45. Start z końcem
Cześć
Przybywam w końcu z ostatnim odcinkiem cz. 2. tej historii.
Ehhmmm... Nie macie pojęcia, ile trudności przyniósł mi ten rozdział. Był napisany od paru miesięcy, ale jednak musiałam większość zmienić, a kompletnie nie miałam do tego odcinka weny...
W końcu się pojawia. Nie jestem z niego mega zadowolona, ale naprawdę chcę już lecieć dalej, a tu tylko utknęłam. :/
W odcinku pojawia się małe, choć znaczące bardzo wytłumaczenie zachowania głównego bohatera, a z całości wynika to, że powstaje kolejny nowy etap ich życia. Ten nowy/kolejny etap ich życia skróciłam do 15 odcinków, które nazwałam 'bonusem', gdyż szykowałam się na część 3, ale niestety nie weszło to w życie, pomimo, że 3/4 tej części już miałam napisane. Nie ujrzy to jednak światła monitorów. To takie małe przypomnienie :)
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną do prawdziwego końca tej historii i będziecie ze mną w kolejnym opowiadaniu, które zamierzam pisać na tym blogu :) O nowym opowiadaniu na tym blogu napiszę przy ostatnim odcinku, więc jeszcze czas :)
Tymczasem zapraszam do czytania, komentowania i pozostawiania reakcji. Pozdrawiam :*
45
Start z końcem
- Stresuję się - wyznała, oczekując na spotkanie w urzędzie.
- Ja też - odrzekł Tom, jakby to było logiczne.
- Jeśli się nie zgodzą, to ich zamorduję. - Zacisnęła pięści, chodząc w kółko, przez co stukot jej obcasów obijał się o ściany i irytował jeszcze bardziej Toma, który nie zwrócił jej jeszcze uwagi, znosząc to cierpliwie.
- Jeśli się zgodzą, od razu ruszam w poszukiwaniu budynku już tak naprawdę. Nie będę z tym dłużej zwlekać. Przenoszę się ze studiami i wprowadzam tutaj. Miałam zadowalające wyniki końcowe, więc na pewno mnie tutaj przyjmą.
- Zapraszam. - Usłyszeli głos sekretarki, wyłaniającej się zza drzwi konkretnego gabinetu.
Wtem się zaczął największy stres dla Kornelii, gdyż miała świadomość, że dokumenty zrobione przez pana Kaulitz o udziałach Kornelii w jego Domu są nieprawdziwe. Tom emanował pewnością siebie i dawał jej świetny przykład na załatwianie w przyszłości spraw urzędowych. Była pod wrażeniem i chyba... I chyba zaczął jej się podobać bardziej niż zwykle. Sama się już łapała na tym, że ma słabość do pewnych siebie, odzianych w garniaki mężczyzn. Pomimo że Tom miał tylko marynarkę, to już wystarczyło, że stawał się elegancki i zabójczo przystojny. Tak samo było przecież z panem Kaulitz. Teraz już tylko się uśmiechała pod nosem na myśl o swoich odczuciach. I pozostawało jej tylko mówić do siebie 'to tylko Tom. Brat mojego mężczyzny' ale nie pomagało.
Po nie długim czasie, jak się jej wydawało, opuścili urząd z pieczątkami, podpisami i zgodami. Tom był z siebie zadowolony, a ona nie mogła przestać się uśmiechać i patrzeć na niego. Gdy wsiedli w jego auto, nie mogła już wytrzymać.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo przystojny tam byłeś.
Tom pomimo zaskoczenia tym wyznaniem uśmiechnął się z błyskiem oku i rzucił na nią okiem.
- Teraz już nie? Tylko tam, tak? - Zażartował, co rozweseliło Kornelię bardzo mocno, a wszystko dlatego, że się zawstydziła.
- Teraz też. Mam chyba słabość do facetów w marynarkach - wyjaśniła, już wcale nie patrząc na niego.
- Dobrze wiedzieć - uniósł brew, a przy tym lekki uśmiech nie schodził mu z twarzy.
Między nimi zapadła chwila ciszy. Obydwoje mieli w myśli przed chwilą zaistniałą sprawę w urzędzie, skrawki rozmów, ale i też obydwoje podświadomie o sobie myśleli. Tomowi było bardzo miło słyszeć z Kornelii ust takie komplementy na swój temat, a Kornelia była zachwycona tym, że wszystko szło pomyślnie.
- Jej. Już się nie mogę doczekać - podniecała się.
- To, co? Teraz będziemy mieszkać razem? - Zauważył Tom.
- Na to wychodzi. - Zaskoczyła Kornelia.
- Świetnie. Mi pasuje. Przynajmniej nie będę musiał sprzątać i robić sobie jedzenia. - Wzruszył ramieniem, za co dostał przez ramię od Kornelii, po czym obydwoje się zaśmiali.
***
Ważne było to, że się udało. Teraz pan Kaulitz miał jeszcze większą mobilizację do znalezienia kogoś na swoje miejsce, gdyż kompletnie nie widziało mu się to, że jego kobieta będzie mieszkać w Los Angeles z jego bratem, a on tutaj sam.
Niestety jego mobilizację zaburzyły trochę odwiedziny Alexa i Andreasa podczas weekendu, który spędzał na przeglądaniu ogłoszeń na podobne stanowisko pracy.
- Nie pieprz mi, że przy sobocie pracujesz! - Zawołał z wejścia Andreas, gdyż weszli sobie do domu, jak do siebie.
- Ja? Nie... Tylko przeglądałem...
- Kończ to i wróć do żywych. - Przerwał mu Andreas, stawiając na stół papierową torbę, z której wyciągnął dwie butelki Jacków.
Kaulitz przetarł swą twarz, by się pobudzić do życia i zerknął na swych przyjaciół.
- Wyglądasz jak nie żywy. Mam coś, żeby cię uratować.
- Daj spokój. Nie chcę nic. Już pomału nie daję rady... - Poskarżył.
- Co jest? - Zainteresował się Alex.
- Cierpię na bezsenność.
- Dziwne? Jak ćpiesz od poniedziałku do piątku, to się nie dziwię, że w weekend nie dajesz rady - prychnął Andreas.
- Nie ćpam od poniedziałku do piątku. - Oburzył się Kaulitz, widząc, jak ten kreśli już biały proszek na jego czystym stole.
- Nie? Co drugi dzień? - Zaśmiał się.
- Prawie... - Westchnął Kaulitz, skrywając swą twarz w dłonie.
- Nela nic nie wie?
- Nie! - Zawołał, od razu pobudzony. - Nigdy. Chcę z tym skończyć. To mnie gorzej wykańcza. - Westchnął cicho, po czym dodał. - Czasem tylko zauważa źrenice, ale myśli, że to od kawy i z niewysypiania się.
- Idiotka. - Zaśmiał się Andreas.
- Nie mów tak o niej! - Kaulitz aż się podniósł, uderzając dłońmi w stół.
Andreas się nieco speszył, od razu przepraszając, a Kaulitz zamknął laptopa i pozbierał dokumenty, odkładając to wszystko na bok.
- Rzeczywiście nie wpływa to na ciebie dobrze - mruknął blondyn pod nosem, nie mogąc się opanować.
- Nigdy dobrze to na mnie nie wpływało. Jedyne, co mi przy tym wychodzi to praca, ale nie weekendy, w których mam zejście, a widzę się z nią. Wszystko mi wtedy przeszkadza i się jej czepiam jak nie normalny. Potem żałuję, ale się nie przyznam przecież do tego, bo ma mnie za ideał. Zależy mi na niej, więc skończę z tym i nawet nie będzie wiedzieć, że w ogóle to brałem.
- Chodź. - Skinął głową Andreas, gdy wciągnął jedną z trzech kresek.
Kaulitz westchnął, zerkając na swoją porcję. Stwierdził, że na razie nie ma głowy na start z końcem, zresztą nie ma teraz Kornelii, więc podszedł do stołu i po prostu wciągnął swą działkę, wcale nie czując się z tym źle.
- Idziemy dziś na miasto. Idziesz z nami. Nie będziesz siedzieć w domu przy papierach - zarządził Andreas.
- Nie chce mi się nigdzie iść. Możemy sobie wypić na spokojnie w domu - odrzekł Kaulitz, zerkając do lodówki. Nawet jeść mu się odechciewało na myśl, że sam musi sobie to jedzenie przyrządzić. Zamówił jakiś obiad przez internet i przenieśli się do ogródka.
- Przydałby ci się tu basen jeszcze. Leżaczek, słońce, jakieś spoko dupcie i basen, żeby je zmoczyć.
Kaulitz westchnął pod nosem, nie komentując uwagi przyjaciela, a Alex się tylko zaśmiał, nadal pocierając nos, który mu się nieco wysuszył.
- Ty no serio ci mówię. Tutaj. - Aż musiał iść i pokazać konkretne miejsce na trawie.
Kaulitz wciągnął na nos okulary przeciwsłoneczne i wyciągnął nogi na leżaku.
- To weź łopatę i kop - rzucił Alex.
- Ty, no dawaj! - Rozłożył ręce. - Ja bym się pokąpał.
Kaulitz się wyśmiał już, nie mogąc wytrzymać.
- Widzę, że już ma dobrze - rzucił do Alexa.
- Ta... - Śmiał się Alex. - Daj mu łopatę i niech kopie.
- Nie. Zniszczy mi trawnik.
- Wolisz go znosić? Niech wyżyje się na łopacie. Może zejdzie mu trochę.
Kaulitz się uśmiechnął krzywo.
- Dałbym ci łopatę, ale nie posiadam takich rzeczy.
- Może sąsiedzi mają? - Zawołał.
- Idź się spytaj - wymyślił Alex.
-Nie! - Zawołał Kaulitz, który aż się podniósł do pozycji siedzącej. - Jaki wstyd... - Dodał, zakrywając usta, gdy zobaczył, że blondyn już pokonuje wysoki, drewniany płot.
- Gdyby był trzeźwy, pomyślałby, że kawałek dalej ma jezioro. - Alex krztusił się śmiechem.
- Nieee! - Zawołał jeszcze bardziej poruszony Kaulitz. - Mogłoby mu coś odbić i mogłaby się stać tragedia, jak jest w takim stanie.
- Masz rację - przyznał Alex. - Myślisz, że nie zauważy takiego wielkiego jeziora? - Śmiał się.
- Myślę, że nie, jeśli się skupi na kopaniu. - Kaulitz sam się zaśmiał, zerkając na wprost siebie w wodę. - W sumie dobry pomysł z tym basenem. Nie lubię się kąpać w tym jeziorze.
- Pływałeś już?
- Tak. Raz tylko. Tydzień temu, ale jakoś nie przypadło mi to do gustu. Wolę basen i pewny grunt.
- I czystą wodę.
- Dokładnie.
- A jak tam sprawy się mają? Załatwili już coś?
- Tak. Dostali dzisiaj zgodę. - Jego ton głosu stał się bardziej ironiczny i oschły. Jakoby miał sugerować to, że jemu się to wcale nie podoba, ponieważ to nie on miał w tym udział.
- I nic nie mówisz!? - Zawołał Alex, tak samo się podnosząc z leżaka do pozycji siedzącej. - To zajebiście! Czemu taki spokojny jesteś? - Zwrócił się całym ciałem w stronę kolegi.
- Raczej zdenerwowany, nie spokojny - wyznał, lekko skwaszony.
- Uwaga! - Zawołał Andreas zza płotu, przerzucając dwie łopaty, a po chwili sam się przez niego przerzucił.
- Omg... On to naprawdę zrobił. - Nie wierzył Kaulitz.
- Nie mieli trzech. Także będziemy się zmieniać. Chodź mi ktoś pomóż.
- Pf... - Prychnął Kaulitz. - Chciałeś basen, to sobie go kop. Ja palcem do tego nie kiwnę - odrzekł tonem divy, sącząc drinka przez słomkę.
- To twoja działka! - Zarzucił Andreas.
- Tak. Mogę sobie wynająć profesjonalistów do tego - wyznał Kaulitz. - A ty, jak chcesz, to sobie kop.
- No i będę kopał. Żebyś chciał wiedzieć, że będę.
- To kop.
- Kopię. - Wsunął łopatę w piękny, równy trawnik, który po chwili zaznał bolesnej w oczy dziury. - Bo chcę się wykąpać w basenie - zaświadczył.
- Czemu jesteś zdenerwowany? - Przypomniał Alex na boku.
- Ponieważ Kornelia oświadczyła, że przenosi się do Los Angeles wraz ze swoimi studiami i na tę chwilę będzie mieszkać sobie z moim bratem - znowu użył ironicznego tonu.
Alex się zaskoczył i chwilę nie dowierzał, ale gdy Kaulitz przytaknął ruchem głowy, uwierzył.
- To, teraz będziecie mieszkać osobno? Nie rozumiem.
- Ja też tego nie rozumiem - wyjaśnił. - Powiedziała, że w czasie otwierania tam magazynu, mam znaleźć sobie kogoś na swoje zastępstwo, żebym ja też mógł się tam przeprowadzić.
- Już myślałem, że się rozchodzicie - odetchnął Alex.
- Nie. Nie rozchodzimy się, ale na ten moment już prawie zostałem sam mieszkać w tym domu i denerwuję się na myśl, że nie potrzebnie w niego inwestowaliśmy, gdy zaraz i tak nie będziemy tu mieszkać.
- Możecie przecież sprzedać.
- A wtedy, gdzie będę przyjeżdżać? Do hotelu? Już bardziej mi się opłaca płacić tutaj za grunt raz na rok, niż płacić tysiące za apartamenty, ale boli mnie to, ponieważ podoba mi się ten dom, dobrze mi się w nim żyje, a będzie stać pusty i będzie się marnować.
- Wiesz... Jak się przeprowadzicie, to chętnie mogę go wynająć. - Uśmiechnął się Alex. - Chcemy zamieszkać razem normalnie, nie na walizkach w tym małym mieszkaniu. Dziecko niby jest dzieckiem, ale ma ogrom swoich rzeczy, dlatego jestem chętny.
- Cóż. Poniekąd się cieszę, że mi o tym powiedziałeś, rozważę taką opcję, aczkolwiek nie wiem, kiedy się stąd wyprowadzę, ponieważ nie mam jeszcze nikogo na swoje miejsce. To nie jest takie proste znaleźć na takie stanowisko odpowiednią osobę.
- Wiem. Ja już ci powiedziałem. Nie zamierzam się pchać w coś, do czego się nie nadaję.
- Szkoda, bo może jakbyś zaryzykował, to mogłoby coś z tego wyjść.
- Przestań. - Skwasił się. - Ja zamierzam coś mieć od życia i to nie tylko pracę. Muszę poświęcać czas dziecku. Nie chcę siedzieć od rana do wieczora w pracy i harować tak, jak ty.
Kaulitz nie skomentował tego.
- Musisz znaleźć taką osobę, która będzie samotna. Bez dzieci i najlepiej bez partnera. Będziesz wiedział, że się przykłada - doradził pół żartem, pół serio, czego znowu Kaulitz nie skomentował. - Albo zadzwoń do Ali.
- Nie - odrzekł stanowczo.
- Dlaczego? Ona się do tego nadawała.
- Wiem, ale nie. Kradła pieniądze i miała o to sprawę w sądzie. Nie zatrudnię złodzieja z powrotem do firmy.
- Mam ochotę się wykąpać w tym jeziorze. Jest za gorąco.
- To idź się wykąp.
- Idziesz ze mną?
- Nie. Jeśli pójdziesz tam, pokażesz Andreasowi, że jest jezioro.
- Może się nie zczai. - Zaśmiał się Alex, już ściągając z siebie koszulkę. - Masz jakieś szorty? Zapomniałem, że masz jezioro w ogrodzie.
- Nie zmieścisz się w moje ciuchy.
- To daj Toma. One są na gumce, co ty mi tu pieprzysz? Aż taki gruby nie jestem.
- Nie? Wisi ci... Smalec... - Zaśmiał się Kaulitz i z tego, że tak skrytykował przyjaciela, ale bardziej z tego, że w ogóle powiedział takie zdanie.
- Smalec... - Złapał się swojego brzucha. - To Maciuś jest, nie smalec.
Kaulitz śmiał się w dobre, czując zażenowanie, iż powiedział takie słowa.
- Wiesz, co? Aż mi się przykro zrobiło... - Alex się obraził, a Kaulitz nadal się śmiał.
- Nie mów tak pedalsko. Masz dziecko - wytknął mu Kaulitz, uspakajając swój śmiech i wstając z leżaka.
- Jezu... Powiedzieć coś o uczuciach i zaraz jak pedał.
- Tak jest Alex. Słyszałeś kiedyś, żeby Tom powiedział takie zdanie? - Ruszyli do domu, do jego garderoby.
- To już wiem, skąd bierzesz przykład. - Zaskoczył Alex, a Bill się uśmiechnął.
- Nie powiesz mi, że Tom nie jest w tym dobry. Mnóstwo kobiet ma do niego słabość.
- Tom ponoć skończył z koką.
- Tak. Okazyjnie to robi i to dosłownie okazyjnie. - Szukał spodni dla przyjaciela. - Ja też muszę to zrobić... Kiedyś naskoczyłem na Kornelię z tekstem 'nie pyskuj' i to tak, jakbym chciał ją zabić - przyznał się z przykrością.
Alex zaskoczony zerknął w stronę przyjaciela.
- Widziałem, jak robi jej się przykro. Często na nią tak naskakuję. To wszystko przez to... Nie chciałbym, żeby ode mnie odeszła, gdy w końcu będę już całkiem się na niej wyżywać przez to, że mój organizm ma kaca. Naprawdę chcę z tym skończyć... Ona jest za miła dla mnie, żebym mógł ją tak traktować.
- Widzę, że chyba bardzo się w niej zakochałeś, że wytykasz swoje błędy na głos - zauważył zaskoczony Alex, przebierając spodnie.
Kaulitz się uśmiechnął pod nosem i gdy zeszli już na parter niestety niedane było mu wyjść jeszcze do ogrodu, gdyż przyszedł zamówiony obiad, który pomógł mu odebrać Alex.
- Ja sądzę inaczej - kontynuował Kaulitz, gdy stanęli przy wyspie kuchennej, żeby przełożyć obiady na talerze, by zjeść, jak ludzie. - Ja sądzę, że dzieje się źle...
- Dlaczego?
- Bo jeszcze rok temu, gdyby mi powiedziała, że się przeprowadza do Los Angeles, choćby po to, żeby zakładać firmę, to bym nigdy jej na to nie pozwolił. W ogóle by ta sprawa nie była przyjęta. Nawet dyskusji żadnej by nie było. Nie zgodziłbym się na mieszkanie jej z moim bratem.
- Fakt... Kiedyś ją trzymałeś krótko, ale sądziłem, że się na to zgodziłeś, żeby później być razem.
- Tak? Mówiliśmy o tym już od ponad roku, a ja jeszcze nie znalazłem nikogo na swoje miejsce. Jakoś dziwnie łatwo mi przyszło mi się na to zgodzić...
Wymienili się spojrzeniami, po czym Kaulitz westchnął.
- Mam kiepski dzień. - Spuścił głowę. - Na niczym już mi chyba nie zależy...
- Tak w ogóle nie mów! - Zawołał poruszony Alex. - Nie zamierzasz chyba się w takim momencie życia poddawać. Nie pozwolę ci na to w każdym razie.
- Gdybym miał zaufaną osobę na swoje zastępstwo... Byłbym tam teraz z nią i to ja bym z nią spędzał czas, a nie Tom... - Było mu przykro. - Boję się trochę tego, że moja tęsknota nie jest tęsknotą, a strachem, że mnie zostawi. Ona jest naprawdę ambitna...
- Nie rozumiem, co się stało, że twoja samoocena i pewność tak spadła? - Alex naprawdę się tym bardzo przejął. Śmiał twierdzić, że naprawdę się dzieje źle, jeśli jego niegdyś 'diva' przyznaje się do błędów, a co gorsze, żyje w obawach i nic z tym nie robi, żeby się ich pozbyć.
- Nie wiem... Za dużo chyba mam tego wszystkiego. A udawanie przy niej, że jest dobrze, mi coraz mniej wychodzi. Od samego początku co jakiś czas pyta, czy wszystko jest w porządku. Jakby wieczorny drink jej o tym mówił. A ja czasem próbuję. Wywalam z siebie wszystkie nerwy, ale nie to, co tak naprawdę we mnie siedzi... Po prostu nie umiem jej tego powiedzieć.
- Z Tomem rozmawiałeś?
- Próbowałem, ale chcąc nie chcąc związał się z nią przez te wszystkie wyjazdy, w sumie... Więcej są razem niż ze mną... A ja mu na to pozwalam... - Zaszkliły mu się oczy z przykrości. - Tom jest już pewny, że to będzie ona i że nie będzie żadnej innej, ponieważ sam mu tak to wszystko przedstawiałem. Gdy próbowałem mu powiedzieć, powiedział, że mam nie pieprzyć, że mam się ogarnąć, że nie spotkam takiej drugiej, co by życie za mnie oddała. Wiem o tym. Szanuję ją... Czasem... Staram się... Sądzę, że gdybym czuł to naprawdę, nie starałbym się, tylko by to wychodziło samoistnie, tak jak wychodzi to z niej.
- Poznałeś człowieka, który się w tobie zakochał bardziej, niż ty w nim i przez to masz doła? - Alex już nie rozumiał.
- Nie. Mam doła z powodu tego, że pragnę, by było dobrze, ale nie mam siły się za to zabrać. Po prostu mi się nie chce... Moje zastępstwo pomogłoby mi w tym, żeby było dobrze, ale jakoś nie pałam się, żeby to naprawdę zrobić. Kornelia już dawno zajęła się szkoleniem swojej pracowniczki, bardzo się przykładała, żeby nie zostawiać mnie jeszcze ze sklepami na głowie. Jeszcze jej konkretnie nie posadziła na swoim stanowisku, ale już ją wprowadza we wszystko. Idzie jej to genialnie. Ja... Eh... Chciałbym wziąć z niej ten cholerny przykład w tym temacie, ale czuję się, jakbym miał związane ręce.
- Może i masz je związane, ale trzymasz za końce tego sznura. Weź się w garść i pociągnij za nie. A Andreasowi powiem, żeby więcej ci nie załatwiał prochów i cię nie częstował niczym podobnym. Stary. Serio musisz się wziąć w garść. - Klepnął go w ramię, ale widząc jego szklane oczy, automatycznie do niego podszedł i zamknął w ramionach. Nie chciał, żeby jego najlepszy przyjaciel wpadł w jakąś depresje.
Wziął się za siebie. Przyjął słowa Alexa do siebie. Spojrzał na siebie jego oczami i stwierdził, że naprawdę zaczął upadać. Nie mógł na to pozwolić. Próby walki z nałogiem również się podjął i w tym momencie bardzo się cieszył, że nie ma Kornelii i tego nie widzi. Lustro w łazience wymieniał dwa razy. Czasem naprawdę nie dawał rady i w tych momentach widział, że to nie jest już śmieszne, a naprawdę ma problem, którego wcześniej nie widział, ponieważ minęły dopiero dwa tygodnie. Częste odwiedziny Alexa i Ann, jak i Andreasa, który naprawdę przestał mu załatwiać prochy trochę pomagały. A najbardziej pomagało mu wnikanie w ich życie, zostawiając swoje na potem. To nie miało dobrych skutków biznesowych, które przez brak wspomagania prochów zaczęły mu sprawiać wiele więcej problemów, niż się tego spodziewał. W Domu każdy zaczął chodzić jak na szpilkach. Starał się nie wyżywać, ale czasami nie potrafił wytrzymać nawet sam ze sobą. A wraz z nadchodzącą nową kolekcją i powrotem Kornelii, też powrócił i było już dobrze. Na chwilę...
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Jakiś krótki ten odcinek. Brakuje mi ciągu dalszego!
OdpowiedzUsuńSmutny rozdział. Aż szkoda mi się zrobiło Billa, nawet mnie nie wkurzył swoim zachowaniem w tym odcinku. Jednak nie mogę przyznać, że rozumiem jego wcześniejsze postępowanie, bo nic nie może wytłumaczyć chamskiego zachowania z poprzednich rozdziałów. Odstawił prochy, to może się zmieni na lepsze. Trzymam za niego kciuki!
Jestem ciekawa tej relacji Toma z Kornelią. W poprzednim rozdziale było ciekawie, teraz wyskoczyła z tekstem, że jest bardzo przystojny... żeby tylko nie zdradziła z nim Billa! Ale gdyby to zrobiła, to jestem ciekawa, jakbyś rozwiązała taką sytuację.
Nie mogę się doczekać bonusu, na pewno będzie mega ciekawie.
Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!
Kochana Kiedy pojawi sie cos nowego???
OdpowiedzUsuńDodałam post informacyjny na ten temat.
UsuńCieszę się, że czekasz na nowe odcinki <3
Pozdrawiam cieplutko :*