34. Między piekłem a niebem

Cześć :) Przybywam dzisiaj z odcinkiem, który miał się nie pojawić (przez moją lekkomyślność) ale okazało się, że jest bardzo ważny, gdyż łączy późniejsze wydarzenia... xD Taka moja mała pomyłka ;) No i oczywiście skróciłam ten rozdział do rozmiarów XS, aczkolwiek i tak wyszedł w miarę długi...

W rozdziale nieco więcej Kornelii życia, ale to się wyrówna, gdyż w późniejszych rozdziałach będzie nieco więcej Billa i Toma :)

ANONIMOWY - Cieszę się, że zechciałaś się (zakładam, że jesteś dziewczyną ;) ) podzielić ze mną swoim zdaniem. I bardzo się cieszę, że tak bardzo oczekujesz nowych odcinków. Jest mi bardzo miło z tego powodu <3 Take komentarze strasznie motywują do pisania, dlatego dziękuję Ci ślicznie :* Część 3. nie pojawi się, ale część 2. będzie przedłużona. Gdy się skończy to opowiadanie, pojawi się tutaj nowe. Sama nie wiedziałam, że tak będzie... Ale jest taka możliwość, że może jeszcze kiedyś wrócę do tego opowiadania i powstanie zupełnie inna część 3. ponieważ mam mnóstwo pomysłów, które nadal spisuję w notatniku, a nie mają się pojawić w tych publikowanych częściach. (jest to okres 'parę lat później') Także nigdy nic nie wiadomo :)

BONUS pod nazwą "but I luv him" - Tak nazwałam te 'doklejone' odcinki z 3. części a małe streszczenie/zapowiedź można przeczytać na stronie "Skandal" + Bonus 


34


Między piekłem a niebem


Wsiadła do Vincenta. Była to niedziela, a w szkole nie było jej... Można było policzyć, ile razy była...  Trochę nawet głupio było jej się tam pokazywać, pomimo że notatki miała wszystkie na bieżąco od kochanych znajomych z klasy Elliasa i Gaby. Zbliżał się koniec semestru i musiała na biegu wszystko nadrabiać... Wczorajszego dnia aż wstyd było jej trochę mówić o tym, że pracowała na planach, dlatego nie było jej na zajęciach. Dla niektórych nauczycieli nie było to w ogóle wytłumaczeniem... Na razie nadal użerała się z nauczycielami, którzy na nią krzywo patrzyli, jak i ludźmi komentującymi jej karierę.
Reklama z Nowego Jorku, Włoch, Paryża i Berlina, już leciała w telewizji. Pokaz wiosenny już dawno się odbył, w którym Kornelia oczywiście również brała udział. Teraz była już po pokazie zimowym. "Nie mogłoby cię zabraknąć"  - Odrzekł pan Kaulitz, a jak odrzekł tak pan Kaulitz, to tak musiało być. Już się nie bała tak bardzo wybiegu, jak za pierwszym razem. Była Kaulitza wisienką i coraz lepiej się z tym czuła. Dlaczego? Bo ludzie już nie mieli takiego szoku na twarzach jak za pierwszym razem. Zrobiła sobą po raz trzeci skandal. O to Kaulitzowi chodziło.
- Cieszę się, że panna Millian może rozkwitać na moich oczach. - Mówił reporterom z dumą.
Kornelia była nie mało zaskoczona jego podejściem do jej osoby. Coraz więcej o niej mówił i coraz bardziej otwarcie. Obraz, jaki jej tworzył, był zniewalający. Przedstawiał ją jako młodą dziewczynę, która jest niezależna od wszystkich i wszystkiego, która ma w sobie tyle energii, że nie raz wszystkich zaskoczy. Niemiłosiernie wpływało to na jej samopoczucie i to w dobrym znaczeniu. Zaczynała czuć, że w końcu ma w nim wsparcie.
Czym zaskoczyła? Kaulitzowie niczego się nie bali, wystawili Kornelię na wybieg na boso. Któż by się przejmował ciuchem, jaki na sobie miała? Wszyscy mówili o jej bosych stopach w kolekcji na zimę i o jej wzroście. Cały pokaz chodziła o gołych stopach i kręciła się tak między ludźmi i reporterami. Była niczym chodząca promocja, albo lepiej - maskotka Domu Mody Kaulitz przyciągającą obiektywy. Dopiero na afterparty założyła szpilki.
Media przyjęły przydomek Kaulitzów też z ich zamiaru. Miała na sobie sukienkowy sweterek w kolorze wiśni z wielgachnym kapturem przymocowanym do jej włosów, by jej nie spadł, a na końcu szpiczastego kaptura wisiał biały puchaty pomponik. Jej włosy były lekko zakręcone i spuszczone luźno na przód. Na jej nogach widniały bawełniane, grube pończochy w białym kolorze, a na tym, z tego samego futra, co pomponik, ocieplacze na łydki. Gołe stopy, a przy każdym jej kroku, wysuwał się na widok skrawek gołego uda, na który Kaulitz nie mógł się napatrzeć w telewizorze na zapleczu, w obiektywach kamer telewizji Fashion, która towarzyszyła im całe przygotowania non stop. Jej image na tym pokazie dał wysoką sprzedaż, gdyż jak można było sobie wyobrazić, wyglądała nieco jak zwykła, choć idealna dziewczyna z Instagrama. Nastolatki rzucały się na te ciuchy, co najmniej jakby to były świeże bułeczki i to nie tylko z Europy, ale także w Ameryce, co zadowalało pana Kaulitz najbardziej.
Transmisja na żywo pokazu w telewizji, jak się dowiedzieli, miała jakieś kilka milionów. Na samym Facebooku i Instagramie było również mnóstwo i przynajmniej mogli poznać od razu komentarze widzów. Nie były aż takie złe, ale Kornelia miała tę siłę przebicia i pisali niemalże tylko o niej, wywalając swoje absurdy do jej osoby na wybiegu, jak i ogromny zachwyt i wyznania miłości. Coraz mniej jej przeszkadzały uwagi co do jej osoby. Ona czuła się pięknie w Kaulitza ciuchach, dlatego też pewnie się w nich prezentowała.
Na pokazie było wiele więcej osób niż na pierwszym, a to znaczyło tylko, że jest coraz lepiej. Sama Kornelia w obiektywach telewizji wyszła na pocieszną osobę. To ze względu na jej stres, z którym zaczęła radzić sobie, zamieniając go w uśmiech i poczucie humoru. Wyznała nawet swój sekret.
- Spójrzcie na tamtego mężczyznę. - Złapała obiektyw kamery i skierowała go na Meksykanina, będącego jeszcze w przygotowaniach, czyli w rękach Natalie. - To jest takie ciacho, oblane mleczną czekoladą, że aż się chce go schrupać. - Kamerzysta zrobił zbliżenie na mężczyznę, uśmiechając się do Kornelii za kamerą, po czym znowu na twarz Kornelii. - Ma na imię Lucio, jak spojrzy na ciebie, to czujesz się mega zbesztany.
- Zawołaj go.
- Niee... - Zawstydziła się i odeszła z uśmiechem od kamery.
Minął już miesiąc od transmisji, ale ona czuła się, jakby to było wczoraj. Zresztą tak samo, jak Kaulitz, który dostał mega wielki zastrzyk energii i motywacji. Pokaz zimowy wypadł w statystykach jeszcze lepiej od letniego i wiosennego. Kreacje sylwestrowe schodziły również swoim dobrym tempem. Pan Kaulitz był najszczęśliwszym projektantem w tym momencie. Zamówienia specjalne zbierały się do kupy od znanych ludzi. A to ktoś chciał suknie na czerwony dywan, a to ktoś sukienkę na sylwestra, a to ktoś chciał cały komplet - spodnie, koszula, marynarka, którego nikt nie ma. To było to, o co mu chodziło. Reklama drogą pantoflową od sław. Czekał tylko na ten moment, aż jego Dom Mody, sam bez wielkich inwestycji będzie na siebie zarabiać.
Przywitała się miło z mężczyzną, który miał na sobie jeden z kaulitzowskich swetrów, jaki mu podarowała w prezencie na święta. Miał podwinięte rękawy, a on sam wyglądał w nim bardzo dobrze.
- I jak tam w szkole?
- Eh... Wszyscy się mnie czepiają. Nie wiem, o co im chodzi... Zero relaksu mają w sobie ci Niemcy.
Vincent się zaśmiał, ukradkiem rozglądając się w lusterka, czy czasem znowu ich nikt nie śledzi. Czujność mu pozostała.
- Niemcy bywają poważnym narodem, ale lubią się bawić, więc nie są tacy sztywni aż tak do końca.
- Nie? Tylko się przyczepiać potrafią. Nic miłego nie umieją powiedzieć... Zapytać, co słychać? Jak się człowiek czuje? Cokolwiek. Brakuje mi tego... W Ameryce każdy się siebie pyta, jak się czuje i co porabia... Przygnębiają mnie ci ludzie tutaj. Tylko nauka i nauka...
- Cóż. Gdyby nie tak rygorystyczne podejście Niemców do rzeczy, to by nie byli tak doceniani za jakość.
- Ojej! Mówisz tak, bo sam jesteś Niemcem.
- To dziwne? - Zaśmiał się.
W radio poleciała znana na całym świecie piosenka świąteczna. Tylko w wersji Mariah Carey i Justina Biebera. Jak tylko skupiła na niej swój słuch, od razu kazała mu to podgłosić, a ten posłusznie to zrobił. Śpiewając sobie pod nosem razem z wokalistami, zauważyła na jego przedramieniu identyczną okrągłą bliznę, tylko już nie różową, a bladą, jaką miał Davis. Niezmiernie ją to zainteresowało, jak i wróciły wspomnienia z Nowego Jorku.
- Mogę zapytać, co to jest za blizna?
- Jaka?
- Ta na ręce... - Wychyliła się i wskazała palcem na jego rękę w konkretny punkt.
- Ah... Stare dzieje. - Uśmiechnął się krzywo.
- Ktoś ci ją zrobił?
- Taa...
Kornelia odczuła dostatecznie to, że Vincent nie zamierza się jej z tego spowiadać, a ona doskonale to zrozumiała, aczkolwiek nie dawało jej spokoju i sama kontynuowała temat, od razu z wyjaśnieniem, dlaczego w ogóle o tę bliznę pyta.
- Spotkałam się w Nowym Jorku z przyjaciółmi... To był wrzesień... Mój przyjaciel z LA miał taką samą bliznę, tylko że różową... Właśnie doszłam do tego, że raz ją widziałam z przodu, a raz z tyłu... A to znaczy... - mówiła spokojnie jak w transie. - Mówił, że ktoś go przypalił papierosem, gdy go o nią zapytałam i tak właśnie mi wytłumaczył tę bliznę z przodu, ale właśnie zdałam sobie sprawę, że widziałam ją też z tyłu. Z przodu widziałam w sklepie, a z tyłu nad basenem...
Vincent zerknął na dziewczynę we wsteczne lusterko. Nie podobał mu się ten temat, jednakże widok zmartwionej i przerażonej dziewczyny wytłumaczył, że najprawdopodobniej i jego zdaniem, to to nie był papieros. Gdy zadał pytanie, w którym miejscu posiadał te blizny, a ona w dość obrazowy sposób mu to przedstawiła, wskazując palcem miejsca na dwóch stronach barku, był już pewny, że to musiał być postrzał i tak też jej wyjaśnił.
Kornelia zrobiła duże oczy, a jej mózg zaczął świrować.
- Czy ty mówisz mi... O broni? - Przeraziła się.
- No tak... - odrzekł nie pewnie, zerkając na nią przez ramię. - Albo mógł się nadziać gdzieś na drut. Nie wiem. Ciężko mi powiedzieć. - dodał po chwili, widząc jej przerażenie.
- On pochodzi ze slumsów... - odrzekła, jakby to miała być podstawa, że u Davisa mogło się przydarzyć wszystko...
- Może wpakował się w jakieś problemy, o których ci nie mówi, bo nie chce cię martwić. Na slumsach nie trudno o takie przygody.
- Ty też byłeś ze slumsów? - Od razu jej to przyszło na myśl, może to okrutne i powierzchowne, ale podsunął jej tę myśl jego wygląd. - Stąd te wszystkie tatuaże. Dlatego wtedy zauważyłeś, że ktoś nas śledzi! Stąd ta czujność. - Zaskoczyła się. - Byłeś w jakimś gangu?
- Wychowałem się na nich... Moja żona z córką, wyciągnęły mnie z tego. Zawdzięczam im moje teraźniejsze, normalnie życie. A że problemów nie dało się rozwiązać, musiałem od nich uciec i z wyjechać z rodziną.
- Skąd jesteś?
- Z Monachium.
- Aż tu uciekłeś?
- I tak wiele za blisko... - Westchnął pod nosem.
- Dlatego wozisz się takim autem.
- Co ma wspólnego z moją przeszłością auto? - Nie rozumiał.
- Nie wiem... Ale tak myślałam, że z tobą jest coś nie tak. Od samego początku.
- Że co? - Skwasił się. - Wszystko ze mną w porządku. Mam słabość do bet, co mogę zrobić? - Machnął ręką, udowadniając jej swoje niezrozumienie i absurd, co do tego, po czym go ocenia.
- Eh... Wyglądasz w tym aucie jak jakiś gangster.
- Najwidoczniej coś mi zostało po moim dzieciństwie. - odrzekł już niezadowolony.
- Ehh... Przepraszam... - Westchnęła. - Nie chciałam cię urazić... - Skwasiła się, unosząc brwi w niewinności.
- Spoko... Nie wspominaj tego, tylko nikomu. Wyjechałem stamtąd właśnie po to, żeby o tym zapomnieć i żyć normalnie. Nie mam zamiaru niszczyć sobie życia w tym mieście przez przeszłość.
- Nie powiem. Obiecuję! - Zapewniła bardzo poważnie. Komu by miała mówić takie rzeczy? Na pewno nie Kaulitzom, a tym bardziej swoim znajomym. - Możesz być spokojny. Dużo czasu spędzałam kiedyś na slumsach, tam miałam przyjaciół i bardzo dobrze ich wspominam. Nauczyli mnie wielu rzeczy... Ale fakt faktem, tam nie potrafią ludzie trzymać nerwów na wodzy... Jak się komuś coś nie podoba, to zaraz to dają odczuć. Są bardzo wylewni...
- Żyją własnymi zasadami.
- Tak. Dobrze to ująłeś w słowa. - Uśmiechnęła się lekko, choć nie widziała w tym nic szczęśliwego. Jedynie wspomnienia, w których siedzieli jej przyjaciele.
- Ty też wyglądasz, jakbyś stamtąd pochodziła.
Kornelia uniosła brwi i się zaśmiała.
- Nie musisz się odpłacać.
- Nie odpłacam się. Mówię serio. Jesteś meksykanką, tak? Przynajmniej mieszaną.
- Nie! - Zawołała ze śmiechem. - Mój tata jest Afroamerykaninem.
- A mama?
- Mama.... - Zdumiała się właśnie. - Nie wiem...! Nie znam swojej mamy. Może była meksykanką!? - Zaskoczyła się. - Wyglądam tak? - Aż musiała się upewnić.
- Tak mi trochę ją przypominasz, ale nie jestem do końca pewny, czy to może być Meksykanka...
Zamilkli na chwilę, ale tylko na chwilę, gdyż w Kornelii głowie panował istny chaos, z którym jawnie się dzieliła.
- Że niby ktoś go postrzelił? - Nie mogła uwierzyć. - Ale, kto by mógł takie coś zrobić?
- Ktoś, kto go najwidoczniej nienawidzi albo przez przypadek dostał tak, jak ja... Różnie bywa. Ale jeśli przeszła na wylot, to musiał mieć dobrą broń, albo nie stał zbyt daleko... Jesteśmy już. - zawiadomił, widząc, że dziewczyna nie wysiada.
- Gniewasz się na mnie?
- Nie, ale zdenerwowałaś mnie takimi uwagami.
- Przepraszam... - Było jej naprawdę przykro.
- Spoko... Zapominamy o tym.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się do niego. - Nie mogłabym stracić takiego czujnego kierowcy. - Przycukrzyła.
Ten się do niej uśmiechnął krzywo. Umówili się już tylko na jutro rano i wysiadła z auta.
Myśli nie mogła zebrać do samego wieczora. Miała przynajmniej wymówkę dla Kaulitza, że było źle w szkole, w co uwierzył. Nie zwierzyła mu się ze swojego zmartwienia. Nigdy w życiu by mu chyba nie powiedziała o tym. Już wyobrażała sobie jego słowa. "Nigdy więcej się z nim nie spotkasz!" Co to, to nie. Najgorsze było w tym wszystkim to, że jedyna osoba, o której myślała, że mogłaby to zrobić, był Nate. Tę myśl odsuwała od siebie jak najdalej, ale niestety szybko powracała.
- Przecież Davis mieszkał u Nata, nie mógłby tego zrobić. Byli jak bracia... Ale Davis z Nikiem mówili, że zaczął ćpać, może też mu coś odwaliło, jak kumplowi Vincenta? - Była przerażona. Bała się naćpanych ludzi. Uważała, że są oni w takich momentach nieobliczalni. Ile razy w LA, miała okazję widzieć totalnie ze ćpanego człowieka, który bez powodu szukał zaczepki u innych, by tylko stworzyć bójkę. Omijała takich ludzi zawsze szerokim łukiem. Już jak na ulicy widziała, że idzie ktoś slalomem i bełkocze do siebie, nie ważne, po czym, to przechodziła na drugą stronę, by ten jej czasem nie zaczepił.
- Nie... Nate by tego nie zrobił... - modliła się w myśli - to na pewno nie on... OMG! Ktoś zabił Davisa mamę! Może ten ktoś, też chciał zabić i jego! OMG! ALE KTO!? Zaraz... Przecież jego mamy nikt nie zabił. To mój tata mówił, że moją mamę ktoś zabił. Nikodem mówił tylko, że zmarła Davisa mama... Oh... A może powiedział, że ją ktoś zabił? - Nie mogła sobie przypomnieć.
- A moją mamę, kto mógłby zabić!? - zawołała po chwili do siebie. - Mówi, że leży na cmentarzu... Debil mi kłamie... Wcześniej mi mówił, że zmarła przy moim porodzie... A jeszcze mi mówił,  że podrzuciła mnie pod jego drzwi... Ugh... W nic nie można mu wierzyć... Zaraz... - Podniosła się, wyplątując się spod ręki Billa. - Mówił, że 'była taką samą dziwką, jak ja, też zaczynała od zdjęć'. To znaczy, że była fotomodelką? - Serce jej zabiło mocno.
Chwyciła za telefon, wyszła z łóżka i usiadła w salonie, dzwoniąc do Nikodema.
- Mogę przejść od razu do rzeczy? Tak, u mnie w porządku. Dzwonię się zapytać o to... A raczej powiedzieć ci, że wiem, że nikt nie przypalił Davisa papierosem. Dzisiaj to zrozumiałam. Ma dwie blizny, czyli... Ktoś go chciał zabić? - Wstała z kanapy i zaczęła krążyć po salonie.
- Skąd to wiesz?
- Domyśliłam się...
- Eh... Nikt nie chciał go zabić. Podobno ktoś wpadł w nocy do ich domu, nie spodziewał się, że oni jeszcze nie śpią, mieli zgaszone światła, bo właśnie szli spać. Od razu z progu ją zabił. Ten się za nią rzucił i dostał też... Davis mówi, że chyba myślał, że go zabił, no bo upadł, a ten zniknął. Davis wybiegł za nim, ale nie było po nim śladu. Mówił, że był to ktoś z tajniaków, bo był w pełni zamaskowany i miał broń z tłumikiem... Nie wiadomo, kto to był. Nie chciał, żebyś o tym wiedziała...
Kornelii kamień spadł z serca, że nie zrobił tego Nate, aż wstyd jej było, że w ogóle go podejrzewała.
- Kto to zrobił?
- Nie wiem. Davis cały czas szuka i docieka. Nic się nie dowiedział, a minęło już sporo czasu. - Westchnął. - Wiesz, jaka była Sheyla, ciągle jej było wszędzie pełno, kto wie, co sobie przeskrobała...
- Taa...  Pamiętam... Lubiłam ją... Była dla mnie jak mama...
- Dla mnie też... Chyba dla wszystkich... - Zaśmiał się.
- Gdyby nie ona, to nie wiedziałabym, że moje bóle brzucha są spowodowane zbliżającym się okresem... - przyznała z lekkim zażenowaniem.
Nikodem się zaśmiał.
- Dlaczego dobrzy ludzie mają tak źle? Nate jest skurwielem i nie ma problemów... - burzyła się.
- Heh... Może właśnie dlatego ich nie ma.
- Może... Zrobiło mi się lepiej... Już myślałam, że to Davis ma problemy...
Okazało się, że właśnie poznała powód tego, dlaczego Davis chciał się wynieść ze swojej dzielnicy. Nie było mowy między Nikodemem a Kornelią o tym, żeby mu w tym nie pomóc. Dlatego od razu rozpoczęli poszukiwania mieszkania, w którym miałby Davis zamieszkać, oczywiście pod jego nie wiedzę.

- Więc nikt nie chciał go zabić, tylko sam się napatoczył. Tylko teraz jest obawa, że ten ktoś się dowie, że żyje i wróci. Dlatego wpadłam na pomysł z przyjacielem, żeby wynająć mu mieszkanie z dala od tych slumsów. Co o tym myślisz?
- Dobry gest. Tylko, czy przyjmie to?
- Też się tego obawiam.
- Radziłbym ci po prostu do niego zadzwonić i z nim porozmawiać. Tak by było najlepiej.
- Tak zrobię. Na pewno. Dziękuję.
- Nie ma za co.
- Do zobaczenia.
- Pa!
Weszła do sklepu. Czas było wrócić do rzeczywistości. Za ladą stała Olena. Olly zajmował się klientami.
- Dzień dobry. - Uśmiechnęła się na ich widok.
- Dzień dobry. - odrzekła twardo Ollena.
- I jak idzie? Dużo ludzi przychodzi?
- Dziennie... - Zajrzała w notatnik. - Około osiemdziesięciu, z tego trzydzieści osiem procent, kupuje.
- Eh... To mało... - Skwasiła się.
- Mało? Ciągle musimy do wieszać towar. No właśnie. Zrobiłam już spis tego, co się na dniach skończy...
- Super... - Zajrzała w kartkę.
- 'Wisienka' się sprzedaje najszybciej... - zauważyła.
- Zostało tylko pięć sztuk. Schodzą najlepiej. Tutaj... - Podała jej drugą kartkę. - Zapisałam zamówienia na poprzednią kolekcję. Klienci się pytali o te ciuchy, powiedziałam, że się odezwę do nich telefonicznie, czy można je jeszcze kupić, czy nie, bo w sieci jest oznaczenie, że wyprzedano.
- Sama nie wiem... Bym musiała się dowiedzieć i dam ci znać. - Wyciągnęła telefon. - Coś jeszcze masz dla mnie?
Blondynka zajrzała pod blat.
- To chyba wszystko...
- No dobrze... To ściągnij z wystawy 'wisienkę', załóż to, co się jeszcze wcale nie sprzedało. I wydrukuj mi cały raport sprzedaży z zeszłego tygodnia. - Chciała już odejść, ale objęła sklep wzrokiem i coś jej nie pasowało.
- Dlaczego nowa kolekcja jest na przodzie, a nie z tyłu sklepu? - Zmarszczyła brwi. Dobrze zapamiętała ten chwyt ze szkolenia.
- No bo to nowa kolekcja... - Olena zgłupiała.
- Co mówili na szkoleniu? Nowe kolekcje wiszą z tyłu, żeby klient mógł przejść cały sklep, żeby się do niego dostać.
- Zaraz się tym zajmę... - Oleny głos zmalał na ostrości.
- Kto rozwieszał tę kolekcję?
- Ja z Ollym...
- Wiecie, co by to było, gdyby pan Kaulitz to zobaczył? - Westchnęła poirytowana. - Proszę to zrobić natychmiast.
Zniknęła na zapleczu. Sięgnęła po raporty z poprzedniej kolekcji i założyła nowy segregator z kolekcją zimową. Rozsiadła się przy stoliku i zaczęła podliczać wszystko osobiście od pierwszego dnia życia sklepu. Miała na uwadze fakt, że jedna mała pomyłka w danych, robiła wielki bałagan. Liczyła wszystko tak, jak podczas nocnych dochodzeń z Kaulitzem, co do problemu ze znikającymi pieniędzmi, więc utknęła tam na dobrych parę godzinek. Przypomniała się jej jedna reklamacja, w której jedna z bluzek po prostu poszła na szwie. Uśmiechnęła się na wspomnienie, gdy Kaulitz to zobaczył. Jego wściekłość była tak straszna, że aż czasami trochę śmieszna, no a pani Barbara biedna...
Cieszyła się, że wszystko się zgadza, a jej pracownicy są uczciwi. Wszystko się również zgadzało ze współpracującymi firmami. Od biżuterii i butów. Zauważyła jednak, że biżuteria nie schodzi za dobrze. Stan, jaki mieli, zmniejszył się tylko o piętnaście procent. Nie miała pojęcia, co z tym zrobić, ale dowie się na pewno, gdy pojedzie już do Kaulitza zdać mu relacje.

- Nie wiem, czemu, ale zawsze jak wjeżdżam na ten dziedziniec, uśmiech sam mi się narzuca na twarz. - wyznała Kornelia.
- Podoba ci się tu po prostu. - Uśmiechnął się Vincent, zatrzymując się przy aucie pana Kaulitz.
- Tak... I to bardzo mi się tu podoba...
Nadal była dumna z tego, że odwaliła kupę dobrej roboty przy tym pałacu i chyba już zawsze będzie. Pożegnała się z Vincentem i weszła przez duże, zdobne drzwi na główny hol siedziby Kaulitza.
- Dzień dobry Adamie. - zawołała radośnie. - Dzień dobry pani... Wiedziałam, że zapomnę...
- Rotensie. - Przypomniała kobieta z bufetu.
- Pani Rotensie. - Uśmiechnęła się do niej. - Dzień dobry. - Skinęła do niej głową.
- Chciałbym, żeby wszyscy wchodzili do tego pałacu z tak wielkim uśmiechem, jak ty - wyznał Adam.
- Właśnie. - Przytaknęła pani Rotensie. - Aż miło się patrzy na takie osoby.
- Pani Rotensie, panie Schnaider. - Zatrzymała się na środku holu, zerkając odpowiednio w każdą ze stron, przy wypowiadanym nazwisku. - Cieszę się, że w końcu mogę zajmować się rzeczami, które sprawiają mi przyjemność. Oh... Powiesiliście nowy plakat! - Zachwyciła się widokiem jednej z gablot na holu. Na plakacie była ona w 'wisienkowej' kreacji i inni modele tuż za nią ubrani w ciuchy również z kolekcji. - Też chcę taki dostać - zawiadomiła.
- Ten plakat wisi tu już od miesiąca - zauważył Adam.
- Tyle mnie tu nie było? - Zaskoczyła się. - Chyba nie... Może nie zauważyłam go. - Uśmiechnęła się. - Choinki jeszcze stoją? - Rozłożyła ręce, a raczej jedną, bo w drugiej trzymałą segregator. To dopiero był szok. Był koniec stycznia!
- Jesteśmy sto lat za murzynami - wypalił Adam, a potem spalił buraka, gdy Kornelia na niego zerknęła.
Kornelia po chwili się uśmiechnęła pod nosem i pokręciła głową, zostawiając to bez komentarza. Ruszyła na piętro.
- Przepraszam! - Usłyszała za plecami jego zrozpaczony głos.
- Nic się nie stało. - Obdarzyła go uśmiechem i zniknęła. Nie poczuła się urażona, tylko trochę się jej dziwnie zrobiło, ani źle, ani dobrze, po prostu dziwnie.
- Ty to masz niewyparzony język. - Zaśmiała się pani Rotensie.
- Kompletnie zapomniałem, że ona jest murzynką! - Tłumaczył się. - Aż mi głupio...
Nacisnęła na klamkę. Już dziwne wydało jej się to, że szyby gabinetu pana Kaulitz były zasłonięte. Oczywiście, że był zamknięty. Rozejrzała się. Całe szczęście szyby sali konferencyjnej nie były w pełni zasłonięte i mogła dostrzec, że tam właśnie się ulokował z ludźmi z biur.
Westchnęła sobie pod nosem i oparła się o barierkę antresoli, patrząc w dół na duże schody i gabloty ze zdjęciami z pokazów, wiszące na ścianach przy schodach. Uśmiechnęła się, widząc zdjęcie Kaulitza z wybiegu. Wyglądał całkiem jak nie on teraz. Czarne włosy, makijaż... Aż weszła sobie w sieć, by dowiedzieć się w końcu czegoś więcej na temat tego pokazu.
"Anioł na wybiegu. Syn projektantki Simone Kaulitz Bill wystąpił jako model na pokazie marki DSquared2 podczas mediolańskiego tygodnia mody.
Wygląda na to, że Bill Kaulitz dobrze się bawił! Podczas Tygodnia Mody w Mediolanie syn znanej projektantki mody Simone Kaulitz pojawił się na wybiegu. Jego strój jawi nam się jako mroczna wersja stylizacji Heidi Klum z niedawnego pokazu Victoria's Secret.
...Bill zaprezentował ekstrawagancki, skórzany, dopasowany kostium, ozdobiony nitami i dużą ilością srebrnej biżuterii. Szczególną uwagę zwracały skrzydła z czarnych piór, przymocowane do ramion modela. Ostatnio Bill Kaulitz powiedział w wywiadzie dla pisma GQ, że chciałby stworzyć własną kolekcję ubrań. Nie wątpliwe jest to, że weźmie ze swojej mamy Simone Kaulitz przykład i już nie długo przedstawi nam swoją pierwszą kolekcję."
Mówiła jakaś gazeta.
- Anioł na wybiegu... - Powtórzyła sobie w myśli z uśmiechem. - Czarny Anioł. - Poprawiła z ironią.
Ludzie zaczęli wychodzić z sali konferencyjnej, dlatego wyprostowała się i oparła bardziej schludnie o barierkę, nie będąc do nikogo wypiętą tyłkiem. Przywitała się miło z pracownikami i widząc, że Kaulitz się jeszcze zbiera, poszła do niego. Zapukała w szybę drzwi.
- Dzień dobry panie Kaulitz.


CDN

Komentarze

  1. Ale dziwna sytuacja z tym postrzałem. Jestem ciekawa, co takiego się wydarzyło i kto to zrobił. Oby się to wyjaśniło i przyjaciel Kornelii nie musiał się niczego obawiać.
    Dobrze, że dziewczyna świetnie sobie radzi ze sklepem, chociaż szkoda, że w szkole już tak dobrze jej nie idzie. Oby się to poprawiło. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy29/1/22 03:07

    Top 10 Top 10 Baccarat Sites and Online Casinos - Viking
    › news › top-10-top-10-10 › news › top-10-top-10-10 May 21, 2021 — May 21, 2021 Top 10 Best Online Casinos · 888 Casino - Best for Bonuses · 788sport - Best for deccasino Payout Slots · 온카지노 688sport - Best worrione for Roulette and Betting.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

7. Napad