18. Fatalny bieg

Uf... Już myślałam, że się nie wyrobię. Dziś nie przedłużam, choć ponawiam apelację, co do komentarzy. Liczę na nie cały czas, bardzo. :)

Zapraszam :*


18


Fatalny bieg


"Inaczej było prowadzić życie, niż biznes i słowo 'inaczej' na pewno znaczy tyle, co 'trudniej'."


Zadzwonił do niej. Widział, jak wyciąga telefon, ale te dziewczyny jej go zabrały. Natychmiast się rozłączył, uznając to za najbardziej głupi pomysł, na jaki wpadł w ostatnich miesiącach... Zadzwonienie do Tobiasa nie sprzyjało, zanim by przyjechał, byłoby już po wszystkim. Nie wiele myśląc, zawrócił auto. Cóż... Inaczej było prowadzić życie, niż biznes i słowo 'inaczej' na pewno znaczy tyle, co 'trudniej'...
Syntia dostała w twarz od jednej z tych dziewczyn, za to, że się wstawiła. Kornelia nie mogła na to pozwolić. Wcisnęła Syntii swoją torbę i popchnęła tę dziewczynę, wypuszczając na wolność ambicję i chowając w kieszeń etykietę.
- Jeśli macie coś do mnie, to walcie do mnie, a nie do innych! - Zawołała wściekła, popychając główną dziewczynę. Zrobiło się kółko.
- So-lo! So-lo! So-lo! - Zaczęli wołać chłopacy, a dużo dziewczyn włączyło aparaty telefoniczne.
Napastniczka chciała się rzucić na Kornelię, ale Syntia podłożyła jej nogę i spotkała się z ziemią.
Kaulitz zatrzymał się pod bramą, ale widząc nauczycielkę wybiegającą z budynku, trochę się uspokoił.
Wszyscy buchnęli śmiechem na widok leżącej na betonowych płytach dziewczyny.
- Co tu się dzieje!? - Wpadła jakaś nauczycielka. - Proszę się rozejść! Co tu jest grane!?
- One się rzuciły na Kornelię. - Zawołała Syntia.
- Za mną! Do dyrektora!
- Ona ma mój telefon. - Zawołała Kornelia. Nie ruszyłaby się bez niego nigdzie. Miała na myśli tylko jeden strach "Kaulitz by mnie zabił!"
- Oddaj jej telefon.
- Nie mam go!
- Oddaj jej! Zabrałaś jej go! - Wołały koleżanki Syntii.
- Nie mam żadnego telefonu!
- Mam nagrane, jak wyrywasz jej telefon z rąk!
- Oddaj jej telefon! Natychmiast! - Zawołała stanowczo nauczycielka.
Napastniczka wyciągnęła przedmiot z kieszeni i jej rzuciła. Kornelia w ostatniej chwili go złapała.
- A teraz za mną, obydwie!
Syntia oddała Kornelii torebkę.
- Szmata. - Napastniczka zmierzyła czarnowłosą po drodze. - Zapłacisz mi za to...
Kornelia nie zareagowała na zaczepkę, choć sama miała ochotę jej podłożyć nogę. Nie mogła wytrzymać, zrobiła to, udając, że się zachwiała na schodach. Ta spadła na cztery łapy, a Kornelia przyśpieszyła dwa schody. Znowu rozległ się śmiech ludzi za nimi idących, przez co nauczycielka odwróciła się za siebie.
- Co ty robisz!? - Wrzasnęła na nią zdenerwowana.
- To ona mi podłożyła nogę!
- Nie? Idę tuż za panią. - Wyjaśniła spokojnie.
Ruszyły dalej, a Kornelia się wrednie do niej uśmiechnęła.
- Co się dzieje? - Zapytał mężczyzna, znacząco od razu patrząc na Kornelię.
- Ona mnie zaczepiała i wyzywała, że jestem nikim. - Odezwała się pierwsza Napastniczka.
Kornelia aż otworzyła usta z zaskoczenia.
- To nie jest prawda! - Zawołała oburzona. - To ona mnie zaczepiła. Jest rasistką, powiedziała do mnie, że jestem czarną szmatą!
- Nie kłam! Nic takiego nie powiedziałam! - Zawołała dziewczyna.
- Uspokójcie się. - Burknął dyrektor.
- Dziewczyny mają nagrane to wszystko, co do mnie mówiła. Jej koleżanka uderzyła Syntię w twarz, za to, że się za mną wstawiła.
- Proszę mi przyprowadzić Syntię i tę drugą dziewczynę. - Odrzekł do nauczycielki.
Po chwili zjawiły się we trzy. Koleżanka Syntii pokazała cały filmik.
Kaulitz nie mógł wysiedzieć w samochodzie, wiedząc, że jego dziewczyna, może przez niego ma problemy. A wspomnienie swojego dzieciństwa, tym bardziej nie pozwoliło mu stać w miejscu.
- Jak ja nienawidzę szkoły. - Syknął do siebie z jadem.
Wysiadł z auta i ruszył do budynku, gniotąc mocno w dłoni kluczyki od samochodu. Miał ochotę zabrać stąd Kornelię i nigdy już tu nie wracać, i z takim zamiarem wszedł do szkoły. Lekcje się już zaczęły, dlatego nie musiał się obawiać napadu. Bez pukania wszedł do gabinetu dyrektora. Wszyscy w jednej sekundzie zwrócili na niego wzrok.
- Kornelio proszę za mną.
Kornelia zgłupiała, ale wykonała rozkaz, powoli podnosząc się z krzesła.
- Zaraz. Chwila. - Odrzekł zaskoczony dyrektor. - Proszę zaczekać za drzwiami. Rozwiązuję...
- Nie obchodzi mnie to, co pan robi. - Odrzekł zdenerwowany blondyn. - Jeśli nie umie pan zapanować nad własnymi uczniami, to nic tu po nas. A ty młoda panno, pożałujesz tego, że podniosłaś na nią rękę. - Zwrócił się do dziewczyny.
- Nie uderzyłam jej! - Zawołała przerażona, tonem pokrzywdzonej.
- Nie? Co innego widziałem.
- Wcale nie! Powiedz, że tego nie zrobiłam! - Szturchnęła koleżankę.
- Ona ją tylko lekko popchnęła. Nie uderzyła jej. - Wyjaśniła również spanikowana koleżanka.
- Proszę o spokój! Co pan wyprawia!? - Zawołał dyrektor.
Kornelia nie umiała ogarnąć tej sytuacji. Była w szoku tym całym zajściem.
- To ona mi podłożyła nogę na schodach! O mało co sobie nie rozwaliłam głowy! - Zarzuciła.
- No i dobrze. Podłożyłbym ci nawet dwie. Wychodzimy. - Syknął.
Kornelia wyszła stamtąd.
- Zaraz! Chwila! - Zawołał dyrektor. - Kornelia ma lekcje!
- Kornelia nie ma lekcji. Od dzisiaj nie jest pańskim uczniem. Do widzenia.
Szła za Kaulitzem przez korytarz. Czuła jego złość, ale nie wiedziała, czy to na nią on się złości, czy na nich... W każdym razie wolała na razie milczeć. Wsiedli w auto i odjechał z miejsca z piskiem opon. Kornelia nie wytrzymała. Popłakała się, czując się już w miarę bezpiecznie, a zarazem odczuwając tę presję wychodzącą z Kaulitza milczenia i złości. Blondyn zerknął na nią, nadal z brwiami wygiętymi w złość. Skwasił się i po chwili złapał jej dłoń i ją uścisnął.
- To był cholerny błąd, żebyś szła do takiej szkoły... Dlaczego mnie nie słuchałaś?! - Zawołał i westchnął po chwili. - Nie płacz już...
- Wystraszyłam się ich... - Wyjąkała.
- Wierzę ci... Już tam nie wrócisz.
- Syntia dostała za mnie w twarz...
- Trudno. Ważne, że tobie nic nie jest. Jutro mamy wywiady.
- Jak możesz tak mówić!? Wstawiła się za mną! Inne dziewczyny też! Gdyby nie one, to by mnie pewnie pobiły!
- No to dobrze, że się wstawiły... Na twoje szczęście. - Nie rozumiał. On by się cieszył, gdyby jego nowo poznani koledzy się za nim wstawili.
- Oni  to wszystko nagrywali... Pewnie wrzucą to w sieć... Jaki wstyd...
- Zajmę się tym... - Mruknął na wydechu.
- Ona do mnie powiedziała 'czarna szmato'...
Ścisnął mocniej kierownicę, nie mogąc znieść tej chorej sytuacji, która narobiła tyle niby błahych problemów, ale jakże istotnych w jego życiu, a teraz i jej życiu.
Zaparkował pod domem.
- Chodź... - Przygarnął dziewczynę do siebie i mocno ją do siebie przytulił. Głaskał ją po plecach, gdy sam nie mógł wytrzymać ze swoimi nerwami.
- Naprawdę byś podłożył jej dwie nogi? - Przypomniała sobie, gdy już napoiła się w miarę jego bezpiecznymi ramionami.
- Tak. Trzy, a nawet pięć, gdybym miał.
Kornelia się zachichotała i odsunęła się od niego. Kaulitz otarł jej łzy i złożył na jej ustach małego buziaka.
- Nie pozwolę cię krzywdzić. - Pogłaskał ją po policzku.
Kornelia się uśmiechnęła lekko. Sama złożyła na jego ustach pocałunek.
- Dziękuję, że mnie stamtąd zabrałeś.
- Nie miałem innego wyjścia... Chodź. Muszę wykonać parę telefonów.
Gdy weszli do domu, Kaulitz natychmiast zadzwonił do Toma i opowiedział mu całą sytuację, na koniec karząc mu, żeby powstrzymał media od udostępnienia tego filmu.
- Nie sądzisz, że to przesada? Kornelia nie jest aż tak sławna, żeby oglądał to cały świat.
- Nie długo będzie sławna, a to zniszczy jej reputację.
- Jak dla mnie trochę przesada...
- Już to udostępnili... - Zawyła Kornelia, widząc Instagrama. - Oznaczyli cię przy tych postach...
- Oznaczyli mnie przy...
- Słyszałem.
- Przez to i ja będę mieć problemy! Proszę cię, żebyś natychmiast coś z tym zrobił. Daj mi znać. - Mówił zdenerwowany.
- Okay... - Westchnął Tom.  - A powiedziałeś jej już o pokazie?
- Nie. Zrobię to na pokazie.
- Co? Oszalałeś chyba! - Zawołał zaskoczony.
- Zajmij się tym, proszę. Muszę kończyć. Widzimy się jutro. Pa. - Rozłączył się.
Minęło parę godzin, nim filmy zniknęły z portali społecznościowych. Kornelia już dawno była z panem Kaulitz w pałacu. Musiała się zwierzyć Adamowi z zajścia, który, jak poznał szczegóły, przeraził się, jednakże pocieszył ją jak zawsze. Przytuliła się nawet do niego. Dzisiaj była całkiem rozczulona. Pomagała Kaultzowi w wielu sprawach. Obejrzała nawet z Adamem przy kawie i ciastku katalog. Zrobiła zdjęcie okładki i wstawiła na swój profil. "AWWW!!! JUŻ JEST! Dziękuję całemu @kaulitzfashionhouse :* <3 " To się dopiero zaczęło. Zaczynała się jej zapełniać skrzynka z wiadomościami, ale ona odczytała tylko to od Syntii.
"Wszystko w porządku? Jest mi przykro, że cię tak potraktowali. Pokłóciłam się z dziewczynami, gdyby nie rozgadały całej szkole, że jesteś od Kaulitza, byłoby wszystko w porządku. Ta menda dostała naganą z zachowania za to, że użyła wobec ciebie słów rasistowskich. A Bill? Jestem dumna, że tak postąpił! Nie sądziłam, że z niego jest taki heros. <3 Wydał mi się bardzo kochany. Cała szkoła teraz mówi o tym, że jest twoim wybawcą, haha."
Druga wiadomość:
"Sorry za te filmiki. Mówiłam, że nie mają ich wrzucać w sieć, ale nikt nie słuchał... Przynajmniej widać tam, że to nie z twojej winy, to wszystko było."
"Ktoś jednak zablokował te filmiki! Nie musisz się już martwić! Wszystko jest okay!"
"Wow! Ja też chcę taki katalog! <3 "
Kornelia uśmiechnęła się. Stwierdziła, że musi się jakoś odwdzięczyć tej dziewczynie za wstawienie się za nią. Jeszcze nie wiedziała jak, ale musiała to zrobić.
- Jak mam się odwdzięczyć Syntii za to, że dostała za mnie w twarz?
Adam buchnął śmiechem.
- Jak to brzmi!? Haha... Nie wiem. Jest fanką Kaulitza?
- Tak.
- To daj jej zdjęcie z jego autografem. - Wzruszył ramieniem.
- 'Jego autografem'? - Kaulitz wszedł do holu głównego i podszedł do ich stolika, karcąc żartobliwie wzrokiem Adama. Ten się od razu poprawił do prostej pozycji, czując zapaść pod ziemie.
- Pana autografem. - Poprawił się szybko.
Kornelia się zaśmiała.
- Kup jej Mercy. - Rzucił do Kornelii Kaulitz, zwijając w dłoni już zwinięty duży rulon. - Jak katalog? - Przysiadł się. - Po proszę kawę. - Rzucił do bufetowej.
- Jest boski. - Przytuliła go do siebie. - Oprawię go sobie w ramkę.
- Spójrz na to. - Podał jej w końcu rulon.
Kornelia już uśmiechnięta i zaciekawiona wzięła od niego śliski, sztywny papier. Musiała wstać, żeby zobaczyć, co to jest. Format był duży.
- OMG! - Zawołała na widok tak wielkiej okładki katalogu. - Ja chcę taki do domu!
- Weźmiesz sobie jeden. Jeden zawiśnie w sklepie, drugi będzie tutaj. Niestety nie zrobiłaś żadnej gabloty na takie rzeczy... - Rozejrzał się.
- Nie sądziłam, że będzie pan chciał wieszać takie rzeczy!
- Każdy, kto tu wejdzie, ma widzieć, że jest nowy katalog z nową kolekcją. Katalogi trafią do Empiku na razie tylko w Niemczech, Francji i we Włoszech.
- Tylko!? - Zaskoczyła się. - To aż!
Kaulitz się uśmiechnął.
- Cieszę się, że poprawił ci się humor Kornelio.
- Mam ochotę krzyczeć ze szczęścia! I wytulić pana. - Ściskała w ramionach katalog.
Adam się zaśmiał.
- Więc chodź. - Kaulitz rozłożył ręce.
Kornelia się wyszczerzyła, odłożyła katalog i podniosła z miejsca, wtulając się w jego ramiona. On się nie podniósł, żeby nie było to takie oficjalne.
- Oh! Jak słodko wyglądacie! - Zawołała pani Barbara, schodząc ze schodów.
Kornelia się wyszczerzała.
- Widziała pani? - Odsunęła się od Kaulitza i zaprezentowała jej plakat.
- Wow! Musicie go gdzieś tu powiesić. Pięknie wyglądasz. - Zawołała z uśmiechem.
- Nie wiadomo gdzie...
Podeszła do nich i od razu poklepała Adama po ramieniu.
- Adaś coś na pewno wymyśli. Po proszę małą kawę. - Rzuciła do pani Rotensie. - Mogę się do was przysiąść?
- Pewnie. - Uśmiechnęła się Kornelia.
- Ahh... Panie Kaulitz, dał nam pan tyle roboty, że... - Pokręciła głową z westchnieniem, zabierając się do obejrzenia katalogu.
- Coś nie tak? - Kaulitz uniósł brew.
- Niee... Tak nie mogłyśmy się doczekać nowego życia firmy, że teraz mamy ręce pełne roboty...
- Mówiłem, że tak będzie pani Barbaro. - Przypomniał Kaulitz, unosząc powalająco swą brew.
- Wiem, wiem. Przecież nie narzekam. W piątek dostaniemy zapłatę. Już dawno nie było takiego wydarzenia w naszej firmie. Wszyscy się bardzo ekscytują. ...Piękne zdjęcia. Widać, że poziom jakości się podniósł. Ten Tom to takie zdolne dziecko... - Przeżywała.
Kornelia się zaśmiała.
- Lubi pani Toma?
- A jak... To jest złota rączka. Mam nadzieję, że będzie na pokazie. - Zerknęła na Kaulitza.
- Będzie już dzisiaj. Jutro macie wolne. Z samego rana będzie tu ekipa z Fashion. A dzisiaj proszę oglądać telewizję Fashion o godzinie osiemnastej. Jest premiera filmu, który przedstawia nową kolekcję.
- I ja dopiero teraz się o tym dowiaduje? - Zaskoczyła się. - Telewizję na pewno będę oglądać! Ale pierwsze słyszę o wolnym czwartku.
- Chyba że chce pani przyjść do pracy. To bardzo proszę.
- Nie, nie, nie... I tak już siedzę tu po godzinach. - Zerknęła na niego znacząco. - To wypełnianie papierów jest żmudne. Nie podoba mi się to.
- Z raportów z tego, co widziałem, to przyśpieszyliście pracę.
- A jak? - Poruszyła się. - Jak ja widzę, że tyle wszystkiego się dzieje, to obawiam się, że zostanie pusty magazyn, zanim skończymy, tak się wszystko sprzeda. Zresztą nie bez powodu zostaję po godzinach, żeby praca szła szybciej.
- Cieszę się, że mam takiego ambitnego pracownika. - Uśmiechnął się szczęśliwy Kaulitz.
- Jak zobaczyłam pana obliczoną normę dzienną, to się pół godziny zastanawiałam, skąd pan to wszystko wziął. - Mówiła z ironią.
Kaulitz się uśmiechnął szeroko i triumfalnie.
- Ważne jest, żebyście się wyrobili. Chcę ruszyć z kolejną kolekcją jesienną, musimy się wyrobić. Zaraz będzie zimowa, wiosenna i znowu letnia...
- Pewnie! Zaraz będzie znowu jesienna. Czemu nie? My krawcowe się nie męczymy wcale. My jesteśmy robotami. - Mówiła z lekką ironią, robiąc przy tym identyczną minę.
Adam z Kornelią buchnęli cicho śmiechem, ale Kaulitz też się zaśmiał.
- Pani Barbaro, jeśli się pani nie wyrabia, to będzie potrzebna jeszcze jedna para rąk do pracy.
- Jeśli będzie taka sprzedaż, jak pan zakłada i wymyśli sobie pan jeszcze kolekcję halloweenową i sylwestrową, walentynkową, plażową i jeszcze nie wiadomo co, to będzie pan musiał dać drugą taką ekipę. Teraz jest ciężko, dziewczyny klną, a tu jeszcze nic, przecież. Pakowacze, zamiast pakować, to nam pomagają przy cięciu materiałów.
Kaulitz pogładził się po swym zaroście.
- Wezmę to pod uwagę. - Oświadczył po chwili poważnym tonem.
- I to jak najszybciej. Jak ruszy sklep, jeszcze te prezenty, kompletne czterysta sztuk nawet nie jest gotowe. Jest zrobione około dwustu pięćdziesięciu całych kompletów. To jest jedna czwarta całego zlecenia. Robimy to już miesiąc. Nie wyrobimy się z terminem, to jest pewne. Chyba że siedzielibyśmy tu od rana do nocy.
- To nie jest możliwe, żeby zajęło wam to jeszcze trzy miesiące. Obliczyłem, że zajmie wam to jeszcze dwa miesiące.
- Na jakich podstawach się pan opierał, wyliczając to?
- Na takich, na których powinienem. Pierwszy miesiąc wypadł słaby, ale to był pierwszy rzut, im dalej, będziecie mieli już wprawę, więc będziecie robić każdą rzecz szybciej.
- Gdyby się robiło jedną rzecz od początku do końca. - Zaznaczyła. - Nakazał pan, robić całymi kolekcjami, tak trudno dojść do wprawy. Jest czterdzieści sześć kreacji. W tym jest siedemdziesiąt osiem różnych ciuchów. Lepiej by było, gdybyśmy zajęli się jedną kreacją, zrobili ją od początku do końca i tak po kolei. Wie pan, że to jest jedna z większych kolekcji.
- Nie może tak być pani Barbaro. Jeśli zajmiecie się jedną rzeczą, a klienci wykupią inną rzecz, nie będę miał zabezpieczenia.
- No rozumiem, więc możemy podzielić to na dni. Pięć dni robimy pięć różnych kreacji, następne pięć - kolejne pięć innych i tak dalej.
- No dobrze... Mogę na to przystać, ale jeśli macie taki problem to przyjdziecie jutro normalnie do pracy. A jeśli będzie taka potrzeba, to będziecie chodzić do pracy parę sobót, a ja po pokazie będę szukać więcej rąk do pomocy. W poniedziałek zrobimy zebranie, a od pani chciałbym wiedzieć, w czym jest największy problem i ile rąk więcej, by pani potrzebowała, żeby wyrobić się w terminie.
Kornelia z Adamem mieli pełne głowy informacji. Wymieniali się tylko wzrokiem.
- Ja bym chciała zarezerwować pięćdziesiąt sztuk tych ciuchów, które nie będą brały udziału ani w sklepie, ani...
- No właśnie. - Przerwała Kornelii pani Barbara. - To wszystko, co zrobiliśmy, pójdzie na sklep. A wiadomo, że szybciej się sprzeda przez internet.
Kaulitz już nie był od dłuższego czasu uśmiechnięty.
- Kontynuuj. - Zwrócił się do czarnowłosej.
- ...Które nie będą brały udziału ani w sklepie, ani w sklepie internetowym. Chcę się zająć klientami specjalnymi. To jest to, o czym rozmawiałam z panem wcześniej. - Dokończyła przypomnienie, czując po kościach, że przypomniała to właśnie Kaulitzowi, który jeszcze nic z tym nie zrobił...
- Jakie masz zamiar użyć do tego ciuchy?
- Te uniwersalnie wyglądające. Na przykład ta bluzka... - Otworzyła katalog i wskazała konkretną z kreacji złotej marynarki.
Kaulitz się zaskoczył.
- Ona nie jest zbyt tania. Ma drogi materiał. - Skwasił się lekko, nadal gładząc swój lekki zarost.
- Ojej. I tak zarobi pan więcej na pokazie. Fashion ma przyjechać, więc zwróci się panu za pięćset takich bluzek.
Kaulitz się uśmiechnął lekko. Chciałby, żeby jej słowa mówiły o realnej niedalekiej przyszłości.
- Jeśli będzie mniej klientów specjalnych, no to mniej wezmę. - Wyjaśniła. - Pójdę na dział sprzedaży po wykaz takich klientów i będę znać konkretną liczbę. To samo tyczy się płci męskiej. - Przeszła w katalogu na dział męski, bez par. - Tutaj nie wiem, jakie koszule...
- Chcesz porozsyłać za darmo klientom ciuchy? - Odezwała się w końcu oszołomiona pani Barbara.
- Tak. Klientom specjalnym, takim jak przeróżne gwiazdy, celebryci i tym podobne. Oni robią największą reklamę. - Odrzekła pewnie już zawczasu, żeby nie słyszała sprzeciwu, czy wyśmiania. Ton okazał się przydatny. Zabiła kobietę pewnością wypowiedzianych słów i nie skomentowała tego.
Kaulitz sam wziął katalog i wybrał koszule.
- Dorobi pani na wczoraj pięćdziesiąt tych koszul i tych, które wskazała Kornelia.
- Nie wydaje się panu to za zbytnio oklepane? Co, jeśli im się to nie spodoba?
-To jest raczej mało ważne. Ważniejsze jest to, że będą się czuć wyjątkowo z tego powodu, że Taki Dom Mody o nich nie zapomniał. Dzięki czemu Dom zyska większy szacunek i popularność, a jeśli im się nie spodoba, będą mieli w paczce katalog, w którym będą mogli na pewno coś dla siebie znaleźć i na pewno to zrobią, żeby się odwdzięczyć za pamięć. Teraz jest to na topie, wystarczy wejść w sieć, na profil jakiegoś celebryty i zobaczyć zdjęcie, jakim się chwali, iż to właśnie On dostał; specjalnie od jakiejś firmy paczkę tylko dla niego. - Wyjaśniła szybko Kornelia, aż sama się zdziwiła, że ani razu się nie zająknęła. Zależało jej po prostu na tych prezentach i gdyby Kaulitz się rozmyślił przez panią Barbarę, to czułaby ogromny zawód...
Pani Barbara dopiła kawę i się podniosła.
- Dobrze. Muszę wracać do pracy. - Odrzekła z lekką pretensją. - Jeśli takie pomysły wam w głowach.
- Pani Barbaro. - Zwrócił uwagę Kaulitz.
Pani Barbara pokręciła głową.
- Teraz to musi pan zatrudnić kogoś jeszcze. Nie widzę innego wyjścia. - Rozłożyła ręce. Już nie była taka w humorze, z jakim do nich dołączyła.
- Zajmę się tym. Powiedziałem już raz.
- Będę wdzięczna. - Odeszła.
- Wkurzyła się na mnie...? - Zapytała cicho, gdy kobieta odeszła. Zmartwiła się.
- Nie obchodzi mnie to, czy się wkurzyła na ciebie Kornelio, czy nie. Zgadzam się z tobą. Cieszę się, że uczysz się trzymać własnego zdania. - Puścił jej oczko, przez co cieszyła się, że ma ciemną skórę, gdyż czuła, jak policzki jej się rozgrzewają.
- A ty się zgadzasz? Robią tak niektóre firmy. - Zerknęła na Adama.
- Pewnie, że tak. - Adam trochę zgłupiał. Nie sądził, że jego głos w takich sprawach jest ważny. - Pani Barbara nie siedzi w sieci, więc nie wie takich rzeczy. Jeśli mogę, to chciałbym ci pomóc w tym, no i jeśli chcesz. Lubiłem pakować paczki.
Wymienił się uśmiechami z Kornelią i zerknęli na pana Kaulitz.
- Zgadzam się. Będzie szybciej i będę miał pewność, że wyglądają idealnie. Ma pan w pakowaniu niemałe doświadczenie.
Adam się wyszczerzył.
- A wypłatą się podzielicie. - Dokończył i również dopił kawę, wstając od stolika. - I powiesi pan ten plakat gdzieś.
- Nie wiem, gdzie?
- Tak, żeby ładnie się prezentował. A panna Millian idzie natychmiast po wykaz klientów specjalnych, bo jutro biura są nieczynne.
Odszedł od nich.
- Wkurzył się na panią Barbarę... - Odrzekł cicho Adam.
- Zbiła mu trochę... - Przyznała cicho Kornelia. - A był taki szczęśliwy, jak tu przyszedł... - Westchnęła.
- Tak. Już myślałem, że ja będę mógł się do niego przytulić.
Kornelia zerknęła na niego uważnie, a on się wyśmiał głośno.
- Chcesz się do niego przytulić? Mogę mu powiedzieć. - Poruszyła brwiami.
- A ta! Oszalałaś! - Wstał od stolika. - No i gdzie ja mam to powiesić? Na sufit? - Rozglądał się.
- Powieś to na recepcję. - Wtrąciła rozśmieszona całą rozmową pani Rotensie.
- Gdzie? Na blat? - Z ironizował.
- Pod. Na tę ścianę. - Wskazała palcem.
Adam przymierzył plakat...
Kornelia poszła na dział sprzedaży. Poprosiła o taki wykaz i miała go dostać za jakąś godzinę. Dlatego wróciła do recepcji.
- Wiecie, co jest najlepsze? - Zaczęła głośno.
- Co? Że nie mam, gdzie powiesić plakatu? - Odrzekł zmartwiony tak prostym, a jednak w efekcie trudnym zadaniem.
- Nie. Że sklep jest otwarty w poniedziałek, a nie mam tam na magazynie jeszcze ani jednego ciuchu, a jeszcze lepiej - jutro i piątek, biuro jest nieczynne. - Nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy płakać.
- Zapomnieli o tym. - Odrzekła bufetowa.
- A co jeszcze lepsze. Pani Barbara powiedziała, że pakowacze, zamiast pakować, pomagają przy produkcji.
Adam się wyśmiał.
- Pani Barbara zaliczy pierwszą w życiu wtopę, jeśli tego nie spakowali przez nią! - Zawołał Adam.
- Idź lepiej i to zgłoś. - Doradzała kobieta.
- Chyba tak, ale, jak mam iść i to teraz powiedzieć, to aż mnie ściska. Nie mają dobrych humorów...
- Co cię obchodzą ich humory. Idź lepiej i to powiedz. Później będzie na ciebie, że nic nie powiedziałaś. - Odrzekł Adam.
- Masz rację. - Ruszyła na górę z lekką tremą.
Zapukała i weszła do gabinetu pana Kaulitz.
Zerknął tylko na nią i wrócił do pracy.
- Panie Kaulitz. Zapomniałam zapytać o paczki na sklep...
Blondyn zerknął na dziewczynę uważnie, jakby sobie dopiero to przypomniał.
- Pani Barbara powiedziała, że pakowacze zamiast pakować, to jej pomagają...
- Nie spakowali tego?! - Zawołał oburzony.
- Nie wiem. Nie byłam tam jeszcze, ale co, jeśli nie? - Zestresowała się.
- Idź się dowiedzieć. Jeśli tego nie zrobili... - Zacisnął pięści. - To będą siedzieć dzisiaj tak długo w pracy, aż to zrobią. Możesz im to przekazać. Ode mnie. - Mówił zły.
- Wolę tego nie przekazywać. Pani Barbara jest i tak na mnie już chyba zła.
- Nie obchodzą mnie humory pracowników! Jeśli przez nią pakowacze tego nie zrobili, to sama zostanie po pracy i to zrobi! - Zawołał. - Sam tam muszę iść. Nie wytrzymam zaraz... - Podniósł się energicznie i już otwierał swoje prywatne przejście na górę, gdy Kornelia go złapała i powstrzymała.
- Niech pan nigdzie nie idzie! - Zawołała przerażona. - Później będzie, że skarzę i już w ogóle mnie nie będzie lubić!
- Nie obchodzi mnie to, czy ktoś się będzie obrażać. - Wyjaśnił stanowczo.
- Proszę! - Powstrzymała go jeszcze raz. - Sama tam pójdę, zapytać.
- Jeśli tego nie zrobili, będziesz musiała do mnie przyjść i mi to powiedzieć, wtedy wyjdzie, że naprawdę na nich naskarżyłaś. - Przeanalizował.
- Jestem w ciemnej dupie. - Przeszło jej przez myśl.
- Nie, nie. Chcę sama tam iść. Pan jest zdenerwowany. Odpocznie sobie pan. Usiądzie. Zajmie się swoją pracą. To jest w końcu moja sprawa. Tak pan powiedział. "Twój sklep, więc ty się nim zajmuj" tak pan powiedział. Dlatego chcę sama to załatwić. - Próbowała.
- To, po co mi zaprzątasz głowę, takimi sprawami?! - Z irytował się jeszcze bardziej, rozkładając ręce.
- Myślałam, że wie pan coś na temat tych paczek. Jeśli nie, to przepraszam, sama to załatwię. Pan sobie usiądzie... - Odsunęła mu nawet krzesło.
Kaulitz popatrzył na Kornelię uważnie i skorzystał z wysuniętego fotela.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego słodko, a Kaulitz pokręcił głową. - Mogę? - Wskazała na prywatne schody. Nie chciało jej się lecieć dookoła.
- Tak... - Mruknął pod nosem. - Tylko przyjdź i mi powiedz, co jest tam grane!
- Jasne! - Zawołała, będąc już w połowie drogi. - Że nie. - Dokończyła w myślach. Nie zamierzała się pogrążać przy pani Barbarze.
Kaulitz przełączył ekran monitora na kamery i wiódł za Kornelią wzrokiem. Złość go rozpierała na myśl, że sklep będzie pusty w dniu otwarcia, przez co nie mógł się skupić na pracy.
Weszła na dział szycia. Wszystkie kobiety pracowały w skupieniu, nawet pani Barbara. Przeszła zwinnie, łudząc się głupio, że zostanie niezauważona przez nikogo i znalazła się na dziale pakowania.
- Witam. - Przywitała się z zatrudnioną nie dawno parą ludzi.
- Dzień dobry.
- Chciałam zapytać, czy paczki do transportu na sklep są już gotowe?
Dziewczyna z chłopakiem wymienili się spojrzeniami.
- Nie są jeszcze gotowe, pomagaliśmy kierowniczce przy materiałach, ale już je dokańczamy, właśnie. - Odezwała się dziewczyna.
- Dużo wam zostało?
- Połowa? - Zerknęła na swojego współpracownika, a ten skinął głową.
Kornelia się skwasiła.
- Wyrobicie się do szesnastej?
- To ma być zdane na dziś?
- Tak.
Znowu wymienili się spojrzeniami.
- Okay. Rozumiem. - Westchnęła Kornelia. Wzięła zlecenie w dłonie i obadała je wzrokiem.
- Coś się stało? - Do pomieszczenia weszła pani Barbara.
- Nic pani Barbaro. Proszę być spokojnym. - Uśmiechnęła się do kobiety miło.
- Kaulitz przysłał cię na zwiady?
- Pani Barbaro. - Oburzyła się. Wprawdzie mogłoby to tak wyglądać, ale chyba wcale nie było...? No ale takich komentarzy i tak by się nie spodziewała. - Zajmuję się sklepem, więc logiczne, że interesuję się paczkami na sklep. - Odrzekła, pokazując kobiecie swoje niezadowolenie.
Kaulitz, widząc minę Kornelii, już wiedział, że coś jest nie tak.
- Paczki nie są jeszcze gotowe.
- Już się dowiedziałam, nie musi mnie pani o tym informować, pracownicy mają swoje głosy.
Pani Barbara się zaskoczyła bezczelnym tonem Kornelii.
- Nie mądruj się tak. Znajomości z Kaulitzem nie powodują tego, żebyś się tak panoszyła.
- Pani Barbaro! - Zawołała zaskoczona.
Kaulitz już wstał z miejsca i ruszył pędem na górę.
- Jak pani może!? Pracuję dla pana Kaulitz tak samo, jak pani i reszta innych pracowników. Proszę do mnie tak nie mówić.
Kaulitz zatrzymał się przed drzwiami, słysząc wypowiedź Kornelii. Krawcowe już wymieniały między sobą spojrzenia.
- Proszę więc mi tu nie przychodzić na zwiady... Przez twoje pomysły, nie wyrabiam się w czasie. Ja nie zamierzam siedzieć tu po godzinach. A jak chcesz takie prezenciki, to sama sobie je możesz zrobić. - Pani Barbara chciała wyjść, ale do środka wsunął się pan Kaulitz. Kornelia poczuła nóż na gardle pani Barbary. Czuła się, jakby to ona była teraz w jej skórze. Serce jej biło jak szalone. Prawie tak samo, jak wtedy, gdy popełniła błąd z ulotkami prezentowymi...
- Nie spodziewałem się po pani takich słów i takiego zachowania. - Odrzekł spokojnie ze zmrużonymi oczami, kręcąc głową. Pani Barbara była tak zaskoczona, że aż zapomniała, do czego służy głos. - Dla pani informacji, pani Barbaro, to zyskała pani stanowisko kierownicze nie po to, żeby dyscyplinować, strofować, grozić, czy poniżać w jakikolwiek sposób, jakiegokolwiek pracownika tego Domu Mody. Jestem bardzo zaskoczony pani zachowaniem i niech mi pani wierzy, że gdybym naprawdę wysłał Kornelię na zwiady, czego nie zrobiłem i gdyby przyszła i mi powiedziała to, co pani powiedziała do Kornelii, to bym jej nie uwierzył. Zbyt długo panią znam, żeby móc uwierzyć w takie lekceważące zachowanie z pani strony. - Kręcił głową, bardzo zaskoczony. - Zawiodłem się na pani.
- Ja przepraszam. Nerwy mnie ponoszą. Zależy mi na tym, żeby się wyrobić. Mamy tyle roboty... Nie wyrabiamy się...
- Nie mnie pani przeprasza, tylko Kornelię.
- Oh... - Poprawiła się. - Przepraszam cię Kornelio. Nie chciałam cię urazić. Wiesz, że cię bardzo lubię dziecko. - Zwróciła się ponownie do Kaulitza. - Wrócę już do pracy, czas mnie goni...
- Nie skończyłem z panią jeszcze. Zapraszam do swojego gabinetu na rozmowę. Rozumie pani, że mobbing jest karalny, musi pani ponieść za to konsekwencje.
Pani Barbara przeraziła się.
- Chyba nie chce mi pan powiedzieć, że mnie pan zwalnia.
- Nie pani Barbaro, choć pani Ala właśnie za to, co pani zrobiła, straciła pracę. Że to pani pierwszy taki występek, o którym wiem, to mam nadzieję, że ostatni. Nie zwolnię pani. Zapraszam do mojego gabinetu. - Przepuścił ją w drzwiach.
- Wszystko w porządku? - Zerknął z westchnięciem na Kornelię, której oczy się szkliły z nerwów i urazy dzisiejszego Całego dnia.
- Tak panie Kaulitz. - Poruszyła się nerwowo.
- Paczki gotowe? - Zwrócił się do pakowaczy.
- Nie są gotowe, ale już kończą. Pomogę im trochę, panie Kaulitz. - Odrzekła przygaszona, choć z twardą miną obojętności i spokoju.
- Macie państwo karalne zachowania. Dobra lekcja na przyszłość. Jeśli będziecie widzieć takie lub podobne zachowania, choć mam nadzieję, że nie, to proszę od razu zgłaszać. Dobrze?
- Tak. Prezesie. - Pokiwali głowami.
- Cieszę się, że się rozumiemy. Wracajcie do pracy. - Zniknął, żegnając się z Kornelią znaczącym spojrzeniem.
Pracownicy również wymienili spojrzenia i wrócili do pracy. Kornelia usiadła do stolika ze zleceniem. Nie mogła się na nim skupić. To był tak fatalny dzień... Na dodatek wszystko działo się tak szybko, że ten bieg był samą porażką. Czuła się jak kozioł ofiarny, w którego wszyscy ładują swoje złe emocje.
- Przecież nic nikomu nie zrobiłam... - Tłumaczyła sobie, nie mogąc się pogodzić z traktowaniem jej osoby tak źle.
Podparła głowę o rękę i zawiesiła wzrok na pakowaczach. Przyglądała się ślepo temu, jak składają ciuchy i pakują je do folii ochronnej, po czym do kartonów. Wydawało się to takie proste, ale musieli uważać, żeby niczego nie pognieść, a jak pognietli, to musieli prasować. Wydawali się bardzo nieporęczni w tym, co robią. Już chciała coś powiedzieć, gdy stwierdziła, że to pewnie przez nią się tak stresują. Konkretniej tym, że tak na nich patrzy. Dlatego wyprostowała się, zerknęła na godzinę, która pokazywała godzinę trzynastą piętnaście, westchnęła pod nosem i spięła tyłek, zaglądając jeszcze raz w zlecenie już trzeźwo. Niestety tam nie mówiło jej nic, ile jest spakowane, ile nie. Na dodatek pani Gilbert pogniotła się koszula, którą wypakowała na nowo i ruszyła ją wyprasować.
- Nie rób tego. W sklepie i tak będzie to prasowane jeszcze raz przed ekspozycją. Podczas transportu i tak się to pogniecie jeszcze... Pewnie... - Wyznała spokojnie na wydechu.
Dziewczyna zgłupiała.
- Pani Barbara mówiła, żeby każdy ciuch prasować, jak się pogniecie.
- Pani Barbara najwidoczniej nie wiedziała, że będziemy to prasować jeszcze w sklepie.
Dziewczyna i tak nie wiedziała, co ma zrobić. Kornelia westchnęła, rozumiejąc, że to pewnie przez tę akcję jej nie ufa.
- Nie martw się. Wezmę to na siebie. Możecie powiedzieć sami, że ja nie kazałam wam tego prasować. W poniedziałek jest otwarcie sklepu, dzisiaj muszą się te ciuchy znaleźć na magazynie w sklepie, jutro Dom jest zamknięty, będzie tylko produkcja funkcjonować, w piątek jest pokaz, więc całkiem będzie zamknięta firma. Ja w sobotę najpóźniej muszę wyeksponować te ciuchy. Nie prasujcie tego. - Wyjaśniła.
- Jeśli tak, to szybciej skończymy... - Wyznał pan Ochnick z uśmiechem.
- Pewnie, że tak. - Uśmiechnęła się Kornelia, sama zabierając się za pakowanie. Oczywiście dopytywała, co gdzie leży...
Po jakimś czasie odebrała wykaz klientów specjalnych i poleciała do Alexa, zapytać o specjalne pudełka. Najechał na nią, że dopiero teraz mu o tym mówi, gdy pracy została już tylko godzina. Po drodze na dział pakowania zaczepił ją pan Kaulitz i wyjaśnił, że o siedemnastej w sklepie będzie szkoleniowiec. Poinformowała go, żeby sprawdził i zatwierdził projekt Alexa dotyczący pudełek i dzwoniąc po kolei do dziewczyn, informując ich o szkoleniu, wróciła na dział. Nie mogły się nie zgodzić, ale przeprosiła, że tak nagle dzwoni...
- Pół dnia było luźno, a teraz nagle nawał pracy. - Westchnęła Kornelia, a pakowacze się uśmiechnęli.
Dokładnie za dziesięć szesnasta skończyli wszystko, dlatego dziesięć minut polegało na ostatecznym sprawdzeniu, czy wszystko na pewno w danej ilości jest. Po czym po odhaczała wszystko w zleceniu, pakowacze się podpisali i poleciała ze zleceniem do pana Kaulitz, który jak zwykle nie zbierał się jeszcze do domu.
- Skończyli?
- Tak. - Uśmiechnęła się. Już darowała sobie mówienie mu o tym, że nie prasowali ciuchów.
- Cieszy mnie to. Sprawdziłaś, czy wszystko na pewno się zgadza?
- Moim okiem wszystko się zgadza.
- Na pewno? Nie muszę iść i sam tego sprawdzać?
- Nie. Zapewniam, że wszystko jest okay. Chyba że w jakimś kartonie znajdę dziewiętnaście sztuk, zamiast dwadzieścia, więc się wtedy pobawię w reklamację... Chyba do samej siebie. - Wyszczerzyła się.
Kaulitz pokiwał głową z uśmiechem.
- Już... Nie chcę widzieć, żadnych reklamacji. - Zagroził z żartem.
Telefon jej się rozdzwonił, a adresatem był Adam.
- Transport jest już pod magazynem.
- Otwórz im bramę i niech wjadą do środka. Niech przyjdą na górę po paczki.
- Opłaciłaś to?
- Jeszcze nic nie zapłaciłam. Karz im to zrobić. Pa. - Rozłączyła się.
- Co się dzieje?
- Zamówiłam transport z firmy, z której korzystałam przy przeprowadzce.
- Zapłać im i weź od nich fakturę, później się z tobą rozliczę. Tutaj masz dane firmy... - Napisał szybko konkretne dane na karteczce i jej podał.
- Tak jest.
- Proszę iść do pani Antonie na dział zamówień po dokumenty ze zdań i odbioru materiałów.
- Biurokracja... - Westchnęła. - Dziękuję. Do zobaczenia w domu!
- Daj mi znać, gdy szkolenie się skończy, podjadę po ciebie.
- Świetnie. - Cofnęła się jeszcze i zerkając, czy czasem nie ma nikogo na korytarzu, pocałowała szybko jego usta.
Uśmiechnął się, a ta poleciała.
- Kornelio! - Usłyszała jeszcze za sobą, dlatego cofnęła się szybko do niego. - Plakat weź przy okazji.
- Okay, ale i tak będę musiała kupić gablotę, albo jakąś antyramę na to. Tak to będzie źle wyglądać.
- Dobrze. Podjadę po to w drodze po ciebie.
- Dobrze. Weź razy trzy.
- Trzy?
- Ja też chcę do domu. - Wyszczerzyła się. - Muszę lecieć. Oni nie wiedzą, co mają wziąć. Pa! Ahh... - Sama się tym razem cofnęła. - Nagrałbyś mi ten film premierowy? - Poprosiła smutno, wiedząc, że nie da rady go dzisiaj obejrzeć, pomimo ogłaszania na swym profilu o danym filmie...
- Będzie powtórka o dwudziestej czwartej trzydzieści.
- Okay, pa! - Ucieszyła się.
Bill odprowadził wzrokiem latającą Kornelię. Musiał przyznać teraz, że gdyby jej nie miał, to by siedział w tym pałacu do jutra. Uśmiechnął się pod nosem.


CDN

Komentarze

  1. Kochana czytam każdy odcinek i nadal jestem pochłonięta historią Neli. Pozdrawiam Cię cieplutko i czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bill się zachował wzorowo, moim zdaniem. Super, że stanął w obronie Kornelii i zabrał ją z tej strasznej szkoły.
    Odcinek dzisiaj... Taki pełen niepowodzeń, ale mam nadzieję, że kolejne będą bardziej pozytywne.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva