22. Nakładka

Chyba nikt niczego nie zauważył... Tak. "Przespałam" środę, dlatego odcinek pojawia się dzisiaj. Nie mam pojęcia, dlaczego tak wyszło. :o Pierwszy raz mi się takie coś zdarzyło i mam nadzieję, że ostatni. Lubię mieć porządek w kalendarzu ;) Choć myślę, że nawet by nikt prócz paru osób nie zauważył nawet, jakbym porzuciła tego bloga...
Dajcie o sobie znać w komentarzach.

A więc do rzeczy: Rozdział zrobiony z 2. różnych z zamiarem przyśpieszenia toku wydarzeń. A zatem idzie najdłuższy rozdział, jaki kiedykolwiek się pojawił na tym blogu. 22. strony. Czytając rozdział, nie czułam się nim zbytnio zmęczona, ponieważ dzieje się parę - moich zdaniem - ciekawych/śmiesznych/istotnych spraw. Dlatego już nie dokładam kolejnej strony wstępem i po prostu zapraszam, czekając niecierpliwie na komentarze.

PS. Od razu zaproszę w dniu jutrzejszym na nowy odcinek na "Astral Love "
W sobotę na nowy odcinek " Lux Hotel "
No i w niedzielę z powrotem tutaj. ;)

Nie wiem, jak się wyrobię z tym wszystkim, ale mam nadzieję, że dam radę :o


22


Nakładka

"Uczucia nie można wymusić. Byłabyś w stanie udawać przed nim miłość?"


- Nie wierzę Tom, że on jeszcze śpi! - Zawołała cicho, wchodząc do domu i nie widząc w nim żywej duszy.
- Jak mu się pozwoli, to prześpi cały dzień.
- Naprawdę? - Zaskoczyła się.
- No tak. - Zaśmiał się. - Też tak czasem potrafię...
- Jak pan Kaulitz będzie tak spać, to się nie opłaca robić śniadania, tylko od razu obiad.
- Ja z chęcią bym się glebnął na kanapę i nie wstawał do końca dnia.
Tak też zrobił. Jednakże myśl, że Kornelia paraduje w kuchni, nie pozwoliła mu długo leżeć. Miał dziwną energię przy niej. Otaczał się cały ranek ładnymi dziewczynami i spędził z nimi czas na pogaduszkach. Czuł się z tym rewelacyjnie. Gdy zmierzał już do kuchni, wpadła mu myśl, że gdyby on miał tak wyglądającą dziewczynę, nie wytrwałby w celibacie ani jednego dnia. Podziwiał swojego brata, że potrafi się opanować. Zresztą o wilku mowa.

***

Kornelia z Tomem zajęli od razu miejsca na kanapie, gdy Bill chodził podekscytowany razem z ciocią po domu.
- Ohh jakie piękne! - Zachwycała się ciuchami. - Wcisnę się w tę bluzkę? - Oglądała ciuchy. - Nie macie pojęcia, jaka ja jestem z was dumna. - Kręciła głową z niedowierzaniem i ogromem zachwytu.
Kornelia tym razem wszystkie słowa już rozumiała i nikt nie musiał jej nic tłumaczyć. Cieszyła się, że w końcu będzie mogła, chociaż o czymkolwiek z nimi porozmawiać i choć trochę się poznać.
- Ta sukienka też jest z waszej kolekcji. - Wskazała na sukienkę Kornelii.
- Tak. - Cieszył się Bill.
- Podoba mi się bardzo. Mogłaby mi ją pokazać? - Zapytała Billa.
Czarnowłosa podniosła się i zaprezentowała sukienkę.
- Kornelia już normalnie rozmawia w języku niemieckim.
- Tak? - Ucieszyła się. - To super. W końcu będziemy mogły porozmawiać.
- Tak. Też się cieszę.
- Ale supeeer... Akurat, by mi zakrywała fałdy na brzuchu. - Zaśmiali się wszyscy. Choć Kornelia nie rozumiała co to jest "Fettfalten", tak również się zaśmiała, domyślając się, o co może chodzić. - Ale gdzie ja się będę tak pindrzyć? Powiedzcie mi. Simone to ma high life, a ja? Zapierniczam na dwie zmiany. Powiedzcie mi, kiedy ja mam się tak pięknie ubierać? - Zachwycała wzrok ciuchami. - Jak ja mam wolne, to nawet nie chce mi się przebierać i w podomkach latam.
- Czas może coś zmienić i wyjść z wujkiem na drinka. - Doradził Tom.
- Oj, Tom. Żeby to było takie łatwe do zrobienia.
- Ja nie widzę w tym żadnego problemu, wyjść gdzieś wieczorem. Przynajmniej Nina z Fabianem będą mieli dom dla siebie.
- No! Proszę cię, Tom. Już są prawie dorośli, ale i tak się boję to zrobić. Jak nie czują bata nad sobą, to im odbija. Nie tak, jak wam, ale też mają rogi.
Bill się zaśmiał.
- My byliśmy grzecznymi synami.
- Pewnie, że tak. - Podtrzymywał słowo brata Tom.
- Tak. Już ja znam waszą 'grzeczność', Simone nie raz dzwoniła i narzekała, że nie może sobie z wami poradzić. Robiliście, co wam się podobało. Ja nie wychowuję tak swoich dzieci. Weszliby mi na głowę.
- Nie ciociu. To było coś innego. - Zaczął Tom.
- Mama nam ufała. Dlatego mogliśmy robić, co chcemy. Przez to, że nie mieliśmy rygoru, sami musieliśmy zdawać sobie sprawę, co robimy źle, a co jest dobre. - Wtrącił Bill.
- Przez to musieliśmy stać się wiele szybciej odpowiedzialni. - Dokończył Tom.
- Ah... Kaulitze... - Westchnęła Emily, rzucając porozumiewawcze spojrzenie Kornelii, dlatego ta uśmiechnęła się do kobiety.
- Ty też tak bezstresowo zostałaś wychowana?
- Nie. - Pokręciła głową z lekkim śmiechem. - W ogóle nie. Ja miałam straszny rygor. Prawie nic nie mogłam robić. Po szkole prosto do domu, musiałam robić obiad, odrobić lekcje, uczyć się, ewentualnie potem mogłam na chwilę wyjść, ale w wyznaczonych godzinach, musiałam wracać najpóźniej o dwudziestej do domu, zrobić kolację, wtedy mogłam iść spać. Nie zawsze nawet wychodziłam, ponieważ musiałam sprzątać...
- To jest wychowanie. - Wskazała otwartą dłonią w stronę Kornelii, jako przykład.
Chłopcy wymienili się ironicznymi spojrzeniami.
- Nela miała katorgę, nie 'wychowanie'. - Przyznał Tom.
- Dokładnie. - Przytaknęła Kornelia.
- Dzięki temu dzieciaki uczą się, co to są obowiązki. Oni w ogóle nie spełniają swoich, nawet tych dotyczących sprzątania swojego pokoju. Mają totalny syf. W szczególności Fabian. Nawet talerzyków nie potrafią wynieść do kuchni po sobie, ale chodzą tam parę razy dziennie. - Narzekała, a Kaulitzowie śmiali się pod nosami.
- Ja tu wam gadam, a pewnie głodni jesteście. Idę przygotować obiad. Fabian z Ninką zaraz przyjdą do domu. - Zerknęła na zegarek.
- Spoko. Nie musisz robić obiadu. Zamówimy pizze. - Wymyślił Tom.
- Pewnie. - Przyznał Bill. - Chodź, usiądź i z nami porozmawiaj. I tak się wprosiliśmy dzisiaj do  ciebie. Nie kłopocz się.  - Blondyn w końcu usiadł, przy stole, ale zwrócony do reszty.
- To chociaż pójdę się doprowadzić do normalności. Czuję się przy was jak... Nie powiem co. - Uśmiechnęła się, rzucając spojrzeniem na ich wygląd.
- Spoko. Ja zamówię pizze. - Zawołał do kobiety Tom, wyciągając swój telefon.
Kornelia podniosła się ponownie z miejsca i podeszła do okna, rzucić okiem na widok za nim. Kompletnie nie wyobrażała sobie życia na takim osiedlu. Okno w okno. W sumie jej apartament w Berlinie też był niemalże okno w okno z kamienicą naprzeciwko, ale jakoś nie przykuwała do tego większej wagi. Zresztą wystawa miniaturowych kaktusów na parapecie bardziej ją zainteresowała. Mieli cały parapet zajęty kolorowymi doniczkami.

***

- Hej... - Mruknął zaspany blondyn, odziany w dres.
- Dzień dobry panie Kaulitz. - Kornelia natychmiast do niego podeszła i pocałowała jego policzek. Co najmniej, jakby go nie widziała kawał czasu. - Zapraszam do stołu.  Odsunęła mu krzesło.
Kaulitz miał wrażenie, jakby przespał cały dzień i nie wie, co się dzieje, zwłaszcza że Tom z Kornelią wyglądali, jakby już przeżyli swój dzień.
- Co wy tacy... W dobrych humorach? - Zapytał, przysiadając od razu do stołu jadalnianego, na którym widział wyeksponowane produkty śniadaniowe. Kornelia je cały czas znosiła, by po chwili usiąść przy nim. Tom nie miał wyjścia. Głód go przerósł i zamierzał skosztować późnego śniadania.
- Normalni jesteśmy panie Kaulitz. - Wyjaśniła uśmiechnięta Kornelia.
- Co robiliście? - Nie uwierzył Kornelii.
- Byliśmy u kosmetyczki i na zakupach. Tom powiedział, że potrafisz przespać cały dzień i się zmartwiłam, że nasze wolne będzie tak wyglądać.
Kaulitz zerknął ironicznie na brata.
- Rzadko mi się zdarza spać cały dzień. - Wyjaśnił. - Byłaś tak ubrana w mieście?
- Tak. - Nie rozumiała, a on już więcej nic nie powiedział.
Zdenerwował się, że Kornelia chodzi taka obnażona po berlińskich ulicach. Nie pasowało mu to, że inni faceci mogli ją taką oglądać. Jedyna myśl pocieszająca go w tej chwili to myśl, w której dziękował im, że go nie obudzili i nie zabrali ze sobą. Zapewne wynikłaby z tego jakaś kłótnia. Teraz to jakoś przegryzł.
Obserwował ich chwilę. Już dawno Kornelia nie była dla niego tak uprzejma, jak teraz. Nie narzekał. Wręcz przeciwnie. Pragnął, by zawsze go tak traktowała.
- Co planujesz na urodziny? - Rozpoczął nowy temat, nie chcąc już gnębić swoich myśli wyobrażeniami, co do ich pobytu w mieście.
- Nie wiem. - Tom wzruszył ramieniem. - A co mam planować?
- Nie robisz żadnego przyjęcia urodzinowego? - Podłapała temat Kornelia.
- Nie. - Uśmiechnął się jakby z wyśmianiem, marszcząc brwi.
- Tom nie wyprawia urodzin w swoje urodziny. Zazwyczaj robimy je razem w moje urodziny. Teraz wypadnie to, trzydziesty - trzydziesty pierwszy. Weekend. - Kaulitz zerkał w kalendarz w swoim telefonie.
- Co masz dla mnie? - Zażartował Tom, zerkając na dziewczynę.
- Nic jeszcze... A co byś chciał? - Mówiła rozbawiona.
- Wakacje w Miami. Tańczące kobiety, plaża, alkohol, skutery wodne... - Rozmarzył się.
- Mhm... - Przyłączył się do brata blondyn.
- Świetny pomysł! - Zajrzała natychmiast w sieć.
Tom wymienił z bratem zaskoczone spojrzenia, ale nic nie powiedzieli, ciekawi Kornelii wyjaśnień.
- Żartowałem. - Wyznał w końcu Tom, widząc, że Kornelia naprawdę przyjęła do siebie jego słowa i przegląda hotele w Miami.
- Ja nie. Przynajmniej będzie to udany prezent. - Wytłumaczyła.
Kaulitzowie ponownie zerknęli na siebie zaskoczeni.

***

- Jakie słodkie to jest... Jak jest 'cactus' w języku niemieckim?
- Kaktus. - Uśmiechnął się przyjaźnie blondyn, sam podchodząc do parapetu, badając go wzrokiem.
- Nie powiem, co mi przypomina... - Wziął jednego w dłoń.
- Mi wszystkie to przypominają. - Wyznała ze śmiechem. - Ten mi przypomina tylko cycki. - Wzięła inny. - Albo tyłek.
- Głodnemu chleb na myśli. - Odrzekł z uśmiechem blondyn, zerkając na parę prowokująco. Kornelia się zawstydziła.
- Wcale nie. - Pokręciła speszona głową. - Każdemu pewnie to przypomina... Tom! Spójrz na to. - Zaprezentowała mu swój, a Bill wziął inny i wyeksponował go pod doniczką Kornelii, dzięki czemu jednoznaczny obraz z tego powstał.
Tom ze zmarszczonym czołem i głupim uśmiechem obdarzył parę rozbawionym wzrokiem. - Weźcie się w końcu przelećcie i nie będziecie mieli takich zboczonych myśli.
- Oh! Ty to od razu o jednym... To są kaktusy... - Zawstydziła się znowu, choć nie chciała tego pokazać. Odłożyła doniczkę na miejsce.
- Bill też ma kaktusa. Wiele większego i niekującego.
Bill zerknął na brata, upewniając się, czy dobrze się czuje, ale bawiło go zawstydzenie Kornelii, pomimo że sam się trochę skrępował.
Kornelia nie wiedziała, co ma powiedzieć, tak bardzo wprawił ją w zakłopotanie, że uciekły jej wszystkie logiczne słowa.
- Jesteś głupi... - Wyznała w końcu i odeszła od okna. Niestety nie na daleką odległość, ponieważ poczuła na swej talii blondyna dłonie, które ją przyciągnęły do niego. Odwróciła się więc tyłem do Toma. Nawet było jej to na rękę w tym momencie. Zawiesiła ręce na jego szyi i się do niego przytuliła.
- Oh, no nie wstydź się już tak bardzo. Zapomniałem, że nie poznałaś tej przyjemności. - Ładował ją Tom jak cały dzisiejszy dzień.
- Przestań już. - Zwrócił mu uwagę brat i pogłaskał Kornelię po plecach.
Drzwi wejściowe się otworzyły, co wcale ich nie zaskoczyło, ponieważ słyszeli już zza ścian, że ktoś idzie po klatce schodowej. Okazało się, że to Nina z Fabianem, dyskutujący między sobą.

***

- Oszalałaś! Toć sam sobie pojadę gdzieś. - Tom poczuł się co najmniej dziwnie w tej sytuacji. Poczuł się jak biedak, żebrzący o wakacje.
- Ale mogę zapłacić ci, chociaż za hotel. Siedem dni odchamienia ci wystarczy?
- Kornelio... - Zaskoczył się jeszcze bardziej blondyn, a ta się tylko uśmiechnęła do niego.
- Nie. Dwa. - Wyznał ironicznie Tom. - Albo miesiąc.
- Heeej... Tydzień mogę ewentualnie przyjąć. - Uśmiechnęła się do czarnowłosego.
- Spoko. To od razu dwa miejsca. - Ładował ją, znacząco uśmiechając się do brata, który milczał zaciekawiony tym tematem.
- Chcesz kogoś zabrać?
- Jak to kogo? Billa oczywiście. Za dwa tygodnie też ma urodziny. Sam nie jadę.
Kornelia lekko zdziwiona zerknęła na blondyna, ale on się tylko uśmiechał.
- Nie wiem, czy chciałabym, żeby pan Kaulitz się bawił z obcymi kobietami. - Wyznała.
- Nie ufasz mu? - Tom uniósł prowokująco brew.
- Ufam, ale nie wiem...
- Jeśli wróci do ciebie, to znaczyć będzie, że serio cię kocha. - Zaśmiali się.
- Ehm... No dobrze. Dwa osobne pokoje?
- Oczywiście. Myślisz, że chcę, żeby Bill patrzył, jak się pieprzę z jakąś laską?
- Ekhm... - Uśmiechnęła się pod nosem. Jeszcze się nie przyzwyczaiła do takich jawnych komentarzy na temat uprawiania seksu. - A, kto zostanie w firmie? - Zerknęła uważnie na obydwóch.
- Ty, a kto? Zastępowałaś już Billa z tego, co wiem. - Ładował ją cały czas. Miał radochę, że Kornelia tak serio odbiera jego słowa.
- Tydzień mam cię zastępować? - Przeraziła się.
- Nie. Dwa tygodnie. - Przypomniał Tom z uśmiechem. - Ani razu nie byliśmy w tym roku na wakacjach, trzeba je dobrze spędzić.
- Nie jestem pewna...
- Przestańcie. Nigdzie nie jadę. - Odezwał się w końcu Kaulitz. Nie wierzył, że Kornelia byłaby w stanie naprawdę to zrobić, a Tom bezczelnie robił sobie z niej żarty. Zaczęło go to irytować.
- To ja też nie jadę. - Zawiadomił Tom.
Kornelia chwilę analizowała temat. Stwierdziła, że chyba nie będzie głupia, jeśli to zrobi dla nich. A nawet, jakby ją zdradził, to się o tym nie dowie... Ale czy warto trzymać swojego chłopaka tak na uwięzi? To by był dobry moment, w którym będą mogli sobie udowodnić, że się naprawdę kochają.
- No dobrze... - Stwierdziła. - Niech stracę... Ufam ci. - Wyjaśniła mężczyźnie. - Nie mam powodu, żeby panu nie ufać, a ja też nie chcę być zrzędzącą dziewczyną. Mam nadzieję, że w ten sposób, jakoś docenisz to, że zgodziłam się na taki wyjazd...
Tom się już cieszył, a Bill był już naprawdę w szoku.
- Naprawdę to zrobisz? - Niedowierzał.
- Tak. Wezmę ci pokój z pojedynczym łóżkiem. - Uśmiechnęła się.
Tom się głośno zaśmiał.
- Nie wiesz, że na takim lepiej jest się przytulać do dziewczyny?
- Jeszcze jeden taki komentarz i kupię ci na urodziny czekoladki. - Zagroziła Kornelia.
- Hahah...
- Boję się to zrobić, ale chyba nie mam, o co się bać? - Zerknęła ponownie na Kaulitza.
- Nie. To twoja decyzja. - Zaznaczył blondyn.
- Wiem, ale nie mam się, o co bać? - Ponowiła pytanie.
- Nie. Dlaczego tak uważasz?
- Nie wiem...
- Jak nie jesteś pewna, to tego nie rób i daj Tomowi czekoladki.
- Jeśli wrócisz i powiesz, że nie chcesz ze mną być...

***

- Nieee... Nie chcę mi się iść sam. Chodź, ktoś ze mną. - Marudził Fabian, gdy ciocia wysyłała go po napoje do sklepu.
- Idź, nie marudź. Tobie to szybko pójdzie. - Rozkazała ciocia.
- Niech Nina idzie.
- Ja nigdzie nie idę! - Zawołała od razu oburzona.
Kornelia się uśmiechnęła, słysząc tę wymianę zdań. Podniosła się z kanapy, wyślizgując z objęć chłopaka.
- Ja z tobą pójdę, chodź. - Uśmiechnęła się przyjaźnie.
Wszyscy ponownie zerknęli na nią zaciekawieni z uśmiechem na ustach.
- Gdzieee? On sam pójdzie, przestań, będziesz latać po osiedlu. - Cioci było głupio.
- Z chęcią pójdę. Weźmiemy Daisy na spacerek przy okazji, kucnęła do pieska i go poczochrała po kudłatej, białej głowie. - Nigdy nie miałam psa i pierwszy raz w życiu jestem na takim osiedlu.  Chętnie się przejdę. - Wyjaśniła cioci. - Chodź Fabian. Zapniesz mi pieska. - Rozkazała miło i wyszła na przedpokój.
Fabian stał na środku salonu z głupią, zdziwioną miną. Tom z Billem się zaśmiali pod nosem na widok jego krzywej miny. Bill rozłożył ręce, oznajmiając mu, że musi iść.
- Serio chcesz iść do spożywczaka? - Zawołał do Kornelii.
Czarnowłosa stanęła w drzwiach zaciekawiona.
- Dlaczego nie?
- No nie wiem... - Teraz jemu zrobiło się głupio.  - Nie wyglądasz na taką, co chodzi do spożywczaka na zakupy. - Zerknął na jej ubranie, buty i na nią całą, wcale tego nie ukrywając.
- To, że tak nie wyglądam, nie znaczy, że nie mam ludzkich potrzeb takich jak zaspokajanie pragnienia. - Uniosła brew. - Wow. - Przeszło jej przez myśl. Nigdy nie sądziła, że po wyglądzie można stwierdzić, że się nie chodzi do spożywczaka! A niby gdzie można chodzić na zakupy, jeśli spożywczak jest najbliższym sklepem?
Kaulitzowie wymienili między sobą spojrzenia.
- Idziesz? Mam ochotę zjeść loda. - Wyszła, a Tom się zaśmiał, za co dostał przez ramię od brata, który końcem końców też się uśmiechnął i pokręcił głową. Obydwoje, dzięki Tomowi oczywiście, mieli sprośne myśli i to cały dzień...
Nina się przyglądała temu wszystkiemu z lekką zazdrością. Twierdziła, że Kornelia robi znowu tylko pokazówkę, pomimo że teraz zapragnęła iść z nimi do sklepu.
Fabian zapiął psa, wręczył Kornelii smycz i wyszli z mieszkania.
- Jaki grzeczny. - Odrzekła zaskoczona ciocia, nie mogąc przeżyć, że jej syn się tak zachował. Po pierwsze, nigdy nie zabierał ze sobą psa, bo uważał, że nie pasuje do niego i nie będzie robić z siebie 'pedała', a po drugie nigdy nie lubił, gdy się ktoś nim wysługuje.
- Chcesz ją na trochę? Ustawi ci syna. - Zaśmiał się Tom. - To chyba w większości zasługa Billa. - Dodał już mniej radośnie Tom, a Bill przyjął triumfalną minę.
- Pantoflujesz jej? - Zapytała z żartem blondyna.
- Nie. Znamy swoje miejsca i tyle. - Wyjaśnił prosto i dumnie.
- Tak. Cały czas siedzi jak dama. - Skomentowała ciocia.
- Ona jest sztywniarą... - Dodała Nina.
- Typowa dziewczyna. - Wyjaśnił Tom. - Cały ranek przesiedziałem z nią na rzęsach i brwiach... - Wyrzucił lekko rozżalony, jakby pragnął odrobinę litości dla swojej osoby.
- Kornelia jest moją małą damą. - Mówił szczęśliwy Bill.
- To nie zmienia faktu, że wrócą za jakąś godzinę. - Skwasił się Tom.
Bill się zaśmiał.
- Ja stawiam na pół godziny.
- Czemu tak długo? Sklep jest dziesięć minut stąd. - Skwasiła się również Nina, naprawdę chciała się napić zimnej coli.
- Znając Nelę, wyciągnie go gdzieś. - Wyjaśnił Tom.

***

- Słucham? - Przerwał jej blondyn, poruszony jej przypuszczeniem.
Kornelia się uśmiechnęła.
- Nie wierzysz w to, że cię kocham? - Oburzył się i to nie na żarty.
- Wierzę, ale alkohol plus kusa dziewczyna i facet, to może się coś wydarzyć.
- Dlatego, jeśli nie jesteś pewna, to tego nie rób. - Wytłumaczył już poważnie.
- Oh... Będę głupia, jeśli coś się stanie i będę żałować tego do końca życia... Ale chcę ci zaufać. Chcę, żebyście spędzili miło czas. - Była w kropce.
- Jak będziesz miała urodziny, to wyślemy cię na miesięczne wakacje. - Śmiał się Tom.
- Nie dzięki. Wolę je spędzać z bliskimi.
- Też bym wolał, żebyś pojechała z nami. - Wyjawił w końcu blondyn, choć przyznając się szczerze, nie pomyślał o tym wcześniej.
- Nie... Chciałabym, żeby to był czas tylko dla was...
- No i pięknie! - Zawołał radośnie Tom. - Jeśli to zrobisz, to będę zazdrościć Billowi Ciebie.
- Dlaczego? Żadna inna, by tego nie zrobiła? - Zaciekawiła się.
- Nie. - Śmiał się.
- Żadna inna wam nie ufała tak bardzo?
- Nie.
- Ehh... Zniechęciłeś mnie... Dostaniesz czekoladki. - Zdecydowała.
- A było już tak blisko. - Śmiał się. - To nie zmienia faktu, że i tak pojedziemy na takie wakacje.
- Ale będę miała czyste sumienie, że to nie ja doprowadziłam do jakiegoś, możliwego konfliktu.
- Ja nie chcę jechać do Miami. - Wtrącił Kaulitz. - Chcę jechać na wyspy. Na Malediwy. - Wymienił z bratem spojrzenia.
- Okay. To jedźcie. Kupie wam na urodziny girlandy. - Uśmiechnęła się. - Ehh... Tak naprawdę nie wiem, co mogę wam z prezentować. Wszystko macie...
- Ja nic nie chcę. Dla mnie będzie prezentem to, że będę mógł spokojnie wypocząć, nie martwiąc się o to, że w firmie jest chaos. - Odrzekł rozmarzony blondyn.
- Mi możesz podarować wielkiego buziaka, jakąś dobrą whisky i czekoladki.
Zaśmiali się.
- Co? Lubię czekoladki. - Wyjaśnił.
- Dobrze. Kupię wam czekoladki. - Śmiała się.
- Nie przepadam za czekoladą. - Wyjaśnił Kaulitz.
Kornelia się skwasiła. Miała wrażenie, jakby to Ona teraz siedziała z małymi chłopcami.
- Dobra. Skoro jesteśmy dziś ludźmi bezrobotnymi, to może pojedziemy gdzieś? - Zaproponował Tom.
- Dokąd?
- Nie wiem. W jakieś ładne miejsce. - Sam nie wiedział, gdzie by chciał jechać.
- Mi się nie chcę nigdzie jechać. Najlepiej bym przeleżał całe te cztery dni w łóżku. - Marudził Bill.
- Ale wy jesteście... - Westchnął Tom.
- Może pojedziemy w sobotę do cioci? - Wyrwał Bill.
Tom od razu się skwasił, a Kornelia przypomniała, że ma szkołę w weekend.
- Więc jutro albo dzisiaj. Pojedziemy po obiedzie i wrócimy wieczorem. - Zdecydował.
- Ewentualnie na takie coś mogę się zgodzić. - Zawiadomił Tom.
- Zadzwonię do mamy zapytać, czy może chce jechać z nami...
- Mama jest w LA.
- Ahm... No tak. - Przypomniał sobie. - I tak do niej zadzwonię i idę się doprowadzić do ładu. A wy możecie jechać na zakupy, skoro jesteście wyjściowi. Mnie się nie chcę nigdzie jechać. Kupcie jakieś dobre wino do cioci. Ja nie prowadzę. - Zerknął na Toma. - I coś słodkiego. Jakieś ciasto. Ja do nich zadzwonię i zapowiem nasz przyjazd. Możecie mi kupić żelki i actimele, tylko tego chcę... I zgrzewkę coli.
Tom kiwnął charakterystycznie głową na brata, zerkając ironicznie na Kornelię. Ta się zaśmiała, wiedząc, o co czarnowłosemu chodzi.
- Wczuwasz się w rolę prezesa nawet w domu. - Śmiała się.
Kaulitz się uśmiechnął, a jego mina mówiła "Bo ja mogę".
- Musi ktoś. - Odrzekł, lekko speszony.
- Dobrze. Coś jeszcze pan Kaulitz sobie życzy? - Śmiała się Kornelia.
- Nie. - Uśmiechał się. - Tak. - Wpadł jednak na coś, przez co Tom się wyśmiał. - Zróbcie zakupy szybko. Nie chcę na was czekać.
- Jaka norma jest na to? - Zażartował Tom.
Bill ponownie zrobił wywyższającą się minę i ruszył na piętro, uprzednio dając Kornelii buziaka.
- Sprawdź w zleceniu. - Rzucił, będąc na schodach.
Tom pokręcił głową i westchnął głośno.
- Oj Billy, Billy...
- On już ma chyba taki charakter. - Zaśmiała się Kornelia w czasie drogi, która nie była zbyt długa. Tom potrafił mieć czasem ciężką nogę.
- Ta...
- Zawsze taki był? - Zaciekawiła się.
- Chyba tak. Czasem bardziej, czasem mniej, ale tak. - Wysiedli na parkingu. - Kiedyś nie był tylko taki przy Andreasie. Nie wiem, czemu, ale Andreas miał na niego taki wpływ, że Bill czasem się robił malutki.
- No musisz przyznać, że Andreas ma coś takiego w sobie, jak Bill. Jego pewność też demobilizuje. - Przyznała lekko zniesmaczona.
- Czy ja wiem? Na mnie tak nie działa.
- Na mnie tak. Czasem, podczas zdjęć bałam się do niego odezwać, ponieważ obawiałam się, że powie głośno coś bardzo zawstydzającego i się po prostu spalę, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Takie robi wrażenie.
- Ta... Lubi zawstydzać ludzi.
- Czasem jest po prostu chamem. - Przyznała ze śmiechem.
- Dobre określenie, hah...
- Dziwne, że Bill przy nim taki jest. Nie zauważyłam tego.
- Teraz już tak nie. Mówię, że kiedyś tak było, gdy chodziliśmy jeszcze do szkoły. Andreas miał siłę przebicia. Lubił gnębić ludzi.
- Myślisz, że Bill się tego nauczył od niego?
- Może... Nie wiem. - Wzruszył ramieniem. - Bill zawsze lubił wszystkimi i wszystkim rządzić. Zawsze w szkole manipulowaliśmy kolegami. Robili to, co chcieliśmy. - Zaśmiał się wrednie. - To było zabawne...
- Nie lubilibyśmy się, więc, gdybyśmy chodzili ze sobą do szkoły. Nigdy nie lubiłam takich ludzi.
- Jak nie. Byłabyś w naszej grupie.
- Nie.
- Jasne, że tak.
- Oczywiście, że nie. Nie chciałabym być w Takiej grupie.
- Jak nie. Pragnęłabyś tego.
Kornelia się zaśmiała.
- Nienawidziłabym was!
- To byśmy cię gnębili i nie miałabyś życia w szkole. - Mówił z uśmiechem.

***

- Robi tak, bo jest uprzedzona, nie przejmuj się nią. Jest mi trochę przykro, że tak się zachowuje, ale i tak bardziej cieszy mnie to, że mogę spędzić z wami trochę czasu i chociaż popatrzeć, jak się zachowują ciocie i kuzyni w rodzinie. - Zaśmiała się.
- Serio nie masz rodziny?
- Nie mam. Nigdy ich nie poznałam. Nie wiem nawet, czy istnieje ktoś taki. Zawsze myślałam, że jeśli oni wiedzą o mnie, to sami by się odezwali, a skoro tego nie robią, to chyba nie chcą mnie znać.
- A może nie wiedzą?
- Nie wiem. Jeśli nie wiedzą, że istnieję i ja nie wiem, czy oni istnieją, to kółko się zamyka.
- Nigdy nie chciałaś się dowiedzieć? Ja na twoim miejscu zaraz bym szukał.
Kornelia się zaśmiała.
- Jak ja mam szukać kogoś, kto nawet nie wiem, czy istnieje?
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Zacząłbym chyba od taty. Znalazłbym jego rodziców, później dowiedziałbym się, czy nie miał rodzeństwa, jeśli by miał, to bym znalazł tych wujków i ciocie. Też byś może miała kuzynów.
Kornelia się uśmiechnęła rozmarzona.
- Może masz rację... Ale. Jeśli bym ich znalazła, to co wtedy? Przyszłabym do ich domu, tak? Zapukałabym w drzwi i co? Powiedziałabym 'cześć, to ja córka twojego brata. Fajnie cię poznać, zostaniesz moją rodziną?'
Fabian się zaśmiał głośno, słysząc próbę przemowy.
- Głupio to brzmi. - Przyznał.
- Właśnie. A co jeśli, zamknęliby mi drzwi przed nosem? Nie chcieliby mnie znać? Zraniłoby mnie to, że tyle czasu ich szukałam, planowałam przemowy powitalne, a oni by mnie odrzucili.
- To też fakt... Ale przynajmniej byś wiedziała, że są.
- Zrobiłbyś to bez względu na wszystko?
-Tak.
- Ciekawe... - Zamyśliła się. - W sumie, gdyby takie coś zrobili, byłoby jak dawniej. Wróciłabym do Billa i dalej z nim żyła, bez zmian. Matko... Bez nich mogę jakoś żyć, ale bez Billa...? - Przeraziła się na myśl, która mówiła jej o tym, że to właśnie On mógłby ją tak kiedyś odrzucić. Zamknąć jej drzwi przed nosem i nie chciałby jej znać. - Ja nawet nie wyobrażam sobie życia, gdyby mój związek z Billem nie przetrwał. W ogóle nie widzę sobie życia bez niego. Wiem, że jestem jeszcze młoda i całe życie przede mną. - Z ironizowała. - Ale naprawdę nie mogę sobie tego wyobrazić. Moje życie legnie w gruzach, jeśli takie coś by się stało.
- Tak bardzo się w nim zakochałaś?
- Zakochałam się, przywiązałam i wszystko inne. Bez niego, nie miałabym tego, co mam teraz. Tyle dla mnie zrobił... Nie. - Skwasiła się. - Nawet nie chcę o tym myśleć i mówić. Jeśli nasz związek nie przetrwa, fuj, fuj, fuj, oby przetrwał wieki, ale jeśli... To chyba umrę. On mi nadaje sens mojego życia. To jest z jednej strony coś strasznego... On jest dla mnie wszystkim. Dosłownie wszystkim. Aż muszę się do niego przytulić, gdy przyjdziemy...
Fabian się zaśmiał.
- Śmieszna jesteś.
- Dlaczego? Bo się zakochałam?
- Nie. Bo przeżywasz tak bardzo rzeczy, które mogą, ale nie muszą wcale się pojawić w twoim życiu. Mówisz o rzeczach, które na dzień dzisiejszy i najbliższy na pewno nie wystąpią. To jest marnowanie czasu i nerwów na takie coś.
- Ty masz Fabianie rację. - Aż się zatrzymała przed sklepem. - Po co ja o tym myślę i psuję sobie sama humor? Jestem z nim szczęśliwa i powinnam czerpać z tego siłę, a nie się dołować. Dziękuję za sprowadzenie mnie na ziemię. - Dała mu buziaka w policzek.
- Zaczekaj tu. - Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Idę z tobą. - Zawiadomiła oburzona, biorąc Daisy na ręce.
Weszli do sklepu. Oczywiście, że wzięła lody w pudełku dla wszystkich, nawet dwa, bo nie wiedziała, kto, jakie lubi. Do tego jeszcze lody wodne, napoje, chipsy i owocowe piwo dla siebie, Fabiana i Niny. Napisała wiadomość do Kaulitza, czy chce jakiś alkohol. Oczywiście, że chciał. Nie bez powodu, zawiadomił Toma, że dzisiaj nie prowadzi, a wino było dla cioci i wujka.
Lekko przy tuszy z purpurowymi plamami na twarzy, ekspedientka zagadnęła, co to za impreza w ciągu tygodnia. Jej mina była wredna i kpiąca. Mina Fabiana również nie była tęga, by odpowiadać jej na takie pytania. Dlatego Kornelia z wielkim uśmiechem odrzekła:
- Taka zajebista, że pojawią się striptizerzy i będziemy oglądać nagie tyłki do białego rana. A o północy będą strzelać fajerwerki.
Fabian aż wytrzeszczył oczy. Kobieta wyglądała na taką, co się wcale nie spodziewała takiej odpowiedzi.
- Chce pani wpaść?
- Co za bezczelne dziewuszysko.
- Chodźmy. - Fabian pociągnął Kornelię, dusząc się śmiechem i dźwigając pełne siatki zakupów.
- Ty jesteś szalona! - Zawołał ze śmiechem. Nie spodziewał się po niej takich rzeczy.
- Irytuje mnie takie coś. Chciałam powiedzieć, coś innego, ale ugryzłam się w język.
- Co chciałaś powiedzieć? - Śmiał się.
- Że nikt jej nie pyta, co to za impreza, gdy kupuje wódkę. Miała przechlaną twarz. Alkoholiczka.
- Gdybyś to powiedziała, to bym chyba jebnął śmiechem tam. - Śmiał się.
- Tylko cicho. Nie wspominaj o tym Billowi. - Skrępowała się. Wcale jej nie było już do śmiechu.
- Hahah... Czemu?
- Nie chcę, żeby wiedział, że byłam dla kogoś niemiła.
- Hahah... Ty to jo. Spoko nawet jesteś.

***

-Dokopałabym wam.
- Hahah! Czym!? Rzęsami? - Wyśmiał się głośno.
Kornelia, nie mogąc już tego znieść, trzepnęła go przez ramię.
- Obcasami! - Zawołała ze śmiechem.
- Nie nosiłabyś jeszcze obcasów.
- Rzęs też.
- Nie nosiłabyś rzęs? - Naśmiewał się.
- Jesteś wredny... Cieszę się, że nie chodziłam z wami do szkoły.
- Żałuj.
- Nigdy.
Ze śmiechem wsiedli w auto.
- Ohh! Przez ciebie zapomniałam o żelkach!
- To co. Nie chce mi się tam wracać. Kupi sobie sam.
- Nie. Jak już tu jesteśmy, to się cofnę. - Wysiadła.
- Oh... Billy będzie płakać, bo nie dostał żelek. - Ironizował ze śmiechem.
- Tak. - Zaśmiała się. - Będzie mu przykro. Zaczekaj tu na mnie, proszę.
Popędziła do sklepu, a on głośno westchnął. Jedno musiał przyznać. Bill miał szczęście tym razem, że trafił na kogoś, kogo jego osoba tak bardzo kogoś obchodzi i tak bardzo jej na nim zależy. Zapragnął mieć taką dziewczynę, która, by się tak zachowywała przy znajomych i tak dobrze mówiła o nim za jego plecami. Podejrzewał, że to początki, później się to wszystko zmieni, ale jak na razie byli prawie że idealną parą. Prawie idealną, ponieważ brakło w tym wszystkim seksu. Nie wyobrażał sobie nie kochać się z własną dziewczyną. Usechłby. Wymęczyłby się, widząc ją w swoim łóżku i nie robiąc nic w jej kierunku.
Wróciła po paru minutach.
- Już? Na pewno wszystko? Bo Billy się wkurzy, że mu actimelów nie wzięłaś.
- Przestań sobie żartować. Braliśmy acitimele.
Uśmiechał się. Gdy wrócili do domu, Kaulitz dopadł siatek w poszukiwaniu swojego zamówienia. Był już w pełni doprowadzony do porządku. Jeansowe, białe spodnie z podwiniętymi nogawkami, adidasy, i koszulka na ramiączkach, która wyglądała, jakby ktoś jej powycinał rękawy nożyczkami. Parę Billa ukochanych dodatków, takich jak gruby pasek, chustka zawiązana na nadgarstku i naszyjniki. Czapeczka z logiem "LA", okulary zwisające na słabym dekolcie koszulki i buty, które wyglądały, jakby miały mu spaść ze stóp.
- Oh... Kupiliście nawet torebkę do wina. - Zachwycił się pakunkiem. - Ślicznie...
Tom nie mógł uwierzyć, że Bill naprawdę jest obojętny, na Kornelii dzisiejszy wygląd. On nie mógł oderwać od niej wzroku. Zamierzał się go nawet spytać w odpowiednim czasie, jaki ma problem. Bo zaczynał się obawiać, że naprawdę taki ma.
- Jedziemy? - Zapytał, znudzony Tom.
- Tak. Spakowałem dla nich parę ciuchów z kolekcji. - Zawiadomił brata.
- Co, jeśli im się nie spodobają? - Zapytał od niechcenia.
- Muszą im się spodobać. - Odrzekł pewnie, wychodząc obładowany torbami z domu. Kornelia otworzyła chłopakowi bagażnik, by mógł zostawić rzeczy.
- Zaczekajcie na mnie chwilę. Nie mogę tak jechać do 'cioci'. - Kornelia nie czuła się dobrze z tym, że rodzina Kaulitza będzie na nią, taką, obnażoną patrzeć.
Tom westchnął, a Bill tego nie skomentował. Wsiedli do auta, Kornelia popędziła do swojej sypialni. Tak. Wszystkie swoje rzeczy miała w sypialni dla gości, gdyż w Billa pokoju nic nie było wolne.
- Masz jakiś problem? - Tom skorzystał z okazji i zapytał brata.
Bill trochę zgłupiał, nie wiedząc, o co chodzi.
- Jaki problem?
- Ze sobą.
Wymieniali się spojrzeniami. Kaulitz się zaśmiał, widząc powagę Toma.
- Nie mam ze sobą problemu. Nie rozumiem, do czego zmierzasz?
- Nie jara cię jej wygląd?
- Kornelii?
- No, kurwa, Jenny. - Odrzekł ironicznie.
- Podoba mi się Kornelia, nie rozumiem, Tom, twojego poruszenia.
- Nie podnieca cię ona? - Aż zapiszczał, nie mogąc znieść zachowania brata. - Nie lecisz na nią?
Kaulitz uniósł brew.
- Nie rozumiem, w czym masz problem, Tom? Oczywiście, że mi się szalenie podoba. Zdenerwowało mnie to, że była w takim ubraniu w mieście...
- Nie chodzi mi o to! - Irytował się Tom. - Nie rozumiem, jak ty możesz wytrzymywać bez seksu, widząc ją taką... Chodzącą ci pod nosem... - Nie wiedział, jak ma to ująć w słowa. - Chory jesteś?
Kaulitz uśmiechnął się.
- Nie jestem chory, Tom. Podnieca mnie ona, ale daję radę.
- Wolisz się sam zabawiać ze sobą, niż korzystać ze swojej dziewczyny? Masz ją pod nosem, śpicie razem, nie myślisz o tym?
- Tom! To jest moja sprawa, co ja z nią robię w łóżku. - Zawiadomił poważnie. -Oczywiście, że o tym myślę. Dzisiaj powiedziała nawet, że chce ze mną uprawiać seks. Już prawie do tego dążyliśmy, ale nie mogę. Rozumiesz?
- Nie, kurwa, właśnie nie rozumiem.
- Nie mogę tego zrobić, ponieważ widzę ją przed oczami, taką małą... Małą dziewczynkę. Rozumiesz? Jest taka drobna, mówi takim słodkim głosikiem, robi takie oczy, że widzę w niej dziecko. Nie potrafię się przełamać. Chcę. Dużo razy chciałem się z nią kochać, ale zawsze wpada mi ta myśl, że jednak nie mogę.
Tom przyglądał się bratu. Takiego odczucia do niej nigdy nie miał. No może na początku, ale teraz w ogóle. Chociaż...
- Gdybyś ją zobaczył bez rzęs... To byś wtedy zobaczył dziecko. - Przyznał, lekko przerażony na wspomnienie.
- Widziałem ją bez rzęs. Jest słodka, ale nie mogę. ...Wtedy czuję się jak pedofil. Nie chcę się tak czuć. Zresztą jeszcze jej nie ufam w tym temacie... Traktuję ją bardziej jak przyjaciółkę, niż jak obiekt seksualny...
- To, po co się brałeś za nastolatkę? Jeszcze tak wyglądającą?
- Rzęsy dodają jej parę lat... Niektóre ciuchy i makijaż też. Dzisiaj wyglądała jak typowa nastolatka. Co innego było w Paryżu. Wtedy widziałem kobietę... Myślałem, że wybuchnę... To było coś strasznego i pięknego! Na dodatek wiem, że jest dziewicą! To jeszcze bardziej sprawia, że widzę w niej takie dziecko. To nie jest tak, że ona mnie nie podnieca.
- Ja bym się chyba tym nie przejmował. Nie rozumiem, jak można mieć dziewczynę, śpi obok ciebie, przytulasz się do niej i nic nie zrobić. To jest chore...
- Gdybyś widział to, co ja. To byś mnie zrozumiał.
- Że co? Że wolisz penisy?
Kaulitz skarcił brata wzrokiem.
Kornelia pojawiła się w drzwiach, ubrana w lazurową sukienkę z jego kolekcji, która smakowicie podkreślała jej ciemną karnację. Była całkiem luźna i opinała się jedynie w biuście. Wykończona eleganckim kołnierzykiem ozdobionym delikatnymi świecidełkami, pasującymi do równie ozdobionych guzików, dzięki czemu zmieszany styl luzu z koszulowatą elegancją sprawiała samoistny powiew seksu przy wysokich szpilkach, z których Kornelia zrezygnowała, wkładając śnieżnobiałe adidasy. Kreację można było porównać do za dużej męskiej koszuli i choć można było ją ubrać na co dzień, była bardzo odważna, gdyż skojarzenia i wyobraźnia dopełniały całość. Zwłaszcza teraz, gdy jeszcze nie dopięła kołnierzyka, przez co jeden rękaw bardziej odsłaniał jej obojczyk i to wcale nie było zamierzone.
Tom się podekscytował tym, że ubrała czapeczkę z daszkiem na głowę, która nie była elementem kreacji, choć idealnie pasowała do całości. I gdy zamykała drzwi na klucz, odrzekł.
- Jak w LA... Pamiętasz? - Uśmiechnął się.
- Ta... Teraz nie wygląda jak dziecko...
- Wygląda tak, jakby chciała, żebyś ją w końcu przeleciał.
- TOM!
- Co? Aż się prosi w Tym, żebyś to zrobił. - Śmiał się Tom, choć mówił bardzo poważnie. Od rana miał dziwne wrażenie, że Kornelia dzisiaj naprawdę robi to wszystko nie bez powodu i aż się denerwował, że jego brat udaje takiego ślepego.

***

- Tak. To na razie.  - Podali sobie 'łapę' i odeszli.
- To twoi koledzy?
- Ta... Wydawali się w porządku. - Odwróciła się za nimi, by upewnić się w swoich słowach.
Fabian zerknął na Kornelię dziwnie.
- W porządku? Ty jesteś naprawdę dziwna.
- Dlaczego? - Uśmiechnęła się.
- Popierasz moje mieszkanie z kumplami w mieście, karzesz mi szanować rodzinę i nie wkurzać się, że mi srają nad uchem, gadasz, że umrzesz bez Billa, srasz się do ekspedientki i zapraszasz na striptiz, a teraz mówisz na osiedlowych lumpów, że wydawali się w porządku, chociaż każdy na widok takich ludzi ma już zdanie z góry. Jesteś naprawdę dziwna. - Przytaknął dodatkowo głową.
Kornelia się roześmiała.
- Nie jestem dziwna! Ja, chyba taka jestem. - Zerknęła na niego potulnie.
Fabian się uśmiechnął, widząc jej wzrok i minę i pokręcił głową z westchnieniem.
- Nie wiem, jak Bill z tobą wytrzymuje.
- Bill ma podobnie.
- Ah. To dlatego się tak dopasowaliście? Dziwne, bo mówisz, że 'dresy' są w porządku, a jesteś z takim kimś, jak Bill. To się ze sobą nie łączy. Gdybyś była z Tomem, to bym się nie zdziwił, że mówisz takie rzeczy.
Kornelia ponownie się zaśmiała.
- Co Tom ma wspólnego z dresiarzami? Nie ubiera się tak.
- Kiedyś się tak ubierał. Wyglądał jak taki typowy lump z ławki w parku.
Czarnowłosa znowu parsknęła śmiechem.
- Aż muszę mu to powiedzieć. - Śmiała się.
Weszli do domu roześmiani od ucha do ucha.
- No w końcu. - Odrzekł Tom.
- Stęskniłeś się? - Zapytała czarnowłosego.
- Tak. Za piciem.
- Osz ty...
Tom się wyszczerzył.
Kornelia podała Tomowi napoje, które ten kazał jej schować na chwilę do zamrażalki.
- Schowaj to do zamrażalki. - Rozkazała Fabianowi, który zamierzał właśnie usiąść. Wszyscy się zaśmiali, widząc jego westchnienie. Dla niej nie było to nic dziwnego. Uważała, że Tom powinien od razu zrobić to Fabianowi, nie jej. Przecież ona nie będzie zaglądać i się rządzić w nie swojej lodówce w nie swoim domu.
- Nie ma obijania się. - Zawołał do niego Tom.
- Szklanki też weź. - Dodała Kornelia. - Masz może słomki? - Dopytała, rozdając butelki z piwem, omijając Toma.
Fabian się trochę nalatał w tę i z powrotem, ale w końcu usiedli i włączyli się do rozmowy.

***

Wsiadła do auta i odjechali. Kaulitzowie mieli jeszcze długi czas banany na twarzy. A droga wydawała się strasznie długa i nudna. Ponad dwie godziny spędziła na Instagramie i rozmawiając ze znajomymi na messengerze, bo tyle trwała podróż do Lipska.
Tom dał Kaulitzowi do myślenia. Jak zwykle zresztą. Nie sądził, żeby nie podniecały go kobiety. Przecież właśnie tak na niego działały. Gdyby tego nie było, nie byłby z Alą, a tym bardziej nie brałby się za Kornelię. Był poirytowany, że nadal nie ściągnął z siebie tej nakładki, jaką założyli mu wszyscy jego bliscy i co dziwne - przypomniały mu się swoje własne słowa, które wypowiedział do Kornelii, gdy odsuwał ją od Nata. "Uczucia nie można wymusić. Byłabyś w stanie udawać przed nim miłość?"
Przełknął ślinę. Natychmiast oddalił te słowa daleko od siebie, lecz powróciły inne.
"- Jeśli wrócisz i powiesz, że nie chcesz ze mną być...
- Słucham? - Przerwał jej blondyn, poruszony jej przypuszczeniem.
- Nie wierzysz w to, że cię kocham? - Oburzył się."
Nie miał zbyt dobrego humoru. Zerkał w boczną szybę, ślepo patrząc na rozmazujący się obraz.
- Gdyby wierzyła, to by mi tego nie zarzuciła... - Burknął do siebie w myśli, niezadowolony.
Nadal miał poczucie, że nie pokazał jej swojej miłości tak wiarygodnie, jak ona jemu. Na dodatek dał jej dzisiaj kosza, odmawiając seksu, a ona sobie z tego nic nie robiła. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Pewnie myśli, że jestem takim głazem... - Prychnął do siebie, głaszcząc się po zaroście. - Czy ja w ogóle chcę jej pokazać swoją miłość? - Skwasił się, westchnął i zajął się telefonem.
Dokładnie o wpół do trzeciej zatrzymali się na betonowym osiedlu. Kornelia wysiadła z auta i rozprostowała skostniałe ciało.
- To jest miasto? - Zagadnęła Kaulitza.
- Osiedle. Przeprowadzili się z miasta tutaj, tamto mieszkanie wynajmują. Mają podobno z tego zysk większy, niż jakby tam mieszkali. - Wytłumaczył Bill.
Kornelia przeciągnęła się i ziewnęła.
- Pierwszy raz jestem na takim osiedlu. - Przyznała, rozglądając się i widząc otaczające ją zewsząd czteropiętrowe bloki.
- To powojskowe osiedle. W Berlinie też jest mnóstwo takich.
- Nie widziałam. - Uśmiechnęła się do blondyna.
- Idziecie? - Zawołał Tom, stojąc już przy domofonie, przy jednej z klatek schodowych.
Kornelia z Billem ruszyli z torbami do wnętrza. Betonowa klatka schodowa każde ich stąpnięcie odbijała stłumionym echem. Na klatce, jako pierwszy przywitał ich biały piesek o imieniu Daisy, którego Kornelia znała już z Instagrama Niny. Uchylone drzwi na trzecim piętrze zapraszały gości do środka, a wszyscy troje nieco się zdyszeli po tylu przebytych schodach.
Ciocia Emily wcale nie wyglądała wyjściowo, była całkiem rozkojarzona i zawiadomiła od wejścia, że też przed chwilą weszła do domu z pracy. Każdy po kolei się z nią przywitał w ciasnym przedpokoju, po czym zaprosiła ich do salonu, który był nieco mniejszy, od sypialni Kaulitza. Stała w nim tylko nieduża sofa, ściśnięty stół z czterema krzesłami pod drzwiami balkonowymi i mała meblościanka, typowa do bloków.

***

Od tego momentu czas minął im niesamowicie szybko. Kornelia żałowała, że tak krótko się widzieli. Dochodziła dwudziesta pierwsza, odkąd zaczęli sprawdzać czas. O dwudziestej drugiej postanowili jechać, ale wtedy ciocia powiedziała, że za chwilę będzie Peter z pracy, więc mogą na niego jeszcze poczekać. Zaświadczyła, że na pewno się wyśpi. Jutro był piątek, więc stwierdziła, że odeśpi w sobotę. Tak zostali. Bill jeszcze popijał piwko z Peterem i końcem końców, wyruszyli do domu koło godziny dwunastej w nocy. Kornelia miała świetny humor razem z Billem, Tom też się trzymał, pomimo że nie pił ani kropli. Śpiewała z Billem pół drogi do domu piosenki z radia. Tom niezbyt był chętny, ale czasem też coś mruknął, a w domu padli, jak kawki bez zbędnego 'ale'.


CDN

Komentarze

  1. Po pierwsze kochana to od razu zauważyłam brak odcinka na czas :) i uwazam że każdy z nas to zauważył ale oczywiście nic sie nie stało. :) odcinek fantastyczny i oby więcej takich. Pozdrawiam i czekam na wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrabiam wreszcie! Z góry przepraszam, że tak późno komentuję, ale wiesz jak to jest... Człowiek chodzi do pracy i nie ma czasu na nic. A ja ostatnio żyłam tylko imprezą pracowniczą, na której zmieszałam tyle alkoholi, że potem chorowałam dwa dni. Dlatego też nie czytam na bieżąco. Jednak mam nadzieję, że uda mi się znowu wszystko skomentować i dojść do ,,teraźniejszości". :)
    Od razu napiszę, że Nina mi się jakoś od początku nie podoba. Ciągle ma problem z Kornelii zachowaniem i nadal uważa, że robi wszystko na pokaz. Nie mogę jej rozgryźć, nie wiem czemu. Zastanawiałam się, że może ona jakoś skrycie się w Billu podkochuje i jest najzwyczajniej w świecie zazdrosna o Kornelię. No, ale może jakoś się wyjaśni jeszcze. :D
    Jak już pisałam Ci w prywatnej wiadomości, bardzo mnie rozbawiła rozmowa bliźniaków na temat tego, czy z Billem jest coś nie tak. Uwielbiam jak Tom jest taki napalony na coś, a w jednym momencie ktoś go gasi jak świeczkę i skrzeczy swoim piskliwym głosikiem. Aż słyszę to w głowie. :D
    Jestem ciekawa wakacji chłopaków. Wypali czy nie wypali? No i co z tą imprezą urodzinową?!
    Przechodzę do następnego odcinka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg