24. 3,4 %
Cóż mam mówić? Zapraszam na rozdział dopisywany dzisiaj. Wydaje mi się on niezbędny w tej historii i na pewno w tym momencie, gdyż później już raczej nie będzie na takowy czasu i miejsca, przez zupełnie inny obraz w kolejnych odcinkach. :)
24
24
3,4 %
- Nie ma opcji na to, żebyśmy się wyrobili w czasie. Mówiłam już o tym, ale jak widzisz, nie dociera... Jeśli masz z nim tak dobry kontakt, że aż go zastępujesz, to mogłabyś z nim o tym porozmawiać?
- Nie rozumiem za bardzo, w czym jest problem. Wiem, że jest nawał pracy, a krótki czas realizacji, ale gdybym wiedziała więcej, niż tylko to i to, że problem zostałby rozwiązany, gdyby przyszłaby jeszcze raz taka ekipa, jaka jest, to może mogłabym pomóc.
- Chodź. - Pani Barbara kiwnęła głową, zachęcająco. - No chodź na dział. - Wyjaśniła, widząc nietęgą minę czarnowłosej.
- Mam dużo pracy teraz... - Wyjaśniła skwaszona, wskazując może nie na stosy dokumentów, ale za to bardzo ważnych kilkanaście teczek, które co rusz znosiła jej sekretarka pana Kaulitz, pani Hoffer.
- Chodź. Chociaż ty poświęć parę minut na realną pracę, a nie wykresy w papierach.
Przekonała Kornelię tym zdaniem. Co jej było po wykresach, jeśli prawdziwa praca szła w otępieniu? Dokładnie nic.
Pół godziny Kornelia chodziła z panią Barbarą po dziale szycia i wysłuchiwała narzekań. Miała dziwne wrażenie, jakby w końcu ta pani wyrzuciła z siebie wszystko, co się w niej kłębiło, odkąd Kaulitz przejął firmę. Nasłuchała się również dużo na temat rządów pani Simone, co akurat jej się podobało, od czego Kaulitz trochę uciekał, wprowadzając swoje zasady. Poza tym, że parę razy poczuła się urażona, gdyż pani Barbara trochę narzekała na zbyt dalekie rozmieszczenie magazynu od działu szycia. Główny magazyn znajdował się w piwnicach, tutaj mieli tylko potrzebne rzeczy 'na teraz'. Droga, jaką musieli przebyć windą na dół, odszukać danej, brakującej rzeczy i wjazd na górę, jak podała przykład ze szpulami nici, to zajęło jej to jakąś godzinę. Może trudno w to uwierzyć, ale chyba nie kłamała, bo kobieta była tym naprawdę przejęta... A sądziła, że jak zrobi windę, to zniweluje ten trud... Okazało się, że jednak nie, przez co, bardzo jej skrzydełka opadły...
Po kolejnym półgodzinnym wysłuchiwaniu już nie tylko pani Barbary wywodu, a również innych krawcowych, które dodawały coś od siebie, Kornelia zapewniła, że na pewno porozmawia o tym z panem Kaulitz i wracając do jego gabinetu, wpadła na - tak jej się wydawało - genialny pomysł. Pałac funkcjonował już od dobrych dwóch miesięcy, przy czym trzeci już leciał, także usiadła do komputera i stworzyła prawie że identyczną ankietę, jaką stworzył Adam ze swoją dziewczyną przed przeprowadzką, tylko dodała od siebie jeszcze jedną rubrykę. "W jakim stopniu jesteś zadowolonym pracownikiem? Oceń w skali od 1-5. Napisz, czego ci brakuje w firmie, co mogłoby być przydatne i co mogłoby umilić czas pracy/podwyższyć stopień zadowolenia Twojego i innych pracowników." Ankiety rozdała niemalże od razu, osobiście robiąc rundkę po pałacu. Każdy dział zapewniała, że są to anonimowe ankiety, które najprawdopodobniej nie trafią do prezesa, gdyż dostanie tylko wynik całościowy. A to zdanie, ku jej zdziwieniu wpłynęło na pracowników bardzo optymistycznie.
- Ohh w końcu mogę złożyć apelację o rolety, zamiast zasłon. - Cieszyła się jedna babeczka z działu sprzedaży.
- Imprezy firmowe też wchodzą w grę? - Dopytał ze śmiechem Ciastek, do którego przyłączyła się cała reszta działu marketingu i reklamy.
- Pewnie, że tak. Wszystko wchodzi w grę, o ile ma to związek z firmą i poprawieniem jej sytuacji wewnętrznej. - Zapewniła.
- Świetnie. Mamy takie wysokie wyniki, że zawsze na takie wyniki chciałbym móc się w końcu rozluźnić...
- Napić się dobrego grzańca! - Zawołał prosto Darius. - Nie owijasz w bawełnę. - Zawołał inny, przez co się zaśmiali.
- Bawełnę stary, to ja reklamuję.
- Hehe... Dobrze. Napiszcie wszystko, co chcecie.
- Ale powiedz. - Zagadał jeszcze Ciastek. - Gdyby tak co najmniej połowa pracowników, podpisała się pod tym, to zrobiłby to?
- Pan Kaulitz wydaje mi się, że nie miałby na to czasu, ale jestem... Tak mi się wydaje, od tego ja, co mogłabym mu tak nagadać, że bym go przekonała, zwłaszcza że jest do tego stworzony drugi budynek. - Już się cieszyli, słysząc zapewnienia Kornelii, ale ona jeszcze nie skończyła. - Nie mniej jednak obawiam się, że na dzień dzisiejszy, by taka impreza nie weszła w życie, ponieważ dział szycia ma trochę problemów z wyrobieniem się w czasie, ale jeśli wszystko by było w porządku, to jak najbardziej.
- Z czym mają problem? Zaraz pójdę i nawrzucam pani Barbarze. - Bossował Ciastek.
- Pan Kaulitz narzucił takie tempo, że mają za mało rąk do pracy, żeby się wyrobić ze zleceniami. Ledwo co było przygotowane zamówienie na sklep. Całe szczęście zdążyli, ale było ciężko... - Zmartwiła się. - No dobrze. Piszcie wszystko, za chwilę po to przyjdę.
- Dobrze, że ty tu jesteś teraz, nie Kaulitz. On to by już stawiał firmę na głowie, bo dział szycia nie wyrabia. - Skomentował Ciastek, a Kornelia uniosła brew.
- A wam wszystko sprawnie idzie?
- A jak? Jak zawsze. - Śmiali się. - Tym bardziej, jak nie ma Alexa.
Zaskoczyła się.
- Co ma Alex do tego, czy sprawnie idzie wasza praca?
- No ma. To moja konkurencja. - Wywyższył się Ciastek.
- No właśnie. - Przypomniało jej się coś, słysząc słowo 'konkurencja'. - Co z firmą Mannetta? Wiecie coś na temat Takich wykresów jak ranking?
- To musisz iść do PR'u się dowiedzieć. Z tego, co mówiła Vera, jest nieźle zjeżony i podobno był ktoś od niego na naszym pokazie, ale nikt tej osoby nie wyhaczył.
- Naprawdę? - Zaintrygowała się jeszcze bardziej. - Muszę tam wrócić i się zapytać. - Postanowiła.
- Tak zawsze jest. Od nas z PR'u też się wkręcają w jego imprezy, żeby się dowiedzieć czegoś nowego. - Wzruszył ramieniem. - Ale na dzisiaj, to Kaulitz przysłonił chyba swoim pokazem cały Berlin i zrobił niezły szum w świecie mody, więc nie tylko Mannett na chwilę ucichł. - Uśmiechał się wrednie przystojniak.
Kornelia natychmiast zabrała się za obejście pałacu jeszcze raz w celu zebrania ankiet. Na każdym z działów zamieniła parę zdań, więc minęło sporo czasu, by móc od razu je zebrać.
- Słyszałam o Mannecie, że ktoś był od niego na pokazie, to prawda? - Zagadnęła na konkretnym dziale.
- Tak. Był jego 'szpieg'. - Zawiadomiła Vera, a jej koleżanki się zaśmiały, słysząc określenie. - Z tego, co wiem, to nie zamierza teraz z niczym startować. Czeka, aż emocje opadną, żeby wejść, a to jest dobra okazja na to, żeby nie dać mu czasu 'wejść'.
Kornelia się uśmiechnęła. Przyznała kobiecie rację i sama była zaskoczona tymi chwytami, które dopiero zaczęła poznawać.
- Pan Kaulitz o tym wie?
- Nie jeszcze. Cały czas śledzimy inne marki. Mamy na bieżąco wszystkie informacje i ładujemy to do kupy. Za to mamy coraz więcej zgłoszeń sponsorów, chcący udzielać się przy naszej marce, co jest ogromnym plusem.
- Super. A wiecie może już, jakie są wyniki, czy są w ogóle jakieś już po pokazie?
- Na razie w Niemczech jesteśmy na pierwszym miejscu w strefie skandali. We Włoszech na drugim dzięki komentarzom i udziałowi w pokazie Damiena Hastera. Francja i pozostałe państwa mówiły o nas, ale nie mamy konkretnych danych. Za to głos o nas też zajął New York Times, także wydaje mi się, że jest lepiej niż dobrze... Wzmianka o nas była też w Kalifornii dzięki pobytowi Hilary Moon... - Uśmiechnęła się brunetka, odwracając wzrok od monitora, by skupić go na Kornelii. - Poza tym, że wakacje Kaulitza w takim momencie są równie bardzo skandaliczne, jak twój udział w pokazie, to mam nadzieję, że na tych wakacjach obmyśla już kolejny 'skok' na dziką wodę, żeby tego nie zaprzepaścić. Mamy teraz mnóstwo mediów w swojej garści, dlatego trzeba to wykorzystać na maksa... Nie robić sobie wakacje... - Mruknęła na końcu, ironicznie się krzywiąc.
- Chłopacy z marketingu pracują przecież nad kolejną kampanią. - Wtrąciła spokojnie koleżanka obok.
- Co z tego, jeśli Kaulitz nie odpowiada na zaczepki mediów, tylko siedzi sobie gdzieś pewnie na plaży i wygrzewa, nie powiem, co... Media teraz walczą o temat. Ma takie propozycje, że dawno takich nie odbierałam. Powinien tu być i jeździć na spotkania, żeby podtrzymać temat. Także widzisz. - Zwróciła się do Kornelii. - Mannett planuje coś wielkiego, żeby ogłuszyć nasz Dom, a Kaulitz chyba na to czeka, sądząc po jego decyzji o urlopie.
- Na pewno nie. - Zapewniła Kornelia. - Na pewno coś wymyśli albo ma już plan, tylko nabiera energii przed jego wszczęciem. - Co, jak co, ale za panem Kaulitz Zawsze by stanęła murem!
- Bylibyśmy zadowoleni, gdyby naprawdę tak było.
Kornelia popędziła na dział sprzedaży i dopytała również i o nią.
- Sprzedaż? Mamy pełne skrzynki zamówień, ale z tego, co wiem, pani Barbara nie jest tym zbyt ucieszona. Po precyzyjne dane kosztorysu musisz iść do księgowej. - Wyjaśniła rudowłosa Antonie.
- Dlaczego nie jest tym pocieszona? - Udała głupią.
- Nie bardzo jej chyba sprzyja bycie kierownikiem tego działu. Prezes chyba się zapędził, sadzając ją na takim stanowisku.
- Nie wiem... - Skomentowała Kornelia, ponieważ w prawdzie nie wiedziała, co ma powiedzieć na taki komentarz.
- Ja wiem, że nie wiesz. Jesteś tu na chwilę, więc skąd możesz wiedzieć. - Uśmiechnęła się krzywo.
- Więc macie jakiś konflikt ze sobą? - Nie rozumiała.
- Konfliktu raczej żadnego nie mamy. - Zerknęła na swoje znajome z działu, które przytaknęły.
- Pani Barbara po prostu lubi przyjść do nas i ponarzekać na zamówienia, które jej przekazujemy do realizacji, a nie naszą winą jest to, że na teraz potrzebna jest sukienka, a nie koszula. - Wyjaśniła inna.
- Tak. Nas nie obchodzi to, co oni tam robią na teraz. Nas obchodzą klienci.
Kornelia miała coraz większe wrażenie, że pani Barbara bawi się w nieformalną zastępczynię Kaulitza, z czego w tym momencie chciało jej się śmiać, czego oczywiście nie zrobiła, zachowując swój fason.
- Zgłaszałyście to panie prezesowi?
- Oczywiście, że nie. Co go obchodzą takie małe sprzeczności. Zresztą wiadome jest to, że i tak przytaknie pani Barbarze, nie nam, bo to ona tu najdłużej pracuje.
- To nie zmienia faktu, że nie powinna przychodzić tutaj i was ganiać za waszą pracę.
Kobiety się uśmiechnęły, widząc czarnowłosej poruszenie.
- Przetłumacz to innym. - Wyjaśniła z ironią inna kobieta.
- Może mi się uda. Fajnie, że o tym mówicie. - Pokiwała szczerze głową.
- Nie przekazuj tego nikomu. Wyjdzie z tego większy problem, niż jest naprawdę.
- Na pewno nie będziecie miały przez to żadnych problemów. - Zapewniła Kornelia. - Chłopcy z marketingu zgłosili swoją jednoznaczną propozycję o robieniu imprez firmowych, by móc wspólnie świętować wysokie statystyki i premie. Co o tym państwo myślą?
Zaśmiali się.
- Im tam, to tylko imprezy w głowie.
- Pewnie. Czemu nie? Pracuję tu już siedem lat i ani razu nie było żadnych spotkań. Jedynie ten obiad firmowy, co przygotowałaś, więc jestem za tym, jak najbardziej.
- To jeśli jesteście za takimi imprezami, to dopiszcie to na swoich kartkach w ostatniej rubryce. - Zachęciła. - Im więcej osób będzie... - Rozdzwonił się jej telefon. - Przepraszam. - Odeszła na bok i odebrała połączenie z recepcji. Adam informował o gościu, którego nazwisko jej nic nie mówiło i nagle spokojna praca poszła do nieba, schodząc na ziemię stresu.
Zebrała szybko ostatnie ankiety, by już tam nie wracać i nie przeszkadzać w pracy i zeszła na dół, obładowana nimi. Odłożyła je na blat recepcji i przywitała się z pijącym kawę, onieśmielającym schludnym garniturem i postawą mężczyzną. Niestety nie potrafiła mu pomóc. Kolejny raz był to przedstawiciel jakiejś firmy ze swoimi próbkami.
- Gdyby przyszedł pan z ofertą dla firm z jakiegoś biura podróży, to może bym jeszcze coś poradziła. - Zaśmiała się.
- Wakacje się mażą?
- Mi akurat nie, ale planuję wnieść do firmy zamiast premii, takie wynagrodzenia ze strony prezesa.
- Cudowny czyn. - Przyznał.
Tak. Pogawędka była dobra, ale czas było wracać do ankiet i do swoich kilkunastu teczek, podrzuconych przez panią Hoffer.
- Pani Barbara szukała pani. - Zawiadomiła kobieta zza biurka, a Kornelia już w duchu westchnęła.
- W czym problem? - Ugryzła się w język z wypowiedzeniem słowa 'znowu'.
- Nie wiem, ale przekazała, żeby przekazać, że jak pani wróci, to żeby udała się pani na dział szycia.
- Ehh... Nie mam czasu tak biegać... Może pani do niej zatelefonować, żeby sama przyszła?
- Jasne. - Uśmiechnęła się miło, robiąc minę, jakby jej współczuła. - Zauważyła pani, że odkąd nie ma prezesa w pracy, nagle wszyscy mają coś do powiedzenia? To znaczy, robią się bardziej otwarci?
- Tak. - Tym razem Kornelia się uśmiechnęła. - Zauważyłam i bardzo mnie to cieszy, choć nie powiem, bo słuchanie narzekań, też jest poniekąd wykańczające. Mam taką głowę już. - Pokazała ze śmiechem, a pani Hoffer zareagowała tak samo.
- Może kawy pani przynieść?
- Kornelia jestem, ile razy mam mówić? - Zaśmiała się.
- Nie umiem jakoś się odezwać na 'ty' do zastępcy prezesa. Dziwnie mi...
Kornelia pokręciła głową z westchnieniem.
- Więc, co z tą kawą?
- Jeśli nie ma pani nic aktualnie do pracy, to z chęcią po proszę.
Zasiedziała się do późnego wieczora w gabinecie pana Kaulitz. Śledziła sieć i e-booki, by wybrnąć z sytuacji na produkcji. Na szczęście nie szukała gotowych rozwiązań, jakich było w tych płatnych poradnikach mnóstwo, tylko próbowała sama coś wykombinować. Rozpisała sobie kilka działań na kartkach, ale żadnych nie była pewna. Jej głowa już nie pracowała, tak jak należy.
Z ankiet wyszło jedno. Po podliczeniu wszystkiego i analizie doszła do wniosku, że najwięcej mieli do powiedzenia marketingowcy, co wcale nie było dziwne. Poziom zadowolenia pracowników był równy 3,4 %, co bardzo miło ją zaskoczyło. Podejrzewała, że może będzie nieco przy połowie, ale ponad połowa? Było chyba dobrze. Pragnęła wzbić się jeszcze wyżej, a żeby tak było, musiałaby spełnić oczekiwania poszczególnych pracowników, którzy zaniżali ten wynik. Na przykład pani Barbara, której chyba nie była wstanie dogodzić i chyba nawet pan Kaulitz by nie umiał tego zrobić.
Na imprezę firmową zagłosowała większość, gdyż pomysł rozpowiedziała na każdym dziale i dużo osób dopisało takie zdanie. Cieszyła się, że wrobi Kaulitza w kolejny - jak on to nazywa - 'wydatek i stratę czasu'. Zależało jej na tych imprezach i pragnęła wcielić pomysł w życie. Jedyna przeszkoda leżała w dziale szycia... Zaczynał ją denerwować ten dział. Naprawdę był chyba najważniejszy w całej tej firmie...
Wróciła do domu i tam jeszcze próbowała główkować nad rozwiązaniem problemu na dziale szycia. Nie doszła dzisiaj już do niczego, ale następnego dnia, gdy obadała raporty, stwierdziła, że zapas jest na jedenaście sztuk więcej gotowych do wysyłki. Po analizie raportu z zamówień łatwo było wskazać te kreacje, które miały 'największe branie', więc można było się skupić bardziej na nich. Po zrobionym piątkowym zebraniu, w którym niestety musiała uczestniczyć z kierownikami wszystkich działów, doszła do kolejnego wniosku, tuż po tym, jak plan logistyka ze sprzedaży w sklepie, podał jej nowe rozmieszczenie w salonie ciuchów i wysłaniu tego od razu na sklep, by sprzedawcy się do niego zastosowali. Logistyk zapewnił, że dzięki temu sprzedaż najczęstszych ciuchów się zmniejszy, robiąc miejsce na te mniej sprzedawane i gdyby zrobili taką zamianę w sklepie internetowym, eksponując ciuchy na przód, które szły w mniejszej liczbie, wyrównałyby sprzedaż całej kolekcji. Nie trudno było się nie zgodzić na to, bez zgody prezesa. To było logiczne i tak musiało być. Nie miała jak nawet się z nimi sprzeczać, czy dyskutować. To oni kończyli w tych kierunkach studia, oni pracowali na takich stanowiskach już od lat i to było ich życie. Ufała im, nie mogła inaczej. Więc po zebraniu wszystkich raportów i ich analizie, która szła jej coraz sprawniej, doszła do wniosku, że pani Barbara robi z igły widły, dlatego bez przeszkód zechciała się udać na dział szycia. Zaniechała jeszcze, by się upewnić w swoich wnioskach, konfrontując się już chyba z zaprzyjaźnioną sekretarką, panią Hoffer, która przyznała jej rację, biorąc wszystko na logikę, nie musząc się na niczym znać. I tak pewnie, by tak łatwo jej pomysł nie wszedł do głowy, gdyby nie naczytanie się poradników...
- Dzień dobry! - Zawołała pewnie, choć wesoło. - Mam parę spraw panią do przekazania. - Zerknęła na swoje notatki, które nosiła ze sobą na eleganckiej, czarnej podkładce ze złotym logiem Kaulitza. Stanęła niemalże na środku, tak by wszystkich ogarnąć wzrokiem, kompletnie zapominając o stresie związanym z przemowami, a to dzięki pewności i wiary w to, że to, co chce powiedzieć, będzie miało dobre skutki i poprawi pracę na dziale szycia. Cały ranek nad tym siedziała i miała wszystko dopracowane. Kobiety, które akurat korzystały z maszyn, zaprzestały używania ich, by móc dać czarnowłosej dojść do głosu. - Pierwsze i najważniejsze jest to, że począwszy od dnia dzisiejszego, co drugi piątek, bez wyjątku co najmniej dziesięć wyznaczonych przez panią Barbarę kobiet będzie kończyć pracę o godzinie czternastej. - Kobiety, jak można było się spodziewać, były zaintrygowane. - Tych dziesięć pań, kończących szycie o godzinie czternastej, będzie miała dwie godziny czasu, żeby zaopatrzyć regały na dziale w materiały potrzebne do końca dwóch tygodni, jak i wyniesienie tych zbędnych. Poprawi to wydajność waszej pracy w ciągu kolejnych dni. Drugie. Zostały wprowadzone zmiany w reklamie na naszej stronie internetowej, jak i w sklepie, co pozwoli wyrównać zapasy i wasz bieg za doszywaniem poszczególnych kreacji. Jeszcze dzisiaj otrzymacie listę ciuchów, które zostaną wystawione na front i na tych kreacjach proszę bazować. Jeśli się ze wszystkim będziecie wyrabiać, powrócicie do szycia tych pozostałych kreacji. Trzecie. Proszę się tak nie stresować narzuconym tempem przez prezesa. Jeszcze nie pojawił się ani jeden problem z zamówieniem, którego byśmy nie mogli zrealizować przez brak asortymentu. A co lepsze. Jest zapas w postaci jedenastu sztuk... Liczba wydaje się przygnębiająca, ale w rzeczywistości na razie jest dobrze, także spokojnie. Jak to pan Kaulitz powiada "Jeszcze żadna praca w stresie, nikomu na dobre nie wyszła". Co jeszcze... - Zajrzała w swój notatnik. - Aham. Coś miłego na koniec. - Uśmiechnęła się szeroko. - Trzy czwarte pracowników zgłosiło chęć do wzięcia udziału w firmowej imprezie, dlatego taką informację będę przekazywać panu Kaulitz i mam nadzieję, że Wasze wyniki w pracy nie przysłużą się do odmowy takiej miłej uroczystości, która może zaważyć na wykazywaniu się w pracy innych działów. Chyba że pan Kaulitz postanowi jednak stworzyć takową imprezę bez udziału działu szycia, co by było najgorszą rzeczą na świecie. Mam nadzieję, że choć trochę was pocieszyłam... - Westchnęła. - Wszystko jasne? Macie jakieś pytania? - Już nawet nie chciała zerkać na panią Barbarę. Już kątem oka widziała jej nietęgą minę.
- Ten Kaulitz już kompletnie oszalał. - Jednak się odezwała, gdy już odchodziła. - Przecież mamy plan działania, który wszczęłam do życia.
- Najwidoczniej po pani zgłoszeniach niezadowolenia z wyników pracy, trzeba było coś zmienić. Bez prób i błędów nigdy nie ma się pewności, czy coś jest dobre, a coś złe. Sama pani wyznała mi wczoraj, że nigdy nie mieliście takiego nawału pracy, gdyż pani Simone was tak nie zawalała pracą. Najwidoczniej nie było takiego popytu na nowe rzeczy. Teraz ciuchy grają bardzo istotną rolę w życiu człowieka i jego oceny, dlatego sprzedaż rośnie, więc produkcja też musi przyśpieszyć. - Kompletnie nie czuła się odpowiedzialna za to, żeby informować panią Barbarę o tym, że to wcale nie był jego pomysł... A nawet w tym momencie za zbędne.
- Nie byłoby tak, gdyby Kaulitz szybciej rozpoczął plany. A nie tu przeprowadzka, z tygodnia na tydzień pokaz. To jest obłęd! Zero organizacji!
- Pani Barbaro. - Zatrzymała się, słysząc nad uchem donośny, pretensyjny głos kobiety. - Jeśli pani z takimi nerwami podchodzi do powierzonego zadania, może pani w każdej chwili zrezygnować przecież ze stanowiska. Pan Kaulitz w panią wierzył, namawiał i pragnął pracować właśnie z Panią, nie z kim innym, ale jeśli sprawia pani to tyle nerwów, to może warto posłuchać siebie, nie jego, hm? Wszyscy się starają. Wszyscy pędzą i jakoś dają radę. Narzekają, ale wywiązują się z zadania. Pani nawet jak się wywiązuje z zadania i tak pani narzeka. Zwróci pani uwagę na fakt, że nie tylko pani została rzucona na głęboką wodę, ale każdy z ponad dwustu pracowników tej firmy. Jestem tu zaledwie tydzień, a pani jest najczęstszym gościem w gabinecie pana Kaulitz i nie wątpię w to, że gdyby siedział tam pan Kaulitz, nie byłoby tam pani tyle. - Pani Barbara się zapowietrzyła, już chcąc wybuchnąć, dlatego szybko kontynuowała, nie dając jej dojść do głosu. - Cieszy mnie to, że chociaż mi pani wyjawiła wszystkie pretensje i jeśli pani wyjawiła je Mi, nie prezesowi, to zamierzam pani pomóc i właśnie staram się to robić. Nie jestem przeciwko pani, tylko z panią. Tak? Wystarczy się trochę rozluźnić i pomyśleć bardziej optymistycznie o tym wszystkim.
Kobieta spuściła z siebie powietrze.
- To nie jest tak, że się na tobie wyżywam, dziecko. - Wyznała. - Po prostu nigdy nie mieliśmy tak niskiego zaplecza. Tak. Stresuję się tym. Zawsze mieliśmy zabezpieczenie, teraz mamy je z ledwością. Nienawidzę pracy na styk. Ja spać po nocach nie mogę, bo śnią mi się te ciuchy i zlecenia. Tobie wydaje się to wszystko takie proste, bo jesteś młoda. Ja mam już prawie pięćdziesiąt lat, także nie dziw mi się, że tak nerwowo do tego podchodzę. Czasami jestem tym wszystkim wykończona...
- Pani Barbaro. Fakt faktem nie patrzyłam na to z takiej strony, dlatego cieszę się, że mi to pani właśnie uświadomiła. - Uśmiechnęła się szczerze, łapiąc kobietę czule za ramię. - Ma pani takie doświadczenie, tak dobrze pani pracowała, a wręcz śmiem twierdzić, że najlepiej ze wszystkich, skoro pan Kaulitz zaproponował pani takie stanowisko, że powinna pani być z siebie dumna. Naprawdę wystarczy trochę ochłonąć. Teraz mamy weekend. Proszę sobie wypocząć. Zasługuje pani na to, przynajmniej w moich oczach. Pani nerwy spowodowały u innych pracowników stres. Ja naprawdę myślałam, że jesteśmy na styk, ale jednak nie. W stresie dużo ludzi popełnia błędy. Nie może pani tak stresować innych. A jeśli ma pani jakieś obawy, proszę przyjść, porozmawiać. Zapytać, czy wszystko jest w porządku, czy coś jest nie tak, czy coś poprawić, przyśpieszyć, zwolnić. Mamy zebrania. Mówimy o takich rzeczach. Na dzisiejszym zebraniu wszystko zostało podsumowane i omówione. Nie rozumiem pani nerwów. Wszystko jest naprawdę w porządku. Nikt by nie chciał, żeby pani przez to stanowisko się wykończyła psychicznie. Pan Kaulitz liczy na panią jak cała reszta zespołu, jak pani na tę całą resztę. Jesteście jak rodzina. Trzeba ze sobą rozmawiać i się wspierać. Nie stresować. - Zaznaczyła.
Pani Barbara pokręciła głową.
- Też mi coś... - Prychnęła, łapiąc się za biodro. - Żeby mi takie logiczne rzeczy mówiła nastolatka, zaczynająca swój staż pracy... - Niedowierzała z ironią. - Będą z ciebie ludzie. - Teraz to ona poklepała Kornelię po ramieniu, a Kornelia odetchnęła. Już sądziła, że się do niej przyczepi! - Tylko widzisz. Ty jesteś Ty. Kaulitz nie ma czasu na chodzenie po pałacu i przejmowaniem się sprawami pracowników. To jest co innego. Jego obchodzą tylko raporty, wykresy, liczby. Gdyby się wiedziało, że się powie mu wszystko od A do Z i wiedziało, że nie zostanie za to zwolnionym lub upomnianym, to by było, jak w bajce. Uwierz mi.
- Może dlatego mnie tu zostawia...? - Zamyśliła się na głos. - W każdym razie jeszcze raz panią uświadamiam, że nie ma pani powodów do stresu, a rozmowy i wynikłe problemy zostaną między nami. Nie musi się pani niczym martwić, o ile pani mi pozwoli przez ten czas ze sobą współpracować i pozwoli mi pani uczyć się na pani doświadczeniu.
- Oczywiście, dziecko kochane. Postaram się spuścić z tonu...
- Dlatego zależy mi na imprezie firmowej. Wierzę w to, że dzięki takim spotkaniom, będzie łatwiej się wszystkim komunikować ze sobą. - Uśmiechnęła się.
- Tak. Masz rację. Na pewno się to sprawdzi, choć wątpię, że Kaulitz zmieni podejście.
Kornelia się zaśmiała.
- Też w to wątpię, ale wierzyć trzeba. - Puściła jej oczko i teraz obydwie się zaśmiały. - Przepraszam, ale muszę naprawdę już iść. Może wydaje się, że jestem nastolatką na zastępstwie prezesa, która udaje, że pracuje, ale jednak muszę pracować. Jak pani widzi, też staram się wypaść przed nim jak najlepiej i też mi zależy na dobrej opinii, niemniej jednak staram się dać coś od siebie, jeśli już tu jestem, dlatego potrzebuję niezbędnej do tego współpracy.
- Nie przejmuj się opinią. Ludzie zawsze będą gadać.
Pani Barbara machnęła ręką na pocieszenie, ale jednak Kornelię to niemniej lekko mówiąc, dobiło. Nie sądziła, że nadal o niej gadają za plecami...
- Wiem... Mam nadzieję tylko, że zaczną kiedyś mówić o mnie coś miłego... - Westchnęła lekko skwaszona.
Pani Barbara się zaśmiała.
- Cokolwiek nie zrobisz i tak będą gadać, bo jesteś na Jego zastępstwie, nie na zastępstwie pakowacza, także musisz to już przyjąć do siebie.
- Dziękuję za szczerość pani Barbaro. - Wyznała szczerze.
Pierwszy raz była z tą kobietą szczera i wcale tego nie żałowała. Czuła, że trochę jej dopiekła z tą zmianą stanowiska, ale tego też nie żałowała. Tak twierdziła i tak to powiedziała. Pierwszy raz również wyszła z działu szycia taka zadowolona.
Niestety, gdy dotarła na piętro i pani Hoffer ją zaczepiła, aż wstając na proste nogi, oświadczając, że właśnie skończyła rozmawiać z Adamem, który powiedział, że inspekcja pracy zjawiła się w Domu, wszystko runęło tak łatwo, jakby ktoś zdmuchnął domek z kart. Oczywiście od razu zadzwoniła do Kaulitza, który równie bardzo się zestresował, oświadczając, że mógł się tego nalotu spodziewać po tym rozgłosie. Nie umiał jej nic powiedzieć, co by mogło jej pomóc. Powiedział tylko tyle, że ma się przedstawić jako jego osobista asystentka i odszukać tę umowę, jak i wyjaśnić, że pracuje w pałacu na jego prywatne zlecenie. Jego ton głosu był lekko spanikowany, aczkolwiek był pewny swoich słów i jej również kazał być pewną siebie. Kazał nic nie wymyślać, tylko mówić, że jeśli czegoś nie wie, kontaktuje się po prostu z nim, a celem jej pracy w pałacu jest informowanie go o przebiegu pracy pracowników i tyle. Uświadomił ją, gdzie leżą wszystkie umowy pracowników i kazał jej natychmiast schować do swojej torebki umowę, dotyczącą pracy przy remoncie pałacu, oraz tą, w której administrowała pracę w sklepie, oświadczając, że to im nie jest potrzebne do wglądu. W razie problemów miała natychmiast do niego dzwonić. Życzył powodzenia i kazał jej zadzwonić tuż po.
- Dlaczego mam chować te umowy? - Odważyła się w stresie o to zapytać.
- W umowach nie wyszczególniłem godzin pracy i wyszłoby, że byłabyś w trzech miejscach na raz, za co mógłbym mieć problemy, ponieważ jesteś nie pełnoletnia, a te umowy zaważyłyby na twojej nauce i życiu prywatnym. Nastolatki nie mogą pracować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Reszta umów jest o zlecenie.
- Rozumiem... - Natychmiast to odszukała, czując nóż na gardle. Czuła się tak, jakby pracowała w tej firmie, łamiąc jakieś prawo, pomimo że wcale go nie łamała. Natychmiast kazała pani Hoffer obdzwonić wszystkie działy i powiadomić pracowników o nalocie. Ta natychmiast się za to zabrała, a Kornelia w końcu z sercem w gardle wyszła z gabinetu. Niestety nie zdążyła zamknąć drzwi, a mężczyźni, między innymi jeden z nich z tabletem w dłoni już zmierzali do niej. Przywitała się z nimi miło. Oni również byli mili, aczkolwiek ich powaga z sytuacji pozwoliła na zachowanie dystansu.
Sądziła, że nic nie przebije stresu z pokazu. Myliła się. To był najgorszy stres w jej życiu. Pytali dokładnie o wszystko, nawet jeśli przedstawiła im się tak, jak pan Kaulitz zlecił. To były najgorsze godziny w pracy. Na zwykłe pytania odpowiadała z lekkim opóźnieniem, jakby co najmniej miały warzyć tyle, co główna wygrana w milionerach.
- Więc jest pani, fotomodelką, modelką, jak i osobistą asystentką pana Billa Kaulitz. - Jeden z nich dostał się do umów i obarczył ją swym przeszywającym wzrokiem.
- Dokładnie tak.
- Dziwne połączenie... - Skomentował, przeglądając dokładnie dokumenty. - Proszę pokazać mi swoją wizę, jeśli jest taka możliwość. Rozumiem, że wszystko dzieje się tu zgodnie z prawem, ale muszę się upewnić. Rozumie pani.
- Oczywiście. - Uśmiechnęła się miło, choć ciśnienie jej wzrosło. Nagle dostała takiego stresu, że już nawet w swój dowód osobisty nie wierzyła, że jest prawdziwy. A jej nazwisko, jest jej prawdziwym nazwiskiem.
Wzięła swą torebkę i wyciągnęła z portfela swą chyba ważniejszą od dowodu osobistego kartę oraz świstki o pozwolenie Niemieckiej ambasady o podjęciu przez nią nauki w Niemczech, jak i pracy.
Właśnie sobie uświadomiła, że najmniejszy błąd nawet popełniony przez urzędnika, wydający jej te pozwolenia, mogły spowodować to, że natychmiast przetransportowaliby ją do Ameryki. Nigdy nie była tak pobudzona, jak w tym momencie...
Całe szczęście oddał jej wszystkie dokumenty bez słowa, więc było dobrze.
CDN
Mnie także już ten dział szycia doprowadzał do szału. Pani Barbara może miała trochę racji, że się stresowała, ale ile można?! I mówię to z własnego doświadczenia. Jeśli czegoś nie jesteś pewien - nie robisz tego. Jeśli czegoś ma ci zabraknąć do zrobienia powierzonego zadania - nie ty za to odpowiadasz tylko osoba, która ma zapewnić ci niezbędny towar. O co tyle szumu i narzekań? Człowiek jest tylko człowiekiem i ma prawo popełniać błędy. Nie ma się co denerwować pracą, bo skończy się tak, że zamiast radości z tego, że robimy to, co lubimy, będziemy czuli tylko narastający stres, że coś może pójść nie tak. A jak coś komuś nie pasuje, to niech się zwolni i idzie w miejsce, gdzie będzie mu lepiej.
OdpowiedzUsuńMam ogromną nadzieję, że pani Barbara trochę się opanuje i przyjmie do serca słowa Kornelii.
Jest jedna rzecz, do której mogę się przyczepić - czy na pewno o sanepid Ci chodziło? Czy może o inspekcję pracy? Sanepid na pewno sprawdza czystość i odpowiednie warunki przy pracy w gastronomii, czy ludzie mają odpowiednie badania do pracy z żywnością. A inspekcja pracy raczej zwraca uwagę na wizy, ilość godzin przepracowanych przez pracowników itp.
Czekam na kolejny odcinek!