7. Kaulitz x3

Cześć. Już myślałam, że się nie wyrobię z dodaniem dzisiaj odcinka :o Ale jednak... :D

Dziś powiem tak króciutko - osobiście rozdział bardzo mi się podoba (co rzadko mi się zdarza xD), więc mam nadzieję, że Wy również go tak odbierzecie i dacie mi o tym znać ;) A więc teraz mogę powiedzieć - zaczynamy akcję :D

Oczywiście przypomnę jeszcze tylko o kliknięciu jedną z dwóch reakcji pod postem, by dać znać, jeśli nie możecie skomentować :)

Miłego czytania życzę :*


7


Kaulitz x3


- O której oni mają tu być...  - Przebudziła się. Nie spojrzała, czy Kaulitz śpi, czy nie, a pytanie wydało się brzmieć retorycznie. Tego, że było jej dobrze, gdy leżał obok, nie musiała przed sobą skrywać, lecz to, że jego noga spoczywała pod pościelą między jej nogami, było już trochę krępujące. Zerknęła na jego twarz. Smacznie sobie spał. Chciała udawać, że dalej błąka się wśród marzeń sennych, ale nie było jej to dane. Usłyszała dzwonek do drzwi. Żołądek jej się zacisnął.
- Jeszcze nic nie zdążyłam zrobić! - Zawołała do siebie w myśli.
Kaulitz obrócił się na bok i przytulił się do Kornelii. Rozczuliła się na widok jego niewinnej buźki...
- Ale nie mogę tak leżeć, gdy ktoś przyszedł. - Nasłuchiwała chwilę. Nie słyszała, żeby Tom poszedł otworzyć drzwi. Westchnęła, wyzywając obydwóch od leniwców w myśli i sama wykulała się od niechcenia spod ciała blondyna. Wciągnęła na siebie szlafrok i zbiegła na dół.
- Omg! A ja jestem taka nieogarnięta! - Zawołała w myśli, widząc przez judasza panią Simone.
Ostatecznie otworzyła jej drzwi. Przecież ta kobieta nie mogła tam stać, gdy ona będzie się ubierać. To by zbyt długo trwało...
- Dzień dobry... - Mruknęła cicho, bardzo zawstydzona.
- Kornelia... - Było widać zaskoczenie na twarzy pięknej blondynki.
Kornelii właśnie przeszła myśl, że w ogóle nie zapytała Kaulitza, czy ich mama wie o tym, że z nim mieszka i, że są razem. Przypomniała się jej również przestroga Toma, która brzmiała mniej więcej o tym, że jeśli ich mama się dowie, że Kaulitz z nią jest, to będzie źle. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Stała przed nią taka obnażona!
Pomogła ściągnąć kobiecie płaszcz i odwiesiła go posłusznie na wieszaku.
- Chłopcy śpią?
- Tak... Przepraszam, że zastała mnie pani w takim... Wyglądzie.
- Przestań... Chodź, zrobisz mi kawy, jak już tu nocowałaś. Pewnie też nie piłaś jeszcze?
- Nie, pani Kaulitz...
Simone z uniesionym podbródkiem powędrowała na skróty, przez salon do stołu jadalnianego, znajdującego się między otwartym salonem a otwartą kuchnią. Tam zawiesiła na krześle swoją torebkę i rozejrzała się po wnętrzu.
Kornelia skrępowana powędrowała za nią. Wstawiła wodę na kawę. Tak bardzo się stresowała, że prawie zrzuciła kubek. Czuła na sobie jej wzrok, który ją rozpraszał. Czuła się tak źle w tym ubiorze.
- Zrezygnowałaś z mieszkania w apartamencie?
- Omg! I co teraz!? Bill, kurwa, obudź się! -Zawołała w myśli.
- Nie... To znaczy...
- Matko, co ja mam jej powiedzieć!? Przyznać się? A jeśli Kaulitz będzie wściekły!? Fuck! Toć i tak się dowie! Zastała mnie w szlafroku, a ja na dziwkę nie chcę przy niej wyjść! CO TO, TO NIE!
- Pan Kaulitz zaproponował mi mieszkanie z nim... - Niemalże wyjąkała.
- Pan Kaulitz ci to zaproponował, tak? - Powtórzyła.
Kornelia zapadała się właśnie pod ziemię. Miała ochotę stamtąd uciec i wyciąć tę scenę ze swojego życiowego scenariusza. Zerknęła na nią, by wybadać grunt. Jednak mina blondwłosej kobiety nic nie mówiła.
- A ty się zgodziłaś, mam rozumieć?
- BIIIILL!!!!!! - Krzyczała rozżalona w myśli.
- Tak... - Odrzekła nieśmiało.
Kornelia pokroiła babeczkę, wyjęła sernik, postawiła wszystko na stole. Podała jej kawę i chciała zniknąć.
- Mogę panią na chwilę zostawić? Nie komfortowo się czuję...
Pani Simone zmierzyła ciało nastolatki i skinęła głową, wzdychając w duszy.
Kornelia spokojnie się ulotniła ze strefy porażającej stresem, ale jak już była na schodach, to pobiegła. Wpadła do Kaulitza sypialni i najprościej w świecie poszarpała jego ciało, by się natychmiast obudził.
- Twoja mama siedzi na dole! Masz natychmiast wstać i wytłumaczyć jej jakoś to, że zaproponowałeś mi mieszkanie z tobą, a ja się na to zgodziłam! - Krzyczała cicho do zaskoczonej twarzy, świeżo wybudzonego mężczyzny. - Ja muszę się ogarnąć. Widziała mnie w szlafroku, czy ty to rozumiesz?! Nie chcę wyjść przy niej na dziwkę. Masz to wszystko wytłumaczyć. No wstawaj, nie leż tak. - Pociągnęła go za rękę, mocno zestresowana.
Kaulitz był oszołomiony zachowaniem Kornelii, zwłaszcza że niemalże siłą wyciągnęła go z łóżka.
- Spokojnie... - Wymruczał zaspany.
- Spokojnie!? Twoja mama nie wie, że jesteśmy razem, a mieszkam z tobą! Czemu mi nie powiedziałeś, że przyjdzie tak wcześnie!? - Krzyczała cicho.
Kaulitz się skwasił. Dopiero teraz doszło do niego, że jego mama jest w jego domu.
Kornelia wyszła z sypialni. Kaulitz, poruszony tymi wszystkimi informacjami, włożył na siebie pierwsze lepsze spodnie i zszedł na parter domu.
- Witaj kochanie. - Przywitała go ciepło mama.
- Cześć. Co tak wcześnie? Spać nie możesz?
- Ależ, co to za pytanie? -Zaskoczyła się. - Mówiłam, że przyjadę najwcześniej, jak się da, żeby ci pomóc z obiadem.
- Naprawdę tak mówiła? - Przeszło mu przez myśl. W każdym razie zapomniał o tym, ale dokładnie wiedział, co on jej na to odpowiedział.
- A ja powiedziałem, że nie musisz, bo Kornelia będzie...
- Będzie? Chyba jest tutaj od wczoraj. - Prawie że prychnęła.
- Dokładniej, już od dłuższego czasu. - Mówił, będąc nie w humorze. - Zestresowałaś ją.
- To nie moja wina, że wita mnie w szlafroku. Co ja mam sobie teraz pomyśleć?
- Nic nie masz myśleć. Kornelia ze mną mieszka, jak już się dowiedziałaś.
- Skąd ten pomysł? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że z nią sypiasz.
- Co, jeśli?
Wymieniali się przez chwilę zawziętymi spojrzeniami, tutaj jednak żadne nie było ugięte.
- Jeśli tak, to wiedz o tym, że nie podoba mi się to.
- Specjalnie przyjechałaś tak wcześnie, tak? Bo nie mogłaś przeżyć, że Kornelia będzie podczas naszego rodzinnego spotkania. - Zmrużył oczy. Był dumny z siebie, że doszedł do tego. - I po co ci to było? Zestresowałaś mi kobietę.
- Kobietę? - Zaskoczyła się. - To jest nastolatka, nie kobieta.
- Dla mnie jest kobietą.
- Bill... - Westchnęła przerażona. - Nie wiem, co ty robisz, ale to nie jest dobre i nie wyjdzie ci to na dobre.
- To jest moja sprawa, co ja robię.
- Co, jeśli...
- Nie ma 'jeśli', nie ma 'albo' i nie ma 'gdyby'. - Przerwał jej od razu. - Kornelia jest moją kobietą, mieszka ze mną i cokolwiek sądzisz, myślisz, czy przypuszczasz, na nic ci to.
- Kochanie! Ale ona ma dopiero siedemnaście lat!
- Tak. Ma siedemnaście lat i co w związku z tym?
- To, że jest bardzo młoda. Gdzie Ala do niej, a ona do Ali? To jest...
- Bardzo młoda? Przypomnieć ci, w jakim wieku zaszłaś w ciąże z Tomem?
Pani Simone bardzo się zaskoczyła słowami swojego syna.
- Nie spodziewałam się tego po tobie. - Patrzyła na blondyna przerażona. - Skąd w tobie tyle złości? - Kręciła głową.
- Nie zmieniaj tematu.
- Bill. Kochanie...  Dobrze... Jeśli tak do tego podchodzisz... To proszę cię tylko o jedną ważną rzecz. Bardzo ważną.
- Nie bój się. Nie zrobię jej dziecka. Jeszcze nie sypiamy ze sobą.
- Nie? - Simone śmiała w to wątpić.
- Nie. Uzgodniliśmy, że Kornelia będzie nienaruszona, dopóki nie skończy osiemnaście lat. Nie będę sypiał z niepełnoletnią osobą. - Popił kawę, która stała na stole.
Pani Simone chwilę rozmyślała, zaskoczona po raz drugi słowami syna, ale po chwili się uśmiechnęła.
- Skąd ten dziwny pomysł?
- Teraz dziwny pomysł? - Ironizował.
- No nie powiesz, że taki nie jest. Całe życie sądziłam, że takie sytuacje zdarzają się naturalnie i nie są planowane. - Uśmiechała się.
Kaulitz sam się już uśmiechnął.
- Postanowiłem sobie tak i będę się tego trzymał. Nie zamierzam uprawiać seksu z niepełnoletnią osobą, bo jak dobrze wiesz, nie mam zaufania do ludzi, w tym przypadku do niej nie mam zaufania,  a ja nie będę się nie potrzebnie stresować tym, że może mnie pozwać za to, a ja będę stracony.
- Dasz radę? - Pani Simone bardzo w to wątpiła. - Robisz sobie taki detox, tak? -Zaśmiała się.
- Mamo. Nie będę rozmawiać z tobą na takie tematy. Już ci wyjaśniłem wszystko. -Wziął kubek w rękę, napił się cieplutkiej kawy z mlekiem i przeszedł się w kółko, rozprostowując kości.
- Detox... - Powtórzył sobie pod nosem już z uśmiechem. - Może będę później bardziej produktywny. - Włączył telewizję.
- Raczej będziesz chodzić na buzowany i częściej będziesz miał zły humor.
- Tak? A ty skąd masz takie informacje?
- Też byłam kiedyś młoda. - Westchnęła sobie pod nosem.
- Nadal jesteś młoda.
- Dziękuję kochanie. Dlatego nie chciałabym zostawać tak szybko babcią.
- Mamo! - Zawołał z uśmiechem. - Nie śpieszy mi się do dzieci. Tym bardziej Kornelii.
- Jezu... Ona jest taka młoda... - Przeżywała. - Jest między wami osiem lat różnicy. -Zaskoczyła dopiero teraz.
- Tak. Między Rią a Tomem też jest osiem lat różnicy.
- Ale Ria jest poważną kobietą.
- Kornelia też jest poważna... Czasami. Ale jest słodka. Jest cudowna, piękna... Uwielbiam ją...
- Zakochałeś się?
Zamilkł na chwilę, ale tylko na chwilę.
- Myślę, że tak.
- Więc nie jesteś tego pewny?
- Nie jestem tego pewny, ale jestem pewny tego, że zależy mi na niej, jak na nikim innym. Rozumiesz? Mam czasami takie uczucie, że chciałbym jej oddać wszystko. - Gestykulował, wczuwając się w słowa. - Wszystko, co jest możliwe. Żeby była szczęśliwa. Żeby móc patrzeć, jak się cieszy. Gdybym mógł, to bym jej nie wypuszczał z ramion. Mógłbym się cały czas do niej przytulać. Chciałbym, żeby była wszędzie tam, gdzie ja. Żeby móc ciągle na nią patrzeć. Ona mi daje tyle motywacji, że nie masz pojęcia... Jestem właśnie przy końcu piątej kolekcji. Rozumiesz? Piątej. I wszystkie powstaną, ponieważ są perfekcyjne. Dużo dla mnie zrobiła i zaczyna dużo dla mnie znaczyć. Pierwszy raz w życiu tak mam. To jest dla mnie nie do przyjęcia... A wiesz, co jest najgorsze? Denerwują mnie rzeczy, które nigdy mnie nie denerwowały.
- Jakie? - Uśmiechała się, obserwując swego syna z wielkim wrażeniem.
- Denerwuje mnie, że inni na nią patrzą. Że chodzi w rozpuszczonych włosach do firmy. Że nosi krótkie sukienki i wszyscy się patrzą na jej nogi. Ma je takie małe i słodkie...  Denerwuje mnie, gdy mówią do niej, a już najgorzej, gdy się do niej uśmiechają. - Mówił przerażony. - Nigdy w życiu nie byłem o nikogo tak zazdrosny, jak o nią. Nigdy. Ja wiem, że to chore, że przesadzam, dlatego się powstrzymuję z mówieniem takich rzeczy, ale normalnie rozpiera mnie złość, gdy widzę takie coś. NIGDY, żadna z moich kobiet, nie robiła mi z myślami takiego bałaganu, jak ona. To jest straszne. Czasami się boję własnych myśli...
- Zakochałeś się i boisz się, że ktoś ci ją zabierze. - Odrzekła Simone, cały czas się przyglądając synowi.
Kaulitz zaprzestał refleksji i zerknął na swą mamę poważnie.
- Tak myślisz?
- Z tego, co mówisz, to tak. Andreas, Alex i Ricky wiedzą już o tym? - To ją jednak bardziej interesowało.
- Najprawdopodobniej się domyślają, ale na pewno się o tym dowiedzą, prędzej, czy później.
- Więc jesteś pewny swojego wyboru? I mówisz, że to naprawdę koniec.
- Tak. - Zawołał. - Na zawsze. - Dodał pewnie, ucinając temat.
Pani Simone w końcu usłyszała radującą ją informację. Aż podeszła do niego i się do niego przytuliła.
- Cieszę się, że w końcu rozsądnie podchodzisz do tego tematu. To same plusy, będziesz mógł...
- Wiem. - Przerwał jej zniecierpliwiony. - Zdaję sobie z tego sprawę. Powiedziałem koniec, więc koniec. Kornelia jest wyjątkowa...
- Cieszę się, ale... Też trochę mnie to martwi... - Usiadła z powrotem do stołu.
- Dlaczego?
- Mówisz, że zrobiłeś już pięć kolekcji, rozumiem, że jest twoją inspiracją. Wszystko fajnie, ale co, jeśli wam nie wyjdzie? Ona jest młoda. Jeszcze milion facetów przed nią.
- Nie będzie żadnego, prócz mnie. - Oburzył się. - Chodź, pokażę ci projekty. Są już niemalże skończone. - Ruszył w stronę swej pracowni, zrobionej z jednego pokoi na parterze domu. Simone poszła za synem i już w drodze kontynuowała.
- Bill. Nie możesz tak mówić. Jeśli jej się coś odwidzi, to w każdej chwili może cię zostawić i nie będziesz miał na to wpływu. Każdy ma prawo do własnych wyborów. Nie denerwuj się tak. - Dodała, widząc jego minę. - Tak jest i chcę cię uświadomić w jednym. Jeśli dokona innego wyboru, to, co stanie się z twoją inspiracją na kolekcje? Porzucisz firmę, bo nie będziesz miał weny? Pomysłu? Chcę cię nakierować na to, żebyś nie myślał o niej i o firmie jako o jedności. To są dwie różne sprawy, niemające ze sobą nic wspólnego.
- Boskie, prawda? - Zerknął na swą matkę, gdy rzuciła okiem na projekty. Nie zamierzał słuchać jej wywodu. Jest dorosły i, i tak będzie robił, co mu się podoba.
- Boskie. - Przyznała zaskoczona. Naprawdę zaczynała wierzyć teraz w dobrą przyszłość firmy.
- Zrobię kolekcji tyle, że starczy na parę lat... - Odgryzł się za jej monolog. - Kornelia kocha mnie tak samo, jak ja ją.
- Skąd o tym wiesz?
- Bo przyjechała tu specjalnie dla mnie.
- Doprawdy?
- Tak. Tom był tego świadkiem. Nie przeczytała nawet kontraktu. Nic nie przeczytała. Podpisała wszystko, bo chciała być ze mną. Rozumiesz? Zostawiła swoich przyjaciół, dom, ojca, szkołę, swoje życie, by być ze mną. Teraz na dodatek Robert ją wyrzucił z domu. Na dniach mają przyjechać jej wszystkie rzeczy. Zostawił ją. Więc, kto, jak nie ja? Czy to nie jest dobry powód, żeby wierzyć w jej miłość? Pokazała mi ją lepiej, niż ja jej, dlatego jestem tak bardzo jej pewny.
Pani Simone była zaskoczona tą informacją.
- To zmienia postać rzeczy.
- Sama widzisz...
- To naprawdę musiała się w tobie zakochać... - Zaskoczyła się. - Wiele szybciej? - Wywnioskowała, robiąc duże oczy.
- Tak. Kochała mnie już wtedy, gdy jeszcze byłem w trakcie egzaminów. Ukrywała się z tym przede mną.
- Tak... Pamiętam, jak bardzo się cieszyła, gdy przyszłam do niej z kontraktem. Prawie się popłakała ze szczęścia, ale nie myślałam, że to przez ciebie, tylko przez kontrakt.
- Mamo. Jestem pewny jej miłości, jak niczego innego i ufam jej, jak nikomu innemu. Widzisz, co dla mnie zrobiła. Pałac ci się bardzo podobał.
Simone przytaknęła głową.
- Nie wierzyłam, że to ona zrobiła.
- Ona ma potencjał. Wiem o tym i nie pozwolę jej tego zmarnować. Dam jej szansę na rozwijanie się. Muszę jej to dać. Wiem, że tylko tak mogę jej się odwdzięczyć za to, co dla mnie robi. Wiesz, w ogóle co ona robi?! - Zawołał cicho, podekscytowany.
- Nie wiem, kochanie. Nic mi o niej wcześniej takiego nie mówiłeś. - Zarzuciła oburzona.
- Teraz ci mówię. Wiesz, że ona czyta książki akademickie ze ścisłych przedmiotów? Sama z siebie, gdy Ja stękałem, jak miałem je otworzyć. Ona jest niemożliwa... - Mówił zafascynowany, kierując się z powrotem do jadalni.
- Raczej wszystko, co teraz będzie robić, będzie dla ciebie bardzo ekscytujące. Bill.
Kaulitz się uśmiechnął, biorąc kolejny łyk kawy.
- Co...? Zaimponowało mi to. - Wzruszył ramieniem.
Kornelia zeszła po schodach już w stosownym wykonaniu. Miała nadzieję, że Kaulitz wyprostował już swoją mamę. Nie zamierzała rozmawiać o tym przy Całej jego rodzinie!
- Co zrobisz, jak stanie się lepsza od ciebie? - Ładowała go z uśmiechem i szturchnęła w bok, po czym usiadła na swoim miejscu przy stole.
Kornelia zatrzymała się na chwilę, słysząc głos pani Simone. Nie wiedziała, czy ot, tak ma wejść i przerywać im rozmowę, czy cofnąć się i przyjść chwilę później. Albo może zakasłać, albo tupnąć głośniej, by wiedzieli, że się zbliża...
- Będzie moim partnerem w biznesie i w życiu.
Kornelia postanowiła jednak wejść. Przecież rozmawiali, jak zwykle o sprawach biznesowych, więc mogła być, jak zwykle, wolnym słuchaczem.
Rzuciła dwójce kontrolujące spojrzenie. Zaskoczona zauważyła, że Kaulitz dobrał się do jej kawy. Oboje w jednym czasie zwrócili na nią wzrok, tym samym zbijając ją z tropu. Zawróciła szybko do kuchni, by zrobić sobie drugą kawę.
- Dobrze. Teraz ja idę się doprowadzić do porządku. - Kaulitz zmierzył czarnowłosą, uśmiechnął się do niej i zniknął.
- Nie powiedziałaś mi, że jesteście razem, bo się czegoś obawiałaś? - Zaczepiła dziewczynę, pani Simone.
- Można tak powiedzieć. Tom mi powiedział, że jeśli się pani dowie, to będzie źle i nie wiem, co miał na myśli, ale wolałam go posłuchać, żeby pan Kaulitz nie miał żadnych problemów. Choć teraz widzę, że chyba nie jest źle?
- Nie jest źle Kornelio i nie wiem, co miał na myśli Tom, że ci tak powiedział. - Przyznała szczerze kobieta.
Kornelia westchnęła, już wszystko rozumiejąc. Powiedział jej to po prostu z wredności...
- Tom przez coś lub przez kogoś, nie darzy mnie sympatią, może dlatego... To wymyślił.
- Pokłóciłaś się z nim?
- Właśnie chodzi o to, że nie. Ot, tak. Nagle. Z dnia na dzień przestał mnie lubić. Nie wiem, co się dzieje. - Poskarżyła z nadzieją, że może ona wytłumaczy jej zachowanie swojego syna. Kto jak nie ona? Zna go przecież najlepiej.
- Dzieje się To, że za dużo cię wszędzie dookoła i robisz z mózgiem mojego brata wszystko, co niedobre. - Odrzekł Tom.
Kornelii zacisnął się żołądek. Nie słyszała, że idzie!
- Zrób mi kawy, jak już tam stoisz. - Dodał, przysiadając się do stołu.
Czarnowłosa chwilę nie wierzyła w to, co usłyszała. Było jej tak cholernie przykro, że tak się do niej odzywa... Najgorsze jednak w tym wszystkim było to, że ona go tak bardzo lubiła i nie umiała mu odmówić. Ponownie wstawiła wodę...
- Tom. - Zawołała do syna z lekką pogardą. - Co się między wami wydarzyło?
- Nic. - Burknął. - Kiedy wszyscy mają przyjechać?
- Na dwunastą mają być. - Pani Simone przyglądała się synowi uważnie. Miała wrażenie, jakby obydwoje jej synów wstało dzisiaj lewą nogą. Już dawno nie widziała ich w tak kiepskich humorach.
- No co? - Zawołał do niej Tom, rozkładając ręce.
- Nic. Jestem przerażona twoim zachowaniem.
- Moim? - Zakpił.
- Skąd w tobie tyle nienawiści? Jeśli naprawdę się tak męczysz z Rią, to powinieneś to zakończyć jak najszybciej.
- Jeszcze ostatnio mówiłaś, co innego... - Kpił.
- Ponieważ nie wiedziałam, że aż tak źle z tobą jest.
- Ze mną jest wszystko w porządku. Weźcie, przestańcie ciągle po mnie jechać. - Burzył się.
- Kto po tobie jeździ?
Kornelia uśmiechnęła się niewidocznie, choć wcale nie było jej do śmiechu, ale takie zdanie wylatujące z ust tak poważnej kobiety ją rozbawiło. Poza tym bardzo się zmartwiła sytuacją Toma. Właśnie zrozumiała, że ma jakieś poważne problemy, z których nie zdawała sobie wcześniej sprawy.
- Jak nie Ria, to Bill, a jak nie Bill, to teraz ty. Weźcie się wszyscy... - Przetarł ospale, choć nerwowo, swoją twarz.
Kornelia postawiła bezdźwięcznie przed mężczyzną kubek z kawą. Nie powiedziała 'proszę', a on nie powiedział 'dziękuję'. Dowiedziała się również, że jest godzina dziewiąta rano, więc ma trzy godziny na przygotowanie obiadu. Zajrzała do lodówki.
- Billa rozumiem... - Zaczęła pani Simone.
- Tak. Jak zwykle wszyscy go rozumieją, ale nie mnie. Mam tego dosyć. Nie chcę o tym rozmawiać, daj mi spokój.
Pani Simone nadal się przyglądała swojemu synowi. On nie mógł znieść tego spojrzenia, dlatego odszedł z kubkiem od stołu. Usiadł w salonie i znowu zajął się swoim telefonem, rozpoczynając esemesowanie. Pani Simone westchnęła ciężko.
- Bill mówił, że zajmujesz się dzisiejszym obiadem? - Zaczepiła teraz Kornelię.
- Tak, pytał, czy bym się tym zajęła, więc się zgodziłam.
- Pozwolisz, że ci pomogę?
Kornelii zrobiło się strasznie głupio.
- Dlaczego, nie? Oczywiście, że tak. - Odrzekła, jakby to było logiczne.
- No wiesz. Pytam, bo Ala nie lubiła gotować, z kolei Ria...
- Weź, już skończ mamo! - Zawołał Tom, przerywając kobiecie. - Proszę cię o to!
Pani Simone wymieniła wymowne spojrzenia z Kornelią, co pozwoliło dziewczynie się lekko uśmiechnąć.
- Nie lubi, jak ktoś się jej kręci w kuchni podczas gotowania... - Dokończyła ciszej, podchodząc do dziewczyny.
Czarnowłosa uśmiechnęła się bardziej.
- Bill wpadł na pomysł obiadu, gdy ja już zdążyłam zrobić zakupy, ale myślę, że da się coś przygotować. - Uśmiechnęła się do kobiety przyjaźnie i otworzyła lodówkę, w którą obydwie włożyły swe nosy.
- Mm... Zdrowo, widzę, się odżywiasz. Cieszy mnie to. Bill chwalił sobie bardzo twoją kuchnię, więc nie muszę się martwić już, że źle się odżywia.
Kornelia była zachwycona komentarzem kobiety.
- Nie, nie musi pani się martwić. Staram się zawsze kupować produkty pełnowartościowe i świeże. Mój tata zawsze kładł na to nacisk, ponieważ mówił, że w pracy, w której używa się zaawansowanego myślenia, więcej się spala energii, a wiem, że pan Kaulitz również tak pracuje, stąd to... - Mówiła, lekko zawstydzona, choć bardzo szczęśliwa.
- Pierwszy dobry plus na związanie się z tobą. Już rozumiem wybór mojego syna i... I bardzo mnie to cieszy.
- Nadal pani rozmawia z moim ojcem? - Zapytała po chwili.
- Rozmawiam. Tak. Kontaktujemy się w różnych sprawach. Mogłabyś zrobić jeszcze jeden taki sernik na zimno?
- Nie mam już twarogu... Ale mogę zrobić jeszcze jedną babkę.
- A może zrobisz małe babeczki. One zawsze robią dobre wrażenie na stole.
- Pewnie. - Zachwyciła się Kornelia. - Mogę zrobić. - Jakby mogła odmówić? To przecież pani Simone, a ona czuła się, jakby właśnie przechodziła jakiś dziwny test...
- Mamy czas, więc na spokojnie można się jeszcze po bawić. Masz kartofle?
- Niestety nie mam. Mam pełno makaronów... Wiem, że Bill je lubi.
- Kartofle też bardzo lubi. Mógłby je jeść kilogramami, a potem narzeka, że mu brzuch rośnie.
Kornelia się zaśmiała.
- To chyba od alkoholu mu rośnie, a nie od ziemniaków.
- Też prawda! Powtarzam to za każdym razem. - Zawołała radośnie blondynka.
- Co powtarzasz za każdym razem? - Zainteresował się Kaulitz, siadając przy półwyspie już dopięty na ostatni guzik.
- Że jesteś piękny. - Odrzekła z uśmiechem pani Simone.
Kaulitz uniósł brew, ignorując zupełnie komplement, który właśnie usłyszał.
- Mężczyzna nie może być piękny, tylko przystojny, mamo.
- Ty jesteś piękny.
Kornelia się śmiała pod nosem.
Przygotowania posiłku trwały w bardzo dobrej atmosferze. Kornelia czuła tę zmianę w pani Simone, w traktowaniu jej osoby. Była dziwnie dla niej miła. Pani Simone bardzo dużo chciała wiedzieć na jej temat. Kornelia trochę się czuła, jak na wywiadzie środowiskowym, ale uznała to za chęć poznania jej na siłę, gdyż już była uświadomiona, że jest kobietą jej syna. Kornelia nie zmieniła zdania co do tej kobiety. Nadal uważała ją za swój wzór i nic nie mogła jej zarzucić. Była dla niej idealna.
Kaulitz również był zadowolony, widząc swą mamę i kobietę uśmiechnięte od ucha do ucha. Wszystko zaczynało sprowadzać się na dobrą drogę. Później je już zostawił. Dosiadł się do Toma, który po chwili się do niego odezwał.
- Jutro chcę mieć Nelę dla siebie.
Kaulitz aż zerknął na brata. Gdyby powiedział mu to tylko fotograf, a nie Tom, nie odebrałby jego zdania tak dwuznacznie, jak odebrał.
- Co to ma znaczyć?
- To ma znaczyć, że chcę mieć jutro ją dla siebie. Jej warga już się zagoiła w miarę i może już mieć zdjęcia bez plastra.
- Co zamierzasz?
- Zamierzam ją wykończyć.
- Że co? - Nie rozumiał, kwasząc się. Stwierdził, że albo Tom mówi cały czas tak dwuznacznie, albo on ma jakieś chore myśli. A po chwili się wyśmiał z tego wszystkiego.
- Ty debilu... - Tom również się rozweselił, słysząc śmiech brata. - Nie przyjechałem po to, żeby leżeć z dupą na kanapie. Nagramy całą kampanię i wtedy dasz mi spokój na jakiś czas.
Kaulitzowi przestało być do śmiechu z dwóch powodów. Pierwszy z nich był oczywisty. Nie chciał, żeby Tom wyjeżdżał, a drugi.
- Nie stać mnie w tym momencie na całą kampanię.
- Spokojnie, nie wezmę teraz mojej wypłaty za to. Odezwę się, gdy będę potrzebować.
Kaulitz zmrużył oczy. Czuł coś ukrytego w tym wszystkim.
- Pokłóciłeś się z Rią.
- Kiedy się z nią nie kłócę? - Zapytał ironicznie.
- Nie możecie w końcu raz porządnie postawić sprawy jasno? - Zdenerwował się już. Tyle już to trwało, że zaczynał sam nie lubić tej kobiety. Przez nią Tom nie miał humoru...
- Z nią się nie da. To nie jest Nela, na którą krzykniesz i się chowa.
Kaulitz aż otworzył usta z wrażenia, a serce mu zabiło tak mocno, że myślał, że zaraz mu wyskoczy z piersi.
Tom się uśmiechnął krzywo, widząc zatkanie brata.
- Mniejsza z tym. Chcę ją mieć jutro dla siebie, czaisz?
- JAK ŚMIESZ TAK MÓWIĆ!? - Zawołał, gdy odzyskał zdolność mowy.
- Dobra, weź. - Skwasił się. - Tak to powiedziałem. - Odrzekł na odczepnego.
- Nie 'dobra, weź'! - Już chciał się z nim pokłócić, ale wiedząc, że Kornelia mogłaby to słyszeć, zaniechał z wielkim bólem. - Nie mów tak! Nigdy więcej. - Zagroził.
- Dobra, spuść już powietrze. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
Kaulitz poprawił się nerwowo na kanapie. Tak bardzo go ściskało od środka, że nie mógł się wdać z nim w dyskusję przez urzędujące w kuchni kobiety. I dopiero po chwili, na siłę wrócił do tematu głównego.
- Więc jednak odzyskałeś wiarę w to, że firma nie zbankrutuje. - Prześwietlił go, bardzo ironizując swoją wypowiedź.
- Ta... Nie sądziłem, że ten pałac aż tak dobrze będzie wyglądać. Podniosę jeszcze bardziej jego renomę, robiąc zdjęcia w pałacu. Wtedy ludzie będący na pokazie, będą się podniecać, że siedzą w pomieszczeniu, gdzie robiłem tak dobre zdjęcia.
Kaulitz uniósł brew. Pierwszy wpadł na pomysł ze zdjęciami w pałacu, a raczej Kornelia i to dużo wcześniej...
- Dobre. - Skomentował od niechcenia.
- Jak zwykle dobre, co nie? - Z pewnym siebie wzrokiem i zawadiackim uśmiechem, upił kolejny łyk kawy. - Co z twoimi pomysłami braciszku? Wypalasz się?
- Nie? - Z ironizował, oburzony. - Mam już pomysł na pokaz, ale nie mogę go zrealizować, ponieważ muszę się zająć uzupełnieniem braków w mojej kadrze pracowniczej.
Tom się głośno wyśmiał.
- Co? Zwolniłeś kadrową i teraz musisz sam przyjmować ludzi? - Ironizował, drażniąc ostro brata.
Kaulitz, zamiast się zdenerwować, zrobiło mu się głupio.
- Trzeba było najpierw przyjąć ludzi, a potem zwolnić kadrową.
- Tak. Nie uważasz to za chamskie? Musiałaby szukać osoby na swoje stanowisko pracy.
Tom się znowu wyśmiał.
- To by całkiem pasowało do ciebie. - Przyznał szczerze.
- Jesteś wredny, Tom. Dlaczego nigdy nie da się z tobą normalnie porozmawiać? Ciągle musisz się z czegoś naśmiewać lub mnie i innych krytykować. To wcale nie jest miłe, a potem się denerwujesz, że ja się do ciebie odzywam, tak czy inaczej. - Wytłumaczył nadzwyczaj spokojnie, po czym westchnął. - Jaki masz plan na kampanie?
- Ja nie mam. Alex z Konradem mają.
- Odzywali się do ciebie?
- Tak. Wczoraj rozmawiałem z Alexem. Nie jest zadowolony z tego, że posadziłeś Konrada na kierownika. Obawia się, że chcesz go zwolnić.
- Nigdy w życiu nie pomyślałem o tym, żeby zwolnić Alexa! - Zawołał, poruszony zarzutem. - Konrad ma tak samo świetne pomysły, jak Alex. Oni we dwóch zawsze, zamiast współpracować, to robili tę samą rzecz na dwa różne sposoby. Stwierdziłem, że jeśli zrobię z Konrada kierownika, dam mu swój zespół, Alexowi zostawię zespół, to będę miał o wiele lepsze propozycje na kampanie i będę miał w czym wybierać. Obydwoje będą ze sobą rywalizować, a to znaczy, że żaden nie będzie chciał przegrać z tym drugim, dlatego bardziej będą się starać.
- To jest dopiero wredne.
- Trudno. Takie jest życie. Alex niech nie myśli, że jeśli jest moim przyjacielem poza pracą, to może sobie pozwalać na więcej.
- Co, jeśli złoży ci wypowiedzenie?
- Nie zrobi tego, a nawet gdyby, to mam Konrada. - Nie widział w niczym problemu.
- Spoko. Czaję.
- Więc przyjąłeś kampanię Alexa, bez mojej wiedzy i bez wglądu w kampanię Konrada, tak? - Nie pasowało mu to.
- Z Konradem nie mam kontaktu, więc, co w tym dziwnego?
- Nie może tak być, Tom. Jeśli chcesz realizować kampanię, JA muszę ją poznać.
- Przecież znasz kampanię Alexa. O co ci chodzi?
- Ale nie znam kampanii Konrada.
- To dasz mu szansę, kiedy indziej, Jezu. Alex ma kampanię jeszcze robioną z Konradem. Przestań już wymyślać. Marnować będziesz tym wszystkim czas. Przyjęliśmy kampanię Alexa, pierwszy spot został już nagrany, więc nie ma, co się teraz z tego wycofywać.
- Ale sam ją zmieniasz. Spoty miały być nagrywane w LA.
- To taki dodatek ode mnie.
- Nie mogę nie znać 'dodatków' od ciebie. Muszę je poznać przed rozpoczęciem zdjęć.
- Nic się tak naprawdę nie zmieni. Scenariusze zostają takie same, jak były, zmieni się tylko miejsce.
- Tylko miejsce. - Zakpił. - Nie zrobisz w studiu domu, w którym były robione pierwsze zdjęcia.
- Chcesz się założyć? - Uśmiechnął się cwanie, czarny.
- To jest bardzo ważna sprawa. Jak ty chcesz się zakładać o takie coś?! - Nie wierzył.
- No załóż się. - Wyciągnął pewnie dłoń. - Zobaczysz, że gęba ci się otworzy, jak to zobaczysz.
Komu, jak komu, ale chyba nie mógł nie ufać własnemu bratu. Chwilę wymieniali się spojrzeniami.
- Daj mi pięć dni na zdjęcia. Dobra. Siedem. Równy tydzień, przy braku profesjonalizmu Neli. - Skwasił się. - A zdjęcia całej kampanii będą zakończone. Dasz mi... Kolejny tydzień, a pierwszy spot trafi do ciebie na pendrivie.
- Masz plan. - Zrozumiał Kaulitz, dzięki Toma pewności siebie.
Tom się lekko uśmiechnął, dlatego Bill poznał już odpowiedź.
- Dobrze. - Uścisnął mu dłoń. - ALE. - Zaznaczył. - Jeśli się nie wyrobisz...
- Wyrobię się. - Przerwał mu.
- ALE. Jeśli się nie wyrobisz, to dostaniesz tylko połowę wynagrodzenia.
- Że co!? - To nie wierzył. - Wiedziałem, że teraz będziesz oszczędzać, ale żeby na MNIE?
- Na kimś trzeba. - Odrzekł, nieugięty z wrednym uśmiechem.
- Dobra, ale jeśli się wyrobię. Dostanę podwojoną sumę.
Kaulitz się roześmiał.
- Czy wy możecie choć raz nie rozmawiać w domu, na dodatek przy niedzieli, o pracy? - Zawołała pani Simone z tła domu.
Chłopcy wstali z kanapy, nie puszczając swoich dłoni i poszli do dziewczyn.
- Mówię serio. Podwojona.
- O ile przebiją Gucciego, Chanel i wszystkie inne wybitnie drogie marki. - Kaulitz zmrużył oczy.
Tom dopiero teraz poczuł wyzwanie i już nie był taki pewny. Aczkolwiek przed oczami przeleciała mu sława, jako największy na świecie reżyser i Bóg modelek, które chodzą za nim na kolanach, by tylko wziął je do swojego filmu...
Kornelia razem z Simone przyglądała się braciom.
- Że Tom miał przebić Gucciego?! Ale w czym!? - Szokowała się Kornelia.
- Jeśli mają przebić Gucciego i inne, to musisz dorobić do kolekcji coś, co powali wszystkich z nóg. Z jakichś pięć kreacji bonusowych.
W ich oczach płonął żywy ogień wyzwań, motywacji i siły do walki.
- Nie zajmie to pięciu dni.
- Jeśli się przyłożysz, to zrobisz to. - Akurat w to, Tom nie wątpił.
- Nie da się tego zaprojektować i uszyć w pięć dni. - Podtrzymywał Kaulitz.
- Pomogę ci. - Wtrąciła mama z zaciekawieniem, obserwując tę sytuację.
- Jeśli mam to zrobić w pięć dni, ty nie zrobisz zdjęć w pięć dni. - Zauważył Kaulitz.
- W pięć, nie. Mówiłem o równym tygodniu. Dwa dni będę miał na "wisienki", o ile Nela będzie ze mną współpracować bez żadnych chimer. - Zerknął na Kornelię.
Teraz dopiero Kornelia się zaskoczyła, nie sądziła, że jest wmieszana w to całe ich wyzwanie.
- Dobrze. - Oświadczył podekscytowany Kaulitz.
- Dobra. - Odrzekł tak samo Tom. - Ty masz pięć, ja siedem.
- Pendriva widzę u siebie w niedzielę, za równe dwa tygodnie.
- Naturalnie.
- Przetnijcie. - Zawiadomił Kaulitz. Chłopcy nie odrywali od siebie wzroku.
Kornelia razem z Simone przecięły ich dłonie.
Od tej chwili bliźniacy byli napięci. Buzie im się nie zamykały. Cała trójka Kaulitzów była bardzo pobudzona nowym wyzwaniem. To wyzwanie miało świadczyć o prawdziwym rozpoczęciu życia Domu Mody. Pani Simone, choć narzekała, że jej synowie rozmawiają przy niedzieli o pracy, tak teraz sama wdawała się z nimi w dyskusję. Wyglądali tak, jakby jeden drugiemu przekazywał sobą wielką motywację. Kornelia stała jak zwykle z boku i mogła się temu tylko przyglądać.
- Kaulitz miał racje... Ten Dom Mody to ich życie. - Przyznała przed sobą.
Rozluźnili się trochę przy stole, gdy rodzina przyjechała na obiad. Kornelia sprawnie z panią Simone podały pyszny obiad. Anke, siostra Simone i Peter, mąż Anke, wydawali się nie być, aż tak źli, jak zapowiadali Kaulitzowie. Za to babcia z dziadkiem, których się kompletnie Kornelia nie spodziewała, byli przyjaznymi ludźmi. Oczywiście, że pierwszy temat, jaki powstał podczas spotkania, rozpoczął się od pytania Anke.
- Co się stało, że w końcu się odezwaliście? - Odrzekła z lekkim przekąsem, rzucając baczny wzrok po wszystkich twarzach zebranych przy udekorowanym po brzegi stole.


CDN

Komentarze

  1. Zakład Kaulitzów bardzo mi się podoba, jestem ciekawa, jak im pójdzie i kto kogo pokona.
    Zaskoczyła mnie szczerość Billa podczas rozmowy z mamą. Wcześniej tak się pokłócili, że myślałam, iż nie będzie już między nimi takiej więzi, ale pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Bill tak ciepło mówił o Kornelii Simone, że aż dziwi mnie, że do samej dziewczyny tego nie mówi. Facet jest naprawdę dziwny i momentami w ogóle go nie rozumiem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg