44. Podsumowanie
No to zapraszam na mój kolejny z ulubionych rozdziałów :) Mam nadzieję, że Wam też się spodoba :D
44
Podsumowanie
- Nie mogę uwierzyć w to, że oni tu leżą... - Wyznał Tom, gdy Kornelia odłożyła bukiecik świeżych kwiatów tuż przy nagrobku.
- Może... Może jego syn będzie tak samo dobrym człowiekiem, jak on. - Przysiadła się na ławeczkę tuż obok chłopaka, który westchnął na wspomnienie pogrzebu i tych wszystkich zmarkotniałych na nim młodych ludzi. Przerzucił rękę przez ramiona dziewczyny, a ona wkleiła policzek w jego tors.
- Najgorsze jest to, że nie widzi, jakiego ma pięknego syna... Na pewno byłby dobrym ojcem...
- Może widzi...
- Wierzysz w to?
- Nie wiem. - Wzruszył ramieniem. - Kiedyś wierzyłem w reinkarnację.
Uśmiechnęła się.
- Chciałabym, żeby Davis był tym Davisem...
- Może będzie...
- Cieszę się, że spędziłeś ze mną ten dzień. - Objęła go, a on pogłaskał ją po ramieniu.
- Kiedyś miałem się ciebie spytać o jedną rzecz...
- Jaką?
Chwilę milczał, zastanawiając się, czy na pewno chce znać odpowiedź, ale chyba był już tego pewny, że chce. Kornelia zaś zerknęła w górę, by ujrzeć jego minę. Skoro się jeszcze zastanawiał, to znaczyło, że to jakieś poważne pytanie. Dlatego skupiła wzrok z powrotem w nagrobku i czekała.
- Wyjechałaś stąd, bo twój tata chciał cię zeswatać z Billem, czy dlatego, że się w nim zakochałaś? Czy może było to i to, ale coś bardziej?
Zaskoczyła się, ale jego ton głosu był niski i ciepły, więc nie odebrała tego, jak zarzut, a raczej za normalną ciekawość. Szczerą ciekawość.
- Wiesz... Nikt wcześniej mnie nie pytał o takie coś...
- Podejrzewam - przytaknął.
- Mogę najpierw zapytać, skąd ci to przyszło do głowy?
- Gdy byliśmy na zdjęciach do BellyBell, pierwszy raz. Rozmawiałem chwilę z Nikiem nad basenem. Pytałem o tego Nata. Powiedział, że nigdy nie skreślałaś ludzi, a gdy zaczęłaś rozmawiać z nami, wszystko się zmieniło.
- Szkoda, że mnie nie było przy tej rozmowie. Kiedy o tym rozmawialiście? - Ponownie się zaskoczyła. Sądziła, że nie było okazji na takie tematy w tamtym czasie.
- Zjeżdżałaś wtedy z Davisem ze zjeżdżalni - wyjaśnił.
- Wiesz... W sumie chyba dobrze wywnioskowałeś... - Wyznała niepewnie. - Mój tata nigdy nie był ze mnie zadowolony. Jak zrobiłam coś źle, to wrzeszczał, gdy zrobiłam coś dobrze, milczał, bo tak miało być, ale... - Nabrała powietrza w płuca, chcąc się sama przed sobą ustosunkować szczerze do tej odpowiedzi. - Raczej nie patrzyłam na to. Myślałam o tym, że może będzie w końcu z czegoś zadowolony, ale to była mniejszość. W głowie miałam tylko postać Billa i możność bycia przy nim. Trzymania się z nim. Wtedy jeszcze nie liczyłam na nic więcej, bo czułam się bardzo mała przy nim. Nic nieznacząca. Gdzie ja do takiego wielkiego prezesa Domu Mody? - Zaakcentowała z uśmiechem. - Chciałam po prostu mieć z nim kontakt. Podchodziłam do tego bardzo emocjonalnie... Pamiętam, jak każde jego zdanie, ton głosu, mina, czy gest sprawiały we mnie ogromne emocje. Tak bardzo zwracałam na wszystko uwagę. Teraz już tak nie jest. - Uśmiechnęła się. - Wtedy najmniejszy gest mnie ranił. Bardzo długo się z tym ukrywałam, ale chyba ty wiedziałeś, że się w nim zakochałam. Wygadywałeś mi to podczas naszego 'romantycznego obiadu' w Magdeburgu.
- Ta... - Zaśmiał się na wspomnienie. - Spalałaś się strasznie.
- Tak... Czułam się zgnębiona przez ciebie... - Wyrzuciła. - Był i jest dla mnie wszystkim. Odkąd zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Chciałam być taka jak on. Chciałabym, żeby ludzie mnie traktowali tak poważnie, jak jego. Chciałam się tak zachowywać i chciałam robić tak samo dobre pierwsze wrażenie, jak on. Był moim idolem. W sumie nadal jest. Nie wychodzi mi często bycie taką jak on... Chyba naprawdę taka nigdy nie będę...
- Przy nim jesteś taka jak on. Gdy jesteśmy sami, sorry, gdy nie ma w pobliżu ciebie Billa, jesteś bardziej na luzie. Czasem odbieram to za fałsz z twej strony.
Zerknęła aż na niego w górę.
- Naprawdę?
- Tak. Dlatego poniekąd cię nie lubiłem. Wszystko robiłaś tak, jak on, choć wiedziałem, że taka nie jesteś. Sądziłem, że liżesz mu dupę, bo chcesz mu się przypodobać.
- Omg! - Zawołała ze śmiechem, odsuwając się od niego. - Jestem zaskoczona!
Uśmiechnął się.
- Dlatego pytasz mnie o takie rzeczy? Sądzisz, że jestem fałszywa? - Nie wierzyła.
- Nie sądzę teraz już, że jesteś fałszywa. Już przez te dwa lata zdążyłem zobaczyć, że to on na ciebie tak wpływa. Ile razy zachowywałaś się normalnie, a on to odbierał tak, jakbym to ja ciebie buntował przeciwko niemu. Pamiętasz te kłótnie?
- Tak. - Zaśmiała się. - Pamiętam... Tak nas raz zwyzywał, że się czułam jak nic...
- Ta... Potrafi zniszczyć człowieka - przyznał, kiwając głową. - Nie rozumiem tylko, dlaczego tak jest? O to pytam. Dlaczego nie potrafisz mu powiedzieć, że nigdy nie będziesz taka, jak on. Że lubisz się śmiać, robić głupie rzeczy, czy bekać. - Kornelia otworzyła szeroko oczy. - Widzisz? Pewnie ani razu przy nim nie bekałaś. - Skinęła głową. - Odpowiada ci takie coś? Taka podwójna osobowość? Lubisz to sztywniactwo przy nim i tę normalność na przykład przy mnie? Nie męczy cię to?
- Nie. Może czasami... Spędzam z tobą wiele więcej czasu, niż z nim, przez co nie udaje mi się być taką, jaką założyłam, że będę... Naprawdę chciałabym być na co dzień taka jak przy nim.
- Czasami jesteś taka bez niego. Słyszałaś dzisiaj Harumi. Powiedziała, że zrobiłaś się sztywniakiem. I muszę ci się przyznać, że nawet sobie nie wyobrażam, żebyś mogła się zachowywać tak, jak ona. Już wolę cię taką na 'pół sztywną' niż taką, jak ona.
Kornelia się zaśmiała, przyłożyła policzek do jego ramienia i przytuliła jego rękę, bawiąc się jego rękawem sweterka.
- Ale ty na mnie wpływasz tak, że zapominam o manierach i o tym wszystkim. Gdy spędzamy ze sobą tygodnie na zdjęciach i wrócę do domu, często się stresuję i doprowadzam do pionu. Kocham go. Bardzo go kocham. Jest dla mnie wszystkim... Wy jesteście dla mnie wszystkim. Szanuję Was i moje szczęście, że mogłam na Was trafić, dlatego staram się zawsze to jak najbardziej Wam pokazać. Dużo dla mnie znaczycie. I jeśli pomyślałeś kiedyś, że jestem fałszywa, to jest mi przykro, aczkolwiek nie dziwię się, że tak pomyślałeś, bo z boku, w twoich oczach chyba naprawdę na taką wyglądam. Zmartwiłeś mnie tym...
- Nie martw się tym. Dużo ludzi nie zna ciebie przy boku Billa, więc chyba tylko ja widzę tę różnicę.
- Tylko ty? - Powtórzyła. - To jest Aż ty. Zależy mi na dobrej opinii osób, na których mi zależy, jesteś jedną z nich, więc dlatego się zmartwiłam...
- Nie sądzisz, że jesteś jednak bardziej normalna, gdy nie ma Billa, a przy nim to tylko rola? Chodzi mi o to, że przecież możesz być normalna cały czas. Przy innych ludziach tak jak i przy Billu.
- Nie. Nie mogłabym. - Pokręciła aż głową. - Bill nie lubi, gdy się tak zachowuję. Jest wtedy niemiły, a ja się czuję wtedy jak nic. Zależy mi na naszych dobrych relacjach. Kocham go i chciałabym, żeby na zawsze było między nami dobrze.
- Nie sądzisz, że się zbyt bardzo poświęcasz?
- Nie. Chcę to robić. Podoba mi się jego styl życia. Chciałabym żyć tak, jak on. Myślę, że udałoby mi się tak żyć, gdybym spędzała z nim więcej czasu. Ja bym się czuła, jak 'ktoś' i między nami nie byłoby przykrych wymian zdań. Byłoby idealnie. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Nie wyobrażam sobie życia bez myśli, że go mam. Zrobiłabym dla niego wszystko. Jest moim sensem... Mój tata z tym nie ma nic wspólnego. Nie zaprzeczam, że miałam taką myśl, że może w końcu będzie ze mnie dumny, gdy dokonam tego wyboru, ale to była tylko mała myśl, jakby dodatek do tego, co czułam. Widziałam w tym wszystkim same plusy, a moi przyjaciele nie mieli przy tym żadnego głosu. Byli przeciwko ale miałam ich w dupie. Kładłam się spać i budziłam z jego obrazem w myślach. Nie pozwoliłam na to, żeby ktoś mi mógł ten obraz wymazać. Byłam pewna swojego wyboru. Byłam pewna tego, że się nie mylę. Nie myliłam się. Bill jest jedyny w swoim rodzaju.
Tom się wyśmiał głośno, ale zaraz opanował, przypominając sobie, że siedzi na cmentarzu i się rozejrzał, czy przypadkiem nikt tego nie słyszał. W tle tylko zobaczył jakąś starą babcię, która nie zwróciła na nich uwagi, więc odetchnął.
- Wiesz, dlaczego o to pytam?
- Żeby się dowiedzieć, czy naprawdę jestem fałszywa?
- Też. - Zaśmiał się i objął ją znowu swoim ramieniem. - Pytałem o to dlatego, że z Billem odbyłem podobną rozmowę. Powiedział, że nie wyobraża sobie nikogo innego na twoim miejscu i, że w ogóle nie widzi sensu rozmawiania o tym, bo jesteś jego i tak będzie na zawsze.
Uśmiechnęła się rozczulona.
- Naprawdę tak powiedział? - Zapytała takim samym tonem głosu.
- Tak. Wierzy w to, że może wam się udać, dlatego wolałem się upewnić, czy przypadkiem nie jesteś fałszywa, bo gdyby tak było, zraniłabyś go, a tego bym nie chciał - odrzekł z lekką przykrością na duszy.
Odsunęła się od niego i popatrzyła śmiertelnie poważnie w jego oczy.
- NIGDY w życiu go nie zranię, a przynajmniej nieświadomie. To JA zniszczę tego, kto zrani jego. - Gestykulowała.
Tom się uśmiechnął.
- Dobrze. Cieszę się. Nie musisz się denerwować. Tylko rozmawiamy.
- Porozmawiajmy może o tobie, hm? Za wiele o sobie nie mówisz. Wydajesz się fałszywy.
Tom się zaśmiał.
- Nie musisz się odpłacać - wytknął.
Uśmiechnęła się.
- Żartuję sobie przecież - wyjaśniła. - Ale naprawdę zbyt dużo o sobie nie mówisz. Zawsze byłeś taki skryty, czy po prostu mi nic nie mówisz, bo myślałeś, że jestem fałszywa?
Zaśmiał się znowu.
- Nie. Nie lubię mówić o sobie.
- Dlaczego? Ja ci gadam co najmniej tyle, ile gada mi pan Kaulitz. A ty tego musisz słuchać tak jak ja, pana Kaulitz. - Śmiała się.
- Dlaczego jemu nie mówisz tylko mi?
- Nie wiem. - Zaskoczyła się. - Nie chcę zaprzątać mu głowy bzdetami.
- Mi możesz, he?
- Tak. Hehe... Więc? Myśl o Rii już ci przeszła?
- Nie chcę o niej gadać. - Skwasił się.
- To może o Jenny? Widzę, jak na nią patrzysz. - Uśmiechała się.
- Co z tego, że patrzę? Nic nas nie łączy.
- Nie? Ciągle ze sobą piszecie. Oh! Przepraszam. Zapomniałam o tej nowej modelce. Jak ona miała na imię?
- Nie ważne. Dała dupy.
- Co? - Zaskoczyła się. - Zdradziła cię?
- Nie. Dała dupy mi. Co mi po takiej?
Kornelia aż się wyprostowała i poprawiła.
- Cóż... Widzę, że nie bawią cię takie rzeczy.
- Już dawno przestały - zawiadomił z uniesioną brwią.
- Dlatego znowu gnębisz Jenny, bo ona cię nie chce, tak?
Uśmiechnął się pod nosem i podrapał nerwowo po szyi, a ona się uśmiechnęła szeroko.
- Wiedziałam! - Zawołała podekscytowana. - Ale to już trwa jakiś... Jakieś półtora roku. Nie sądzisz, że ona naprawdę cię nie chce, a nie, że to są jakieś końskie zaloty?
- Haha... Nie. Ona by chciała, ale nie jest pewna.
- Ona ma męża.
- Tak, ale nie dogadują się.
- Półtora roku się nie dogadują?
- Ta... Mieszkała u mnie chwilę, gdy się rozstali.
- Gdzie? Tutaj? Dlatego ciągle tu przyjeżdżałeś - zaskoczyła.
- Tak. Trochę mnie to zaczyna wkurwiać. Powinna się w końcu zdecydować.
- Co, jeśli się nie zdecyduje? Będziesz żyć tak w niepewności? Hej. A może ona chce sobie tak żyć w otwartym związku?
Zerknął na nią. Wcześniej nie wpadła mu taka myśl do głowy.
- Co masz na myśli?
- To, że cię po prostu wykorzystuje. Jak, jej jest źle, idzie do ciebie, jak jest jej już dobrze, odpocznie od niego, to wraca do męża.
- Eh... Nie. - Skwasił się. - Raz tylko u mnie mieszkała. Dwa miesiące. Po tym jak wróciła z Niemiec, co zajmowała się mediami i promocją Billa.
- Tak. Pamiętam. Była jego asystentką.
- Tak. Wtedy się z nim rozeszła, ale wrócili do siebie - westchnął.
- Sądziłeś, że już nie wróci?
- Tak jakby...
- Tom... Ty się w niej zakochałeś?
- Zakochaniem się bym tego nie nazwał, ale jakieś coś jest, bo obojętna mi nie jest.
- Ona jest wredna i jej nie lubię - wypaliła w końcu, a Tom się zaśmiał.
- Powiedziała dokładnie to samo o tobie.
- Obgadywała mnie!? Nawet mnie nie zna! - Oburzyła się.
- Ty robisz to samo i też jej nie znasz. - Uniósł brew.
- Cóż... - Zgasiła się i przetarła swe kolano okryte dresem marki Kaulitz, by zetrzeć niewidzialne paproszki. - Więc jesteśmy kwita...
- Sądzisz, że w ogóle powinniśmy rozmawiać o takich rzeczach na cmentarzu? - Rozejrzał się.
- Nie wiem... Przynajmniej nie jest im nudno. Posłuchali sobie trochę...
Tom się zaśmiał.
- Chodźmy już stąd.
- Davis, Sheyla i wszyscy bierni słuchacze, wybaczcie nam ten dialog. Śpijcie w pokoju... - Przeżegnała się i zmyli się stamtąd.
- Widzisz? - Zaczęła, gdy ruszyli już autem. - Bo ty jesteś taki, że nawet żal z utraty bliskich potrafisz przykryć czymś innym i zaraz człowiek czuje się lepiej. To właśnie uwielbiam w tobie.
- Miło mi. - Uśmiechnął się.
- Cieszę się, że sobie porozmawialiśmy od serca. W niezbyt dobrym miejscu, ale i tak się cieszę. Mam nadzieję, że mój obraz 'fałszu' rozmył się. - Zerknęła na niego, a on skinął głową.
- To dobrze, bo z nikim nie byłam tak szczera, jak z wami. No już Billowi to nie wyobrażam sobie z czymkolwiek skłamać. Za duże konsekwencje bym tego ponosiła, więc... - Westchnęła. - Nigdy nie byłam co do was fałszywa.
- To dobrze. Nie musisz się już tłumaczyć. Zrozumiałem za pierwszym razem.
Uśmiechnęła się i już zamilkła na chwilę. Nie na długo.
- Co chciałbyś zjeść na kolację?
Tom się wyszczerzył.
- Ja TO uwielbiam w tobie. Nie musisz usługiwać Billowi, to przelewasz to na mnie. Zajebiste to jest.
- Ha ha ha! Brakuje mi go po prostu... Lubię mu gotować. On przynajmniej chwali moje jedzenie, nie tak jak ojciec...
- No to, więc jeśli masz potrzebę usługiwania, to... - Zaczął z radością już wymyślać.
- Sądzisz, że założenie konta oszczędnościowego Davisowi jest głupie? - Zapytała podczas przygotowań niezbyt wymyślnej kolacji, gdyż Tom zażyczył sobie jedynie makaron z sosem pomidorowym, nie tak jak wymagający pan Kaulitz. Poza tym nie mogła wytrzymać z tą tajemnicą i trafiło na Toma, że się dowiedział, iż Sheyla i Davis i teraz mały Davis jest jej rodziną. On przynajmniej jej nie oceniał...
- Nie. Dlaczego? Bardzo dobry pomysł - rzucił znad monitora swojego laptopa.
- Jak skończy osiemnaście lat, będzie mógł sobie je wybrać.
- Zrób dwadzieścia jeden. Jak się kończy osiemnaście, to ma się gówno w głowie.
Kornelia się zaśmiała.
- Dzięki, wiesz!?
Tom się tylko uśmiechnął wrednie pod nosem.
- Nie mam gówna w głowie... - Mruknęła obrażona.
- Masz już dziewiętnaście, więc ci minęło. Nie pamiętasz, jaka głupia byłaś, nie czytając umów?
- Cichooo... - Zawstydziła się.
- Teraz cicho, a wcześniej 'po co mam to czytać, jak wy to przeczytaliście' - przedrzeźniał jej ton głosu.
- Dobrze! To było kiedyś... Już tak nie jest, ale masz rację. Zrobię dwadzieścia jeden.
Tom się wyśmiał. To znaczyło tylko, że mu przytaknęła, iż miała sama niepoukładane w głowie.
- Nie powiem nic Harumi, bo może przestanie się poczuwać od takich rzeczy... Nie wiem w sumie.
- Tak. Nie mów jej nic. Jedź po prostu do banku i załóż mu prywatne konto.
- Tak zrobię - postanowiła, wlewając gorącą galaretkę do pucharków, którą robiła tuż obok sosu. - Jej... Nie wyobrażam sobie jego osiemnastych urodzin... Będę miała wtedy... Trzydzieści siedem lat!? - Zawołała. - Boże! Jaka ja stara będę! Matko! A moje dzieci!? Toć ja muszę dzieci sobie zrobić! Nie chcę być starą mamą! - Olśniło ją.
Tom zerknął na nią znad komputera, wcale nie komentując, gdyż znał zdanie brata na ten temat.
- A ty!? Jezu! Ty masz... Dwadzieścia osiem, to będziesz miał za osiemnaście lat... Czterdzieści sześć! TOM! Ty musisz sobie dziecko zrobić!
Nie komentował, aczkolwiek jej obliczenia naparły na niego tak mocno, że aż mu się lekko żołądek zacisnął. Faktycznie wychodziło na to, że jego dziecko, kończąc osiemnaście lat, będzie miał ojca lekko po pięćdziesiątce.
- Mów to Billowi, nie mi - rzucił w końcu, gdyż nie chciał czuć tego spięcia, choć i tak wcale mu to nie pomogło. Aż nie mógł się skupić na przeglądaniu raportów ze swej pracy.
- Kompletnie sobie nie widzę Billa w roli ojca - wyznała, podając do stołu.
- Dlaczego? - Odsunął komputer na bok i zajął się jedzeniem.
Przysiadła się do niego.
- Nie wiem. Ja go ciągle widzę tylko w pracy, a tam nie ma miejsca na rodzinę. Zresztą my nie mamy czasu dla siebie, a co dopiero na dziecko.
- Ty byś miała czas na dziecko, a on by pracował.
- Omg... Muszę z nim o tym... Niee... Ja muszę skończyć studia, więc tak za pięć lat... To będę miała wtedy...
- Jakie pięć lat? Za trzy lata kończysz szkołę.
- Tak, ale, jak będę chciała robić inżyniera, to dojdą mi kolejne dwa lata, więc...
- Inżyniera? Mierzysz wyżej od Billa? - Zaskoczył się trochę.
- A co? - Uśmiechnęła się szeroko. - Z jednego kierunku mogę zrobić inżyniera. Będę wtedy miała dwadzieścia cztery lata. Rok zrobię sobie przerwę, więc tak, jakbym miała dwadzieścia pięć, bym urodziła, nie. Bym zaszła w ciążę, to bym urodziła, mając dwadzieścia siedem lat, to bym miała...
- Prawie tak samo, jak ja byś miała - wytknął jej, rozbawiony.
- OMG! Nie chcę tak! Bill by miał wtedy... Pięćdziesiąt trzy lata, gdy nasze dziecko, kończyłoby osiemnaście lat!
Tom się wyśmiał.
- Tom! To jest straszne! W tym nie ma nic do śmiechu! A jakbym zaszła w ciążę, powiedzmy rok przed końcem studiów... Bym miała dwadzieścia trzy, urodziłabym, mając dwadzieścia cztery, plus osiemnaście... Miałabym czterdzieści dwa... To nie najgorzej... Bill by miał wtedy pięćdziesiąt... - Zaśmiała się. - Jej... Jak ten czas szybko mija... Nie chcę być starą mamą... Chcę chodzić na zakupy z moimi córkami, nie chcę, żeby się mnie wstydziły...
Tom dzięki Kornelii zyskał dziś niemożność zaśnięcia. Tak samo, jak Kornelia analizował swoje życie. Właśnie dojrzał do tego, że naprawdę życie jest krótkie. Słysząc Kornelii śmiech i niektóre głośniejsze zdania z Billa sypialni, dodatkowo się zdołował tym, że on nawet nie ma, z kim, na ten moment planować rodziny. Pozazdrościł bratu, że tak trafił. Nie była idealna, była dziwna, ale przynajmniej się kochali i byli sobie wierni. Miał nie pohamowaną chęć rozmowy z bratem, ale wiedział, że z nim nie pogada, bo Kornelia wisi z nim na telefonie...
Końcem końców zasnął, a budzik zbudził go do życia wcześnie rano, gdyż musiał jechać do pracy. Gdy wziął prysznic i ogarnięty już zszedł na dół, nie mało się zaskoczył.
- Dzień dobry Tom - przywitała go Kornelia, siedząc przy stole z gotowym śniadaniem, popijając kawę i grzebiącą w jego laptopie. - Przepraszam, że się porządziłam tak, ale nie wzięłam swojego, a telefon ma za mały wyświetlacz. Patrzę na potencjalne miejsca do otworzenia takiego magazynu. Nie grzebię ci w niczym. Nie jesteś zły? - Zerknęła na niego. - Chodź. Zjedz śniadanie.
- Dzięki... - Przysiadł nadal zaskoczony. - Po co wstajesz tak wcześnie?
- Jestem podekscytowana tym, że tu jestem, zresztą chciałam ci zrobić śniadanie i wypić z tobą kawę.
- Nie musisz wstawać tak wcześnie, żeby robić mi śniadania... - Naprawdę dziwnie się czuł.
- Wiem, ale miło mi jest, gdy tobie jest miło, że nie musisz sam sobie tego robić.
Chwilę jeszcze patrzył na nią nieprzytomny.
- Dzięki... - Odrzekł znowu i popił kawę.
- Nie ma za co. Spójrz. - Odwróciła laptopa w jego stronę. - To mogłoby być świetne miejsce, prawda? Dookoła są inne firmy, więc dojazdy z materiałami na pewno nie będą trudne.
- Tak... Ja myślałem, że gdzieś bliżej miasta. Będzie ci się chciało jechać na koniec Los Angeles każdego dnia do pracy?
- Cóż... Nie myślałam o tym. - Uśmiechnęła się. - Ale myślałam o tym, żeby może zrobić sklep. To znaczy, spójrz. - Poprawiła się na krześle. - Będzie jeden budynek. Wyobrażam sobie, taki ogromny loft. Rozumiesz... - Tom skinął głową. - Mógłby on być nie daleko centrum miasta, bo na dole można by było zrobić sklep, a od drugiej strony mieć cały magazyn. Na piętrze, czyli nad sklepem mogłyby być biura. Wiesz... Że z przodu będzie to niczemu sobie budynek, wcale nie przypominający magazynu, a z tyłu już... Będzie swoja bajka. - Gestykulowała.
- Spoko. - Wzruszył ramieniem. - Mi odpowiada takie coś. - Można by było zaoszczędzić na kupnie lokalu pod sklep, bo cały budynek byłby prywatny. - Pokiwał głową. - Dobre. Tylko znajdź taki budynek w centrum miasta. Bill sobie ceni sąsiednie marki obok jego sklepu, więc jeśli znajdziesz dobrych sąsiadów i w dodatku taki budynek, to będziesz zajebista.
- Mówisz tak z brakiem wiary, że to znajdę - zauważyła.
- Nie z brakiem wiary. Nie przeglądałem miasta pod tym kontem, więc może jednak są takie budynki. Nie mam pojęcia.
- W biznesplanie nie ująłeś faktu otworzenia sklepu w miejscu magazynu, a sam magazyn umieściłeś na obrzeżach miasta - przypomniała.
Tom przymknął oko.
- Da się wszystko zrobić, niech tylko się zgodzą na otwarcie. Jak się zgodzą, będziemy mogli zrobić wszystko.
Uśmiechnęła się, a widząc jak szamie kanapki, przypomniało się jej o galaretkach.
- Masz ochotę na deser?
- Jaki deser?
- Zrobiłam wczoraj galaretki.
- Nieee... Może, jak przyjdę.
Kornelia się uśmiechnęła i wstała od stołu. Już na tyle poznała braci, że u nich słowo na przykład 'galaretka' brzmi naprawdę, jak galaretka, więc wystawiła jeden pucharek z kolorowymi galaretkami, rurką w czekoladzie, bitą śmietaną i posypką.
- Okay. Po proszę. - Uśmiechnął się na ten widok.
Już nawet nie wzdychała z myślą 'wiedziałam', po prostu była tego pewna.
- Chcesz do tego może lodów?
- Jasne. - Uśmiechał się niczym dziecko, które dostało w nagrodę za zjedzenie obiadu słodkości.
Dodała lodów i spoczęła na miejscu.
- Mogłaś mi to od razu dać, zamiast tych kanapek - odrzekł, jedząc na siłę, gdyż napchał się wcześniejszym jedzeniem.
- Dopiero teraz mi się przypomniało o nich - wytłumaczyła. - Więc będę szukać czegoś w mieście, co będzie trudne, bo raczej w mieście będzie wszystko pozajmowane.
- Raczej wszystko będzie pozajmowane, ale nie wszystko jest w użytku. Może ktoś chcieć sprzedać jakiś budynek.
- Dobrze. Właśnie zrobiłeś mi nadzieję. Będę dzisiaj na zakupach i będę się rozglądać. Gdy będziesz jechać do pracy, też mógłbyś rzucić okiem na budynki. No właśnie. Koło ciebie, nie ma żadnych takich? Pracujesz prawie że w centrum.
- Nie. - Pokręcił głową, zagłębiając się we wspomnienia o okolicy. - Wszędzie są firmy, ale popytam ludzi w pracy. Może będą coś wiedzieć.
- Super. Dobrze ci w marynarce. - Musiała to w końcu powiedzieć, gdyż bardzo jej się podobał w takim świeżym wydaniu.
- Dzięki. - Uśmiechnął się. - Ty też świetnie wyglądasz w tych sukienkach Billa.
- Bo to Billa. - Wywyższyła ze śmiechem.
- Okay. Nie mogę tego zjeść. Zostawię to na później. Muszę lecieć. - Odłożył do połowy zjedzony deser do lodówki i stanął przed lustrem w przedpokoju.
- Nie bierzesz laptopa?
- Nie. Mam drugiego w pracy. Do zobaczenia. - Machnął jej ręką i wyszedł.
- Pa! - Zawołała za nim.
Uśmiechnęła się do siebie. Brakło jej w tym buziaka na pożegnanie, dlatego zadzwoniła do pana Kaulitz, gdyż zatęskniła za nim znowu...
Znaleźli parę potencjalnych budynków na otwarcie magazynu, aczkolwiek każdy z nich miał jakieś 'ale'. Niestety nie było czasu na zajmowanie się tym. Musiała wrócić do Niemiec, gdyż zbliżał się koniec roku szkolnego, a ona miała mnóstwo zaległości.
Była 'odświeżona' po powrocie do Niemiec. Nie tyle, co fizycznie, bo leżeć na plaży plackiem nie było jej dane, aczkolwiek czuła się wypoczęta psychicznie i bardzo naładowana ekscytacją, która dawała jej moc energii. Wszystko przez to, że nie musiała się martwić aż tak o sklepy w Niemczech, których zyskała w ostatnim roku kolejnych czterech. Dwa były w Berlinie, dwa w Hamburgu jeden w Monachium i Frankfurcie. Tylko do Hamburga jeździła samochodem, a do tamtych miast latała samolotem.
Nie otworzyłaby tyle sklepów, a przynajmniej nie tyle w tak krótkim czasie, gdyby nie dwukrotny fart, jaki jej się nadarzył. Mianowicie było to centrum handlowe w Hamburgu, w którym jedna marka się przenosiła, a lokal był naprawdę w dobrej lokalizacji i nie mogli przegapić takiej okazji. Drugi fart zaś był podobny, tylko że nikt się nie przenosił, a po prostu powstał świeżo wybudowany budynek mieszkalny z lokalami użytkowymi na parterze. Budynek był ulicę od centrum miasta i udało się panu Kaulitz kupić lokal na własność. Salon znajdował się we Frankfurcie. Był najświeższy, dlatego tam najczęściej przebywała. Czasami prosto ze zdjęć leciała do jakiegoś salonu, a potem do domu. Same podróże jej nie męczyły. Wtedy właśnie mogła odpocząć i uporządkować swoje obowiązki i plany. Czasem, tak jak właśnie w tym okresie, uczyła się po prostu na egzaminy końcowe.
Wszystko szło jej tak gładko ze względu na wolną rękę, którą otrzymała od pana Kaulitz. Zostało stworzone osobne konto firmowe na sklepy, którym zarządzała już bez informowania Kaulitza o ewentualnych kosztach. Najbardziej się jej jednak podobało wtedy, gdy w podróże zabierała ze sobą Syntię, którą wcisnęła również na kurs menadżerski, zafundowany przez Kaulitza. A tylko dlatego, że coraz poważniej podchodziła do tego, że nie długo będzie otwierać magazyn w Los Angeles i w sumie myślami była tam już jedną nogą.
- Więc jeśli skończę ten kurs, będę miała pracować tak, jak ty, tak? - Zapytała pewnego razu Syntia, gdy właśnie leciały do Frankfurta.
- Dokładnie tak. Nie znam jeszcze dokładnych planów co do ciebie, ale dobrze, że robisz ten kurs. Będę się starać załatwić ci jak najwięcej kursów.
- Wtedy nie będę musiała kończyć studiów. I tak je już zawalam, przez ciągle niedouczonych pracowników w Hamburgu.
Kornelia się uśmiechnęła.
- Raczej dobrze by było, gdybyś skończyła swoje studia.
- Co mi po robotyce, pracując, jako menadżer dwóch sklepów? Jeśli tak to ma wyglądać, to się w końcu przeprowadzę do Hamburga. Mieszkanie po hostelach mi się nie widzi.
- Cóż. Fajnie by było, gdybyś się tam przeprowadziła. To piękne miasto.
- Też mi się tam podoba. Chyba bardziej niż w Berlinie.
- Widzisz. Same plusy. Mnie najbardziej przeraża to, że muszę zrobić raport z całego kwartału i zdać to panu Kaulitz, a zbliżają mi się egzaminy...
- Czyż nie po to mnie ciągasz po sklepach, żeby ci pomóc?
- Nie. - Zaśmiała się. - Ciągam cię po tych sklepach, bo być może nie długo sama staniesz się kierowniczką tych wszystkich punktów.
- Wow. Nie sądziłam, że mogę mieć taką pracę po skończonym liceum.
- Wystarczy na razie to, że robisz kursy i masz wiedzę na ten temat, a najważniejsze jest to, że to wszystko starasz się ogarnąć i się przykładasz. Jeśli tak będzie cały czas, na pewno się to stanie, ale studia mogłabyś zrobić. Może się w każdej chwili komuś coś odwidzieć i zatrudni kogoś innego na twoje miejsce, które ci szykuję, bo właśnie nie masz skończonych studiów.
- To bym musiała zmienić studia w takim razie.
- Jeśli ci odpowiada taka praca i chcesz tak pracować, to warto by było się przyłożyć do tego, żeby tego nie stracić.
- Eh... Gdybym wiedziała od początku, że tak będzie, od razu poszłabym z tobą na studia.
- A kto to wiedział Syntio? Nikt tego nie wiedział.
Blond włosa chwilę się nad czymś zastanawiała, po czym znowu przerwała Kornelii czytanie notatek na egzaminy.
- Mam takiego farta, że chyba byłabym idiotką, gdybym rzuciła taką fuchę.
- To prawda - przyznała ze śmiechem.
- Może uda mi się od razu przejść na drugi rok studiów teraz, a nie żebym zaczynała od początku. Najwyżej mogłabym nadrobić parę przedmiotów.
- Jak najbardziej, tylko musisz najpierw zdać to, co masz.
- Fakt... Lubię chodzić w tych czarnych koszulkach, a nie białych. Czuję się wyżej, a 'nowi' traktują mnie tak, jak ciebie my na początku. To fajne jest.
Kornelia się uśmiechała.
- Może powstanie jeszcze inny kolor tych koszul dla menadżerów, skoro sami kierownicy chodzą w czarnych. - Zamyśliła się, wyobrażając sobie czerwone albo i wiśniowe. Zapisała w pamięci, żeby przekazać taką informację panu Kaulitz. Na razie czekały ją egzaminy, którymi powoli się denerwowała, ponieważ gdyby nie zdała, zawaliłaby wakacje na nauce, a miała jechać do Los Angeles po decyzję, a gdy będzie pozytywna - choć nie przewidywała inaczej - to zabierała się już grubo do pracy i zarazem przenosiła papiery ze studiów już do Los Angeles.
CDN
Coraz bardziej podoba mi się relacja Toma i Kornelii i chyba wolałabym, żeby oni byli ze sobą, niż Kornelia miałaby tkwić w takim dziwnym związku z Billem. Super, że są ze sobą tak szczerzy i tak świetnie się dogadują.
OdpowiedzUsuńNiby to opowiadanie już się kończy, a mam wrażenie, że dopiero się zaczyna i już zaczynam za nim tęsknić i bardzo żałuję, że nie będzie trzeciej części tylko kilka dodatkowych rozdziałów. Mimo, że nie czytam na bieżąco, to i tak zawsze pochłania mnie każdy odcinek.
*_* Dziękuję Ci za tak piękne słowa :* Mi również jest trochę przykro kończyć tę historię... Chcąc nie chcąc piszę ją już ponad rok, więc się bardzo do niej przyzwyczaiłam, ale... To nie jest powiedziane, że nie zrobię może kiedyś części trzeciej z całkiem odświeżonymi wydarzeniami, gdy to, co się działo przez te części będzie tylko jej wspomnieniem, doświadczeniem i nauką na przyszłość. I już teraz mogę powiedzieć, że gdyby powstała taka część, na pewno nie byłoby dwóch Kaulitzów, a tylko jeden z nich. Który - nie zdradzę, ale jestem przekonana do tylko jednego. :)
Usuń