36. "BK ❤🍒"

Ja też nie mogłam się doczekać tego odcinka. Aż mi trochę wstyd, że musiało to nastać dopiero po 86 odcinkach... Haha... Chyba musiałam do tego dojrzeć xD Aż się trochę stresuję przed następnym odcinkiem :o  No i może Kaulitz w końcu stanie w innym świetle w Waszych oczach <3

Nie przedłużając - Zapraszam :* 


36


"BK ❤🍒"


Dzień prezentów nadszedł, aczkolwiek dostawała je już pod koniec tygodnia. Była pod wrażeniem, że niektórzy ludzie tak ją polubili, że aż wysyłali jej upominki do pałacu. Cały czas nie mogła dać wiary w to, że ktoś obcy mógłby śledzić jej życie... Nadal w to nie wierzyła i każdy odbierany upominek był dla niej wielką niespodzianką i czymś niesamowitym. Kaulitz to wiadomo, że dostawał miłosne listy nie tylko na walentynki. On po prostu nie dał się nie ubóstwiać obiektywom i odbiorcom nie tylko płci żeńskiej.
Sobota minęła na spotkaniu w wynajętej, całkiem fajnej knajpce z bliskimi. A co najlepsze zjawił się Nikodem, który zrobił jej w tym dniu największą niespodziankę swoją osobą. Powiedział, że był w Polsce u rodziny, dlatego nie omieszkał się wpaść do Berlina, zwłaszcza w taki dzień. Mógł w końcu poznać jej znajomych, którymi był Arthur, Natalie, Gaby i Ellias, no i Tom, którego już znał. Pojawił się również Adam z Julią, którego osobiście zaprosiła, o którego się o mało co nie pokłóciła z panem Kaulitz... Mianowicie...

Dwa dni wcześniej...

- Nie może się pojawić, bo będą tam moi znajomi, którzy wiedzą, że jesteśmy parą. Ja nie zamierzam udawać w Taki dzień, że nią nie jesteśmy! - Burzył się czwartkowego popołudnia.
Chyba już każdy mógłby sobie wyobrazić zaskoczenie Toma wymalowane na twarzy i to, jak bardzo chciał bratu przypomnieć, że to nie są jego urodziny i aż go ściskało od środka, żeby to aż wykrzyknąć i liczył w duchu na Kornelię, że nie będzie głupia i mu o tym sama przypomni.
- Ja chcę, żeby pojawił się Adam, bo to jest mój znajomy, którego bardzo lubię! - Zawołała.
- Bardzo lubisz? - Spojrzał na nią lekko zdenerwowany. - Może Ronalda też zaprosiłaś, he?
- A co, jeśli? - Rozłożyła ręce. - Nie wiem, o co ci chodzi. To tylko obiad, który potrwa ze trzy godziny, może cztery, bo chciałeś iść na kolację!
- Powiedziałem coś na ten temat. Nie chcę widzieć swoich pracowników w taki dzień, ponieważ to nie dzień pracy. Będzie tam Natalie, Tom, Andreas...
- Andreasa nie zapraszałam! Nie lubię go! - Zawołała.
- Nie przerywaj mi, gdy do ciebie mówię! - Fuknął.
Tom się poprawił zdenerwowany na kanapie. Nie mógł tego słuchać. Miał ochotę dać bratu przez łeb. Już sobie wyobrażał, gdyby to on stał na Kornelii miejscu i jak bardzo by go zjechał za to, co mówi. Tak bardzo go korciło, ale nie chciał się wtrącać... Trzymał nadal kciuki za Kornelię...
- Andreasa nie zapraszałam, ponieważ go nie lubię, panie Kaulitz!
- Pierwsze słyszę - parsknął - cały czas z nim pracujesz i nagle go nie lubisz?
Tom przetarł mocno swą twarz. To już on dawno wiedział, że Kornelia nie cierpi Andreasa. Powiedziała mu to w dzień, w którym pojechał z nią na rzęsy. Dokładnie pamiętał. Nazwała go chamem, co go bardzo rozbawiło.
- Od pierwszych zdjęć go nie lubię. Odkąd zaczęłam z nim pracować - wyjaśniła.
- To nie zmienia faktu, że Adam jest pracownikiem mojego Domu i nie chcę go tam widzieć. A ty powinnaś rozróżnić to, że to jest znajomy z pracy, który był przez chwilę twoim współpracownikiem, a nie przyjacielem. Skończyłem.
Kornelia otworzyła szeroko usta.
- Słucham!? Adam jest moim chyba najbliższym znajomym ze wszystkich tu poznanych ludzi! - Zawołała. - Już z Natalie nie mam takiego kontaktu jak właśnie z nim! Obraź się na mnie lub nie, ale Adam pojawi się na moich urodzinach, a jeśli będzie chciał, to nawet i zabierze ze sobą swoją dziewczynę.
- Tak? W takim razie MNIE tam nie będzie - wyjaśnił.
Tom zerknął na brata zaskoczony. Teraz już nie chciał dać mu przez łeb, a dać mu po prostu w ryj za te gówna, które mówi.
- Dlaczego!? - Prawie zapiszczała. - Bo chcę spędzić urodziny z moimi bliskimi?
- On nie jest twoim bliskim.
- Tak! Ty wiesz lepiej, kto jest moim bliskim!
- Na pewno nie on.
Tom już się im przyglądał, zostawiając monitor laptopa w spokoju. Widział po Kornelii, że jeszcze chwila i zmięknie. Jak mogłoby nie być na jej urodzinach jej miłości życia? Nie rozumiał do końca zachowania Billa. Poniekąd mogłoby mu być dziwnie. Spędzałby prywatny czas ze swoim recepcjonistą, to zawsze były dziwne spotkania, ale to w końcu jej znajomy, jej urodziny i to on powinien się do tego przy dostosować, nie ona do niego.
Czekał teraz już tylko na ten moment, gdy ujrzy zmiękłą Kornelię, żeby się wtrącić. Był wściekły na nią, że daje sobie tak po sobie jechać... Na razie milczała. Wypalała go wzrokiem, a on sobie ot tak grandził w kuchni. Przeszła się w kółko bezsilna i znowu stanęła już z oczami we łzach.
- Dlaczego mi to robisz?
- Nie będę z tobą więcej rozmawiać na ten temat.
- To są moje urodziny, nie twoje. To są moi goście.
Tom w końcu przybił jej niewidzialną piątkę, choć już przez chwilę w nią zwątpił. Co prawda nie powiedziałby tego tak bardzo miło, jak ona. Wydarłby się na niego, żeby dogłębnie mu to uświadomić, żeby się zamknął, ale cóż... Ważne było, że w ogóle to powiedziała.
Bill zerknął na nią zdenerwowany.
- Racja. Twoje urodziny i twoi goście. Więc zaproś jeszcze swoich Ników, Davisów, Natów i wszystkich innych ze slumsów.
Tom złapał się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to, co wyprawia jego brat. Wkurwiało go to już, ale nie chciał się wtrącać, żeby znowu wyszło, że stoi po jej stronie i wyszłaby kolejna kłótnia. Po prostu był załamany ich wymianą zdań. Jednak na siłę nie chciał się ulatniać z salonu. Był ciekawy, jak to się skończy.
Kornelia pokręciła głową. Otarła łzy i znowu stąpnęła z nogi na nogę.
- Chciałabym, żeby w moje urodziny byli moi goście, nie twoi. Jest mi przykro, że tak do tego podchodzisz... Gdybym mogła ich ściągnąć do Berlina, zrobiłabym to, bez względu na to, co o tym myślisz. Ja ci nie zabraniam się z kimkolwiek spotykać, więc ty, nie masz prawa zabraniać tego mi. Na moich urodzinach pojawi się Adam i może jego dziewczyna. Arthur, Natalie i Tom, jeśli zechce przyjść. Ty, jeśli nie chcesz, to nie przychodź. Nie robisz tym nikomu na złość, a tylko pokazujesz mi to, że nie szanujesz moich decyzji i mojego życia, którego już prawie nie mam. - Wypłakała z wielkim bólem i odeszła.
Tom chciał wstać i dać jej owacje na stojąco. Choć była to przykra sytuacja, to i tak się cieszył, że to w końcu powiedziała.
Zerknął za siebie i wymienił ze zdenerwowanym bratem spojrzenia. Nie musiał nic mówić. Bill już widział swój błąd. Tom go tylko swym wzrokiem zapieczętował.
- Nie przyjdziesz na jej urodziny? - Zapytał spokojnie Tom.
- Nie wiem... - Burknął. - Jak ty sobie wyobrażasz to, że mam śpiewać sto lat mojej kobiecie, przy moich pracownikach! Wręczyć jej prezent, który... Dużo dla mnie znaczy, przy moich pracownikach, w których oczach jestem przedstawiony jako prezes, a Kornelia to tylko moja modelka, która czasem mnie zastępuje w pracy... Samo to dziwnie brzmi... A co dopiero, jakbym się zjawił na jej urodzinach. Plot by było co niemiara w pałacu.
- Wiem, że to dziwne... - Skwasił się Tom, pocierając swoją brodę. Faktycznie miał więcej racji, niż przypuszczał. - Ale nie możesz jej zabronić w ten dzień spotkać się ze swoimi znajomymi.
- Więc mam spędzić czas w domu, gdy Kornelia będzie się bawić? Chciałbym z nią pobyć w ten dzień... - Mruknął.
- Nie wiem, Bill. Wasza decyzja. - Westchnął.
- Co byś zrobił na moim miejscu?
- W prawdzie trochę jestem na Twoim miejscu, bo Kornelia pracuje ze mną.
- Z Tobą, a nie dla Ciebie.
- Fakt. No co... Ja raczej się pojawię na jej urodzinach, zaprosiła mnie, ale to będzie dziwne, że ciebie nie ma ze mną. Mógłbyś zacisnąć zęby i to po prostu przeboleć.
- Jak? Jak Adam mnie zobaczy, nie rozluźni się. Przez to Kornelia będzie spięta. Już sobie wyobrażam, jak wszyscy będą uważać na siebie, bo Ja tam jestem. Myślisz, że nie myślę o tym?
- Masz rację... - Pokiwał głową. - Co innego by było, gdyby wszyscy wiedzieli, że jesteście w związku.
- Raczej mi się nie śpieszy z nagłaśnianiem tego w najbliższym czasie.
- Więc pozostaje ci naprawdę poczekać w domu i zabrać ją na kolację, by spędzić miło czas we dwoje.
- Też zaczynam uważać, że to najlepszy pomysł... - Mruknął niezadowolony.
- Idź i jej to wyjaśnij na spokojnie, a nie w takich nerwach, jak przed chwilą. - Uniósł ironicznie brew, zerkając na blondyna.
Bill westchnął głośno i poszedł do sypialni.

Dziś była prze szczęśliwa. Tom swoim pobytem na jej urodzinach, wśród jej znajomych znowu zrobił wrażenie nie takie, jakby chcieli. Od razu było po nich widać, że już ich połączyli ze sobą, dając wiarę w te wszystkie ploty krążące o ich związku. Tom się tym nie przejmował, więc ona już też miała to gdzieś. Był jak zwykle bardzo przyjaźnie nastawiony do wszystkich, w szczególności do Kornelii, którą czasem obejmował, mówiąc o niej jakiś żart, co tylko pozwalało im się uświadamiać w błędnych przekonaniach. Tom taki po prostu był, ale żadne z nich, prócz Nikodema i Natalie, o tym nie wiedziało. Śmieszyło ją to poniekąd. Nawet raz dla śmiechu powiedziała do niego 'kochanie', co podłapał. Nikodem, jak już zrozumiał ich taktykę, przyłączył się, też mówiąc do wszystkich kochanie, co udzieliło się również Natalie. I ze swoich obserwacji dostrzegła coś dziwnego.
Nikodem promieniał jak nigdy. I tylko wtedy, gdy Natalie siedząca obok niego, rzucała jakimiś zabawnymi opowieściami. I choć Kornelia śmiało by mogła połączyć Toma i Natalie w parę, bo byli tak samo sympatycznymi ludźmi, to teraz widząc, puszącego się Nikodema przy boku blondynki, aż nie mogła się na nich napatrzeć. Nikodemowi musiała ta nieco starsza kobieta wpaść naprawdę w oko, czego nie trzeba było się dopatrywać. Po wyznaniu na boku swoich domysłów Tomowi wyszczerzył się i trochę ich zaczął ładować pod włos. Natalie nie była głupia, a widząc, że Tom i Kornelia grają parę, tak i ona objęła zauroczonego blondyna i nawet dała mu buziaka w policzek, mówiąc kolejny żart, który był również komplementem dla jej przyjaciela. Coś czuła, że może dla nich dzień się tak szybko nie skończyć.
      Julia, której się Kornelia nieco obawiała, prawie nie zabierała w ogóle głosu. Więcej obserwowała i słuchała, niż się udzielała, dlatego Kornelia miło się zaskoczyła. A jednak potrafiła się zachować, jak należy, a Adam nie musiał się za nią wstydzić. Wyglądali przy sobie cudownie. Zaczęła rozumieć, że chyba Julia jest tą cichą wodą, która pokazuje swe prawdziwe oblicze wtedy, gdy ma na to możliwość, za tym szło - mniejsze grono ją otaczające. Zmieniła nieco o niej zdanie i chyba już nawet ją polubiła. Nie plotła głupot i potrafiła milczeć, to było najważniejsze.
Obiad się przedłużył, co było nieuniknione. Wszyscy liczyli na fajną imprezę wieczorem, ale powiadomiła ich, że musi się jeszcze z kimś spotkać. Wszyscy już wyczuli, że ten ktoś nie jest jakimś kimś, tylko jej mężczyzną, przy czym zaskoczenie na ich twarzach było nie małe, gdyż jak się spodziewała, uwierzyli w mylną rzecz. Nie zaprzeczyła, że idzie się spotkać ze swoją walentynką. Była trochę zawstydzona, ponieważ na myśli miała samego Billa Kaulitz, gdy oni nie byli niczego świadomi, ale wyjaśniła "W końcu są dziś walentynki", co już zrozumieli. Obiecała Nikodemowi, że się spotkają jutro, ale jeszcze do niego zadzwoni.
Po powrocie do domu zawiesiła się Kaulitzowi na szyi i soczyście go pocałowała.
- Szkoda, że cię nie było.
- Nie żałuję - wyjaśnił, unosząc brwi. - Bo nasz dzień się dopiero zaczyna.
Uśmiechnęła się szeroko, popędziła się odświeżyć i ubrać swój piękny, elegancki, stosowny do okazji prezent od Damiena. Czuła się w tej sukni dokładnie jak wtedy, gdy włożyła na siebie w Paryżu tę seksowną suknię. Gdy się w końcu dopięła na ostatni guzik i z lekko zaciśniętym żołądkiem, gdyż nie wiedziała, jak pan Kaulitz na nią zareaguje, zeszła do salonu i tam sama się miło zaskoczyła. Kaulitz miał na sobie tę samą bordową marynarkę, w której występował na evencie w mieście podczas zbliżających się świąt. Aż chciało się jej zaśmiać, ponieważ Kornelia miała identyczny kolor na sobie.
Obydwoje Kaulitzowie zerknęli w jej stronę i nie ukrywali zdumienia. Pan Kaulitz aż się podniósł z wymalowanym uśmiechem na ustach.
- Pięknie wyglądasz - wyznał zachwycony, dotykając jej ponętnych loków, spiętych na tyle, ale przerzuconych na przód prawej strony.
Fryzura może i wyglądała, jakby właśnie wyszła od fryzjera, ale w prawdzie potraktowała je tylko dużą lokówką, uniosła górę od nasady i spięła wsuwkami na tyle głowy, tak żeby się po prostu trzymały i ozdobiła spięcie różyczką w kolorze sukienki, która również była na wsuwce. Całość dopełniła makijażem, jakim była kreska na powiece i równie ciemnymi ustami z serii matowych, długotrwałych szminek BellyBell.
Zauroczeni swoimi osobami, wsiedli w czekające na nich auto pod domem, które doprowadziło ich do centrum Berlina, mianowicie, pod jeden z hoteli. Drogę przebyli na rozmowie na temat sukienki. Jakby nie inaczej. Kaulitz nie mógł wyjść z zachwytu jej wyglądem i podczas drogi wyznał nawet dwa razy, iż chciałby, by reprezentowała się tak zawsze.
Restauracja była naprawdę na wysokim poziomie, jeśli chodziło o wygląd. Idealnie się wkomponowali w wystrój tym eleganckim ubiorem. Ciemne kolory drewna, dywany, połyskujące szare obrusy na okrągłych stołach. Nie mogła się powstrzymać i musiała skomentować.
- Te obrusy wyglądają jak moja podomka... - Oczywiście, że zrobiła to cicho, żeby nie narobić sobie wstydu. Kaulitz zaskoczył się spostrzeżeniem swojej kobiety i choć trochę przyznał jej rację, tak tylko się lekko uśmiechnął.
- Dlaczego jest tak cicho? - Znowu zapytała szeptem.
Nikogo prócz nich siedzących w tej sali nie było, choć w innych już tak.
- Wynająłem to pomieszczenie na dzisiejszy wieczór - wyznał spokojnie, ciepłym, choć służbowym tonem.
Kornelia cicho odchrząknęła i wyprostowała się bardziej, jeśli było to możliwe, przybierając minę pani prezes.
Wcale nie było sztywno. A może jej się już to takie nie wydawało, ponieważ przyzwyczaiła się do zachowania pana Kaulitz. Cieszyła się z tego wieczora, choć była wiele bardziej stonowana, niż na spotkaniu ze znajomymi. Co najmniej, jakby ta kolacja była w większościach stopni służbowa. Machała już na to ręką. Czuła się bardzo kobieco, dorośle i to jej się podobało, a najbardziej to, jak płomyki świec odbijały się w jego czekoladowych tęczówkach, z których nie mogła ściągnąć oczu.
Dania były typowe dla dań w takich wykwintnych restauracjach. Na jeden ząb, wszystkiego po trochu, byle tylko się przypadkiem nie najeść i wyjść głodnym, by móc do kończyć w domu... Nie komentowała. Przynajmniej starała się nie komentować. Wzdychać i kwasić też się powstrzymywała. Nie chciała mu robić przykrości swoim wyśmiewaniem, niedowierzaniem, czy komentowaniem tych dań. Jedynie kelner ją trochę  drażnił. Co chwilę do nich podchodził, zabierał puste naczynia i przynosił nowe dania. To było logiczne, że ma taką pracę, ale w jej mniemaniu spostrzeżenie było jedno. Gdyby więcej nałożyli na talerz, nie musieliby się tak kręcić w kółko i skakać przy nich, jak szaleni. Przez to przerywali rozmowy...
Rozmowa i sam czas nie był zbyt sztywny. Rozmawiali normalnie, jak na wysoko ustawionych gości tej restauracji przystało. Patrzyli sobie w oczy, wymieniali uśmiechami, które chyba miały większe znaczenie niż zwykle. Pan Kaulitz głaskał ją zaczepnie po wierzchniej stronie jej dłoni, spoczywającej na stoliku, co doprowadzało ją do szału, gdy wyglądał tak bosko w tej marynarce i w tych wyżelowanych idealnie włosach, zaczesanych na tył. W szczególności rozbrajał ją jego wzrok, którym już długo na nią nie patrzył. Nawet jakby siedziała teraz w dresach, adidasach i z kapturem na głowie, to jego wzrok sprawiał, że czuła się prawdziwą, atrakcyjną kobietą. Motyle w brzuchu potęgowały lampki czerwonego wina i nie potrafiła skupić myśli na niczym innym jak tylko na jego osobie. Jego wzroku, jego ustach i dłoniach...
- Czuję się, jak wtedy, gdy cię dopiero poznawałam, panie Kaulitz... - Wyznała.
- Czyli jak? - Zapytał ciepło, widocznie zainteresowany.
- Tak, że nie mogę skupić myśli na niczym konkretnym, przez pański przeszywający wzrok, panie Kaulitz, przez co nie wiem, co mam powiedzieć.
Uśmiechnął się lekko.
- Jeśli nie chcesz, nie musisz mówić nic - pocieszył, unosząc prowokująco brew.
Zawstydziła się, spuszczając wzrok w swój kolejny pusty talerz, po który znowu przyszedł kelner, co zaczynało ją naprawdę drażnić.
- Przepraszam pana bardzo - zaczepiła mężczyznę. - Mógłby pan przyjść wtedy, gdy pana zawołamy? Chcielibyśmy w spokoju porozmawiać albo nałóżcie więcej jedzenia na jeden talerz, żeby pan nie musiał robić tylu kilometrów.
- Jak najbardziej. - Skłonił się lekko, zakładając rękę na plecy, przy tym utrzymując służbową minę i odszedł, zabierając puste talerze.
Kaulitz powstrzymywał uśmiech, dlatego zrobiło jej się trochę głupio.
- Wybaczy mi to pan, panie Kaulitz, ale już nie mogłam wytrzymać... - Broniła się, a on w końcu się zaśmiał pod nosem.
- Cieszy mnie twoja zmiana niezmiernie, muszę przyznać. Twoje oburzenie w takiej kreacji, w takim miejscu, jest jak najbardziej na miejscu. Dama musi wymagać od otoczenia. - Puścił jej oczko, choć ewidentnie było widać, że w duszy płacze ze śmiechu.
Kornelia chciała już obrócić oczami, ale zdołała się powstrzymać i tylko niewidocznie westchnęła, biorąc lampkę wina w dłoń, by zamoczyć w nim swe usta. Nikt nie miał pojęcia, jak bardzo ją krępowała to prosta, naturalna, codzienna rzecz w tym momencie, gdy Kaulitz jej się tak przyglądał. Odnosiła wrażenie, jakby właśnie wyzbyła się tego naturalnego ruchu dłonią, trafiania naczyniem do ust. Była w takim stresie, że bała się cokolwiek zrobić, żeby nie zaliczyć w topy. W tym momencie było wszystko inne i wszystko tak znaczące, jak na początku.
Pomimo stresu, sztywniactwa, tej elegancji i stosowności, musiała przyznać, że zatęskniła za tym. Tak było na początku. Tak było, gdy Kaulitz pierwszy raz przychodził do niej na obiady. Tak było, gdy przyjechała do Berlina. Tak było również wtedy, gdy wyznawała mu swą wielką, prawdziwą i szczerą miłość również w podobnej restauracji, na równie sztywnej kolacji. Streszczenie tych wszystkich miesięcy, jakie zdołała zrobić podczas tego wieczora, dało jej do zrozumienia jedno. Kaulitz mógł się zakochać właśnie w niej Takiej, a nie w nastolatce. I dopiero teraz zrozumiała to, że wszystko zniszczyła, tak samo, jak to, ile razy i dlaczego się jej tak bardzo czepiał o zachowanie i wysławianie się. Tak bardzo zatęskniła za tamtą atmosferą, że teraz, gdy na deser dostali nieduży torcik z jedną świeczką na środku. Zerknęła mu w oczy.
- Moim życzeniem jest... - Zaczęła na głos, choć cały czas stonowanym tonem. Niestety obsługa stała kawałek dalej, czekając, aż będzie mogła pokroić im tort i nałożyć na talerzyki, dlatego przystopowała i wstała od stołu, mówiąc do Kaulitza 'przepraszam'.
- Mogłabym poprosić ten nóż i ściereczkę? Pokroimy sobie sami. - Uśmiechnęła się do niego, a ten oczywiście się na to zgodził, znikając z pomieszczenia.
Kaulitza szeroki uśmiech na twarzy pozwolił jej się również uśmiechnąć i znowu zawstydzić. Nie skomentowała już tego. Odłożyła nóż i zajęła miejsce z powrotem.
- Życzę sobie... - Kontynuowała spokojnie. - ... Żeby wrócić do czasów, w których ta sztywna, choć znacząca dla mnie atmosfera, ta elegancja i stosowność nas połączyła. Wiem, że nie da się cofnąć czasu, ale wiem, że można go odwzorować w przyszłości, dlatego... - Zrobiła znaczący przerywnik i kontynuowała. - Życzę sobie, żebym już nigdy nie zapomniała o tym, że mam tak przystojnego mężczyznę, o którego muszę dbać i kochać, by móc sprawiać to, że każdego dnia byłby ze mnie dumny i już nigdy się za mnie nie wstydził, dzięki czemu atmosfera, którą właśnie stworzyliśmy, będzie nas otaczać każdego dnia. - Mówiła powoli i znacząco, nie odrywając od jego oczu wzroku. - Pragnę, żeby to, co dzieje się w tym momencie, trwało już zawsze.
Kaulitz nie mało był zaskoczony jej życzeniami, którymi zechciała się z nim podzielić. Zrobiła na nim naprawdę wielkie wrażenie. Przez chwilę nie wiedział nawet, co ma powiedzieć, a to się zdarzało bardzo rzadko, a raczej w ogóle. Choć może dziwne uczucie go oplotło, tak bardzo szczere. Poczuł tyle wstydu za siebie samego, że go po prostu zatkało. Nie zwracał wcześniej uwagi na to, czy się jej czepia, czy nie. Czy jest dla niej dobry, czy nie.
Jej życzenia sprawiły również i w nim streszczenie ich całego związku. Przyznał jej rację. Na początku było właśnie tak, jak teraz. Idealnie. Taki był i w tym się utwierdzał, że taki będzie. Niestety gorzkie realia mówiły mu tylko o tym, że już dawno nie jest idealnie i to nie tylko z jej winy, ponieważ... Czepianie się jej wiele razy nie wyłaniało się z niego naturalnie, a było spowodowane czymś innym, dzięki czemu poczuł się właśnie jak oszust. Kłamca i wyzyskiwacz. I zadał sobie jedno proste pytanie, które prawie zniszczyło mu dobre samopoczucie.
- Dlaczego od niej wymagałem, skoro właśnie tym oszukiwałem ją, ale przede wszystkim siebie.
Poczuł się jak nikt.
Całe szczęście, że zabrała nóż kelnerowi, bo mógł się czymś zająć. I dopiero gdy nakładał im kawałki pysznego, lodowego torciku na talerzyki, przypomniało mu się o prezencie, jaki skrywał w kieszeni swej marynarki. Zwątpił, zerkając na jej radosne oczy.
- Przepraszam na chwilę, muszę skorzystać z toalety - wypalił na momencie.
Kornelia uśmiechnęła się do niego miło, a ten złożył na jej wydatnych ustach pocałunek i zniknął.
Jej życzenia były tak naturalne i piękne, że poczuł się właśnie tak, jakby wcale na nią nie zasługiwał. Jakby mu wygadywała jego błędy. Ujrzał to, patrząc w swoje odbicie, które przedstawiało mu lustro. Ona pragnęła tylko tego, żeby było między nimi to, co na początku. Na początku bardzo ją do siebie przyciągał, wiedział to, robił to przecież świadomie. Chciał ją mieć. W ostatnim czasie kompletnie o tym zapomniał. Cieszył się z tego, że ją ma i wystarczyło... Czuł się jak prostak... A myśl, że prezent, który miał jej dzisiaj wręczyć, miał dla niego tak wielkie znaczenie, że teraz w nie zwątpił.
Wyciągnął małe pudełeczko i je otworzył, by się upewnić w swoich zamiarach.
- Co, jeśli się nie zmienię? Utknie przy mnie i... Będzie musiała mnie znosić? Ona mnie nawet nie zna... Wygłupiłbym się chyba, gdybym jej to wręczył. Dlaczego miałaby to przyjąć? Przecież nie zażyczyła sobie nic, co bym ot tak mógł spełnić, tylko coś, co przypomina czasy sprzed prawie roku, których już nie ma. Gdyby były, to by miała inne życzenie... A to znaczy, że jest między nami gorzej niż źle. - Odwrócił wzrok od błyszczących, drobnych diamencików, by skupić go w swoich oczach.
Nigdy mu przez myśl nie przeszło, że dostanie tak wielkich obaw i to na dodatek nie w jego przypadku, ale jej. Czuł się tak, jakby dopiero teraz, pierwszy raz w życiu zobaczył siebie jej oczami. Jej uczucia, pragnienia, miłość... Dokładnie, jak wtedy, gdy pierwszy raz mu je wyznawała.
- Dlaczego o nas nie dbałem? - Wyrzucał sobie w myśli. Był tym naprawdę zdruzgotany. Przecież kochał te miłosne, znaczące atmosfery, kolacje, rozmowy... Kochał robić niespodzianki i patrzeć, jak się ktoś dzięki niemu uśmiecha. Kochał pokazywać to, że mu na kimś zależy. Było mu wstyd, że o tym zapomniał...
To ona go przytulała, zaczepiała mnóstwo razy, pokazując mu dobitnie, że jest na niego gotowa, że pragnie się oddać miłości... Mnóstwo razy to z niej wypływało, a on je ot tak po prostu zlewał. Poczuł się tak, jakby to On w niej hamował to szczęście, gdy sam właśnie tego pragnął. Pragnął się temu oddać i całe życie do tego przecież dążył.
Nie miał pojęcia, dlaczego tak wyszło. Dlaczego na to pozwolił i kiedy w ogóle zaczęło się to niszczyć? Nie potrafił sobie przypomnieć konkretnego momentu, który mógłby oznaczyć jako błąd, od którego to się zaczęło. A potem przez myśl mu przeszło, że ten błąd chyba się zaczął wtedy, gdy go uświadomiła w swojej miłości. Gdy się połączyli. Poczuł się pewnie i... Zależało mu na tym, by ją mieć blisko siebie... A więc zaczęło się to, gdy się do niego wprowadziła... Nie mógł uwierzyć, że wyszło na to, że po prostu cały czas w jej oczach jest potworem. Chyba potworem...
- Może jednak nie, skoro nadal jej na mnie zależy? A mi zależy na niej? - Odłożył małe pudełeczko na blat umywalki i zrobił parę kroków w kółko, sięgając dłońmi do swojej twarzy i ją przecierając.
- Oczywiście, że mi na niej zależy. Przecież nie zamawiałbym tego cholernego pierścionka w Takim znaczeniu - warknął do siebie w myśli, zatrzymując się naprzeciw lustra. - Zmienię się - postanowił, kiwając do siebie głową na przytaknięcie. - Nie jestem z nią dla rozrywki. Oświadczyłem jej, że ją kocham i to się nie zmieniło. Będę o nas dbać tak, jak się należy i zakocha się we mnie jeszcze bardziej. - Uśmiechnął się do siebie lekko. - Będzie wiedzieć, że zależy mi nie tylko na jej zachowaniu i wyglądzie, ale i na niej samej. - Zapieczętował swe myśli ponownym skinięciem głowy, po czym wbił wzrok w pudełeczko. - Zrobię to kiedy indziej, a dziś będzie to tylko prezent. Jak zwykle. Nie wygłupię się. - Schował mały przedmiot do marynarki, twierdząc, że nie będzie się przyznawać do błędu. Po prostu go naprawi i samo się zapomni i też pragnął wierzyć w to, że mu się uda.
Z taką myślą i nastawieniem wrócił do swojej kobiety. Już miał lekkiego ducha, a dobre samopoczucie powróciło. Nie zostawiła go przecież. Nadal z nim jest, więc ma szansę, żeby się postarać bez oświadczania tego głośno.
Denerwował się trochę, ale wyciągnął małe pudełeczko i jej podał, składając najlepsze życzenia urodzinowe, całując w policzki, jak i wyznając, że zrobiła na nim wrażenie, tymi życzeniami. Tak, jakby ten prezent był tylko prezentem, a to, co miało przed chwilą w jego głowie miejsce, w ogóle nie zaistniało.
W markowym pudełku, pod czerwoną wstążką skrywał się złoty pierścionek, którego już po marce nie chciała wiedzieć, jaką to ma wartość. Coś czuła, że pewnie dostanie znowu kolejną drogą biżuterię, którą kupował chyba za każdym razem, gdy gdzieś wyjeżdżał na spotkanie, ale nigdy jeszcze nie dostała pierścionka. Na dodatek zawsze pamiętał o tym, że nie lubi rzucającej się w oczy biżuterii. Był po prostu w jej oczach cudowny.
Gdy wyciągnęła pierścionek z ciemnej gąbeczki, ręka zaczęła jej drżeć, a usta z kolejnego zaskoczenia rozchyliły się.
W środku obręczy pierścionka były wygrawerowane jego inicjały, zaraz po nich serduszko i mała wisienka z listkiem. Tak bardzo się wzruszyła tym widokiem, że łzy w sekundę spłynęły jej po policzkach. To było takie słodkie z jego strony i kompletnie do niego nie pasujące, że aż nie wiedziała, co ma powiedzieć. Wtuliła się w niego mocno, przy czym dostała na swoją szyję jego delikatny pocałunek.
- Rozumiem, że ci się podoba. - Uśmiechał się.
- Nie masz pojęcia jak bardzo, panie Kaulitz. To takie słodkie z twojej strony! - Odsunęła się i jeszcze raz zajrzała w grawer z wielkim uśmiechem.
Wziął od niej pierścionek i wsunął go na jej drżący, serdeczny palec, by móc się zatopić w czułym pocałunku. Kompletnie nie tak sobie ten moment wyobrażał, ale ten też nie był zły. Przynajmniej zaręczył sam sobie tym pierścionkiem, że postara się zmienić.
Kornelia i tak po jakiejś chwili ściągnęła pierścionek, by móc jeszcze raz zerknąć na grawer, szczerząc się do niego.
- Teraz, zamiast nosić ten pierścionek, będę go oglądać - zachichotała.
Kaulitz zaśmiał się pod nosem. Nie sądził, że sprawi jej tym, aż tyle radości, a co lepsze aż tak się wzruszy. Czuł się bardzo miło. Cieszył się, że tak bardzo udało mu się trafić z prezentem na tę podwójną okazję.
Miał też również nadzieję, że kolejne małe jego wysilenie się z jego strony, również zostanie odebrane tak dobrze, jak to. Tym się chyba najbardziej denerwował, ponieważ nie wyobrażał sobie, żeby dzisiejszego wieczora powiedziała 'nie', gdy tyle miesięcy na to czekał i ją świadomie odsuwał, a ona już od dawna była na to gotowa.


CDN

Komentarze

  1. Pierwsza część odcinka, ta wymiana zdań pomiędzy Billem i Kornelią tak mnie rozzłościła, że już chciałam zacząć pisać komentarz o tym, jak bardzo Kaulitz mnie zdenerwował i jakim jest bucem. Nawet po przeczytaniu całości o pierścionku oraz jego wyznania, że kocha Kornelię, postara się być dla niej lepszym, nie zmieniło się moje nastawienie do niego.
    Nie musiałby sobie obiecywać poprawy, gdyby od samego początku zachowywał się jak normalny facet, który stara się być jak najlepszym dla kobiety, która mu się podoba (i z wzajemnością), a nie jak pajac, dla którego liczy się tylko hajs. Nawet ten pierścionek nic nie zmienia po tym, co było na początku.
    Nie wiem, co Bill musiałby zrobić, żeby powrócić do moich łask i sprawić, że znowu go polubię. Może kiedy poznam jego przeszłość (a stawiam na to, że wreszcie dowiem się wszystkiego, co wydarzyło się wcześniej!) zmięknie mi serce. Koniec odcinka zapowiada początek ich bliższej relacji, tak mi się wydaje. Czy wreszcie dojdzie do tego, czego tak bardzo chce Bill i pójdą do łóżka? Nie ukrywam, że jestem bardzo ciekawa Twojego opisu. Czekam więc na kolejną część! <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg