48. Przeznaczenie

Nie przypomniało mi się, że mam bloga... Zaczęłam po prostu pisać kolejną z części i stwierdziłam, że po co, jeśli nie opublikowałam do końca jeszcze tej... (?) Ehh brak czasu mi nie pozwala na regularne wstawianie odcinków, ale niemalże co dzień jestem przy tych opowiadaniach myślami. Mój notatnik w tel. znosi mnie każdego wieczoru przed snem. 

Odcinka nie czytałam od jakichś paru miesięcy, ale przelatując po nim wzrokiem przypomniał mi się ten Nate. Z tą postacią miałam wielkie plany. Nadal nie wiem czy się z iszczą, w każdym razie od początku do końca będzie on ważny.

Zapraszam i pozdrawiam pozostałych z tą historią i tym... Panem Kaulitz. 


48


Przeznaczenie


- Gdzie znowu lecisz? - Zaczepił Tom Kornelię, gdy wychodziła ponownie z domu, pomimo że przed chwilą do niego wróciła.
- Muszę się śpieszyć. Z chęcią bym z wami posiedziała, ale nie mogę.
- Zachowujesz się jak Bill. Weź sobie w końcu zrób jakieś wolne. Nie musisz się nigdzie śpieszyć.
- Tom! Miałam wolne zeszły weekend, a pod magazynem stoi dostawczak! - Zaczęła poruszona. - Maszyny przyjechały! Nie mogłam odebrać telefonu, bo byłam na spotkaniu, a kompletnie o tym zapomniałam! Dopiero teraz oddzwoniłam. Masakra jakaś. Muszę jechać - mówiła pośpiesznie, poprawiając szybko makijaż przy lustrze w przedpokoju.
- Ja też zapomniałem... - Zaskoczył Tom. Gdyby o tym pamiętał, nie zapraszałby kumpla do siebie na piwo. - Poczekaj, pojedziemy z tobą.
- Nie potrzeba. Oni wszystko wniosą. Nie przeszkadzajcie sobie.
- Jeśli będzie potrzebna dodatkowa pomoc? - Tom nalegał.
- To zadzwonię do Nika. - Uśmiechnęła się i podeszła do stolika salonowego, na którym leżały ciastka. Wzięła jedno, od razu je spożywając. - Albo do Nata - dodała. - Mówił, że jak będę czegoś potrzebować, to mam dzwonić, a to dobry moment. Naprawdę Tom. Poradzę sobie - zapewniła. - Odpoczywajcie dalej. Pa! Pa Siebel! - Dodała, widząc, że blondynka wychodzi z łazienki. Wzięła jeszcze parę ciastek do ręki, po czym wyszła z domu, gdzie w drodze usłyszała za sobą od Toma, że gdyby coś się działo ma do niego dzwonić.
Tom westchnął pod nosem. Nie było to dla Toma żadne z dziwnych zachowań jego współlokatorki, ponieważ już się przyzwyczaił do rozmów z nią w locie. Za to jego dziewczyna z jego kumplem z pracy wymienili między sobą spojrzenia.
- Ona tak cały czas lata? - Zapytał Jacob, jakby się spodziewał, że od ostatniej podobnej sytuacji coś się zmieniło.
- Ta... Najlepsze jest to, że Bill jeszcze się nie szykuje na przyjazd tutaj, a ona biega, jak szalona. - Starał się nie obgadywać ludzi, dlatego uznawał to zdanie za podzielenie się swoim zmartwieniem i może brzmiało to, jak początek dobrych plotek, tak naprawdę jego zmartwieniem było.
- Zaraz. Chwila - wtrąciła Siebel, dodatkowo gestami pokazując przerwę, po czym przyjęła postawę ciała taką, jakby rozpoczynała bardzo ciekawy, emocjonujący temat. - Możesz mi w końcu wytłumaczyć, co się dzieje? Cały czas mówisz o otwieraniu jakiegoś magazynu, załatwiłeś sobie zastępcę, żeby móc jej pomagać, a teraz mówisz, że twój brat nie szykuje się na przyjazd tutaj? Co tu jest grane? - Gestykulowała pobudzona.
Tom zerknął na blondynkę, na kumpla i widząc ich oczekiwanie na wyjaśnienia, ponownie westchnął, wziął duży łyk schłodzonego piwa i zbierając myśli, zaczął.
- Tak właśnie jest - wydusił z siebie kreatywnie.
- Nie rozumiem - Siebel kręciła głową pobudzona sytuacją.
- Nie chcę o tym gadać, to są ich sprawy, nie moje i tyle - zamarudził. Naprawdę nie chciało mu się o tym mówić, bo już sam wystarczająco bardzo się denerwował na poczynania młodszego brata.
- Nie twoje? Chyba Twoje, jeśli pomagasz jej, zamiast on to robić - odezwał się Jacob.
- Wziąłeś zastępstwo za siebie - powtórzyła Siebel. - On nie może tego zrobić?
- Może. Szuka kogoś na swoje miejsce, ale ciężko mu to idzie, bo to jest co innego. - Sam się sobie dziwił, że mógł jeszcze bronić brata, gdy sam był na niego cięty. Jednak brat to brat. Nie da obcemu go poniżać, chociażby swojej dziewczynie i przyjacielowi.
- Jak to, co innego? Ty masz swoje udziały, on swoje, ty masz sztab ludzi pod sobą, on też, a ty możesz kogoś ot tak znaleźć, a on nie? Wiesz co? Dziwne to jest, naprawdę - wywaliła swoje zdanie dość wyzywającym tonem głosu, co trochę poruszyło Toma.
- Jest co innego, bo ja nie muszę projektować aut i nie muszę grzebać w ich silnikach, czy ich sprawdzać. Ja dostaję gotowy produkt, który sprzedaję. On tworzy wszystko od zera. Czaisz? - Oburzył się. - Jest projektantem, właścicielem firmy i głównym dyrektorem firmy... No już nie długo może nim będzie, na razie jest prezesem. W mojej firmie jest pewnie z pięciu projektantów, dziesiątki prezesów, właścicieli, setki kierowników i tysiące całej reszty. On jest jeden.
Siebel się trochę zacięła, ale Tom kontynuował.
- To jest Dom Mody, który przejął po mamie, który postawił na nogi, który zamierza rozbudowywać i właśnie to robi. Dlatego Nela tu jest i tak zapierdala, dlatego ja znalazłem kogoś na swoje miejsce, żeby pomóc bratu się z tym ogarnąć - mówił szybko bez zająknięcia się. - Taka jest prawda, ale to nie zmienia faktu, że czasem też mnie to irytuje. Moja irytacja i tak nic nie zmienia, bo i tak będę jej pomagać przy tym magazynie i tak, bo to rodzinny biznes. Coś, co powstało z rąk naszej mamy, coś, o co do końca życia będziemy dbać, a jeśli zajdzie taka potrzeba, to nawet i sprzedam swoje udziały i zajmę się tylko Domem. Początki są trudne... Zamiast jej pomóc, to siedzę właśnie i nic nie robię - dodał lekko skwaszony, z ogromem wyrzutów.
Drzwi wejściowe dały o sobie znać, iż się otworzyły. Tom, jak i reszta od razu pomyśleli, że to na pewno Kornelia czegoś zapomniała, ale gdy drzwi się po chwili zamknęły, Tom już wiedział, że to nie ona, ponieważ nie było trzaśnięcia, a zazwyczaj trzaskała, nie mając czasu na spokojne wyjście, czy wejście. Już się podniósł, gdy w tym samym momencie zobaczył swojego brata w przejściu do salonu.
Pan Kaulitz uśmiechnął się szeroko, widząc zaskoczenie zmieszane z radością na Toma twarzy.
- Bill? Co tu robisz? - Zawołał.
- Jak to, co? - Odrzekł obojętnym tonem głosu. - Zrobiłem sobie wolne. W końcu mam za tydzień urodziny - zaznaczył.
- W końcu - skwitował Tom i podszedł już nie do blondyna, lecz czarnowłosego Billa, by zatopić się w braterskim uścisku. Zaraz potem przywitał się przyjaźnie z Siebel i Jacobem, a później zajął miejsce obok Toma gościa.
Pan Kaulitz rzucił okiem na całość wnętrza salonu i kawałek kuchni, którą mógł dostrzec z kanapy. Dawno go tu nie było, a sądząc po nabytych kwiatach i ramkach na zdjęcia i innych bibelotach, stwierdził, że jego kobieta naprawdę się już tu zadomowiła. Tak samo, jak miał dziwne wrażenie, że jest tutaj jakiś dziwny bałagan.
- Gdzie jest Kornelia? - Zapytał, nadal badając sytuację wzrokiem.
- Właśnie wyszła - zawiadomił Jacob.
- Chwilę przed tobą - dodał Tom, wahając się, czy mu mówić o tym, że właśnie odbiera maszyny i ze względu na to, że nie pojechał z nią, ale również dlatego, że jest tam pewnie z Nikodemem, a w gorszym przypadku Nate'm, którego Bill nienawidził. Sama Kornelia, niegdyś po przypadkowym spotkaniu z Nate'm na ulicy, przyszła mu się zwierzyć, że umówiła się z nim na spotkanie typowo przyjacielskie, żeby sobie porozmawiać, co się dzieje w ich życiach i jak ono się potoczyło, poprosiła o dyskrecję.
- Dokąd?
Mógł się spodziewać, że jego brat zada to pytanie, gdyż przecież jeśli chodzi o Kornelię, musiał wiedzieć wszystko. To również było dla niego dziwne. Jak tak, to siedzi w Berlinie i nie śpieszno mu tutaj do niej, ale gdy już przyjedzie, to zachowuje się tak, jakby naprawdę się o nią martwił.
- Do magazynu. Przesyłka przyszła.
- Dlaczego z nią nie pojechałeś?
- Po co miałem z nią jechać? Ona już prawie wszystko ogarnia. Wie czasem więcej, niż ja, przez te studia - dodał z żartem, a Jacob się zaśmiał i z chęcią wyjaśnił.
- Bo jest z wiadomościami na bieżąco, tak to jest, że się zapomina o wielu sprawach po studiach. Też mam luki w pamięci.
Zarechotali.
- Napijesz się piwa? - Zaproponował bratu, ale i też chciał sam dla siebie, gdyż przez ten lekki stres krycia Kornelii tyłka, jakby wytrzeźwiał.
- Tak. Z chęcią. Jestem wykończony. - Również poczęstował się ciastkiem.
- Jesteś głodny? Jest jeszcze obiad z wczoraj.
Tom zaczął latać jak szalony. Cieszył się z wizyty brata. Już czuł po kościach, że on też zrobi sobie z tydzień wolnego.
- Tak. Kornelia robiła? - Poszedł za nim do kuchni.
- Nie. Siebel. - Otworzył lodówkę.
- Ohm... - Przyjął tę informację z dystansem. - To sernik jest?
- Tak. Chcesz? Chcecie? - Powyciągał wszystko.
Kaulitz już w locie łykał pyszne ciasto, a Jacob wyzywał Toma, że pewnie, gdyby nie Bill, to by słowem nie pisnął o serniku.

Kornelia już w drodze zadzwoniła do Nata, zapytać, co robi. Nie miała zazwyczaj czasu na to, żeby się z nim spotkać, a przez ten rok spotkała się z nim tylko trzy razy, z tego raz, przypadkiem, dlatego widziała świetną okazję, żeby spotkać się z nim znowu. Do Nikodema również zadzwoniła, ale to tylko dlatego, że Tom się świetnie zaczął dogadywać z Nikodemem i nawet czasem imprezowali ze sobą i to też dlatego, że Siebel polubiła się z dziewczyną Nikodema. One ich tak połączyły, dlatego nie chciała, żeby nawet Tom wiedział o tym, że wzięła tylko Nata.
To było nawet nudne. Czekanie aż wszystko wyładują. Przysiadła sobie na kartonach i odszukała na mailu planu rozkładu hali. Zerkała co jakiś czas w pustą halę i w plany, gdy nagle poczuła szturchnięcie w ramiona i głos, który miał ją wystraszyć.
- Udało ci się. - Zaśmiała się, wybudzona z myśli.
- Co robisz? - Czarnoskóry dał krok przez kartony i przysiadł obok niej.
- Czekam, aż wniosą maszyny i przeglądałam plany i właśnie się dowiedziałam, że za tydzień przyjadą mechanicy, żeby to wszystko podłączyć, a to znaczy, że informatyka będę musiała ściągnąć, żeby wszystkiego dopilnował, a nie wiem, jak mi się to uda. No mniejsza z tym na razie, co u ciebie? Fajnie, że wpadłeś.
- Myślałem, że potrzebne ci ręce do pracy, a nie ja do towarzystwa.
- Gniewasz się? - Uśmiechnęła się słodko.
- Nie. - Odwzajemnił uśmiech i odwrócił od niej wzrok.
Nate się gniewał i nie tylko o to. Oczywiście, że się cieszył, że w końcu o nim pomyślała i mogli się spotkać, chociaż w taki sposób i w takim miejscu, niż jeżeli w ogóle, jednakże gniewał się o to, że pozwoliła sobie wjechać tak na głowę, żeby nie móc decydować o tym, z kim może się spotykać. Tego nienawidził i o to się gniewał. Nie chciał się z nią spotykać potajemnie i w trakcie rozmowy zwinnie przeszedł na ten temat, by móc wywalić jej w końcu swoje żale i swoje spostrzeżenia, ponieważ jak myślał, nikt prócz niego tego nie widział, a może i widział, bo Nikodem przyznawał mu trochę racji, ale Nikodem nie był na tyle odważny, żeby ją oświecić.
- Kto by pomyślał, że będziesz siedzieć na magazynie, zamiast leżeć z drinkiem w kurorcie.
Uśmiechnęła się zdumiona.
- Tak mnie widziałeś?
- Ta...
- Dawno nie byłam u Alana. Może wybierzemy się tam kiedyś wszyscy?
Nate prychnął, a ona już wiedziała, o co chodzi, dlatego nie dała mu nawet nic powiedzieć.
- Nie przesadzaj. To ja będę wszystkich zapraszać. Chyba nie będziesz głupi, żeby nie skorzystać - podpuściła.
- Ja nigdzie z Nim nie jadę. Jedynie co może mi zrobić to obciąg...
- NATE! - Przerwała mu, zaskoczona. - Jak możesz tak mówić? To mój chłopak!
- W końcu się do tego oficjalnie przyznałaś - zbystrzał.
- Nawet nigdy go nie spotkałeś. Nigdy nie zamieniłeś z nim nawet pół słowa. Nigdy nawet nie przeszliście obok siebie. Jak możesz nienawidzić kogoś, kogo nigdy nie poznałeś.
- No i nie poznam, bo nie chce go poznawać. Sram na niego.
- Przestań się zachowywać jak szczeniak - warknęła w końcu poirytowana. - Myślałam, że już dorosłeś - wyznała z żalem.
- Nigdy nie dorosnę do tego, żeby kogoś lubić za to, że zabrał mi tak chamsko i perfidnie moją laskę. Oszalałaś?
- Nie byłam wtedy twoją dziewczyną, ile razy mam to jeszcze powtarzać. - Przekręciła oczami, znudzona.
- Byłaś i mi nie wmówisz, że nie. Spotykaliśmy się.
- Towarzysko, a nie...
- Tak. Lizałaś się ze mną zawsze, ciągle się do mnie przytulałaś i byłem dla ciebie tylko ja. Zawsze. Byłaś moją dziewczyną.
- Może i tak było, ale nie byłam twoją dziewczyną. Nigdy oficjalnie tego sobie nie powiedzieliśmy.
- Nie trzeba takich rzeczy oficjalnie oświadczać. W przedszkolu jesteś?
- Jak dla mnie było trzeba i kropka. Zresztą. To było dawno, Nate. Teraz już jesteśmy innymi ludźmi i wątpię, żeby mogło być coś jeszcze między nami większego.
Zerknął na nią uważnie. Ona na niego również, ale widząc jego zadziorne spojrzenie, które sprawiało wrażenie, że jest typowym buntownikiem, do którego miała słabość, pozwoliło jej się zawstydzić, ale spięła się, by nie spuścić wzroku.
Uśmiechnął się cwanie, widząc jej reakcję.
- Nadal na mnie lecisz - skwitował.
Otworzyła szerzej oczy, tak samo, jak szeroko się uśmiechnęła, gdyż nie mogła tego powstrzymać. To było zbyt silne.
- Skąd ten wniosek!? - Nie wiedziała wprawdzie, co powiedzieć.
- Myślisz, że tego nie widzę? Zawsze będziemy na siebie lecieć i wiesz, co? Żałuję tylko jednej rzeczy, której nie zrobiliśmy.
Zrobiło jej się gorąco. Bała się, że powie to, o czym właśnie pomyślała. A najgorsze było to, że nie potrafiła mu zaprzeczyć na jego wniosek. Chyba naprawdę tak było. Nadal jej się szalenie podobał. Może gdyby nie wyglądał jak łobuz, to by tak nie było, ale niestety.
- Wiesz jakiej? He?
- Podejrzewam... - Odwróciła od niego wzrok, przenosząc się do wspomnień.
- Mogłem po prostu olać ten jebany telefon twojego starego. Może dzisiaj mielibyśmy dzieci.
Zaskoczyła się jeszcze bardziej.
- Chcesz mieć dzieci?
- A nie? Chcę mieć rodzinę. Nie chcę całe życie być sam.
Cóż. Taka była prawda. Był sam. Jego rodzice nie żyli, rodzeństwa nie miał, albo i nie wiedział o nim i wprawdzie do dzisiaj jest na pokoju, na swoich slumsach. A ona w tym momencie poczuła się tak bardzo zrozumiana, że zobaczyła w nim bratnią duszę.
- Więc wiesz już, co czuję - streściła.
- Cały czas wiem, że do siebie nie pasujecie i prędzej, czy później rozejdziecie sie.
Westchnęła. Nie miała już sił stawiać kolegi do pionu za te wredne zdania. Zamyśliła się po prostu, by po chwili poczuć jego ramie, które ją przytula do siebie. Oddała się chwili i przyłożyła czoło do jego zadbanego torsu.
- Nie rozumiem, dlaczego w ogóle zgodził się na mieszkanie osobno. Nigdy w życiu nie pozwoliłbym ci mieszkać na drugim końcu świata tylko dlatego, że praca. Pojechałbym albo z tobą, albo ty nigdzie byś nie jechała. Nie ma trzeciej opcji. Chuj wie, co on se tam robi z tymi wszystkimi modelkami. Ty zapierdalasz, a on się cieszy, że ma high life.
- To nie jest tak Nate... Na chwilę się jakby rozstaliśmy i...
- Na chwilę? Rok to chwila? Dla mnie chwila to góra tydzień.
- Eh... Nie chcę o tym rozmawiać Nate.... Skończą się prace przy magazynie i znowu będziemy razem. Nie przewiduje rozstania z nim.
- Czemu jesteś tak zapatrzona w siebie? Myślisz, że jeśli ty tego nie chcesz, to znaczy, że on też nie?
Zaskoczyła się trochę. Nate powiedział w końcu coś mądrego.
- Że niby rok mieszkania osobno nic nie zrobi? Że przyjedzie i będzie dalej tak jak było? Nie. Parę miesięcy wystarczy na to, żeby zmienić swoje podejście do życia, spraw, zmienić zwyczaje i odzwyczaić się od siebie. Patrz my. Ty stałaś się głupia, ja mądry.
Nie wierzyła w to, że naprawdę to powiedział. Uśmiechnęła się lekko, ale po chwili szeroko, by na końcu się wyśmiać.
- Ja głupia, a ty mądry? Skąd ty to wziąłeś!? - Śmiała się, a on się przyłączył, by po chwili wyrzucić w końcu z siebie to, co zamierzał.
- Myślisz, że nie wiem, że zadzwoniłaś do mnie dzisiaj potajemnie? I każde nasze wcześniejsze spotkanie też takie było? Traktujesz mnie jak kogoś gorszego? Jeśli nie, to wiedz, że i tak się przy tobie tak czuję. Już nie jesteś tą małą, słodką laską, co ciągle się śmiała i ciągle wisiała na mnie, czy na Dede'm. To, że masz miliony obserwujących na Instagramie, nie znaczy, że w prawdziwym życiu te miliony by cię lubiło. Kto by chciał laskę, czy koleżankę taką, która na nic nie ma czasu? Nawet na swój własny związek? Wiesz. Jak się już od święta widzimy, to zawsze mam taki w sobie żal, że się taka stałaś. Ciągle ą ę i nuda. Jeszcze najlepiej nie przytulać, bo cię wygniecie. Za to go nienawidzę. Za to, że zrobił z ciebie taką. Jesteś jak twój stary, a taka nigdy, NIGDY nie chciałaś być. Tego mi nie wmówisz. Nienawidziłaś go. Chciałaś się przytulać, chciałaś mieć prawdziwy dom, rodzinę, dzieci, psa i chyba spa jakieś.
- Kurort...
- Taa... Kurort. Nie sądzisz, że tamte pragnienia były lepsze, od tych teraz, jeśli jakiekolwiek masz jeszcze, bo teraz pewnie już wszystko masz, prócz normalnego faceta.
Westchnęła.
- Wtedy myślałam przyziemnie...
- Nie. Wtedy chciałaś mieszkać ze mną i spać na kanapie, byle tylko mieć bliskich przy sobie, którzy cię akceptują. To jest przyziemne? Twój chłoptaś nie akceptuje twoich znajomych i twojego zachowania; ustawia ci życie jak w zegarku, a chcesz się z nim wiązać na zawsze. Kłamałaś sama sobie albo poleciałaś na kasę i sławę. Wydaje mi się, że wtedy miałaś więcej wartości, niż masz teraz. Sorry.
Kornelia zamilkła. Już długo nie myślała o swoim życiu w taki sposób, a najgorsze w tym wszystkim było to, że przyznawała mu w większości rację.
- Dlaczego tak na mnie wjechałeś? - Zapytała spokojnie.
- Sorry, nie chciałem, ale... Już ci to powiedziałem. Gdyby nie On, to byś była bardziej ludzka. Nie, jak się ciebie pytam, co robisz, to ty mi gadasz jakieś gówna o firmie, co wcale mnie nie interesuje, bo to nie twoja firma, gdyby była twoja, to by było co innego, zamiast powiedzieć, tak jak kiedyś po prostu, że na mnie czekasz, a potem nie zaprzeczyć, gdy mówię o tym, że wiem, że spotykasz się ze mną potajemnie...
- Ale czemu mam temu zaprzeczać, jeśli tak właśnie jest? Mam ci kłamać?
- Kiedyś byś skłamała i tylko dlatego, że pomyślałabyś najpierw, że poczuję się źle, gdy powiesz prawdę. Teraz masz w to wyjebane. Wiesz, co jest najlepsze w tym wszystkim? Całe życie praktycznie się spotykałaś ze mną potajemnie przed twoim starym i nie mogłem się doczekać twoich osiemnastych urodzin, by w końcu mieć cię dla siebie, normalnie, by teraz znowu się spotykać z tobą potajemnie, bo poleciałaś na faceta, który jest jak twój stary - wyrzucił w końcu z siebie to, co sprawiało w nim żal.
Jej telefon zabrzęczał, a ona zamyślona odblokowała go. Przeczytała, ale tylko zrozumiała słowo 'Bill', dlatego wróciła myślami na ziemie.
W przeciwieństwie do Kornelii Nate niestety przeczytał jej wiadomość ze zrozumieniem, dlatego się podniósł z miejsca.
- Dobra. Spadam. Sorry za rycie bani, trochę się zjarałem, ale chyba... Wiesz co? Mam nadzieję, że się nie obrazisz na mnie za to, a to przemyślisz. W końcu przyjaciele sobie mówią najgorszą prawdę.
- Zaczekaj. - Podniosła się za nim, czytając wiadomość raz jeszcze.
"Bill przyjechał. Jedziemy do ciebie. Tylko udawaj, że nic nie wiesz"
- Na co? Tom ci kryje tyłek, więc ja mu w tym pomogę. Jak znajdziesz chwilę czasu, to dzwoń o każdej porze. Fajnie było cię widzieć. - Machnął ręką i odszedł.
- Bill? Jak to, Bill? Co on tu robi? - Przeszło jej przez myśl, serce jej zaczęło mocno walić, cała się podenerwowała.
Nate wyszedł z magazynu. Nie śpieszył się i łudząco jeszcze się za siebie odwrócił. Wcale za nim nie szła. Miała go gdzieś. Nawet nie przeprosiła. Naprawdę uświadomił sobie, że się zepsuła, a to bardzo go bolało. Tęsknił za tamtą małą Nell, która pyskowała więcej, niż była wstanie zrobić.
Coś jednak go podkusiło, żeby zostać chwilę dłużej. Chyba to, co powiedziała. Nigdy się z Nim nawet nie minął. I tylko ze dwa razy w życiu go widział.

Siebel zaparkowała nie daleko dostawczaka i wysypali się z auta. Nate musiał się skryć za ciężarówką, gdyż on również wyszedł wrotami.
Szli bardzo powoli, rozmawiając o czymś w języku niemieckim, czego nie rozumiał i przyglądając się mężczyznom, rozładowującym ciężarówkę, weszli na halę. Widział ich tył. Stwierdził, że nawet idzie, jakby był pępkiem świata. Ściskało go od środka. Radość Kornelii wydawała mu się fałszywa. Za to dojrzał to, czego się nie spodziewał i co go zabolało. Zawiesiła mu się na szyi, on ją objął mocno i trwali tak w czułym uścisku spory czas. Wyszło na to, że jednak się pomylił, albo za bardzo za koloryzował. Ich namiętny pocałunek i łzy szczęścia Kornelii zrujnowały mu kolejne jego zapewnienia. Może naprawdę za sobą tak tęsknią z miłości i wszystko jest między nimi dobrze?
We wszystko zaczął już wątpić, a dzięki temu czuł się jak idiota. Żałował, że powiedział Kornelii to, co myślał, a przede wszystkim to, co czuł...

- Jak to się stało, że tu jesteś? Czemu nic nie napisałeś? - Patrzyła w górę na jego twarz. Nie mogła się przyzwyczaić do tego koloru włosów. Dobrze wyglądał w czerni. Jeszcze bardziej poważnie, ale jednak wolała go chyba w tlenionych.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę.
- Ta... Na zwiady tu przyjechał, żeby cię skontrolować - zażartował Tom dla śmiechu.
Pan Kaulitz zaprzeczył z uśmiechem, po czym dodał.
- W każdym razie nie tylko - przyznał i znowu się zaśmiali. - Zostaję tutaj na dwa tygodnie. Tym razem przyjechałem za ciebie na przymiarki, musimy je zrobić jak najszybciej - zaznaczył. - I chciałbym spędzić z tobą urlop, także mam nadzieję, że nie masz planów na najbliższe dni.
Kornelia trochę zamarła.
- Trochę mam terminów... Ale w tej sytuacji je przeniosę.
- To dobrze. Chciałbym, żebyś wróciła ze mną do Niemiec za dwa tygodnie. Jesteś mi potrzebna.
- Ile będzie to trwać? - Już w głowie robiła analizę swoich spraw, które będzie musiała po przekładać.
- Około tygodnia, ale może się przedłużyć.
- Rozumiem. W porządku. Jutro wszystko po przekładam... Szkoda, że mi wcześniej o tym nic nie powiedziałeś.
- To jakiś problem Kornelio? - Kaulitz już się podburzył tym komentarzem.
- Nie... - Oczywiście, że był to problem. Na niektóre z tych spotkań, czekała po parę tygodni, a nawet miesięcy i teraz będzie miała je przekładać.
- Cieszę się. Zrobiłabyś jutro normalny obiad?
Zaśmiała się.
- Zatęskniłeś za nimi?
- Bardzo.
- Tak. Zrobię, co tylko zechcesz. - Wtuliła się w niego. - Może zrobię jakąś kolację? Skoczę szybko do sklepu, gdy będziemy wracać.
- Niee. Jutro to zrobisz. Dzisiaj, jak już tu jestem, to poproszę o oprowadzenie mnie po magazynie. - Rzucił okiem na wielkie wnętrze. - I mnie zapoznasz tutaj ze wszystkim.
- Znalazłeś już kogoś na swoje miejsce? - Tak wywnioskowała z jego słów, dlatego bardzo się ucieszyła. Przecież nie interesowałby się tak magazynem i sprawami ot tak, będąc na urlopie.
- Jeszcze niestety nie.
A jednak interesował się magazynem ot tak podczas urlopu. Skwasiła się w duchu.
- Mam parę osób już na oku. Jestem też w trakcie szkoleń, dlatego postanowiłem zostawić Dom na dwa tygodnie. Będę liczył telefony, ile razy będzie mieć problem i z czym.
- Kobieta, czy mężczyzna?
- Wcześniej była kobieta, teraz wziąłem mężczyznę. Zobaczymy, jak mu pójdzie.
- Oby mu poszło, bo chciałabym, żebyś już tu mieszkał...
- Widziałem, że się zadomowiłaś już tutaj i w mojej sypialni.
Uśmiechnęła się szeroko.
- Tak. Miło mi się tu mieszka, aczkolwiek wolę dom w Berlinie. Tutaj ciągle mi się wydaje, że jest bałagan.
Kaulitz się zaśmiał.
- Też miałem takie wrażenie, gdy wszedłem do domu.
- Mhm... Kocham cię... - Pocałowała go soczyście, wspinając się na palce, dzięki czemu się uśmiechnął. Nie przeszkadzał jej nawet smak alkoholu z jego ust. Bardzo za nim tęskniła i czuła, że zaczyna w końcu się układać; że są bliżej celu, niż dalej.
Pan Kaulitz nie miał takiego nastawienia. Miał na celu spędzić czas z Kornelią, ale przede wszystkim wybadać grunt, jaki się zbudował pod jego bratem i jego kobietą. Poznać ich prawdziwą codzienność i zobaczyć, czy przez ten rok oby nie oddalili się tak bardzo od siebie, jak przypuszczał. Dogadywali się jak zwykle świetnie, a to jak zwykle źle wpływało na jego samopoczucie. Czuł się niepotrzebny, a tego uczucia nienawidził.
I bardzo późnym wieczorem, gdy już byli w domu, i gdy zszedł po prysznicu na parter domu, usłyszał jedną wymianę zdań, która go po prostu rozładowała i sprawiła poczucie braku kontroli.
- ...kanapki i spadam. A ty co? Cieszysz się? - Zapytał radośnie Tom.
- Tak - przytaknęła również radośnie, po czym dodała. - Czuć, że przyjechał pan Kaulitz. Muszę zmienić moje najbliższe plany... - Zawiadomiła już mniej radośnie.
- Wszystkich przecież nie musisz. Nie musicie spędzać przecież ze sobą całych dni. Na jedno, czy dwa spotkania możesz przecież pójść. Zrozumie.
- Wątpię... - Mruknęła, po czym się zaśmiała. - Pan Kaulitz przyjeżdża i burzy całą codzienność. - Teraz zaśmiali się razem.
Już chciał wejść, by się najprościej w życiu przyczepić o to obgadywanie, ale usłyszał coś, co go jeszcze zatrzymało.
- Wiesz... - Zaczęła przygaszonym tonem. - Usłyszałam dziś od Nata przygnębiające słowa.
- Co się stało?
- Streszczając jego słowa, stwierdził, że tak nienawidziłam swojego ojca, że związałam się z facetem, który jest jak on...
Chwila ciszy.

Tom zerknął zaciekawiony tematem na dziewczynę i oparł się o blat, krzyżując ręce na piersi.
- I co? Zgadzasz się z nim?
- Sama nie wiem, co mam o tym myśleć... Nigdy tak o tym nie myślałam, ale zaraz przypomniała mi się rozmowa z tobą. Pamiętasz? Na cmentarzu.
- Ta.
- To jest wszystko dziwne... Powiedział, że kiedyś miałam więcej wartości niż teraz... - Skarżyła się. Miała taką potrzebę, a przecież nie mogła o tym porozmawiać z panem Kaulitz, bo to o nim no i słowa Nata. Zresztą. Przy Tomie czuła jakieś większe zrozumienie. On się nie denerwował tak jak jego młodszy brat.
- Dlaczego?
- Bo niby kiedyś... Okay. Nie niby, bo tak było. Że wiesz... - Odłożyła robienie kanapek na chwilę i zwróciła się w jego stronę. - Kiedyś marzyłam o domu, w którym będę mieszkać z bliskimi, którzy mnie akceptują taką, jaką jestem, a teraz... Poza tym, że przy okazji się dowiedziałam, że Nikodem mnie obgadywał do niego, bo inaczej by nie wiedział o tym wszystkim... A teraz niby wszystko mam, czego zapragnę, prócz tego, o czym marzyłam kiedyś. Ujął to tak albo ja tak zrozumiałam, że to, co miałam w dzieciństwie, przeniosło się na to, co mam teraz, bo jego zdaniem wybrałam to, co jest dla mnie naturalne. Jakby to było moim przeznaczeniem...
Wymieniali się chwilę spojrzeniem i w ciągu tej chwili jej oczy stały się bardziej mokre, dlatego z tego złego uniesienia emocjonalnego powróciła do smarowania ciemnego chleba.
- Wiesz, że człowiek się zmienia, dorasta, dojrzewa, zmienia tok myślenia i za tym idzie zmiana potrzeb, marzeń i wszystkiego innego. To jest normalne, że się nie myśli tak samo w takim wieku, jak się myślało, będąc nastolatkiem.
- Ale wiesz... Uwarzam tak jak Nate. Naprawdę miałam marzenie dość bardzo dojrzałe. Dzisiaj....
- O czym marzysz?
Chwilę myślała, po czym znowu przerwała czynność i zwróciła się do Toma.
- Nie wiem... - Pokręciła głową. - Wszystkie moje marzenia wiążą się z panem Kaulitz. Nie mam swoich takich... Jakby osobistych. Marzę na razie o tym, żeby w końcu być znowu razem. Tak jak kiedyś... Dążę do tego cały czas. Staram się... A on... - Westchnęła ciężko. - Nie wiem... Głowa mnie boli od tego myślenia. Nie sądziłam, że spotkanie z Nate'm sprawi mi taką burzę mózgów...
- Wiesz. Nate cię znał, zanim my cię poznaliśmy. Pamięta cię inną, teraz poznaje cię inną. Nie dziw mu się, że tak gada i też weź to na poprawkę. Nie mówię, że akurat on, ale wiesz już pewnie dobrze, że jeśli ludzie widzą cię szczęśliwą, chcą ci to szczęście odebrać, żebyś miała tak jak oni.
Uśmiechnęła się lekko.
- Nie sądzę, żeby Nate się zaliczał do tych osób.
- Ale też nie możesz powiedzieć, że go znasz teraz. On też się zmienił od tamtego czasu. -  Zauważył.
- Racja. - pokiwała głową. - Dziękuje Tom za ro...
- Co takiego Nate ci powiedział? - Do kuchni wszedł pan Kaulitz. Nie miał zamiaru słuchać tego dłużej.
Widok speszonej Kornelii go wrednie rozbawił, poza tym, że miał ochotę na nich nawrzeszczeć.


CDN

Komentarze

  1. Wkurza mnie strasznie Bill z tym swoim panoszeniem się. I jeszcze Tom jakby się go bał, mimo że jest jego bratem. Co to w ogóle ma znaczyć? Tom powinien wreszcie przemówić Billowi do rozumu. Nie można tak traktować ludzi, jak on to robi!
    Chyba nigdy nie lubiłam Nate'a, ale w tym odcinku powiedział dużo prawdy. Kornelia bardzo się zmieniła, zgadzam się z Nate'm - nie chciała być jak swój ojciec, ale taka właśnie się stała, nic dziwnego, że jej tatuś akceptował Billa, skoro byli tacy sami. Szkoda, że Kornelia tak bardzo jest wpatrzona w Kaulitza. Rozumiem, że jest zakochana, ale też nie można wszystkiego stawiać na jedną kartę, zwłaszcza, że Bill zachowuje się jak tyran, a nie jej facet. No kto to słyszał, żeby laska biegała po jakichś magazynach, a on - królewicz! - przyleciał sobie na piwko do brata. I jeszcze bezczelnie się pyta Toma, dlaczego z nią nie pojechał!
    Dobrze, że Bill usłyszał rozmowę na końcu. Należało mu się. Może to coś da.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty

50. Zaręczyny

49. Zagubiona Diva

18. Fatalny bieg