15. Powrót nastolatki

I kolejna niedziela i nowy odcinek, który - z góry zapowiem, że - jest bardzo lekki do czytania, a to dlatego, że kompletnie nie miałam czasu na przeanalizowanie zdań i sytuacji... Jest napisany tak prosto, że chyba prościej się nie dało ;) No i jest to mój jeden z ulubionych odcinków - mam nadzieję, że dla Was też taki będzie :)

Mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swym zdaniem :*

Pozdrawiam i zapraszam do czytania :*


15


Powrót nastolatki


- Przepraszam panie Kaulitz, ale muszę to zrobić. AAAAWWW...!!!
Kaulitz zerknął na dziewczynę z lekkim, krzywym uśmiechem. Nie mógł już tego skomentować, przecież z góry przeprosiła... Westchnął pod nosem.
- Okay. - Kornelia rozluźniła spięte mięśnie. - Musiałam to zrobić. Nie masz pojęcia, jak bardzo się stresuję! UGH...!!! Jak ja wrócę do domu? - Przypomniało się jej, że nie posiada tutaj auta, na dodatek nie może tutaj być kierowcą i na większy dodatek, nie chciała wynajmować kierowcy! Nie chciała wyrzucać w błoto swych zarobionych pieniędzy...
- Autobusem. - Palnął pan Kaulitz.
- Ha ha ha! Dobre to było. - Zaśmiała się drętwo. - A tak serio?
- Kornelio. Proszę cię, mów normalnie. Drażni mnie to w uszy.
- Sorry memory, ale idę do szkoły, a tam muszę się zachowywać, jak zwykła nastolatka... Która nie ma prawka... - Skwasiła się. - Zresztą! Tom też tak mówi...
- Tom, to jest Tom. A ty jesteś Kornelia.
- Oh... Moje piękne autko... Muszę je tu przywieźć... Dlaczego on mi go nie przysłał? Jest aż takim sknerusem, że żydzi opłatę transportu? - Wykrzywiła twarz.
- Zrobi się to, kiedy indziej. Chodźmy. - Wyszedł z domu pierwszy.
- Dobrze wyglądam?
- Dobrze wyglądasz. I nie jak nastolatka... Sukienkę bym trochę przedłużył.
- Oh. Przestań. Znowu mi się trafił Pan wychowawca, nie Pani.
Kaulitz uniósł brew. A ona się zaśmiała.
- Nie ważne... Chodźmy... - Wyszła z domu. - To, jak ja wrócę?
- Będę czekać na ciebie. To tylko rozpoczęcie.
- Ja muszę jechać do sklepu. Mam dzisiaj spotkanie z promotorkami.
- Jaki temat jest tego spotkania? - Odjechał już z podjazdu.
- Tematem spotkania jest, poruszanie się ich po mieście. W ogóle się nie uśmiechają do ludzi. Jest to ich ostatni dzień w pracy, więc muszą się wykazać.
Kaulitz się uśmiechnął pod nosem. Zauważył, że Kornelia robi się tak samo drobnostkowa, jak on. Podobało mu się to.
- Chciałbym zobaczyć to spotkanie.
- Nie? Nie może Ciebie tam być. - Podkreśliła. - Nie powiem przy tobie tego, co zamierzam.
- Dlaczego? - Zaintrygował się, zerkając na pasażerkę w miarę możliwości.
- Nie wiem... Oddziałujesz na mnie tak, że gdy jesteś w pobliżu w takich sytuacjach, to nie mogę skupić myśli. Stresuje mnie to... - Nikt nie miał pojęcia, jaką poczuła ulgę, w końcu mówiąc to na głos.
- To źle? - Zerknął na nią ukradkiem.
- Nie wiem, czy źle. Przy tobie muszę zwracać uwagę na składanie zdań. To mnie stresuje. Gdy ciebie nie ma, to...
- Mówisz slangiem?
- Nie. - Zaśmiała się. - Mówię swobodnie... OH! Oni się tam wszyscy znają! Będę się czuła jak wyrzutek...
- Nie krzycz, proszę cię. Mam dobry słuch.
- Przepraszam panie Kaulitz... To emocje...
- Wytrzymasz rok...
- Rok!? Matko! Rok! To jest aż Rok! Pewnie nikt nie będzie ze mną rozmawiać...
- Dlaczego tak zakładasz? Jak będziesz miała takie nastawienie, to naprawdę może być źle.
- Dlaczego? - Zapytała retorycznie. - Bo, jak weszłam do Twojej firmy, to wszyscy się na mnie krzywo patrzyli.
Kaulitz westchnął.
- Nie możesz się tak zrażać. Praca a szkoła to dwie różne sprawy. W szkole są inni ludzie.
- Bardziej pyskaci! - Kwasiła się. - W szkole mi od razu mogą powiedzieć, że jestem kiepska albo się ze mnie wyśmiać, w pracy ograniczali się jedynie do niemiłego tonu i wrednego spojrzenia... Jeju! Nie masz pojęcia, jak się stresuje...
- Pamiętaj, że chodzisz tam dla siebie, nie dla ludzi. Na dobrą sprawę możesz z nikim nie rozmawiać, tylko skupić się na lekcjach i na nauce.
Kornelia spojrzała na niego ironicznie. A on po paru minutach zatrzymał się na poboczu, blisko skrzyżowania. Za skrzyżowaniem, stał ten wielki upiorny dla niej budynek, przed którym zbierali się już ludzie.
- Omg... Chodź tam ze mną panie Kaulitz...
Blondyn się zaśmiał.
- Ja się już wystarczająco nachodziłem do szkoły.
- Ohhh... Gorzej się boję wejść tam niż do twojej firmy... A jeśli na boisku nie usłyszę, do jakiej sali mam iść?
- Przecież wiesz, że do trzydzieści jeden? - Zerknął na nią uważnie. Zaczynało śmieszyć go poniekąd Kornelii zachowanie.
- No tak... To może pójdę tylko do sali. Nie będę stać na boisku. Rozpoczęcie w sali jest na dziewiątą.
- Kornelio.
- No co...? - Kwasiła się. - Po co mam tam iść, jak nikogo nie znam i, i tak nie zrozumiem, co oni tam będą mówić.
Blondyn zgasił auto i się lekko przeciągnął.
Kornelia zajrzała w lusterko, poprawiła makijaż i zrobiła sobie selfie ze skwaszoną miną, wstawiając od razu na swój profil z podpisem. "Niemiecka szkoło nadchodzę! ...Wielkimi tiptopami... ;(". Kaulitz pokręcił głową, widząc, co robi.
- Chciałabym, żeby nikt do mnie nic nie mówił.
- Może się wydarzyć to, że nauczyciel poprosi cię na środek i karze ci się przedstawić.
Kornelia zrobiła duże oczy.
- Ja nie umiem się przedstawiać! A co jeśli ze stresu zacznę mówić po angielsku!? O nie, nie... Schowam się i mnie nawet nie zauważą.
Kaulitz się śmiał, ale nie powiedział na głos swojego powodu do śmiechu. A był to brak możliwości schowania się czarnoskórej wśród białych. Chyba że naprawdę trafili jej się w klasie zróżnicowani uczniowie.
- Co mam powiedzieć? "Hi. Ich heiße Kornelia. Ich komme aus America. Nice too meet you. Bye!".
Kaulitz się znowu zaśmiał. Tak spędzili dwadzieścia minut na układaniu Kornelii krótkiej przemowy poznawczej.
- Jest już za dziesięć. Idź już.
- Oh... Muszę?
Kaulitz pocałował Kornelii usta i ponaglił.
- Powodzenia! - Zawołał, gdy zamykała drzwi.
Weszła do budynku. Odszukała salę i stanęła przy oknie, naprzeciwko jej celu, jak miała w zwyczaju robić to w swojej szkole. Przyglądała się wszystkim. Co niektórzy nauczyciele już wprowadzali uczniów do klas. Czasem ktoś rzucił jej przelotne, nic nieznaczące spojrzenie. Zauważyła, że uczniowie nie byli aż tak zróżnicowani, jak w szkole, do której uczęszczała w Ameryce. Zauważyła tylko paru Muzułmanów i Muzułmanek w swoich charakterystycznych chustach. Brakowało jej w tym momencie bardzo Davisa, Luisa i Nikodema i Harumi...
"I jak? Zabili cię? ;)" - Odczytała wiadomość od Kaulitza i uśmiechnęła się do telefonu.
"Tak... Jestem tu chyba jedyna czarna! :/"
"Wyjątkowa ;)"
"Szkoda, że tylko ty tak myślisz...:("
Żołądek jej się zacisnął, gdy ludzie pod salą trzydzieści jeden zaczynali się schodzić. Te dziewczyny wcale nie wyglądały miło. Nie były zbyt wyzywająco ubrane i chyba tylko dwie z nich miały obcasy i to nie takie wielkie jak Kornelia. Reszta miała baleriny lub sandałki. Nawet większość z nich nie miała makijażu, ani zrobionych paznokci ani pofarbowanych włosów. Zaczynała się czuć przy nich jak... Wytapetowana pinda. A chłopcy... Nawet całkiem przystojni. Charakterystyczny mieli styl. Wszyscy podobnie mieli wygolone boki. Wysocy, szczupli. Kornelia stwierdziła, że to są takie podróby Arthura i Adama. Mężczyzna otwierający klasę wyglądał z twarzy na bardzo surowego. Nie tak, jak pan Nadim...
Kornelia zaczekała, aż wszyscy wejdą i zajmą ławki, by czasem kogoś nie podsiąść i tym samym uniknąć dodatkowych konfrontacji z uczniami. Dlatego ostatnia zajęła miejsce w ostatniej ławce pod oknem. Czuła na sobie ich spojrzenia, ale starała się nie zwracać na nich uwagi.
"Weszłam już. Jest okropnie... :(" - Wysłała do Kaulitza. "Wszyscy się na mnie patrzą." - Dopisała.
"To tylko takie wrażenie. Skup się na tym, co mówi nauczyciel :*"
Kaulitz miał rację. Już zaczął coś mówić, a ona nie słuchała. Dlatego teraz zamieniła się w słuch. Nie mogła się skupić  na tym, co mężczyzna mówi, ale gdy przetłumaczyła sobie w głowie: "Nowa koleżanka", "Proszę"... Kornelia po chwili zrozumiała, że to o nią chodzi. Speszyła się trochę, bo wszyscy wyczekiwali jej głosu. Nie poszła na środek. Co to, to nie. Podniosła się tylko, a wyuczona regułka, przy której pomógł jej pan Kaulitz, na coś się przydała.
- Cześć. Jestem Kornelia. Pochodzę z Ameryki. Przyjechałam tutaj cztery miesiące temu, uczę się cały czas języka. Mam nadzieję, że nie jest źle i się dogadamy. - Usiadła. Była z siebie dumna, że powiedziała to wszystko bez zająknięcia. Bardzo skróciła swoją wypowiedź, ale nie sądziła, że wyszło źle.
- Skąd dokładnie jesteś? - Zapytał jakiś chłopak.
Kornelia wcale nie była przygotowana na pytania. A już myślała, że stresy ma za sobą.
- Jestem z Los Angeles.
- Wow.
- Po co tu przyjechałaś? - Zapytała jedna z dziewczyn, która była lekko przy tuszy.
- Przyjechałam tutaj do pracy. - Zaczęła kolejną część regułki. - Dostałam kontrakt w dobrej firmie i nie mogłam tego sobie odmówić. Jestem tutaj na stażu.
- Jesteś z getta? - Znowu zapytał, ten pierwszy.
- Stefan. - Skarcił go nauczyciel.
Kornelia się zaśmiała.
- Nie. Nie jestem z getta. - Teraz musiała liczyć na siebie i swoją znajomość języka. - Gdybym była z getta... Em... To nie miałabym tak dużo pieniędzy... Żeby tu przyjechać. Niemcy są bardzo drogie.
Co niektórzy się zaśmiali.
Kornelia posłała chłopakowi przyjazny uśmiech.
- Dobrze... Jeśli macie pytania do koleżanki, umówcie się po szkole. Dam wam teraz plan na jutro i chyba wszystko....
Kornelia szybko włączyła nagrywanie w telefonie. I cieszyła się, że to zrobiła. Nie usłyszała, na którą godzinę ma przyjść. Na koniec życzył powodzenia w nauce i wszyscy się rozeszli. W drzwiach napotkała Stefana, z którym ponownie wymieniła przyjazne spojrzenia, choć on wyglądał na obojętnego.
Wsiadła do auta.
- I jak? - Przyglądał się z uśmiechem dziewczynie.
- Dziewczyny się na mnie krzywo patrzyły, jakiś Stefan się mnie zapytał, czy jestem z getta i tyle... Nauczyciel z twarzy wredny i surowy i chyba rozumiałam więcej, niż zakładałam.
Kaulitz się zaskoczył.
- Z getta?
- Tak. Jestem jedyna czarna, więc nic dziwnego, że się mnie o to zapytał.
Podjechali do centrum. Zostawiła Kaulitza w sklepie, a sama poszła po jakieś jedzenie na wynos. Nie daleko była mała knajpka. Przyniosła posiłek do sklepu, ponieważ Kaulitz nie mógł ot, tak szwendać się w biały dzień po ulicach Berlina bez ochrony.
Jedli w locie, a Kaulitz zachwycał się wnętrzem.
- Wiesz... Zaczynam czuć, że cię nie doceniam...
Kornelia się nieco zdziwiła, ale i zrobiło się jej bardzo miło.
- Za mało zarabiasz i nie wiesz o tym, bo się na tym nie znasz.
- Teraz już wiem. - Machnęła logicznie widelcem, a trochę surówki spadło na błyszczącą podłogę.
Kaulitz zerknął na nią uważnie, ale nie skomentował tego, gdyż Kornelia od razu za pomocą chusteczki posprzątała, a na koniec się wyszczerzyła.
Pokręcił głową, udając, że tego nie widział.
- Wiesz, co? Powinniśmy mieć razem sesję. Nasze zdjęcia powinny tutaj wisieć, żeby wszyscy widzieli, że to twoja zasługa. Naprawdę cię nie doceniam...
- Co cię wzięło na takie... Słowa panie Kaulitz?
- Sam nie wiem. Podoba mi się tutaj. W pałacu też. Zrobiłaś mi własną salę, na której mogę robić pokazy, o tym nawet nigdy nie pomyślałem. A ja ci dałem tak mało premii... Nie doceniam cię... Czuję się z tym źle... Mam nadzieję, że się nie gniewasz na mnie za to. Ja to wyreguluje w najbliższym czasie.
Kornelia była zaskoczona.
- Panie Kaulitz... - Aż nie wiedziała, co ma powiedzieć. - Proszę nie przesadzać. Robiłam to z pana pieniędzy, nie ze swoich.
- Zajęłaś się tym. Dopracowałaś każdy szczegół. Poświęciłaś tyle czasu na to wszystko i zarazem stresu...
Kornelia się uśmiechała. Obrosła trochę w piórka. I kto by nie obrósł, słysząc takie słowa z ust Kaulitza.
- Chciałabym, żebyś częściej miał taki humor. - Wyznała z uśmiechem.
Kaulitz odwzajemnił uśmiech.
- O której te dziewczyny mają być?
- O jedenastej. Też mają rozpoczęcia.
- Rozumiem... Kiedy zaczniesz szukać sprzedawcy?
- Ja? - Zaskoczyła się.
- Tak. Przecież to ty miałaś się tym zająć. Ja ci mogę przygotować tylko umowy. - Wyjaśnił, jakby to było logiczne.
Kornelia westchnęła. Naczytała się tylu CV i listów motywacyjnych, że miała ich dosyć.
- Mogę wybrać dwie, z tych, co mam? - Zapytała po chwili.
- Zależy, czy spełniają wymagania.
- A jakie masz wymagania? - Zaskoczyła się.
Kaulitz westchnął.
- Wygląd. Doświadczenie. Komunikatywność. Wyczucie smaku, stylu. Znajomość materiałów... - Zaczął jej wymieniać na palcach.
- Pewnie. Jeszcze, żeby szyć, potrafiła i znała się na całej produkcji.
- Kornelio, proszę mnie nie lekceważyć. - Zniechęcił się. - Takie są wymagania. Sprzedawca powinien znać produkt, jego właściwości i powstanie, żeby wiedział, co sprzedaje i żeby zaspokoił ciekawskich klientów. Nie tyle, ile ciekawskich klientów, ale ludzi z kontroli. Moje ciuchy nie powstają hurtowo z maszyn. Wszystko, co wychodzi z działu szycia, jest ręcznie robione. Dlatego są bardzo dobrej jakości, dlatego mają taką cenę. Materiały sprowadzane są z różnych krajów i to nie byle jakie. I ta osoba, zanim stanie tutaj w tym sklepie, jako sprzedawca, będzie musiała być bardzo dobrze przeszkolona.
- Więc ja - zwykła ja - nie mogłabym pracować tutaj jako sprzedawca, bo nie wiem, skąd sprowadzasz materiały?
- Kornelio. Zacznijmy od tego, że ty nigdy nie będziesz tutaj sprzedawać, ponieważ nigdy ci na to nie pozwolę, choćbyś znała i wiedziała wszystko.
- Dlaczego? - Zaintrygowała się. - Nie wyglądam dobrze? Nie mam wyczucia smaku i stylu? Nie jestem przyjazna dla ludzi?
- Kornelio. Jesteś kobietą prezesa, więc nie będziesz zwykłym sprzedawcą w sklepie. - Uniósł brew, obserwując chwilę jej twarz.
- Wow. Jestem kobietą prezesa. - Przedrzeźniła, po czym się zaśmiała.
Kaulitz przyjął do siebie z dystansem jej brak kultury i również się uśmiechnął.
- Boże. O czym my w ogóle rozmawiamy? - Zmarkotniał. - Przecież ty jesteś fotomodelką i będziesz występować w reklamach. To jest największy powód do tego, że nigdy tu nie będziesz pracować jako sprzedawca. - Zaskoczył dopiero po chwili.
Kornelia zawiesiła wzrok na blondynie na dłużej. Nie mogła przeżyć, że naprawdę jest z tak przystojnym mężczyzną. 'Prezesem' - Jak podkreślił. On nawet, jak napychał sobie jedzeniem buzie, to wyglądał doskonale. Poza tym, że nawet nie wiedziała, że na twarzy miała uśmiech, to stwierdziła, że chyba powinna być o niego bardzo zazdrosna. Tyle pięknych kobiet się obok niego kręciło. Tyle modelek, że ona się chowała przy nich wszystkich. Aż można było popaść w kompleksy...
- Słucham?
- Nic. - Uśmiechnęła się szerzej, czując się przyłapana na obserwacji i kontynuowała jedzenie.
Kaulitz odwzajemnił miły uśmiech.
- Wiesz... - Zaczęła nadal z uśmiechem. - Czasami się zastanawiam, jak można być tak pięknym. To jest... Nie wiem, co to jest...
Kaulitz dziwnie na nią spojrzał.
- Wpadasz w samouwielbienie?
- Nie! - Zawołała. - Miałam na myśli ciebie! Nie siebie!
- Tak, tak. Przyznaj się Kornelio. - Uśmiechał się.
- Naprawdę nie... - Odrzekła obrażonym tonem.
- Chciałbym, żeby ten sklep był już pełny. - Odezwał się po chwili, odkładając już puste pudełko na blat kasjerki.
Tak czas im zleciał na pogawędkach i słuchaniu Kaulitza wszystkich cennych porad, do zarządzania ludźmi, że Kornelia 'obudziła się', gdy usłyszała pukanie w drzwi.
- Oh matko... Zapomniałam o nich... Muszę iść. Nie wychodź stąd. - Była zestresowana.
Wyszła na zaplecze, od razu się uśmiechając.
- Witam. - Wpuściła dziewczyny do środka. - Mam dla was świeżutką informację. Dostałam ją przed chwilą, ale zanim wam ją przedstawię, powiem o tym, czego dotyczy spotkanie. Przyglądałam się waszej pracy i po niektórych z was mogę stwierdzić jedno. Zero przyłożenia się. Chciałabym się was zapytać, czy wam się nie chce pracować? Nudzi was chodzenie po mieście?
Wszyscy pracownicy wymienili między sobą spojrzenia, ale żadne nic nie powiedziało.
- Kim. Rozdałaś chyba z dziesięć prezentów otyłym ludziom. Marka Kaulitz niestety nie robi ciuchów na takie osoby. Nie jestem za tym, żeby dyskryminować po wyglądzie, ale niestety taka jest praca. Tacy ludzie nie będą mogli przyjść tutaj i sobie czegoś kupić, a nam chodzi o pewnych klientów.
- Będą mogli podarować komuś, kto będzie mógł... - Odrzekła zniesmaczona brunetka, na swoje wytłumaczenie.
- To prawda. Masz rację, ale postarajcie się więcej tego nie robić. Dobrze?
Skinęli głowami.
- Musicie dostrzegać szczegóły, drobnostki. Tak, jakbyście to Wy decydowali o tym, kto ma przyjść do sklepu. Jeśli widzicie elegancką dziewczynę, czy dziewczynę o mocnym makijażu, dodatkach, 'trendy', to uderzajcie w nie. To samo tyczy się mężczyzn. Może być normalnie ubrany, ale może mieć jakieś modne buty, koszulkę, może i być nawet z sieciówki, ale to jest to. Jest to powierzchowne, wiem, ale na pewno podołacie. Musicie też wiedzieć to, że to nie są zwykłe ulotki z promocją pizzy, Corina. Trzy czwarte czasu spędziłaś z nosem w telefonie i rozdawaniu prezentów, jak leci. Jeśli znacie markę Kaulitz, to na pewno wiecie, że takie prezenty powstały pierwszy raz w życiu tej marki. Są wyjątkowe, dlatego sprawcie, żeby ludzie, do których podchodzicie, poczuli się wyjątkowo. Syntia, bardzo miło się uśmiechasz do ludzi, ale spróbuj też rozpocząć krótką pogawędkę. Niech oni mają świadomość, że te prezenty mają swój okres ważności, że to jest okazja, której nie można przegapić. Wzbudźcie u nich uśmiech na twarzach. Wszyscy wyglądacie bardzo uroczo i elegancko w tych koszulkach...
- Jedna dziewczyna się mnie pytała, gdzie można taką kupić. - Wtrąciła z uśmiechem, Syntia.
- No widzicie. Nie można ich kupić. Są to koszulki tylko dla pracowników Domu Mody Kaulitz. Rzucacie się w oczy. I rozdawanie na ślepo 'jakiś tam ulotek', naprawdę dziwnie jest odbierane przez ludzi, widząc takich eleganckich, pięknych ludzi. Albo jeszcze lepiej. Gdy obierzecie swój cel, podejdźcie, zapytajcie, czy podobają im się ciuchy marki Kaulitz. Jeśli odpowiedzą, że tak, podarujcie prezent, nie urywając rozmowy.
- A jeśli nie? - Zaśmiał się Olly.
- Jeśli nie, to spróbujcie ich przekonać do zakupu. A prezent będzie pierwszym ich krokiem, żeby mogli się skusić. Dostaliście kartki z informacją o produktach marki Kaulitz. Wykorzystajcie je. Powiedzcie, że są to ciuchy ręcznie wykonane. No... Wszystko można powiedzieć, mając takie szczegółowe informacje. - Popatrzyła po nich wszystkich.
Już się uśmiechali.
- No dobrze. Chciałam wam przekazać jeszcze informację, którą dostałam przed chwilą. Będą wolne miejsca pracy na stanowisku sprzedawcy, jak się domyślacie, miejscem pracy będzie ten sklep. Będą cztery wolne miejsca, po dwie osoby na każdą ze zmian. Praca na pewno będzie od poniedziałku do piątku, co z weekendami, jeszcze mi nie wiadomo, tak samo, jak jeszcze nie znam godzin pracy, ale chciałam, żebyście o tym wiedzieli, bo być może któreś z was będzie chętny do zaaplikowania. Dla nas będzie to też dobre, bo już poniekąd się znamy. - Uśmiechnęła się.
Dziewczyny wyglądały na podekscytowane.
- Ja będę chciała.
- Ja też.
- Ja. O ile będzie można pracować w weekendy. - Odrzekła Kim.
- No właśnie. - Potwierdziła Syntia.
- Jak będę wiedzieć, coś o weekendach, na pewno wam przekarzę.
- Ja mogę na cały etat, studiuje zaocznie, więc dla mnie nie ma problemu, o ile będzie to umowa o pracę. - Zawiadomiła Olena.
- Ja tak samo. - Odrzekł Olly.
- Na pewno będzie to umowa o pracę. Pan Kaulitz nie bawi się w inne. A roznoszenie prezentów jest wyjątkiem.
- No ja bym mogła przychodzić codziennie na szesnastą. Bo najdłużej mam lekcję do piętnastej dwadzieścia. - Odezwała się Syntia, a Kim przytaknęła głową.
- Cieszę się, że jesteście chętni. Nie zbędne będzie wam teraz przyłożenie się do teraźniejszej pracy. Pan Kaulitz wymaga wysokiej kultury osobistej, uprzejmości i wyczucia smaku. Dlatego od razu powiem, że może zaoferować współpracę z wami, ale nie musi. Po rozdaniu prezentów spotkamy się. Mam nadzieję, że skończycie to do dzisiejszego wieczora i mam nadzieję, że poznam szczegóły pracy w sklepie. Może być tak, że nie którzy z was dostaną umowę na dniach. Zależy to też poniekąd od waszych starań i waszego wcześniejszego doświadczenia w pracy. Na nowo przejrzę wasze cv, już pod kątem stanowiska sprzedawcy.
Dziewczynom już nie znikał uśmiech z twarzy. Czuła, że teraz każda z nich myśli, że to będzie na pewno ona.
- Co, jeśli nie miało się doświadczenia w sprzedaży, a jednak chciałoby się rozpocząć pracę w sklepie? - Dopytała Syntia. - Na starcie jest stracony?
Kornelia się uśmiechnęła szeroko.
- Oczywiście, że nie. U ciebie akurat rzuca się bardzo mocno w oczy twój śliczny uśmiech. Masz bardzo miłą twarz, przez co dużo ludzi, których zaczepiłaś, miało uśmiech na twarzy i wyglądali na rozluźnionych. To jest twój bardzo duży atut i punkt więcej, by dostać tę pracę. Niestety ja nie decyduję o zatrudnionych ludziach. Robi to, kto inny. To, co ja mogę zrobić, to polecić któregoś z was, poza tym, tylko przekazuję wam informację, to, co wiem i mogę powiedzieć teraz tylko tyle, że macie być dobrej myśli.
- Super. - Cieszyła się blondynka i aż uścisnęła ramię Kim.
- Sądzicie, że wyrobicie się do godziny osiemnastej? Dużo wam zostało?
- Połowa... - Odrzekli zgodnie.
- No dobrze. Postarajcie się rozdać wszystkie, jak najszybciej i o godzinie osiemnastej zapraszam was tutaj z powrotem.
- Mogę zapytać o coś jeszcze? - Szczerzyła się Syntia.
- Proszę.
- Będzie jakaś możliwość spotkać, choćby przypadkiem pana Kaulitz w sklepie?
Wszystkie dziewczyny wybuchły śmiechem. Kornelia, choć nie chciała, też się zaśmiała.
- No co!? Każda z was o tym gada, a żadna nie zapyta. - Syntia się zawstydziła.
- Syntia, dziewczyny. Nie mogę was zapewnić, że go spotkacie w sklepie, ale myślę, że jest dziewięćdziesięciodziewięcio procentowe prawdopodobieństwo, że tak. Pan Kaulitz lubi niezapowiedziane wizyty, bo tylko w takich wizytach może zobaczyć, jak jego pracownicy pracują. I raczej nigdy nie są to wizyty bardzo przyjazne. Są to wizyty służbowe.
- Ale można? - Cieszyła się.
- Tak. Można go spotkać. - Śmiała się pod nosem. - Dobrze. Lećcie do miasta i widzimy się o osiemnastej.
- A jak któraś skończy szybciej?
- To i tak na osiemnastą. Mnie nie będzie cały dzień w sklepie, będę w pałacu dowiadywać się szczegółów umów. Będę na was czekać o osiemnastej.
- A jeśli ktoś się nie wyrobi?
Kornelię zaczęły irytować ich pytania, ale cierpliwie, miło się uśmiechała.
- Macie do mnie numer telefonu. Wtedy proszę o kontakt i postaramy się to rozwikłać.
- Możemy zrobić sobie przerwę na jakieś jedzenie? - Zapytała Kim.
- Oczywiście, że tak. Pół godzinną. Jest to napisane w umowie. Jakieś jeszcze macie pytania?
Wymienili się spojrzeniami.
- No dobrze. To idźcie, bo macie coraz mniej czasu. Do zobaczenia o szóstej.
Gdy upewniła się, że na pewno sobie poszli, wróciła do Kaulitza, który od progu darzył ją szerokim uśmiechem.
- Podsłuchiwałeś. - Nawet nie zapytała. Od razu to po nim widziała.
- Bardzo dobrze sobie radzisz panno Millian. Jestem po raz kolejny pod miłym wrażeniem. Choć. - Zaznaczył. - Uważam, że jesteś zbyt miła. A bycie miłym powodować może brak dystansu, a za tym idą...
- Wiem, wiem... - Przerwała mu. - Ale one się tak cieszą, że sama się cieszę, że one się cieszą. Zwłaszcza gdy usłyszały o pracy sprzedawcy.
- Masz kogoś na oku, którego byś mogła polecić?
- Tak. - Uśmiechnęła się. - Dwie blondynki, brunetkę i Olly'ego. Ten chłopak cały czas milczy, ale ma takie same bystre oczy, jak Adam. Na rozmowie był bardzo stonowany. A w grupie nie odzywa się nieproszony i wcale nie mówi głupot. Taki poważny jest. No i jest wysoki, schludny... I nie zwróciłabym na niego uwagi, idąc ulicą. Zwykły chłopak umiejący się zachować. Olena jest tą blondynką, a Sarah, brunetką. Obydwie są wysokie, zgrabne i mają ładne uśmiechy. Drugą blondynką jest Syntia. Jest nieco wyższa ode mnie, jej blond jest naturalny, ma takie świderki na włosach, jak makaron. Jest trochę grubsza, ale ma przemiłą, przyjacielską twarz. No i jest bardzo otwarta.
Kaulitz chwilę się zastanawiał.
- Tylko że Syntia uczy się jeszcze. Jest w ostatniej klasie i może pracować tylko od szesnastej i w weekendy, jeśli takie będą.
- Na pewno będą. Jest pełnoletnia?
- Tak. Przecież nie wybrałam, żadnej niepełnoletniej.
- To dobrze. No cóż. Chodźmy zobaczyć, jak pracują po twoim wykładzie.
Kornelia poczuła w jego słowach dziwny przekąs.
- Coś źle powiedziałam?
- Oczywiście, że nie. Jesteś szczegółowa, to mi się podoba. - Objął ją przelotnie w pasie i złożył na jej ustach buziaka.
- Uczę się od najlepszych. - Odrzekła po chwili już do jego perfekcyjnie prostych pleców.
- Cieszę się. - Zerknął na nią przez ramię z uśmiechem.
Zamknęła zaplecze i ruszyli. Kaulitz bardzo komentował każdego z pracowników. Żadne z nich nie chciałoby nigdy usłyszeć, co mówił, zwłaszcza że chyba dziewczyny były jego fankami. Kaulitz miał wielką radość z przyglądania się dziewczynom. Jak odrzekł:
- Czuję się jak tajny detektyw. Już dawno nie robiłem takich głupot...  - Był zachwycony. Przez co Kornelii uśmiech nie schodził z twarzy.
- Spójrz. Olly podchodzi prawie do samych par.
- Dobrze. Rozdaje po dwa. Szybciej mu idzie.
- Dobra taktyka. Dziewczyna będzie namawiać teraz chłopaka, żeby kupił jej sukienkę, a ten jej nie zniesie i to zrobi, żeby mieć spokój.
Zaśmiali się.
- Oj tak... Wszystkie dziewczyny traktują swoich chłopaków jak bankomaty.
- Nie wszystkie! - Zawołała z pretensją. - Ja ciebie tak nie traktuję.
- Ty może nie, ponieważ sama masz dużo pieniędzy.
- Ta... - Przypomniało się jej właśnie, że wcale nie ma dużo pieniędzy... - Gdybym nie miała i tak bym cię tak nie traktowała... - Dodała w celu obrony swej godności.
Kaulitz nie skomentował tego, wczuwał się w rolę detektywa i to naprawdę. Natomiast Kornelia obserwowała Kaulitza. Nie miała pojęcia, skąd u niego dzisiaj całodniowy dobry humor, ale pragnęła, żeby został już taki na zawsze.
- Ładnie wyglądają w tych koszulkach. Podobają mi się one...


CDN

Komentarze

  1. Rzeczywiście, odcinek bardzo lekki i przyjemnie się go czytało. Super, że Bill chociaż raz w tym opowiadaniu ma dobry humor i na nikogo nie krzyczy ani się nie czepia. Szkoda, że nie może tak być przez cały czas. Może na starość nie będzie miał takich zmarszczek.
    Jestem ciekawa, kogo w końcu zatrudnią na stanowisko sprzedawcy w sklepie.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

3. Życie za życie

50. Wyzwanie - Dorosłość

41. Niepewna bliskość