21. Kusiciele

W końcu mój doczekany lekki do czytania rozdział <3 Trochę Toma dzisiaj Wam udostępniam <3
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu :) 

Wszystkiego najlepszego z okazji Zajączka :*

Zapraszam do czytania i komentowania :* 


21


Kusiciele


- Mhm... Nie chce mi się wstać... - Wymruczała Kornelia, wtulając się jeszcze bardziej w tors swojego chłopaka.
W pomieszczeniu panowała idealna cisza, którą zagłuszały ich spokojne, senne oddechy. Poranne promienie słońca przedostawały się przez kremowe rolety, ale nie przeszkadzało to nikomu. Z drugiej strony powiek za to widzieli napierający obraz cyfr z zegarka.
- Trzeba... - Wymruczał identycznie jak czarnowłosa.
- W sumie nie muszę dzisiaj jechać do sklepu... Mogę zrobić sobie wolne... Oni i tak będą do mnie dzwonić, gdyby się coś działo... - Wymyślała.
- Zazdroszczę ci... - Wychrypiał niskim tonem.
Kornelia się uśmiechnęła jakby przez sen.
- Dzisiaj jest czwartek, czternasty? - Zapytał spokojnie Kaulitz, analizując w swych myślach miniony i przyszły czas.
- Ehm...
- Jutro są Toma urodziny... - Zawiadomił spokojnie, wcale nie zamierzając nawet uchylać powiek.
- Ile kończy lat?
- Dwadzieścia sześć...
- Dwadzieścia sześć? - Powtórzyła. - To ty masz dwadzieścia cztery? - Jej mózg zaczynał już się wybudzać ze snu, a jej oczy coraz bardziej otwierać, gotowe na przyjęcie obrazu dnia.
- Za dwa tygodnie, dwadzieścia pięć... - Wytłumaczył ospale.
- Myślałam, że już masz dwadzieścia pięć... Ale to jak to? Miałeś osiemnaście lat, gdy poszedłeś na studia. Rok przeskoczyłeś, a studia zakończyłeś w tym roku... - Analizowała, zamykając z powrotem oczy. - To... Siedem lat się uczyłeś?
- Tak... Już ci to chyba mówiłem... - Nie chciało mu się myśleć, ale głos Kornelii zmuszał go do tego.
- To osiem lat trwały studia?
- Nie... - Westchnął ciężko, układając się w jeszcze bardziej wygodnej pozycji leżenia, obejmując przy tym Kornelii ciało. -  Sześć lat. - Odrzekł po dłuższej chwili. - Rok miałem przerwy na karierę i naukę u Damiena. Pięć lat - zarządzanie, ekonomia i finanse... - Mówił tak bardzo w skrócie, jak mógł. Wcale nie chciało mu się rozmawiać. Chciał iść dalej spać, lecz musiał jeszcze dodać coś od siebie. - Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że to już za mną... - Mimowolnie uśmiechnął się szczęśliwy.
- A to przede mną...
- Powodzenia... - Nadal się uśmiechał, zadowolony z siebie.
- Pomożesz mi.
- Oczywiście...
- Więc nie będzie ciężko... - Cieszyła się.
- Będzie... Nie, jeśli lubisz wykresy i matematykę...
- Nie zbyt...
- Więc będzie ciężko... Możesz iść na kursy... Jak skończysz osiemnaście lat... - Mówił ospale. - One ci pomogą nakreślić to, czego będziesz się uczyć... Będzie ci trochę łatwiej...
- Na pewno to zrobię... Czemu nie mogę teraz iść na kurs?
- Bo wątpię, że cię przyjmą, skoro jesteś niepełnoletnia... Teraz możesz czytać tylko książki...
- Skończyły mi się... - Poskarżyła.
- U mnie leżą... - Uciął, ponieważ sobie przypomniał, że jest w Niemczech, a nie w Kalifornii. - Są w LA... Mogłaś powiedzieć, bym je wziął ze sobą... Tam mam podręczniki ze studiów...
- Możemy jechać do sklepu i je kupić...
- Racja... Która jest godzina?
- Za pięć siódma... - Zerknęła na wyświetlacz dekodera.
- Jeszcze pięć minut... - Ucieszył się bardzo. - Zrobiłabyś mi kawkę i napiłabyś się jej ze mną? - Zapytał milusim tonem.
- A ty byś mnie podrzucił do księgarni, jak zapiszesz mi tytuły tych podręczników?
- Myślisz, że je pamiętam? Nienawidziłem tych książek... - Po chwili ciszy kontynuował, gdy wspomnienia z uczelni naparły na jego myśli. - Zarządzanie... To nie było aż tak nudne... Gorsze są finanse...
- Same liczby... Mnie się podobają podręczniki dotyczące mobilizowania pracowników... Kocham je...
- Zarządzanie... - Powtórzył. - Czym jest zarządzanie?
- Kierowanie zespołem... Planowanie... - Próbowała sobie przypomnieć pierwszy rozdział jednej z książek. - I nie pamiętam... Organizowanie...
- I co jeszcze?
- Nie pamiętam...
- Coś, co kocham... - Podpowiedział.
- Mhm... Kontrolowanie. - Przypomniała sobie i od razu się zaśmiała.
- Dokładanie. - Sam się uśmiechnął.
- Teraz to już na pewno to zapamiętam. - Śmiała się cicho.
- Na czym polega kontrolowanie? - Zaczynał mu się podobać ten temat.
- Emm... Na sprawdzaniu jakości i przebiegu... Czegoś tam, by w razie czego naprawić błąd. - Wydukała z uśmiechem.
- 'Czegoś tam' to jest realizacja założeń. - Przypomniał. - W kolejności? Jaka jest kolejność działania?
- Nie pamiętam. Nie uczyłam się tego na pamięć.
- Weź to na logikę. Te wszystkie cztery działania, które wymieniłaś. Żeby kontrolować, to, co trzeba najpierw zrobić?
- Więc zacznie się od planowania...
- Dokładnie.
- Kierowanie... Nie. Organizowanie potem kierowanie i na końcu kontrolowanie.
- Pięknie. Projektuje ciuchy. Etap planowania. Zamierzam zarobić na tym jakąś sumę pieniędzy i zadowolić jakąś liczbę osób. Dotrzeć do tylu i tylu osób i odnieść taki i siaki sukces. Konkurencji zbytnio w Berlinie nie mam, w razie by nie wyszło, robię jakąś na przykład akcję, typu rabaty, to jest oczywiście ostateczność, akcję może typu, taką jak zrobiłem - 'dzień z doradztwem Kaulitza' - Parsknął po chwili śmiechem. - No więc wszystko idzie dobrze. Organizuję, czyli zamawiam materiały, przygotowuję stanowiska pracy. Określam czas wykonania zlecenia i tym podobne. Kieruję, więc robię kolejne zebranie i rozdaję zlecenia kierownikom, którzy mają się zajmować tym wszystkim i mobilizuję ich do efektywnej pracy. Wcielam po prostu w życie mój plan. I na końcu...
- Chodzisz  po pałacu i marudzisz, że nie wyrobisz się w czasie, bo szwaczki ci źle coś uszyły.
Kaulitz ponownie się wyśmiał głośno, już całkiem się wybudzając.
- Dokładnie tak. Kornelio. - Ze śmiechem złożył na jej głowie wielkiego buziaka. - Wtedy muszą zostawać po godzinach i naprawiać błędy. Która jest godzina?
- Siódma.
- Ohm... Jeszcze pięć minut. - Przytulił ciało Kornelii bardziej do siebie. - Jak będziesz na studiach, będziesz słuchać tych wszystkich terminów, rzeczowych nazw, to spróbuj pomyśleć o tym, jak się dzieje w firmie... Lepiej wszystko zapamiętasz, jak będziesz porównywać sobie...
- To nie jest trudne do zapamiętania...
- Tobie nie, ponieważ wiesz już, na czym to polega. Masz przed oczami ludzi z pałacu, którzy zajmują się różnymi rzeczami i łatwiej ci jest wszystko określić. Wyobraź sobie, że większość ludzi, idąc na takie studia, tego nie wiedzą. Nie mają takiego obrazu firmy. Muszą sobie sami ją tworzyć, a co gorsze, widzą same regułki w książce. Ty widzisz już firmę. Co widzisz, słysząc słowo, na przykład zamówienia?
Kornelia się uśmiechnęła.
- Widzę panią, która zamawiała mi parasolki i cały ten dział.
Kaulitz się zaśmiał.
- Planowanie?
- Nie wiem... Kojarzy mi się to z działem marketingu... Oni wszystko wiedzą, gdzie, co i jak zrobić, żeby uderzyć w odbiorców...
- Dokładnie.
- Co widzisz, słysząc mobilizacja?
- Krzyczącego Kaulitza.
Kaulitz się zaśmiał.
- Bez przesady. Ja nie krzyczę w pracy.
- Ale pokazujesz, jak bardzo jesteś zły na coś i to już wystarczy, żeby każdy zajął się swoją pracą.
- I dobrze... - Uniósł brew, nie uważając tego za złe mobilizacje, choć wiedział, że nie są one zbyt prawidłowe.
- Będę tam mądra...
- Gdzie?
- No na studiach... - Uśmiechnęła się.
- Miałem takiego profesora, właśnie od zarządzania, który uważał mnie za głupiomądrego.
- Dlaczego? - Zaciekawiła się. Aż się podparła na łokciu obok, by widzieć jego twarz.
- Ponieważ nie używałem terminów, tylko nazw własnych, którymi posługiwała się moja mama. On uważał, że każdy musi nauczyć się na pamięć całego podręcznika i działać według niego, zawsze i wszędzie.
- O ja... A jak ja będę miała taki problem? Będę się posługiwać sytuacjami w twojej firmie i je nazywać, a oni...
- O tym właśnie mówię, żebyś nie dała się omamić, o ile będziesz się udzielać w wykładach. Masz zresztą jeszcze na to czas... Będziesz się uczyć każdego rozbudowanego zagadnienia. Mnóstwa regułek, które nie są zbyt zrozumiałe, jak się nie ma podłoża z wyobrażeń z działającej firmy i jeszcze większe mnóstwo obliczeń... Mhm... Nauczę cię obliczać normy i szacować czas realizacji i kosztów...
- Czytałam o tym...
- Potrafisz to zrobić? - Uniósł brew.
- Nie bardzo. Dziwi mnie to, że przy liczeniu normy na osiem godzin pracy, uważają, że w ostatnich godzinach zrobi się czegoś najwięcej. Przecież człowiek jest już zmęczony, to chyba zrobi więcej na początku... Nie. W środku. Na początku się wprawi, potem zrobi dużo, a na końcu już się zmęczy. We wzorze jest, że na początku najmniej, w środku średnio, na końcu najwięcej...
- Człowiek się tak wprawia, że w ostatnich godzinach zrobi najwięcej. Z takiego założenia wychodzą.
- Dziwne to jest... Po sześciu, siedmiu godzinach pracy jest się już zmęczonym. Oni myślą, że człowiek to maszyna?
Kaulitz się zaśmiał.
- Po dziewięciu, dziesięciu godzinach jest się już bardzo zmęczonym, a gdzie tu jeszcze jedenaście, dwanaście.
- Tak... Ty to w ogóle... Mógłbyś tam zamieszkać... Dom dla ciebie jest jak hotel.
- Ehm... Która godzina?
- Osiem po...
- Ohm... Muszę wstać... - Przysunął do dziewczyny swą głowę i wtulił się w jej brzuch.
- Chodź... - Położyła na jego głowie dłoń i głaskała po miękkiej, jasnej czuprynie. - Zrobię ci śniadanie i kawę...
- Kochana jesteś...
- Ty też...
- Mhm...
Kornelia znowu się zaśmiała.
- Panie Kaulitz! - Zawołała ze śmiechem. - Nie poznaję pana!
- Ja sam siebie czasem nie poznaję...
- Dlaczego? - Była rozbawiona.
- Ponieważ mam tak blisko, piękną kobietę, która na dodatek jest moją kobietą i leży w moim łóżku, w moich objęciach, a ja mówię o zarządzaniu, zamiast ją kochać...
Kornelia była nie mało zaskoczona. Jej policzki się rozpaliły, a myśli wywróciły do góry nogami.
- Panie Kaulitz... - Odrzekła wymownie, nie wiedząc, co tak naprawdę ma w takim momencie powiedzieć.
- Hmm... Tak jest... Jutro Tom ma urodziny... Trzeba zrobić jakąś imprezę...
- Imprezę niespodziankę? - Ucieszyła się.
- Czemu niespodziankę, jeśli on wie, że ma jutro urodziny?
- Haha, ale mógł zapomnieć.
- My o tym nie zapominamy. Nasi fani nam o tym przypominają. Więc, nawet gdybyśmy chcieli zapomnieć, to byśmy musieli odłączyć się od świata.
- No tak... - Przyznała z uśmiechem, opanowując jeszcze to uniesienie po jego słowach. Miała tylko nadzieję, że nie czuje, jak mocno bije jej serce... - Kupię jakiś tort.
- Mhm... Ja chcę z tobą jechać po tort... Zjeść go i kupić drugi dla Toma...
Kornelia znowu się zaśmiała.
- W sumie jesteś prezesem, możesz jeździć do pracy, kiedy ci się podoba.
Kaulitz podniósł się, wspierając na łokieć i popatrzył poważnie prosto w jej oczy.
- Kornelio Millian! Dziękuję, że mi to przypomniałaś. - Zmierzył jej twarz i złożył na jej ustach namiętny, ogromny pocałunek. Kornelia uśmiechnęła się miło na koniec.
- Zwłaszcza że mam sekretarkę, która odbiera za mnie wszystkie telefony. - Cieszył się. Od razu sięgnął po swój telefon i napisał wiadomość, zawiadamiającą o swojej nieobecności w dniu dzisiejszym i jutrzejszym. Rzucił telefon na bok i przyssał się z powrotem do słodkich ust Kornelii. Użył już tym razem swego języka. Jego świerzbiąca dłoń wsunęła się pod pościel i ujęła jej szczupłą talię, okrytą jedwabną koszulką nocną.
W Kornelii głowie zaczynały się szkicować różnego rodzaju ciągi dalszych posunięć z jego pewnym dotykiem dłoni w roli głównej. Jednakże to wszystko było tak nagłe, że aż w pewnym sensie zbyt nierealne.
- Kocham cię... - Wymruczała między pocałunkami, które zaczynały mieć coraz większe dla nich znaczenie.
- Ja ciebie... Też... - Odrzekł tak samo, nie przerywając miłych pieszczot i słodkiego zbliżenia. Jego dłoń zsunęła się na jej biodro, wcale się nie zatrzymując na nim długo. Jego wyobraźnia mówiła mu, że nieco dalej jest, jej nagie ciało, do którego śmiało dążył. Zacisnął lekko dłoń na jej udzie, nie przestając masowania aksamitnego ciała dziewczyny. Jej oddech się nieco spłycił, dlatego Kaulitzowi zapaliła się lampka, sam czując po sobie, zaczynające się rozgrzewające ciało.
Zaprzestali pocałunków, przyglądając się swoim już lekko poruszonym twarzom. Kaulitz wyciągnął świerzbiącą rękę spod pościeli i zewnętrzną stroną palców pogłaskał dziewczynę po czekoladowym policzku. Obydwoje w tym momencie mogli swobodnie spuścić z siebie powietrze.
- Nie wiem, czy wytrwam Kornelio... - Przyznał szczerze, zaglądając jej w oczy.
- Ja... Chyba nie chcę wytrwać... - Przyznała cicho, również ze szczerego serca.
Kaulitzowi krew się rozrzedziła. Serce zabiło mocniej, a na jego usta wskoczył mało widoczny uśmiech cwaniactwa.
- Seks dopiero po ślubie. - Odrzekł pół żartem, pół serio.
Kornelia się szeroko uśmiechnęła, rozbawiona jego wypowiedzią.
- Czyli nigdy.
- Gdybym ci się oświadczył, nie przyjęłabyś zaręczyn? - Zaskoczył się i wcale tego nie ukrywał.
- Nie oświadczyłbyś mi się. Teraz śluby nie są w modzie. - Pogłaskała go rozbawiona po włosach.
- Jestem stereotypowy. Chcę mieć kiedyś żonę.
- Ożenisz się, będziesz już pewny tego, że ją masz i przestaniesz się starać. To samo jest z drugą stroną. - Wytłumaczyła swoje poglądy.
- Może... - Kaulitz nigdy się w ten sposób nad tym nie zastanawiał. - Może masz rację...
- Ślub przed śmiercią... - Wywnioskowała, po czym się zaśmiali.
Kornelia zaprzestała bawienia się jego blond kosmykami włosów i przyciągnęła jego głowę do siebie, składając na jego ustach słodki, kuszący, zamierzony pocałunek. Tak. Odważyła się i chyba była pewna swoich słów. Pragnęła się do niego zbliżyć.
Kaulitz odsunął się minimalnie od jej twarzy i uśmiechnął.
- Nie kuś mnie... - Wymruczał, a jego oczy się roziskrzyły.
- Nie kuszę panie Kaulitz... - Odrzekła cichutko.
- Nie? Robisz to perfidnie...
Zbliżyła swoją twarz do jego i powtórzyła swój pocałunek, przedłużając go o lekkie zaczepienie jego dolnej wargi, którą oblizał, gdy zakończyła pocałunek. Drażniła go niemiłosiernie. Położyła głowę z powrotem na miękką poduszkę, zostawiając go takiego na górze. Kaulitz po chwili położył się tuż obok, kładąc swą głowę na dłoni, gdy łokciem się wspierał na poduszce. Uśmiechali się delikatnie do siebie. Zerkali w swe oczy z zaciekawieniem, a ich myśli błądziły w świecie erotyzmu. Kornelia nie zaprzestała swych pokus i delikatnie swymi opuszkami palców, dotknęła jego policzka, wiodąc nimi po jego delikatnym zaroście, po szyi na klatkę piersiową, chudy brzuch i z powrotem niewinnie wracając na klatkę piersiową.
Kaulitz nie mógł tego znieść. Pragnął się na nią rzucić, lecz czuł, że tym razem da ze sobą radę. Zaczynał widzieć, że Kornelia robi się coraz bardziej odważna, co do niego, dlatego twierdził, że za którymś razem na pewno nie da rady.
Wsunął pod Kornelii ciało swoje ramię, kładąc się na plecy i obejmując ją 'pod skrzydełkiem'. Zamknął oczy, uspakajając swe myśli. Kornelia wtuliła się w jego klatkę piersiową, nie przestając zataczać mało określonych wzorów swym paluszkiem po środku jego torsu.
Uśpiła go.
Kornelia leżała u jego boku jeszcze bardzo długi czas. Na siłę chciała zasnąć, by móc się naprawdę wyspać. Jednakże w efekcie uzyskała przyćmiewający ból głowy spowodowany zbyt długim leżeniem. Musiała powstać. Nie dane było jej naturze spać tak długo i chociażby leżeć.
- Wpół do dziewiątej. - Zerknęła na zegarek z westchnieniem.
Okazywać się mogło to, iż Kornelia jest porannym ptaszkiem. Bardzo zazdrościła panu Kaulitz, możności tak długiego spania. Wzięła kąpiel, zadbała o swe włosy, które podkręciła dużą lokówką, robiąc 'artystyczny nieład' i zostawiając je wolne, rozpuszczone - Kaulitzowi się podobała w rozpuszczonych włosach i wiedziała to doskonale - i zajęła się makijażem. Widok jej już rozpadających się rzęs i blaknących brwi, sam nakreślił jej plan dnia. Zeszła wypachniona na parter. Nie spodziewała się ujrzeć o takiej godzinie Toma w kuchni, czekającego aż woda się zagotuje w elektrycznym czajniku.
- Dzień dobry, Tom... - Mruknęła słodko pod nosem, podchodząc do chłopaka i składając na jego policzku buziaka. - Też robisz sobie dzisiaj i jutro wolne? - Zagadnęła, wyciągając z szafki swój imienny kubek, który dostała z dystrybucji maszyn drukarskich w Hamburgu.
- Ja mam cały czas wolne, pracuję, jak mi się zachcę lub ewentualnie, jak muszę. - Odrzekł lekkim ironicznym tonem, mierząc swobodnie Kornelii ciało.
Kornelia ubrała się dzisiaj dość odważnie i zarazem słodko. "Hiszpańska" błękitna bluzka z dekoltem w łódkę, ozdobioną falbanką po całości, bez wystających na ramionach ramiączek od bielizny i z odkrytym brzuchem. Spodenki odkrywające jej całe uda z wysokim stanem i sandałki na wysokiej szpilce. Całość dopełniały trzy naszyjniki  - obróżki, jakich w ostatnim czasie nabyła mnóstwo. Jedna była złota, druga czarna i trzecia koronkowa, również czarna. Złota, prosta nakładana bransoletka na nadgarstku, jak i delikatna już wiele drobniejsza na kostce prawej nogi.
- No tak. Zapomniałam. - Wyznała, przepraszająco, na siłę nie chcąc zwrócić uwagi na to, że jej się bezczelnie przygląda. - Więc nie idziesz nigdzie? - Zerknęła w jego oczy.
Tomowi drgnął mięsień unoszący jedną z brwi. Odnosił wrażenie, że Kornelia jest dzisiaj jakaś bardzo dziwna. Nie chciał nawet myśleć o tym, że kusi go specjalnie, ale właśnie tak odbierał jej zachowanie. Chcąc nie chcąc był tylko facetem, który poddawał się jej nieznacznym gestom, przy czym jej ton głosu wydawał się bardzo niewinny i słodki.
- Nie.
Kornelia sama wzięła czajnik z zagotowaną wodą, widząc, że ten nie zareagował na pstryknięcie sprzętu i zalała im kawy.
- A byś był taki miły i zawiózł mnie do kosmetyczki? - Zerknęła na niego, niezmieniającym się wzrokiem.
Tom przełknął ślinę, po czym poruszył się nerwowo.
- Jasne. Czemu nie? - Odparł na wydechu, nie mogąc się odpędzić od widoku jej osoby, który sprawiał na nim, dość silne emocje.
Uśmiechnęła się do niego miło, a on automatycznie uśmiech odwzajemnił. Kompletnie się nie spodziewał takiego poranka, a w szczególności tego, że Kornelia mogłaby kiedyś tak bardzo pobudzić jego wyobraźnię i emocje. Aż się trochę przeraził swoimi odczuciami. Wziął kawę i przestawił ją na blat półwyspu.
- Na którą się umówiłaś?
- Nie umawiałam się wcale. Jadę na farta. Może mnie przyjmie. Dam jej duży napiwek, może mnie wciśnie między kogoś. - Uśmiechnęła się wrednie, ale nawet to powodowało, że w oczach Toma, była obłędna.
- Spoko. To, o której chcesz jechać?
- Jak najszybciej. O ile nie masz nic teraz w planach. - Znowu się na niego tak spojrzała. Tom natychmiast powiedział, że nie miał nic w planach i zawiadomił, że szybko skoczy się ogarnąć i pojadą, tym samym znikając na piętrze domu. Po drodze zrobił przerażone oczy i mocno, choć bezgłośnie spuścił z siebie powietrze. Pokręcił głową, niedowierzając w jej dzisiejszy wygląd, zachowanie i w swoje emocje.
Zniknął w swojej garderobie. Co dziwne, nie mógł się dzisiaj zdecydować jaką koszulkę ubrać. To wszystko było sprawką czarnowłosej. Po trzeciej, szybko przymierzonej koszulce, zdecydował się na czarną bokserkę z dużym dekoltem i luźne spodnie, opinające się jedynie na jego chudych łydkach. Chciał już wyjść z garderoby, ale jeszcze się cofnął. Przecież nie mógł tak iść.
- Pomyśli sobie, że się dla niej tak ubrałem. - Przeszło mu przez myśl. Wciągnął na siebie jeszcze grafitową, niebieską koszulę i podciągnął luzacko rękawy. Zaczesał swe włosy do tyłu i związał je w niskiego koka. Wypsikał się swoim ulubionym perfumem, zdając sobie sprawę z tego, co właśnie odwala.
- To dziewczyna mojego brata. - Odrzekł stanowczo w myśli, patrząc prosto w swoje oczy w odbiciu lustra. Zmierzył sam siebie. - To nie znaczy, że muszę wyglądać przy niej jak przygłup. - Stwierdził.
Wciągnął śnieżnobiałe adidasy na stopy, przy czym, gdy się nachylał, kosmyki jego włosów wysunęły się z więzów gumki i opadły mu na skronie. Schował portfel, wziął kluczyki, telefon i ruszył wyprostowany do dziewczyny, na schodach zaczesując niesforne kosmyki do tyłu na swoje miejsce.
Kornelia stała przy półwyspie, popijając kawę, a drugą rękę trzymała nad swoim iPhonem, charakterystycznie przesuwając palec po ekranie, co pozwoliło Tomowi się domyślić, że przegląda Instagrama.
Podszedł do niej i wziął łyk swojej kawy.
- Gotowa?
- Tak... - Nie odrywała się od telefonu, dlatego Tom po chwili spoczął na hokerze. Przynajmniej mógł popić trochę więcej kawy.
- Czemu nie korzystasz z Instagrama? - Zapytała, nie spuszczając wzroku z ekranu.
- Nie bawią mnie takie rzeczy.
- Jak Bill... - Westchnęła.
- Bill założył sobie konto.
- Tak. Używa częściej tego firmowego niż prywatnego. - Uśmiechnęła się pod nosem.
- Gdyby nie ty, nie założyłby sobie go.
Wyszczerzyła się, w końcu unosząc na chłopaka wzrok. Widok jego wyeksponowanych, nienagannych mięśni klatki piersiowej przyprawił ją o napływ ciepła. W ogóle się nie spodziewała, że się tak ubierze. I bardzo się cieszyła w tym momencie, że uśmiechnęła się, nim na niego spojrzała, ponieważ teraz nie musiała ukrywać swojego uśmiechu z powodu jego wyglądu.
Tomowi podniosła się samoocena, widząc jej błysk w oku, gdy jej wzrok padł na jego tors. Uśmiechnął się cwaniacko i uniósł brwi, biorąc kolejny łyk swojej kawy.
- Tak będziesz jechać? - Nie mogła zostawić jego wyglądu bez komentarza, gdy tak bardzo ją zaintrygował nim.
- Czemu nie?
- Myślałam, że będziesz się maskować. Jedziemy do miasta. - Przypomniała, ponieważ wydawało jej się, że zapomniał o tym, że jest bardzo sławny w tym mieście.
- Nie będę się ubierać na cebulę, gdy za oknem jest upał. Poczekam na ciebie w aucie.
- To długo trwa... - Zmartwiła się. Nie chciała, żeby marnował godziny na czekaniu na nią w aucie!
- Więc poczekam na ciebie w środku. - Nie widział w niczym problemu. - Jedziemy? - Ponaglił.
- Jasne... - Odrzekła bez przekonania. Dopiła swą kawę i wyszli przed dom.
- Bill pojechał taksówką? - Zaskoczył się, widząc jego auto na podjeździe.
- Wziął dzisiaj wolne. Śpi. - Wyjaśniła Kornelia. - Dlatego chcę szybko to zrobić. Chcę wykorzystać jego spanie na swój nie pobyt w domu.
- Czaję... - Wsiedli w jego, robiące zawsze dobre wrażenie Cadillaca i ruszyli do miasta. Kornelia pstryknęła sobie parę selfie po drodze i jedno z nich, gdzie było widać bluzkę i jej brzuch wstawiła na profil.
Tom stwierdził, że jeśli się nie przebierze w inne ciuchy, to chyba zwariuje.
- Jak będziemy wracać, podjedziemy do piekarni?
- Jest wszystko w domu. - Zawiadomił.
- Tak, ale chciałam kupić świeże bułeczki... Bill lubi te słodkie, chciałam zrobić mu je na śniadanie. Zawsze je takie na śniadanie...
Tom uniósł ponownie ironicznie brew, skupiając wzrok na drodze.
- Nic mu się nie stanie, gdy raz nie zje...
- Oh... Ale jesteśmy w mieście, możemy podjechać i to dla niego zrobić...
- Dbasz o niego chyba zbyt bardzo...
- Dbam o niego, bo go kocham i sprawia mi przyjemność, gdy mu smakuje moje śniadanie.
- Dobrze. Już nic nie mówię. - Odrzekł z lekkim uśmiechem, zerkając na nią wymownie.
Kornelia się uśmiechnęła zawstydzona.
- No cooo...? Lubię, jak mu smakuje moje jedzenie... Jak wam smakuje moje jedzenie... -Poprawiła. - Oh! Wpadłam na pomysł! - Zawołała.
- Jaki?
- Jak wejdziesz tam ze mną i one cię zobaczą, i powiem, że to pilna sprawa, no wiesz, z tymi rzęsami i brwiami, to na pewno zrobią mi to od ręki. Polecą na twoją klatę, ty się, tak wiesz, uśmiechniesz do nich i na pewno to zrobią. - Była z siebie dumna, że wpadła na taką genialną myśl. - Dobre nie? - Cieszyła się.
Tom zdziwił się jej podejściem do sprawy, ale też go rozbawiło jej poruszenie i zacny plan.
- Chcesz mnie po prostu wykorzystać. Przyznaj się.
- Tak trochę... - Uśmiechnęła się do niego słodko.
Nie mógł nie przystać na to, gdy tak bardzo oddziaływała na jego emocje. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby jej odmówić, widząc jej uśmiech, na co wzdychał tylko w duchu.
- Zgodzisz się?
- Mam inne wyjście?
- SUPER! Dziękuję! Zaoszczędzę na czasie.
- Powiem im, że mają na to dwadzieścia minut. - Cieszył się, że nie będzie musiał tak długo czekać.
- Dwadzieścia minut? W dwadzieścia minut to one robią jedno oko... Nawet niecałe... - Skwasiła się.
Tom się zaśmiał na myśl, którą od razu się z nią podzielił.
- Jedna będzie ci robić jedno oko, druga, drugie. - Śmiał się.
- Ta... Trzecia jedną brew, czwarta - drugą. - Odrzekła ironicznie, po czym razem się zaśmiali.
Dojechali. Weszli. I było tak, jak się spodziewali. Dwie wypacykowane dziewczyny, wymieniły między sobą zaskoczony wzrok i od razu się szeroko do nich uśmiechnęły.
- Jak miło was widzieć! - Podleciała do nich jedna, bo druga miała klientkę.
- Was również. - Przywitała się z dziewczyną buziakami, a Tom wyciągnął do niej dłoń.
- Tom. - Uśmiechnął się lekko i pewnie.
- Klara. Miło cię poznać Tom. - Uścisnęła chłopakowi dłoń, podekscytowana.
- Klara? Tak nazywa się salon. - Zagadnął od razu bez zbędnych ceregieli.
- Tak. Jestem właścicielką. - Uśmiechnęła się zaszczycona, że zwrócił na to uwagę.
- To jeszcze milej poznać. - Uśmiechnął się do niej. Nawet nie musiał robić większych, znaczących min, kobieta już na jego zwykły, miły uśmiech reagowała ogromnym entuzjazmem, czując się wyjątkowo.
- Macie może wolne miejsce? - Zapytała Kornelia.
- Pewnie chciałaś dzisiaj? - Załapała.
- Jakby dało radę, to od zaraz. - Uśmiechnęła się. - Wypadło nam spotkanie i...
- Nie ma sprawy! - Przerwała jej. - Chodź, siadaj. - Wzięła Kornelię. - Tom możesz sobie tam usiąść, to trochę potrwa. - Czarnowłosa Klara wskazała na sofę, a ten z chęcią skorzystał z niej.
- Mam nadzieję, że to 'trochę' potrwa naprawdę 'trochę'. - Odrzekł zabawnym tonem, a dziewczyny zachichotały.
Kornelia przewróciła w myśli oczami. Poza tym, że nie sądziła, że tak łatwo pójdzie.
- Nie macie klientów na teraz? - Zaciekawiła się Kornelia.
- Mamy, ale to tam... - Klara machnęła ręką. - Poczekają. - Uśmiechnęła się do Kornelii. - Rzęsy? - Od razu zauważyła, swym profesjonalnym okiem.
- Tak. I brwi, ale najpierw rzęsy bym poprosiła.
- Te same?
- Tak.
- Już się robi. - Przyszykowała sobie stanowisko, w międzyczasie proponując Tomowi coś do picia, ale Tom odmówił, dziękując uprzejmie. Rozsiadł się na tej skórzanej kanapie, jakby to on był właścicielem tego salonu. Jego pewność siebie biła na kilometr. Zawsze Kornelię fascynowało to w Kaulitzach. To poczucie wielkiego JA w różnych miejscach, nawet tych całkiem obcych. Imponowało to jej.
Tom zagadywał dziewczyny. Nie był na siłę uprzejmy. Jego żartobliwe zdania, Kornelia słyszała na co dzień, lecz dziewczyny były nim zachwycone i prawie cały czas się śmiały. Tom taki już był. Nie dał się nie lubić. Zabawny, śmiały, urzekający, mówił zawsze tak dużo, ale żadne z tych słów nie obnażały jego duszy i jego osoby. To była jego taka maska, którą Kornelia już dawno odkryła. Każdy jego żart, czy zwykłe zdanie w takich sytuacjach i obcych miejscach, tak naprawdę były słowami puszczanymi na wiatr. Nie miały w ogóle znaczenia. Jednakże sprawiały miłą i bardzo luźną atmosferę i dobry humor u odbiorców.
      Cieszyła się, że w końcu jest między nimi normalna atmosfera. Zupełnie tak, jak na początku. W dodatku robił na wszystkich świetne wrażenie, dzięki czemu była dumna z tego, że to właśnie Ona może być dzisiaj przy jego boku. Był bardzo przystojnym mężczyzną. I zapewne, gdyby nie poznała pierwszego Billa, a Toma, może i by to właśnie w Nim się tak bardzo zakochała... Chyba... Pokręciła głową w myśli. Na pewno nie. Pan Kaulitz miał w sobie to coś unikatowego, co bardzo na nią wpływało.
Profesjonalna Klara nie zawalała swojej pracy, pomimo ciągłym napadom śmiechu. Dłonie też jej się nie trzęsły, nie to, co dziewczynie obok, która prawie w ogóle się nie odzywała, a tylko śmiała pod nosem.
- Ściągnęłaś już? - Zapytał śmiało Tom.
- Tak. Chcesz zobaczyć? - Zapytała Klara.
- No właśnie na to czekałem. - Już chciał wstać, gdy Kornelia się odwróciła do niego przodem.
- O ja... Jaka różnica. - Zaskoczył się. - Nie masz oczu! - Zawołał.
- Tak. Bez rzęs, mam małe oczy. - Przyznała ze śmiechem Kornelia, gdyż wszyscy znowu chichotali.
- Dobrze w sumie wyglądasz. Bardziej jak taka dziewczynka. - Uśmiechnął się, chcąc powiedzieć już te dwa słowa, które irytowały Kornelię.
- Już nic nie mów! - Zawołała do niego, wiedząc, co ma na myśli.
- No teraz nie wyglądasz jak nastoletnia kobieta. - Musiał to powiedzieć. - Teraz tylko jak nastolatka. A raczej jak taka mała nastolatka. - Śmiał się.
- Musiałeś, nie?
- Tak. - Przyznał z radochą.
Po godzinie dziesiątej pracowniczka obok przyjęła następną klientkę na rzęsy, gdy o wpół do jedenastej przyszła następna. Klara natychmiast kazała jej chwilę poczekać, bardzo łagodnym, przepraszającym tonem, tłumacząc się z sytuacji. Tom bawiąc się jednym z papilotów, które znalazł pod ręką, od razu przejął pałeczkę szefowej, racząc klientkę swoim jednym, przemiłym, choć intrygującym zdaniem, na które ta się zawstydzała.
- Siadaj. - Poklepał pewnie miejsce obok siebie. - Klara ma tak dobry humor, że szybko zleci. - Czarował dziewczynę swym pewnym wzrokiem. Ta speszona bez słowa usiadła obok niego. Tom ją chwilę zagadywał, a ta skrępowana z burakiem na twarzy, odpowiadała mu na zaczepki. Potem już tylko chodził znudzony po salonie. Przyglądał się chwilę pracy Klary, jak zakłada prawie że po jednej rzęsie na powiekę Kornelii.
- Masakra... Po co wy to robicie?  - Skomentował po chwili.
- Żeby być jeszcze piękniejszą. - Odrzekła z uśmiechem Klara.
- Sama sobie też tak potrafisz przykleić rzęsy?
Klara się zaśmiała głośno, jakby coś jej się przypomniało.
- Raczej korzystam z rąk swoich pracowników, ale kiedyś przykleiłam sobie całe i były za długie, więc wzięłam nożyczki i skracałam. Tak sobie dziabłam nimi w oko, że aż chciałam jechać do szpitala...
Kornelia się zaśmiała głośno.
- Nigdy nie sądziłam, że przyklejanie rzęs może być tak niebezpieczne! - Przyznała ze śmiechem.
- Ja też nie. Nigdy już tego nie zrobiłam. Dziewczyny mi robią rzęsy. - Przyznała ze śmiechem.
Tom nie mógł wystać w miejscu. Grzebał dziewczynom w gablotkach, zrobił sobie kawę, korzystając z ich zaplecza. Czuł się po prostu, jak u siebie, a Klarze kompletnie to nie przeszkadzało. Była nim zauroczona. Na koniec zapytała, czy może zrobić sobie z nimi zdjęcie i wrzucić na fanpage na Facebooku w celach reklamowych. Tom grzecznie odmówił, ale ta sobie nie odmówiła zrobić z Kornelią takiego zdjęcia. Kornelia zgodziła się na wstawienie. Dobrze jej robiła rzęsy i brwi, nie narzekała, wręcz była zadowolona z jej pracy, dlatego sama nawet w komentarzu poleciła salon.
- Nie mów Billowi o tym, że się na to zgodziłaś. - Odrzekł Tom, już jadąc autem. Nagle stał się bardzo poważny, gdy w salonie dopisywał mu humor.
- Dlaczego?
- Podpisałaś umowę, w której było oświadczenie, że nie będziesz w ciągu roku reklamować i pracować z nikim innym prócz jego Domu Mody.
- Takiego czegoś też nie mogłam zrobić!? - Zawołała przerażona.
- To tez się liczy jako reklama. - Wyjaśnił.
- Omg... Nie wiedziałam, że to też się zalicza...
- Toć spoko. - Zaśmiał się, widząc dziewczyny poruszenie. - Jak nie będzie widział, to będzie dobrze.
- Co, jeśli się dowie?
- Będzie pewnie wkurzony, ale to tylko zdjęcie, więc... Myślę, że nie odbierze tego tak. Powiesz mu, że to tylko zdjęcie z twoją fanką. - Zaśmiał się.
- Tak. W salonie, na dodatek zgodziłam się na wstawienie tego zdjęcia na fanpage salonu... Czemu mi nie powiedziałeś o tym wcześniej, zanim zrobiłeś nam zdjęcie?
- Teraz o tym pomyślałem. - Przyznał z uśmiechem. - Dobra, nie oraj się. Nie zobaczy tego. Chyba nie śledzi cię w sieci.
- Nie wiem tego.
- Jakoś to będzie. Wkręcisz, że zrobiła to bez twojej wiedzy.
- To się do niej przyczepi!
- To co. - Wzruszył ramieniem.
- To, że nie chcę, żeby ktoś się czepiał kogoś, o coś, gdy jest temu niewinny.
- Dobra. Przestań. Nie będzie tego widział. Myślisz, że on wchodzi na fanpage salonów piękności? - Śmiał się.
- Jak ktoś roześle to zdjęcie, to kto wie, czy nie zobaczy tego, gdzie indziej.
- Jezu... Mogłem ci tego w ogóle nie mówić...
- Stresuję się teraz... - Mruknęła.
- Masz zrobione rzęsy. Zajmij się nimi. - Odrzekł, by już zakończyć ten temat. Prawie się udało, ponieważ po jego zdaniu Kornelia zajęła się swoim widokiem w lusterku.
- Pięknie mi je zrobiła... Jestem zadowolona...


CDN

Komentarze

  1. Miło się czyta o Tomie, który nie zachowuje się jak burak tylko jak normalny, dobry przyjaciel. Zastanawiające jest jego zachowanie w stosunku do Kornelii, mam nadzieję, że nie wyniknie z tego jakiś romans. To byłoby zaskoczenie!
    Odcinek rzeczywiście przyjemnie się czytało. Dobrze, że wreszcie wszyscy zrobili sobie chociaż jeden czy dwa dni wolnego. Nie da się pracować non stop i wiecznie wstawać o konkretnej godzinie i być przy tym wypoczętym.
    Może dzięki takiej przerwie wszyscy będą mieć lepsze nastawienie do pracy.
    Czekam na kolejny odcinek!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg