie dopiero po chwili wyciągnął z jej kieszeni. Obrócił Kornelię w swoją stronę, obejmując jej małe ciało i zatopił się w jej ustach.
Pozwoliła sobie zatopić się w jego czułości. Ich języki tańczyły w pięknym, spokojnym tańcu, wcale się nigdzie nie śpiesząc. Czarnowłosą jedynie krępowało to, że w pobliżu jest Tom i może to widzieć... Starała się o tym nie myśleć. Jego bliskość koiła jej nerwy i stres. I czym dłużej taniec trwał, tym oddech zaczął się przyłączać, powodując zmianę repertuaru, a tym samym, zmianę kroków.
Te ulotne chwile nie występowały między nimi zbyt często. Można było zliczyć je nawet na palcach u jednej dłoni. Dlatego były dla nich takie wyjątkowe. On był głównym prowodyrem tych cudownych chwil. Wszystko zależało oczywiście od humoru pana Kaulitz. Ona, choć mogła również stwarzać takie sytuacje, tak jeszcze się zbyt mocno przy nim krępowała.
Swą dłoń wsunął namiętnie w jej włosy, pozwalając się jej rozpłynąć. Drugą dłonią zbliżył jej talię jeszcze bliżej siebie, ale gdy odczuł swą dolną część ciała i jej znaczący oddech, natychmiast zaprzestał pocałunków, spokojnie odsapując. Nie chciał męczyć ani jej, a tym bardziej siebie, wiedząc, że przecież i tak nie mogą sobie pozwolić na więcej.
- Brakowało mi ciebie... - Odrzekła rozczulona, zerkając w górę, w jego błyszczące, czekoladowe oczy.
- Śpij dzisiaj ze mną... Przytulimy się do siebie i będzie nam dobrze... - Pocałował jej usta raz jeszcze i wypuścił z objęć, oświadczając, że przypali się jej jedzenie.
Kornelia natychmiast złapała za patelnię.
Było jej tak dobrze przy nim. Chciała trwać z nim w takich chwilach po wieki. Był dla niej taki idealny, że nie mogła czasami uwierzyć, że on, to naprawdę On, a ona może być przy nim. On robił z jej głową, co chciał. Tego była już świadoma, ale za cholerę nie miała pojęcia, jak ma  nad tym zapanować.
Podała kolację. Dopiero teraz zauważyła, że Tom ogląda telewizję, a jej 'Britney is bitch' już nie gra. Nic nie było ważne po tak enigmatycznej chwili. Był tylko on i tylko on się dla niej liczył.
Wszystko, co postawiła na stole, zniknęło w mgnieniu oka. Kornelia była trochę przerażona. Nie sądziła, że aż tak byli głodni. Martwiło ją to, że nie jedzą, ale równie dobrze mogła powiedzieć to o sobie. Bardzo mało z tego zjadła, pomimo wielkiego głodu. Nawet nie uszło to uwadze pana Kaulitz, który prawie że na nią najechał. Wytłumaczyła, że najadła się już podczas przyrządzania. Przymknął więc na to oko, a czarnowłosa pochłonęła się swoimi myślami.
Przecież była głodna, dlaczego nie mogła jeść? Czuła głód i ściśnięty żołądek. Czy o tym właśnie mówił David, tata Nikodema? Czy to właśnie tak się odczuwało miłość? Jeśli tak, to, to nie było w żaden sposób zdrowe.
Poza tym nasłuchała się od Kaulitzów na temat dzisiejszych wydarzeń i tego, jak ciężko było im wyjechać z pałacu. Mało tego, pan Kaulitz był bardzo zmartwiony i miał nadzieję, że ludzie nie będą wystawać pod pałacem każdego dnia pracy. Tom go pocieszył, mówiąc, że pewnie będzie tak przez parę dni i im się znudzi.
Po kolacji chłopcy zniknęli na piętrze pod prysznicami. Kornelia posprzątała i wzięła się za babkę i sernik. Stwierdziła, że zrobi dwie. Jedną dla sąsiadów w ramach odwdzięczenia się i przeprosin za zawracanie głowy swoim brakiem myślenia.
Drażniły ją te wieczorne wiadomości w telewizji. Połowy z tego nie rozumiała, na dodatek prezenterzy mieli jej zdaniem dziwnie ostry akcent. Wszystkiego musiała się domyślać... Głowa ją rozbolała od tych wszystkich myśli albo od tego, że naprawdę znowu będzie chora...
Tom się do niej w ogóle nie odzywał... To również ją drażniło. Nie potrafiła się pogodzić z tym, że tak źle ją ocenił. Gnębiło ją jego zachowanie w stosunku do jej osoby. Miała ochotę z nim podyskutować i wyjaśnić, że nie jest tak, jak myśli. Że go bardzo lubi... Że...
- Zależy mi na nim? - Zaskoczyła się.
- Co tu robisz jeszcze? - Usłyszała za plecami Kaulitza.
- Ciasto... - Mruknęła pod nosem.
- Powinnaś to schować, żeby nie leżało tak na wierzchu. Ktoś przez przypadek może to wyrzucić.
Kornelia zerknęła przez ramię. Mówił o jej czeku, leżącym na półwyspie. Od razu powróciły do jej głowy rozżalone myśli.
- Ta... Schowam... - Mruknęła.
- Co się dzieje?
Kornelia chwilę analizowała, czy mówić mu o blokadzie kont, czy nie, ale chyba wolała zachować to dla siebie.
- Nic. Co ma się dziać panie Kaulitz?
- Nie wiem, dlatego pytam. - Przysiadł na hokerze i przyglądał się dziewczynie.
Przy Kornelii złym samopoczuciu i fakty, że użyła karty i otworzyła czek, posiadł niezbyt miłe domysły. Aż przez chwilę się zastanawiał, czy na pewno nie dostała za mało pieniędzy?
Zajmował swe dłonie, darciem koperty na małe kawałeczki.
- Powiedz mi, co się stało? - Nie mógł znieść jej zachowania.
- Nic się nie stało panie Kaulitz. - Westchnęła. - Zmęczona jestem, źle się czuję...
- Dlaczego więc robisz znowu coś na siłę?
- Nie robię ciasta na siłę. Chcę je zrobić na jutro.
Nie wiedział, jak ma naprowadzić temat na ten konkretny, o który mu chodziło, a nie chciał się przyznawać, że widzi jej wydatki, choć jego zdaniem, powinna się tego domyślić. Była niepełnoletnia. Musiał założyć jej konto, które pod należało do kogoś, kto jest pełnoletni.
Kaulitz westchnął.
- Co myślisz o swojej premii? - Stwierdził, że jeśli nie zrobi tego wprost, to w ogóle tego nie zrobi.
- W porządku... - Wzruszyła lekko ramieniem, nie wiedząc, o co mu dokładnie chodzi. Choć to logiczne, że gdyby był tam nawet i tysiąc, to i tak by powiedziała to samo.
Kaulitz zmrużył oczy.
- Nie jesteś zadowolona z takiej sumy?
- Skąd ten pomysł? - Zaskoczyła się. - Oczywiście, że jestem. To moja pierwsza premia i w ogóle pierwsza praca. Z każdej wypłaty będę się cieszyć, bo wiem, że zarobiłam na nią Sama. - Wyjaśniła szybko. Nie chciała, żeby Kaulitz myślał, że jest pazerna na pieniądze. Nie była przecież taka. A rozmowę z ojcem nie uważała za pazerność, ponieważ to jej ojciec, który wywinął się od swojego obowiązku po całości. Uważała, że to on się w tej sytuacji zachował pazernie. Trzydzieści tysięcy, które wydała na zakupach w Hamburgu, w tę, czy wewte nic mu nie robiło. Miał miliony. Dlatego nie mogła się z tym tak bardzo pogodzić.
Uspokoiła go trochę, choć nadal się zastanawiał, dlaczego używała ostatnio nowej karty. Wiedział, że używała wszędzie swoich. Ostatecznie stwierdził, że może sama chciała jej użyć i odepchnął myśli na bok. Wpisał kod do odblokowania swojego iPhona i zrobił jej zdjęcie. Kornelia, słysząc dźwięk aparatu, zerknęła przez ramię. W tym momencie znowu usłyszała dźwięk aparatu.
Uśmiechnęła się, zawstydzona.
- Dlaczego robisz mi zdjęcia?
Kaulitz również się uśmiechnął i pstryknął jej kolejne zdjęcie, upamiętniając jej wstydliwy uśmiech, który tak bardzo mu się podobał.
- Chcę wstawić na Instagrama.
- Słucham?! - Zawołała zaskoczona, choć rozbawiło ją to zdanie. Kompletnie nie pasowało do niego.
- Ty moje wstawiasz, więc ja wstawię twoje.
- Ty chyba nie możesz za siebie! - Zawołała.
Kaulitz zerknął na nią z uniesioną brwią, znad telefonu. Wiedziała, o co mu chodzi.
- Jak mam inaczej to powiedzieć jak nie tak?
- Jest wiele zamienników. Na przykład 'zwariowałeś', co o wiele lepiej brzmi. - Powiedział prezenterskim stylem mowy.
- Dobrze. Więc. Ty chyba zwariowałeś!
Kaulitz się zaśmiał, co spowodowało taką samą reakcję u Kornelii.
Blondyn uciął zdjęcie, tak, żeby nie było widać wystającej spod bluzy sukienki i wstawił na swój profil, bez żadnego znakowania osoby. Napisał tylko "Nikt nie zje dzisiaj takiego pysznego ciasta". Odszukał przy okazji swoich znajomych, których zaobserwował, jak i rodzinę. Wzięło mu się chwilę na sentymenty, dzięki czemu szybko wpadł na pomysł.
- Co powiesz, jeśli zaproszę swoją rodzinę jutro na obiad? Dawno ich nie widziałem...
- Powiem panie Kaulitz, że będę musiała robić wielki obiad, a kompletnie się na to nie przygotowałam.
- Pojedziemy na zakupy.
- Jutro jest niedziela. - Przypomniała.
- Zamówimy coś z restauracji. - Wymyślał.
Kornelii przyszło powiadomienie, na które od razu zerknęła. Olała to, widząc, że to tylko ktoś nowy ją obserwuje.
Kaulitz się uśmiechał pod nosem, zaglądając jej w telefon. Zaczynała go bawić ta aplikacja.
- Co się stało? - Zapytała, widząc jego zachowanie, na dodatek uśmiech nie schodził mu z twarzy.
- To mój profil 'scooty90'.
- Twój? - Zaskoczyła się i zaraz zaśmiała. - Dlaczego Scooty? - Zaobserwowała. - Zrobiłeś prywatne? Potwierdź... Omg! Naprawdę to zrobiłeś! - Zawołała, widząc siebie. Dopiero teraz też zauważyła, że to nie pierwsze jego zdjęcie. Miał jeszcze dwa swoje z pałacu, z dzisiejszego dnia.
- Przecież mówiłem, że to zrobię. -Uśmiechał się.
Tom rozłożył się na kanapie i skakał po kanałach, również nie odrywając się od swojego telefonu.
Zaczynali w końcu przypominać typową rodzinę dwudziestego pierwszego wieku.
Kornelii zrobiło się ciepło, gdy przeczytała opis. Ten ją tylko ukradkiem obserwował. Kornelia wolała tego nie komentować na głos, ale z chęcią skomentowała post. Już zaczęła pisać, gdy zobaczyła komentarz Georga. "W końcu! " i oklaski. Skasowała to, co napisała, już chciała pisać coś innego, gdy kolejny komentarz pojawił się. "Piękna" i emotki z serduszkami, od Natalie. Uśmiechnęła się pod nosem. "Też chcę takie ciastko" plus buźki z oczami w serduszkach od kogoś jej nieznanego. Teraz już sama nie wiedziała, co ma napisać w komentarzu. Zawstydziła się. Odłożyła telefon. Wszystko było przez to, że napisał dwuznacznie...
Zajęła się z powrotem robieniem ciasta. Jednak powiadomienia na telefonie Kaulitza ciekawiły ją bardzo mocno.
Zerknęła ponownie na komentarze. Kaulitz odpisał temu chłopakowi, o nazwie ricky_macher.  "Jakie? Sernik, czy babeczkę? xD"
Kornelia się zaśmiała.
"Babeczkę xD Kiedy się widzimy?" - Odpisał.
"No mam nadzieję, że w nie dalekiej przyszłości u mnie na pokazie." -Odpowiedział Kaulitz.
- Kim jest ten Ricky? - Zapytała Kornelia, wchodząc w jego profil. Sama zdążyła sobie odpowiedzieć, widząc zdjęcia z jakiegoś studia muzycznego. Kornelii serce mocniej zabiło, widząc tego mężczyznę. Gdyby nie znała Kaulitza, mogłaby się w nim zakochać! Typowy, przystojny z twarzy łobuz.
- Producentem. - Odrzekł Kaulitz.
Kornelia przeglądała Ricky'ego zdjęcia. Każde jego ujęcie było perfekcyjne. Na dodatek miał zdjęcia też z Kaulitzem z jakiegoś hotelu, przy lampkach szampana, nad basenem w Hollywood, czy z Malibu...
Odłożyła telefon i zajęła się ciastem.
Kaulitz chwilę się jej przyglądał, miał ochotę się z nią czymś podzielić i poznać jej zdanie na konkretny temat.
- Co o nim myślisz?
Kornelia mimo woli uśmiechnęła się szeroko.
- Podoba mi się. - Wyjaśniła niepewnie. - Lubię... - Już chciała powiedzieć, że lubi facetów buntowników, ale chyba jednak wolała się do tego nie przyznawać. Kaulitz przecież tak nie wyglądał. -On jest Amerykaninem?
- Niemcem. Co lubisz?
- Chciałam powiedzieć, że już go lubię, bo mi się podoba, ale stwierdziłam, że to głupio zabrzmi, dlatego ucięłam.
Kaulitz się uśmiechnął. On też twierdził, że Ricky jest przystojny. Stwierdził, że raczej temat, który go ciekawił, odłoży na później, zwłaszcza że poczuł się zazdrosny.
- Jak tam w ogóle twoje wakacje z Ronaldem w kurorcie? -Przypomniał sobie.
- Jakie wakacje?
- Zapraszałaś go do Cataliny, już nie pamiętasz?
Kornelia chciała się zapaść pod ziemię. Zapomniała o tym!
- Nie zapraszałam go. To jest po pierwsze, a po drugie, dobrze wiesz, że nigdy by takie coś nie miało miejsca.
- No nie wiem. Arthur wiele razy powtarzał, że jesteś taka szalona, że nigdy nic nie wiadomo.
Czarnowłosa wzorowo odczuła ten irytujący sarkazm w jego głosie. Zerknęła na niego zła.
- Masz do mnie jakiś problem?
- Nie?
- No to dobrze.
Kaulitz się zdenerwował. Co za szczyt bezczelności się tak do niego odzywać.
- Co ma oznaczać twoje zachowanie, przepraszam bardzo?
- Co mają oznaczać Twoje ironiczne, sarkastyczne, prowokujące i niemiłe docinki?
Kaulitz jeszcze bardziej się wpienił, choć zrozumiał, że to jego wina.
- Już się zaczyna... - Westchnął Tom, słysząc wymianę zdań za jego plecami.
- Nic nie miały oznaczać. Mówię tylko to, co widzę. - Udawał, że nie wie, o co jej chodzi, chcąc wyjść z opresji z twarzą. - A ty zaraz naskakujesz.
- To ty na mnie naskakujesz. Jak nie Adam, to jakiś Ronald, teraz Arthur. O co ci chodzi?
- Proszę, żebyś zmieniła swój ton głosu.
- Denerwuje mnie to...
- Mnie też wiele rzeczy denerwuje.
- Tak. Denerwuje cię wszystko, co związane ze mną i jakimś innym mężczyzną obok mnie.
- To coś dziwnego?! - Zawołał, rozkładając ręce. - Jesteś moją dziewczyną i nie podoba mi się to, że jakiś Adam wydzwania do ciebie i zaprasza cię do miasta.
- Mi jakoś nie przeszkadza, że Natalie godzinami siedzi przy tobie i cię dotyka. Że witasz się z nią buziakami, choć tobie przeszkadza to, że JA się witam ze swoimi znajomymi buziakami.
- Słucham!? - Nie mógł w to uwierzyć. - Natalie ze mną współpracuje od lat!
- Adam ze mną współpracował trzy miesiące. I co w związku z tym? Arthur tak samo.
- Nie będę rozmawiać z tobą na tak chory temat.
- Jesteś po prostu chorobliwie zazdrosny...
- A nie powinienem?
- Nie. Bo to nie są sytuacje, które mogłyby powodować u ciebie zazdrość. Gdybym chciała, mogłabym być z każdym innym.
- No to grubo... - Zaskoczył się Tom, aż odwracając wzrok od telefonu, by zerknąć za siebie na parę w kuchni.
Kaulitzowi ciśnienie się tak podniosło, że miał ochotę się w tym momencie na nią wydrzeć.
- No to idź do innego. Proszę bardzo! Drzwi masz otwarte! - Zawołał poważnie Kaulitz.
Kornelia zrozumiała, że ta dyskusja przerodziła się w paskudnie poważną wymianę zdań. Zlękła się trochę. Nie sądziła, że do tego dojdzie...
- Co tak patrzysz? Masz pełno innych? To idź do nich. - Powtórzył wymownie.
Jego spojrzenie było tak poważne, że Kornelia zgasiła się cała.
- Przecież nie o to mi chodziło.
- Nie o to ci chodziło? Więc o co!?
- O to, że gdybym chciała, mogłabym być z każdym innym, ale nie chcę być z każdym innym. Jestem z Tobą. Dlatego nie masz powodu do zazdrości. - Wyjaśniła spokojnie, przerażona jego namalowaną powagą i złością na twarzy.
Kaulitz wstał po chwili od półwyspu i wyszedł z kuchni.
- Bill! - Zawołała za mężczyzną, ale on nie zareagował.
- Niech ten dzień się już skończy... - Zajęczała.
- Lepiej nie idź do niego. Daj mu ochłonąć. - Usłyszała głos Toma.
A co innego miała zrobić? Przemilczeć? Nie mogła przecież zostawić tego nieporozumienia bez wyjaśnienia! Właśnie oświadczył, że drzwi dla niej są otwarte i to nie w dobrym znaczeniu!
Choć czuła niepewność, ruszyła za Kaulitzem, olewając radę Toma...


CDN

Komentarze

  1. No nie! Nie wierzę >.< Jak Bill może tak.. TAK TAK?! :( Zazdrośnik jeden :/ Mam nadzieję, że się bardziej nie skiepści u nich ;) No i że Tom w końcu zacznie Nelę normalnie traktować.
    Weny życzę i pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że Kaulitz w tej historii ma wielkie mniemanie o sobie, to musiał dać to odczuć dosłownie i boleśnie. :) Całość nabierze koloru już nie długo, gdy poznają już swoje miejsca obok siebie. Na razie jest szlif xD
      Dziękuję za komentarz :*
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. O kurcze! Ich pierwsza AŻ TAK POWAŻNA kłótnia.
    Moim zdaniem Bill przesadził z tymi otwartymi drzwiami, ale na miejscu Kornelii wypomniałabym mu, że to przez niego jest w Berlinie i nie powinien mówić jej takich rzeczy.
    Komentarz taki krótki, bo chcę szybko dowiedzieć się, co jest dalej.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg