6. Tragiczna sobota cz. 3

Witam moi kochani Czytelnicy :)

Wiem, że co niektórzy mają problem z napisaniem komentarza z różnych powodów - nie to konto, na którym właśnie Jesteście zalogowani, brak czasu, brak doboru słów - tak przynajmniej wyjaśnialiście, choć Zapewnialiście, że czytacie, co mnie niezmiernie cieszy :)
Jednakże postanowiłam dodać Reakcje do postów, by ułatwić 'komentarz' jednym kliknięciem. ( Co wcale nie znaczy, że nie chciałabym przeczytać Waszych komentarzy :D ) Nie zabierze Wam to żadnego czasu, a mi będzie lepiej, widząc czarno na białym, ile Was jest, jak i to, ilu z Was się podobał odcinek lub też nie. A jeśli chcecie więcej innych reakcji - dajcie mi znać w komentarzu.

Nie widzę, Kto kliknął - nie można tego sprawdzić, dlatego nieważne, na jakim koncie będziecie zalogowani, śmiało możecie pozostać Anonimowym. A zamiast klikać w reakcje na FB możecie kliknąć Tutaj.

Zgodzicie się na taki typ komentarza?
Jeśli tak, to proszę klikajcie jedną z dwóch reakcji po przeczytaniu.

Ponadto - Aktualizowałam swoje konta na Gadu-Gadu. Nie sądziłam, że ktoś jeszcze z tego korzysta, jednakże spotkałam się z paroma pytaniami, czy posiadam owy komunikator.
Więc, jeśli jest ktoś, kto chciałby porozmawiać nie przez mail lub być informowanym o nowych odcinkach ( jest jeszcze 'subskrybuj' na górze, który po kliknięciu będzie wysyłał automatycznie wiadomość na maila o nowych postach ) to zapraszam:

Nr. GG: 818170

Okay, po treściwym wstępie informującym, zapraszam już na wstęp do rozdziału:

Dzisiaj przedstawiam Wam ostatnią część 'tragicznej soboty' i lecimy dalej, by poznać rodzinę panów Kaulitz - może być ciekawie. Nie natrafiłam jeszcze na żadne opowiadanie, w których Kaulitzowie mieli kuzynów ( może są takie - nie wiem ), aczkolwiek czasami prywatnie zastanawiam się, jak by to mogło być, gdyby takowych mieli. :) A może i mają, tylko nie mają kontaktu lub po prostu nie chwalą się, by zachować spokój rodzinny. Nie mam Zielonego Pojęcia. W każdym razie, u mnie się pojawią i mam nadzieję, że się spodoba. :)


6


Tragiczna sobota cz. 3


"Nic lepiej nie pomaga w zapomnieniu o swoich problemach jak wnikanie w życie innych."


Weszła do jego sypialni.
- Źle mnie zrozumiałeś. - Zaczęła.
- Za kogo ty mnie masz, co? - Spojrzał na nią wściekły, choć w jego oczach było widać żal. Aż ją serce zakłuło.
- Nie chciałam ci sprawiać przykrości. Źle mnie zrozumiałeś.
- Chciałbym, tylko żebyś wiedziała, że takich nastolatek, jak ty, mogę mieć na pęczki i za pstryknięciem palca. I chciałbym, żebyś doceniła ten fakt, że to właśnie na Ciebie padło, a nie na jakąś inną...
- Ale panie Kaulitz! - Przerwała mu. Podeszła do niego, łapiąc go za koszulę. -Ja się cieszę, że ze mną jesteś. Że jestem z tobą. Nie chcę nikogo innego. To w tobie się zakochałam... To do ciebie czuję więcej niż do innych. Nikt prócz ciebie mnie nie obchodzi. To chciałam ci powiedzieć, żebyś nie musiał być taki zazdrosny. Nie chcę się z tobą kłócić. Boli mnie to...
- Mnie też to boli. - Patrzył jej w oczy.
- Przepraszam panie Kaulitz. Powinnam była dokończyć swoją wypowiedź. Nie byłoby tego...
- Dużo rzeczy powinnaś, a tego nie robisz.
- Jakich? - Zaskoczyła się.
- Nie masz do mnie szacunku. Czym bardziej się do ciebie zbliżam, odpychasz mnie. Chciałbym, żebyś się zastanowiła nad tym, czy chcesz, żebym cię traktował, jak nastolatkę, czy jak poważną kobietę.
- Jak mam się zachowywać poważnie, skoro i tak traktujesz mnie, jak nastolatkę? To idzie w dwie strony.
- Traktowałem cię poważnie, dopóki nie zaczęłaś się ze mną wykłócać, o to, że chcesz iść na imprezę. Sądziłem, że to logiczne, że powiem ci 'Nie'. I w ogóle nie sądziłem, że przyjdzie ci na myśl, iż ot tak oleję tę sprawę. Zachowałaś się jak typowa rozbestwiona mało lata, której w głowie tylko imprezy.
- Wypraszam sobie. Nie zachowałam się tak. - Oburzyła się. - To ty się zachowałeś jak taki 'tatuś'.
- Tatuś? - Zaskoczył się. - Jestem twoim mężczyzną, nie twoim ojcem. Już ci to powiedziałem.
- A ja nie jestem twoim dzieckiem, żebyś mógł mnie tak pouczać. Wprowadziłam się do ciebie, PRZEPROWADZIŁAM się do Niemiec specjalnie dla Ciebie, bo cię kocham... I dla pracy, a ty mi dziś zarzuciłeś, że jestem tu służbowo. Jesteś ze mną służbowo? Nasz związek to kontrakt? - Gardło jej się ścisnęło, a w oczach pojawił się ból.
Kaulitz uniósł brew. Nie spodziewał się takiego zarzutu do swojej osoby. Atmosfera znowu zaczęła być napięta. Wymieniali się zawziętymi spojrzeniami. Kornelia na siłę nie chciała widzieć jego słodkiej miny, która tak bardzo ją zawstydzała, nawet jeśli nie była w tym momencie znacząco miła. Miała ochotę się poddać. Zapomnieć o tym wszystkim, cofnąć swoje słowa i zniknąć w jego ramionach.
- Dobrze. - Odrzekł na wydechu. - Wyjaśnijmy sobie jedną ważną sprawę. - Złapał jej dłonie. - Chciałem być z tobą, bo mnie urzekłaś. Nie powiem, że nie. Bardzo mi się podobasz, to chyba widać i nie muszę ci tego mówić. Twoje ciało jest dla mnie inspiracją. To też wiesz. Ale. - Zaznaczył. - Wygląd Kornelio to nie wszystko, co mi się w tobie spodobało. Urzekły mnie twoje drobne popełniane błędy, a w szczególności to, że tak bardzo się starałaś być poważną, dojrzałą i dorosłą kobietą, co ci czasem umykało. Jednak zawsze się starałaś. Wierzyłem cały czas, że w końcu przestaniesz się zapominać i staniesz się taka, jaką chciałaś być, jaką Ja chciałem, żebyś była. Nasz związek to nie kontrakt, wypraszam sobie. Czuję się, jakbym był z nastolatką, choć wiedziałem, że stać cię na lepsze. Nie podoba mi się to, że się ze mną wykłócasz, dyskutujesz i burczysz pod nosem. Jestem twoim mężczyzną. - Podkreślił ponownie. - Który jest starszy od ciebie o te osiem lat, ale jednak jest. Jeśli powiedziałaś, że się we mnie zakochałaś, czujesz do mnie coś więcej, niż przyjaźń, to dla mnie znaczy to, że odpowiada ci moje zachowanie, mój styl życia i cały ja, a co więcej akceptujesz mnie. Wiedziałaś, że jestem zazdrosny, już za nim się do siebie zbliżyliśmy. Ja. Zakochałem się w twoim poważnym 'Ja', w twoich staraniach do bycia perfekcyjną i w twoich małych, słodkich występkach, ale nie toleruję braku szacunku, głupich dyskusji, prowadzących do niczego i takich słów, jak 'mogę mieć wszystkich innych'. Albo jesteś ze mną, albo jesteś ze wszystkimi innymi. Ja ten związek staram się traktować poważnie i wierzę, że będzie poważny, a może powstanie z niego coś jeszcze więcej. Żądam od ciebie tego samego. Nastoletnie przekomarzania się ze mną, nie są na miejscu. To nie jest kontrakt, ale swego rodzaju zobowiązanie wobec drugiego człowieka. Oboje musimy dochodzić do porozumień, a nie wszczynać beznadziejne dyskusje. Rozumiesz mnie?
Kornelia skinęła głową.
- Co to znaczy?
- Tak. Rozumiem. - Odrzekła zniecierpliwiona.
- Widzisz? Tak nie wiele trzeba, żeby było dobrze. Choć nad twoim tonem głosu i emocjami powinnaś trochę popracować. Czy uważasz, że mam rację z tym, co powiedziałem, czy masz jakieś 'ale'? - Mówił jak na jakimś zebraniu.
- Nie mam żadnych 'ale'. Wiem, jak było między nami na początku.
- Więc dlaczego tak się zmieniłaś? Przestało ci zależeć?
- Nie. Nie przestało, panie Kaulitz i chyba nigdy nie przestanie. - Spłynęły jej łzy. Kompletnie nie o to jej chodziło... Czuła się zbesztana i w dodatku niezrozumiana...
- Dlaczego płaczesz? Rozmawiamy tylko przecież.
- Bo wyszło... Ponieważ. - Poprawiła się, podkreślając to. - Wyszło, że to wszystko moja wina. Może masz rację, trochę sobie odpuściłam... Ale... To chyba tylko dlatego, że poczułam się bezpiecznie...
Chciała mu tyle powiedzieć, że ze strachu powiedziała tylko jedną czwartą. Pragnęła mu powiedzieć o swym lęku przed swoim nowym życiu, że przeraża ją praca na swoje utrzymanie, że boi się, że nie podoła. Że jest tutaj sama, że jeśli go straci, nie będzie miała do kogo wrócić. Niestety strach, że mogłaby wziąć go swymi problemami na litość, obawa o to, że mógłby to źle odebrać, wzięła górę.
- Cieszę się, że czujesz się bezpiecznie, ale nie chciałbym, żebyś nawet trochę sobie odpuszczała. Zależy mi na tobie... - Pogłaskał ją po pliczku.
- Przepraszam panie Kaulitz... Nie chciałam pana zawieźć... Nigdy.
- Nie zawiodłaś mnie Kornelio. I nie chciej lepiej tego robić. Uznaję dzisiejszy dzień za kolejny i mam nadzieję, ostatni występek. Hmm? - Uniósł jej głowę, ujmując jej podbródek.
Skinęła lekko głową.
- Nie chciej lepiej tego robić!? - Powtórzyła w myśli. - To znaczy tylko jedno... Mogę go w każdej chwili stracić... - Płakała, chyba coraz bardziej. Tak bardzo się obawiała zostać sama. Gdyby go straciła, straciłaby też pewnie pracę. Zrobił to przecież z Alą... Więc zakładała, że taki sam los by spotkał i ją.
Pocałował ją delikatnie i bardzo seksownie. Miał tak ogromną ochotę pchnąć ją na łóżko, które stało za nią i nie zostawić jej samej do rana, że równie bardzo tego nie chciał.
- Więc zapominamy o wszystkim, tak? - Zapytał ściszonym już głosem.
Kornelia znowu skinęła głową, zaciskając mocno zęby, by powstrzymać swe emocje. A on otarł jej łzy i ponownie złożył na jej ustach pocałunek. Czując na swym policzku kolejną łzę, odsunął się. Popatrzył na nią i otarł kroplę, by po chwili znowu zatopić się w jej wydatnych ustach.
Kornelia nigdy w życiu nie przeżyła tak nic nieznaczącego zbliżenia. Jeszcze przed chwilą śmiała twierdzić, że mogłaby to wszystko przełknąć, ale niestety. Smak jego ust w tym momencie był pozbawiony wszelakich uczuć. A może miało to jakieś znaczenie, w każdym razie czarnowłosa tego nie czuła. Mogłaby to porównać do nachalnego zbliżenia, dwóch kompletnie nieznających się osób. Jak robotyczny klient i prostytutka z bagażem problemów na plecach, których nie widział, których na siłę chciał się pozbyć, udając, że nie istnieją. Za nic go nie znała. Właśnie sobie to uświadomiła.
- Chciałbym... - Przerwał pocałunki. - Żebyś wiedziała, że nie tylko ty się starasz... Ja też się staram za każdym razem, gdy cię widzę... Opanować, by nie zrobić nic głupiego. - Spoglądał z bliska na jej twarz.
Kornelia przełknęła ten gorzki smak pocałunków, pragnąc, by w końcu prawdziwie na nią spojrzał. Żeby zrozumiał, że jeszcze przecież płacze, a nikt zdrowy nie płacze bez powodu. Nie sądziła, że jest aż takim egoistą... Że jest tak bardzo ślepy. Ale jeśli był i poruszył ten temat, światełko w tunelu się dla niej pojawiło. Przynajmniej się jej tak wydawało.
- Nie moglibyśmy po prostu raz, zapomnieć o tym, co trzeba, co nie i... I oddać się chwili? - Odrzekła nie pewnie, doprowadzając się w miarę do normalności. Była pewna, że gdyby w końcu się do siebie zbliżyli, między nimi byłoby lepiej, a ona czułaby się bardziej pewnie. Bardziej dorośle.
Kaulitzowi serce zabiło mocniej. Odebrał to, jako kuszącą propozycję, której tak bardzo starał się nie przyjąć.
- Uwierz mi, że gdybyśmy się oddali chwili... Zniknęlibyśmy chyba na cały weekend jak nie dłużej.
Nie chciała mieć zbereźnych myśli. Spuściła głowę z lekkim uśmiechem i podciągnęła nosem. Jej uśmiech nie znaczył tyle co, zawstydzenie wyobrażeniami, jak to, że zrobiło jej się bardzo niezręcznie, że mogła powiedzieć takie zdanie w jego kierunku, po tym, co jej powiedział. Aczkolwiek, jeśli już mu przedstawiła swe myśli, to gorzej, by nie mogło być. Dlatego kontynuowała.
- Dlaczego tak bardzo trzymasz się zasad? - Oczywiście, że nie spytałaby o to, gdyby patrzyła mu w oczy. Było jej już wystarczająco gorąco, przez swoją wyobraźnię.
- Bo łamanie niektórych, wiąże się z wielką odpowiedzialnością... Ale... Gdyby ich nie było... Nie rozmawialibyśmy tak długo... Już dawno leżałabyś na moim łóżku...
Przez Kornelii ciało, przeszła gorące tsunami. Przełknęła ślinę. Myśli jej uciekły. Zerknęła za siebie. Rzeczywiście stało za nią łóżko, to było logiczne. Spojrzała mu w oczy, a on się do niej prowokująco uśmiechnął. Jego brew już automatycznie drgnęła.
Bolał ją jego obojętny wzrok na jej emocje. Nigdy by nie pomyślała, że Kaulitz jest takim oschłym głazem... Sama otarła słone krople. Jeśli on chciał nie widzieć problemów, to może coś w tym było? Może naprawdę nie miały tak wielkiego znaczenia, by o nich mówić? Ostatecznie, jeśli 'nie widział' łez, a rozmowa zeszła na inny tor, również pragnęła zapomnieć o tym, co czuje...
- Może... Gdybym to zrobiła, mniej bym się zachowywała, jak nastolatka...
Kaulitz się zaśmiał pod nosem, ale szybko powrócił do powagi.
- Bardzo dobry argument panno Millian. Prawie mnie przekonałaś...
- Szkoda, że tylko prawie... - Spuściła z siebie powietrze, nie wierząc w to, co do niego mówi.
- Żałujesz? - Zaintrygował się. W końcu rozmowa z nią dzisiaj zaczynała mu się podobać.
- Nie wiem, czy odpowiedź 'tak' zabrzmi dobrze, skoro, nie wiem, czego, tak naprawdę mam żałować...
- No tak. - Przyznał rację.
- Nie powiem ci 'tak', dopóki się nie dowiem, jak to smakuje...
Kaulitz miał uczucie, że zaraz nie wytrzyma ze swoimi emocjami. Słowo 'smakować' w tej sytuacji, bardzo pobudziło jego wyobraźnie. Zagryzł delikatnie swą dolną wargę. To napięcie teraz było bardzo przyjemne. Choć czuł je tylko on. Na dodatek przypomniały mu się jej usta z samolotu, co sprawiło tym razem u niego przypływ ciepła.
Jego ciało automatycznie zbliżyło się do jej. Tego już nie skontrolował, ale pragnął ją poczuć. Wiedziałby, że jest pierwszy. Wiedział, że jest czysta, że jest tylko jego. Cała. Cała dla niego.
Pogłaskał ją po policzku. Opuszkami palców zjechał na jej szyję. Nie uszło mu sprzed wzroku jej wzdrygnięcie, dlatego się uśmiechnął. Zaczęła mu przeszkadzać ta bluza, jednak był świadomy, że jeśli zrzuci ją z niej, to raczej już nie będzie wstanie się powstrzymać. Zsunął dłoń w dół, zahaczając nieco o jej pierś. Przyglądał się jej. Jej twarz była zmieszana i na siłę próbowała nie uciec. Bawiło go to poniekąd. Był ciekawy jej reakcji na każde jego odważniejsze posunięcie. Może było to nieco wredne, ale kochał patrzeć, jak Kornelia się miesza sama w sobie.
Jego dłoń dotarła już na talię, ale nie zatrzymała się. Właśnie zrozumiał, że nie musiałby ściągać z niej nic. Przecież miała na sobie sukienkę. Dlatego odsunął się od niej po raz kolejny.
- ...Ciasto ci się nie przypieka panno Millian? - Wypalił.
- ...Nie... Coś się stało?
- ...Nie...
Zmierzył ją po chwili. Stała na boso, jej nogi całe były nagie, a jej krótka sukienka, tak bardzo kusząca...
- Powinnaś się ubrać cieplej, skoro ci zimno.
- Już mi nie jest zimno... Wręcz gorąco panie Kaulitz. - Mówiła cicho, starając się nie mówić obojętnym tonem.
Kaulitz ponownie odebrał jej słowa po męsku. Nie mógł tego znieść, sam stamtąd wyszedł.
Kornelia stała jeszcze chwilę w jego sypialni, po czym usiadła na skrawku jego łóżka. Oparła łokcie o kolana i wplotła palce we włosy. Westchnęła ciężko, broda jej zadrżała, a twarz wykrzywiła. Chyba nie potrafiła ot tak być ślepą na uczucia.
Zerknęła w bok, w swoje odbicie, w dużym lustrze wiszącym przy wejściu.
- Podobam mu się...? - Przeszło jej przez myśl.
Wyobraziła sobie siebie nagą, leżącą pod nim równie obnażonym. Tak bardzo się zawstydziła... Zamknęła oczy, a tam pojawił się obraz jego nagiej klatki piersiowej, którą dziś miała okazję widzieć z takiego bliska.
- Jest taki męski...
Poczuła motyle przelatujące przez jej żołądek. Uśmiechnęła się do siebie blado.
- ...Powinnam być pewna siebie przy nim, a nie się zawstydzać, jak idiotka. - Skarciła się w myśli. - Ciekawe, co by zrobił, gdybym to ja Go popchnęła na to łóżko... I sama bym na niego weszła... Omg... O czym ja myślę... - Podniosła się napięcie. Cieszyła się, że myśli nie słychać. Uśmiechnęła się do siebie smutno, zerkając przy wyjściu w lustro.
- ...Może ja mu się jednak nie podobam? Dlatego nie chce ze mną iść do łóżka? - Serce jej zabiło. - Przecież każdy facet leci na ładną dziewczynę i nie obchodzi go to, ile ma lat, gdzie mieszka i wszystko inne... Może ja nie jestem dla niego na tyle ładna, żeby tak mnie potraktować? - Poczuła się jak brzydula. - Powiedziałam mu wprost, że chcę w końcu to zrobić, a on mnie odrzucił! - Zapiszczała w myśli rozżalona. - O co mu chodzi!?
Zeszła na dół po bardzo długich minutach. Bracia spoczywali na kanapie, zauważyła, że popijają sobie drinki. Obydwoje byli tacy przystojni.
- Jak ja jestem głupia... Mam to szczęście być w ich domu, patrzeć na nich, kiedy mi się tylko podoba. Mam ich blisko, a ja ich tak nie szanuję... Może Tom też dlatego przestał mnie lubić? Bo też widział, że przestałam się starać... - Wymyśliła. - Może, jeśli będę dla niego miła. Nawet bardzo. Tak, jak na początku. Może znowu mnie polubi? Może, gdy będę dalej się zachowywać 'poważnie' i wysławiać normalnie, Bill naprawdę będzie mnie lepiej traktować?
Zajrzała w ciasta. Babeczki były już prawie gotowe. Sernik na zimno też już się robił.
- Jeszcze parę minut. - Odrzekła do siebie, nastawiając czas w piekarniku.
Oparła się o półwysep i zerknęła w telefon. Oczywiście, że weszła w Scooty'ego. Nie miała dużo polubień i dużo komentarzy. Kaulitz pozwolił się obserwować tylko paru osobom. Oczywiście każdego z nich prześledziła. Był tam również jej dzisiaj wspomniany Gustav. Musiała przyznać, że oboje wcale nie pasowali do Kaulitzów. Tacy zwykli chłopcy... Były też jakieś dziewczyny, w tym Nina, której nigdy nie widziała na oczy, będąca w Kornelii wieku, mieszkająca w Lipsku i Fabian, który miał lat osiemnaście i też stamtąd pochodził.
- Nina i Fabian to rodzeństwo? - Zapytała głośniej, widząc nieznaczne podobieństwo z ich strony.
Obydwaj panowie Kaulitz zerknęli na siebie.
- Tak. Czemu pytasz? - Odpowiedział blondyn, bo przecież Tom był ciężko na nią obrażony.
- To wasza rodzina?
- No właśnie... Miałem zadzwonić. To, co? Zrobisz jutro obiad? - Blondyn się odwrócił w jej stronę.
- ...No zrobię... - Mruknęła pod nosem. - Tak panie Kaulitz. Jestem wstanie zrobić obiad, dla pana rodziny. Więc są waszą rodziną? - Powiedziała głośniej.
- Tak. To dzieci, siostry naszej mamy.
- Nawet jesteście trochę podobni... W szczególności Nina. - Przeglądała zdjęcia nastolatki.
- Nie słyszę, co ty mówisz sobie pod nosem. - Zawiadomił surowo.
Kornelia westchnęła i przysiadła na fotelu w salonie z telefonem w dłoni.
- Mówię, że Nina jest do was podobna.
Tom zrobił głupią minę, co nie uszło jej uwadze.
- No tak. Macie taki sam kształt twarzy... Ona i Bill.
- ...Po co chcesz ich zapraszać tu? - Marudził Tom.
- Długo ich nie widziałem. Jestem ciekawy, co u nich słychać. - Wyjaśnił jakby to było logiczne.
- Pomyślą, że znowu chcesz się im chwalić swoimi osiągnięciami. - Mruknął Tom.
- Nigdy się nie chwalę swoimi osiągnięciami, a jeśli pytają mnie o pracę, to co? Mam nie odpowiadać? Nie moja sprawa, że tak to odbierają.
- Więc nie żyjecie w zgodzie? - Dopytała Kornelia, bo właśnie tak wywnioskowała z ich wymiany zdań.
- Żyjemy w zgodzie, ale nasza ciocia bywa czasem zazdrosna o to, że naszej mamie się tak powodzi.
- Tooo... Jeśli wam się tak dobrze powodzi, im mniej, to nie pomagacie sobie? - Zapytała ostrożnie.
- Oczywiście, że sobie pomagamy. Nasza mama kupiła im mieszkanie. Nie chcieli domu, wolą mieszkać w mieście, ale przecież nie będzie im tego mieszkania utrzymywać. Sami powinni zająć się resztą. To, że ciocia nie może znaleźć lepiej opłacalnej pracy, ponieważ nie ma skończonej dobrej szkoły, to już nie jest naszą sprawą. Mogłaby iść się czegoś douczyć. Ja harowałem dzień i noc, odkąd skończyłem osiemnaście lat, żeby mieć to, co mam. W sumie nie licząc szkoły, to pracowaliśmy, odkąd skończyliśmy jedenaście lat. -Zerknął na Toma.
- Dziesięć. - Wtrącił Tom.
- Żadne z nas się nigdy nie obijało. Odkąd pamiętam, to pomagałem mamie w firmie. Miałem tyle lat, co ty teraz, to już miałem swoje pierwsze linie ubrań. Dzięki temu zarobiłem i mogłem wyjechać do Ameryki i tam się uczyć. Proste. Nikt nam w niczym nie pomagał. Byliśmy zdani zawsze na siebie. O matko... Jak sobie przypomnę, jak marudziłem, że muszę się uczyć języka angielskiego, to było coś okropnego...
Kornelia się uśmiechnęła, pomimo że dziwne jej się wydało to, że ot tak zapomniał o tym, co przed chwilą między nimi zaszło.
- Naprawdę nic sobie z tego nie robił? - Przeszło jej przez myśl.
-To nie możesz zatrudnić swojej cioci u siebie w Domu Mody? - Zapytała od niechcenia.
- Na jakich podstawach panno Millian? Ta kobieta skończyła tylko szkołę średnią. Nie ma żadnego zawodu, ani nawet matury, żeby mogła iść na studia. Jakie stanowisko pracy mógłbym jej zaproponować? - Zapytał służbowym tonem.
- ...W bufecie? - Skrzywiła się.
- Nie, nie. - Pokręcił głową, a Tom się głośno wyśmiał.
- Nie przełknąłbym tam nic. - Śmiał się Tom. - Wolałbym siedzieć głodny.
Pan Kaulitz się wyśmiał z komentarzy brata.
- Nie, ale nie zaproponowałbym jej tego. Jaki wstyd by był dla naszej rodziny, że jestem prezesem, a mojej mamy siostra jest panią z bufetu. Co to, to nie. Wstyd byłby chyba większy dla niej, niż dla mnie, że się nie uczyła. Jezu! Nigdy! To byłby skandal. Nie ma mowy.
- A wasza mama, jaką szkołę skończyła? - Nic lepiej nie pomaga w zapomnieniu o swoich problemach jak wnikanie w życie innych.
- Nasza mama skończyła technikum odzieżowe. Z wielkim trudem, ale dała jakoś radę. Dość szybko zaszła z nami w ciążę. Tom się urodził, gdy miała osiemnaście lat. Ja rok później, więc nie miała już takich problemów. Wszywała zamki, skracała ciuchy, przerabiała je... Wszystko jej upadło, gdy nasz tata ją porzucił. Po prostu od niej odszedł z dnia na dzień. Wtedy nie miała czasu zajmować się swoim małym biznesem, musiała się zajmować nami. Mieszkaliśmy wtedy wszyscy u dziadków. Ruszyła z powrotem ze swoim biznesem, gdy poszliśmy do przedszkola. Szybko pięła się w górę, ponieważ miała mnóstwo pomysłów i chęci do pracy. Zarobiła tyle, że kupiła dom na tej wiosce w Loitsche. Jej małe krawiectwo i przerabianie przeobraziło się w sklep. Później w duży sklep. Cały czas inwestowała w swoją działalność. Ja zaraziłem się tworzeniem własnych ciuchów, zacząłem przerabiać swoje. Uczyła mnie przyszywać najprostsze kawałki materiałów. Tom ciągle robił zdjęcia. Wymyślił, że założy jej stronę internetową i tam będzie wstawiać zdjęcia jej ciuchów. No i tak szło pomału wszystko w górę, aż do tego, co zastałaś trzy miesiące temu. W tym całym czasie, całym dla niej trudnym okresie, jej siostra miała o wiele lepiej. Wyszła za mężczyznę, który miał nieco więcej pieniędzy i u niej nigdy nie brakło, choć też się nie przelewało. Nasza mama kiedyś jeszcze narzekała, że nie skończyła szkoły, a ma wszystko i o nic nie musi się martwić, gdy ona harowała dwadzieścia cztery na dobę. Końcem końców, ciężka praca i oddanie swojego życia hobby, opłacało się.
Kornelia pokiwała głową.
- Była z tym wszystkim sama... - Przyznała.
- Tak, lecz zawsze mówiła, że my dajemy jej siłę i, że chyba, gdyby nie było nas, to by nie była tak zawzięta i odpuściłaby sobie już po pierwszym upadku. Mówiła, że byliśmy jej motywacją i powiedziała też, że dzięki nam to wszystko osiągnęła. Inaczej, poszłaby gdzieś do zwykłego sklepu pracować. A z tego nic by nie miała.
Kornelię złapały jego słowa za serce, tak mocno, że aż zaszkliły się jej oczy. To był chyba jej płaczący dzień, nawet przeanalizowała, czy może za chwilę będzie miała miesiączkę, chcąc wyjaśnić swoje pobudzenie i tak wielkie emocje i doszła do wniosku, że tak. To było to.
- ...Piękne to jest...
- Tak... Dlatego nie mogłem zostawić jej dzieła ot, tak. Tyle lat na nie ciężko pracowała, żeby ten Dom Mody żył. Nie wiem, jak bardzo, by tonął w długach, a nie pozwoliłbym na jego zamknięcie. Wiele dla mnie znaczy. Zbyt wiele ten Dom dla Nas znaczy. Wychowaliśmy się w nim, uczyliśmy się na próbach i błędach, ale osiągnęliśmy swój cel i zamierzamy to pociągnąć do samego końca, jak długo się da. Rozumiem mamy decyzję o oddaniu domu mi. Całe życie tylko pracowała i tylko szyła. Ten Dom stał się dla niej zbyt opresyjny, żeby mogła go prowadzić dalej. Teraz zamierza sobie te wszystkie lata odbić. Dlatego jeździ ciągle na te swoje wakacje. - Skwasił się. - Wcześniej nie mogła sobie na nie pozwolić...
Kornelia słuchała tego wszystkiego jak pięknej powieści. Tak bardzo im zazdrościła, że mają taką mamę. Że tak bardzo ich w życiu ktoś kochał. Że wiedzą, co to znaczy kochać. Że miał, kto im to przekazać i mieli możliwość ją poczuć. Ona nie miała nigdy takiego kogoś bliskiego, dlatego, jeśli nie miała, to pragnęła, żeby w przyszłości jej dzieci z taką miłością mówiły o niej samej. Pragnęła być dla swoich dzieci taką kochającą i czułą mamą jak pani Simone dla swoich synów. Zapisała sobie to postanowienie głęboko w pamięci i sercu.
Obydwoje panów Kaulitz siedziało teraz z rozczulonymi minami. Przed oczami przelatywały im poszczególne momenty ich życia. Po obydwóch było widać, że przeżywają właśnie swoje refleksje. Kornelia nie chciała im tego przerywać, ale jeśli zaprosili już swoją rodzinę, to musiała wiedzieć, co ma przygotować, by ogarnąć się na jutro.
- Więc... Zaprosiłeś już swoją rodzinę?
- Nie jeszcze. - Złapał za telefon. - Już to robię.
Kornelia poszła zajrzeć do piekarnika. Akurat, jak podeszła, to zaczął pikać.
- Ma się to wyczucie czasu. - Przeszło jej przez myśl.
Ciasta wyszły idealnie. Jedno z nich wyciągnęła na jeden, większy talerz i zaczęło się poszukiwanie, czegoś, czym mogła to przykryć. Całe szczęście Kaulitza rozmowa nie trwała długo, dlatego zapytała o jakieś większe pudełko. Blondyn nie posiadał, czegoś takiego w domu, przypominając, że nie używa kuchni do gotowania, tylko do zjedzenia kanapek i zrobienia kawy, dlatego była zmuszona przykryć je po prostu woreczkiem. Włożyła buty i wzięła babeczkę w dłoń.
- Dokąd ty idziesz z tym ciastem? - Zapytał, zaciekawiony blondyn. Mogłoby się wydawać, jakby nie spuszczał z niej wzroku i kontrolował każdy jej ruch.
Poczuła na sobie obydwóch Kaulitzów dziwne spojrzenie.
- Do sąsiadki. Muszę się jej odwdzięczyć, zaraz przyjdę.
- Zaczekaj! Jakiej sąsiadki!? Co ty robisz?! - Kaulitz aż się wyprostował na kanapie.
- No, do tej obok. Zaraz przyjdę. - Wyszła skrępowana.
Tom zerknął niezrozumianą miną na brata, a ten mu tak samo odpowiedział.
- W sumie to w Ameryce się tak wita z sąsiadami. - Skojarzył Tom, choć już mu się chciało z niej śmiać.
- Tylko mi nie mów o tym! - Zawołał Kaulitz. Podszedł aż do okna, ale przez wysoki żywopłot nic nie widział. Wpadł we własne sieci swojego bunkru.
- Ona jest czasem śmieszna. - Wyznał Tom, powstrzymując śmiech.
- Śmieszna!? JA nawet nie wiem, kto tu mieszka, a mamy ten dom już, ile lat!?
- No widzisz. Jej wystarczy parę dni i wszystkich zna. - Wzruszył ramieniem Tom, który podśmiewał się pod nosem.
- Oh... Niech ona tylko tu wróci... - Kaulitz się znowu zdenerwował.
- Co? Wyzwiesz ją teraz, bo idzie przywitać sąsiadkę? - Nabijał się. - W Ameryce to tradycja.
- Nie mam, za co jej wyzywać, ale... Ugh... Nie nadążam za nią czasami... Kiedy ona ich poznała? Cały czas jesteśmy razem. - Gestykulował.
- Najwidoczniej wystarczy chwila nie uwagi. - Zacieszał się Tom, nie chcąc jej na głos porównywać do nikogo.
- Co ona tam tak długo robi? - Irytował się.
- Może zaprosiła ją na herbatkę, skoro zaniosła jej ciasto. - Tom miał istną radochę z nich obydwóch.
Blondyn posłał mu karcące spojrzenie.
- Brr... Jak zimno.... - Wpadła do domu z powrotem.
- Nie zaprosiła cię na herbatę? - Zapytał Kaulitz.
- Zapraszała, ale odmówiłam. - Zerknęła na niego niezrozumiale.
- Możesz mi powiedzieć, jak to się stało, że znasz sąsiadki?
- Jedną tylko iii... Tak jakoś wyszło... Nie karz mi mówić tej historii, bo znowu się zapadnę pod ziemię. - Skuliła się na fotelu.
- Trzęsiesz się cała, a nie ubierzesz nic na siebie, nie?
- Nie. - Uśmiechnęła się. - Nie mam żadnych ciepłych spodni, tym bardziej takich, w których mogę chodzić po domu.
- Trzeba będzie pójść na zakupy...
Kornelii przeszedł prąd, spinający jej ciało, słysząc to zdanie. Przypomniała sobie znowu, że jest przy nich, jak biedak... Obawiała się tego momentu, w którym naprawdę dojdzie do zakupów... Nie miała pojęcia, co wtedy ze sobą zrobi!?
- Dobrze. Powiedz mi tylko, czy ty ją zaczepiłaś, czy ona ciebie? Tylko to chcę wiedzieć.
- Do czego ci potrzebna będzie taka informacja? - Wyszczerzyła się.
- Nie mów tylko, że ty to zrobiłaś... - Kaulitz westchnął.
- No tak, jakby ją zaczepiłam...
- Tak, jakby?
- Ojej... Naprawdę chcesz to wiedzieć? Nie potrzebna ci jest taka denna informacja.
- Nie potrzebna, jednak ciekawość bierze górę.
- ...Ja do niej poszłam, okay? Nie pytaj, proszę, po co i dlaczego. Wystarczająco już z siebie zrobiłam idiotkę przy niej, więc nie chcę sobie robić takiego wstydu przy tobie, panie Kaulitz. Zrobiłam jej ciasto. Sprawa załatwiona. Zamknięta i nie ma jej.
Kaulitz się zaśmiał. Coraz bardziej go to ciekawiło.
- Czemu zrobiłaś z siebie idiotkę?
- Nie powiem ci. - Uśmiechała się lekko. - Idę wziąć prysznic. - Chciała stamtąd uciec, by już o nic nie pytał.

1,5 godziny później...

Kaulitz zobaczył na jej profilu zdjęcie, które zrobił jej w kuchni. Napisała pod nim "Kto ma ochotę na serniczek <3". Napisał więc do niej wiadomość prywatną.
"Długo będziesz w tej łazience panno Millian? :)"
"Już dawno leżę w łóżku panie Kaulitz"
"To już idę do ciebie :)" Po czym dopisał. "Chcesz sernik?"
"On nie jest jeszcze dobry. Rano będzie dopiero, ale jeśli chcesz, możesz wziąć babkę :)"
"Ok :*"
Przyszedł po chwili do jej sypialni z dwoma talerzykami.
- Nie jestem zwolennikiem jedzenia w łóżku, ale dzisiaj mogę wybaczyć. - Podał jej jeden. - Zresztą. Miałaś dzisiaj spać ze mną.
- Mmm... A ty nie możesz tutaj? Już sobie ugrzałam miejsce...
- Nadal ci jest zimno?
- Taaak...
- Może zmierzysz temperaturę?
- Nie mam gorączki. Jest mi tylko zimno. Musiałam dziś przemarznąć...
- Powinnaś się cieplej ubierać. To nie jest LA.
- Sam paradowałeś dzisiaj w cienkich koszulach, na dodatek z gołą klatąąą-klatką piersiową. - Poprawiła się szybko.
Kaulitz się uśmiechnął.
- Tak, ale ja byłem w pałacu, a ty się przetwierałaś.
- Zawsze musisz mieć ostatnie słowo?
- Zazwyczaj. - Ponownie się uśmiechnął i odłożył pusty już talerzyk na bok.
Kornelia przyjrzała mu się uważnie. Ona miała jeszcze pół, więc albo on tak szybko zjadł, albo ona tak wolno je.
- Pyszna ci wyszła babeczka.
- Dziękuję. - Nałożyła sobie więcej do ust, przynajmniej, jakby chciał jej to ktoś ukraść.
Kaulitz wstał z łóżka, przejrzał się w lustrze. 'Poprawił' swój lekki zarost. Pokręcił się i złapał się jej kuferka na komodzie.
- Mogę zajrzeć?
Kornelia skinęła głową.
Kaulitz z chęcią zaczął grzebać w kuferku, zwłaszcza że znajdowała się tam biżuteria.
- Nie lubisz rzucającej się w oczy biżuterii?
- Nie. Lubię delikatne...
- A to? - Wyciągnął połowę serduszka na rzemyku i jej zaprezentował. Od razu przypomniał sobie, że Kornelia jest nastolatką, na widok tego wisiorka.
- Drugą połowę miała Harumi... - Przełknęła. - To było na znak przyjaźni... - Odłożyła talerzyk.
- Co z waszą przyjaźnią?
- Nie wiem... Ona się do mnie nie odzywa, a ja do niej.
- Chcesz to tak zostawić? Czy będziesz się starać o nią?
- Nie wiem. Ostatnio nie miałam czasu w ogóle na nic.
- Na nic? Cały czas przecież siedzisz na telefonie. - Kaulitz schował łańcuszek do kuferka i go zamknął.
- Chcesz mi coś zarzucić? - Kornelia wyczuła w jego głosie prowokację.
- Tak. Gdyby mi na kimś zależało, to bym poświęcił parę minut na rozmowę z przyjacielem. Nie każdy musi się odzywać do ciebie pierwszy. Sama też musisz pokazać, że ci zależy. To idzie w dwie strony. O ile ta osoba na to zasługuje...
Kornelia przemilczała jego wypowiedź. Rzucał jej dzisiaj zdania, z którymi się zgadzała, które rozświetlały jej umysł, które były prawdziwe, które poniekąd ją poniżały. To było najgorsze...
- Ryjesz mi głowę dzisiaj... - Westchnęła.
- Słucham? - Zerknął na nią zaskoczony.
- Ryjesz mi głowę. Nie wiem, jak mam to inaczej powiedzieć. - Rozłożyła ręce.
- 'Uświadamiam', 'nawracam', 'wpływam', 'robię ci mętlik w głowie'...
I się zaczęło. Kornelia tylko pokręciła niewidocznie głową.
- Dobrze już. - Zaśmiała się, ostatecznie.
- Ty wiesz, jak można to normalnie powiedzieć, tylko udajesz, że nie wiesz, bo nie chce ci się myśleć. Jesteś leniwa.
- Dokładnie! - Zawołała. - Strzeliłeś w dziesiątkę panie Kaulitz. Nie chce mi się już dzisiaj myśleć. Chcę, żeby ten dzień się już skończył. - Przeciągnęła się ospale.


CDN

Komentarze

  1. Dodaję tu komentarz nie dlatego, że czytam, ponieważ jeszcze nie zdążyłam zagłębić się w Twojej historii, ale dlatego, że chciałam Ci bardzo podziękować za wszystkie komentarze, które zostawiłaś pod każdym rozdziałem mojego opowiadania. Cieszę się, że Ci się podoba i mogę Cię zapewnić, że jeszcze dzisiaj pojawi się nowa część. Jeśli jesteś ciekawa, wypatruj jej w ciągu kilkunastu minut na moim blogu. :)
    Co do Twojego opowiadania - muszę przyznać, że od kilku dobrych lat nie czytałam żadnego FFTH (praca, szkoła, wejście w dorosłe życie studenta niestety odbijają się na tym wszystkim). Jednak zapisuję sobie adres Twojego bloga i w wolnych chwilach na pewno będę czytać. Nie obiecuję, że pójdzie mi tak szybko jak Tobie z moim opowiadaniem, ale postaram się nadrobić zaległości.
    Jeszcze raz bardzo dziękuję Ci za wszystkie komentarze!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę nie ma za co! Jestem zdania takiego, że jeśli czytam i coś mi się podoba, to warto zostawić najmniejszy komentarz, żeby autor mógł się poczuć lepiej z tym, że jego praca ( bo wiadomo, że czasem jeden rozdział powstaje w parę długich godzin, a nawet dni - jeśli się nie ma zbyt dużo weny ), czas i wysiłek został jakkolwiek doceniona :) Wiadomo nie od dziś, że dzięki komentarzom ma się więcej również chęci do pisania - optymizmu.
      Gdyby mi się nie spodobało Twoje opowiadanie, też na pewno bym zostawiła komentarz z moimi 'ale', no i co prawda - nie czytałabym xD Jednakże bardzo mi się spodobało i bardzo się cieszę, że dodałaś nowy odcinek - lecę czytać :D
      Co do mojej historii - sądzę, że mogłaby Cię ona zainteresować, ponieważ jak już wspominałam - również piszę o poświęceniu się do samego końca ( niestety nie w dosłowny sposób - jak u Ciebie np. postrzał ) z miłości/przyjaźni drugiemu człowiekowi, aczkolwiek mam w tej historii trochę, jakby 'czarny' charakter, co sprawia, że potyczki mogą być interesujące. :)
      Mam nadzieję, że jeśli już przeczytasz cokolwiek, dasz mi o tym znać :)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. Wracam z komentarzem do tego odcinka, żeby móc wyrazić swoją opinię.
    Nie podoba mi się zachowanie Billa. Kornelia jest młodsza od niego o osiem lat, a on zachowuje się jakby dzieliło ich co najmniej 50! Co on sobie w ogóle myśli! Że Kornelia będzie mu oddana, że będzie zawsze na jego zawołanie, jakby był jej panem i władcą?! Czasem mam wrażenie, że on ma jakieś rozdwojenie osobowości, skoro zachowuje się jak dwie różne osoby. Raz rządzi się jak jakiś król, żeby za chwilę być zakochanym po uszy mężczyzną. Trochę mi to już działa na nerwy, ale przez to Twoje opowiadanie robi się coraz bardziej ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. <3 Nadrobiłaś Aż tyle odcinków! Jestem pod wrażeniem i dziękuję Ci za wszystkie Twoje ciekawe komentarze :*
      Odpowiem na ten, ponieważ nie do końca jest tak, jak to odebrałaś :) Już tłumaczę.
      Zauważyłaś Billa 'konflikt' osobowościowy, aczkolwiek chyba nie jest tak do końca.
      Zauważ też to, że Bill jest 'taki zakochany' w niej, tylko do innych osób (np. rozdział, w którym przekonuję Toma do niej) i w myślach. Nie powie jej w prost tego, co myśli, bo jak właśnie w tym odcinku było wyjaśnione: Czym bliżej ją do siebie dopuszcza, tym Ona się 'gorzej' zachowuje i przestaje się starać. Dlatego jego oschłość do niej czasem się pojawia. I tu są powiedziane bardzo ważne zdania, które przytoczę: "Urzekły mnie twoje drobne popełniane błędy, a w szczególności to, że tak bardzo się starałaś być poważną, dojrzałą i dorosłą kobietą, co ci czasem umykało. Jednak zawsze się starałaś. Wierzyłem cały czas, że w końcu przestaniesz się zapominać i staniesz się taka, jaką chciałaś być, jaką Ja chciałem, żebyś była." - A zatem: Nie spodobała mu się Ona, tylko to, kim chciała być. Zostało to tak napisane, dlatego że Nela nie jest głupia, gdyby jej powiedział to wprost, tak ja teraz, zapewne by od niego odeszła. Można pomyśleć, że żyje w złudzeniu, ale tak nie jest. On jest świadomy jej bytu, aczkolwiek dąży do tego - jak zaznacza w wypowiedzi - żeby stała się taka 'jak Ja chciałem, żebyś była'. :)
      Sądziłam, że będzie to zrozumiane, ale chyba naprawdę bardzo tajemniczo to ujęłam xD
      W skrótach ujęłam fakty, że Bill jest manipulantem, że chce mieć ją całą tylko dla siebie - do czego dąży. I robi to nie bez powodu, aczkolwiek nie chce dla niej źle. :)
      Nawet zauważyłam, że tutaj, wyżej w komentarzu napisałam, że mam w opowiadaniu "Trochę, jakby 'czarny' charakter", pomimo postaci Roberta, On właśnie też nim jest, tylko trochę w inny sposób. :)
      Mam nadzieję, że wszystko jest już jasne, zatem zapraszam Cię do czytania kolejnych rozdziałów :*
      Pozdrawiam cieplutko :*

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg